
ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ

1
marzec Święty Feliks III.
Wywodził się ze
starożytnego, słynnego rodu
Anicjuszów. Jego pontyfikat
przypadł na czasy pierwszej
schizmy między Kościołem
zachodnim i wschodnim. Jako
głowa Kościoła wystąpił Feliks
między innymi przeciw
monofizytyzmowi, oraz domagał
się rezygnacji Akacjusza z
urzędu patriarchy
Konstantynopola oraz Piotr
Mongosa z funkcji patriarchy
Aleksandrii. Tego pierwszego
ekskomunikował, drugiego
natomiast złożył z urzędu,
podczas synodu w 435 roku. Jego
decyzje nie przyniosły jednak
realnych skutków. Z listów,
które papież wysłał do cesarza
Zenona wiemy między innymi, iż
Ojciec Święty prosił cesarza o
pomoc dla katolików
prześladowanych na północy
kontynentu afrykańskiego przez
Wandali, a także starał się
zabiegać u niego o rozwiązanie
konfliktu z Mongosem. Papieskie
zabiegi okazały się jednak
daremne, a patriarcha Akacjusz
włączył nawet Mongosa do tak
zwanych dyptychów, czyli wykazów
kościelnych dostojników, za
których wierni modlą się w
czasie Mszy, wykreślając z nich
jednocześnie Feliksa... Z
historii wiemy, że wkrótce potem
wandalska ofensywa oraz
antychrześcijańskie wystąpienia
w północnej Afryce nieco
zelżały, pojawił się natomiast
inny problem. W jaki sposób
traktować wiernych, którzy siłą
zostali zmuszeni przez Wandali
do przyjęcia ariańskiego chrztu?
Słynący z surowości Feliks
domagał się od nich wieloletniej
pokuty, co także nie
przysporzyło mu zwolenników na
chrześcijańskim Wschodzie. Zmarł
1 marca 492 roku, w dziewiątym
roku swego pontyfikatu.
2
marzec Św. Symplicjusz - wielki
budowniczy.
Urodził się we
włoskim Tivoli. Lata jego
pontyfikatu, który rozpoczął się
3 marca 468 roku, przypadają na
trudne czasy w europejskiej
historii. Papież był świadkiem
pozbawienia tronu cesarza
zachodniorzymskiego Romulusa
Augustulusa i przejęcia władzy
przez germańskiego wodza
Odoakera. Stolica Apostolska
straciła na znaczeniu, a
następca św. Piotra stał się
bardziej obserwatorem niż
uczestnikiem ówczesnych
wydarzeń. W początkach swego
pontyfikatu Symplicjusz oparł
się żądaniu patriarchy
Konstantynopola Akacjusza, by
uznał kanon 28 soboru
chalcedońskiego, przyznający
jego stolicy status równy
Rzymowi. Było to jednak jedno z
niewielu śmiałych posunięć. Od
czasu soboru w Chalcedonie
pozostawał nie rozwiązany
problem monofizytów, którzy
zyskiwali coraz więcej
zwolenników we wschodnich
prowincjach cesarstwa. Gdy tron
cesarski odzyskał Zenon
Izauryjczyk, wydawało się, że
znikną rozbieżności między
chrześcijaństwem uznającym
monofizytyzm a przywiązanym do
duofizytyzmu ludnością
bizantyjską i Kościołem
zachodnim. Tak się jednak nie
stało... Zenon starał się
prowadzić politykę ugodową,
która niestety sprzyjała
herezji. Cesarz wraz z
patriarchą Akacjuszem wydali z
pozoru nieszkodliwe oświadczenie
Henotikon, które zawierało
ustępstwa na rzecz
monofizytyzmu. Papież był coraz
gorzej informowany, wieści
często przychodziły z taki
opóźnieniem, że nie mógł już
interweniować. Dlatego też
stawał się bezradnym
obserwatorem, z którym nie liczy
się ani cesarz, ani patriarcha.
Sytuację pogarszał fakt, iż
Symplicjusz ciężko zachorował.
Po długiej chorobie papież zmarł
i został pochowany w portyku
bazyliki św. Piotra. Miało to
miejsce 10 marca 483 r. Nie był
ów następca św. Piotra może
sprawnym politykiem, ale
zasłynął jako wielki budowniczy.
Za jego panowania niektóre
gmachy świeckie zostały
zaadaptowane do potrzeb
Kościoła. Papież przekształcił
budynek na Wzgórzu Eskwilińskim
w świątynię chrześcijańską i
wzniósł interesujący
architektonicznie kościół San
Stefano in Rotondo na Monte
Caelio.
3
marzec Św. Kunegunda
Cesarzowa-mniszka.
Pochodziła z
arystokratycznego rodu
Luksemburgów Kunegudna, urodziła
się około 978 roku. Jej ojciec
był hrabią i panem na zamku
Lützelburg. Gdy Kunegunda
skończyła dwudziesty rok życia,
wydano ją za bawarskiego księcia
Henryka, który w 1002 roku
został niemieckim monarchą, zaś
12 lat później władcą Świętego
Cesarstwa Rzymskiego Narodu
Niemieckiego. Henryk wraz ze swą
małżonką złożyć miał ślub
czystości dziewiczej, a gdy
zbliżała się jego koronacja na
króla, nalegał, by koronowano
także Kunegundę. Tego
uroczystego aktu w katedrze w
Padeborn dokonać miał arcybiskup
Moguncji i także późniejszy
święty - Willigis. Koronę
cesarską wręczył natomiast
Henrykowi sam papież, Benedykt
VIII, podczas specjalnej
ceremonii w 1014 roku.
Kunegundzie, która wszystkie swe
prywatne kosztowności
przeznaczyła na dzieła
dobroczynne, zawdzięczamy między
innymi powstanie diecezji i
katedry w Bambergu, a także
wielu klasztorów – w tym
benedyktyńskiego opactwa w
Kaufungen, w którym zresztą po
śmierci męża żyła jak zwykła,
uboga mniszka. Zmarła 3 marca
1033 roku. Jej ciało złożono
obok ciała Henryka w
prezbiterium katedry w Bambergu.
Autorem widocznego na ilustracji
niezwykłego relikwiarza, w
którym spoczęły szczątki
doczesne małżonków jest
genialny, późnogotycki rzeźbiarz
- Tilman Riemenschneider. Całe
życie św. Kunegundy można opisać
jednym zdaniem - mówi Michał
Gryczyński z redakcji
„Przewodnika Katolickiego”.
4
marca Św. Kazimierz, królewicz.
Być VIP-em i nie
dać się zwariować, co więcej,
zostać świętym. To naprawdę
wysoki poziom. Kazimierzu
przewyborny! – tak zaczyna się
pieśń wyliczająca liczne cnoty
świętego. A ja mam problem. Bo
nie wiem, jak napisać o św.
Kazimierzu. Znamy najważniejsze
fakty z jego życia. Był drugim
synem króla Kazimierza
Jagiellończyka. Urodził się w
1458 r. na Wawelu. Jego
wychowawcami byli Jan Długosz
oraz włoski humanista Kallimach.
Król Kazimierz przeznaczył
13-letniego syna na tron
węgierski. Wyprawa na Węgry w
celu objęcia władzy skończyła
się jednak niepowodzeniem. Kiedy
król udał się na Litwę, książę
Kazimierz przez dwa lata
praktycznie sprawował rządy w
Królestwie Polskim. W roku 1483
ojciec wezwał syna do Wilna.
Kazimierz chorował już wtedy na
gruźlicę. Zmarł w Grodnie, mając
niespełna 26 lat. Szczątki
Świętego złożono w katedrze
wileńskiej. Kanonizowano go w
1604 r. Tyle suchych faktów. Ale
na czym polegała jego świętość?
Tu jest problem. Jak przebić się
przez pobożne, nadmiernie ckliwe
lub zbyt heroiczne opowiadania?
Jak dotrzeć do żywego człowieka?
Czy życie młodego księcia z
czasów największej polskiej
prosperity można jakoś porównać
z życiem synów księcia Karola
lub dzieci megagwiazd filmu czy
rocka? Jak 13-letni Kazik
przeżywał nieudaną wyprawę na
Węgry? Czy nie wolał bawić się z
rówieśnikami? Młody, dobrze
urodzony, bogaty Kazimierz,
składający ślub czystości, byłby
wymarzonym bohaterem brukowej
prasy. Gdyby żyli wtedy
paparazzi, dziś znalibyśmy
więcej szczegółów z życia
królewskiego syna. Niekoniecznie
jednak wiedzielibyśmy więcej o
jego świętości. Kolorowa prasa z
upodobaniem szuka ciemnych stron
życia gwiazd. Hagiografowie
spisujący dzieje świętych
działali odwrotnie. Usuwali z
ich życiorysów wszystko, co
uznali za zbyt pospolite, słabe
czy grzeszne. Oddawali im jednak
niedźwiedzią przysługę.
Powstawały biografie
uniwersalne, które można bez
trudu przypasować do wielu
ludzi. Oto próbka:
„Niewypowiedziana i najszczersza
miłość ku Wszechmogącemu Bogu w
Duchu Świętym tak bardzo
ogarniała serce Kazimierza, tak
obfitowała i wylewała się na
zewnątrz z głębi serca ku
bliźnim, iż nic nie było dlań
przyjemniejszym, nic bardziej
upragnionym, jak wszystko swoje,
a także i siebie samego oddać
ubogim Chrystusa, podróżnym,
chorym, więzionym i strapionym”.
Aby być dobrze zrozumianym – nie
podważam prawdziwości tego
tekstu. Chodzi o styl. Tym
pompatycznym zwrotom daleko do
prostoty stylu Ewangelii, daleko
do autentycznych zmagań, które
przeżywali święci, daleko do
piękna przygody z Bogiem zwanej
świętością. Wracając do św.
Kazimierza. Sedno jego świętości
leży chyba w tym, że nie
uderzyły mu do głowy ani
bogactwo, ani władza, ani
przywilej dobrego urodzenia.
Dobry to patron na dzisiejsze
czasy, tak bardzo pełne
„politycznych zawieruch”, a
także na zmagania duchowe, jakie
w czasie pokutnym stoją przed
każdym chrześcijaninem. Syn
króla polskiego Kazimierza
Jagiellończyka i Elżbiety
Habsburg, córki cesarza Niemiec,
wychowywany był, wraz ze swym
licznym rodzeństwem, przez
bardzo pobożnych rodziców.
Elżbieta - zwana „matką królów”
- uważana była za świętą
królową, miłosierną i pobożną.
Ojca, Kazimierza Jagiellończyka,
nazywano „najpobożniejszym
monarchą swoich czasów”. W 1467
roku król powierzył swych synów
Janowi Długoszowi, który
wychowywał ich w karności, nie
pobłażając w niczym, by
przygotować ich do przyszłych
rządów. Piotr Skarga tak
określił wpływ Długosza na
przyszłego Świętego: „Niemały
miał postępek pod sławnym
mistrzem i nauczycielem
Długoszem, onym kanonikiem
krakowskim, pisarzem dziejów
polskich, nominatem na
arcybiskupstwo lwowskie - z
którego jako z źródła czystego i
hojnego napojony Kazimierz we
wszystkie cnoty rósł”. Dalej zaś
podkreśla, że synowie królewscy
uczyli się pod surowym okiem
księdza Długosza, „aby się nic
zaraźliwego w ich miękkie dusze
nie wkradło”. Dziś, gdy
wychowanie w karności i ubóstwie
odchodzi w zapomnienie, nieco
szokuje informacja o tym, że
królewscy synowie byli
zobowiązani przez ojca do
bezwzględnego posłuszeństwa
Długoszowi, jadali zaś i
ubierali się skromnie. Gdy zaś
powrócił Kazimierz na dwór
królewski i zaczął, przy boku
ojca, brać udział w „wielkiej
polityce”, na pewno nie
brakowało mu sposobności do
życia lekkiego, pełnego rozrywek
i różnorakich pokus. Tymczasem
Kazimierz zasłynął jako wzór
czystości obyczajów; dlatego w
ikonografii często bywa
przedstawiany z lilią. I może
teraz właśnie jest czas, by
przypomnieć sobie o obowiązku
czystości - dla każdego,
niezależnie od wieku, płci,
stanu. Dla osoby duchownej czy
konsekrowanej, która powiedziała
Bogu kiedyś swoje „tak”, i dla
osoby samotnej, której życie też
ma być znakiem dobra w świecie.
Również dla małżonków, którzy
złożyli przed Bogiem ślubne
zobowiązanie miłości, wierności
i uczciwości małżeńskiej. Był
św. Kazimierz „młodzieńcem
szlachetnym”, jak napisał Jan
Długosz, również dlatego, że
wiele się modlił i miał duże
nabożeństwo do Matki Bożej. I to
także jest wskazówka dla nas,
współczesnych. Królewicz
codziennie odmawiał długi hymn
maryjny - Omni die dic Mariae,
znaleziony na pergaminowym
zapisie w jego trumnie.
Autorstwo hymnu przypisuje się
św. Bernardowi. Oto jego
fragment, w tłumaczeniu A.
Przeździeckiego: Każdodziennie
chwal solennie/ Duszo ma Maryę/,
Cześć jej świątkom, cześć
pamiątkom/ Niechaj w niebo bije.
Żyć jak książę. Z czym nam się
kojarzy takie wyrażenie? Z
pławieniem się w luksusie,
beztroską, używaniem życia…
Święty Kazimierz był księciem,
ale jego krótkie życie był
zaprzeczeniem takich wyobrażeń.
Szlachetne urodzenie odczytał
jako wezwanie do szlachetnego
życia. Żył w czasach bodaj
największej polskiej prosperity
– w epoce Jagiellonów. Był
wnukiem Władysława Jagiełły,
drugim z kolei synem króla
Kazimierza Jagiellończyka.
Urodził się w 1458 r. na Wawelu.
Jego wychowawcami byli ks. Jan
Długosz, włoski humanista
Kallimach, a do sakramentu
bierzmowania przygotowywał go
św. Jan Kanty. Należał do
najbardziej wykształconych
książąt ówczesnej Europy. Ojciec
wysłał trzynastoletniego
Kazimierza na Węgry, gdzie
pojawiła się możliwość objęcia
tronu. Zbrojna wyprawa okazała
się jednak totalną klęską, co
było dużym przeżyciem dla
trzynastoletniego, wrażliwego
chłopca. W 1472 roku Kazimierz
udał się na Jasną Górę, gdzie
oddał się w niewolę Maryi. Kiedy
król przebywał na Litwie,
królewicz przez prawie dwa lata
był namiestnikiem ojca w
królestwie. Tytułowano go
secundogentis regis Poloniae.
Rezydował w Radomiu, a jego
krótkie rządy były dobrze
oceniane przez współczesnych. W
roku 1483 ojciec wezwał syna do
Wilna. Kazimierz chorował już
wtedy na gruźlicę. Zmarł w
Grodnie w drodze na sejm do
Lublina, mając niespełna 26 lat.
Jego ciało złożono w katedrze
wileńskiej, gdzie bardzo szybko
otoczono je kultem. Staranie o
kanonizację rozpoczął jego brat
król Zygmunt Stary. Książę
Kazimierz został kanonizowany w
1604 r. Jest patronem Polski i
Litwy, a najbardziej czczony
jest w samym Wilnie. Św.
Kazimierz łączył głęboką
pobożność z zaangażowaniem w
życie polityczne. Był
przygotowywany przez ojca do
objęcia tronu, brał udział w
zjazdach, sejmach, naradach. A
zarazem miał upodobanie w
medytacji i surowym stylu życia.
Nosił włosienicę, często pościł,
unikał rozrywek i wypoczynku.
Był wrażliwy na ludzką biedę.
Czy hagiografowie nie popadają w
pobożną przesadę, widząc w
Kazimierzu wzorcowy wizerunek
chrześcijańskiego księcia? Być
może. Ale może być też tak, że
to nam już nie mieści się w
głowach, że można być na
szczytach władzy, dysponować
bogactwem i pozostać normalnym,
pobożnym, przyzwoitym
człowiekiem. Myśl: Szlachetne
urodzenie odczytał jako wezwanie
do szlachetnego życia.
-
5
marzec.
Św. Wirgiliusz - Przyjaciel
papieża.
Wirgiliusz urodził się w
połowie VI wieku. Niektóre
źródła podają, iż był to rok
550.
Wywodził się z
arystokratycznej,
akwitańskiej rodziny. W
młodym wieku udał się na
wyspę leżącą u wybrzeży
Nicei, by tam, zamknąć się w
klasztorze Lerins. Poświęcił
się tam przede wszystkim
studiowaniu nauk
wczesnośredniowiecznych i
starożytnych Ojców Kościoła.
Z czasem współbracia obrali
go opatem zgromadzenia.
Następnie znajdujemy
informację, że opuścił
klasztor Lerins i udał się
do Autun, gdzie także pełnił
godność opata. To właśnie
tam miał się spotkać z samym
świętym Augustynem. Wkrótce
potem Wirgiliusz został
mianowany arcybiskupem
Arles. Udało mu się wystawić
wiele klasztorów i kościołów
oraz zaprzyjaźnić z papieżem
Grzegorzem I, który mianował
go nawet swym wikariuszem na
całą Galię.
Do naszych czasów zachowały
się listy, w których Ojciec
Święty zaleca Wirgiliuszowi,
by z łagodnością i miłością
odnosił się do innowierców,
gdyż - jak miał napisać
Grzegorz - lepszy jest
przecież dobry i uczciwy
wyznawca judaizmu, niż
oszukujący „lichy katolik”.
W innym z listów następca
świętego Piotra zamieścił
wskazówki dotyczące między
innymi kształcenia kapłanów,
a także prośbę, by
Wirgiliusz udzielił sakry
biskupiej wracającemu z
Anglii świętemu Augustynowi.
Niejednokrotnie przychodziło
także późniejszemu świętemu
– z powodzeniem -
rozstrzygać spory, między
podlegającymi mu biskupami.
Zmarł w 618 roku.
6
marzec. Św. Agnieszka Czeska
- Patronka aksamitnej
rewolucji.
Nazywana jest także
Agnieszką Przemyślidką, lub
Agnieszką z Pragi. Urodziła
się 20 stycznia 1211 roku w
Pradze. Była córką króla
czeskiego, Ottokara I oraz
Konstancji, córki króla
węgierskiego.
Wśród potencjalnych
kandydatów na jej małżonków
wymieniało się Henryka
Brodatego, czy też cesarza
Fryderyka II Staufa. W 1216
roku przyjechała wraz z
siostrą do Trzebnicy, gdzie
najprawdopodobniej oddano ją
przed planowanym ślubem pod
opiekę świętej Jadwigi
Śląskiej. Agnieszka zwróciła
się jednak z prośbą do
papieża o to, by nie musiała
za mąż wychodzić, a mogła
poświęcić się pracom
charytatywnym i modlitwie,
na co Grzegorz IX przystał.
Ufundowała między innymi
szpital w Pradze, przy
którym umożliwiła powstanie
Zakonu Krzyżowców z Czerwoną
Gwiazdą – bractwa, które swe
domy opieki miało w
średniowieczu w całej
Europie, w tym także na
Śląsku, a które do dziś
przetrwało jedynie w
Czechach. Pomogła utworzyć
także tak zwany „czeski
Asyż” – na wschód od Alp
pierwszy klasztor klarysek,
do którego zresztą sama, w
1234 roku wstąpiła, a który
stał się ważnym,
środkowoeuropejskim
ośrodkiem odnowy duchowej.
Prowadziła Agnieszka
korespondencję między innymi
z papieżem, a także ze
świętą Klarą z Asyżu. Ich
listowna przyjaźń trwała lat
20, choć nigdy nie było im
dane się spotkać twarzą w
twarz. To właśnie za jej
przykładem oraz w związku z
naukami franciszkańskich
mnichów, przebywających
wówczas w Pradze,
postanowiła żyć w ubóstwie.
Zmarła 6 marca 1282 roku.
Beatyfikował ją w 1874 roku
Pius IX, kanonizował zaś 12
listopada 1989 roku Jan
Paweł II. Dziś uchodzi za
patronkę czeskiej,
aksamitnej rewolucji 1989
roku. W niecały, bowiem
tydzień po jej kanonizacji,
w Czechach upadł komunizm...
