INDEXPARAFIASTRONA GŁÓWNAOGŁOSZENIA PARAFIALNEINTENCJE MSZALNEWSKAZANIA LITURGICZNEGAZETA PARAFIALNACMENTARZ PARAFIALNYHISTORIA PARAFIIHISTORIA NA FOTOGRAFIIGRUPY PARAFIALNEAKCJA KATOLICKAKSMMINISTRANCIRÓŻE RÓŻAŃCOWEINNE GRUPYMUZYKA W PARAFIIDLA DUCHAŻYCIE KOŚCIOŁASERCE BOŻEZIARNO SŁOWAKALENDARZ LITURGICZNYLINKI RELIGIJNE

http://www.ak.przemyska.pl/foto/logo%20DIAK.jpg

http://www.ksmap.pl/static/img/logo.jpg


WYDARZENIA PARAFIALNE:  
2007 - 2008/1 - 2008/2 - 2009 - 2010 - 2011 - 2012 - 2013 - 2014 -
- 2015 - 2016 - 2017 - 2018 - 2019 - 2020 - 2021 - 2022 - 2023 - 2024 - 2025

OGŁOSZENIA PARAFIALNE-PATRON MARZEC


ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ

marzec

KALENDARZ KOŚCIOŁA POWSZECHNEGO - ŚWIĘCI

styczeń luty marzec
kwiecień maj czerwiec
lipiec sierpień wrzesień
październik listopad grudzień

1 marzec Święty Feliks III.
Wywodził się ze starożytnego, słynnego rodu Anicjuszów. Jego pontyfikat przypadł na czasy pierwszej schizmy między Kościołem zachodnim i wschodnim. Jako głowa Kościoła wystąpił Feliks między innymi przeciw monofizytyzmowi, oraz domagał się rezygnacji Akacjusza z urzędu patriarchy Konstantynopola oraz Piotr Mongosa z funkcji patriarchy Aleksandrii. Tego pierwszego ekskomunikował, drugiego natomiast złożył z urzędu, podczas synodu w 435 roku. Jego decyzje nie przyniosły jednak realnych skutków. Z listów, które papież wysłał do cesarza Zenona wiemy między innymi, iż Ojciec Święty prosił cesarza o pomoc dla katolików prześladowanych na północy kontynentu afrykańskiego przez Wandali, a także starał się zabiegać u niego o rozwiązanie konfliktu z Mongosem. Papieskie zabiegi okazały się jednak daremne, a patriarcha Akacjusz włączył nawet Mongosa do tak zwanych dyptychów, czyli wykazów kościelnych dostojników, za których wierni modlą się w czasie Mszy, wykreślając z nich jednocześnie Feliksa... Z historii wiemy, że wkrótce potem wandalska ofensywa oraz antychrześcijańskie wystąpienia w północnej Afryce nieco zelżały, pojawił się natomiast inny problem. W jaki sposób traktować wiernych, którzy siłą zostali zmuszeni przez Wandali do przyjęcia ariańskiego chrztu? Słynący z surowości Feliks domagał się od nich wieloletniej pokuty, co także nie przysporzyło mu zwolenników na chrześcijańskim Wschodzie. Zmarł 1 marca 492 roku, w dziewiątym roku swego pontyfikatu.
 
2 marzec Św. Symplicjusz - wielki budowniczy.
Urodził się we włoskim Tivoli. Lata jego pontyfikatu, który rozpoczął się 3 marca 468 roku, przypadają na trudne czasy w europejskiej historii. Papież był świadkiem pozbawienia tronu cesarza zachodniorzymskiego Romulusa Augustulusa i przejęcia władzy przez germańskiego wodza Odoakera. Stolica Apostolska straciła na znaczeniu, a następca św. Piotra stał się bardziej obserwatorem niż uczestnikiem ówczesnych wydarzeń. W początkach swego pontyfikatu Symplicjusz oparł się żądaniu patriarchy Konstantynopola Akacjusza, by uznał kanon 28 soboru chalcedońskiego, przyznający jego stolicy status równy Rzymowi. Było to jednak jedno z niewielu śmiałych posunięć. Od czasu soboru w Chalcedonie pozostawał nie rozwiązany problem monofizytów, którzy zyskiwali coraz więcej zwolenników we wschodnich prowincjach cesarstwa. Gdy tron cesarski odzyskał Zenon Izauryjczyk, wydawało się, że znikną rozbieżności między chrześcijaństwem uznającym monofizytyzm a przywiązanym do duofizytyzmu ludnością bizantyjską i Kościołem zachodnim. Tak się jednak nie stało... Zenon starał się prowadzić politykę ugodową, która niestety sprzyjała herezji. Cesarz wraz z patriarchą Akacjuszem wydali z pozoru nieszkodliwe oświadczenie Henotikon, które zawierało ustępstwa na rzecz monofizytyzmu. Papież był coraz gorzej informowany, wieści często przychodziły z taki opóźnieniem, że nie mógł już interweniować. Dlatego też stawał się bezradnym obserwatorem, z którym nie liczy się ani cesarz, ani patriarcha. Sytuację pogarszał fakt, iż Symplicjusz ciężko zachorował. Po długiej chorobie papież zmarł i został pochowany w portyku bazyliki św. Piotra. Miało to miejsce 10 marca 483 r. Nie był ów następca św. Piotra może sprawnym politykiem, ale zasłynął jako wielki budowniczy. Za jego panowania niektóre gmachy świeckie zostały zaadaptowane do potrzeb Kościoła. Papież przekształcił budynek na Wzgórzu Eskwilińskim w świątynię chrześcijańską i wzniósł interesujący architektonicznie kościół San Stefano in Rotondo na Monte Caelio.
 
3 marzec Św. Kunegunda Cesarzowa-mniszka.
Pochodziła z arystokratycznego rodu Luksemburgów Kunegudna, urodziła się około 978 roku. Jej ojciec był hrabią i panem na zamku Lützelburg. Gdy Kunegunda skończyła dwudziesty rok życia, wydano ją za bawarskiego księcia Henryka, który w 1002 roku został niemieckim monarchą, zaś 12 lat później władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Henryk wraz ze swą małżonką złożyć miał ślub czystości dziewiczej, a gdy zbliżała się jego koronacja na króla, nalegał, by koronowano także Kunegundę. Tego uroczystego aktu w katedrze w Padeborn dokonać miał arcybiskup Moguncji i także późniejszy święty - Willigis. Koronę cesarską wręczył natomiast Henrykowi sam papież, Benedykt VIII, podczas specjalnej ceremonii w 1014 roku. Kunegundzie, która wszystkie swe prywatne kosztowności przeznaczyła na dzieła dobroczynne, zawdzięczamy między innymi powstanie diecezji i katedry w Bambergu, a także wielu klasztorów – w tym benedyktyńskiego opactwa w Kaufungen, w którym zresztą po śmierci męża żyła jak zwykła, uboga mniszka. Zmarła 3 marca 1033 roku. Jej ciało złożono obok ciała Henryka w prezbiterium katedry w Bambergu. Autorem widocznego na ilustracji niezwykłego relikwiarza, w którym spoczęły szczątki doczesne małżonków jest genialny, późnogotycki rzeźbiarz - Tilman Riemenschneider. Całe życie św. Kunegundy można opisać jednym zdaniem - mówi Michał Gryczyński z redakcji „Przewodnika Katolickiego”.
 
4 marca Św. Kazimierz, królewicz.
Być VIP-em i nie dać się zwariować, co więcej, zostać świętym. To naprawdę wysoki poziom. Kazimierzu przewyborny! – tak zaczyna się pieśń wyliczająca liczne cnoty świętego. A ja mam problem. Bo nie wiem, jak napisać o św. Kazimierzu. Znamy najważniejsze fakty z jego życia. Był drugim synem króla Kazimierza Jagiellończyka. Urodził się w 1458 r. na Wawelu. Jego wychowawcami byli Jan Długosz oraz włoski humanista Kallimach. Król Kazimierz przeznaczył 13-letniego syna na tron węgierski. Wyprawa na Węgry w celu objęcia władzy skończyła się jednak niepowodzeniem. Kiedy król udał się na Litwę, książę Kazimierz przez dwa lata praktycznie sprawował rządy w Królestwie Polskim. W roku 1483 ojciec wezwał syna do Wilna. Kazimierz chorował już wtedy na gruźlicę. Zmarł w Grodnie, mając niespełna 26 lat. Szczątki Świętego złożono w katedrze wileńskiej. Kanonizowano go w 1604 r. Tyle suchych faktów. Ale na czym polegała jego świętość? Tu jest problem. Jak przebić się przez pobożne, nadmiernie ckliwe lub zbyt heroiczne opowiadania? Jak dotrzeć do żywego człowieka? Czy życie młodego księcia z czasów największej polskiej prosperity można jakoś porównać z życiem synów księcia Karola lub dzieci megagwiazd filmu czy rocka? Jak 13-letni Kazik przeżywał nieudaną wyprawę na Węgry? Czy nie wolał bawić się z rówieśnikami? Młody, dobrze urodzony, bogaty Kazimierz, składający ślub czystości, byłby wymarzonym bohaterem brukowej prasy. Gdyby żyli wtedy paparazzi, dziś znalibyśmy więcej szczegółów z życia królewskiego syna. Niekoniecznie jednak wiedzielibyśmy więcej o jego świętości. Kolorowa prasa z upodobaniem szuka ciemnych stron życia gwiazd. Hagiografowie spisujący dzieje świętych działali odwrotnie. Usuwali z ich życiorysów wszystko, co uznali za zbyt pospolite, słabe czy grzeszne. Oddawali im jednak niedźwiedzią przysługę. Powstawały biografie uniwersalne, które można bez trudu przypasować do wielu ludzi. Oto próbka: „Niewypowiedziana i najszczersza miłość ku Wszechmogącemu Bogu w Duchu Świętym tak bardzo ogarniała serce Kazimierza, tak obfitowała i wylewała się na zewnątrz z głębi serca ku bliźnim, iż nic nie było dlań przyjemniejszym, nic bardziej upragnionym, jak wszystko swoje, a także i siebie samego oddać ubogim Chrystusa, podróżnym, chorym, więzionym i strapionym”. Aby być dobrze zrozumianym – nie podważam prawdziwości tego tekstu. Chodzi o styl. Tym pompatycznym zwrotom daleko do prostoty stylu Ewangelii, daleko do autentycznych zmagań, które przeżywali święci, daleko do piękna przygody z Bogiem zwanej świętością. Wracając do św. Kazimierza. Sedno jego świętości leży chyba w tym, że nie uderzyły mu do głowy ani bogactwo, ani władza, ani przywilej dobrego urodzenia. Dobry to patron na dzisiejsze czasy, tak bardzo pełne „politycznych zawieruch”, a także na zmagania duchowe, jakie w czasie pokutnym stoją przed każdym chrześcijaninem. Syn króla polskiego Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburg, córki cesarza Niemiec, wychowywany był, wraz ze swym licznym rodzeństwem, przez bardzo pobożnych rodziców. Elżbieta - zwana „matką królów” - uważana była za świętą królową, miłosierną i pobożną. Ojca, Kazimierza Jagiellończyka, nazywano „najpobożniejszym monarchą swoich czasów”. W 1467 roku król powierzył swych synów Janowi Długoszowi, który wychowywał ich w karności, nie pobłażając w niczym, by przygotować ich do przyszłych rządów. Piotr Skarga tak określił wpływ Długosza na przyszłego Świętego: „Niemały miał postępek pod sławnym mistrzem i nauczycielem Długoszem, onym kanonikiem krakowskim, pisarzem dziejów polskich, nominatem na arcybiskupstwo lwowskie - z którego jako z źródła czystego i hojnego napojony Kazimierz we wszystkie cnoty rósł”. Dalej zaś podkreśla, że synowie królewscy uczyli się pod surowym okiem księdza Długosza, „aby się nic zaraźliwego w ich miękkie dusze nie wkradło”. Dziś, gdy wychowanie w karności i ubóstwie odchodzi w zapomnienie, nieco szokuje informacja o tym, że królewscy synowie byli zobowiązani przez ojca do bezwzględnego posłuszeństwa Długoszowi, jadali zaś i ubierali się skromnie. Gdy zaś powrócił Kazimierz na dwór królewski i zaczął, przy boku ojca, brać udział w „wielkiej polityce”, na pewno nie brakowało mu sposobności do życia lekkiego, pełnego rozrywek i różnorakich pokus. Tymczasem Kazimierz zasłynął jako wzór czystości obyczajów; dlatego w ikonografii często bywa przedstawiany z lilią. I może teraz właśnie jest czas, by przypomnieć sobie o obowiązku czystości - dla każdego, niezależnie od wieku, płci, stanu. Dla osoby duchownej czy konsekrowanej, która powiedziała Bogu kiedyś swoje „tak”, i dla osoby samotnej, której życie też ma być znakiem dobra w świecie. Również dla małżonków, którzy złożyli przed Bogiem ślubne zobowiązanie miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej. Był św. Kazimierz „młodzieńcem szlachetnym”, jak napisał Jan Długosz, również dlatego, że wiele się modlił i miał duże nabożeństwo do Matki Bożej. I to także jest wskazówka dla nas, współczesnych. Królewicz codziennie odmawiał długi hymn maryjny - Omni die dic Mariae, znaleziony na pergaminowym zapisie w jego trumnie. Autorstwo hymnu przypisuje się św. Bernardowi. Oto jego fragment, w tłumaczeniu A. Przeździeckiego: Każdodziennie chwal solennie/ Duszo ma Maryę/, Cześć jej świątkom, cześć pamiątkom/ Niechaj w niebo bije. Żyć jak książę. Z czym nam się kojarzy takie wyrażenie? Z pławieniem się w luksusie, beztroską, używaniem życia… Święty Kazimierz był księciem, ale jego krótkie życie był zaprzeczeniem takich wyobrażeń. Szlachetne urodzenie odczytał jako wezwanie do szlachetnego życia. Żył w czasach bodaj największej polskiej prosperity – w epoce Jagiellonów. Był wnukiem Władysława Jagiełły, drugim z kolei synem króla Kazimierza Jagiellończyka. Urodził się w 1458 r. na Wawelu. Jego wychowawcami byli ks. Jan Długosz, włoski humanista Kallimach, a do sakramentu bierzmowania przygotowywał go św. Jan Kanty. Należał do najbardziej wykształconych książąt ówczesnej Europy. Ojciec wysłał trzynastoletniego Kazimierza na Węgry, gdzie pojawiła się możliwość objęcia tronu. Zbrojna wyprawa okazała się jednak totalną klęską, co było dużym przeżyciem dla trzynastoletniego, wrażliwego chłopca. W 1472 roku Kazimierz udał się na Jasną Górę, gdzie oddał się w niewolę Maryi. Kiedy król przebywał na Litwie, królewicz przez prawie dwa lata był namiestnikiem ojca w królestwie. Tytułowano go secundogentis regis Poloniae. Rezydował w Radomiu, a jego krótkie rządy były dobrze oceniane przez współczesnych. W roku 1483 ojciec wezwał syna do Wilna. Kazimierz chorował już wtedy na gruźlicę. Zmarł w Grodnie w drodze na sejm do Lublina, mając niespełna 26 lat. Jego ciało złożono w katedrze wileńskiej, gdzie bardzo szybko otoczono je kultem. Staranie o kanonizację rozpoczął jego brat król Zygmunt Stary. Książę Kazimierz został kanonizowany w 1604 r. Jest patronem Polski i Litwy, a najbardziej czczony jest w samym Wilnie. Św. Kazimierz łączył głęboką pobożność z zaangażowaniem w życie polityczne. Był przygotowywany przez ojca do objęcia tronu, brał udział w zjazdach, sejmach, naradach. A zarazem miał upodobanie w medytacji i surowym stylu życia. Nosił włosienicę, często pościł, unikał rozrywek i wypoczynku. Był wrażliwy na ludzką biedę. Czy hagiografowie nie popadają w pobożną przesadę, widząc w Kazimierzu wzorcowy wizerunek chrześcijańskiego księcia? Być może. Ale może być też tak, że to nam już nie mieści się w głowach, że można być na szczytach władzy, dysponować bogactwem i pozostać normalnym, pobożnym, przyzwoitym człowiekiem. Myśl: Szlachetne urodzenie odczytał jako wezwanie do szlachetnego życia.
 
5 marzec. Św. Wirgiliusz - Przyjaciel papieża.
 
 
Wirgiliusz urodził się w połowie VI wieku. Niektóre źródła podają, iż był to rok 550. Wywodził się z arystokratycznej, akwitańskiej rodziny. W młodym wieku udał się na wyspę leżącą u wybrzeży Nicei, by tam, zamknąć się w klasztorze Lerins. Poświęcił się tam przede wszystkim studiowaniu nauk wczesnośredniowiecznych i starożytnych Ojców Kościoła. Z czasem współbracia obrali go opatem zgromadzenia. Następnie znajdujemy informację, że opuścił klasztor Lerins i udał się do Autun, gdzie także pełnił godność opata. To właśnie tam miał się spotkać z samym świętym Augustynem. Wkrótce potem Wirgiliusz został mianowany arcybiskupem Arles. Udało mu się wystawić wiele klasztorów i kościołów oraz zaprzyjaźnić z papieżem Grzegorzem I, który mianował go nawet swym wikariuszem na całą Galię. Do naszych czasów zachowały się listy, w których Ojciec Święty zaleca Wirgiliuszowi, by z łagodnością i miłością odnosił się do innowierców, gdyż - jak miał napisać Grzegorz - lepszy jest przecież dobry i uczciwy wyznawca judaizmu, niż oszukujący „lichy katolik”. W innym z listów następca świętego Piotra zamieścił wskazówki dotyczące między innymi kształcenia kapłanów, a także prośbę, by Wirgiliusz udzielił sakry biskupiej wracającemu z Anglii świętemu Augustynowi. Niejednokrotnie przychodziło także późniejszemu świętemu – z powodzeniem - rozstrzygać spory, między podlegającymi mu biskupami. Zmarł w 618 roku.

 
6 marzec. Św. Agnieszka Czeska - Patronka aksamitnej rewolucji.
 