"Chrystus jest zwierciadłem
bez skazy. Wpatruj się w
nie..." - z listu do św.
Agnieszki. Nie ma jej
wspomnienia w polskim
kalendarzu liturgicznym, ale
święta czeska księżniczka
zasługuje na naszą pamięć (w
Czechach jej święto przypada
2 marca). Agnieszka była
pierwszą słowiańską
naśladowczynią św. Klary.
Obie połączyła głęboka
duchowa więź, choć znały się
tylko dzięki obfitej
korespondencji. Agnieszka
przyczyniła się do
ufundowania w Pradze
klasztoru klarysek, który
wkrótce zaczęto nazywać
„Czeskim Asyżem”.
Kanonizował ją Jan Paweł II
razem z bł. Albertem
Chmielowskim 12 listopada
1989 roku w Rzymie. Tydzień
później w Czechosłowacji
obalono reżim komunistyczny,
dzięki czemu św. Agnieszkę
uznano za patronkę
aksamitnej rewolucji 1989
roku. Przyszła na świat w
1205 r. jako trzynasta córka
króla Czech Przemysława
Ottokara I. Głównym zadaniem
księżniczek było korzystne
dynastycznie zamążpójście.
Agnieszka miała zostać żoną
jednego z synów Henryka
Brodatego, dlatego gdy miała
11 lat wysłano ją razem ze
starszą siostrą Anną na
wychowanie do Trzebnicy.
Najprawdopodobniej
opiekowała się nią tam św.
Jadwiga, żona Henryka. Być
może dzięki Jadwidze
Agnieszka już wtedy
kierowała swoje pragnienia w
stronę innego Oblubieńca.
Kiedy dwóch synów Henryka
umarło młodo, a trzeci
poślubił Annę, Agnieszka
wróciła do ojczyzny. Wkrótce
obiecano jej rękę synowi
cesarza Fryderyka II,
później królowi Anglii
Henrykowi III, ale i te
małżeństwa nie doszły do
skutku. Agnieszka
zdecydowała być wierną komuś
innemu. Zachwyciła ją
opowieść o św. Franciszku i
św. Klarze, którą usłyszała
od przybyłych do Pragi
franciszkanów. Postanowiła
żyć tak jak św. Klara. W
wieku 29 lat złożyła śluby
czystości, ubóstwa i
posłuszeństwa. O tej decyzji
głośno było w Europie.
Ufundowany przez nią
klasztor klarysek stał się
ośrodkiem promieniującym na
całą Europę Środkową. W
klasztorze dożyła sędziwego
wieku, w służbie
najuboższym, otoczona aurą
świętości. W jednym z listów
do swojej czeskiej
przyjaciółki św. Klara
porównuje Chrystusa do
zwierciadła i radzi: „W to
zwierciadło co dzień wpatruj
się, o królowo, oblubienico
Jezusa Chrystusa, i ciągle w
nim twarz swoją oglądaj… W
tym zaś zwierciadle jaśnieje
błogosławione ubóstwo,
święta pokora i niewymowna
miłość, jak to z łaską Bożą
będziesz mogła w nim całym
oglądać”. Jezus jako lustro
– ciekawe porównanie. Jedno
jest pewne – to Zwierciadło
zawsze powie prawdę. ***
Autor tekstu "Księżniczka i
jej Zwierciadło" - ks.
Tomasz Jaklewicz.
7
marzec. Święte Perpetua i
Felicyta - Krew krzyczy.
Świadectwo dziewcząt sprzed
wieków jest bolesnym
pytaniem o jakość mojej
wiary, o jakość mojego
życia. Burzy mój „święty
spokój”.
Święte Perpetuo i Felicyto,
módlcie się za nami!
Egzotycznie brzmią imiona
świętych męczennic. Były
młodymi mężatkami i matkami.
Urodzone pod koniec II wieku
w północnej Afryce,
należącej do imperium
rzymskiego. Wbrew
cesarskiemu zakazowi
rozpoczęły przygotowanie do
chrztu. Wkrótce zostały
aresztowane i wtrącone do
więzienia. Felicyta była
niewolnicą. Znajdowała się w
ósmym miesiącu ciąży.
Urodziła w więzieniu.
Perpetua wywodziła się ze
znakomitego domu. W chwili
aresztowania miała 22 lata.
Miała malutkiego synka,
którego przynoszono jej do
karmienia. Podczas procesu
obie kobiety skazano na
śmierć. Tuż przed śmiercią
otrzymały chrzest. Zachował
się autentyczny dokument
opisujący ich męczeństwo –
pamiętnik Perpetuy oraz
relacja naocznego świadka.
Tuż po aresztowaniu Perpetua
notuje: „Bałam się
niezmiernie, gdyż nigdy
jeszcze nie znalazłam się w
takich ciemnościach. O, co
to za straszliwy dzień!”.
Przejmujący jest dialog
dziewczyny ze swoim ojcem,
który błaga ją, by odstąpiła
od wiary. „Córko, miej
litość dla mojej siwizny;
ulituj się nad ojcem, jeżeli
jestem godzien, byś mnie
ojcem nazywała. Bo jeśli
moje ręce ciebie
wypiastowały i doprowadziły
do kwiatu wieku, to nie
skazuj mnie na hańbę wśród
ludzi. Pomyśl o swoim
dziecku. Porzuć swoje
postanowienie”. – W ten
sposób mówił z miłości do
mnie – pisze Perpetua.
Całował też moje ręce,
rzucał mi się do nóg i
pośród łez. Mnie także było
ogromnie go żal. Pocieszałam
go mówiąc: W sądzie stanie
się to, co Bóg da, bo wiedz,
że my nie należymy do
siebie, ale do Boga”.
Dziewczyny zginęły w roku
203 na arenie w Kartaginie,
rozszarpane przez dzikie
zwierzęta i dobite mieczami
przez gladiatorów.
Męczeństwo za wiarę. Czym
jest dzisiaj dla nas?
Pobożną przesadą?
Cierpiętnictwem?
Niedostępnym dla nas
heroizmem? „Chrześcijanie
zrobili wszystko – pisze
Ewdokimow – aby wyjałowić
Ewangelię, można powiedzieć,
że zanurzyli ją w
neutralizującym płynie.
Stępione zostało wszystko,
co uderzające, wykraczające
poza zwyczaj, wstrząsające.
Religia stała się
nieszkodliwa, spłaszczona,
grzeczna i rozsądna – i
przez to niestrawna.
Wspierające tę religię
założenie: Bóg nie wymaga aż
tyle, pozbawia smaku sól
Ewangelii: zazdrość Boga i
Jego żądanie tego, co
niemożliwe”. Ile kosztuje
mnie moja miłość do
Chrystusa? I czy w ogóle
mnie kosztuje? Krew
męczenników krzyczy. Nie
mogę zatykać uszu na
świecie.
8
marzec.
Św. Jan Boży i inni.
To nieważne, czy powstanie o
nim film. Ważniejsze stokroć
to, że Boży ludzie wciąż
żyją na tej ziemi.
Jego życiorys jest tak
barwny, że można by nakręcić
o nim pasjonujący film.
Akcja zaczynałaby się w roku
1503 w małej wiosce w
Portugalii, do której
przybywa wędrowny ksiądz.
Zatrzymuje się w domu
Andrzeja i Teresy Ciudad.
Ich ośmioletni synek Jan
słucha z wypiekami na twarzy
opowieści wędrowca. Jest tak
zauroczony, że w nocy ucieka
z domu i podąża za
nieznajomym. Docierają do
hiszpańskiego miasta Oropesa.
Mały Janek odnajduje tam
swój drugi dom, u zarządcy
dóbr miejscowego hrabiego. W
wieku 28 lat zaciąga się do
wojska hiszpańskiego i
wojuje z Francuzami. Cudem
unika śmierci. Ponownie
wyrusza na wojnę, tym razem
przeciwko Turkom na
wschodzie Europy. W końcu
wraca do rodzinnej wioski.
Odkrywa smutną prawdę o
losie swoich rodziców. Matka
zmarła ze zgryzoty po
utracie syna, ojciec
przywdział habit
franciszkański i wkrótce
także umarł. Jan postanawia
odpokutować swoje grzechy.
Udaje się do Afryki z
pragnieniem męczeństwa.
Pracuje kilka lat przy
budowie fortyfikacji
twierdzy Ceuta. W końcu
wraca do Hiszpanii. Handluje
pobożnymi książkami. Osiada
w mieście Grenada. 20
stycznia 1538 roku słucha
słynnego kaznodziei Jana z
Avila. Kazanie działa na
niego jak grom z jasnego
nieba. Jan rzuca się na
ziemię, targa włosy,
ubranie, woła: „Boże!
Miłosierdzia!”. Otoczenie
uznaje, że oszalał. Zamykają
go w domu dla obłąkanych.
Tam doświadcza straszliwych
cierpień. Metody „leczenia”
chorych psychicznie były w
owych czasach okrutne,
polegały głównie na biciu. W
szpitalu Jan odkrywa swoje
właściwe powołanie: opieka
nad chorymi i ubogimi. Po
wyjściu z zakładu dla
obłąkanych zakłada swój
pierwszy szpital. Żebrze o
pieniądze na jego
działalność, sam troszczy
się o swoich podopiecznych.
Dba o higienę, co w
ówczesnych czasach jest
czymś nowym. Troszczy się
również o upadłe kobiety.
Prosi je o zmianę życia i
dba, by miały z czego się
utrzymać po zaprzestaniu
nierządu. Z czasem gromadzi
się wokół niego grupa bożych
szaleńców, z których już po
jego śmierci powstanie zakon
bonifratrów. Umiera 8 marca
1550 r. na klęczkach,
trzymając w ręce krzyż. Ma
55 lat. Mówił o sobie, że
jest grzesznikiem. Już za
życia nazywano go Janem
Bożym. To nieważne, czy
powstanie o nim film.
Ważniejsze stokroć to, że
Boży ludzie wciąż żyją na
tej ziemi. Słuchałem
niedawno o lekarce
pracującej z wielkim
poświęceniem wśród
umierających. Przypomniał mi
się fragment z Miłosza:
„Wystarczy mocno i wytrwale
zastanawiać się nad jednym
życiem/ Pewnej kobiety na
przykład, jak teraz robię, /
A ukazuje się wielkość tych
jakże słabych istot, / Które
umieją być prawe i dzielne,
cierpliwe aż do końca. / Cóż
mogę więcej, Panie, niż tak
rozpamiętywać / I stanąć
przed Tobą z pokłonem
błagalnika, / Dla ich
bohaterstwa prosząc: przyjm
nas do Twojej chwały”. Mogę
rozpamiętywać, mogę
naśladować.
Szaleniec z Grenady
To, co wydaje się
bezsensowną pomyłką, okazuje
się nieraz opatrznościowe...
Określenie „szaleniec” nie
jest żadną przesadą.
Przełomowym dniem życia Jana
był 20 stycznia 1538 roku. W
Grenadzie słucha kazania
Jana z Avila, zwanego
apostołem Andaluzji. Kapłan
wzywa do nawrócenia. Słowo
działa jak grom z jasnego
nieba. Po wyjściu z kościoła
Jan targa włosy i ubranie,
woła: „Boże, miłosierdzia!”.
Rozdaje cały swój dobytek.
Otoczenie uznaje, że
postradał zmysły. Zamykają
go w domu dla obłąkanych.
Tam doświadcza na sobie, jak
brutalnie traktuje się
chorych psychicznie. To, co
wydaje się bezsensowną
pomyłką, okazuje się
opatrznościowe. Dzięki
pobytowi w szpitalu Jan
odkrywa swoje powołanie:
opieka nad chorymi. Długo
szukał swojego miejsca w
życiu. Od dziecka nosiło go
po świecie. Urodził się w
roku 1503 w małej wiosce w
Portugalii. Jako 8-latek
opuszcza swój dom rodzinny w
tajemniczych okolicznościach
(porwanie? zauroczenie
opowieściami wędrowca?).
Trafia do hiszpańskiego
miasta Oropesa, gdzie
znajduje swój drugi dom u
miejscowego zarządcy dóbr. W
wieku 28 lat zaciąga się do
wojska hiszpańskiego i
walczy z Francuzami. Cudem
unika śmierci. Ponownie
wyrusza na wojnę, tym razem
przeciwko Turkom na
wschodzie Europy. Po
powrocie z wojaczki odwiedza
swoją rodzinną wioskę. Tam
odkrywa smutną prawdę o
losie rodziców – matka
zmarła ze zgryzoty po
utracie syna, ojciec
przywdział habit
franciszkański i wkrótce
także umarł. Jan postanawia
odpokutować swoją winę.
Udaje się do Afryki z
pragnieniem męczeństwa.
Pracuje przy budowie
fortyfikacji twierdzy Ceuta.
Powraca do Hiszpanii,
handluje pobożnymi
książkami. W końcu osiada w
Grenadzie, gdzie przeżywa
burzliwe nawrócenie. Po
uwolnieniu ze szpitala dla
obłąkanych Jan zakłada swój
pierwszy przytułek, w którym
chorzy mają być traktowani
po ludzku. Sam troszczy się
o swoich podopiecznych, dba
o higienę, co było wtedy
rzadkie. Pewnego dnia,
niosąc chorego, upadł, miał
mu wówczas pomóc sam Rafał
Archanioł. Podczas pożaru
szpitala królewskiego Jan
rzuca się na ratunek
pacjentom. Wokół niego
gromadzi się z czasem grupa
wolontariuszy, z których już
po jego śmierci powstanie
zakon bonifratrów. Jan
umiera w wieku 55 lat. Kona
samotnie w celi, na
klęcząco. Na jego pogrzeb
przybyła cała Grenada, dumna
ze swojego świętego
szaleńca. Przy jego grobie
dzieją się cuda.
9
marzec.
Święta Franciszka Rzymianka
Kawa z Aniołem Stróżem.
Ludzie z wypiekami na twarzy
opowiadali o jej niezwykłych
wizjach, ekstazach i
proroctwach. Wielu
zawdzięczało jej
uzdrowienie. Kroniki
wspominają również o
wskrzeszonych zmarłych.
U ludzi to niemożliwe, u
Boga na wszystko jest czas,
zaświaty przyszły na świat i
kręcą się wokół nas. I piją
z nami herbatę, i sadzą
cynie po wsiach – z
głośników sączy się piosenka
Budzyńskiego. Hmm. Jak
uwierzyć, że zaświaty są na
wyciagnięcie ręki? Jak
zaprzyjaźnić się ze swoim
aniołem? Wyjść poza
dziecinną rymowankę: „Stróżu
mój, ty zawsze przy mnie
stój” i rozmawiać z nim jak
z konkretną, pełną ognia
istotą? Franciszka Rzymianka
miała ten niezwykły dar.
Często rozmawiała ze swoim
Aniołem Stróżem. W jej życiu
było wiele cudowności, ale
ona, jak to zazwyczaj bywa,
wcale ich nie szukała.
Modliła się, a znaki i cuda
były tylko potwierdzeniem
trafności wyboru jej drogi.
Urodziła się w 1384 roku w
arystokratycznej rodzinie.
Młodo wydano ją za mąż za
Wawrzyńca di Ponziani. Miała
z nim troje dzieci. I choć
sąsiedzkie patrycjuszowskie
rodziny zatrudniały do
wychowania obce kobiety,
Franciszka sama wychowywała
swe pociechy. Mimo że od
rana do wieczora miała ręce
pełne roboty, jej dom na
rzymskim Zatybrzu słynął z
dobroczynności. Zaopatrywała
kościoły w szaty i naczynia
liturgiczne, karmiła i
ubierała biedaków. Modliła
się nocami, gdy jej dzieci
już słodko spały. Dwoje z
nich, siedmioletni synek
Ewangelista i sześcioletnia
córka Agnieszka, wcześnie
zmarło. Gdy wybuchła wojna
króla Neapolu z papieżem,
pałac Franciszki obrabowano,
a jej męża i syna skazano na
wygnanie. Została sama, bez
środków do życia. Większość
na jej miejscu rozpaczałaby,
ona była jednak pełna
ufności. Gdy w Wiecznym
Mieście wybuchła epidemia,
na rzymskich placach często
widziano ją, jak z
narażeniem życia usługiwała
zarażonym. Zamieniła swój
pałac w szpital. „Zabierała
zużyte łachmany i zabrudzoną
odzież biedaków. Po
oczyszczeniu i dokładnym
naprawieniu, składała
starannie, skrapiając
wonnościami, jak gdyby miały
służyć samemu Panu” – pisali
świadkowie. Gdy mąż wrócił z
wygnania, zachęciła go do
złożenia ślubu czystości.
Pełna życia Franciszka
zarażała ufnością wszystkich
dookoła. Nic dziwnego, że
niebawem znalazły się
kobiety, które zapragnęły
żyć jak ona. Powstało
stowarzyszenie Oblatek
Benedyktynek z Góry Oliwnej.
Siostry osiadły przy
kościele tuż przy Koloseum.
Po śmierci syna i męża
Franciszka ubrała habit.
Zmarła 9 marca 1440 r.,
mając 56 lat. Jeszcze za jej
życia ludzie z wypiekami na
twarzy opowiadali o jej
niezwykłych wizjach,
ekstazach i proroctwach.
Wielu zawdzięczało jej
uzdrowienie. Kroniki
wspominają również o
wskrzeszonych zmarłych.
Największym jednak
przywilejem było częste
widzenie Anioła Stróża. Jego
obecność była dla niej tak
naturalna jak rozmowa z
najbliższymi. Teraz, gdy
piszę te słowa, stoi przy
mnie anioł. Panie, wierzę,
ale proszę, zaradź memu
niedowiarstwu. Franciszko z
Rzymu, módl się za nami.
Żona, matka i zakonnica.
Połączenie tych powołań
wydaje się niemożliwe. A
jednak św. Franciszce
Rzymskiej to się udało.
Przez czterdzieści lat
łączyła życie małżeńskie z
życiem ascezy, modlitwy i
służby ubogim.
Najoryginalniejszym z
licznych mistycznych darów,
było widzenie z własnym
Aniołem Stróżem. Franciszka
urodziła się w 1384 r. Jako
11-letnia dziewczynka
postanowiła wstąpić do
zakonu. Jednak posłuszna
swoim zamożnym rodzicom
wyszła z mąż za rzymskiego
patrycjusza Wawrzyńca di
Ponziani. Żyła w zgodnym
związku, ponoć nigdy nie
pokłóciła się z mężem.
Wydała na świat trójkę
dzieci, z których dwoje
zmarło w dzieciństwie.
Zajęta prowadzeniem domu
znajdowała czas na modlitwę
i pomaganie nędzarzom i
chorym. Kiedy tylko ktoś z
domowników potrzebował jej
pomocy, przerywała modlitwę.
Mówiła: „Mężatka musi, jeśli
wzywają ją rodzinne
obowiązki, zostawić Boga
przed ołtarzem i znaleźć Go
w domowej krzątaninie”.
Legenda mówi, że kiedyś
cztery razy przerywano jej
modlitwę przy tym samym
wersie psalmu, który
odmawiała. Kiedy za piątym
razem powróciła do modlitwy,
znalazła ten wers zapisany
złotymi literami. Mieszkała
w pałacu na Zatybrzu. Gdy
wybuchła wojna króla Neapolu
z papieżem, pałac
obrabowano, a jej męża i
syna skazano na wygnanie.
Franciszka została bez
środków do życia, ale nie
straciła ufności i doczekała
się ich powrotu. Kiedy
miasto ogarnęła epidemia
dżumy, na ulicach rozdawała
żywność i ubrania. Wokół
niej gromadziły się kobiety,
które tak jak ona chciały
podjąć życie ascetyczne i
działalność charytatywną. W
1425 roku Franciszka
utworzyła kongregację
oblatek benedyktyńskich.
Sama przyjęła habit i
zamieszkała w klasztorze
dopiero po śmierci syna i
męża. Była obdarzona
niezwykłymi łaskami
mistycznymi: wizjami,
ekstazami, zmysłem
proroczym, mocą uzdrawiania,
a nawet wskrzeszania
umarłych. Zmarła 9 marca
1440 r., mając 56 lat.
Pochowano ją w kościele S.
Maria Nova przy Forum
Romanum. Świętą ogłosił ją
Paweł V w 1609 roku. Św.
Franciszka chciała być
zakonnicą, a prawie całe
życie była żoną i matką,
zakonnicą jedynie
„półetatową”. Jej życie
pokazuje, że nie każde
pobożne pragnienie musi być
koniecznie wolą Boga. Cała
rzecz w tym, aby umieć to
mądrze rozróżniać. Pomocą
może być dobra rozmowa, a
aniołem stróżem może okazać
się mąż, żona, brat,
siostra, przyjaciel czy
spowiednik. Myśl:
Nie każde pobożne pragnienie
musi być koniecznie wolą
Boga.
9
marzec
św. Dominik Savio - Uświęcał
codzienność.
"Tu na ziemi świętość polega
na tym, aby stale być
radosnym i wiernie wypełniać
nasze obowiązki". Tak w
liście do przyjaciela
objaśniał istotę dążenia do
doskonałości najmłodszy
kanonizowany przez Kościół
wyznawca – św. Dominik Savio.
Wśród świętych męczenników
Kościół czci nawet
niemowlęta (por. obchodzone
28 grudnia święto świętych
Młodzianków, wymordowanych
przez Heroda). Jednak
wyznawcom stawia wymagania:
powinni osiągnąć
chrześcijańską dojrzałość i
praktykować cnoty w sposób
heroiczny. Zasadniczo tylko
dorośli są w stanie je
wypełnić. Jednak w roku 1954
kanonizowany został jako
wyznawca chłopak zaledwie
piętnastoletni – Dominik
Savio, Włoch, wychowanek św.
Jana Bosco. Św. Dominik
Savio urodził się w pobliżu
Turynu 2 kwietnia 1842. Miał
zaledwie siedem lat, gdy po
raz pierwszy przyjął Komunię
Świętą. Było to wydarzenie
wyjątkowe, ponieważ w owych
latach nie uznawano jeszcze
praktyki Wczesnej Komunii
Świętej. W swej książeczce
do nabożeństwa Dominik
umieścił w dniu I Komunii
Świętej następujące
postanowienia:
Będę się często spowiadał i
przystępował do Komunii
Świętej ilekroć zezwoli mi
na to mój spowiednik; Będę
święcił dzień święty; Moimi
przyjaciółmi będą Jezus i
Maryja; Raczej umrę, niż
zgrzeszę.
Gdy miał dwanaście lat
spotkał św. Jana Bosco.
Niemal od razu zaistniała
między nimi szczególna więź
duchowa. Kiedy pewnego razu
św. Jan Bosco wygłaszał
swoim podopiecznym kazanie,
w którym przypominał, że
wszyscy powołani są do
świętości, że świętość nie
jest czymś przekraczającym
ludzkie możliwości, a w
niebie czeka wielka nagroda,
św. Dominik oznajmił: "Czuję
potrzebę i pragnienie, aby
zostać świętym. Nie myślałem
nigdy, że jest to takie
łatwe. Muszę zostać świętym"
i dodał: "Niech mi ksiądz w
tym dopomoże". Dominik miał
niezwykle pozytywny wpływ na
otoczenie. Potrafił na
przykład podczas zabawy
zaprowadzić całą grupę
chłopców na chwilę modlitwy
do kaplicy. Zachęcał kolegów
do rywalizacji w pełnieniu
dobrych uczynków. Jesienią
1856 roku stwierdzono u
Dominika zaawansowaną
chorobę płuc. Musiał opuścił
"oratorium" Jana Bosco. Po
kilkumiesięcznych
cierpieniach w domu zmarł 9
marca 1857 roku.
Papież Pius XI w roku 1933
wydał dekret o heroiczności
jego cnót. Nazwał go wtedy
"małym świętym", który
jednak był "gigantem ducha".
W roku 1950 Dominik Savio
został beatyfikowany, a
cztery lata później
kanonizowany przez Piusa
XII.
10
marzec
Święty Makary i czterdziestu
męczenników.
O św. Makarym nie zachowało
się wiele informacji. Wiemy,
że był biskupem w
Jerozolimie.
Miał szczęście gościć u
siebie cesarzową Helenę,
matkę Konstantyna I
Wielkiego. Przybyła ona do
Ziemi Świętej w 326 r. To
właśnie Helena miała
odnaleźć drzewo krzyża
świętego. Za czasów Makarego
zostały wystawione bazyliki:
w Betlejem i na Kalwarii.
Budową drugiej kierował
osobiście nasz święty, jak
potwierdza list cesarza do
św. Makarego. W jednym z
listów biskupa dowiadujemy
się o potępieniu sekty,
która odprawiała swoje
obrzędy ku czci Abrahama, w
miejscu gdzie patriarcha
spotkał trzech aniołów.
Święty odszedł do nieba w
333 r. 10 marca przypada
także wspomnienie 40
męczenników z Sebasty.
Sebasta należała do
najsilniejszych ośrodków
życia chrześcijańskiego w
dawnej Armenii. Dlatego też
w czasie prześladowań tu
właśnie polało się najwięcej
krwi. Za czasów Licyniusza
istniał legion, który nosił
zaszczytną nazwę Fulminatus,
czyli Błyskawica. Żołnierze
tego legionu odznaczali się
odwagą i męstwem w boju.
Namiestnik cesarza kazał im
złożyć ofiarę na cześć
jednego z rzymskich bożków.
Żołnierze chrześcijańscy w
liczbie 40 stanowczo
odmówili. Aresztowano więc
wszystkich, zaprowadzono ich
do Sebasty i długo więziono.
Legioniści uczynili wtedy
testament, w którym
pożegnali się ze swoimi
rodzinami i prosili, żeby
byli pochowani wszyscy
razem. 4 maja 320 r. skazano
żołnierzy na śmierć.
Wystawiono ich nagich na
całą noc na trzaskający
mróz. Męczennicy prosili
Boga, aby wszyscy, tak jak
40 rozpoczęło mękę, zdołali
ją razem zakończyć. Oprawcy
siedzieli w ciepłym miejscu
i namawiali ich, by się
ugięli. Tradycja głosi, że
jeden z legionistów
rzeczywiście się złamał i
złożył ofiarę. Ale na jego
miejsce poniósł śmierć
męczeńską jeden ze straży,
zachęcony koronami chwały,
jakie ujrzał nad głowami
świętych. Tak więc prośbie
dzielnych wojaków stało się
zadość, dokładnie 40 oddało
życie dla Chrystusa. Inne
życzenie zostało spełnione
tylko częściowo- pochowano
bowiem ich ciała razem, ale
wkrótce rozdzielono relikwie
i rozdano po wielu
kościołach.
10 marzec Św.
Symplicjusz.
Patronem
dzisiejszego dnia jest św.
Symplicjusz I, papież. Urodził
się w Tivoli, jednak nie znamy
dokładnej daty. Jego pontyfikat
rozpoczął 3-go marca 468 r. Jako
głowa Kościoła musiał się
zmierzyć z konfliktami
politycznymi oraz doktrynalnymi
między Rzymem a
Konstantynopolem. Mówi o.
Stanisław Tasiemski,
dominikanin. Symplicjusz zmarł
10 marca 483 r. Spory miedzy
Rzymem a Konstantynopolem trwały
jednak dalej doprowadzając do
schizmy, zakończonej dopiero w
519 r.
-
11
marzec
-
Święty patriarcha - św.
Sofroniusz.
-
-
Sofroniusz przyszedł na
świat około 550 roku w
Damaszku, w arystokratycznej
rodzinie. W młodości
poświęcił się studiowaniu
filozofii oraz rozwijaniu
swych umiejętności
retorskich.
W 578 roku wstąpił do
osławionego, palestyńskiego,
klasztoru pod wezwaniem św.
Teodozego. Stamtąd udał się
do Egiptu, gdzie miał
odwiedzić patriarchę,
świętego Jana Jałmużnika, by
wreszcie około roku 619
znaleźć się w Rzymie. Po
powrocie do Ziemi Świętej
Sofroniusz ponownie
zamieszkał w klasztorze św.
Teodozego, by w roku 634, po
śmierci dotychczasowego
patriarchy Jerozolimy,
świętego Modesta, zająć – na
prośbę biskupów i ludu -
jego miejsce. Wsławił się
przede wszystkim jako
gorliwy obrońca wiary,
zwalczający - w
intelektualnych dysputach i
pismach - liczne w owym
czasie herezje. Z
zachowanych dokumentów wiemy
też, że gdy w 637 roku
Arabowie zdobyli Ziemię
Świętą, udało się
Sofroniuszowi wyprosić u
kalifa Omara przyrzeczenie,
iż jego żołnierze nie będzie
się znęcali na ludnością
chrześcijańską. Późniejszy
święty zmarł 11 marca 638
roku. Był autorem licznych
dzieł - zarówno
teologicznych, jak i
poetyckich, w tym wierszy,
pieśni i od. Warte
wspomnienia są także jego
teksty hagiograficzne,
zwłaszcza „Żywot świętego
Jana Jałmużnika” i „Pochwała
świętych męczenników Cyrusa
i Jana”.
-
-
12
marzec
-
Św. Alojzy Orione - rzadki
ptak z Włoch.
-
-
Jeszcze jako kleryk założył
oratorium dla młodzieży i
kolegium dla biednych
chłopców. Jak to zrobił nie
zaniedbując studiów,
pozostanie tajemnicą.
Wiadomo jednak, że zarabiał
na życie posługując w
katedrze, dzielił się ze
swoimi wychowankami swymi
skromnymi dochodami.
Urodził się w Pontecurone
(diecezja tortońska) 23
czerwca 1872 r. Będąc
jeszcze dzieckiem odkrył
swoje powołanie i w wieku
trzynastu lat pragnął zostać
franciszkaninem. Jak to bywa
w życiu, zdrowie często
utrudnia nam realizację
powołania i pragnień. Stan
zdrowia nie pozwolił mu
przyjąć habitu. Gdy tylko
stan zdrowia poprawił się na
tyle, że mógł decydować o
swoim losie, wstąpił do
salezjańskiego Oratorium
Valdocco w Turynie. Tutaj
spotkał swojego patrona,
ojca duchowego i wzór do
naśladowania – ks. Bosko,
który stał się jego
spowiednikiem, wychowawcą,
powiernikiem. Bóg miał
jednak inne plany względem
Alojzego Orione. Niespokojna
dusza Alojzego, jego
nieprzemożona siła ducha i
dążenie do stanu duchownego
– przydałby się i dzisiaj
taki mody człowiek, i to nie
jeden – zaowocowały tym, że
niespełna siedemnastoletni
student wstąpił 16
października 1889 roku do
seminarium diecezjalnego w
Tortonie. Młody, co nie
znaczy niedoświadczony,
ponieważ miał już
doświadczenie dwóch wspólnot
zakonnych. Prawdopodobnie
pod wpływem św. ks. Bosko –
i to miało największy wpływ
na jego życie – odkrył w
sobie miłość do biednych i
porzuconych dzieci i
młodzieży. Dlatego jeszcze
jako kleryk założył
oratorium dla młodzieży i
kolegium dla biednych
chłopców. Jak to zrobił nie
zaniedbując studiów,
pozostanie tajemnicą.
Wiadomo jednak, że zarabiał
na życie posługując w
katedrze, dzielił się ze
swoimi wychowankami swymi
skromnymi dochodami, a poza
tym liczył na Bożą
Opatrzność. I nigdy się nie
zawiódł! Po przyjęciu
święceń kapłańskich (13
kwietnia 1895 r.) rozwinął
duszpasterstwo wśród
młodzieży, zakładając nowe
domy w różnych miejscach
Włoch, łącznie z Sycylią.
Jednocześnie gromadził wokół
siebie kleryków i księży,
również zaangażowanych w
działalność na rzecz
ubogich, a nieraz i
porzuconych dzieci oraz
młodzieży. Tak powstała
pierwsza gałąź nowej rodziny
zakonnej: "Małe Dzieło
Boskiej Opatrzności".
Zakonnicy wierni
benedyktyńskiej zasadzie
"módl się i pracuj"
pracowali głównie na wsiach,
apostołując wśród chłopów.
Święty Alojzy wyróżniał się
wielką miłością do Kościoła
i następcy Piotra oraz
troską o zbawienie dusz.
Interesował się żywo
problemami swoich czasów,
dotyczącymi wolności i
jedności Kościoła oraz
potrzeby ewangelizacji
środowisk robotniczych. Jego
działalnością zainteresował
się papież Leon XIII. Po
spotkaniu z nim (1902 r.)
księża orioniści przenieśli
się do Rzymu. Orione przyjął
hasło "Odnowić wszystko w
Chrystusie" – jakże aktualne
do dzisiaj i towarzyszące
Dziełu Boskiej Opatrzności.
Alojzy widząc powodzenie
swojej misji zdecydował się
na kolejny krok: członkowie
jego zgromadzenia składają
czwarty ślub – całkowitego
oddania papieżowi. Z wielkim
poświęceniem niósł pomoc
ofiarom trzęsienia ziemi w
Reggio Calabria i w Mesynie
(1908 r.) oraz w Abruzji
(1915 r.). Niespokojny
charakter ducha i widoczne
efekty w posłudze
spowodowały, że w 20 lat po
stworzeniu gałęzi męskiej,
29 czerwca 1915, Orione
założył zgromadzenie Małych
Sióstr Misjonarek
Miłosierdzia, których
charyzmatem miało być
dostrzeganie Opatrzności i
macierzyństwa Kościoła
poprzez miłosierdzie wobec
ubogich i chorych. Z tego
zgromadzenia w 1927 powstała
gałąź kontemplacyjna –
Siostry Sakramentki
Niewidome i Siostry
Klauzurowe od Jezusa
Ukrzyżowanego. Z kolei dla
większego zaangażowania
świeckich ks. Alojzy Orione
powołał Instytut Świeckich i
Ruch Laikatu. Zdobył duże
zaufanie papieży, jak
również najwyższych władz
Watykanu, dlatego też ciągle
mu powierzano wiele
delikatnych zadań związanych
zarówno z wewnętrznymi
sprawami Kościoła, jak i
relacją ze świeckimi.
Wielkim nabożeństwem otaczał
Matkę Bożą, o czym świadczą
wybudowane przez niego
sanktuaria w Tortonie oraz w
Fumo. Zmarł w 1940 r. w domu
swego zgromadzenia w San
Remo, a jego ostatnimi
słowami były: "Jezu, Jezu!
Idę!". Jego ciało spoczywa w
Tortonie, w kościele
orionistów. Papież Pius XII,
na wieść o jego śmierci,
nazwał ks. Orione "ojcem
ubogich i dobroczyńcą
cierpiących i opuszczonych".
W 1963 roku papież Jan XXIII
rozpoczął proces
beatyfikacyjny księdza
Alojzego Orione, a Jan Paweł
II, 26 października 1980
roku, ogłosił go
błogosławionym, mówiąc o
nim: "cudowny i genialny
wyraz miłosierdzia
chrześcijańskiego", dodając:
"z pewnością był on jedną z
świetlanych postaci tego
wieku, poprzez swoją
otwarcie przeżywaną wiarę
chrześcijańską", "miał hart
i serce Apostoła Pawła, a
zarazem delikatny i
wrażliwy, aż do łez,
niestrudzony i odważny, aż
do śmiałości, wytrwały i
dynamiczny, aż do heroizmu",
„w jego osobie, jego postaci
wyniesionej na ołtarze
Kościół ma nowy wzór
świętości, i to świętości
współczesnej, zrodzonej w
naszych czasach, w naszym
stuleciu i przeznaczonej dla
naszych czasów.” Święty
Alojzy Orione – wybitny
kaznodzieja, spowiednik i
niestrudzony organizator
pielgrzymek, misji, procesji
– jest "rzadkim ptakiem",
który wzniósł się ponad
wyżyny przeciętności i
pociąga nas ku sobie, a tym
samym ku Chrystusowi.
-
Papież Jan Paweł II
kanonizował Alojzego 16 maja
2004 r. w Rzymie. Tak jak
spodobało się dobroci Bożej
dać nam pewnego razu znak
przygotowujący nas na
bolesne próby, tak wydaje mi
się, o drodzy synowie, że
bieżący rok, w który za
łaską Bożą wkroczyliśmy,
będzie dla mnie i może dla
całego naszego małego
Zgromadzenia rokiem bardzo
wielu utrapień. Nie boję się
jednak, o moi drodzy
synowie, bólów i prób, które
spodoba się miłosierdziu
Bożemu zesłać na nas; to
czego się boję, to słaby
duch, jaki się obecnie
pojawia u niektórych naszych
braci. Widzę, że nie miłuje
się ubóstwa w chwili, gdy
cudem Boskiej Opatrzności
jest to, że przy stole każdy
ma wystarczająco chleba i
zupy do zaspokojenia głodu;
ale nawet gdy jest jeszcze
więcej, z dobroci Pana, są
tacy, którzy nigdy nie są
zadowoleni, ponieważ nie
troszczą się o ducha
umartwienia i nie biorą pod
uwagę tego, że przebywają w
domach Opatrzności i ubóstwa
zakonnego. Wy, o moi
synowie, dobrze znacie
zadłużenia wszystkich domów.
Mało się miłuje
posłuszeństwo, a więcej się
myśli o wspinaniu wzwyż i o
szybkim otrzymaniu święceń,
niż o zaparciu się siebie;
mało się poważa cnotę
miłości - szemrze się i mówi
źle o tamtym i owym.
-
Wiem, że niejeden z
łatwością sobie łazikuje, że
z łatwością niektórzy
wychodzą i idą na napitki do
barów lub zgoła zajmują się
czymś innym niż dbaniem o
życie wewnętrzne - zajmują
się wszystkimi, interesują
się wszystkim z wyjątkiem
poważnej troski o siebie, o
poprawienie się, oddanie się
naprawdę miłości Pana. To
nie jest dobre. Na miłość
boską, nie pozwólcie, żebym
jeszcze miał słyszeć takie
rzeczy! Na miłość boską,
zjednoczmy się z Bogiem; nie
wyrządzajmy Mu przykrości,
ponieważ nie powinniśmy mieć
nikogo poza Bogiem! Bóg,
jeżeli ktoś tak będzie nadal
postępować, opuści go, a
nadto Pan nie będzie
błogosławił Zgromadzeniu.
Bardzo boję się tego, jeżeli
nie poprawimy się. Niech
każdy pomyśli o sobie i
stara się poprawić. Komu zaś
nie podoba się Zgromadzenie,
zachowanie wspólnego życia,
niech sobie idzie z Bogiem.
Jestem bardzo zadowolony z
tych braci, którzy
wystąpili, jako że owce
zarażone zarażają inne. Nie
ma znaczenia to, że
pozostanie nas mało; Bóg nie
chce, żeby nas było dużo,
ale żebyśmy byli dobrzy i
święci. Powtarzam: być może
bóle będą wielkie, ale niech
nikt nie będzie ich
przyczyną. Niech każdy się
modli, czuwa nad sobą i dąży
z pokora i determinacją
woli, żeby stać się świętym.
Potrzeba nam modlitwy, i
jedynie Matka Najświętsza
może nam pomóc, o moi
synowie, ale i modlitwy nie
na wiele się przydadzą,
jeżeli nie zwalczymy wad i
ducha lekkomyślności - tak,
ducha lekkomyślności i nie
ukochamy dla miłości Jezusa
ukrzyżowanego umartwienia,
posłuszeństwa i miłości.
Jeśli chodzi o mnie, czuję,
że może wkrótce odejdę.
Waszym zadaniem będzie, o
moi synowie, zachowanie
Zgromadzenia i
niedopuszczenie do tego,
żeby zatracono ducha życia
pokornego, ubogiego,
umartwionego, gorejącego
miłością i poświęceniem -
poświęceniem, które ma je
ożywiać i sprawiać, że
będzie bogate w dobre czyny
na chwałę Bożą i świętego
Kościoła. Jeżeli niech wam
błogosławią ze Zgromadzenia
będziemy postępować dobrze,
Bóg zawsze będzie nam
pomagał - bądźcie tego
pewni; o ile będziemy
bardziej ubodzy, wzgardzeni,
utrudzeni i prześladowani, o
tyle więcej dokonamy dobra i
o tyle większa będzie
nagroda, jakiej Jezus
Chrystus udzieli nam w
niebie.wszystkim - każdemu z
osobna i modlę się, żeby Pan
napełnił każdego swoją
świętą miłością. Każdy niech
się co dzień modli za mnie,
dlatego że ja więcej razy na
dzień to czynię za każdego z
was, o moi najdrożsi
synowie. Jezus i Matka
Najświętsza "Boskiej
Opatrzności". PS. Nigdy nie
wychodźcie z domu na
przechadzkę inaczej jak
tylko we trzech; podobnie,
dla załatwienia innych spraw
- jeżeli to możliwe - nie
wychodźcie samotnie.