Nazywana jest także Agnieszką Przemyślidką, lub Agnieszką z Pragi. Urodziła się 20 stycznia 1211 roku w Pradze. Była córką króla czeskiego, Ottokara I oraz Konstancji, córki króla węgierskiego. Wśród potencjalnych kandydatów na jej małżonków wymieniało się Henryka Brodatego, czy też cesarza Fryderyka II Staufa. W 1216 roku przyjechała wraz z siostrą do Trzebnicy, gdzie najprawdopodobniej oddano ją przed planowanym ślubem pod opiekę świętej Jadwigi Śląskiej. Agnieszka zwróciła się jednak z prośbą do papieża o to, by nie musiała za mąż wychodzić, a mogła poświęcić się pracom charytatywnym i modlitwie, na co Grzegorz IX przystał. Ufundowała między innymi szpital w Pradze, przy którym umożliwiła powstanie Zakonu Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą – bractwa, które swe domy opieki miało w średniowieczu w całej Europie, w tym także na Śląsku, a które do dziś przetrwało jedynie w Czechach. Pomogła utworzyć także tak zwany „czeski Asyż” – na wschód od Alp pierwszy klasztor klarysek, do którego zresztą sama, w 1234 roku wstąpiła, a który stał się ważnym, środkowoeuropejskim ośrodkiem odnowy duchowej. Prowadziła Agnieszka korespondencję między innymi z papieżem, a także ze świętą Klarą z Asyżu. Ich listowna przyjaźń trwała lat 20, choć nigdy nie było im dane się spotkać twarzą w twarz. To właśnie za jej przykładem oraz w związku z naukami franciszkańskich mnichów, przebywających wówczas w Pradze, postanowiła żyć w ubóstwie. Zmarła 6 marca 1282 roku. Beatyfikował ją w 1874 roku Pius IX, kanonizował zaś 12 listopada 1989 roku Jan Paweł II. Dziś uchodzi za patronkę czeskiej, aksamitnej rewolucji 1989 roku. W niecały, bowiem tydzień po jej kanonizacji, w Czechach upadł komunizm... "Chrystus jest zwierciadłem bez skazy. Wpatruj się w nie..." - z listu do św. Agnieszki. Nie ma jej wspomnienia w polskim kalendarzu liturgicznym, ale święta czeska księżniczka zasługuje na naszą pamięć (w Czechach jej święto przypada 2 marca). Agnieszka była pierwszą słowiańską naśladowczynią św. Klary. Obie połączyła głęboka duchowa więź, choć znały się tylko dzięki obfitej korespondencji. Agnieszka przyczyniła się do ufundowania w Pradze klasztoru klarysek, który wkrótce zaczęto nazywać „Czeskim Asyżem”. Kanonizował ją Jan Paweł II razem z bł. Albertem Chmielowskim 12 listopada 1989 roku w Rzymie. Tydzień później w Czechosłowacji obalono reżim komunistyczny, dzięki czemu św. Agnieszkę uznano za patronkę aksamitnej rewolucji 1989 roku. Przyszła na świat w 1205 r. jako trzynasta córka króla Czech Przemysława Ottokara I. Głównym zadaniem księżniczek było korzystne dynastycznie zamążpójście. Agnieszka miała zostać żoną jednego z synów Henryka Brodatego, dlatego gdy miała 11 lat wysłano ją razem ze starszą siostrą Anną na wychowanie do Trzebnicy. Najprawdopodobniej opiekowała się nią tam św. Jadwiga, żona Henryka. Być może dzięki Jadwidze Agnieszka już wtedy kierowała swoje pragnienia w stronę innego Oblubieńca. Kiedy dwóch synów Henryka umarło młodo, a trzeci poślubił Annę, Agnieszka wróciła do ojczyzny. Wkrótce obiecano jej rękę synowi cesarza Fryderyka II, później królowi Anglii Henrykowi III, ale i te małżeństwa nie doszły do skutku. Agnieszka zdecydowała być wierną komuś innemu. Zachwyciła ją opowieść o św. Franciszku i św. Klarze, którą usłyszała od przybyłych do Pragi franciszkanów. Postanowiła żyć tak jak św. Klara. W wieku 29 lat złożyła śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. O tej decyzji głośno było w Europie. Ufundowany przez nią klasztor klarysek stał się ośrodkiem promieniującym na całą Europę Środkową. W klasztorze dożyła sędziwego wieku, w służbie najuboższym, otoczona aurą świętości. W jednym z listów do swojej czeskiej przyjaciółki św. Klara porównuje Chrystusa do zwierciadła i radzi: „W to zwierciadło co dzień wpatruj się, o królowo, oblubienico Jezusa Chrystusa, i ciągle w nim twarz swoją oglądaj… W tym zaś zwierciadle jaśnieje błogosławione ubóstwo, święta pokora i niewymowna miłość, jak to z łaską Bożą będziesz mogła w nim całym oglądać”. Jezus jako lustro – ciekawe porównanie. Jedno jest pewne – to Zwierciadło zawsze powie prawdę. *** Autor tekstu "Księżniczka i jej Zwierciadło" - ks. Tomasz Jaklewicz.


 
7 marzec. Święte Perpetua i Felicyta - Krew krzyczy.
 
Świadectwo dziewcząt sprzed wieków jest bolesnym pytaniem o jakość mojej wiary, o jakość mojego życia. Burzy mój „święty spokój”. Święte Perpetuo i Felicyto, módlcie się za nami! Egzotycznie brzmią imiona świętych męczennic. Były młodymi mężatkami i matkami. Urodzone pod koniec II wieku w północnej Afryce, należącej do imperium rzymskiego. Wbrew cesarskiemu zakazowi rozpoczęły przygotowanie do chrztu. Wkrótce zostały aresztowane i wtrącone do więzienia. Felicyta była niewolnicą. Znajdowała się w ósmym miesiącu ciąży. Urodziła w więzieniu. Perpetua wywodziła się ze znakomitego domu. W chwili aresztowania miała 22 lata. Miała malutkiego synka, którego przynoszono jej do karmienia. Podczas procesu obie kobiety skazano na śmierć. Tuż przed śmiercią otrzymały chrzest. Zachował się autentyczny dokument opisujący ich męczeństwo – pamiętnik Perpetuy oraz relacja naocznego świadka. Tuż po aresztowaniu Perpetua notuje: „Bałam się niezmiernie, gdyż nigdy jeszcze nie znalazłam się w takich ciemnościach. O, co to za straszliwy dzień!”. Przejmujący jest dialog dziewczyny ze swoim ojcem, który błaga ją, by odstąpiła od wiary. „Córko, miej litość dla mojej siwizny; ulituj się nad ojcem, jeżeli jestem godzien, byś mnie ojcem nazywała. Bo jeśli moje ręce ciebie wypiastowały i doprowadziły do kwiatu wieku, to nie skazuj mnie na hańbę wśród ludzi. Pomyśl o swoim dziecku. Porzuć swoje postanowienie”. – W ten sposób mówił z miłości do mnie – pisze Perpetua. Całował też moje ręce, rzucał mi się do nóg i pośród łez. Mnie także było ogromnie go żal. Pocieszałam go mówiąc: W sądzie stanie się to, co Bóg da, bo wiedz, że my nie należymy do siebie, ale do Boga”. Dziewczyny zginęły w roku 203 na arenie w Kartaginie, rozszarpane przez dzikie zwierzęta i dobite mieczami przez gladiatorów. Męczeństwo za wiarę. Czym jest dzisiaj dla nas? Pobożną przesadą? Cierpiętnictwem? Niedostępnym dla nas heroizmem? „Chrześcijanie zrobili wszystko – pisze Ewdokimow – aby wyjałowić Ewangelię, można powiedzieć, że zanurzyli ją w neutralizującym płynie. Stępione zostało wszystko, co uderzające, wykraczające poza zwyczaj, wstrząsające. Religia stała się nieszkodliwa, spłaszczona, grzeczna i rozsądna – i przez to niestrawna. Wspierające tę religię założenie: Bóg nie wymaga aż tyle, pozbawia smaku sól Ewangelii: zazdrość Boga i Jego żądanie tego, co niemożliwe”. Ile kosztuje mnie moja miłość do Chrystusa? I czy w ogóle mnie kosztuje? Krew męczenników krzyczy. Nie mogę zatykać uszu na świecie.


 
8 marzec. Św. Jan Boży i inni.
 
To nieważne, czy powstanie o nim film. Ważniejsze stokroć to, że Boży ludzie wciąż żyją na tej ziemi. Jego życiorys jest tak barwny, że można by nakręcić o nim pasjonujący film. Akcja zaczynałaby się w roku 1503 w małej wiosce w Portugalii, do której przybywa wędrowny ksiądz. Zatrzymuje się w domu Andrzeja i Teresy Ciudad. Ich ośmioletni synek Jan słucha z wypiekami na twarzy opowieści wędrowca. Jest tak zauroczony, że w nocy ucieka z domu i podąża za nieznajomym. Docierają do hiszpańskiego miasta Oropesa. Mały Janek odnajduje tam swój drugi dom, u zarządcy dóbr miejscowego hrabiego. W wieku 28 lat zaciąga się do wojska hiszpańskiego i wojuje z Francuzami. Cudem unika śmierci. Ponownie wyrusza na wojnę, tym razem przeciwko Turkom na wschodzie Europy. W końcu wraca do rodzinnej wioski. Odkrywa smutną prawdę o losie swoich rodziców. Matka zmarła ze zgryzoty po utracie syna, ojciec przywdział habit franciszkański i wkrótce także umarł. Jan postanawia odpokutować swoje grzechy. Udaje się do Afryki z pragnieniem męczeństwa. Pracuje kilka lat przy budowie fortyfikacji twierdzy Ceuta. W końcu wraca do Hiszpanii. Handluje pobożnymi książkami. Osiada w mieście Grenada. 20 stycznia 1538 roku słucha słynnego kaznodziei Jana z Avila. Kazanie działa na niego jak grom z jasnego nieba. Jan rzuca się na ziemię, targa włosy, ubranie, woła: „Boże! Miłosierdzia!”. Otoczenie uznaje, że oszalał. Zamykają go w domu dla obłąkanych. Tam doświadcza straszliwych cierpień. Metody „leczenia” chorych psychicznie były w owych czasach okrutne, polegały głównie na biciu. W szpitalu Jan odkrywa swoje właściwe powołanie: opieka nad chorymi i ubogimi. Po wyjściu z zakładu dla obłąkanych zakłada swój pierwszy szpital. Żebrze o pieniądze na jego działalność, sam troszczy się o swoich podopiecznych. Dba o higienę, co w ówczesnych czasach jest czymś nowym. Troszczy się również o upadłe kobiety. Prosi je o zmianę życia i dba, by miały z czego się utrzymać po zaprzestaniu nierządu. Z czasem gromadzi się wokół niego grupa bożych szaleńców, z których już po jego śmierci powstanie zakon bonifratrów. Umiera 8 marca 1550 r. na klęczkach, trzymając w ręce krzyż. Ma 55 lat. Mówił o sobie, że jest grzesznikiem. Już za życia nazywano go Janem Bożym. To nieważne, czy powstanie o nim film. Ważniejsze stokroć to, że Boży ludzie wciąż żyją na tej ziemi. Słuchałem niedawno o lekarce pracującej z wielkim poświęceniem wśród umierających. Przypomniał mi się fragment z Miłosza: „Wystarczy mocno i wytrwale zastanawiać się nad jednym życiem/ Pewnej kobiety na przykład, jak teraz robię, / A ukazuje się wielkość tych jakże słabych istot, / Które umieją być prawe i dzielne, cierpliwe aż do końca. / Cóż mogę więcej, Panie, niż tak rozpamiętywać / I stanąć przed Tobą z pokłonem błagalnika, / Dla ich bohaterstwa prosząc: przyjm nas do Twojej chwały”. Mogę rozpamiętywać, mogę naśladować. Szaleniec z Grenady To, co wydaje się bezsensowną pomyłką, okazuje się nieraz opatrznościowe... Określenie „szaleniec” nie jest żadną przesadą. Przełomowym dniem życia Jana był 20 stycznia 1538 roku. W Grenadzie słucha kazania Jana z Avila, zwanego apostołem Andaluzji. Kapłan wzywa do nawrócenia. Słowo działa jak grom z jasnego nieba. Po wyjściu z kościoła Jan targa włosy i ubranie, woła: „Boże, miłosierdzia!”. Rozdaje cały swój dobytek. Otoczenie uznaje, że postradał zmysły. Zamykają go w domu dla obłąkanych. Tam doświadcza na sobie, jak brutalnie traktuje się chorych psychicznie. To, co wydaje się bezsensowną pomyłką, okazuje się opatrznościowe. Dzięki pobytowi w szpitalu Jan odkrywa swoje powołanie: opieka nad chorymi. Długo szukał swojego miejsca w życiu. Od dziecka nosiło go po świecie. Urodził się w roku 1503 w małej wiosce w Portugalii. Jako 8-latek opuszcza swój dom rodzinny w tajemniczych okolicznościach (porwanie? zauroczenie opowieściami wędrowca?). Trafia do hiszpańskiego miasta Oropesa, gdzie znajduje swój drugi dom u miejscowego zarządcy dóbr. W wieku 28 lat zaciąga się do wojska hiszpańskiego i walczy z Francuzami. Cudem unika śmierci. Ponownie wyrusza na wojnę, tym razem przeciwko Turkom na wschodzie Europy. Po powrocie z wojaczki odwiedza swoją rodzinną wioskę. Tam odkrywa smutną prawdę o losie rodziców – matka zmarła ze zgryzoty po utracie syna, ojciec przywdział habit franciszkański i wkrótce także umarł. Jan postanawia odpokutować swoją winę. Udaje się do Afryki z pragnieniem męczeństwa. Pracuje przy budowie fortyfikacji twierdzy Ceuta. Powraca do Hiszpanii, handluje pobożnymi książkami. W końcu osiada w Grenadzie, gdzie przeżywa burzliwe nawrócenie. Po uwolnieniu ze szpitala dla obłąkanych Jan zakłada swój pierwszy przytułek, w którym chorzy mają być traktowani po ludzku. Sam troszczy się o swoich podopiecznych, dba o higienę, co było wtedy rzadkie. Pewnego dnia, niosąc chorego, upadł, miał mu wówczas pomóc sam Rafał Archanioł. Podczas pożaru szpitala królewskiego Jan rzuca się na ratunek pacjentom. Wokół niego gromadzi się z czasem grupa wolontariuszy, z których już po jego śmierci powstanie zakon bonifratrów. Jan umiera w wieku 55 lat. Kona samotnie w celi, na klęcząco. Na jego pogrzeb przybyła cała Grenada, dumna ze swojego świętego szaleńca. Przy jego grobie dzieją się cuda.

 

 
9 marzec. Święta Franciszka Rzymianka Kawa z Aniołem Stróżem.
 
Ludzie z wypiekami na twarzy opowiadali o jej niezwykłych wizjach, ekstazach i proroctwach. Wielu zawdzięczało jej uzdrowienie. Kroniki wspominają również o wskrzeszonych zmarłych. U ludzi to niemożliwe, u Boga na wszystko jest czas, zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas. I piją z nami herbatę, i sadzą cynie po wsiach – z głośników sączy się piosenka Budzyńskiego. Hmm. Jak uwierzyć, że zaświaty są na wyciagnięcie ręki? Jak zaprzyjaźnić się ze swoim aniołem? Wyjść poza dziecinną rymowankę: „Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój” i rozmawiać z nim jak z konkretną, pełną ognia istotą? Franciszka Rzymianka miała ten niezwykły dar. Często rozmawiała ze swoim Aniołem Stróżem. W jej życiu było wiele cudowności, ale ona, jak to zazwyczaj bywa, wcale ich nie szukała. Modliła się, a znaki i cuda były tylko potwierdzeniem trafności wyboru jej drogi. Urodziła się w 1384 roku w arystokratycznej rodzinie. Młodo wydano ją za mąż za Wawrzyńca di Ponziani. Miała z nim troje dzieci. I choć sąsiedzkie patrycjuszowskie rodziny zatrudniały do wychowania obce kobiety, Franciszka sama wychowywała swe pociechy. Mimo że od rana do wieczora miała ręce pełne roboty, jej dom na rzymskim Zatybrzu słynął z dobroczynności. Zaopatrywała kościoły w szaty i naczynia liturgiczne, karmiła i ubierała biedaków. Modliła się nocami, gdy jej dzieci już słodko spały. Dwoje z nich, siedmioletni synek Ewangelista i sześcioletnia córka Agnieszka, wcześnie zmarło. Gdy wybuchła wojna króla Neapolu z papieżem, pałac Franciszki obrabowano, a jej męża i syna skazano na wygnanie. Została sama, bez środków do życia. Większość na jej miejscu rozpaczałaby, ona była jednak pełna ufności. Gdy w Wiecznym Mieście wybuchła epidemia, na rzymskich placach często widziano ją, jak z narażeniem życia usługiwała zarażonym. Zamieniła swój pałac w szpital. „Zabierała zużyte łachmany i zabrudzoną odzież biedaków. Po oczyszczeniu i dokładnym naprawieniu, składała starannie, skrapiając wonnościami, jak gdyby miały służyć samemu Panu” – pisali świadkowie. Gdy mąż wrócił z wygnania, zachęciła go do złożenia ślubu czystości. Pełna życia Franciszka zarażała ufnością wszystkich dookoła. Nic dziwnego, że niebawem znalazły się kobiety, które zapragnęły żyć jak ona. Powstało stowarzyszenie Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej. Siostry osiadły przy kościele tuż przy Koloseum. Po śmierci syna i męża Franciszka ubrała habit. Zmarła 9 marca 1440 r., mając 56 lat. Jeszcze za jej życia ludzie z wypiekami na twarzy opowiadali o jej niezwykłych wizjach, ekstazach i proroctwach. Wielu zawdzięczało jej uzdrowienie. Kroniki wspominają również o wskrzeszonych zmarłych. Największym jednak przywilejem było częste widzenie Anioła Stróża. Jego obecność była dla niej tak naturalna jak rozmowa z najbliższymi. Teraz, gdy piszę te słowa, stoi przy mnie anioł. Panie, wierzę, ale proszę, zaradź memu niedowiarstwu. Franciszko z Rzymu, módl się za nami. Żona, matka i zakonnica. Połączenie tych powołań wydaje się niemożliwe. A jednak św. Franciszce Rzymskiej to się udało. Przez czterdzieści lat łączyła życie małżeńskie z życiem ascezy, modlitwy i służby ubogim. Najoryginalniejszym z licznych mistycznych darów, było widzenie z własnym Aniołem Stróżem. Franciszka urodziła się w 1384 r. Jako 11-letnia dziewczynka postanowiła wstąpić do zakonu. Jednak posłuszna swoim zamożnym rodzicom wyszła z mąż za rzymskiego patrycjusza Wawrzyńca di Ponziani. Żyła w zgodnym związku, ponoć nigdy nie pokłóciła się z mężem. Wydała na świat trójkę dzieci, z których dwoje zmarło w dzieciństwie. Zajęta prowadzeniem domu znajdowała czas na modlitwę i pomaganie nędzarzom i chorym. Kiedy tylko ktoś z domowników potrzebował jej pomocy, przerywała modlitwę. Mówiła: „Mężatka musi, jeśli wzywają ją rodzinne obowiązki, zostawić Boga przed ołtarzem i znaleźć Go w domowej krzątaninie”. Legenda mówi, że kiedyś cztery razy przerywano jej modlitwę przy tym samym wersie psalmu, który odmawiała. Kiedy za piątym razem powróciła do modlitwy, znalazła ten wers zapisany złotymi literami. Mieszkała w pałacu na Zatybrzu. Gdy wybuchła wojna króla Neapolu z papieżem, pałac obrabowano, a jej męża i syna skazano na wygnanie. Franciszka została bez środków do życia, ale nie straciła ufności i doczekała się ich powrotu. Kiedy miasto ogarnęła epidemia dżumy, na ulicach rozdawała żywność i ubrania. Wokół niej gromadziły się kobiety, które tak jak ona chciały podjąć życie ascetyczne i działalność charytatywną. W 1425 roku Franciszka utworzyła kongregację oblatek benedyktyńskich. Sama przyjęła habit i zamieszkała w klasztorze dopiero po śmierci syna i męża. Była obdarzona niezwykłymi łaskami mistycznymi: wizjami, ekstazami, zmysłem proroczym, mocą uzdrawiania, a nawet wskrzeszania umarłych. Zmarła 9 marca 1440 r., mając 56 lat. Pochowano ją w kościele S. Maria Nova przy Forum Romanum. Świętą ogłosił ją Paweł V w 1609 roku. Św. Franciszka chciała być zakonnicą, a prawie całe życie była żoną i matką, zakonnicą jedynie „półetatową”. Jej życie pokazuje, że nie każde pobożne pragnienie musi być koniecznie wolą Boga. Cała rzecz w tym, aby umieć to mądrze rozróżniać. Pomocą może być dobra rozmowa, a aniołem stróżem może okazać się mąż, żona, brat, siostra, przyjaciel czy spowiednik. Myśl: Nie każde pobożne pragnienie musi być koniecznie wolą Boga.

 
9 marzec
św. Dominik Savio - Uświęcał codzienność.
 