Zbierzcie się wszyscy -
kapłani, klerycy - w kaplicy
i po odmówieniu cząstki
różańca odczytajcie ten mój
list dwa razy.
-
-
13
marzec
-
Św. Nicefor - banita.
-
-
Święty Nicefor przyszedł na
świat około 758 roku. Jego
rodzice - Eudoksja i Teodor
– zaliczali się do
najbogatszych i najbardziej
wpływowych mieszkańców
Konstantynopola.
Ojciec Nicefora odznaczał
się niezwykłą pobożnością.
Za kult, jaki oddawał
relikwiom i świętym obrazom
został przez popleczników
cesarza aresztowany i
torturowany. Zmarł jako
męczennik za wiarę w
nicejskim więzieniu,
Eudoksja natomiast po
śmierci małżonka wstąpić
miała do klasztoru. Nicefor
został mianowany przez
papieża Leona IV cesarskim
sekretarzem odpowiedzialnym
za dokumentowanie wyroków
wydawanych przez cesarza na
czcicieli świętych obrazów.
Jako że za dokładnie taki
sam „występek” został
stracony jego ojciec,
Nicefor zrezygnował z
zaszczytnego, dworskiego
stanowiska i postanowił
zostać zakonnikiem. W
klasztorze nie zagrzał
jednak zbyt długo miejsca,
gdyż inny Nicefor – nowy
cesarz Nicefor I – polecił
mu, by zaopiekował się
największym
konstantynopolitańskim
przytułkiem dla biedoty. Gdy
pojawił się pomysł, aby po
śmierci świętego Tarazjusza
to właśnie Nicefor został
nowym patriarchą
Konstantynopola, podniosły
się głosy sprzeciwu. Święci
Teodor Studyta, Platon i
Józef z Tesalonik
protestowali przeciw
nominacji Nicefora na to
stanowisko, gdyż był on
osobą świecką. Cesarz
postawił jednak na swoim,
Nicefor otrzymał święcenia,
a trzej protestujący święci
zostali przez niego skazani
na banicję, z której zresztą
sam Nicefor miał ich
uwolnić. Po wstąpieniu na
tron nowego monarchy,
cesarza Leona V Armeńczyka,
prześladowania czcicieli
świętych obrazów znowu się
nasiliły i tym razem, to
Nicefor został wygnany z
kraju, za kult, jaki oddawał
ikonom. Zmarł jako banita 2
czerwca 829 roku. 18 lat
później, 13 marca 847 roku
uroczyście sprowadzono jego
szczątki doczesne do
Konstantynopola, dlatego też
w tym dniu wspomina się go w
Kościele katolickim.
-
-
14
marzec
-
Święta Matylda - matka
cesarza.
-
-
Źródła podają, że święta
Matylda, znana także, jako
Matylda von Ringelheim
urodziła się w roku 895 w
Engler, w Westfalii. Była
córką księcia Teodoryka oraz
Reihildy, wywodzącej się z
duńskiej rodziny
królewskiej.
Młodość spędziła w
klasztorze w Herford,
nieopodal dzisiejszego
miasta Bielefeld. W 909 roku
wyszła za mąż za Henryka
Ptasznika, króla Niemiec,
zwanego także Henrykiem I.
Spośród pięciorga ich
dzieci, najbardziej znani są
nam dziś późniejszy cesarz,
Otton I oraz święty Brunon.
Po śmierci Henryka doszło do
sporu między synami o to,
który z nich ma zostać
następcą tronu, w wyniku
czego, rozpętała się między
nimi wojna domowa. Ówczesna
napięta atmosfera oraz
narastające konflikty,
uderzyły także w samą
Matyldę, którą doradcy
Ottona mieli oskarżyć o
defraudację dóbr z
królewskiego skarbca, które
ta przeznaczyła na cele
charytatywne. Wygnano ją
nawet w związku z tym z
dworu, ale dzięki staraniom
synowej Edyty, wkrótce na
niego powróciła. Matylda
ufundowała między innymi
kapitułę w Kwedlinburgu, czy
też klasztory w Duderstadt,
Pöhlde, Grone i Nordhausen –
dlatego też w ikonografii
często ukazuje się ja z
modelem kościoła. Codziennie
miała też przy swym stole
gościć osoby ubogie,
dopatrując się w nich
Chrystusa, stąd też
przedstawia się ją również,
jako królową rozdającą
biednym jałmużnę, lub w
towarzystwie świętego
Brunona, w chwili, gdy
dochodzi między nimi do
pojednania z Ottonem I, z
którym to, w 962 roku udała
się nawet do Rzymu, gdzie
otrzymał on cesarską koronę.
Zmarła w Kwedlinburgu 14
marca 968 roku, gdzie
pochowano ją w zamkowej
kaplicy u boku męża.
Szczególnym kultem otaczana
jest w Bawarii i Saksonii.
Najwięcej dowiadujemy się o
niej z dzieła „Res Gestae
Saxonicae” Widukinda z
Korbei, benedyktyńskiego
mnicha i kronikarza. Ów
przebywający wówczas w
klasztorze nieopodal miasta
Höxter nad Wezerą zakonnik,
jest autorem jednego z
najważniejszych dokumentów
historycznych traktujących o
dziejach Europy w X wieku.
Opisywał w nim m. in. walki
Sasów z Frankami, ale też
jako pierwszy wspomniał o
państwie Mieszka I. Jak
przekonywał w rozmowie z KAI
ks. Wojciech Wójciński "św.
Matylda pokazuje, że również
zamożni ludzie często
odnajdują chwalebną drogę do
Jezusa":
-
-
15
marzec
-
Św. Klemens Maria Hofbauer -
apostoł Warszawy.
-
-
Do Warszawy trafił
przejazdem. Pozostał w niej
21 lat. Tu przeżywał chwile
dla Polski wielkie, ale
także czasy wypełnione
hańbą. Z wielkim
poświęceniem organizował w
naszej stolicy szkoły i
prowadził dzieła
charytatywne. Nazywał się
Klemens Maria Hofbauer
(Dworzak). Czczony jest jako
apostoł Warszawy.
Urodził się na Morawach w
roku 1751. Pochodził z
ubogiej rodziny. Dzięki swej
pracowitości i ludzkiej
życzliwości ukończył studia
w Wiedniu i wstąpił do
Redemptorystów w Rzymie.
Święcenia kapłańskie przyjął
w wieku 34 lat. Przełożeni
polecili mu w roku 1787, by
udał się nawracać
protestantow na Pomorzu. Po
szczegółowe instrukcje
przyjechał do Warszawy. Była
zima, drogi w fatalnym
stanie, więc nuncjusz
papieski kazał św.
Klemensowi Marii i jego dwom
towarzyszom poczekać w
naszej stolicy do wiosny.
Powierzono ich opiece
kościół pod wezwaniem św.
Benona, przeznaczony dla
duszpasterstwa Niemców
przebywających w Warszawie,
a także sierociniec i szkołę
rodzin rzemieślniczych.
Podjąwszy prowadzenie tych
dzieł Klemens Maria pozostał
w polskiej stolicy. Stworzył
tu pierwszą w Polsce
placówkę Redemptorystów.
Doznawał licznych
prześladowań. Na jego
działalność bardzo
niechętnie patrzyli zaborcy.
Szczególnie wiele uwagi
poświęcał dzieciom i
młodzieży. Dbał o to, aby
dać im jak najlepsze
wykształcenie. Organizowaną
przez siebie pomocą
charytatywną obejmował coraz
większe grono dzieci
osieroconych, opuszczonych.
Równocześnie nie zaniedbywał
pracy duszpasterskiej z
dorosłymi. Był wybitnym
kaznodzieją. Uruchomił
drukarnię, utworzył
wydawnictwo, publikował
książki religijne i
podręczniki. W roku 1808
Napoleon polecił
Redemptorystom opuścić
Warszawę. Święty Klemens
Maria Hofbauer pojechał do
Wiednia. Tu podjął
działalność podobną do tej,
którą prowadził w Warszawie,
a także zajął się młodą
inteligencją. Zmarł w
Wiedniu w roku 1820. Znana
jest opowieść o tym, jak to
w trosce o utrzymanie
sierocińca prowadzonego w
stolicy Polski musiał
żebrać. Ktoś poproszony
przez św. Klemensa Marię o
datek, tak się zirytował, że
uderzył go w twarz. Apostoł
Warszawy przyjął policzek z
godnością i powiedział: "To
dla mnie, a co dla moich
sierot?". Dziś taka postawa
wielu ludziom wydaje się
niezrozumiała. Jeśli nawet
podejmują jakieś działania
dobroczynne, dbają o to, aby
zostały jak najlepiej
rozreklamowane. Tymczasem
świadczenie dobra często nie
tylko nie przynosi pochwał,
ale związane jest z
upokorzeniami. Nie brak i
dzisiaj ludzi, którzy – na
przykład prowadząc ochronki
przy parafiach – czasami
muszą znieść wiele drwin i
cierpkich słów od tych, do
których zwracają się o
wsparcie. Przyjmują je
pokornie, zatroskani o los
potrzebujących.
-
-
16
marzec
-
Św. Renat - Męczennik
Francji i Kanady.
-
-
Renat Goupil przyszedł na
świat we Francji. W młodości
przystąpił do jezuitów,
jednak z powodu złego stanu
zdrowotnego nie było mu dane
zostać na stałe członkiem
tej wspólnoty.
Poświęcił się więc – z
powodzeniem - studiowaniu
medycyny. Niebawem zostać
miał lekarzem-chirurgiem.
Gdy jezuici postanowili
wysłać do Kanady swych
misjonarzy, którzy
ewangelizować mieli Indian
należących do szczepu
Huronów, Renat Goupil
postanowił - jako ochotnik -
także udać się za Ocean, by
tam służyć pomocą swym
niedoszłym współbraciom. Ze
źródeł historycznych wiemy,
że wspólnie z ojcem Izaakiem
Jogues i kilkoma jeszcze
innymi towarzyszami podróży,
Renat został napadnięty w
czasie, gdy misjonarze
przeprawiali się przez jedno
z rozległych, kanadyjskich
jezior. Napastnikami okazali
się być słynący z
okrucieństwa Irokezi, którzy
prowadzili w tym czasie
walki plemienne ze
wspomnianymi tu już
Huronami. Renat zginął od
ciosu tomahawkiem w głowę,
po tym, gdy próbował zrobić
znak krzyża na czole jednego
z irokeskich dzieci.
Zdarzenie to miało miejsce
29 września 1642 roku. Warto
przypomnieć, iż siedem lat
później w podobnych
okolicznościach zginął inny
misjonarz - Jan de Brébeuf.
On także poniósł męczeńską
śmierć z rąk Irokezów.
Kanonizacji kanadyjskich
męczenników dokonał papież
Pius XI w 1931 roku.
-
-
17
marzec
-
Święty Patryk.
-
-
Gdyby urządzano mistrzostwa
świata w popularności
świętych, Patryk miałby
spore szanse stanąć na
podium. Porwany za młodu
17 marca - dzień świętego
Patryka, data jego śmierci w
roku 461 (lub 490) -
obchodzony jest nie tylko
jako święto patrona kraju w
Irlandii i Nigerii (z
ewangelizowanej przez
irlandzkich misjonarzy). Od
Nowego Jorku, poprzez
Sydney, Moskwę, aż po Dublin
- wszędzie znajdzie się
ludzi z przypiętymi do
piersi koniczynkami, którzy
będą sączyć ciemny napój
przy wtórze ludowej muzyki
irlandzkiej. Koniczynki są
na pamiątkę tego, jak Święty
tłumaczył ochrzczonym Celtom
tajemnicę Trójcy Świętej.
Prawdę mówiąc nie wiadomo,
jak z tą koniczynką naprawdę
było. Natomiast wiadomo na
pewno, że Patryk nie
wypędził węży z Irlandii.
Nawet gdyby w wiadomościach
telewizyjnych mówili inaczej
- proszę nie wierzyć.
Podobnie nie jest patronem
pijących guinnessa. Ten
Święty obrósł w legendy jak
mało który. Ba, również na
temat podstawowych faktów (np.
daty i miejsca urodzenia
oraz daty śmierci) historycy
prowadzą głębokie spory.
Kard. Tomas O’Fiaich, były
Prymas Irlandii, tak to
podsumował: „Święty musi
mieć niezłą zabawę, śledząc
potyczki tropiących go
badaczy”. Ale za to z
pozostałych po Patryku pism
wiemy o nim takie rzeczy,
które doprawdy mogą wzbudzić
zadumę. Porwany za młodu
(14-16 lat) przez
Irlandczyków z rodzinnej
Brytanii, spędza 6 lat w
niewoli. Jest pasterzem
owiec i w niedoli nawraca
się, modli się gorąco i
dużo. We śnie słyszy głos
wzywający go do ucieczki:
„Patryku, twój statek jest
gotów”. Dość okrężną drogą
wraca do rodziców. I znów ma
widzenie. Tym razem nie
bezpośrednio sam Bóg go
wzywa, ale Irlandczycy
błagający, aby wrócił do
nich. Wraca więc do kraju
swej niewoli, ale najpierw w
południowej Francji odbywa
studia i przyjmuje święcenia
kapłańskie. Misja Patryka
udaje się tysiąckroć lepiej
niż jego poprzednika, bpa
Palladiusza. Lepiej rozumie
mieszkańców wyspy i ich
system społeczny. Dzieło
nawracania rozpoczyna od
wodzów i druidów (pogańskich
kapłanów). Praca przynosi
wielkie plony, rzecz jasna.
Problemy stwarzają również
hierarchowie z sąsiedniej
Brytanii. Ciosy przychodzą
nawet z najmniej
spodziewanej strony -
zdradza go najbliższy
przyjaciel, który rozgłasza
grzech, jaki Patryk wyznał
mu w młodości. Mistyk i
człowiek twardy. Na modlitwę
lubił iść w góry. Na Croagh
Patrick spędził ponoć 40
dni, poszcząc. Pierwszy w
dziejach chrześcijanin,
który w „Liście do Korotyka”
zdecydowanie wystąpił
przeciw niewolnictwu.
Nie-Irlandczyk, ale tak
pokochał ten kraj i jego
mieszkańców, że pytał w tym
liście „Czy jest hańbą, że
przyszliśmy na świat w
Irlandii?”. Najbliższe wieki
historii Kościoła miały
pokazać, że należałoby zadać
pytanie wręcz przeciwne. Ale
to już nieco inna historia.
Pierwszy wieśniak.
Ten, który od Irlandczyków
wiele wycierpiał, ich też
najbardziej pokochał.
Legenda mówi, że spierał się
z Bogiem o łaski dla
Irlandczyków, aż w końcu
uzyskał zapewnienie, że w
dzień sądu sam będzie ich
sądził. Jeden z
najpopularniejszych świętych
na świecie, św. Patryk, może
zdziwiłby się, widząc
najnowsze marki piwa nazwane
jego imieniem, ale raczej by
się tym nie zgorszył.
Promocja piwa „St. Patrick’s
Gold” przygotowanego na St.
Patrick’s Day, w porównaniu
ze składaniem ofiar z ludzi
w rankingu okropności,
wypada przecież – przyznają
to chyba nawet najbardziej
wyczuleni obrońcy świętości
– blado. A do takich właśnie
okrutnych Irlandczyków
poszedł, czy raczej
popłynął, a jeszcze ściślej
– powrócił, Patryk. Apostoł
Irlandii, jej patron i
wszechświatowy symbol, który
oczywiście…Irlandczykiem nie
był. Za to był Irlandczyków
niewolnikiem. Jego życie
obfitowało w
niebezpieczeństwa,
dramatyczne zwroty,
przeciwności (także ze
strony ludzi Kościoła).
Faktem podstawowym jest, że
ten, który dobrze poznał
swoich oprawców – czy nie
tak byśmy ich dziś nazwali?
– wrócił do nich z Dobrą
Nowiną. A pod koniec
pracowitego życia mógł się
cieszyć tysiącami
ochrzczonych, setkami
gorliwych mnichów i dziewic
oddanych Panu, rozwijającą
się strukturą Kościoła
irlandzkiego. Dziś pół
świata wie, że św. Patryk
wygonił z Irlandii węże
(których tam nie było) i że
na przykładzie koniczynki
uczył Celtów tajemnicy
Trójcy Świętej (co też pewne
nie jest). Jego wyjątkowość
polegała jednak na czym
innym. Patryk jest pierwszym
misjonarzem, który
przekroczył w swojej
(skutecznej!) działalności
granice świata
grecko-rzymskiego. Poszedł
do barbarzyńców, w
cywilizację nierzymską, na
krańce ówczesnego świata.
Tym w V wieku była Irlandia.
A Patryk ten świat
pogardzany pokochał i
pokochał tych ludzi. Sam
nazwał siebie „pierwszym
wieśniakiem”. Bo Irlandia
była w istocie krainą
wiejską, bez miejskich i
centralistycznych struktur
świata rzymskiego. Patryk
tego świata nie chciał
romanizować, wręcz
przeciwnie: twórczo
wykorzystał geniusz
religijny Celtów, ich
wiejskość, by tak rzec. Kto
czytał choćby raz jego
„Pancerz” (zwany też
„Krzykiem jelenia”), wie, o
czym mówię. Dla niego cały
świat był święty, a Chrystus
namacalną, otaczającą
realnością. Kochał to, co
odrzucone, pogardzane i
marginalne. Prorocze i
wyprzedzające świat było u
Patryka także potępienie
niewolnictwa („List do
Korotyka”). A cóż dopiero
sądzić o tym, że w swoim
„Wyznaniu” bierze w obronę
kobiety, twierdząc, że w
niewoli to one
cierpią najbardziej? Czyżby
feministki w głowie mu
namieszały? Najprościej
mówiąc, ten, który od
Irlandczyków wiele
wycierpiał, ich też
najbardziej pokochał. Tak
bardzo, że przez 40 dni
pościł w ich intencji na
górze Croagh Patrick.
Legenda mówi, że długo
spierał się z Bogiem o łaski
dla Irlandczyków, aż w końcu
uzyskał zapewnienie, że w
dzień sądu sam będzie ich
sądził. Z pewnego punktu
widzenia optymalną datą
końca świata byłby więc 17
marca – wszak w dzień św.
Patryka wszyscy są
Irlandczykami. Święty
z koniczyną
Za swoją niewolę św. Patryk
odpłacił Irlandii głoszeniem
Ewangelii... Kościół w
Irlandii przeżywa czas
próby, być może najcięższej
od czasów pierwszej
ewangelizacji. Skandale
wśród duchowieństwa,
gwałtowny spadek powołań,
erozja tradycyjnie silnego
związku Irlandczyków z wiarą
katolicką. Przed wiekami św.
Patrykowi udało się
przekonać pogańskich
mieszkańców do wiary
chrześcijańskiej. Może dziś
święty misjonarz wyprosi dla
Zielonej Wyspy łaskę
duchowego odrodzenia. Patryk
przyszedł na świat w
Brytanii w 385 roku w
rodzinie chrześcijańskiej.
Wspominał, że jako
nastolatek nie wierzył w
Boga. Kiedy miał 16 lat,
korsarze porwali go do
Irlandii. Tam, pasąc krowy,
odnalazł drogę do Boga,
nauczył się także języka
irlandzkiego. Po 6 latach
udało mu się zbiec z
niewoli. Kształcił się w
dwóch szkołach misyjnych: w
Erinsi i w Auxerre. Był
uczniem św. Germana z
Auxerre. Legenda powiada, że
pewnej nocy Patryk zobaczył
w widzeniu mieszkańca
Irlandii, który usilnie
prosił: „Błagamy cię, święty
chłopcze, abyś przybył i
zatrzymał się u nas”. Patryk
decyduje się na powrót do
kraju swojej byłej niewoli,
aby głosić tam Ewangelię.