"Tu na ziemi świętość polega na tym, aby stale być radosnym i wiernie wypełniać nasze obowiązki". Tak w liście do przyjaciela objaśniał istotę dążenia do doskonałości najmłodszy kanonizowany przez Kościół wyznawca – św. Dominik Savio. Wśród świętych męczenników Kościół czci nawet niemowlęta (por. obchodzone 28 grudnia święto świętych Młodzianków, wymordowanych przez Heroda). Jednak wyznawcom stawia wymagania: powinni osiągnąć chrześcijańską dojrzałość i praktykować cnoty w sposób heroiczny. Zasadniczo tylko dorośli są w stanie je wypełnić. Jednak w roku 1954 kanonizowany został jako wyznawca chłopak zaledwie piętnastoletni – Dominik Savio, Włoch, wychowanek św. Jana Bosco. Św. Dominik Savio urodził się w pobliżu Turynu 2 kwietnia 1842. Miał zaledwie siedem lat, gdy po raz pierwszy przyjął Komunię Świętą. Było to wydarzenie wyjątkowe, ponieważ w owych latach nie uznawano jeszcze praktyki Wczesnej Komunii Świętej. W swej książeczce do nabożeństwa Dominik umieścił w dniu I Komunii Świętej następujące postanowienia: Będę się często spowiadał i przystępował do Komunii Świętej ilekroć zezwoli mi na to mój spowiednik; Będę święcił dzień święty; Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja; Raczej umrę, niż zgrzeszę. Gdy miał dwanaście lat spotkał św. Jana Bosco. Niemal od razu zaistniała między nimi szczególna więź duchowa. Kiedy pewnego razu św. Jan Bosco wygłaszał swoim podopiecznym kazanie, w którym przypominał, że wszyscy powołani są do świętości, że świętość nie jest czymś przekraczającym ludzkie możliwości, a w niebie czeka wielka nagroda, św. Dominik oznajmił: "Czuję potrzebę i pragnienie, aby zostać świętym. Nie myślałem nigdy, że jest to takie łatwe. Muszę zostać świętym" i dodał: "Niech mi ksiądz w tym dopomoże". Dominik miał niezwykle pozytywny wpływ na otoczenie. Potrafił na przykład podczas zabawy zaprowadzić całą grupę chłopców na chwilę modlitwy do kaplicy. Zachęcał kolegów do rywalizacji w pełnieniu dobrych uczynków. Jesienią 1856 roku stwierdzono u Dominika zaawansowaną chorobę płuc. Musiał opuścił "oratorium" Jana Bosco. Po kilkumiesięcznych cierpieniach w domu zmarł 9 marca 1857 roku. Papież Pius XI w roku 1933 wydał dekret o heroiczności jego cnót. Nazwał go wtedy "małym świętym", który jednak był "gigantem ducha". W roku 1950 Dominik Savio został beatyfikowany, a cztery lata później kanonizowany przez Piusa XII.

 
10 marzec
Święty Makary i czterdziestu męczenników.
 
O św. Makarym nie zachowało się wiele informacji. Wiemy, że był biskupem w Jerozolimie. Miał szczęście gościć u siebie cesarzową Helenę, matkę Konstantyna I Wielkiego. Przybyła ona do Ziemi Świętej w 326 r. To właśnie Helena miała odnaleźć drzewo krzyża świętego. Za czasów Makarego zostały wystawione bazyliki: w Betlejem i na Kalwarii. Budową drugiej kierował osobiście nasz święty, jak potwierdza list cesarza do św. Makarego. W jednym z listów biskupa dowiadujemy się o potępieniu sekty, która odprawiała swoje obrzędy ku czci Abrahama, w miejscu gdzie patriarcha spotkał trzech aniołów. Święty odszedł do nieba w 333 r. 10 marca przypada także wspomnienie 40 męczenników z Sebasty. Sebasta należała do najsilniejszych ośrodków życia chrześcijańskiego w dawnej Armenii. Dlatego też w czasie prześladowań tu właśnie polało się najwięcej krwi. Za czasów Licyniusza istniał legion, który nosił zaszczytną nazwę Fulminatus, czyli Błyskawica. Żołnierze tego legionu odznaczali się odwagą i męstwem w boju. Namiestnik cesarza kazał im złożyć ofiarę na cześć jednego z rzymskich bożków. Żołnierze chrześcijańscy w liczbie 40 stanowczo odmówili. Aresztowano więc wszystkich, zaprowadzono ich do Sebasty i długo więziono. Legioniści uczynili wtedy testament, w którym pożegnali się ze swoimi rodzinami i prosili, żeby byli pochowani wszyscy razem. 4 maja 320 r. skazano żołnierzy na śmierć. Wystawiono ich nagich na całą noc na trzaskający mróz. Męczennicy prosili Boga, aby wszyscy, tak jak 40 rozpoczęło mękę, zdołali ją razem zakończyć. Oprawcy siedzieli w ciepłym miejscu i namawiali ich, by się ugięli. Tradycja głosi, że jeden z legionistów rzeczywiście się złamał i złożył ofiarę. Ale na jego miejsce poniósł śmierć męczeńską jeden ze straży, zachęcony koronami chwały, jakie ujrzał nad głowami świętych. Tak więc prośbie dzielnych wojaków stało się zadość, dokładnie 40 oddało życie dla Chrystusa. Inne życzenie zostało spełnione tylko częściowo- pochowano bowiem ich ciała razem, ale wkrótce rozdzielono relikwie i rozdano po wielu kościołach.

 
10 marzec Św. Symplicjusz.
Patronem dzisiejszego dnia jest św. Symplicjusz I, papież. Urodził się w Tivoli, jednak nie znamy dokładnej daty. Jego pontyfikat rozpoczął 3-go marca 468 r. Jako głowa Kościoła musiał się zmierzyć z konfliktami politycznymi oraz doktrynalnymi między Rzymem a Konstantynopolem. Mówi o. Stanisław Tasiemski, dominikanin. Symplicjusz zmarł 10 marca 483 r. Spory miedzy Rzymem a Konstantynopolem trwały jednak dalej doprowadzając do schizmy, zakończonej dopiero w 519 r.
 
11 marzec
Święty patriarcha - św. Sofroniusz.
 
Sofroniusz przyszedł na świat około 550 roku w Damaszku, w arystokratycznej rodzinie. W młodości poświęcił się studiowaniu filozofii oraz rozwijaniu swych umiejętności retorskich. W 578 roku wstąpił do osławionego, palestyńskiego, klasztoru pod wezwaniem św. Teodozego. Stamtąd udał się do Egiptu, gdzie miał odwiedzić patriarchę, świętego Jana Jałmużnika, by wreszcie około roku 619 znaleźć się w Rzymie. Po powrocie do Ziemi Świętej Sofroniusz ponownie zamieszkał w klasztorze św. Teodozego, by w roku 634, po śmierci dotychczasowego patriarchy Jerozolimy, świętego Modesta, zająć – na prośbę biskupów i ludu - jego miejsce. Wsławił się przede wszystkim jako gorliwy obrońca wiary, zwalczający - w intelektualnych dysputach i pismach - liczne w owym czasie herezje. Z zachowanych dokumentów wiemy też, że gdy w 637 roku Arabowie zdobyli Ziemię Świętą, udało się Sofroniuszowi wyprosić u kalifa Omara przyrzeczenie, iż jego żołnierze nie będzie się znęcali na ludnością chrześcijańską. Późniejszy święty zmarł 11 marca 638 roku. Był autorem licznych dzieł - zarówno teologicznych, jak i poetyckich, w tym wierszy, pieśni i od. Warte wspomnienia są także jego teksty hagiograficzne, zwłaszcza „Żywot świętego Jana Jałmużnika” i „Pochwała świętych męczenników Cyrusa i Jana”.

 
12 marzec
Św. Alojzy Orione - rzadki ptak z Włoch.
 
Jeszcze jako kleryk założył oratorium dla młodzieży i kolegium dla biednych chłopców. Jak to zrobił nie zaniedbując studiów, pozostanie tajemnicą. Wiadomo jednak, że zarabiał na życie posługując w katedrze, dzielił się ze swoimi wychowankami swymi skromnymi dochodami. Urodził się w Pontecurone (diecezja tortońska) 23 czerwca 1872 r. Będąc jeszcze dzieckiem odkrył swoje powołanie i w wieku trzynastu lat pragnął zostać franciszkaninem. Jak to bywa w życiu, zdrowie często utrudnia nam realizację powołania i pragnień. Stan zdrowia nie pozwolił mu przyjąć habitu. Gdy tylko stan zdrowia poprawił się na tyle, że mógł decydować o swoim losie, wstąpił do salezjańskiego Oratorium Valdocco w Turynie. Tutaj spotkał swojego patrona, ojca duchowego i wzór do naśladowania – ks. Bosko, który stał się jego spowiednikiem, wychowawcą, powiernikiem. Bóg miał jednak inne plany względem Alojzego Orione. Niespokojna dusza Alojzego, jego nieprzemożona siła ducha i dążenie do stanu duchownego – przydałby się i dzisiaj taki mody człowiek, i to nie jeden – zaowocowały tym, że niespełna siedemnastoletni student wstąpił 16 października 1889 roku do seminarium diecezjalnego w Tortonie. Młody, co nie znaczy niedoświadczony, ponieważ miał już doświadczenie dwóch wspólnot zakonnych. Prawdopodobnie pod wpływem św. ks. Bosko – i to miało największy wpływ na jego życie – odkrył w sobie miłość do biednych i porzuconych dzieci i młodzieży. Dlatego jeszcze jako kleryk założył oratorium dla młodzieży i kolegium dla biednych chłopców. Jak to zrobił nie zaniedbując studiów, pozostanie tajemnicą. Wiadomo jednak, że zarabiał na życie posługując w katedrze, dzielił się ze swoimi wychowankami swymi skromnymi dochodami, a poza tym liczył na Bożą Opatrzność. I nigdy się nie zawiódł! Po przyjęciu święceń kapłańskich (13 kwietnia 1895 r.) rozwinął duszpasterstwo wśród młodzieży, zakładając nowe domy w różnych miejscach Włoch, łącznie z Sycylią. Jednocześnie gromadził wokół siebie kleryków i księży, również zaangażowanych w działalność na rzecz ubogich, a nieraz i porzuconych dzieci oraz młodzieży. Tak powstała pierwsza gałąź nowej rodziny zakonnej: "Małe Dzieło Boskiej Opatrzności". Zakonnicy wierni benedyktyńskiej zasadzie "módl się i pracuj" pracowali głównie na wsiach, apostołując wśród chłopów. Święty Alojzy wyróżniał się wielką miłością do Kościoła i następcy Piotra oraz troską o zbawienie dusz. Interesował się żywo problemami swoich czasów, dotyczącymi wolności i jedności Kościoła oraz potrzeby ewangelizacji środowisk robotniczych. Jego działalnością zainteresował się papież Leon XIII. Po spotkaniu z nim (1902 r.) księża orioniści przenieśli się do Rzymu. Orione przyjął hasło "Odnowić wszystko w Chrystusie" – jakże aktualne do dzisiaj i towarzyszące Dziełu Boskiej Opatrzności. Alojzy widząc powodzenie swojej misji zdecydował się na kolejny krok: członkowie jego zgromadzenia składają czwarty ślub – całkowitego oddania papieżowi. Z wielkim poświęceniem niósł pomoc ofiarom trzęsienia ziemi w Reggio Calabria i w Mesynie (1908 r.) oraz w Abruzji (1915 r.). Niespokojny charakter ducha i widoczne efekty w posłudze spowodowały, że w 20 lat po stworzeniu gałęzi męskiej, 29 czerwca 1915, Orione założył zgromadzenie Małych Sióstr Misjonarek Miłosierdzia, których charyzmatem miało być dostrzeganie Opatrzności i macierzyństwa Kościoła poprzez miłosierdzie wobec ubogich i chorych. Z tego zgromadzenia w 1927 powstała gałąź kontemplacyjna – Siostry Sakramentki Niewidome i Siostry Klauzurowe od Jezusa Ukrzyżowanego. Z kolei dla większego zaangażowania świeckich ks. Alojzy Orione powołał Instytut Świeckich i Ruch Laikatu. Zdobył duże zaufanie papieży, jak również najwyższych władz Watykanu, dlatego też ciągle mu powierzano wiele delikatnych zadań związanych zarówno z wewnętrznymi sprawami Kościoła, jak i relacją ze świeckimi. Wielkim nabożeństwem otaczał Matkę Bożą, o czym świadczą wybudowane przez niego sanktuaria w Tortonie oraz w Fumo. Zmarł w 1940 r. w domu swego zgromadzenia w San Remo, a jego ostatnimi słowami były: "Jezu, Jezu! Idę!". Jego ciało spoczywa w Tortonie, w kościele orionistów. Papież Pius XII, na wieść o jego śmierci, nazwał ks. Orione "ojcem ubogich i dobroczyńcą cierpiących i opuszczonych". W 1963 roku papież Jan XXIII rozpoczął proces beatyfikacyjny księdza Alojzego Orione, a Jan Paweł II, 26 października 1980 roku, ogłosił go błogosławionym, mówiąc o nim: "cudowny i genialny wyraz miłosierdzia chrześcijańskiego", dodając: "z pewnością był on jedną z świetlanych postaci tego wieku, poprzez swoją otwarcie przeżywaną wiarę chrześcijańską", "miał hart i serce Apostoła Pawła, a zarazem delikatny i wrażliwy, aż do łez, niestrudzony i odważny, aż do śmiałości, wytrwały i dynamiczny, aż do heroizmu", „w jego osobie, jego postaci wyniesionej na ołtarze Kościół ma nowy wzór świętości, i to świętości współczesnej, zrodzonej w naszych czasach, w naszym stuleciu i przeznaczonej dla naszych czasów.” Święty Alojzy Orione – wybitny kaznodzieja, spowiednik i niestrudzony organizator pielgrzymek, misji, procesji – jest "rzadkim ptakiem", który wzniósł się ponad wyżyny przeciętności i pociąga nas ku sobie, a tym samym ku Chrystusowi.
Papież Jan Paweł II kanonizował Alojzego 16 maja 2004 r. w Rzymie. Tak jak spodobało się dobroci Bożej dać nam pewnego razu znak przygotowujący nas na bolesne próby, tak wydaje mi się, o drodzy synowie, że bieżący rok, w który za łaską Bożą wkroczyliśmy, będzie dla mnie i może dla całego naszego małego Zgromadzenia rokiem bardzo wielu utrapień. Nie boję się jednak, o moi drodzy synowie, bólów i prób, które spodoba się miłosierdziu Bożemu zesłać na nas; to czego się boję, to słaby duch, jaki się obecnie pojawia u niektórych naszych braci. Widzę, że nie miłuje się ubóstwa w chwili, gdy cudem Boskiej Opatrzności jest to, że przy stole każdy ma wystarczająco chleba i zupy do zaspokojenia głodu; ale nawet gdy jest jeszcze więcej, z dobroci Pana, są tacy, którzy nigdy nie są zadowoleni, ponieważ nie troszczą się o ducha umartwienia i nie biorą pod uwagę tego, że przebywają w domach Opatrzności i ubóstwa zakonnego. Wy, o moi synowie, dobrze znacie zadłużenia wszystkich domów. Mało się miłuje posłuszeństwo, a więcej się myśli o wspinaniu wzwyż i o szybkim otrzymaniu święceń, niż o zaparciu się siebie; mało się poważa cnotę miłości - szemrze się i mówi źle o tamtym i owym.
Wiem, że niejeden z łatwością sobie łazikuje, że z łatwością niektórzy wychodzą i idą na napitki do barów lub zgoła zajmują się czymś innym niż dbaniem o życie wewnętrzne - zajmują się wszystkimi, interesują się wszystkim z wyjątkiem poważnej troski o siebie, o poprawienie się, oddanie się naprawdę miłości Pana. To nie jest dobre. Na miłość boską, nie pozwólcie, żebym jeszcze miał słyszeć takie rzeczy! Na miłość boską, zjednoczmy się z Bogiem; nie wyrządzajmy Mu przykrości, ponieważ nie powinniśmy mieć nikogo poza Bogiem! Bóg, jeżeli ktoś tak będzie nadal postępować, opuści go, a nadto Pan nie będzie błogosławił Zgromadzeniu. Bardzo boję się tego, jeżeli nie poprawimy się. Niech każdy pomyśli o sobie i stara się poprawić. Komu zaś nie podoba się Zgromadzenie, zachowanie wspólnego życia, niech sobie idzie z Bogiem. Jestem bardzo zadowolony z tych braci, którzy wystąpili, jako że owce zarażone zarażają inne. Nie ma znaczenia to, że pozostanie nas mało; Bóg nie chce, żeby nas było dużo, ale żebyśmy byli dobrzy i święci. Powtarzam: być może bóle będą wielkie, ale niech nikt nie będzie ich przyczyną. Niech każdy się modli, czuwa nad sobą i dąży z pokora i determinacją woli, żeby stać się świętym. Potrzeba nam modlitwy, i jedynie Matka Najświętsza może nam pomóc, o moi synowie, ale i modlitwy nie na wiele się przydadzą, jeżeli nie zwalczymy wad i ducha lekkomyślności - tak, ducha lekkomyślności i nie ukochamy dla miłości Jezusa ukrzyżowanego umartwienia, posłuszeństwa i miłości. Jeśli chodzi o mnie, czuję, że może wkrótce odejdę. Waszym zadaniem będzie, o moi synowie, zachowanie Zgromadzenia i niedopuszczenie do tego, żeby zatracono ducha życia pokornego, ubogiego, umartwionego, gorejącego miłością i poświęceniem - poświęceniem, które ma je ożywiać i sprawiać, że będzie bogate w dobre czyny na chwałę Bożą i świętego Kościoła. Jeżeli niech wam błogosławią ze Zgromadzenia będziemy postępować dobrze, Bóg zawsze będzie nam pomagał - bądźcie tego pewni; o ile będziemy bardziej ubodzy, wzgardzeni, utrudzeni i prześladowani, o tyle więcej dokonamy dobra i o tyle większa będzie nagroda, jakiej Jezus Chrystus udzieli nam w niebie.wszystkim - każdemu z osobna i modlę się, żeby Pan napełnił każdego swoją świętą miłością. Każdy niech się co dzień modli za mnie, dlatego że ja więcej razy na dzień to czynię za każdego z was, o moi najdrożsi synowie. Jezus i Matka Najświętsza "Boskiej Opatrzności". PS. Nigdy nie wychodźcie z domu na przechadzkę inaczej jak tylko we trzech; podobnie, dla załatwienia innych spraw - jeżeli to możliwe - nie wychodźcie samotnie. Zbierzcie się wszyscy - kapłani, klerycy - w kaplicy i po odmówieniu cząstki różańca odczytajcie ten mój list dwa razy.

 
13 marzec
Św. Nicefor - banita.
 
Święty Nicefor przyszedł na świat około 758 roku. Jego rodzice - Eudoksja i Teodor – zaliczali się do najbogatszych i najbardziej wpływowych mieszkańców Konstantynopola. Ojciec Nicefora odznaczał się niezwykłą pobożnością. Za kult, jaki oddawał relikwiom i świętym obrazom został przez popleczników cesarza aresztowany i torturowany. Zmarł jako męczennik za wiarę w nicejskim więzieniu, Eudoksja natomiast po śmierci małżonka wstąpić miała do klasztoru. Nicefor został mianowany przez papieża Leona IV cesarskim sekretarzem odpowiedzialnym za dokumentowanie wyroków wydawanych przez cesarza na czcicieli świętych obrazów. Jako że za dokładnie taki sam „występek” został stracony jego ojciec, Nicefor zrezygnował z zaszczytnego, dworskiego stanowiska i postanowił zostać zakonnikiem. W klasztorze nie zagrzał jednak zbyt długo miejsca, gdyż inny Nicefor – nowy cesarz Nicefor I – polecił mu, by zaopiekował się największym konstantynopolitańskim przytułkiem dla biedoty. Gdy pojawił się pomysł, aby po śmierci świętego Tarazjusza to właśnie Nicefor został nowym patriarchą Konstantynopola, podniosły się głosy sprzeciwu. Święci Teodor Studyta, Platon i Józef z Tesalonik protestowali przeciw nominacji Nicefora na to stanowisko, gdyż był on osobą świecką. Cesarz postawił jednak na swoim, Nicefor otrzymał święcenia, a trzej protestujący święci zostali przez niego skazani na banicję, z której zresztą sam Nicefor miał ich uwolnić. Po wstąpieniu na tron nowego monarchy, cesarza Leona V Armeńczyka, prześladowania czcicieli świętych obrazów znowu się nasiliły i tym razem, to Nicefor został wygnany z kraju, za kult, jaki oddawał ikonom. Zmarł jako banita 2 czerwca 829 roku. 18 lat później, 13 marca 847 roku uroczyście sprowadzono jego szczątki doczesne do Konstantynopola, dlatego też w tym dniu wspomina się go w Kościele katolickim.

 
14 marzec
Święta Matylda - matka cesarza.
 
Źródła podają, że święta Matylda, znana także, jako Matylda von Ringelheim urodziła się w roku 895 w Engler, w Westfalii. Była córką księcia Teodoryka oraz Reihildy, wywodzącej się z duńskiej rodziny królewskiej. Młodość spędziła w klasztorze w Herford, nieopodal dzisiejszego miasta Bielefeld. W 909 roku wyszła za mąż za Henryka Ptasznika, króla Niemiec, zwanego także Henrykiem I. Spośród pięciorga ich dzieci, najbardziej znani są nam dziś późniejszy cesarz, Otton I oraz święty Brunon. Po śmierci Henryka doszło do sporu między synami o to, który z nich ma zostać następcą tronu, w wyniku czego, rozpętała się między nimi wojna domowa. Ówczesna napięta atmosfera oraz narastające konflikty, uderzyły także w samą Matyldę, którą doradcy Ottona mieli oskarżyć o defraudację dóbr z królewskiego skarbca, które ta przeznaczyła na cele charytatywne. Wygnano ją nawet w związku z tym z dworu, ale dzięki staraniom synowej Edyty, wkrótce na niego powróciła. Matylda ufundowała między innymi kapitułę w Kwedlinburgu, czy też klasztory w Duderstadt, Pöhlde, Grone i Nordhausen – dlatego też w ikonografii często ukazuje się ja z modelem kościoła. Codziennie miała też przy swym stole gościć osoby ubogie, dopatrując się w nich Chrystusa, stąd też przedstawia się ją również, jako królową rozdającą biednym jałmużnę, lub w towarzystwie świętego Brunona, w chwili, gdy dochodzi między nimi do pojednania z Ottonem I, z którym to, w 962 roku udała się nawet do Rzymu, gdzie otrzymał on cesarską koronę. Zmarła w Kwedlinburgu 14 marca 968 roku, gdzie pochowano ją w zamkowej kaplicy u boku męża. Szczególnym kultem otaczana jest w Bawarii i Saksonii. Najwięcej dowiadujemy się o niej z dzieła „Res Gestae Saxonicae” Widukinda z Korbei, benedyktyńskiego mnicha i kronikarza. Ów przebywający wówczas w klasztorze nieopodal miasta Höxter nad Wezerą zakonnik, jest autorem jednego z najważniejszych dokumentów historycznych traktujących o dziejach Europy w X wieku. Opisywał w nim m. in. walki Sasów z Frankami, ale też jako pierwszy wspomniał o państwie Mieszka I. Jak przekonywał w rozmowie z KAI ks. Wojciech Wójciński "św. Matylda pokazuje, że również zamożni ludzie często odnajdują chwalebną drogę do Jezusa":

 
15 marzec
Św. Klemens Maria Hofbauer - apostoł Warszawy.
 
Do Warszawy trafił przejazdem. Pozostał w niej 21 lat. Tu przeżywał chwile dla Polski wielkie, ale także czasy wypełnione hańbą. Z wielkim poświęceniem organizował w naszej stolicy szkoły i prowadził dzieła charytatywne. Nazywał się Klemens Maria Hofbauer (Dworzak). Czczony jest jako apostoł Warszawy. Urodził się na Morawach w roku 1751. Pochodził z ubogiej rodziny. Dzięki swej pracowitości i ludzkiej życzliwości ukończył studia w Wiedniu i wstąpił do Redemptorystów w Rzymie. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 34 lat. Przełożeni polecili mu w roku 1787, by udał się nawracać protestantow na Pomorzu. Po szczegółowe instrukcje przyjechał do Warszawy. Była zima, drogi w fatalnym stanie, więc nuncjusz papieski kazał św. Klemensowi Marii i jego dwom towarzyszom poczekać w naszej stolicy do wiosny. Powierzono ich opiece kościół pod wezwaniem św. Benona, przeznaczony dla duszpasterstwa Niemców przebywających w Warszawie, a także sierociniec i szkołę rodzin rzemieślniczych. Podjąwszy prowadzenie tych dzieł Klemens Maria pozostał w polskiej stolicy. Stworzył tu pierwszą w Polsce placówkę Redemptorystów. Doznawał licznych prześladowań. Na jego działalność bardzo niechętnie patrzyli zaborcy. Szczególnie wiele uwagi poświęcał dzieciom i młodzieży. Dbał o to, aby dać im jak najlepsze wykształcenie. Organizowaną przez siebie pomocą charytatywną obejmował coraz większe grono dzieci osieroconych, opuszczonych. Równocześnie nie zaniedbywał pracy duszpasterskiej z dorosłymi. Był wybitnym kaznodzieją. Uruchomił drukarnię, utworzył wydawnictwo, publikował książki religijne i podręczniki. W roku 1808 Napoleon polecił Redemptorystom opuścić Warszawę. Święty Klemens Maria Hofbauer pojechał do Wiednia. Tu podjął działalność podobną do tej, którą prowadził w Warszawie, a także zajął się młodą inteligencją. Zmarł w Wiedniu w roku 1820. Znana jest opowieść o tym, jak to w trosce o utrzymanie sierocińca prowadzonego w stolicy Polski musiał żebrać. Ktoś poproszony przez św. Klemensa Marię o datek, tak się zirytował, że uderzył go w twarz. Apostoł Warszawy przyjął policzek z godnością i powiedział: "To dla mnie, a co dla moich sierot?". Dziś taka postawa wielu ludziom wydaje się niezrozumiała. Jeśli nawet podejmują jakieś działania dobroczynne, dbają o to, aby zostały jak najlepiej rozreklamowane. Tymczasem świadczenie dobra często nie tylko nie przynosi pochwał, ale związane jest z upokorzeniami. Nie brak i dzisiaj ludzi, którzy – na przykład prowadząc ochronki przy parafiach – czasami muszą znieść wiele drwin i cierpkich słów od tych, do których zwracają się o wsparcie. Przyjmują je pokornie, zatroskani o los potrzebujących.

 
16 marzec
Św. Renat - Męczennik Francji i Kanady.
 
Renat Goupil przyszedł na świat we Francji. W młodości przystąpił do jezuitów, jednak z powodu złego stanu zdrowotnego nie było mu dane zostać na stałe członkiem tej wspólnoty. Poświęcił się więc – z powodzeniem - studiowaniu medycyny. Niebawem zostać miał lekarzem-chirurgiem. Gdy jezuici postanowili wysłać do Kanady swych misjonarzy, którzy ewangelizować mieli Indian należących do szczepu Huronów, Renat Goupil postanowił - jako ochotnik - także udać się za Ocean, by tam służyć pomocą swym niedoszłym współbraciom. Ze źródeł historycznych wiemy, że wspólnie z ojcem Izaakiem Jogues i kilkoma jeszcze innymi towarzyszami podróży, Renat został napadnięty w czasie, gdy misjonarze przeprawiali się przez jedno z rozległych, kanadyjskich jezior. Napastnikami okazali się być słynący z okrucieństwa Irokezi, którzy prowadzili w tym czasie walki plemienne ze wspomnianymi tu już Huronami. Renat zginął od ciosu tomahawkiem w głowę, po tym, gdy próbował zrobić znak krzyża na czole jednego z irokeskich dzieci. Zdarzenie to miało miejsce 29 września 1642 roku. Warto przypomnieć, iż siedem lat później w podobnych okolicznościach zginął inny misjonarz - Jan de Brébeuf. On także poniósł męczeńską śmierć z rąk Irokezów. Kanonizacji kanadyjskich męczenników dokonał papież Pius XI w 1931 roku.

 
17 marzec
Święty Patryk.
 
Gdyby urządzano mistrzostwa świata w popularności świętych, Patryk miałby spore szanse stanąć na podium. Porwany za młodu 17 marca - dzień świętego Patryka, data jego śmierci w roku 461 (lub 490) - obchodzony jest nie tylko jako święto patrona kraju w Irlandii i Nigerii (z ewangelizowanej przez irlandzkich misjonarzy). Od Nowego Jorku, poprzez Sydney, Moskwę, aż po Dublin - wszędzie znajdzie się ludzi z przypiętymi do piersi koniczynkami, którzy będą sączyć ciemny napój przy wtórze ludowej muzyki irlandzkiej. Koniczynki są na pamiątkę tego, jak Święty tłumaczył ochrzczonym Celtom tajemnicę Trójcy Świętej. Prawdę mówiąc nie wiadomo, jak z tą koniczynką naprawdę było. Natomiast wiadomo na pewno, że Patryk nie wypędził węży z Irlandii. Nawet gdyby w wiadomościach telewizyjnych mówili inaczej - proszę nie wierzyć. Podobnie nie jest patronem pijących guinnessa. Ten Święty obrósł w legendy jak mało który. Ba, również na temat podstawowych faktów (np. daty i miejsca urodzenia oraz daty śmierci) historycy prowadzą głębokie spory. Kard. Tomas O’Fiaich, były Prymas Irlandii, tak to podsumował: „Święty musi mieć niezłą zabawę, śledząc potyczki tropiących go badaczy”. Ale za to z pozostałych po Patryku pism wiemy o nim takie rzeczy, które doprawdy mogą wzbudzić zadumę. Porwany za młodu (14-16 lat) przez Irlandczyków z rodzinnej Brytanii, spędza 6 lat w niewoli. Jest pasterzem owiec i w niedoli nawraca się, modli się gorąco i dużo. We śnie słyszy głos wzywający go do ucieczki: „Patryku, twój statek jest gotów”. Dość okrężną drogą wraca do rodziców. I znów ma widzenie. Tym razem nie bezpośrednio sam Bóg go wzywa, ale Irlandczycy błagający, aby wrócił do nich. Wraca więc do kraju swej niewoli, ale najpierw w południowej Francji odbywa studia i przyjmuje święcenia kapłańskie. Misja Patryka udaje się tysiąckroć lepiej niż jego poprzednika, bpa Palladiusza. Lepiej rozumie mieszkańców wyspy i ich system społeczny. Dzieło nawracania rozpoczyna od wodzów i druidów (pogańskich kapłanów). Praca przynosi wielkie plony, rzecz jasna. Problemy stwarzają również hierarchowie z sąsiedniej Brytanii. Ciosy przychodzą nawet z najmniej spodziewanej strony - zdradza go najbliższy przyjaciel, który rozgłasza grzech, jaki Patryk wyznał mu w młodości. Mistyk i człowiek twardy. Na modlitwę lubił iść w góry. Na Croagh Patrick spędził ponoć 40 dni, poszcząc. Pierwszy w dziejach chrześcijanin, który w „Liście do Korotyka” zdecydowanie wystąpił przeciw niewolnictwu. Nie-Irlandczyk, ale tak pokochał ten kraj i jego mieszkańców, że pytał w tym liście „Czy jest hańbą, że przyszliśmy na świat w Irlandii?”. Najbliższe wieki historii Kościoła miały pokazać, że należałoby zadać pytanie wręcz przeciwne. Ale to już nieco inna historia. Pierwszy wieśniak. Ten, który od Irlandczyków wiele wycierpiał, ich też najbardziej pokochał. Legenda mówi, że spierał się z Bogiem o łaski dla Irlandczyków, aż w końcu uzyskał zapewnienie, że w dzień sądu sam będzie ich sądził. Jeden z najpopularniejszych świętych na świecie, św. Patryk, może zdziwiłby się, widząc najnowsze marki piwa nazwane jego imieniem, ale raczej by się tym nie zgorszył. Promocja piwa „St. Patrick’s Gold” przygotowanego na St. Patrick’s Day, w porównaniu ze składaniem ofiar z ludzi w rankingu okropności, wypada przecież – przyznają to chyba nawet najbardziej wyczuleni obrońcy świętości – blado. A do takich właśnie okrutnych Irlandczyków poszedł, czy raczej popłynął, a jeszcze ściślej – powrócił, Patryk. Apostoł Irlandii, jej patron i wszechświatowy symbol, który oczywiście…Irlandczykiem nie był. Za to był Irlandczyków niewolnikiem. Jego życie obfitowało w niebezpieczeństwa, dramatyczne zwroty, przeciwności (także ze strony ludzi Kościoła). Faktem podstawowym jest, że ten, który dobrze poznał swoich oprawców – czy nie tak byśmy ich dziś nazwali? – wrócił do nich z Dobrą Nowiną. A pod koniec pracowitego życia mógł się cieszyć tysiącami ochrzczonych, setkami gorliwych mnichów i dziewic oddanych Panu, rozwijającą się strukturą Kościoła irlandzkiego. Dziś pół świata wie, że św. Patryk wygonił z Irlandii węże (których tam nie było) i że na przykładzie koniczynki uczył Celtów tajemnicy Trójcy Świętej (co też pewne nie jest). Jego wyjątkowość polegała jednak na czym innym. Patryk jest pierwszym misjonarzem, który przekroczył w swojej (skutecznej!) działalności granice świata grecko-rzymskiego. Poszedł do barbarzyńców, w cywilizację nierzymską, na krańce ówczesnego świata. Tym w V wieku była Irlandia. A Patryk ten świat pogardzany pokochał i pokochał tych ludzi. Sam nazwał siebie „pierwszym wieśniakiem”. Bo Irlandia była w istocie krainą wiejską, bez miejskich i centralistycznych struktur świata rzymskiego. Patryk tego świata nie chciał romanizować, wręcz przeciwnie: twórczo wykorzystał geniusz religijny Celtów, ich wiejskość, by tak rzec. Kto czytał choćby raz jego „Pancerz” (zwany też „Krzykiem jelenia”), wie, o czym mówię. Dla niego cały świat był święty, a Chrystus namacalną, otaczającą realnością. Kochał to, co odrzucone, pogardzane i marginalne. Prorocze i wyprzedzające świat było u Patryka także potępienie niewolnictwa („List do Korotyka”). A cóż dopiero sądzić o tym, że w swoim „Wyznaniu” bierze w obronę kobiety, twierdząc, że w niewoli to one cierpią najbardziej? Czyżby feministki w głowie mu namieszały? Najprościej mówiąc, ten, który od Irlandczyków wiele wycierpiał, ich też najbardziej pokochał. Tak bardzo, że przez 40 dni pościł w ich intencji na górze Croagh Patrick. Legenda mówi, że długo spierał się z Bogiem o łaski dla Irlandczyków, aż w końcu uzyskał zapewnienie, że w dzień sądu sam będzie ich sądził. Z pewnego punktu widzenia optymalną datą końca świata byłby więc 17 marca – wszak w dzień św. Patryka wszyscy są Irlandczykami. Święty z koniczyną
Za swoją niewolę św. Patryk odpłacił Irlandii głoszeniem Ewangelii... Kościół w Irlandii przeżywa czas próby, być może najcięższej od czasów pierwszej ewangelizacji. Skandale wśród duchowieństwa, gwałtowny spadek powołań, erozja tradycyjnie silnego związku Irlandczyków z wiarą katolicką. Przed wiekami św. Patrykowi udało się przekonać pogańskich mieszkańców do wiary chrześcijańskiej. Może dziś święty misjonarz wyprosi dla Zielonej Wyspy łaskę duchowego odrodzenia. Patryk przyszedł na świat w Brytanii w 385 roku w rodzinie chrześcijańskiej. Wspominał, że jako nastolatek nie wierzył w Boga. Kiedy miał 16 lat, korsarze porwali go do Irlandii. Tam, pasąc krowy, odnalazł drogę do Boga, nauczył się także języka irlandzkiego. Po 6 latach udało mu się zbiec z niewoli. Kształcił się w dwóch szkołach misyjnych: w Erinsi i w Auxerre. Był uczniem św. Germana z Auxerre. Legenda powiada, że pewnej nocy Patryk zobaczył w widzeniu mieszkańca Irlandii, który usilnie prosił: „Błagamy cię, święty chłopcze, abyś przybył i zatrzymał się u nas”. Patryk decyduje się na powrót do kraju swojej byłej niewoli, aby głosić tam Ewangelię. Papież wyświęca go na biskupa i wysyła z misją na Zieloną Wyspę. Patryk nie był pierwszym misjonarzem Irlandii, wcześniej ewangelizował tam już św. Palladiusz, ale ze słabym skutkiem. Irlandia nigdy nie była częścią Imperium Rzymskiego, krajem rządzili naczelnicy celtyckich klanów. Patryk założył w Armagh bazę dla misyjnych wędrówek. Był wciąż w drodze. Napotykał sporo trudności, zwłaszcza ze strony druidów (kapłanów pogańskich). Dwanaście razy, jak sam wspomina, był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Święty misjonarz znalazł jednak klucz do serc mieszkańców wyspy. Organizował Kościół wokół klasztorów, które sam zakładał. Za pomocą koniczyny tłumaczył im tajemnicę Trójcy Świętej, dzięki czemu stała się ona symbolem kraju. Klasztory zaczęły stanowić wkrótce podstawową strukturę życia irlandzkiego Kościoła. Opaci byli tam biskupami, a mnisi ich wikariuszami. To irlandzcy zakonnicy rozpowszechnili w Europie zwyczaj używania dzwonów w kościołach oraz, co ważniejsze, praktykę usznej spowiedzi. Znana jest piękna modlitwa św. Patryka: „Chryste, bądź ze mną, we mnie, za mną, przede mną. Bądź w sercu tego, który myśli o mnie. Bądź w oczach tego, który patrzy na mnie. Bądź w uszach tego, który mnie słucha. Bądź w ustach tego, który mówi do mnie”. Wielki Europejczyk 17 marca Kościół powszechny wspomina w liturgii św. Patryka, niewolnika piratów, pasterza owiec, mnicha i biskupa, apostoła i patrona Irlandii. Dzień św. Patryka jest w Irlandii i wszędzie, gdzie żyją Irlandczycy wielkim świętem religijnym i narodowym. Wierni w ten dzień przypinają sobie trójlistną koniczynę, symbol Trójcy Świętej, o której św. Patryk miał mówić na początku każdej swojej misji. Koniczynka jest też wyrazem nadziei na zjednoczenie Irlandii. Św. Patryk urodził się w rzymskiej Brytanii ok. 385 r. wprawdzie w rodzinie chrześcijańskiej, ale odebrał świeckie wychowanie. Gdy miał 16 lat został uprowadzony przez irlandzkich piratów i przez sześć lat w niewoli pasł owce. W tym czasie nastąpił jego powrót do chrześcijaństwa. Na przypadkowym statku udało mu się uciec do Francji, gdzie kształcił się później w najsłynniejszych szkołach w Erinsi i w Auxerre. Gdy w Irlandii zmarł wysłannik papieski św. Palladiusz, papież Celestyn I wyświęcił Patryka w 432 r. na biskupa. Święty zastał tam tylko małe wspólnoty chrześcijan, otoczone i nękane przez pogańskie szczepy irlandzkie. Potrafił jednak zdobyć przychylność lokalnych władców, dla wybranych plemion ustanowił biskupów, którym dodał grono pomocników, żyjących wspólnie na sposób klasztorny. W ten sposób opaci klasztorów byli zarazem biskupami. Właśnie od św. Patryka wywodzi się rozpowszechniony później w całym świecie zwyczaj zwoływania na modlitwę za pomocą dzwonu. Według tradycji św. Patryk wręczył dzwon swojemu najbliższemu pomocnikowi, św. Kieranowi, który zwoływał na modlitwy mnichów i wiernych. Prawdopodobnie w 444 r. Patryk zbudował swój kościół biskupi w Armagh (Ulster, Północna Irlandia), które to miasto stało się stolicą prymasów Irlandii. Św. Patryk spędził w Irlandii 40 lat na intensywnym głoszeniu Ewangelii, modlitwie i ascezie. Do dziś miejscem kultu św. Patryka jest Croah Patrick, góra na której często spędzał on Wielki Post. Pod koniec życia św. Patryk z przerażeniem obserwował podbój Irlandii przez pogan, którzy wzięli do niewoli ogromne rzesze chrześcijan. Wydawało się, że efekt jego kilkudziesięcioletniej pracy ewangelizacyjnej zostanie zniszczony. Okazało się jednak, że chrześcijaństwo zapuściło korzenie wśród Irlandczyków bardzo głęboko i ocalało. Wielu mnichów irlandzkich było później misjonarzami kontynentu europejskiego. Apostoł Irlandii pozostawił po sobie kilka dzieł, z których najbardziej znane są "Wyznania" oraz "List do chrześcijańskich poddanych tyrana Korotyna", który jest zachętą do wytrwania w wierze dla chrześcijan uwięzionych przez wojska pogańskiego władcy. Zmarł prawdopodobnie 17 marca 461 r. w Armagh. Święty Celt imieniem Sucat. Św. Patryk urodził się w Brytanii w 385 roku. Nosił celtyckie imię Sucat. Przypadek sprawił, że Patryk trafił właśnie do Irlandii - mówi ks. Robert Kamiński. - Porwany przez korsarzy, przez sześć lat pracował na Zielonej wyspie jako pasterz owiec. Na przypadkowym statku udało mu się zbiec do północnej Francji i tam przygotowywał się do pracy na misjach. Do Irlandii wrócił już jako biskup - dodaje ks. Kamiński. Do nawrócenia całej wyspy św. Patryk potrzebował wielu ludzi. Misjonarze na jego apele zgłaszali się tłumnie. Największą wszakże pomocą byli dla niego mnisi. Z nich to tworzył ośrodki duszpasterskie. Tak więc w Irlandii powstał jedyny w swoim rodzaju zwyczaj, że opaci byli biskupami, a mnisi w klasztorach ich wikariuszami. Ostatnie dni swojego życia spędził w zaciszu klasztornym, oddany modlitwie i ascezie. Zmarł 17 marca 461 roku. Irlandia czci go jako swojego apostoła, ojca i patrona. Jest także patronem fryzjerów, kowali, górników, upadłych na duchu oraz opiekunem zwierząt domowych.