Papież wyświęca go na
biskupa i wysyła z misją na
Zieloną Wyspę. Patryk nie
był pierwszym misjonarzem
Irlandii, wcześniej
ewangelizował tam już św.
Palladiusz, ale ze słabym
skutkiem. Irlandia nigdy nie
była częścią Imperium
Rzymskiego, krajem rządzili
naczelnicy celtyckich
klanów. Patryk założył w
Armagh bazę dla misyjnych
wędrówek. Był wciąż w
drodze. Napotykał sporo
trudności, zwłaszcza ze
strony druidów (kapłanów
pogańskich). Dwanaście razy,
jak sam wspomina, był w
śmiertelnym
niebezpieczeństwie. Święty
misjonarz znalazł jednak
klucz do serc mieszkańców
wyspy. Organizował Kościół
wokół klasztorów, które sam
zakładał. Za pomocą
koniczyny tłumaczył im
tajemnicę Trójcy Świętej,
dzięki czemu stała się ona
symbolem kraju. Klasztory
zaczęły stanowić wkrótce
podstawową strukturę życia
irlandzkiego Kościoła. Opaci
byli tam biskupami, a mnisi
ich wikariuszami. To
irlandzcy zakonnicy
rozpowszechnili w Europie
zwyczaj używania dzwonów w
kościołach oraz, co
ważniejsze, praktykę usznej
spowiedzi. Znana jest piękna
modlitwa św. Patryka:
„Chryste, bądź ze mną, we
mnie, za mną, przede mną.
Bądź w sercu tego, który
myśli o mnie. Bądź w oczach
tego, który patrzy na mnie.
Bądź w uszach tego, który
mnie słucha. Bądź w ustach
tego, który mówi do mnie”.
Wielki Europejczyk
17 marca Kościół powszechny
wspomina w liturgii św.
Patryka, niewolnika piratów,
pasterza owiec, mnicha i
biskupa, apostoła i patrona
Irlandii. Dzień św. Patryka
jest w Irlandii i wszędzie,
gdzie żyją Irlandczycy
wielkim świętem religijnym i
narodowym. Wierni w ten
dzień przypinają sobie
trójlistną koniczynę, symbol
Trójcy Świętej, o której św.
Patryk miał mówić na
początku każdej swojej
misji. Koniczynka jest też
wyrazem nadziei na
zjednoczenie Irlandii. Św.
Patryk urodził się w
rzymskiej Brytanii ok. 385
r. wprawdzie w rodzinie
chrześcijańskiej, ale
odebrał świeckie wychowanie.
Gdy miał 16 lat został
uprowadzony przez
irlandzkich piratów i przez
sześć lat w niewoli pasł
owce. W tym czasie nastąpił
jego powrót do
chrześcijaństwa. Na
przypadkowym statku udało mu
się uciec do Francji, gdzie
kształcił się później w
najsłynniejszych szkołach w
Erinsi i w Auxerre. Gdy w
Irlandii zmarł wysłannik
papieski św. Palladiusz,
papież Celestyn I wyświęcił
Patryka w 432 r. na biskupa.
Święty zastał tam tylko małe
wspólnoty chrześcijan,
otoczone i nękane przez
pogańskie szczepy
irlandzkie. Potrafił jednak
zdobyć przychylność
lokalnych władców, dla
wybranych plemion ustanowił
biskupów, którym dodał grono
pomocników, żyjących
wspólnie na sposób
klasztorny. W ten sposób
opaci klasztorów byli
zarazem biskupami. Właśnie
od św. Patryka wywodzi się
rozpowszechniony później w
całym świecie zwyczaj
zwoływania na modlitwę za
pomocą dzwonu. Według
tradycji św. Patryk wręczył
dzwon swojemu najbliższemu
pomocnikowi, św. Kieranowi,
który zwoływał na modlitwy
mnichów i wiernych.
Prawdopodobnie w 444 r.
Patryk zbudował swój kościół
biskupi w Armagh (Ulster,
Północna Irlandia), które to
miasto stało się stolicą
prymasów Irlandii. Św.
Patryk spędził w Irlandii 40
lat na intensywnym głoszeniu
Ewangelii, modlitwie i
ascezie. Do dziś miejscem
kultu św. Patryka jest Croah
Patrick, góra na której
często spędzał on Wielki
Post. Pod koniec życia św.
Patryk z przerażeniem
obserwował podbój Irlandii
przez pogan, którzy wzięli
do niewoli ogromne rzesze
chrześcijan. Wydawało się,
że efekt jego
kilkudziesięcioletniej pracy
ewangelizacyjnej zostanie
zniszczony. Okazało się
jednak, że chrześcijaństwo
zapuściło korzenie wśród
Irlandczyków bardzo głęboko
i ocalało. Wielu mnichów
irlandzkich było później
misjonarzami kontynentu
europejskiego. Apostoł
Irlandii pozostawił po sobie
kilka dzieł, z których
najbardziej znane są
"Wyznania" oraz "List do
chrześcijańskich poddanych
tyrana Korotyna", który jest
zachętą do wytrwania w
wierze dla chrześcijan
uwięzionych przez wojska
pogańskiego władcy. Zmarł
prawdopodobnie 17 marca 461
r. w Armagh. Święty Celt
imieniem Sucat. Św. Patryk
urodził się w Brytanii w 385
roku. Nosił celtyckie imię
Sucat. Przypadek sprawił, że
Patryk trafił właśnie do
Irlandii - mówi ks. Robert
Kamiński. - Porwany przez
korsarzy, przez sześć lat
pracował na Zielonej wyspie
jako pasterz owiec. Na
przypadkowym statku udało mu
się zbiec do północnej
Francji i tam przygotowywał
się do pracy na misjach. Do
Irlandii wrócił już jako
biskup - dodaje ks.
Kamiński. Do nawrócenia
całej wyspy św. Patryk
potrzebował wielu ludzi.
Misjonarze na jego apele
zgłaszali się tłumnie.
Największą wszakże pomocą
byli dla niego mnisi. Z nich
to tworzył ośrodki
duszpasterskie. Tak więc w
Irlandii powstał jedyny w
swoim rodzaju zwyczaj, że
opaci byli biskupami, a
mnisi w klasztorach ich
wikariuszami. Ostatnie dni
swojego życia spędził w
zaciszu klasztornym, oddany
modlitwie i ascezie. Zmarł
17 marca 461 roku. Irlandia
czci go jako swojego
apostoła, ojca i patrona.
Jest także patronem
fryzjerów, kowali, górników,
upadłych na duchu oraz
opiekunem zwierząt domowych.
-
-
18
marzec
-
Święty Cyryl Jerozolimski.
-
-
W ciągu dwudziestu lat Cyryl
trzy razy został wygnany: po
raz pierwszy w 357 roku, po
odsunięciu go przez Synod
Jerozolimski, następnie w
360 roku drugie wygnanie za
sprawą Akacjusza i w końcu
trzecie, najdłuższe -
trwające jedenaście lat - w
367 roku za sprawą
proariańskiego cesarza
Walensa.
Drodzy bracia i siostry!
-
Naszą uwagę skupiamy dziś na
św. Cyrylu Jerozolimskim.
Jego życie jest przykładem
splotu dwóch wymiarów: z
jednej strony troski
pasterskiej, z drugiej zaś -
wbrew jego woli - uwikłania
w zażarte spory, jakie
wstrząsały wówczas Kościołem
Wschodu. Urodzony około roku
315 w Jerozolimie lub
okolicach, Cyryl otrzymał
świetne wykształcenie
literackie, które stało się
później podstawą jego
kultury kościelnej,
skoncentrowanej na
poznawaniu Biblii.
Wyświęcony na kapłana przez
biskupa Maksyma, po jego
śmierci lub usunięciu w 348
roku otrzymał sakrę biskupią
od Akacjusza, wpływowego
metropolity Cezarei w
Palestynie, zwolennika
arianizmu, przekonanego, że
ma w nim sojusznika. Cyryl
był więc podejrzewany, że
nominację biskupią uzyskał
za ustępstwa wobec
arianizmu. W rzeczywistości
Cyryl bardzo szybko starł
się z Akacjuszem nie tylko
na polu doktryny, ale także
w zakresie jurysdykcji,
ponieważ domagał się
samodzielności swojej
stolicy od metropolii w
Cezarei. W ciągu dwudziestu
lat Cyryl trzy razy został
wygnany: po raz pierwszy w
357 roku, po odsunięciu go
przez Synod Jerozolimski,
następnie w 360 roku drugie
wygnanie za sprawą Akacjusza
i w końcu trzecie,
najdłuższe - trwające
jedenaście lat - w 367 roku
za sprawą proariańskiego
cesarza Walensa. Dopiero w
378 roku, po śmierci
cesarza, Cyryl mógł
ostatecznie objąć ponownie
swą stolicę, przywracając
jedność i pokój wśród
wiernych. Za jego
prawowiernością, poddawaną w
wątpliwość przez niektóre
współczesne mu źródła,
przemawiają inne, równie
dawne źródła. Spośród nich
najbardziej miarodajny jest
list synodu z 382 roku, po
drugim Soborze powszechnym w
Konstantynopolu (381), na
którym Cyryl odegrał
znaczącą rolę. W liście tym,
wystosowanym do Biskupa
Rzymu, biskupi wschodni
uznają oficjalnie całkowitą
ortodoksyjność Cyryla,
prawomocność jego sakry
biskupiej oraz zasługi jego
posługi pasterskiej, którą
przerwie śmierć w 387 roku.
Zachowały się po nim
dwadzieścia cztery wspaniałe
katechezy, które wygłosił
jako biskup około roku 350.
Poprzedzone wstępną
Protokatechezą pierwszych
osiemnaście z nich
adresowanych jest do
katechumenów bądź
czekających na oświecenie (photizomenoi);
wygłosił je w Bazylice Grobu
Świętego. Pierwsze (1-5)
mówią kolejno o wskazaniach
przedchrzcielnych,
nawróceniu z obyczajów
pogańskich, sakramencie
chrztu, o dziesięciu
prawdach dogmatycznych
zawartych w Credo, czyli
Symbolu Wiary. Następne
(6-18) stanowią "katechezę
ciągłą" na temat Symbolu
Jerozolimskiego z punktu
widzenia antyarianizmu.
Spośród pięciu ostatnich
(19-23), zwanych "mistagogicznymi",
dwie pierwsze są komentarzem
do obrzędu chrztu, a trzy
ostatnie traktują o
krzyżmie, Ciele i Krwi
Chrystusa oraz o liturgii
eucharystycznej. Zawierają
one objaśnienie modlitwy
Ojcze nasz (Oratio dominica):
stanowi ono podstawę drogi
wprowadzenia do modlitwy,
która przebiega równolegle
do wtajemniczenia w trzy
sakramenty: Chrztu,
Bierzmowania i Eucharystii.
Podstawa wykształcenia na
temat wiary chrześcijańskiej
miała również wymiar
polemiki z poganami,
judeochrześcijanami i
manichejczykami.
Argumentacja opierała się na
wypełnieniu obietnic Starego
Testamentu, w języku bogatym
w obrazy. Katecheza
stanowiła ważny element,
należący do szerszego
kontekstu całego życia, w
szczególności liturgicznego,
społeczności
chrześcijańskiej, w której
macierzyńskim łonie
dojrzewał przyszły wierny, z
towarzyszeniem modlitwy i
świadectwa braci. Jako
całość homilie Cyryla
stanowią systematyczną
katechezę o odrodzeniu
chrześcijanina przez
Chrzest. Mówił on
katechumenowi: "Wpadłeś w
sieci Kościoła (por. Mt
13,47). Pozwól się więc
wziąć żywcem; nie uciekaj,
albowiem Jezus chwyta cię na
swój haczyk, nie żeby zadać
ci śmierć, lecz żeby dać ci
zmartwychwstanie. Musisz
bowiem umrzeć i
zmartwychwstać (por. Rz
6,11.14)... Umrzyj dla
grzechu i żyj dla
sprawiedliwości już od dziś"
(Protokatecheza, 5).
-
-
19
marzec
-
Świętego Józefa.
-
-
Zaraz po drugiej wojnie
światowej ukazała się w
Polsce książka J. Rybałta
„Głos mówiącego milczeniem”.
Tym głosem mówiącym
milczeniem był św. Józef.
Ewangelie zachowały słowa
Jezusa, Maryi, Zachariasza,
Elżbiety, Symeona, pasterzy,
uczniów. Tylko św. Józef
jawi się na kartach
Ewangelii milczący: nie
zachowało się ani jedno jego
słowo. Maryja wypowiedziała
Bogu swoje „tak” w
Zwiastowaniu: „Oto ja
służebnica Pańska, niech mi
się stanie według twego
słowa” (Łk 1,38). Jezus
powiedział „tak” Ojcu w
Getsemani (Łk 22,42). Św.
Józef nie wyrzekł ani
jednego słowa, swoje „tak”
powiedział życiem i czynem.
Mateusz trzy razy mówi o
milczącym realizowaniu woli
Pana przez Józefa (1,24;
2,14.21): „Józef uczynił
tak, jak mu polecił anioł
Pański”. Powiedzenie Bogu
„tak” w heroicznym akcie
wiary ma zawsze konsekwencje
dla całego życia. Jezusowe
pełnienie woli Ojca
zaprowadziło Go na krzyż.
Fiat Maryi doprowadziło Ją
pod krzyż Jezusa. „Tak” św.
Józefa kazało mu uciekać aż
do Egiptu, znosić
prześladowanie, chronić
przed śmiercią narodzonego w
Betlejem Zbawiciela. Dzięki
postaci św. Józefa nad
żłóbkiem Jezusa rozlega się
nie tylko śpiew aniołów,
głos pasterzy, słowa
mędrców, ale również głos
mówiącego milczeniem - głos
św. Józefa, który wobec
wielkich i tajemniczych
dzieł Boga zachowuje z
jednej strony pełne
dyskrecji i wiary milczenie,
z drugiej strony zaś
gotowość czynienia tak, jak
mu polecił anioł Pański -
czyli sam Pan. Głos
mówiącego milczeniem,
rozlegający się nad
żłóbkiem, uczy, że wobec
Boga, który wzywa i
powołuje, ważniejsze są
czyny niż słowa; bez słów
można zostać świętym, bez
czynów - nie. Głos mówiącego
milczeniem uczy zawierzenia
Bogu aż do końca, nawet w
najbardziej skomplikowanych
i trudnych sytuacjach
naszego życia, ale również
zaufania człowiekowi, choćby
wszystko - po ludzku mówiąc
- wskazywało na to, że
zaufanie zostało
zawiedzione. Co by się
stało, gdyby przy Maryi, w
której i przez którą Bóg
zaczął realizować swą
zbawczą wolę, nie znalazł
się taki człowiek jak Józef
- mąż sprawiedliwy? Dziś
bardziej niż kiedykolwiek
potrzebne nam jest Józefowe
milczenie, jego gotowość do
czynienia trudnej woli
Bożej, jego zaufanie Bogu i
człowiekowi. Św. Józef uczy
współczesnego człowieka
poczucia sacrum, poczucia
głębokiego szacunku wobec
tajemnicy działania Boga.
Takim głębokim poczuciem
sacrum i niegodności wobec
Boga i Jego działania
odznaczali się wielcy
sprawiedliwi Starego
Testamentu (Wj 3,5-6; 29,12;
Iz 6,5-6). Przypomina starą
prawdę Mędrców Izraela:
„Treścią mądrości jest
bojaźń Pańska, rozsądkiem -
poznanie świętego” (Prz
9,10; por. 1,7). Ewangelie
nie podają wielu informacji
o Józefie, mężu Maryi i
opiekunie Jezusa. Opisując
inne osoby i sprawy - jakby
przy okazji - wspominają, że
pochodził z królewskiego
rodu Dawida, jego ojciec
nazywał się Jakub lub Heli,
mieszkał w Nazarecie i był
cieślą. Teksty ewangeliczne
o Józefie nie przekazały
żadnego jego słowa, mówią
wyłącznie o tym, co uczynił,
a nie informują o tym, co
powiedział. Sens jego
milczenia wyjaśnia się przy
porównaniu dwóch podobnych
wydarzeń, opowiedzianych w
pierwszych rozdziałach
Ewangelii według św. Łukasza
oraz według św. Mateusza:
chodzi o zwiastowanie
narodzenia Jezusa,
przekazane Maryi przez
archanioła Gabriela, oraz o
podobną zapowiedź daną
Józefowi przez anioła
Pańskiego. W pierwszym
opisie - według św. Łukasza
- słowa pozdrowienia
anielskiego: "Bądź
pozdrowiona, pełna łaski,
Pan z Tobą" wywołują
wewnętrzne poruszenie Maryi,
skłaniają Ją do refleksji i
otwierają na przyjęcie
następnych słów archanioła:
"Nie bój się, Maryjo,
znalazłaś bowiem łaskę u
Boga. Oto poczniesz i
porodzisz Syna, któremu
nadasz imię Jezus".
Zwiastowanie dotyczy
bliskiej przyszłości, i
tylko od odpowiedzi Maryi
zależy ostateczne jej
nadejście. Dlatego Maryja ma
prawo pytać: "Jakże się to
stanie, skoro nie znam
męża?". Po otrzymaniu
odpowiedzi wyraża gotowość
na konkretne działanie Boże:
"Niech mi się stanie według
twego słowa!". Św. Mateusz
opisuje kontynuację
rozpoczętej historii
zbawienia. Rola bohaterów
tej historii jest nieco
inna. Tajemnicę
macierzyństwa Maryi poznaje
Józef, który zmieszany szuka
wyjścia z kłopotliwej
sytuacji. Pełnemu dręczących
pytań mężowi anioł Pański
oznajmia we śnie: "Józefie,
synu Dawida, nie bój się
wziąć do siebie Maryi, twej
Małżonki; albowiem z Ducha
Świętego jest to, co się w
Niej poczęło. Porodzi Syna,
któremu nadasz imię Jezus,
On bowiem zbawi swój lud od
jego grzechów". Reakcja
Józefa na słowa anioła jest
przedstawiona w sposób
zwięzły: "Zbudziwszy się ze
snu, Józef uczynił tak, jak
mu polecił anioł Pański:
wziął swoją Małżonkę do
siebie". Chociaż historia
zbawienia rozpoczęła się bez
jego udziału, to jednak on
ma wyznaczone w niej
miejsce. Nie potrzebuje
żadnych dalszych wyjaśnień:
ma wziąć Maryję razem z Jej
macierzyństwem, czyli razem
z Synem, który nie był jego,
lecz Boga. Dlatego Józef nie
zadaje pytań, ale działa.
Milczenie Józefa
towarzyszące działaniu
świadczy o zrozumieniu jego
roli i wyraża gotowość
poddania się woli Boga. Jan
Paweł II w adhortacji
apostolskiej o św. Józefie "Redemptoris
custos" przypomina wezwanie
Soboru Watykańskiego II do
słuchania Słowa Bożego.
Takie słuchanie powinno
wyrażać się w całkowitej
gotowości wiernego służenia
zbawczej woli Boga
objawionej w Jezusie. Na
początku dziejów odkupienia
odnajdujemy wcielony wzór
takiego posłuszeństwa nie
tylko w Maryi, ale i w
Józefie, który wyróżnił się
wiernym wypełnieniem Bożych
przykazań. W tym sensie św.
Józef jest patronem
wszystkich wierzących,
którzy w swoim życiu
słuchają i rozumieją Słowo
Boże do nich skierowane. 19
marca cały Kościół
powszechny jak co roku czcić
będzie św. Józefa,
Oblubieńca Najświętszej
Maryi Panny. By poznać i
rozważać posłannictwo tego
Świętego w życiu Chrystusa i
Kościoła, warto skorzystać z
myśli zawartych w adhortacji
apostolskiej Redemptoris
custos - „Opiekun
Zbawiciela”. Dokument ten
Jan Paweł II ogłosił w roku
1989, w uroczystość
Wniebowzięcia Najświętszej
Maryi Panny. Okazją do tego
stała się setna rocznica
ogłoszenia przez papieża
Leona XIII encykliki
poświęconej Świętemu (Quamquam
pluries). Już we
wprowadzeniu Ojciec Święty
zaznacza, że celem wydania
adhortacji jest pragnienie,
aby „wszyscy żywili coraz
większe nabożeństwo do
Patrona Kościoła
powszechnego i miłość do
Odkupiciela, któremu on tak
przykładnie służył” (RC 1).