 
18 marzec
Święty Cyryl Jerozolimski.
 
W ciągu dwudziestu lat Cyryl trzy razy został wygnany: po raz pierwszy w 357 roku, po odsunięciu go przez Synod Jerozolimski, następnie w 360 roku drugie wygnanie za sprawą Akacjusza i w końcu trzecie, najdłuższe - trwające jedenaście lat - w 367 roku za sprawą proariańskiego cesarza Walensa. Drodzy bracia i siostry!
Naszą uwagę skupiamy dziś na św. Cyrylu Jerozolimskim. Jego życie jest przykładem splotu dwóch wymiarów: z jednej strony troski pasterskiej, z drugiej zaś - wbrew jego woli - uwikłania w zażarte spory, jakie wstrząsały wówczas Kościołem Wschodu. Urodzony około roku 315 w Jerozolimie lub okolicach, Cyryl otrzymał świetne wykształcenie literackie, które stało się później podstawą jego kultury kościelnej, skoncentrowanej na poznawaniu Biblii. Wyświęcony na kapłana przez biskupa Maksyma, po jego śmierci lub usunięciu w 348 roku otrzymał sakrę biskupią od Akacjusza, wpływowego metropolity Cezarei w Palestynie, zwolennika arianizmu, przekonanego, że ma w nim sojusznika. Cyryl był więc podejrzewany, że nominację biskupią uzyskał za ustępstwa wobec arianizmu. W rzeczywistości Cyryl bardzo szybko starł się z Akacjuszem nie tylko na polu doktryny, ale także w zakresie jurysdykcji, ponieważ domagał się samodzielności swojej stolicy od metropolii w Cezarei. W ciągu dwudziestu lat Cyryl trzy razy został wygnany: po raz pierwszy w 357 roku, po odsunięciu go przez Synod Jerozolimski, następnie w 360 roku drugie wygnanie za sprawą Akacjusza i w końcu trzecie, najdłuższe - trwające jedenaście lat - w 367 roku za sprawą proariańskiego cesarza Walensa. Dopiero w 378 roku, po śmierci cesarza, Cyryl mógł ostatecznie objąć ponownie swą stolicę, przywracając jedność i pokój wśród wiernych. Za jego prawowiernością, poddawaną w wątpliwość przez niektóre współczesne mu źródła, przemawiają inne, równie dawne źródła. Spośród nich najbardziej miarodajny jest list synodu z 382 roku, po drugim Soborze powszechnym w Konstantynopolu (381), na którym Cyryl odegrał znaczącą rolę. W liście tym, wystosowanym do Biskupa Rzymu, biskupi wschodni uznają oficjalnie całkowitą ortodoksyjność Cyryla, prawomocność jego sakry biskupiej oraz zasługi jego posługi pasterskiej, którą przerwie śmierć w 387 roku. Zachowały się po nim dwadzieścia cztery wspaniałe katechezy, które wygłosił jako biskup około roku 350. Poprzedzone wstępną Protokatechezą pierwszych osiemnaście z nich adresowanych jest do katechumenów bądź czekających na oświecenie (photizomenoi); wygłosił je w Bazylice Grobu Świętego. Pierwsze (1-5) mówią kolejno o wskazaniach przedchrzcielnych, nawróceniu z obyczajów pogańskich, sakramencie chrztu, o dziesięciu prawdach dogmatycznych zawartych w Credo, czyli Symbolu Wiary. Następne (6-18) stanowią "katechezę ciągłą" na temat Symbolu Jerozolimskiego z punktu widzenia antyarianizmu. Spośród pięciu ostatnich (19-23), zwanych "mistagogicznymi", dwie pierwsze są komentarzem do obrzędu chrztu, a trzy ostatnie traktują o krzyżmie, Ciele i Krwi Chrystusa oraz o liturgii eucharystycznej. Zawierają one objaśnienie modlitwy Ojcze nasz (Oratio dominica): stanowi ono podstawę drogi wprowadzenia do modlitwy, która przebiega równolegle do wtajemniczenia w trzy sakramenty: Chrztu, Bierzmowania i Eucharystii. Podstawa wykształcenia na temat wiary chrześcijańskiej miała również wymiar polemiki z poganami, judeochrześcijanami i manichejczykami. Argumentacja opierała się na wypełnieniu obietnic Starego Testamentu, w języku bogatym w obrazy. Katecheza stanowiła ważny element, należący do szerszego kontekstu całego życia, w szczególności liturgicznego, społeczności chrześcijańskiej, w której macierzyńskim łonie dojrzewał przyszły wierny, z towarzyszeniem modlitwy i świadectwa braci. Jako całość homilie Cyryla stanowią systematyczną katechezę o odrodzeniu chrześcijanina przez Chrzest. Mówił on katechumenowi: "Wpadłeś w sieci Kościoła (por. Mt 13,47). Pozwól się więc wziąć żywcem; nie uciekaj, albowiem Jezus chwyta cię na swój haczyk, nie żeby zadać ci śmierć, lecz żeby dać ci zmartwychwstanie. Musisz bowiem umrzeć i zmartwychwstać (por. Rz 6,11.14)... Umrzyj dla grzechu i żyj dla sprawiedliwości już od dziś" (Protokatecheza, 5).


 
19 marzec
Świętego Józefa.
 
Zaraz po drugiej wojnie światowej ukazała się w Polsce książka J. Rybałta „Głos mówiącego milczeniem”. Tym głosem mówiącym milczeniem był św. Józef. Ewangelie zachowały słowa Jezusa, Maryi, Zachariasza, Elżbiety, Symeona, pasterzy, uczniów. Tylko św. Józef jawi się na kartach Ewangelii milczący: nie zachowało się ani jedno jego słowo. Maryja wypowiedziała Bogu swoje „tak” w Zwiastowaniu: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38). Jezus powiedział „tak” Ojcu w Getsemani (Łk 22,42). Św. Józef nie wyrzekł ani jednego słowa, swoje „tak” powiedział życiem i czynem. Mateusz trzy razy mówi o milczącym realizowaniu woli Pana przez Józefa (1,24; 2,14.21): „Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański”. Powiedzenie Bogu „tak” w heroicznym akcie wiary ma zawsze konsekwencje dla całego życia. Jezusowe pełnienie woli Ojca zaprowadziło Go na krzyż. Fiat Maryi doprowadziło Ją pod krzyż Jezusa. „Tak” św. Józefa kazało mu uciekać aż do Egiptu, znosić prześladowanie, chronić przed śmiercią narodzonego w Betlejem Zbawiciela. Dzięki postaci św. Józefa nad żłóbkiem Jezusa rozlega się nie tylko śpiew aniołów, głos pasterzy, słowa mędrców, ale również głos mówiącego milczeniem - głos św. Józefa, który wobec wielkich i tajemniczych dzieł Boga zachowuje z jednej strony pełne dyskrecji i wiary milczenie, z drugiej strony zaś gotowość czynienia tak, jak mu polecił anioł Pański - czyli sam Pan. Głos mówiącego milczeniem, rozlegający się nad żłóbkiem, uczy, że wobec Boga, który wzywa i powołuje, ważniejsze są czyny niż słowa; bez słów można zostać świętym, bez czynów - nie. Głos mówiącego milczeniem uczy zawierzenia Bogu aż do końca, nawet w najbardziej skomplikowanych i trudnych sytuacjach naszego życia, ale również zaufania człowiekowi, choćby wszystko - po ludzku mówiąc - wskazywało na to, że zaufanie zostało zawiedzione. Co by się stało, gdyby przy Maryi, w której i przez którą Bóg zaczął realizować swą zbawczą wolę, nie znalazł się taki człowiek jak Józef - mąż sprawiedliwy? Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebne nam jest Józefowe milczenie, jego gotowość do czynienia trudnej woli Bożej, jego zaufanie Bogu i człowiekowi. Św. Józef uczy współczesnego człowieka poczucia sacrum, poczucia głębokiego szacunku wobec tajemnicy działania Boga. Takim głębokim poczuciem sacrum i niegodności wobec Boga i Jego działania odznaczali się wielcy sprawiedliwi Starego Testamentu (Wj 3,5-6; 29,12; Iz 6,5-6). Przypomina starą prawdę Mędrców Izraela: „Treścią mądrości jest bojaźń Pańska, rozsądkiem - poznanie świętego” (Prz 9,10; por. 1,7). Ewangelie nie podają wielu informacji o Józefie, mężu Maryi i opiekunie Jezusa. Opisując inne osoby i sprawy - jakby przy okazji - wspominają, że pochodził z królewskiego rodu Dawida, jego ojciec nazywał się Jakub lub Heli, mieszkał w Nazarecie i był cieślą. Teksty ewangeliczne o Józefie nie przekazały żadnego jego słowa, mówią wyłącznie o tym, co uczynił, a nie informują o tym, co powiedział. Sens jego milczenia wyjaśnia się przy porównaniu dwóch podobnych wydarzeń, opowiedzianych w pierwszych rozdziałach Ewangelii według św. Łukasza oraz według św. Mateusza: chodzi o zwiastowanie narodzenia Jezusa, przekazane Maryi przez archanioła Gabriela, oraz o podobną zapowiedź daną Józefowi przez anioła Pańskiego. W pierwszym opisie - według św. Łukasza - słowa pozdrowienia anielskiego: "Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą" wywołują wewnętrzne poruszenie Maryi, skłaniają Ją do refleksji i otwierają na przyjęcie następnych słów archanioła: "Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus". Zwiastowanie dotyczy bliskiej przyszłości, i tylko od odpowiedzi Maryi zależy ostateczne jej nadejście. Dlatego Maryja ma prawo pytać: "Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?". Po otrzymaniu odpowiedzi wyraża gotowość na konkretne działanie Boże: "Niech mi się stanie według twego słowa!". Św. Mateusz opisuje kontynuację rozpoczętej historii zbawienia. Rola bohaterów tej historii jest nieco inna. Tajemnicę macierzyństwa Maryi poznaje Józef, który zmieszany szuka wyjścia z kłopotliwej sytuacji. Pełnemu dręczących pytań mężowi anioł Pański oznajmia we śnie: "Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów". Reakcja Józefa na słowa anioła jest przedstawiona w sposób zwięzły: "Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie". Chociaż historia zbawienia rozpoczęła się bez jego udziału, to jednak on ma wyznaczone w niej miejsce. Nie potrzebuje żadnych dalszych wyjaśnień: ma wziąć Maryję razem z Jej macierzyństwem, czyli razem z Synem, który nie był jego, lecz Boga. Dlatego Józef nie zadaje pytań, ale działa. Milczenie Józefa towarzyszące działaniu świadczy o zrozumieniu jego roli i wyraża gotowość poddania się woli Boga. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej o św. Józefie "Redemptoris custos" przypomina wezwanie Soboru Watykańskiego II do słuchania Słowa Bożego. Takie słuchanie powinno wyrażać się w całkowitej gotowości wiernego służenia zbawczej woli Boga objawionej w Jezusie. Na początku dziejów odkupienia odnajdujemy wcielony wzór takiego posłuszeństwa nie tylko w Maryi, ale i w Józefie, który wyróżnił się wiernym wypełnieniem Bożych przykazań. W tym sensie św. Józef jest patronem wszystkich wierzących, którzy w swoim życiu słuchają i rozumieją Słowo Boże do nich skierowane. 19 marca cały Kościół powszechny jak co roku czcić będzie św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. By poznać i rozważać posłannictwo tego Świętego w życiu Chrystusa i Kościoła, warto skorzystać z myśli zawartych w adhortacji apostolskiej Redemptoris custos - „Opiekun Zbawiciela”. Dokument ten Jan Paweł II ogłosił w roku 1989, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Okazją do tego stała się setna rocznica ogłoszenia przez papieża Leona XIII encykliki poświęconej Świętemu (Quamquam pluries). Już we wprowadzeniu Ojciec Święty zaznacza, że celem wydania adhortacji jest pragnienie, aby „wszyscy żywili coraz większe nabożeństwo do Patrona Kościoła powszechnego i miłość do Odkupiciela, któremu on tak przykładnie służył” (RC 1). „Jego” zwiastowanie. Papieski dokument ujęty został w sześć rozdziałów. Pierwszy dotyka Biblii, choć nie zawiera ona zbyt wielu informacji na temat osoby św. Józefa. W biblijnym przekazie momentem centralnym jest wydarzenie, które miało miejsce po zaślubinach Maryi z Józefem. Rzecz dotyczy zwiastowania Maryi i poczęcia Jezusa z Ducha Świętego, o czym dowiaduje się Józef od anioła w „swoim” zwiastowaniu. Choć dla Józefa zaistniała sytuacja trudna, nie cofnie się on przed zadaniami, które wyznacza Bóg, „powierzając mu zadania ziemskiego ojca w stosunku do Syna Maryi” (RC 3). Okazuje, tak jak Jego małżonka, pełną gotowość wypełnienia woli Boga. Powiernik tajemnicy. Drugi rozdział adhortacji ukazuje św. Józefa jako „powiernika tajemnicy samego Boga”. Jest on najpierw człowiekiem wiary, podobnym w niej do Maryi, choć nie potwierdza tego słowami, tak jak to Ona uczyniła. W wierze jest z Nią zjednoczony. Dlatego wraz z Nią uczestniczy w przełomowym momencie historii człowieka, określanym przez św. Pawła mianem „pełni czasów”, kiedy Bóg zesłał swojego Syna. Bóg stawia Józefa wraz z Maryją na czele tych, którzy przewodzą pielgrzymowaniu przez wiarę. Przewodzą Kościołowi po Zesłaniu Ducha Świętego, choć ziemska pielgrzymka Józefa zakończyła się wcześniej, jeszcze przed krzyżową śmiercią Jezusa (RC 4-6). W służbie ojcostwa. Przede wszystkim jednak św. Józef jest „w służbie ojcostwa”. Jest ziemskim ojcem Jezusa przez fakt małżeństwa z Jego Matką, a więc przez rodzinę. To właśnie on zobowiązany jest nadać Nowonarodzonemu imię Jezus. Potwierdza tym samym daną mu ojcowską władzę nad Synem Bożym. W ten sposób włącza się w tajemnicę odkupienia i realizację mesjańskiej misji Chrystusa. Wyrażają to w dobitny sposób zacytowane przez Jana Pawła II słowa jego poprzednika - papieża Pawła VI. W swoim przemówieniu 19 marca 1966 roku powiedział o św. Józefie, że „uczynił ze swego życia służbę, złożył je w ofierze tajemnicy wcielenia (...), przekształcił swe ludzkie powołanie do rodzinnej miłości w ponadludzką ofiarę z siebie, ze swego serca i wszystkich zdolności, w miłość oddaną na służbę Mesjaszowi, wzrastającemu w jego domu” (RC 8). Św. Józef jest tym, jak mówi liturgia jego uroczystości, którego wiernej straży Bóg powierzył młodość Zbawiciela. Skoro więc otrzymał tak wzniosłe zadanie, przyjąć należy, że otrzymał też odpowiednie dary, aby temu zadaniu sprostać. Przede wszystkim miłość ojcowską, która bierze swój początek od Boga Ojca - źródła wszelkiego ojcostwa. Na czym polega ojcowskie zadanie Józefa? Przede wszystkim na trosce o „uporządkowane wprowadzenie Syna w świat”. Rozpoczyna to „wprowadzenie w świat” udaniem się na zarządzony przez cezara spis ludności. Jest to potwierdzenie, że Jezus należy do rodzaju ludzkiego w pełni. Na oczach Józefa dokonuje się wejście Jezusa w rodzaj ludzki, kiedy przychodzi On na świat. Jest świadkiem naocznym zarówno tego wydarzenia, jak i późniejszego pokłonu pasterzy i mędrców. Wypełnia także starotestamentalne przepisy o obrzezaniu Syna, nadaniu Mu imienia oraz o wykupieniu pierworodnego. We wszystkich tych momentach dokonuje się potwierdzenie prawnego statusu Józefa jako ojca Jezusa. Będzie więc strzegł Go na wygnaniu w Egipcie, będzie Go szukał, dwunastoletniego, w świątyni, będzie wypełniał „wzniosłe zadanie wychowania, czyli żywienia i odziewania Jezusa, nauczenia Go Prawa i zawodu, zgodnie z powinnościami przypadającymi ojcu” (RC 16). Milczące posłuszeństwo wiary. Ewangelia nazywa św. Józefa „mężem sprawiedliwym” (Mt 1,19). Jawi się jako taki nie tylko w wypełnianiu ojcowskich obowiązków, ale także jako małżonek i oblubieniec Maryi (trzeci rozdział papieskiego dokumentu). Potwierdzeniem jego sprawiedliwej postawy w życiu jest milczenie, gdyż Ewangelia nie przekazuje żadnego słowa Józefa. W oblubieńczym i dziewiczym związku z Maryją Józef czyni dar z siebie, a jednocześnie nabywa szczególną godność i ojcowskie prawa w stosunku do Jezusa. Kościół stawia więc św. Józefa za wzór ojcostwa, nie pozornego czy zastępczego, ale w pełni autentycznego. Ojcostwa, które przyjmuje się w posłuszeństwie wiary, coraz pełniej odkrywając je jako niewysłowiony dar. Św. Józef jest także wzorem pracy. Z czwartego rozdziału adhortacji dowiadujemy się, że poddanie, które okazywał Jezus swoim ziemskim rodzicom, rozumiane jest także „jako uczestniczenie w pracy Józefa”; pracy, która zapewniała utrzymanie rodzinie; pracy, która jest dobrem dla człowieka, przez którą zbliża się on do tajemnicy odkupienia i „poniekąd bardziej staje się człowiekiem”. Podkreśla takie rozumienie ludzkiej pracy, obchodzone w liturgii 1 maja, wspomnienie św. Józefa Rzemieślnika (Robotnika). Wspomniany klimat milczenia w życiu św. Józefa jest potwierdzeniem jego głębokiego życia wewnętrznego, głębokiej kontemplacji, wyrażonej w trudnych, ale odpowiedzialnych, życiowych decyzjach (piąty rozdział dokumentu). Jego całkowite poddanie się Bogu jest „praktyką pobożności, która stanowi jeden z przejawów cnoty religijności” (RC 26). Pozostawał on w zasięgu działania miłości Jezusa promieniującej na wszystkich ludzi, dlatego jego miłość była doskonała i czysta. Orędownik każdego człowieka. Ostatni rozdział papieskiego dokumentu ukazuje św. Józefa jako „Patrona Kościoła naszych czasów”. Św. Józef jest wzorem „dla całej chrześcijańskiej wspólnoty, niezależnie od warunków życia i zadań, jakie w niej pełni każdy z wiernych” (RC 30). Papież zachęca do wzywania jego wstawiennictwa nie tylko dla obrony przed pojawiającymi się zagrożeniami, ale także dla umocnienia Kościoła w misji ewangelizacji świata. Stwierdza, że „mamy nieustanne powody do tego, aby św. Józefowi polecać każdego człowieka” (RC 31), a jego postać „nabiera dla Kościoła szczególnej aktualności w związku z nowym Tysiącleciem chrześcijaństwa” (RC 32). Wspomnienie to wprowadził do liturgii kalendarza kościelnego papież Pius XII 24 kwietnia 1956 roku. Miał w ustanowieniu tego święta cel szczególny. Robotnicy na całym świecie od roku 1892 obchodzą l maja swoje święto doroczne, święto pracy. Chciał przeto wielki papież tym nowym wspomnieniem kościelnym włączyć się w powszechny nurt, podnieść godność pracy ludzkiej i dać robotnikom żywy wzór w św. Józefie Rzemieślniku. Godność pracy ludzkiej. Według Biblii wydawałoby się, że pierwotnie w planach Bożych człowiek nie był stworzony do pracy, że praca jest karą Bożą za grzech pierworodny. Oto bowiem wyrok, jaki zapadł nad Adamem: „Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: «Nie będziesz z niego jeść» — przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu, w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty, bo prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Za przekleństwo też uważali pracę, zwłaszcza fizyczną, Grecy i Rzymianie, a filozofowie greccy tej miary nawet co Platon, usiłowali tłumaczyć, że praca jest zajęciem i obowiązkiem niewolników, a nie ludzi wolnych. Potwierdziliby więc świadectwo Biblii. Autor księgi „Mądrość Syracha” ma takie zdanie: „Dla osła pasza, kij i ciężary; chleb, ćwiczenie (bicie) i praca dla niewolnika. Spraw, by sługa pracował, a znajdziesz odpoczynek. Zostaw mu wolno ręce, a szukać będzie wolności — Jarzmo i rzemień zginają kark a słudze krnąbrnemu wałek i dochodzenia. Wyślij go do pracy, by nie był bez zajęcia... a jeśli się nie słuchał, obciąż go dybami”. A jednak tylko pobieżne czytanie Biblii prowadzi do takiego wypaczonego obrazu. Biblia nie tylko nie potępia pracy, ale ją zaleca i nakazuje, i to w jej wszelkiej odmianie, nawet gdy chodzi o pracę fizyczną. Oto w tej samej Biblii czytamy, że pierwsi rodzice w raju pracowali: „Jahwe Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał”. Księga Przysłów oddaje najwyższe pochwały kobiecie pracowitej i wylicza, jakie pożytki i dobrodziejstwa ma z tego mąż i cały dom. Pismo Święte natomiast gromi leniwych i ostrzega przed nimi: „Do mrówki udaj się, leniwcze, patrz na jej drogi... w lesie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm za życia. Jak długo leniwcze, chcesz leżeć? A kiedyż ze snu powstaniesz?”. „Ręka leniwa sprowadza ubóstwo, ręka zaś pilnych wzbogaca”. „Czym oset dla zębów, a dym dla oczu, tym leniwy dla którego wysłali”. „Kto ziemię uprawia nasyci się chlebem”. „Lenistwo nie złowi zwierzyny, ludzka pilność cennym bogactwem”. Św. Paweł wprost pisze: „Albowiem gdy byliśmy u was, nakazaliśmy wam tak: kto nie chce pracować, niech też nie je”. Przypowieść Pana Jezusa o robotnikach we winnicy, o talentach itp. akcentuje, że człowiek za swoją pracę odpowiada nie tylko wobec społeczeństwa, ale także w sumieniu wobec Pana Boga. A więc jego stosunek do pracy rzutuje również na jego szczęście wieczne. Jeśli więc Biblia mówi faktycznie, o przekleństwie pracy, to w tym znaczeniu, że po upadku człowiek zaczął odczuwać ciężar pracy, że praca stała się podstawą jego „żyć czy też umrzeć” — że praca wyczerpuje często najżywotniejsze jego siły i energię. Błogosławieństwo pracy ludzkiej. Praca wyzwala z człowieka najpełniej jego uzdolnienia, energię, inicjatywę. Człowiek pracowity jest podobny do zadbanego ogrodu, sadu, czy pola, gdzie wszystko pięknie rośnie i cieszy oko dorodnym plonem. Człowiek leniwy zaś, podobny jest do pola zachwaszczonego, pełnego pokrzyw i dziko rosnących krzewów. Praca jest szkołą wielu cnót osobistych i społecznych takich jak np.: wytrzymałość, solidarność, cierpliwość, męstwo, odwaga i ład, współpraca, współzawodnictwo. Natomiast lenistwo jest szkołą: samolubstwa i pasożytnictwa. Praca bogaci. W ekonomii podkreśla się, że produkcja robi pieniądz, pieniądz zaś warunkuje dobrobyt. Jeśli obserwujemy dzisiaj tak wielki postęp kultury na wszystkich polach, to dzięki intensywnemu wysiłkowi milionów mózgów i milionów rąk. Tak więc praca podnosi stopę i warunki życiowe. Natomiast owocem lenistwa jest zaniedbanie i nędza. Człowiek leniwy woli kraść, posunie się nawet do grabieży i mordu, bowiem w ten sposób łatwiej bez wysiłku liczy na wzbogacenie się. Praca daje wreszcie zadowolenie. Człowiek, widząc owoce swojej pracy czuje satysfakcję, że trud jego nie idzie na marne, że „się opłaca” — co jest bodźcem do dalszych wysiłków. Praca łączy ludzi. Pomyśleć, ile potrzeba rąk, byśmy mieli chleb, ubranie, dom. Ile trzeba było pokoleń ludzi, by nam ułatwić życie. Gdyby tak przyszedł na ziemie ktoś, kto na niej żył 1000, a nawet 200, 100 lat temu, pomyślałby, że żyjemy w bajce, byłby zdziwiony postępem i wynalazkami, z których korzystamy. A przecież złożyły się na nie wysiłki wielu pokoleń. Praca wyrównuje nierówność społeczną. Kiedy bowiem bogaci się cały naród, podnosi się stopa życiowa wszystkich, wyrównują się różnice społecznej zamożności, podnosi się średnia przeciętna posiadania. Jeśli człowiek traktuje pracę jako swoje posłannictwo, jako zleconą sobie od Boga misję, praca dla niego staje się wówczas środkiem uświęcenia i gromadzenia zasług dla nieba. Kościół wyniósł na ołtarze nie tylko książąt, biskupów, papieży i zakonników, ale także zapobiegliwych ojców, dzielne matki, rzemieślników, żołnierzy i rolników. Działał, nie gadał. Dziś ludzie mówiliby o nim „twardziel”. Ludzie umieją liczyć. A potem patrzą z ubolewaniem na człowieka, któremu żona zaszła w ciążę wtedy, gdy jego przy niej nie było. Tak zapewne patrzyli na Józefa. Tego z rodu Dawida. Męża Maryi. Na pozór był zwykłym facetem z piłą i siekierą. Pewnie był niezłym fachowcem. Ale do dużych pieniędzy jakoś nie doszedł. Pewnie za bardzo przejmował się ludźmi. Był przecież człowiekiem sprawiedliwym. Nie chciał niczyjej krzywdy. Gdy się zorientował, że Maryja nosi nie jego dziecko, obmyślił plan, jak Ją uchronić od upokorzeń, a może i czegoś jeszcze gorszego. Kierował się tylko sprawiedliwością? Pewnie też. Ale nawet w takiej sytuacji okazało się, że po prostu Ją kochał. Na tej miłości budował sam Bóg. „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1,20–21). Zdaniem Jana Pawła II, w tych słowach zawiera się „moment centralny biblijnej prawdy o św. Józefie”. Uwierzył. Odważył się. Poniósł wszystkie konsekwencje podjętej decyzji. Teraz w dokumentach kościelnych czytamy o nim, że był „domniemanym ojcem Jezusa”. Ale święty Augustyn już dawno stwierdził: „Ze względu na wierne małżeństwo oboje zasługują, by nazywać ich rodzicami Chrystusa, nie tylko Jego matka, ale także Jego ojciec, którym był w ten sam sposób, w jaki był małżonkiem Jego matki – w umyśle, a nie w ciele”. To on nadał Jezusowi imię. W ten sposób potwierdził swoją ojcowską władzę nad Nim. Gdyby nie miał tej władzy, rodowód Jezusa nie byłby w Ewangelii podawany według jego genealogii. Na kartach Pisma Świętego w ogóle się nie odzywa. Może był małomówny. A może po prostu był człowiekiem czynu? „Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański”, odnotował św. Mateusz. Działał, nie gadał. Dziś ludzie mówiliby o nim „twardziel”. Oblubienic Najświętszej Maryi Panny. To znaczy kto? Zwyczajnie, mężczyzna, którego pokochała. Gdyby żyła dzisiaj, mówiłaby pewnie o nim „mój facet”, jak inne dziewczyny. Są wizerunki, na których przedstawiany jest z piłą. Najczęściej jednak pokazywany jest z lilią, symbolem czystości i niewinności. Kto dziś poważnie traktuje człowieka z lilią? Gdyby trzymał w dłoniach potężną piłę mechaniczną... Bóg potraktował go niesłychanie poważnie. Zaufał mu. Powierzył mu swojego Syna.