„Jego” zwiastowanie.
Papieski dokument ujęty
został w sześć rozdziałów.
Pierwszy dotyka Biblii, choć
nie zawiera ona zbyt wielu
informacji na temat osoby
św. Józefa. W biblijnym
przekazie momentem
centralnym jest wydarzenie,
które miało miejsce po
zaślubinach Maryi z Józefem.
Rzecz dotyczy zwiastowania
Maryi i poczęcia Jezusa z
Ducha Świętego, o czym
dowiaduje się Józef od
anioła w „swoim”
zwiastowaniu. Choć dla
Józefa zaistniała sytuacja
trudna, nie cofnie się on
przed zadaniami, które
wyznacza Bóg, „powierzając
mu zadania ziemskiego ojca w
stosunku do Syna Maryi” (RC
3). Okazuje, tak jak Jego
małżonka, pełną gotowość
wypełnienia woli Boga.
Powiernik tajemnicy.
Drugi rozdział adhortacji
ukazuje św. Józefa jako
„powiernika tajemnicy samego
Boga”. Jest on najpierw
człowiekiem wiary, podobnym
w niej do Maryi, choć nie
potwierdza tego słowami, tak
jak to Ona uczyniła. W
wierze jest z Nią
zjednoczony. Dlatego wraz z
Nią uczestniczy w
przełomowym momencie
historii człowieka,
określanym przez św. Pawła
mianem „pełni czasów”, kiedy
Bóg zesłał swojego Syna. Bóg
stawia Józefa wraz z Maryją
na czele tych, którzy
przewodzą pielgrzymowaniu
przez wiarę. Przewodzą
Kościołowi po Zesłaniu Ducha
Świętego, choć ziemska
pielgrzymka Józefa
zakończyła się wcześniej,
jeszcze przed krzyżową
śmiercią Jezusa (RC 4-6).
W służbie ojcostwa.
Przede wszystkim jednak św.
Józef jest „w służbie
ojcostwa”. Jest ziemskim
ojcem Jezusa przez fakt
małżeństwa z Jego Matką, a
więc przez rodzinę. To
właśnie on zobowiązany jest
nadać Nowonarodzonemu imię
Jezus. Potwierdza tym samym
daną mu ojcowską władzę nad
Synem Bożym. W ten sposób
włącza się w tajemnicę
odkupienia i realizację
mesjańskiej misji Chrystusa.
Wyrażają to w dobitny sposób
zacytowane przez Jana Pawła
II słowa jego poprzednika -
papieża Pawła VI. W swoim
przemówieniu 19 marca 1966
roku powiedział o św.
Józefie, że „uczynił ze
swego życia służbę, złożył
je w ofierze tajemnicy
wcielenia (...),
przekształcił swe ludzkie
powołanie do rodzinnej
miłości w ponadludzką ofiarę
z siebie, ze swego serca i
wszystkich zdolności, w
miłość oddaną na służbę
Mesjaszowi, wzrastającemu w
jego domu” (RC 8). Św. Józef
jest tym, jak mówi liturgia
jego uroczystości, którego
wiernej straży Bóg powierzył
młodość Zbawiciela. Skoro
więc otrzymał tak wzniosłe
zadanie, przyjąć należy, że
otrzymał też odpowiednie
dary, aby temu zadaniu
sprostać. Przede wszystkim
miłość ojcowską, która
bierze swój początek od Boga
Ojca - źródła wszelkiego
ojcostwa. Na czym polega
ojcowskie zadanie Józefa?
Przede wszystkim na trosce o
„uporządkowane wprowadzenie
Syna w świat”. Rozpoczyna to
„wprowadzenie w świat”
udaniem się na zarządzony
przez cezara spis ludności.
Jest to potwierdzenie, że
Jezus należy do rodzaju
ludzkiego w pełni. Na oczach
Józefa dokonuje się wejście
Jezusa w rodzaj ludzki,
kiedy przychodzi On na
świat. Jest świadkiem
naocznym zarówno tego
wydarzenia, jak i
późniejszego pokłonu
pasterzy i mędrców. Wypełnia
także starotestamentalne
przepisy o obrzezaniu Syna,
nadaniu Mu imienia oraz o
wykupieniu pierworodnego. We
wszystkich tych momentach
dokonuje się potwierdzenie
prawnego statusu Józefa jako
ojca Jezusa. Będzie więc
strzegł Go na wygnaniu w
Egipcie, będzie Go szukał,
dwunastoletniego, w
świątyni, będzie wypełniał
„wzniosłe zadanie
wychowania, czyli żywienia i
odziewania Jezusa, nauczenia
Go Prawa i zawodu, zgodnie z
powinnościami przypadającymi
ojcu” (RC 16). Milczące
posłuszeństwo wiary.
Ewangelia nazywa św. Józefa
„mężem sprawiedliwym” (Mt
1,19). Jawi się jako taki
nie tylko w wypełnianiu
ojcowskich obowiązków, ale
także jako małżonek i
oblubieniec Maryi (trzeci
rozdział papieskiego
dokumentu). Potwierdzeniem
jego sprawiedliwej postawy w
życiu jest milczenie, gdyż
Ewangelia nie przekazuje
żadnego słowa Józefa. W
oblubieńczym i dziewiczym
związku z Maryją Józef czyni
dar z siebie, a jednocześnie
nabywa szczególną godność i
ojcowskie prawa w stosunku
do Jezusa. Kościół stawia
więc św. Józefa za wzór
ojcostwa, nie pozornego czy
zastępczego, ale w pełni
autentycznego. Ojcostwa,
które przyjmuje się w
posłuszeństwie wiary, coraz
pełniej odkrywając je jako
niewysłowiony dar. Św. Józef
jest także wzorem pracy. Z
czwartego rozdziału
adhortacji dowiadujemy się,
że poddanie, które okazywał
Jezus swoim ziemskim
rodzicom, rozumiane jest
także „jako uczestniczenie w
pracy Józefa”; pracy, która
zapewniała utrzymanie
rodzinie; pracy, która jest
dobrem dla człowieka, przez
którą zbliża się on do
tajemnicy odkupienia i
„poniekąd bardziej staje się
człowiekiem”. Podkreśla
takie rozumienie ludzkiej
pracy, obchodzone w liturgii
1 maja, wspomnienie św.
Józefa Rzemieślnika
(Robotnika). Wspomniany
klimat milczenia w życiu św.
Józefa jest potwierdzeniem
jego głębokiego życia
wewnętrznego, głębokiej
kontemplacji, wyrażonej w
trudnych, ale
odpowiedzialnych, życiowych
decyzjach (piąty rozdział
dokumentu). Jego całkowite
poddanie się Bogu jest
„praktyką pobożności, która
stanowi jeden z przejawów
cnoty religijności” (RC 26).
Pozostawał on w zasięgu
działania miłości Jezusa
promieniującej na wszystkich
ludzi, dlatego jego miłość
była doskonała i czysta.
Orędownik każdego człowieka.
Ostatni rozdział papieskiego
dokumentu ukazuje św. Józefa
jako „Patrona Kościoła
naszych czasów”. Św. Józef
jest wzorem „dla całej
chrześcijańskiej wspólnoty,
niezależnie od warunków
życia i zadań, jakie w niej
pełni każdy z wiernych” (RC
30). Papież zachęca do
wzywania jego wstawiennictwa
nie tylko dla obrony przed
pojawiającymi się
zagrożeniami, ale także dla
umocnienia Kościoła w misji
ewangelizacji świata.
Stwierdza, że „mamy
nieustanne powody do tego,
aby św. Józefowi polecać
każdego człowieka” (RC 31),
a jego postać „nabiera dla
Kościoła szczególnej
aktualności w związku z
nowym Tysiącleciem
chrześcijaństwa” (RC 32).
Wspomnienie to wprowadził do
liturgii kalendarza
kościelnego papież Pius XII
24 kwietnia 1956 roku. Miał
w ustanowieniu tego święta
cel szczególny. Robotnicy na
całym świecie od roku 1892
obchodzą l maja swoje święto
doroczne, święto pracy.
Chciał przeto wielki papież
tym nowym wspomnieniem
kościelnym włączyć się w
powszechny nurt, podnieść
godność pracy ludzkiej i dać
robotnikom żywy wzór w św.
Józefie Rzemieślniku.
Godność pracy ludzkiej.
Według Biblii wydawałoby
się, że pierwotnie w planach
Bożych człowiek nie był
stworzony do pracy, że praca
jest karą Bożą za grzech
pierworodny. Oto bowiem
wyrok, jaki zapadł nad
Adamem: „Ponieważ
posłuchałeś swej żony i
zjadłeś z drzewa, co do
którego dałem ci rozkaz w
słowach: «Nie będziesz z
niego jeść» — przeklęta
niech będzie ziemia z twego
powodu, w trudzie będziesz
zdobywał od niej pożywienie
dla siebie po wszystkie dni
twego życia. Cierń i oset
będzie ci ona rodziła, a
przecież pokarmem twym są
płody roli. W pocie więc
oblicza twego będziesz
musiał zdobywać pożywienie,
póki nie wrócisz do ziemi, z
której zostałeś wzięty, bo
prochem jesteś i w proch się
obrócisz”. Za przekleństwo
też uważali pracę, zwłaszcza
fizyczną, Grecy i Rzymianie,
a filozofowie greccy tej
miary nawet co Platon,
usiłowali tłumaczyć, że
praca jest zajęciem i
obowiązkiem niewolników, a
nie ludzi wolnych.
Potwierdziliby więc
świadectwo Biblii. Autor
księgi „Mądrość Syracha” ma
takie zdanie: „Dla osła
pasza, kij i ciężary; chleb,
ćwiczenie (bicie) i praca
dla niewolnika. Spraw, by
sługa pracował, a znajdziesz
odpoczynek. Zostaw mu wolno
ręce, a szukać będzie
wolności — Jarzmo i rzemień
zginają kark a słudze
krnąbrnemu wałek i
dochodzenia. Wyślij go do
pracy, by nie był bez
zajęcia... a jeśli się nie
słuchał, obciąż go dybami”.
A jednak tylko pobieżne
czytanie Biblii prowadzi do
takiego wypaczonego obrazu.
Biblia nie tylko nie potępia
pracy, ale ją zaleca i
nakazuje, i to w jej
wszelkiej odmianie, nawet
gdy chodzi o pracę fizyczną.
Oto w tej samej Biblii
czytamy, że pierwsi rodzice
w raju pracowali: „Jahwe Bóg
wziął zatem człowieka i
umieścił go w ogrodzie Eden,
aby uprawiał go i doglądał”.
Księga Przysłów oddaje
najwyższe pochwały kobiecie
pracowitej i wylicza, jakie
pożytki i dobrodziejstwa ma
z tego mąż i cały dom. Pismo
Święte natomiast gromi
leniwych i ostrzega przed
nimi: „Do mrówki udaj się,
leniwcze, patrz na jej
drogi... w lesie gromadzi
swą żywność i zbiera swój
pokarm za życia. Jak długo
leniwcze, chcesz leżeć? A
kiedyż ze snu powstaniesz?”.
„Ręka leniwa sprowadza
ubóstwo, ręka zaś pilnych
wzbogaca”. „Czym oset dla
zębów, a dym dla oczu, tym
leniwy dla którego wysłali”.
„Kto ziemię uprawia nasyci
się chlebem”. „Lenistwo nie
złowi zwierzyny, ludzka
pilność cennym bogactwem”.
Św. Paweł wprost pisze:
„Albowiem gdy byliśmy u was,
nakazaliśmy wam tak: kto nie
chce pracować, niech też nie
je”. Przypowieść Pana Jezusa
o robotnikach we winnicy, o
talentach itp. akcentuje, że
człowiek za swoją pracę
odpowiada nie tylko wobec
społeczeństwa, ale także w
sumieniu wobec Pana Boga. A
więc jego stosunek do pracy
rzutuje również na jego
szczęście wieczne. Jeśli
więc Biblia mówi faktycznie,
o przekleństwie pracy, to w
tym znaczeniu, że po upadku
człowiek zaczął odczuwać
ciężar pracy, że praca stała
się podstawą jego „żyć czy
też umrzeć” — że praca
wyczerpuje często
najżywotniejsze jego siły i
energię. Błogosławieństwo
pracy ludzkiej. Praca
wyzwala z człowieka
najpełniej jego uzdolnienia,
energię, inicjatywę.
Człowiek pracowity jest
podobny do zadbanego ogrodu,
sadu, czy pola, gdzie
wszystko pięknie rośnie i
cieszy oko dorodnym plonem.
Człowiek leniwy zaś, podobny
jest do pola
zachwaszczonego, pełnego
pokrzyw i dziko rosnących
krzewów. Praca jest szkołą
wielu cnót osobistych i
społecznych takich jak np.:
wytrzymałość, solidarność,
cierpliwość, męstwo, odwaga
i ład, współpraca,
współzawodnictwo. Natomiast
lenistwo jest szkołą:
samolubstwa i pasożytnictwa.
Praca bogaci. W ekonomii
podkreśla się, że produkcja
robi pieniądz, pieniądz zaś
warunkuje dobrobyt. Jeśli
obserwujemy dzisiaj tak
wielki postęp kultury na
wszystkich polach, to dzięki
intensywnemu wysiłkowi
milionów mózgów i milionów
rąk. Tak więc praca podnosi
stopę i warunki życiowe.
Natomiast owocem lenistwa
jest zaniedbanie i nędza.
Człowiek leniwy woli kraść,
posunie się nawet do
grabieży i mordu, bowiem w
ten sposób łatwiej bez
wysiłku liczy na wzbogacenie
się. Praca daje wreszcie
zadowolenie. Człowiek,
widząc owoce swojej pracy
czuje satysfakcję, że trud
jego nie idzie na marne, że
„się opłaca” — co jest
bodźcem do dalszych
wysiłków. Praca łączy ludzi.
Pomyśleć, ile potrzeba rąk,
byśmy mieli chleb, ubranie,
dom. Ile trzeba było pokoleń
ludzi, by nam ułatwić życie.
Gdyby tak przyszedł na
ziemie ktoś, kto na niej żył
1000, a nawet 200, 100 lat
temu, pomyślałby, że żyjemy
w bajce, byłby zdziwiony
postępem i wynalazkami, z
których korzystamy. A
przecież złożyły się na nie
wysiłki wielu pokoleń. Praca
wyrównuje nierówność
społeczną. Kiedy bowiem
bogaci się cały naród,
podnosi się stopa życiowa
wszystkich, wyrównują się
różnice społecznej
zamożności, podnosi się
średnia przeciętna
posiadania. Jeśli człowiek
traktuje pracę jako swoje
posłannictwo, jako zleconą
sobie od Boga misję, praca
dla niego staje się wówczas
środkiem uświęcenia i
gromadzenia zasług dla
nieba. Kościół wyniósł na
ołtarze nie tylko książąt,
biskupów, papieży i
zakonników, ale także
zapobiegliwych ojców,
dzielne matki,
rzemieślników, żołnierzy i
rolników. Działał, nie
gadał. Dziś ludzie mówiliby
o nim „twardziel”. Ludzie
umieją liczyć. A potem
patrzą z ubolewaniem na
człowieka, któremu żona
zaszła w ciążę wtedy, gdy
jego przy niej nie było. Tak
zapewne patrzyli na Józefa.
Tego z rodu Dawida. Męża
Maryi. Na pozór był zwykłym
facetem z piłą i siekierą.
Pewnie był niezłym
fachowcem. Ale do dużych
pieniędzy jakoś nie doszedł.
Pewnie za bardzo przejmował
się ludźmi. Był przecież
człowiekiem sprawiedliwym.
Nie chciał niczyjej krzywdy.
Gdy się zorientował, że
Maryja nosi nie jego
dziecko, obmyślił plan, jak
Ją uchronić od upokorzeń, a
może i czegoś jeszcze
gorszego. Kierował się tylko
sprawiedliwością? Pewnie
też. Ale nawet w takiej
sytuacji okazało się, że po
prostu Ją kochał. Na tej
miłości budował sam Bóg.
„Józefie, synu Dawida, nie
bój się wziąć do siebie
Maryi, twej Małżonki;
albowiem z Ducha Świętego
jest to, co się w Niej
poczęło. Porodzi Syna,
któremu nadasz imię Jezus,
On bowiem zbawi swój lud od
jego grzechów” (Mt 1,20–21).
Zdaniem Jana Pawła II, w
tych słowach zawiera się
„moment centralny biblijnej
prawdy o św. Józefie”.
Uwierzył. Odważył się.
Poniósł wszystkie
konsekwencje podjętej
decyzji. Teraz w dokumentach
kościelnych czytamy o nim,
że był „domniemanym ojcem
Jezusa”. Ale święty Augustyn
już dawno stwierdził: „Ze
względu na wierne małżeństwo
oboje zasługują, by nazywać
ich rodzicami Chrystusa, nie
tylko Jego matka, ale także
Jego ojciec, którym był w
ten sam sposób, w jaki był
małżonkiem Jego matki – w
umyśle, a nie w ciele”. To
on nadał Jezusowi imię. W
ten sposób potwierdził swoją
ojcowską władzę nad Nim.
Gdyby nie miał tej władzy,
rodowód Jezusa nie byłby w
Ewangelii podawany według
jego genealogii. Na kartach
Pisma Świętego w ogóle się
nie odzywa. Może był
małomówny. A może po prostu
był człowiekiem czynu?
„Józef uczynił tak, jak mu
polecił anioł Pański”,
odnotował św. Mateusz.
Działał, nie gadał. Dziś
ludzie mówiliby o nim
„twardziel”. Oblubienic
Najświętszej Maryi Panny. To
znaczy kto? Zwyczajnie,
mężczyzna, którego
pokochała. Gdyby żyła
dzisiaj, mówiłaby pewnie o
nim „mój facet”, jak inne
dziewczyny. Są wizerunki, na
których przedstawiany jest z
piłą. Najczęściej jednak
pokazywany jest z lilią,
symbolem czystości i
niewinności. Kto dziś
poważnie traktuje człowieka
z lilią? Gdyby trzymał w
dłoniach potężną piłę
mechaniczną... Bóg
potraktował go niesłychanie
poważnie. Zaufał mu.
Powierzył mu swojego Syna.
-
-
20
marzec
-
św. Józef Bilczewski -
Lwowskie ślady.
-
-
Jako kapłan, który wyruszył
z podbeskidzkiej ziemi do
Lwowa, wędruje Ksiądz także
śladami naszego wybitnego
rodaka.
- Moje pierwsze spotkanie z
arcybiskupem Bilczewskim
miało miejsce wiele lat
temu, gdy trafiła do moich
rąk biografia, wtedy jeszcze
Sługi Bożego. Pomyślałem
wówczas, że poszedł tak
daleko z rodzinnych stron,
aż do Lwowa. Dziś patrzę na
tę odległość 400 km zupełnie
inaczej. Bo nawet gdy jest
się daleko, sercem zawsze
można być blisko.
- Gdzie dziś we Lwowie
spotyka Ksiądz ślady
Błogosławionego?
- Pierwsze miejsce to
cmentarz Janowski, pośrodku
którego pomiędzy tujami jest
skromny grób bł. Józefa.
Lubię tam chodzić, zwłaszcza
wtedy, gdy trzeba przemodlić
pewne sprawy. Warto
wiedzieć, że nie jest to
jedyne miejsce, gdzie
spoczęły szczątki
Błogosławionego. Jego wolą
było, by swoje serce
pozostawić w katedrze. Tam w
1925 r. stanął piękny pomnik
Arcybiskupa, a pod nim
umieszczono w urnie jego
serce. Serce to w 1945 r.
zostało wywiezione do
Lubaczowa. Rok temu, tuż
przed wizytą Papieża na
Ukrainie, powróciło do
Lwowa, a 29 czerwca 2001 r.
znowu zostało wmurowane w
dawnym miejscu.
Pamiątką posługi bł.
Bilczewskiego są świątynie,
o których budowanie jako
metropolita lwowski
intensywnie zabiegał.
- Tak, należy do nich m. in.
neogotycki kościół św.
Elżbiety we Lwowie. To abp
Bilczewski w 1904 r. dokonał
poświęcenia placu pod
budowę, a w roku 1910 -
poświęcenia kościoła. Po
latach komuny, gdy był tam
magazyn artykułów
kolonialnych, dziś znowu
służy jako dom Boży -
świątynia lwowskiej parafii
greckokatolickiej.
Inne miejsce związane z
Arcybiskupem to figura Matki
Bożej na dawnym placu
Mariackim, obok pomnika
Mickiewicza. Poświęcenia
figury dokonał bł. Józef
Bilczewski w 1905 roku, w
czasie Kongresu Maryjnego.
A jeśli mowa o Matce Bożej,
to trzeba wspomnieć, że to
właśnie bł. Józefowi Polska
zawdzięcza uroczystość Matki
Bożej Królowej Polski. Na
jego prośbę papież ustanowił
to święto w 1910 r. dla
archidiecezji lwowskiej. To
właśnie bł. Józef tak często
wracał w kazaniach do ślubów
króla Jana Kazimierza, pytał
o ich realizację. Dziś także
warto za nim zapytać, czy
już zrealizowaliśmy lwowskie
śluby Jana Kazimierza... -
Wiemy, że mieszkańcy Lwowa z
wielkim żalem żegnali
swojego pasterza... -
Oprowadzając po Lwowie
wycieczki i wspominając bł.
Józefa, przytaczam dość
wymowną liczbę. Chodzi o
kondukt pogrzebowy
Arcybiskupa, który miał 8 km.
Kiedyś zapytano mnie, jak to
możliwe, skoro z katedry na
cmentarz jest około 3 km.
Okazało się, że kondukt
pogrzebowy nie szedł
najkrótszą drogą, ale droga
wiodła krętymi uliczkami z
katedry do Uniwersytetu
Lwowskiego. Nic dziwnego,
przecież tam rozpoczynał
swoją pracę we Lwowie jako
profesor, a potem rektor.
Wkrótce zamienił katedrę
uniwersytecką na prastarą
lwowska katedrę łacińską
Matki Bożej Wniebowziętej. -
Jaka pozostała w
archidiecezji lwowskiej
pamięć po bł. Józefie? - Do
najbardziej znanej duchowej
spuścizny Arcybiskupa należy
adoracja Najświętszego
Sakramentu w pierwszą
niedzielę miesiąca. Ta
adoracja w naszej diecezji
bielsko-żywieckiej przyjęła
się jako zwyczaj za
pośrednictwem archidiecezji
krakowskiej. Ten ślad bł.
Józefa można więc znaleźć
nie tylko tu, we Lwowie.
Drugi ślad to modlitwa o
powołania. W czasie swojego
pierwszego kazania prosił
bł. Józef rodziny
chrześcijańskie o modlitwę w
intencji powołań. Gdy
odrodziło się lwowskie
seminarium, w styczniu 1999
r. pierwszy Rektor ponowił
prośbę o modlitwę w tej
intencji. Zwróciliśmy się do
poszczególnych osób z prośbą
o jeden dziesiątek Różańca
dziennie za nasze
seminarium, o nowe powołania
i wytrwanie w powołaniu.
Dziś jest tych osób około
900. Prawie 200 spośród
modlących się to wierni
diecezji bielsko-żywieckiej.
- To zapewne tylko niektóre
przykłady trwającej w
Kościele lwowskim pamięci o
bł. Bilczewskim. Jak poznać
je wszystkie? - Najlepiej
przyjechać do Lwowa i samemu
poznać te ślady. Na
przyjezdnych czeka gościnny
Lwów, a zwłaszcza
niepowtarzalna atmosfera
tego miasta, pięknych
kościołów, cerkwi, kamienic.
Miasta zieleni i siedmiu
wzgórz, jak w Rzymie. To
miasto, w którym żył i umarł
nasz błogosławiony rodak z
Wilamowic. - Dziękuję za
rozmowę. Świętemu
wystarczy miłość.
Beata Zajączkowska,
korespondentka w Watykanie,
dziennikarka Radia
Watykańskiego
Gdzie jest źródło
świętości. Pierwsi święci
Benedykta XVI, ogłoszeni na
zakończenie Roku
Eucharystii, są odpowiedzią.
Pierwsza liturgia
kanonizacyjna Benedykta XVI
zbiegła się z zamknięciem
Synodu Biskupów i Roku
Eucharystii oraz z
watykańskimi obchodami
Niedzieli Misyjnej. Trudno
nie dopatrzyć się w tym
pewnej „konsekwencji
eucharystycznej”. Papież
podkreślił, że nie może być
rozdźwięku między kultem
Eucharystii a praktycznym
życiem każdego
chrześcijanina.
Uzdrowiony Julian niesie
monstrancję.
Na Plac św. Piotra przybyło
kilkadziesiąt tysięcy
pielgrzymów z Włoch, Polski,
Ukrainy i Chile. Z tego
ostatniego kraju przyjechał
nawet prezydent Ricardo
Lagos. Delegację Episkopatu
Polski tworzyli kardynałowie
Józef Glemp i Henryk
Gulbinowicz oraz arcybiskupi
Stanisław Dziwisz i Henryk
Muszyński. Wśród kilkuset
Polaków byli pielgrzymi
przede wszystkim z diecezji
bielsko-żywieckiej. Z samych
Wilamowic, rodzinnej
miejscowości abp.
Bilczewskiego, przyjechało
400 osób. Był wśród nich pan
Julian, mieszkaniec Kóz,
uzdrowiony dzięki
wstawiennictwu metropolity
lwowskiego. Z Ukrainy
przyjechało około 100
pielgrzymów z metropolitą
lwowskim kard. Marianem
Jaworskim i bp. Marianem
Buczkiem. Przyjechali też
przewodniczący parlamentu i
przedstawiciel prezydenta
Juszczenki. Abp Józef
Bilczewski i ks. Zygmunt
Gorazdowski są pierwszymi
świętymi w historii
archidiecezji lwowskiej.
Obok Polaków Papież
kanonizował chilijskiego
jezuitę o. Alberta Hurtado
Cruchagię, włoskiego księdza
Kajetana Catanoso i kapucyna
Feliksa z Nicosii.
Otwierając uroczystość,
zaznaczył, że jest to
pierwsza kanonizacja w
czasie jego pontyfikatu.
Zgodnie z nowymi zasadami
papież osobiście ogłasza
tylko świętych. Beatyfikacje
odbywają się w diecezjach. A
jeśli już w Watykanie, to
uroczystości przewodniczy
legat papieski. Ich
groby jednoczą.
Nawrócenie jest początkiem
drogi świętości, do której
powołany jest każdy
chrześcijanin – powiedział w
homilii Benedykt XVI.
„Świętemu wystarcza miłość
Boga, której doświadcza w
pokornej i bezinteresownej
służbie bliźniemu,
szczególnie tym, którzy nie
są w stanie się
odwdzięczyć”. Papież
wyraźnie wskazał, że źródłem
świętości jest Eucharystia.
W czasie liturgii
kanonizacyjnej do ołtarza
przyniesiono dary związane z
nowymi świętymi. Uzdrowiony
dzięki wstawiennictwu abp.
Bilczewskiego pan Julian
niósł monstrancję – dar
parafii w Wilamowicach.
Złożono także ofiary
pieniężne na działalność
charytatywną Ojca Świętego.
Po zakończeniu liturgii
kard. Marian Jaworski
wyraził nadzieję, że postaci
nowych świętych staną się
teraz jeszcze bardziej
znane. Dodał, że każdy, kto
spotyka się ze świętymi
Józefem Bilczewskim i
Zygmuntem Gorazdowskim
„zostaje zdobyty przez
Chrystusa na służbę
najbardziej potrzebującym”.
Bp Marian Buczek ze Lwowa
podkreślał ekumeniczne
znaczenie nowych świętych.
Jak mówił, przy ich grobach
spotkać można ludzi
„żegnających się krzyżem
łacińskim i bizantyńskim”.
Papież nie zaskoczył.
W komentarzach przeważało
pytanie, czy Benedykt XVI
ograniczy liczbę ogłaszanych
przez Kościół
błogosławionych i świętych.
Komentatorów wyraźnie
rozczarowały słowa Papieża o
tym, że na tajemnicy
eucharystycznej opiera się
celibat i twierdzenie, że
kapłani otrzymali go jako
cenny dar i znak
niepodzielnej miłości do
Boga i bliźniego. Według
watykanistów to wyraz
konserwatyzmu „pancernego
Papieża”. Dla niego samego
znak wierności Chrystusowi.
-
-
21
marzec
-
Święty Mikołaj z Flüe –
Szwajcar.
-
-
Mikołaj Löwenbrugger,
którego wspomnienie
obchodzimy 21 marca, urodził
się w 1417 roku, w górskiej
miejscowości Flüe, leżącej
na terenie szwajcarskiego
kantonu Obwalden.
W młodym wieku wstąpił do
benedyktyńskiego klasztoru w
Engleberg, ale nie zagrzał
tam zbyt długo miejsca. Po
opuszczeniu zakonnej
wspólnoty poślubił Dorotę
Wyss, z którą miał
dziesięcioro dzieci. Ich
najmłodszy z synów był nawet
po latach proboszczem...
Mikołaj, zwany także bratem
Klausem cieszył się ogromnym
zaufaniem nie tylko swych
najbliższych sąsiadów, ale i
mieszkańców całego kantonu,
dlatego też pełnił funkcje
radcy, sędziego i
deputowanego do federacji
wszystkich szwajcarskich
kantonów. Gdy w latach
1433-1460 toczyły się walki,
podczas których Szwajcarzy
próbowali uniezależnić się
od Austrii i wybić na
niepodległość, Mikołaj
walczył w randze oficera.
Nigdy jednak nie znęcał się
nad wziętymi do niewoli
jeńcami, a wręcz przeciwnie
– opiekował się nimi i
pilnował, by nie działa im
się żadna krzywda. Gdy
działania wojenne dobiegły
końca, Mikołaj – mając 50
lat – postanowił, za zgodą
swej małżonki, ponownie
wstąpić do benedyktynów.
Wówczas jednak, podczas
niezwykłej, mistycznej
wizji, otrzymać miał od Boga
wskazówki, iż lepiej byłoby
gdyby pozostał w swych
rodzinnych stronach i tam,
żyjąc jako pustelnik,
zachęcał okoliczną ludność
do prowadzenia bardziej
pobożnego trybu życia.
Niebawem więc założył
Mikołaj w Ranft niewielką
pustelnię z przydrożną
kapliczką, do kościoła zaś
udawał się do miejscowości
Sachseln, gdzie księdzem
był, wspomniany już,
najmłodszy z jego synów. Jak
mówił Katolickiej Agencji
Informacyjnej ks. Robert
Kamiński „z pewnością nie
była to łatwa decyzja, ale
wołanie Boga było tak silne,
że Mikołaj został
pustelnikiem”:
Wkrótce do Ranft zaczęły
ściągać tłumy wiernych,
proszących Mikołaja o pomoc
i porady. Razu pewnego
przybył tam również jeden ze
szwajcarskich możnowładców
„prosząc o radę. W żaden
sposób nie mógł żyć zgodnie
ze swoim sąsiadem. Brat
Klaus poprosił go, aby
zrobił węzeł na sznurze,
którym był przepasany. Potem
dał mu jeden koniec sznura
do ręki, sam zaś mocno
chwycił za drugi i
powiedział: - Rozwiąż ten
węzeł. - Nikt tego nie
dokona, chyba, że jeden z
nas wypuści koniec sznura. -
Oto rada dla ciebie - dodał
Święty. - Jeden z was musi
ustąpić, aby nastała zgoda.
Wtedy rozplątacie węzeł
sporów i zatargów między
wami”. Warto dodać, iż
dwukrotnie ratował Mikołaj
Szwajcarię przed groźbami
kolejnych wojen – z Austrią
oraz przed konfliktem, który
mógł się skończyć wojną
domową. Po tym, gdy na
zjeździe w Stans późniejszy
święty uratować miał jedność
Szwajcarii, wdzięczni rodacy
nadali mu tytuł „Ojca
Ojczyzny”. Zmarł mając lat
70. Od 5 maja 1946 roku jest
patronem Szwajcarii.
-
-
22
marzec
-
święty Zachariasz -
Papież-polityk.
-
-
Z wielką czujnością rządził
Kościołem Bożym. Wsławiony
zasługami odpoczął w
pokoju." W taki sposób
"Martyrologium Rzymskie"
upamiętniło postać św.
Zachariasza, ostatniego
papieża greckiego
pochodzenia.
Sytuacja polityczna w Italii
sprawiła, że papież
Zachariasz musiał wykazać
się jako zręczny polityk. Na
Stolicy Piotrowej zasiadał w
latach 741-752 kiedy ziemiom
włoskim, a nawet samemu
Rzymowi zagrażali
Longobardowie. Św.
Zachariasz wysłał
emisariuszy do ich króla
Liutpranda,a następnie
spotkał się z nim osobiście.
W zamian za pomoc wojskową
uzyskał zwrot jeńców i
twierdz zagarniętych za
poprzedniego papież
Grzegorza II. Jego pozycja
była na tyle mocna, że
potrafił wpłynąć na króla
Longobardów, by ten wycofał
się z terenów zagarniętych
Cesarstwu Bizantyjskiemu.
Także w stosunkach z
cesarzem bizantyńskim
Zachariasz okazał się
przewidujący i rozsądny.
Choć jego wybór nie wymagał
już cesarskiego
zatwierdzenia, przezornie
wysłał legatów do
Konstantynopola. Po nim
żaden papież już tego nie
uczynił. Dzięki temu
Zachariasz nie musiał
podporządkować się cesarzowi
w kwestii kultu obrazów.
Bowiem właśnie wtedy cesarz
Konstantyn V zakazał ich
posiadania i praktykowania
kultu. Zachariasz
przeciwstawiał się temu.
Dzięki poprawnym stosunkom
politycznym dwaj
zatwardziali zwolennicy
swoich koncepcji mogli
pominąć kwestię milczeniem.
Obydwaj zdawali sobie
sprawę, że lepiej będzie,
gdy pozostaną w przyjaźni.
Św. Zachariasz prowadził też
ożywione kontakty z
Bonifacym, apostołem
Germanów. Papież popierał
program reformacji
frankijskiego kościoła,
który stworzył Bonifacy. We
wprowadzeniu go w życie
wydatnie pomogły poprawne
stosunki, jakie Zachariasz
utrzymywał z władcami
frankijskimi Karolmanem i
Pepinem. W historii
politycznej papież
Zachariasz został
zapamiętany, jako ten, który
przyczynił się do upadku
Merowingów i powstania
dynastii Karolingów. To
właśnie on w 750 roku wydał
orzeczenie, wg. którego
lepiej, by tytuł królewski
należał do tego, kto w
rzeczywistości sprawuje
władzę, niż do tego kto nosi
królewski tytuł, lecz jej
nie ma. Tym samym wydał
zgodę na detronizację króla
Childeryka III i wstąpienie
na tron majordoma Pepina.
Zachariasz był energicznym
zarządcą, który nie tylko
sprawował kontrolę nad
wojskiem i władzami
świeckimi w Rzymie, ale też
interesował się dalszymi
posiadłościami papieskimi.
Odnawiał również i wyposażał
kościoły rzymskie. Przeniósł
rezydencję papieską z
Palatynu na Lateran,
odbudowują chylący się ku
upadkowi pałac. Zasłynął
tłumaczeniem "Dialogów"
Grzegorza Wielkiego na język
grecki.
-
-
23
marzec
-
Św. Turybiusz z Mongrovejo.
Peruwiański misjonarz
-
-
Toribio Alfonso de
Mongrovejo urodził się w
roku 1538 w hiszpańskiej
miejscowości Mayorga.
Po ukończeniu studiów
prawniczych, jakie odbyć
miał między innymi na
uczelniach w Salamce,
Coimbrze i Valladolid,
wywodzący się ze
szlacheckiej rodziny
młodzieniec zaczął pełnić
funkcję inkwizytora w
Granadzie, po czym w 1579
roku uzyskał nominację na
arcybiskupa peruwiańskiej
Limy, na wniosek cesarza
Filipa II, który
rekomendował go ówczesnemu
papieżowi Grzegorzowi XIII.
Święty Turybiusz z Limy – bo
o nim mowa - w Ameryce
Południowej przez blisko
trzy dekady nawracał Indian,
zapoznając ich ze zdobyczami
cywilizacji zachodniej, a
także starał się chronić ich
przed prześladowaniami ze
strony uchodzących za
wszechwładnych w owych
czasach gubernatorów. Uczył
się dialektów, jakimi, na co
dzień posługiwali się
członkowie poszczególnych
szczepów i plemion. W 1584
wydano w Peru nawet
katechizm przetłumaczony na
etniczne języki quechua i
aimara – pierwszą
opublikowaną na
południowoamerykańskim
kontynencie książkę.
Powstało tam wówczas także
pierwsze seminarium
duchowne. Turybiusz nie
tylko zreformował tamtejszy
Kościół, ale i struktury
społeczne. Ufundował
niezliczone szkoły,
klasztory, czy domy pomocy.
Zwołał kilkanaście synodów
diecezjalnych i
prowincjalnych, na których
przyjęto między innymi
wytyczne dla całego Kościoła
w Nowym Świecie. Zmarł 23
marca 1606 roku. Kanonizował
go w 1726 roku papież
Benedykt XIII. Uznaje się go
za patrona Peru, Limy oraz
walki o prawa przynależne
ludności tubylczej i
rdzennej. W ikonografii
często ukazuje się go w
otoczeniu Indian podczas
wizytacji.
-
-
24
marzec
-
Św. Katarzyna Szwedzka -
Święta, jelenie i
wzbierające wody Tybru.
-
-
Urodziła się w 1331 roku.
Była córką świętej Brygidy
Szwedzkiej i należącego do
książęcego stanu Ulfa
Gudmarssona.
W dzieciństwie oddano ją na
wychowanie do cysterskiego
klasztoru w Riseberg. W 1345
roku wyszła za mąż za
szlachetnie urodzonego
Eggarda Lyderssona, z którym
wieść miała nad wyraz
wstrzemięźliwe życie – oboje
złożyli dozgonne śluby
czystości. Około roku 1350,
za zgodą swego małżonka
wyjechała do Rzymu, w celu
uzyskania odpustu zupełnego,
a także, by pomóc swej matce
przy pracach związanych z
zakładaniem zgromadzenia
brygidek. Razem z nią udała
się także na pielgrzymkę do
Ziemi Świętej. Niedługo po
powrocie z tej wyprawy
Brygida zmarła. W 1374
Katarzyna powróciła do
Szwecji, gdzie przywiozła
relikwie swej matki, w rok
później zaś została
przełożoną pierwszego
klasztoru brygidek w
Skandynawii – w miejscowości
Vadstena. Przez całe swe
życie – przede wszystkim z
polecenia szwedzkiego dworu
królewskiego - czyniła
starania, by Brygidę uznać
za świętą oraz by zakon jej
matki uzyskał papieską
aprobatę. Matkę uznano za
świętą w 1391 roku - kult
zmarłej 24 marca 1381
Katarzyny, został zaś
zatwierdzony w 1484 roku. W
ikonografii najczęściej
przedstawia się ją jako
pątniczkę w habicie brygidek
z lilią w dłoni i jeleniem
przy boku. Zgodnie bowiem z
legendą, pewnego razu, gdy
Katarzyna odbywała
pielgrzymkę, miał napaść na
nią w leśnej gęstwinie
mężczyzna - rzekomo
rycerskiego stanu - który,
niczym sienkiewiczowski
Bohun, chciał ją porwać i
siłą zmusić do małżeństwa.
Wówczas to na jego drodze
pojawił się jeleń, który
uniemożliwił mu te zamiary,
ratując Katarzynę z opresji.
Jej wstawiennictwo chronić
ma przed poronieniami i
przedwczesnymi porodami.