 
20 marzec
św. Józef Bilczewski - Lwowskie ślady.
 
Jako kapłan, który wyruszył z podbeskidzkiej ziemi do Lwowa, wędruje Ksiądz także śladami naszego wybitnego rodaka. - Moje pierwsze spotkanie z arcybiskupem Bilczewskim miało miejsce wiele lat temu, gdy trafiła do moich rąk biografia, wtedy jeszcze Sługi Bożego. Pomyślałem wówczas, że poszedł tak daleko z rodzinnych stron, aż do Lwowa. Dziś patrzę na tę odległość 400 km zupełnie inaczej. Bo nawet gdy jest się daleko, sercem zawsze można być blisko. - Gdzie dziś we Lwowie spotyka Ksiądz ślady Błogosławionego? - Pierwsze miejsce to cmentarz Janowski, pośrodku którego pomiędzy tujami jest skromny grób bł. Józefa. Lubię tam chodzić, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba przemodlić pewne sprawy. Warto wiedzieć, że nie jest to jedyne miejsce, gdzie spoczęły szczątki Błogosławionego. Jego wolą było, by swoje serce pozostawić w katedrze. Tam w 1925 r. stanął piękny pomnik Arcybiskupa, a pod nim umieszczono w urnie jego serce. Serce to w 1945 r. zostało wywiezione do Lubaczowa. Rok temu, tuż przed wizytą Papieża na Ukrainie, powróciło do Lwowa, a 29 czerwca 2001 r. znowu zostało wmurowane w dawnym miejscu. Pamiątką posługi bł. Bilczewskiego są świątynie, o których budowanie jako metropolita lwowski intensywnie zabiegał. - Tak, należy do nich m. in. neogotycki kościół św. Elżbiety we Lwowie. To abp Bilczewski w 1904 r. dokonał poświęcenia placu pod budowę, a w roku 1910 - poświęcenia kościoła. Po latach komuny, gdy był tam magazyn artykułów kolonialnych, dziś znowu służy jako dom Boży - świątynia lwowskiej parafii greckokatolickiej. Inne miejsce związane z Arcybiskupem to figura Matki Bożej na dawnym placu Mariackim, obok pomnika Mickiewicza. Poświęcenia figury dokonał bł. Józef Bilczewski w 1905 roku, w czasie Kongresu Maryjnego. A jeśli mowa o Matce Bożej, to trzeba wspomnieć, że to właśnie bł. Józefowi Polska zawdzięcza uroczystość Matki Bożej Królowej Polski. Na jego prośbę papież ustanowił to święto w 1910 r. dla archidiecezji lwowskiej. To właśnie bł. Józef tak często wracał w kazaniach do ślubów króla Jana Kazimierza, pytał o ich realizację. Dziś także warto za nim zapytać, czy już zrealizowaliśmy lwowskie śluby Jana Kazimierza... - Wiemy, że mieszkańcy Lwowa z wielkim żalem żegnali swojego pasterza... - Oprowadzając po Lwowie wycieczki i wspominając bł. Józefa, przytaczam dość wymowną liczbę. Chodzi o kondukt pogrzebowy Arcybiskupa, który miał 8 km. Kiedyś zapytano mnie, jak to możliwe, skoro z katedry na cmentarz jest około 3 km. Okazało się, że kondukt pogrzebowy nie szedł najkrótszą drogą, ale droga wiodła krętymi uliczkami z katedry do Uniwersytetu Lwowskiego. Nic dziwnego, przecież tam rozpoczynał swoją pracę we Lwowie jako profesor, a potem rektor. Wkrótce zamienił katedrę uniwersytecką na prastarą lwowska katedrę łacińską Matki Bożej Wniebowziętej. - Jaka pozostała w archidiecezji lwowskiej pamięć po bł. Józefie? - Do najbardziej znanej duchowej spuścizny Arcybiskupa należy adoracja Najświętszego Sakramentu w pierwszą niedzielę miesiąca. Ta adoracja w naszej diecezji bielsko-żywieckiej przyjęła się jako zwyczaj za pośrednictwem archidiecezji krakowskiej. Ten ślad bł. Józefa można więc znaleźć nie tylko tu, we Lwowie. Drugi ślad to modlitwa o powołania. W czasie swojego pierwszego kazania prosił bł. Józef rodziny chrześcijańskie o modlitwę w intencji powołań. Gdy odrodziło się lwowskie seminarium, w styczniu 1999 r. pierwszy Rektor ponowił prośbę o modlitwę w tej intencji. Zwróciliśmy się do poszczególnych osób z prośbą o jeden dziesiątek Różańca dziennie za nasze seminarium, o nowe powołania i wytrwanie w powołaniu. Dziś jest tych osób około 900. Prawie 200 spośród modlących się to wierni diecezji bielsko-żywieckiej. - To zapewne tylko niektóre przykłady trwającej w Kościele lwowskim pamięci o bł. Bilczewskim. Jak poznać je wszystkie? - Najlepiej przyjechać do Lwowa i samemu poznać te ślady. Na przyjezdnych czeka gościnny Lwów, a zwłaszcza niepowtarzalna atmosfera tego miasta, pięknych kościołów, cerkwi, kamienic. Miasta zieleni i siedmiu wzgórz, jak w Rzymie. To miasto, w którym żył i umarł nasz błogosławiony rodak z Wilamowic. - Dziękuję za rozmowę. Świętemu wystarczy miłość. Beata Zajączkowska, korespondentka w Watykanie, dziennikarka Radia Watykańskiego Gdzie jest źródło świętości. Pierwsi święci Benedykta XVI, ogłoszeni na zakończenie Roku Eucharystii, są odpowiedzią. Pierwsza liturgia kanonizacyjna Benedykta XVI zbiegła się z zamknięciem Synodu Biskupów i Roku Eucharystii oraz z watykańskimi obchodami Niedzieli Misyjnej. Trudno nie dopatrzyć się w tym pewnej „konsekwencji eucharystycznej”. Papież podkreślił, że nie może być rozdźwięku między kultem Eucharystii a praktycznym życiem każdego chrześcijanina. Uzdrowiony Julian niesie monstrancję. Na Plac św. Piotra przybyło kilkadziesiąt tysięcy pielgrzymów z Włoch, Polski, Ukrainy i Chile. Z tego ostatniego kraju przyjechał nawet prezydent Ricardo Lagos. Delegację Episkopatu Polski tworzyli kardynałowie Józef Glemp i Henryk Gulbinowicz oraz arcybiskupi Stanisław Dziwisz i Henryk Muszyński. Wśród kilkuset Polaków byli pielgrzymi przede wszystkim z diecezji bielsko-żywieckiej. Z samych Wilamowic, rodzinnej miejscowości abp. Bilczewskiego, przyjechało 400 osób. Był wśród nich pan Julian, mieszkaniec Kóz, uzdrowiony dzięki wstawiennictwu metropolity lwowskiego. Z Ukrainy przyjechało około 100 pielgrzymów z metropolitą lwowskim kard. Marianem Jaworskim i bp. Marianem Buczkiem. Przyjechali też przewodniczący parlamentu i przedstawiciel prezydenta Juszczenki. Abp Józef Bilczewski i ks. Zygmunt Gorazdowski są pierwszymi świętymi w historii archidiecezji lwowskiej. Obok Polaków Papież kanonizował chilijskiego jezuitę o. Alberta Hurtado Cruchagię, włoskiego księdza Kajetana Catanoso i kapucyna Feliksa z Nicosii. Otwierając uroczystość, zaznaczył, że jest to pierwsza kanonizacja w czasie jego pontyfikatu. Zgodnie z nowymi zasadami papież osobiście ogłasza tylko świętych. Beatyfikacje odbywają się w diecezjach. A jeśli już w Watykanie, to uroczystości przewodniczy legat papieski. Ich groby jednoczą. Nawrócenie jest początkiem drogi świętości, do której powołany jest każdy chrześcijanin – powiedział w homilii Benedykt XVI. „Świętemu wystarcza miłość Boga, której doświadcza w pokornej i bezinteresownej służbie bliźniemu, szczególnie tym, którzy nie są w stanie się odwdzięczyć”. Papież wyraźnie wskazał, że źródłem świętości jest Eucharystia. W czasie liturgii kanonizacyjnej do ołtarza przyniesiono dary związane z nowymi świętymi. Uzdrowiony dzięki wstawiennictwu abp. Bilczewskiego pan Julian niósł monstrancję – dar parafii w Wilamowicach. Złożono także ofiary pieniężne na działalność charytatywną Ojca Świętego. Po zakończeniu liturgii kard. Marian Jaworski wyraził nadzieję, że postaci nowych świętych staną się teraz jeszcze bardziej znane. Dodał, że każdy, kto spotyka się ze świętymi Józefem Bilczewskim i Zygmuntem Gorazdowskim „zostaje zdobyty przez Chrystusa na służbę najbardziej potrzebującym”. Bp Marian Buczek ze Lwowa podkreślał ekumeniczne znaczenie nowych świętych. Jak mówił, przy ich grobach spotkać można ludzi „żegnających się krzyżem łacińskim i bizantyńskim”. Papież nie zaskoczył. W komentarzach przeważało pytanie, czy Benedykt XVI ograniczy liczbę ogłaszanych przez Kościół błogosławionych i świętych. Komentatorów wyraźnie rozczarowały słowa Papieża o tym, że na tajemnicy eucharystycznej opiera się celibat i twierdzenie, że kapłani otrzymali go jako cenny dar i znak niepodzielnej miłości do Boga i bliźniego. Według watykanistów to wyraz konserwatyzmu „pancernego Papieża”. Dla niego samego znak wierności Chrystusowi.

 
21 marzec
Święty Mikołaj z Flüe – Szwajcar.
 
Mikołaj Löwenbrugger, którego wspomnienie obchodzimy 21 marca, urodził się w 1417 roku, w górskiej miejscowości Flüe, leżącej na terenie szwajcarskiego kantonu Obwalden. W młodym wieku wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru w Engleberg, ale nie zagrzał tam zbyt długo miejsca. Po opuszczeniu zakonnej wspólnoty poślubił Dorotę Wyss, z którą miał dziesięcioro dzieci. Ich najmłodszy z synów był nawet po latach proboszczem... Mikołaj, zwany także bratem Klausem cieszył się ogromnym zaufaniem nie tylko swych najbliższych sąsiadów, ale i mieszkańców całego kantonu, dlatego też pełnił funkcje radcy, sędziego i deputowanego do federacji wszystkich szwajcarskich kantonów. Gdy w latach 1433-1460 toczyły się walki, podczas których Szwajcarzy próbowali uniezależnić się od Austrii i wybić na niepodległość, Mikołaj walczył w randze oficera. Nigdy jednak nie znęcał się nad wziętymi do niewoli jeńcami, a wręcz przeciwnie – opiekował się nimi i pilnował, by nie działa im się żadna krzywda. Gdy działania wojenne dobiegły końca, Mikołaj – mając 50 lat – postanowił, za zgodą swej małżonki, ponownie wstąpić do benedyktynów. Wówczas jednak, podczas niezwykłej, mistycznej wizji, otrzymać miał od Boga wskazówki, iż lepiej byłoby gdyby pozostał w swych rodzinnych stronach i tam, żyjąc jako pustelnik, zachęcał okoliczną ludność do prowadzenia bardziej pobożnego trybu życia. Niebawem więc założył Mikołaj w Ranft niewielką pustelnię z przydrożną kapliczką, do kościoła zaś udawał się do miejscowości Sachseln, gdzie księdzem był, wspomniany już, najmłodszy z jego synów. Jak mówił Katolickiej Agencji Informacyjnej ks. Robert Kamiński „z pewnością nie była to łatwa decyzja, ale wołanie Boga było tak silne, że Mikołaj został pustelnikiem”: Wkrótce do Ranft zaczęły ściągać tłumy wiernych, proszących Mikołaja o pomoc i porady. Razu pewnego przybył tam również jeden ze szwajcarskich możnowładców „prosząc o radę. W żaden sposób nie mógł żyć zgodnie ze swoim sąsiadem. Brat Klaus poprosił go, aby zrobił węzeł na sznurze, którym był przepasany. Potem dał mu jeden koniec sznura do ręki, sam zaś mocno chwycił za drugi i powiedział: - Rozwiąż ten węzeł. - Nikt tego nie dokona, chyba, że jeden z nas wypuści koniec sznura. - Oto rada dla ciebie - dodał Święty. - Jeden z was musi ustąpić, aby nastała zgoda. Wtedy rozplątacie węzeł sporów i zatargów między wami”. Warto dodać, iż dwukrotnie ratował Mikołaj Szwajcarię przed groźbami kolejnych wojen – z Austrią oraz przed konfliktem, który mógł się skończyć wojną domową. Po tym, gdy na zjeździe w Stans późniejszy święty uratować miał jedność Szwajcarii, wdzięczni rodacy nadali mu tytuł „Ojca Ojczyzny”. Zmarł mając lat 70. Od 5 maja 1946 roku jest patronem Szwajcarii.

 
22 marzec
święty Zachariasz - Papież-polityk.
 
Z wielką czujnością rządził Kościołem Bożym. Wsławiony zasługami odpoczął w pokoju." W taki sposób "Martyrologium Rzymskie" upamiętniło postać św. Zachariasza, ostatniego papieża greckiego pochodzenia. Sytuacja polityczna w Italii sprawiła, że papież Zachariasz musiał wykazać się jako zręczny polityk. Na Stolicy Piotrowej zasiadał w latach 741-752 kiedy ziemiom włoskim, a nawet samemu Rzymowi zagrażali Longobardowie. Św. Zachariasz wysłał emisariuszy do ich króla Liutpranda,a następnie spotkał się z nim osobiście. W zamian za pomoc wojskową uzyskał zwrot jeńców i twierdz zagarniętych za poprzedniego papież Grzegorza II. Jego pozycja była na tyle mocna, że potrafił wpłynąć na króla Longobardów, by ten wycofał się z terenów zagarniętych Cesarstwu Bizantyjskiemu. Także w stosunkach z cesarzem bizantyńskim Zachariasz okazał się przewidujący i rozsądny. Choć jego wybór nie wymagał już cesarskiego zatwierdzenia, przezornie wysłał legatów do Konstantynopola. Po nim żaden papież już tego nie uczynił. Dzięki temu Zachariasz nie musiał podporządkować się cesarzowi w kwestii kultu obrazów. Bowiem właśnie wtedy cesarz Konstantyn V zakazał ich posiadania i praktykowania kultu. Zachariasz przeciwstawiał się temu. Dzięki poprawnym stosunkom politycznym dwaj zatwardziali zwolennicy swoich koncepcji mogli pominąć kwestię milczeniem. Obydwaj zdawali sobie sprawę, że lepiej będzie, gdy pozostaną w przyjaźni. Św. Zachariasz prowadził też ożywione kontakty z Bonifacym, apostołem Germanów. Papież popierał program reformacji frankijskiego kościoła, który stworzył Bonifacy. We wprowadzeniu go w życie wydatnie pomogły poprawne stosunki, jakie Zachariasz utrzymywał z władcami frankijskimi Karolmanem i Pepinem. W historii politycznej papież Zachariasz został zapamiętany, jako ten, który przyczynił się do upadku Merowingów i powstania dynastii Karolingów. To właśnie on w 750 roku wydał orzeczenie, wg. którego lepiej, by tytuł królewski należał do tego, kto w rzeczywistości sprawuje władzę, niż do tego kto nosi królewski tytuł, lecz jej nie ma. Tym samym wydał zgodę na detronizację króla Childeryka III i wstąpienie na tron majordoma Pepina. Zachariasz był energicznym zarządcą, który nie tylko sprawował kontrolę nad wojskiem i władzami świeckimi w Rzymie, ale też interesował się dalszymi posiadłościami papieskimi. Odnawiał również i wyposażał kościoły rzymskie. Przeniósł rezydencję papieską z Palatynu na Lateran, odbudowują chylący się ku upadkowi pałac. Zasłynął tłumaczeniem "Dialogów" Grzegorza Wielkiego na język grecki.

 
23 marzec
Św. Turybiusz z Mongrovejo. Peruwiański misjonarz
 
Toribio Alfonso de Mongrovejo urodził się w roku 1538 w hiszpańskiej miejscowości Mayorga. Po ukończeniu studiów prawniczych, jakie odbyć miał między innymi na uczelniach w Salamce, Coimbrze i Valladolid, wywodzący się ze szlacheckiej rodziny młodzieniec zaczął pełnić funkcję inkwizytora w Granadzie, po czym w 1579 roku uzyskał nominację na arcybiskupa peruwiańskiej Limy, na wniosek cesarza Filipa II, który rekomendował go ówczesnemu papieżowi Grzegorzowi XIII. Święty Turybiusz z Limy – bo o nim mowa - w Ameryce Południowej przez blisko trzy dekady nawracał Indian, zapoznając ich ze zdobyczami cywilizacji zachodniej, a także starał się chronić ich przed prześladowaniami ze strony uchodzących za wszechwładnych w owych czasach gubernatorów. Uczył się dialektów, jakimi, na co dzień posługiwali się członkowie poszczególnych szczepów i plemion. W 1584 wydano w Peru nawet katechizm przetłumaczony na etniczne języki quechua i aimara – pierwszą opublikowaną na południowoamerykańskim kontynencie książkę. Powstało tam wówczas także pierwsze seminarium duchowne. Turybiusz nie tylko zreformował tamtejszy Kościół, ale i struktury społeczne. Ufundował niezliczone szkoły, klasztory, czy domy pomocy. Zwołał kilkanaście synodów diecezjalnych i prowincjalnych, na których przyjęto między innymi wytyczne dla całego Kościoła w Nowym Świecie. Zmarł 23 marca 1606 roku. Kanonizował go w 1726 roku papież Benedykt XIII. Uznaje się go za patrona Peru, Limy oraz walki o prawa przynależne ludności tubylczej i rdzennej. W ikonografii często ukazuje się go w otoczeniu Indian podczas wizytacji.

 
24 marzec
Św. Katarzyna Szwedzka - Święta, jelenie i wzbierające wody Tybru.
 
Urodziła się w 1331 roku. Była córką świętej Brygidy Szwedzkiej i należącego do książęcego stanu Ulfa Gudmarssona. W dzieciństwie oddano ją na wychowanie do cysterskiego klasztoru w Riseberg. W 1345 roku wyszła za mąż za szlachetnie urodzonego Eggarda Lyderssona, z którym wieść miała nad wyraz wstrzemięźliwe życie – oboje złożyli dozgonne śluby czystości. Około roku 1350, za zgodą swego małżonka wyjechała do Rzymu, w celu uzyskania odpustu zupełnego, a także, by pomóc swej matce przy pracach związanych z zakładaniem zgromadzenia brygidek. Razem z nią udała się także na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Niedługo po powrocie z tej wyprawy Brygida zmarła. W 1374 Katarzyna powróciła do Szwecji, gdzie przywiozła relikwie swej matki, w rok później zaś została przełożoną pierwszego klasztoru brygidek w Skandynawii – w miejscowości Vadstena. Przez całe swe życie – przede wszystkim z polecenia szwedzkiego dworu królewskiego - czyniła starania, by Brygidę uznać za świętą oraz by zakon jej matki uzyskał papieską aprobatę. Matkę uznano za świętą w 1391 roku - kult zmarłej 24 marca 1381 Katarzyny, został zaś zatwierdzony w 1484 roku. W ikonografii najczęściej przedstawia się ją jako pątniczkę w habicie brygidek z lilią w dłoni i jeleniem przy boku. Zgodnie bowiem z legendą, pewnego razu, gdy Katarzyna odbywała pielgrzymkę, miał napaść na nią w leśnej gęstwinie mężczyzna - rzekomo rycerskiego stanu - który, niczym sienkiewiczowski Bohun, chciał ją porwać i siłą zmusić do małżeństwa. Wówczas to na jego drodze pojawił się jeleń, który uniemożliwił mu te zamiary, ratując Katarzynę z opresji. Jej wstawiennictwo chronić ma przed poronieniami i przedwczesnymi porodami. Wzywa się ją także podczas zagrożeń powodziowych, a to w związku z inną legendą, która głosi, iż to właśnie gorliwe modlitwy Katarzyny sprawić miały, że w XIV wieku nie doszło do wylania wzbierających wód Tybru, dzięki czemu Rzym został ocalony.

 
25 marzec
Zwiastowanie Pańskie
 
Tajemnicę Wcielenia Syna Bożego czci Kościół osobną uroczystością Zwiastowania Pańskiego, obchodzoną dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem. Data to oczywiście umowna, podobnie jak data narodzin Zbawiciela. Lud chrześcijański nadał celebrowaniu tej tajemnicy charakter przede wszystkim maryjny. Reforma posoborowa przywróciła tej uroczystości charakter chrystologiczny: pierwszoplanową postacią w zwiastowanym i celebrowanym misterium jest Jezus Chrystus. Świętujemy moment, w którym Słowo w łonie Maryi ciałem się stało. Tekst Łukasza (1,26 - 38) jest medytacją, która w wydarzeniach związanych z przyjściem Jezusa na świat widzi spełnienie nadziei Izraela. Jubileusz Wcielenia. W roku 2000 świętowaliśmy Wielki Jubileusz Wcielenia. Rzeczywistość i wieczność Boga osiągają w sposób paradoksalny swój szczyt w tej tajemnicy, człowieczeństwo zaś - przez fakt, iż Syn Boży „stał się człowiekiem” - otrzymuje wymiar Boski. Czas wypełnił się przez to, że sam Bóg wszedł w dzieje człowieka i związał się z nim raz na zawsze. Wieczność wkroczyła w czas. Historia Boga stała się równocześnie historią ludzi; historia ludzi zaś, od tego momentu stała się także historią Boga. Od momentu Wcielenia także czas otrzymuje szczególne znamię zbawcze. Odtąd każda chwila, każdy moment jest równocześnie czasem zbawienia. W każdej chwili i w każdym miejscu można stać się uczestnikiem wszystkich darów zbawczych i dostąpić pełni zbawienia. Czas ten na równi ze zbawieniem jest darem samego Boga. Wpatrzony w tę tajemnicę Kościół przekracza próg trzeciego tysiąclecia. Rok 2000, naznaczony obchodami dwutysięcznej rocznicy narodzenia Mesjasza Zbawiciela, był tym „rokiem łaski” i „rokiem miłosierdzia”, który jest zawsze aktualny, w którym człowiek powołany jest do przyjęcia radosnej nowiny i do nawrócenia się do Boga. Jeśli nie zostanie przyjęte Słowo i nie nastąpi nawrócenie, nie będzie to prawdziwy rok łaski ani rok miłosierdzia, ani rok jubileuszowy. W tajemnicy Wcielenia cicho i niepostrzeżenie Bóg wchodzi w dzieje człowieka i świata. Niczego nie burzy. Wszystkiemu proponuje wielkość wykraczającą daleko poza wymiary doczesności. Czeka tylko na nasze przyzwolenie, chce bowiem, abyśmy byli współtwórcami Jego dzieła i naszej, ludzkiej wielkości. To jedno z wielkich zadań Kościoła. Kościół powinien nieustannie utrwalać dzieło Zwiastowania, czyli kształtować życie na wzór Chrystusa, bo tylko wtedy świat dojrzy, kim Chrystus jest w całej swej prawdzie i jak wielka jest godność człowieka. Bóg upodobał sobie w człowieku. Przez wieki w narodzie wybranym rozbrzmiewał głos proroka Izajasza i innych posłańców Bożych, którzy budzili nadzieję: Pan przyjdzie i nie będzie zwlekał. Bóg dochowuje wierności przymierzu z człowiekiem. Więc „gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał Syna swego zrodzonego z niewiasty” (Ga 4,4) i „w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1). Kościół wyznaje: „On (Jezus Chrystus) dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”. Stał się podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu. Jest Emanuelem, czyli Bogiem z nami. Dlatego słyszymy pieśń nieba: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie” (Łk 2,14). Tajemnica Wcielenia stanowi szczególne świadectwo Bożego upodobania w człowieku. Tę prawdę Jan Paweł II wyraził w pierwszej encyklice: „W tym zbawczym wydarzeniu dzieje człowieka w Bożym planie miłości osiągnęły swój zenit. Bóg wszedł w te dzieje, stał się - jako człowiek - ich podmiotem, jednym z miliardów, a równocześnie Jedynym! Ukształtował przez swe Wcielenie ten wymiar ludzkiego bytowania, jaki zamierzył nadać człowiekowi od początku” (Redemptor hominis, 1). Dochodzimy tu do szczytu upodobania Boga w człowieku. Syn Boży, przez swoje Wcielenie, zjednoczył się z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękami pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał. Urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu. Spotykając Chrystusa, każdy człowiek odkrywa tajemnicę własnego życia. Przyjąć więc tajemnicę Wcielenia, znaczy przyznać się do całego swojego człowieczeństwa, zobaczyć jego piękno zamierzone przez Stwórcę, zobaczyć prawdę wszystkich ludzkich słabości w świetle mocy Boga samego: Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga! (por. Łk 18,27). Papież Leon Wielki wobec tej tajemnicy wołał: „Dziś narodził się nam Zbawiciel, radujmy się umiłowani! Nie miejsce na smutek, gdy rodzi się życie, pierzchnął lęk przed zagładą śmierci, nastaje radość z obietnicy niekończącego się życia (...). Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc dawne obyczaje twego poniżenia i już do nich nie wracaj”. W tajemnicy Wcielenia sam Bóg przemawia do człowieka. Dotykamy tutaj istotnego punktu, odróżniającego chrześcijaństwo od innych religii, w których wyraża się od samego początku poszukiwanie Boga ze strony człowieka. W chrześcijaństwie ten początek dało Wcielenie Syna Bożego. Odtąd już nie tylko człowiek szuka Boga, ale Bóg sam przychodzi, aby mówić o sobie do człowieka i wskazać mu drogę, którą może do Niego dojść. Religia przestaje być szukaniem Boga „niejako po omacku” (Dz 17,27), a staje się odpowiedzią wiary daną Bogu, który się objawia. Bóg więc szuka człowieka z potrzeby swego ojcowskiego, miłującego serca. Jeżeli Bóg szuka człowieka przez swojego Syna, to dlatego, żeby go wyprowadzić z manowców, na które coraz bardziej schodził. „Wyprowadzić” to znaczy wytłumaczyć człowiekowi, że znajduje się na błędnych drogach, ale to znaczy także przezwyciężyć zło, które rozpanoszyło się w dziejach człowieka. To przezwyciężenie zła nazywa się Odkupieniem. Dokonuje się ono za cenę Ofiary Chrystusa, dzięki której człowiek dostępuje darowania długu zaciągniętego przez grzech i łaski pojednania z Bogiem. Z radości pojednania rodzi się pokój serca. Pokonać lęk. Czyż jeden z największych paradoksów naszej epoki nie polega na tym, że w sercu człowieka zagościł lęk, strach, obawa, niepewność? Człowiek, który szczyci się wielkimi osiągnięciami umysłu, wolnością, żyje dziś z uczuciem lęku o przyszłość. Lęk paraliżuje wolność. Aby trzecie tysiąclecie mogło być świadkiem nowego rozkwitu ludzkiego ducha, wspomaganego przez autentyczną kulturę wolności, musimy nauczyć się przezwyciężać lęk, odzyskując ducha nadziei i ufności. Zalęknionemu człowiekowi Kościół nade wszystko zwiastuje ewangeliczną nadzieję, by pokonał lęk przed sobą samym, przed światem, przed innymi ludźmi, przed potęgami tego świata, przed systemami, przed tym wszystkim, co jest symptomem zniewolenia. Ewangeliczna nadzieja nie jest próżnym optymizmem, podyktowanym przez naiwne przekonanie, że przyszłość będzie na pewno lepsza niż przeszłość. Nadzieja i ufność są przesłankami odpowiedzialnego działania. Siłę czerpią z doświadczenia, iż człowiek nie jest samotny wobec zagadek istnienia, gdyż towarzyszy mu miłość Ojca, który tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (por. J 3,16). Z Nim, Odkupicielem człowieka, możemy pokonać lęk przed przyszłością. On jest światłem, które „w ciemnościach świeci i żadne ciemności nie potrafią go ogarnąć” (por. J 1,5). Potęga Chrystusowej miłości jest większa od wszelkiego zła, którego człowiek może i powinien się lękać! Wobec Syna Bożego wypowiadamy pewność, że jest Ktoś, kto dzierży losy przemijającego świata; kto ma klucze śmierci i otchłani (por. Ap 1,18); kto jest Początkiem i Końcem dziejów człowieka (por. Ap 22,13). Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Książę Pokoju (por. Iz 9,5). Jest On Miłością uczłowieczoną, ukrzyżowaną i zmartwychwstałą; Miłością stale obecną wśród ludzi w darze Eucharystii. On jeden, Jezus Chrystus, Wcielony Syn Boży, ma pełne pokrycie dla słów: „Nie lękajcie się!”. Z Nim przekonamy się, że łzy poprzedniego stulecia przygotowały ziemię na nową wiosnę ludzkiego ducha. Pan z Tobą Najstarsza tradycja związana ze świętem Zwiastowania akcentuje, że to święto Pańskie, czyli w jego centrum jest Chrystus, który rozpoczyna swoje ziemskie życie w łonie Dziewicy z Nazaretu. Z biegiem lat akcent przesunął się bardziej na Maryję, która powiedziała Bogu swoje „tak”. Kto ważniejszy? Oczywiście pierwszy zawsze jest Bóg i Jego działanie. Maryja byłaby ostatnią osobą, która chciałaby przesłonić sobą Boga. Ale można powiedzieć, że to, co najważniejsze, dzieje się pomiędzy Bogiem i Maryją. Zwiastowanie jest świętem tego „pomiędzy”. Tu leży punkt ciężkości sceny namalowanej przez Łukasza w Ewangelii. Tu leży też sedno wiary, nie tylko wiary Maryi, ale wiary każdej innej osoby. Najważniejsze rozgrywa się właśnie w tej intymnej przestrzeni „pomiędzy”. Do tego miejsca nie ma dostępu nikt inny poza Bogiem i człowiekiem. Słowa „Pan z Tobą” to jedna z częstych formuł biblijnych. W Starym Testamencie występują 103 razy, w Nowym 13 razy. To oznajmienie bliskości Boga i Jego przyjaźni. To obietnica obecności, która będzie ją prowadzić i umacniać. W Starym Testamencie taki dar otrzymują ludzie powołani do zadań specjalnych w historii zbawienia. Maryja niewątpliwie jest kimś wybranym, wyjątkowym. Ale w Eucharystii słyszymy raz po raz te same słowa: „Pan z Wami”. Nie jest to życzenie, ale stwierdzenie faktu: Pan jest naprawdę z nami, jest blisko każdej i każdego z nas, blisko Ciebie. Maryja jest naszą siostrą w wierze. Ona, tak jak i my, zostaje zaproszona przez Boga do wybrania określonej drogi i próbuje odpowiedzieć na Boże wezwanie. Uczy, że warto zaryzykować i postawić na Niego. Chaire - czyli „raduj się”. Tak brzmią pierwsze słowa anielskiego pozdrowienia. Tam, gdzie zjawia się Bóg, tam jest i radość. Ale Maryja słyszy także inne słowa: „Nie bój się”. Tam, gdzie zjawia się Bóg, tam pojawia się i lęk. Może to być obawa przed zawierzeniem swojego życia, lęk przed zadaniem, nowością, zmianą, którą On proponuje. W życiu Maryi bywało różnie. Raz bliższe jej były słowa: „raduj się” (np. kiedy śpiewała u Elżbiety Magnificat), innym razem bliższe jej było „nie bój się”. Takie jest życie. Ale najważniejsze jest to, by nie zagubić słów: „Pan z Tobą”. Nigdy. Ani wtedy, gdy chce mi się śmiać, ani gdy chce mi się wyć. Myśl: "Pan z Tobą" - to obietnica obecności Boga na dobre i na złe. Małe zwiastowania Kiedy mówiła Bogu „tak”, nie mogła przypuszczać, na co się właściwie godzi... Maryja ukazywana jest jako wzór posłuszeństwa Bogu, wiary, zaufania. Misja, którą otrzymała, była piękna i zaszczytna, ale po ludzku niezmiernie trudna. Kiedy mówiła: „niech mi się stanie według słowa Twego”, nie mogła przypuszczać, na co się właściwie godzi. Panna z dzieckiem w małej wiosce, ciąża tuż przed ślubem – to sytuacja wyjątkowo niekomfortowa. Czy ktokolwiek uwierzy, że jej Dziecko to Boża sprawa? Jak ma przekazać komukolwiek tajemnicę, która przekracza ludzką miarę? Może tylko milczeć. A co z Józefem? Jak jej ukochany przyjmie tę Bożą niespodziankę, jak się zachowa? Nie wiemy, jak długo trwały rozterki Maryi. Tygodnie, miesiące? Czy w chwili zwiastowania Maryja wyobrażała sobie, że tuż przed porodem będzie musiała podróżować do odległego Betlejem (150 km); że będzie rodzić w zimnej grocie, w podłych warunkach, wśród obcych; że będzie musiała uciekać przed Herodem do Egiptu? Czy mogła nawet w najgorszych przeczuciach wyobrazić sobie, że przyjdzie jej patrzeć na całkowitą klęskę Syna; że będzie stać pod krzyżem i patrzeć na Jego samotne konanie pośród złoczyńców; że będzie trzymać w ramionach martwe ciało Tego, który został poczęty mocą wiecznego Boga? Bóg jest inny, niż nam się wydaje. Jego plany są nieraz tak bardzo zaskakujące, niezrozumiałe, nieprawdopodobne. Wiara nie jest spacerkiem z Bogiem pod rękę. Jest skokiem w ciemność. Droga wiary wiedzie nieraz przez długie ciemne doliny. Lampą pozostaje tylko słowo Boga, Jego obietnice: „Pan jest z Tobą”, „Nie lękaj się”, „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Bóg, nawet posyłając swojego anioła, nie odpowiada na wszystkie pytania, nie rozprasza ciemności. Czy ktokolwiek w Nazarecie, poza Maryją, wiedział, że pod Jej sercem zaczęło się ludzkie życie Zbawiciela? Bóg działa dyskretnie, bez błysków fleszy, kamer, rozgłosu. Zwiastowanie jest, rzecz jasna, czymś wyjątkowym w historii, ale ile „małych” zwiastowań dokonuje się na co dzień w życiu ludzi? W zapomnianych wioskach, na obrzeżach wielkich miast, z dala od zgiełku i blichtru tego świata ludzie o wierze prostej jak wiara Dziewczyny z Nazaretu wciąż powtarzają: „Boże, niech będzie tak, jak Ty chcesz”. Tam, gdzie pokorna wszechmoc Boga spotyka się z ludzkim, wolnym „tak”, dzieją się zawsze rzeczy wielkie.

 
26 marzec
Św. Dobry Łotr
 
Sumienie pod krzyżem. My odbieramy słuszną karę za nasze uczynki – wyznał łotr ukrzyżowany obok Jezusa. Uznał swój grzech. Jego sumienie ruszyło w ostatniej chwili. Dobry Łotr pozwolił, aby ruszyło go sumienie. Pozwolił, aby ukazało mu wielkość zła, jakie popełnił. Nie uciekał przed prawdą. Odważnie wyznał ją publicznie. Zgodził się ponieść konsekwencje swych grzesznych czynów. To są wszystko trudne wybory dokonywane pod wpływem sumienia. Księża skarżą się, że podczas spowiedzi penitenci coraz częściej nie podają liczby ciężkich grzechów, że próbują się usprawiedliwiać, minimalizować grzech. Zdarza się, że ktoś wyznaje grzech, dodając, że on w tym nie widzi nic złego, ale wymienia uczynek, bo tak każe Kościół. Niejeden spowiednik usłyszał od klękającego przy kratkach konfesjonału: „Ja właściwie nie mam grzechów. Nikogo nie zabiłem, niczego nie ukradłem...”. Coraz częściej grzechy ciężkie traktowane są jak lekkie, a lekkie w ogóle lekceważone. Coraz częściej można usłyszeć tłumaczenie, że ktoś nie chodzi do spowiedzi, bo nie widzi powodu, aby przed jakimś człowiekiem wyznawać swoje grzechy. Historia Dobrego Łotra pokazuje, jak ważne jest uczciwe spojrzenie na wielkość popełnionego zła i przyznanie się do niego nie tylko przed Bogiem, ale także przed człowiekiem. Złoczyńca wyznał swoje grzechy nie tylko Jezusowi, ale również ludziom, których skrzywdził. Dlatego usłyszał z ust Jezusa obietnicę tak niezwykłą i dającą nadzieję wszystkim grzesznikom. Dzień, w którym Kościół wspomina Dobrego Łotra jest także Dniem Modlitw za Więźniów. Oto co Katolickiej Agencji Informacyjnej o świętym mówił o. Stanisław Tasiemski, dominikanin: Modlitwa Nakazałeś nam Panie pamiętać o więźniach: prosimy Cię za nimi. Skazanych niewinnie uchroń od nienawiści i przeklinania niesprawiedliwych sędziów. Daj im zachować prawość i miłość do Ciebie. Tym, którzy cierpią za winy popełnione daj łaskę aby mogli zrozumieć błędy swoje i za nie żałowali, a nam Panie daj światło Ducha Świętego, naucz nieść braciom naszym uwięzionym miłość i nadzieję abyśmy wspólnie osiągnęli Twoje Panie Królestwo.

 
27 marzec
św. Rupert z Salzburga - Apostoł Bawarii i kopalnie soli.
 
Spokrewniony z Merowingami Rupert uchodzi za założyciela Salzburga oraz odkrywcę tamtejszych złóż solnych. Najprawdopodobniej urodził się około 650 roku w Wormacji, skąd przybył na początku VIII wieku do Bawarii, do dawnego, rzymskiego miasta Juvavum leżącego w prowincji Noricum. Tam, na gruzach dawnego miasta – najpewniej na polecenie księcia Theodona II - buduje opactwo benedyktyńskie oraz kościół Świętego Piotra – najstarszy austriacki klasztor. Na Nonnbergu natomiast funduje żeński klasztor, w którym funkcję przełożonej powierza swej bratanicy, świętej Erentrudzie. Klasztor ten jest dziś najstarszą z zachowanych, przeznaczonych wyłącznie dla zakonnic budowli na świecie. Wraz ze swymi mnichami Rupert prowadził aktywne działania misyjne, dzięki którym powiodło mu się nawrócenie na wiarę chrześcijańską jednego z pogańskich, bawarskich książąt, a także jego licznych poddanych. Zawędrować miał też na tereny ówczesnej Panonii, czyli dzisiejszych Węgier. Istniejącą w okolicach dzisiejszego Altötting świątynię pogańską, w której kultem otaczano Siedem Planet, Rupert zmienił w świątynię chrześcijańską. Przekazał jej między innymi cudowną figurę Maryi, zwaną „Czarną Madonną” (Die Schwarze Muttergottes), zapoczątkowując w ten sposób kult maryjny w Bawarii. Wspierał także budowę kopalni soli, od których zresztą miasto Salzburg zaczerpnęło swoją nazwę i z których przez wieki słynęło. Zmarł około roku 720. Jego uczeń – święty Wirgiliusz z Salzburga – przeniósł szczątki Ruperta do nowo powstałej katedry, w której relikwie obu świętych znajdują się dziś w jej ołtarzu głównym. W kościele Świętego Piotra zaś oglądać można pierwszy, pusty obecnie, wykuty w litej skale grób „apostoła Bawarii”, będącego patronem Salzburga, górników pracujących w kopalniach soli oraz opiekunem psów. W ikonografii ukazuje się go najczęściej z książką, choć zdarzają się i wizerunki, na których widnieje z beczką lub wiaderkiem soli. Zgodnie bowiem z legendami, Rupert miał pewnego razu uderzyć swą laską pasterską w mijane w trakcie wędrówki skały, z których wytrysnęła słona woda, dzięki czemu odkryto złoża solne w okolicach Salzburga.

 
28 marzec
św. Guntram - Jego królewska mość.
 
Okres jego panowania przypadł na czasy pełne wojen, niepokojów społecznych i sporów dynastycznych. A jednak udało mu się odnaleźć drogę do świętości w otaczających go mrokach wczesnego średniowiecza. Święty Guntram urodził się około 532 roku - był synem merowińskiego króla Franków Chlotara I i Radegundy z Turyngii. Po śmierci ojca, który w testamencie podzielił swe królestwo pomiędzy synów, Guntram odziedziczył Burgundię, Marsylię i Arles. Później sytuacja polityczna w Galii potoczyła się w łatwy do przewidzenia sposób. Pomiędzy pozostałymi braćmi Guntrama - Chilperykiem, Charibertem oraz Sigbertem – rozpoczęły się waśnie o granice poszczególnych terytoriów. Najazdy, pogromy, akty skrytobójcze, kielichy z zatrutymi napojami, pałacowe intrygi... – od podobnych zdarzeń, niby żywcem wyjętych z najlepszych powieści historycznych, czy też z szekspirowskiego „Makbeta”, roiło się w ówczesnych księstwach, dzielnicowych królestwach i na dworach. Kres położył im dopiero podpisany po ćwierćwieczu wojen traktat w Andelot z 28 listopada 587 roku. Wówczas to Guntram porozumiał się ze swym bratankiem Childebertem i królową Brunhildą, zaś dzięki mediacji świętego Grzegorza z Tours udało się wynegocjować zawieszenie broni. Zacytujmy może fragment tego wczesnośredniowiecznego dokumentu, przywołany przez ks. Jacka Zagórowskiego w jego artykule „Zapomniany obywatel Europy”. „Wielmożny król Guntram przyrzeka, że jeżeli przez niepewność spraw ludzkich (oby miłosierdzie boskie na to nie zezwoliło, gdyż jest on daleki od takiego życzenia), zdarzyłoby się tak, że przeżyłby wielmożnego pana Childeberta, który odszedłby z tego świata, to wówczas weźmie on pod swą opiekę i obronę, jako dobry ojciec, synów tegoż Childeberta, królów Teodoberta i Teodoryka, a także innych, jeśli Bóg raczy mu ich jeszcze dać, tak, aby mogli oni objąć królestwo swego ojca w całkowitym bezpieczeństwie”. Zaiste wspaniałomyślna to postawa, znakomicie ukazująca nam charakter świętego Guntrama, który słynął nie tylko z miłosierdzia, ale i z hojności wobec ubogich poddanych swego królestwa. Został zapamiętany także jako fundator licznych klasztorów i świątyń. Zmarł 28 marca 592 roku w burgundzkiej miejscowości Chalon-sur-Saône, gdzie został pochowany.

 
29 marzec
św. Berthold z Kalabrii - Pustelnik w bożym ogrodzie.
 
Berthold miał przyjść na świat na początku XII wieku, najpewniej we francuskiej miejscowości Limognes. Niewiele o nim wiemy, poza tym, że po latach studiów na paryskim uniwersytecie, znalazł się w Ziemi Świętej, by wieść pustelniczy tryb życia w położonym nad Morzem Śródziemnym „bożym ogrodzie”, czyli na nazywanej tak, rozdzielającej równiny Akko i Saron, górze Karmel. W tym pięknym i - jak pisał Tomasz Józef Demianiuk - słynącym „z ogrodów i sadów owoców cytrusowych” miejscu, miał Berthold, od około 1185 roku, pełnić funkcję przełożonego grupy pustelników, którzy osiedlili się na tym niezwykle ważnym, gdy idzie o dzieje mistyki chrześcijańskiej, paśmie górskim. Także i późniejszy święty miał doświadczać wizji. W jednej z nich ukazał mu się Chrystus, którego zasmucał fakt, iż chrześcijańskie rycerstwo, biorące udział w wyprawach krzyżowych słynęło często nie z miłosierdzia, a z okrucieństwa wobec innowierców. Berthold zmarł około 1195 roku. Jego relikwie znajdują się w klasztorze Wadi es Siah. Po śmierci późniejszego świętego zakonnicy otrzymać mieli regułę zakonną, wkrótce zaś z ich szeregów miało powstać zgromadzenie karmelitów. Warto dać, iż w herbie zakonu widnieje właśnie góra Karmel otoczoną trzema gwiazdami. Jedna z nich symbolizuje proroka Eliasza, który przecież także przebywał na Karmelu. Druga przedstawiać ma Matkę Bożą. Trzecia gwiazda natomiast, to uczeń proroka Eliasza – Elizeusz, "który jest symbolem każdego karmelity" - jak pisał ksiądz Włodzimierz Piętka w tekście Uczniowie Eliasza.

 
30 marzec
bł. Amadeusz IX Sabaudzki - Alpejski książę.
 
Przyszedł na świat jako syn księcia Ludwika I i Anny z Lusignan - córki króla Cypru Jana II. Arystokratyczne pochodzenie okazało się być dla niego zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Amadeusz IX urodził się 1 lutego 1435 roku w Thonon-les-Bains, malowniczo położonej miejscowości u podnóża Alp Sabaudzkich nad Jeziorem Genewskim. W roku 1452 wziął sobie za żonę córkę króla francuskiego Jolantę. Czternaście lat później zasiadł na tronie książęcym – jak się okazało, nie na długo... Amadeusz był epileptykiem, więc gdy chorobowe objawy z wiekiem zaczęły przybierać na sile, musiał scedować władzę na swoją małżonkę. Dotknięty tą niebywale tajemniczą dla ludzi średniowiecza chorobą - w której jedni dostrzegali przejawy mistycyzmu, inni zaś działanie mocy demonicznych – książę został odsunięty na plan dalszy. Dla wielu monarchów podobna sytuacja byłaby zapewne ogromnym życiowym dramatem. Tymczasem Amadeusz lepiej odnalazł się w kompletnie nowej dla niego sytuacji, niż w dworskich intrygach i rywalizacji rozmaitych pałacowych stronnictw o władzę. Podczas gdy XV-wieczna Sabaudia uwikłana była w niekończące się wojny i konieczność ciągłego zawierania nowych sojuszy i traktatów, Amadeusz mógł poświęcić się charytatywnym zajęciom pomocy najuboższym i zakładaniu kolejnych fundacji, dzięki czemu jego rodzinny region zaczęto nazywać nawet „rajem ubogich”. Warto podkreślić także, iż był on ojcem dziesięciorga dzieci. „Wielodzietne ogniska rodzinne stanowią świadectwo wiary, odwagi i optymizmu” – stwierdził kiedyś Benedykt XVI. Optymizmu, wiary i odwagi Amadeuszowi IX Sabaudzkiemu - mimo dramatu choroby i odsunięcia od władzy - z pewnością nie brakowało. Zmarł 30 marca 1472 roku. Beatyfikowano go w 1677 roku. W ikonografii często ukazuje się go, jako księcia rozdającego jałmużnę z napisem Diligite pauperes, co znaczy: kochaj ubogich.

 
31 marzec
święta Balbina - Męczennica II wieku.
 
Balbina miała być córką świętego Kwiryna – trybuna wojskowego na dworze cesarza Hadriana. Kwiryn, wraz z całą swoją rodziną przyjąć miał chrzest z rąk świętego papieża, Aleksandra I. Jak doszło do tak spektakularnego nawrócenia się całej tej, zamożnej, rzymskiej familii? Za sprawą cudu, jakiego dokonać miał Aleksander. Gdy przyniesiono do niego ciężko chorą, umierającą już Balbinę, papież miał wyprosić dla niej u Boga powrót zdrowia, co też wkrótce potem nastąpiło. O rękę ozdrowiałej i z roku na rok coraz piękniejszej Balbiny, zabiegało wielu młodzieńców ze znakomitych, rzymskich rodów. Późniejsza święta nie chciała jednak wychodzić za mąż za poganina, poza tym coraz bliższe stawały jej się ideały zachowania dozgonnego dziewictwa, dlatego też konsekwentnie odmawiała zalotnikom swej ręki. Odtrąceni kawalerowie postanowili się zemścić na Balbinie i złożyli na nią donos u cesarza, iż jest chrześcijanką. Rzymscy legioniści pojmali ją i razem z ojcem wtrącili do lochu. Tam w okrutny sposób torturowali Kwiryna, który wcześniej - podczas rozprawy sądowej - nie wyrzekł się wiary w Chrystusa. Męki jakie wycierpieć musiał Kwiryn nie załamały jednak - wierzącej przecież w nieśmiertelność duszy ludzkiej i zmartwychwstanie ciała – Balbiny. Rozwścieczeni tym faktem kaci ścięli późniejszą świętą mieczem. Jej wspomnienie w Kościele katolickim przypada na dzień 31 marca.


 

   

 

 

www.stowledkidukielskie.dukla.org        2012           webmaster: kychen