Wzywa się ją także podczas
zagrożeń powodziowych, a to
w związku z inną legendą,
która głosi, iż to właśnie
gorliwe modlitwy Katarzyny
sprawić miały, że w XIV
wieku nie doszło do wylania
wzbierających wód Tybru,
dzięki czemu Rzym został
ocalony.
-
-
25
marzec
-
Zwiastowanie Pańskie
-
-
Tajemnicę Wcielenia Syna
Bożego czci Kościół osobną
uroczystością Zwiastowania
Pańskiego, obchodzoną
dziewięć miesięcy przed
Bożym Narodzeniem.
Data to oczywiście umowna,
podobnie jak data narodzin
Zbawiciela. Lud
chrześcijański nadał
celebrowaniu tej tajemnicy
charakter przede wszystkim
maryjny. Reforma posoborowa
przywróciła tej uroczystości
charakter chrystologiczny:
pierwszoplanową postacią w
zwiastowanym i celebrowanym
misterium jest Jezus
Chrystus. Świętujemy moment,
w którym Słowo w łonie Maryi
ciałem się stało. Tekst
Łukasza (1,26 - 38) jest
medytacją, która w
wydarzeniach związanych z
przyjściem Jezusa na świat
widzi spełnienie nadziei
Izraela. Jubileusz
Wcielenia.
W roku 2000 świętowaliśmy
Wielki Jubileusz Wcielenia.
Rzeczywistość i wieczność
Boga osiągają w sposób
paradoksalny swój szczyt w
tej tajemnicy,
człowieczeństwo zaś - przez
fakt, iż Syn Boży „stał się
człowiekiem” - otrzymuje
wymiar Boski. Czas wypełnił
się przez to, że sam Bóg
wszedł w dzieje człowieka i
związał się z nim raz na
zawsze. Wieczność wkroczyła
w czas. Historia Boga stała
się równocześnie historią
ludzi; historia ludzi zaś,
od tego momentu stała się
także historią Boga. Od
momentu Wcielenia także czas
otrzymuje szczególne znamię
zbawcze. Odtąd każda chwila,
każdy moment jest
równocześnie czasem
zbawienia. W każdej chwili i
w każdym miejscu można stać
się uczestnikiem wszystkich
darów zbawczych i dostąpić
pełni zbawienia. Czas ten na
równi ze zbawieniem jest
darem samego Boga. Wpatrzony
w tę tajemnicę Kościół
przekracza próg trzeciego
tysiąclecia. Rok 2000,
naznaczony obchodami
dwutysięcznej rocznicy
narodzenia Mesjasza
Zbawiciela, był tym „rokiem
łaski” i „rokiem
miłosierdzia”, który jest
zawsze aktualny, w którym
człowiek powołany jest do
przyjęcia radosnej nowiny i
do nawrócenia się do Boga.
Jeśli nie zostanie przyjęte
Słowo i nie nastąpi
nawrócenie, nie będzie to
prawdziwy rok łaski ani rok
miłosierdzia, ani rok
jubileuszowy. W tajemnicy
Wcielenia cicho i
niepostrzeżenie Bóg wchodzi
w dzieje człowieka i świata.
Niczego nie burzy.
Wszystkiemu proponuje
wielkość wykraczającą daleko
poza wymiary doczesności.
Czeka tylko na nasze
przyzwolenie, chce bowiem,
abyśmy byli współtwórcami
Jego dzieła i naszej,
ludzkiej wielkości. To jedno
z wielkich zadań Kościoła.
Kościół powinien nieustannie
utrwalać dzieło
Zwiastowania, czyli
kształtować życie na wzór
Chrystusa, bo tylko wtedy
świat dojrzy, kim Chrystus
jest w całej swej prawdzie i
jak wielka jest godność
człowieka. Bóg
upodobał sobie w człowieku.
Przez wieki w narodzie
wybranym rozbrzmiewał głos
proroka Izajasza i innych
posłańców Bożych, którzy
budzili nadzieję: Pan
przyjdzie i nie będzie
zwlekał. Bóg dochowuje
wierności przymierzu z
człowiekiem. Więc „gdy
nadeszła pełnia czasu, Bóg
zesłał Syna swego zrodzonego
z niewiasty” (Ga 4,4) i „w
tych ostatecznych dniach
przemówił do nas przez Syna”
(Hbr 1,1). Kościół wyznaje:
„On (Jezus Chrystus) dla
nas, ludzi, i dla naszego
zbawienia zstąpił z nieba i
za sprawą Ducha Świętego
przyjął ciało z Maryi
Dziewicy i stał się
człowiekiem”. Stał się
podobny do nas we wszystkim
oprócz grzechu. Jest
Emanuelem, czyli Bogiem z
nami. Dlatego słyszymy pieśń
nieba: „Chwała na wysokości
Bogu, a na ziemi pokój
ludziom, w których ma
upodobanie” (Łk 2,14).
Tajemnica Wcielenia stanowi
szczególne świadectwo Bożego
upodobania w człowieku. Tę
prawdę Jan Paweł II wyraził
w pierwszej encyklice: „W
tym zbawczym wydarzeniu
dzieje człowieka w Bożym
planie miłości osiągnęły
swój zenit. Bóg wszedł w te
dzieje, stał się - jako
człowiek - ich podmiotem,
jednym z miliardów, a
równocześnie Jedynym!
Ukształtował przez swe
Wcielenie ten wymiar
ludzkiego bytowania, jaki
zamierzył nadać człowiekowi
od początku” (Redemptor
hominis, 1). Dochodzimy tu
do szczytu upodobania Boga w
człowieku. Syn Boży, przez
swoje Wcielenie, zjednoczył
się z każdym człowiekiem.
Ludzkimi rękami pracował,
ludzkim myślał umysłem,
ludzką działał wolą, ludzkim
sercem kochał. Urodzony z
Maryi Dziewicy, stał się
prawdziwie jednym z nas, we
wszystkim do nas podobny
oprócz grzechu. Spotykając
Chrystusa, każdy człowiek
odkrywa tajemnicę własnego
życia. Przyjąć więc
tajemnicę Wcielenia, znaczy
przyznać się do całego
swojego człowieczeństwa,
zobaczyć jego piękno
zamierzone przez Stwórcę,
zobaczyć prawdę wszystkich
ludzkich słabości w świetle
mocy Boga samego: Co
niemożliwe jest u ludzi,
możliwe jest u Boga! (por.
Łk 18,27). Papież Leon
Wielki wobec tej tajemnicy
wołał: „Dziś narodził się
nam Zbawiciel, radujmy się
umiłowani! Nie miejsce na
smutek, gdy rodzi się życie,
pierzchnął lęk przed zagładą
śmierci, nastaje radość z
obietnicy niekończącego się
życia (...). Poznaj swoją
godność, chrześcijaninie!
Stałeś się uczestnikiem
Boskiej natury, porzuć więc
dawne obyczaje twego
poniżenia i już do nich nie
wracaj”. W tajemnicy
Wcielenia sam Bóg przemawia
do człowieka. Dotykamy tutaj
istotnego punktu,
odróżniającego
chrześcijaństwo od innych
religii, w których wyraża
się od samego początku
poszukiwanie Boga ze strony
człowieka. W
chrześcijaństwie ten
początek dało Wcielenie Syna
Bożego. Odtąd już nie tylko
człowiek szuka Boga, ale Bóg
sam przychodzi, aby mówić o
sobie do człowieka i wskazać
mu drogę, którą może do
Niego dojść. Religia
przestaje być szukaniem Boga
„niejako po omacku” (Dz
17,27), a staje się
odpowiedzią wiary daną Bogu,
który się objawia. Bóg więc
szuka człowieka z potrzeby
swego ojcowskiego,
miłującego serca. Jeżeli Bóg
szuka człowieka przez
swojego Syna, to dlatego,
żeby go wyprowadzić z
manowców, na które coraz
bardziej schodził.
„Wyprowadzić” to znaczy
wytłumaczyć człowiekowi, że
znajduje się na błędnych
drogach, ale to znaczy także
przezwyciężyć zło, które
rozpanoszyło się w dziejach
człowieka. To
przezwyciężenie zła nazywa
się Odkupieniem. Dokonuje
się ono za cenę Ofiary
Chrystusa, dzięki której
człowiek dostępuje darowania
długu zaciągniętego przez
grzech i łaski pojednania z
Bogiem. Z radości pojednania
rodzi się pokój serca.
Pokonać lęk.
Czyż jeden z największych
paradoksów naszej epoki nie
polega na tym, że w sercu
człowieka zagościł lęk,
strach, obawa, niepewność?
Człowiek, który szczyci się
wielkimi osiągnięciami
umysłu, wolnością, żyje dziś
z uczuciem lęku o
przyszłość. Lęk paraliżuje
wolność. Aby trzecie
tysiąclecie mogło być
świadkiem nowego rozkwitu
ludzkiego ducha,
wspomaganego przez
autentyczną kulturę
wolności, musimy nauczyć się
przezwyciężać lęk,
odzyskując ducha nadziei i
ufności. Zalęknionemu
człowiekowi Kościół nade
wszystko zwiastuje
ewangeliczną nadzieję, by
pokonał lęk przed sobą
samym, przed światem, przed
innymi ludźmi, przed
potęgami tego świata, przed
systemami, przed tym
wszystkim, co jest symptomem
zniewolenia. Ewangeliczna
nadzieja nie jest próżnym
optymizmem, podyktowanym
przez naiwne przekonanie, że
przyszłość będzie na pewno
lepsza niż przeszłość.
Nadzieja i ufność są
przesłankami
odpowiedzialnego działania.
Siłę czerpią z
doświadczenia, iż człowiek
nie jest samotny wobec
zagadek istnienia, gdyż
towarzyszy mu miłość Ojca,
który tak umiłował świat, że
Syna swego Jednorodzonego
dał (por. J 3,16). Z Nim,
Odkupicielem człowieka,
możemy pokonać lęk przed
przyszłością. On jest
światłem, które „w
ciemnościach świeci i żadne
ciemności nie potrafią go
ogarnąć” (por. J 1,5).
Potęga Chrystusowej miłości
jest większa od wszelkiego
zła, którego człowiek może i
powinien się lękać! Wobec
Syna Bożego wypowiadamy
pewność, że jest Ktoś, kto
dzierży losy przemijającego
świata; kto ma klucze
śmierci i otchłani (por. Ap
1,18); kto jest Początkiem i
Końcem dziejów człowieka
(por. Ap 22,13). Nazwano Go
imieniem: Przedziwny
Doradca, Bóg Mocny, Książę
Pokoju (por. Iz 9,5). Jest
On Miłością uczłowieczoną,
ukrzyżowaną i
zmartwychwstałą; Miłością
stale obecną wśród ludzi w
darze Eucharystii. On jeden,
Jezus Chrystus, Wcielony Syn
Boży, ma pełne pokrycie dla
słów: „Nie lękajcie się!”. Z
Nim przekonamy się, że łzy
poprzedniego stulecia
przygotowały ziemię na nową
wiosnę ludzkiego ducha.
Pan z Tobą
Najstarsza tradycja związana
ze świętem Zwiastowania
akcentuje, że to święto
Pańskie, czyli w jego
centrum jest Chrystus, który
rozpoczyna swoje ziemskie
życie w łonie Dziewicy z
Nazaretu. Z biegiem lat
akcent przesunął się
bardziej na Maryję, która
powiedziała Bogu swoje
„tak”. Kto ważniejszy?
Oczywiście pierwszy zawsze
jest Bóg i Jego działanie.
Maryja byłaby ostatnią
osobą, która chciałaby
przesłonić sobą Boga. Ale
można powiedzieć, że to, co
najważniejsze, dzieje się
pomiędzy Bogiem i Maryją.
Zwiastowanie jest świętem
tego „pomiędzy”. Tu leży
punkt ciężkości sceny
namalowanej przez Łukasza w
Ewangelii. Tu leży też sedno
wiary, nie tylko wiary
Maryi, ale wiary każdej
innej osoby. Najważniejsze
rozgrywa się właśnie w tej
intymnej przestrzeni
„pomiędzy”. Do tego miejsca
nie ma dostępu nikt inny
poza Bogiem i człowiekiem.
Słowa „Pan z Tobą” to jedna
z częstych formuł
biblijnych. W Starym
Testamencie występują 103
razy, w Nowym 13 razy. To
oznajmienie bliskości Boga i
Jego przyjaźni. To obietnica
obecności, która będzie ją
prowadzić i umacniać. W
Starym Testamencie taki dar
otrzymują ludzie powołani do
zadań specjalnych w historii
zbawienia. Maryja
niewątpliwie jest kimś
wybranym, wyjątkowym. Ale w
Eucharystii słyszymy raz po
raz te same słowa: „Pan z
Wami”. Nie jest to życzenie,
ale stwierdzenie faktu: Pan
jest naprawdę z nami, jest
blisko każdej i każdego z
nas, blisko Ciebie. Maryja
jest naszą siostrą w wierze.
Ona, tak jak i my, zostaje
zaproszona przez Boga do
wybrania określonej drogi i
próbuje odpowiedzieć na Boże
wezwanie. Uczy, że warto
zaryzykować i postawić na
Niego. Chaire - czyli „raduj
się”. Tak brzmią pierwsze
słowa anielskiego
pozdrowienia. Tam, gdzie
zjawia się Bóg, tam jest i
radość. Ale Maryja słyszy
także inne słowa: „Nie bój
się”. Tam, gdzie zjawia się
Bóg, tam pojawia się i lęk.
Może to być obawa przed
zawierzeniem swojego życia,
lęk przed zadaniem,
nowością, zmianą, którą On
proponuje. W życiu Maryi
bywało różnie. Raz bliższe
jej były słowa: „raduj się”
(np. kiedy śpiewała u
Elżbiety Magnificat), innym
razem bliższe jej było „nie
bój się”. Takie jest życie.
Ale najważniejsze jest to,
by nie zagubić słów: „Pan z
Tobą”. Nigdy. Ani wtedy, gdy
chce mi się śmiać, ani gdy
chce mi się wyć. Myśl: "Pan
z Tobą" - to obietnica
obecności Boga na dobre i na
złe. Małe
zwiastowania
Kiedy mówiła Bogu „tak”, nie
mogła przypuszczać, na co
się właściwie godzi...
Maryja ukazywana jest jako
wzór posłuszeństwa Bogu,
wiary, zaufania. Misja,
którą otrzymała, była piękna
i zaszczytna, ale po ludzku
niezmiernie trudna. Kiedy
mówiła: „niech mi się stanie
według słowa Twego”, nie
mogła przypuszczać, na co
się właściwie godzi. Panna z
dzieckiem w małej wiosce,
ciąża tuż przed ślubem – to
sytuacja wyjątkowo
niekomfortowa. Czy
ktokolwiek uwierzy, że jej
Dziecko to Boża sprawa? Jak
ma przekazać komukolwiek
tajemnicę, która przekracza
ludzką miarę? Może tylko
milczeć. A co z Józefem? Jak
jej ukochany przyjmie tę
Bożą niespodziankę, jak się
zachowa? Nie wiemy, jak
długo trwały rozterki Maryi.
Tygodnie, miesiące? Czy w
chwili zwiastowania Maryja
wyobrażała sobie, że tuż
przed porodem będzie musiała
podróżować do odległego
Betlejem (150 km); że będzie
rodzić w zimnej grocie, w
podłych warunkach, wśród
obcych; że będzie musiała
uciekać przed Herodem do
Egiptu? Czy mogła nawet w
najgorszych przeczuciach
wyobrazić sobie, że
przyjdzie jej patrzeć na
całkowitą klęskę Syna; że
będzie stać pod krzyżem i
patrzeć na Jego samotne
konanie pośród złoczyńców;
że będzie trzymać w
ramionach martwe ciało Tego,
który został poczęty mocą
wiecznego Boga? Bóg jest
inny, niż nam się wydaje.
Jego plany są nieraz tak
bardzo zaskakujące,
niezrozumiałe,
nieprawdopodobne. Wiara nie
jest spacerkiem z Bogiem pod
rękę. Jest skokiem w
ciemność. Droga wiary
wiedzie nieraz przez długie
ciemne doliny. Lampą
pozostaje tylko słowo Boga,
Jego obietnice: „Pan jest z
Tobą”, „Nie lękaj się”, „Dla
Boga nie ma nic
niemożliwego”. Bóg, nawet
posyłając swojego anioła,
nie odpowiada na wszystkie
pytania, nie rozprasza
ciemności. Czy ktokolwiek w
Nazarecie, poza Maryją,
wiedział, że pod Jej sercem
zaczęło się ludzkie życie
Zbawiciela? Bóg działa
dyskretnie, bez błysków
fleszy, kamer, rozgłosu.
Zwiastowanie jest, rzecz
jasna, czymś wyjątkowym w
historii, ale ile „małych”
zwiastowań dokonuje się na
co dzień w życiu ludzi? W
zapomnianych wioskach, na
obrzeżach wielkich miast, z
dala od zgiełku i blichtru
tego świata ludzie o wierze
prostej jak wiara Dziewczyny
z Nazaretu wciąż powtarzają:
„Boże, niech będzie tak, jak
Ty chcesz”. Tam, gdzie
pokorna wszechmoc Boga
spotyka się z ludzkim,
wolnym „tak”, dzieją się
zawsze rzeczy wielkie.
-
-
26
marzec
-
Św. Dobry Łotr
-
-
Sumienie pod krzyżem.
My odbieramy słuszną karę za
nasze uczynki – wyznał łotr
ukrzyżowany obok Jezusa.
Uznał swój grzech. Jego
sumienie ruszyło w ostatniej
chwili.
Dobry Łotr pozwolił, aby
ruszyło go sumienie.
Pozwolił, aby ukazało mu
wielkość zła, jakie
popełnił. Nie uciekał przed
prawdą. Odważnie wyznał ją
publicznie. Zgodził się
ponieść konsekwencje swych
grzesznych czynów. To są
wszystko trudne wybory
dokonywane pod wpływem
sumienia. Księża skarżą się,
że podczas spowiedzi
penitenci coraz częściej nie
podają liczby ciężkich
grzechów, że próbują się
usprawiedliwiać,
minimalizować grzech. Zdarza
się, że ktoś wyznaje grzech,
dodając, że on w tym nie
widzi nic złego, ale
wymienia uczynek, bo tak
każe Kościół. Niejeden
spowiednik usłyszał od
klękającego przy kratkach
konfesjonału: „Ja właściwie
nie mam grzechów. Nikogo nie
zabiłem, niczego nie
ukradłem...”. Coraz częściej
grzechy ciężkie traktowane
są jak lekkie, a lekkie w
ogóle lekceważone. Coraz
częściej można usłyszeć
tłumaczenie, że ktoś nie
chodzi do spowiedzi, bo nie
widzi powodu, aby przed
jakimś człowiekiem wyznawać
swoje grzechy. Historia
Dobrego Łotra pokazuje, jak
ważne jest uczciwe
spojrzenie na wielkość
popełnionego zła i
przyznanie się do niego nie
tylko przed Bogiem, ale
także przed człowiekiem.
Złoczyńca wyznał swoje
grzechy nie tylko Jezusowi,
ale również ludziom, których
skrzywdził. Dlatego usłyszał
z ust Jezusa obietnicę tak
niezwykłą i dającą nadzieję
wszystkim grzesznikom.
Dzień, w którym Kościół
wspomina Dobrego Łotra jest
także Dniem Modlitw za
Więźniów. Oto co Katolickiej
Agencji Informacyjnej o
świętym mówił o. Stanisław
Tasiemski, dominikanin:
Modlitwa
Nakazałeś nam Panie pamiętać
o więźniach: prosimy Cię za
nimi. Skazanych niewinnie
uchroń od nienawiści i
przeklinania
niesprawiedliwych sędziów.
Daj im zachować prawość i
miłość do Ciebie. Tym,
którzy cierpią za winy
popełnione daj łaskę aby
mogli zrozumieć błędy swoje
i za nie żałowali, a nam
Panie daj światło Ducha
Świętego, naucz nieść
braciom naszym uwięzionym
miłość i nadzieję abyśmy
wspólnie osiągnęli Twoje
Panie Królestwo.
-
-
27
marzec
-
św. Rupert z Salzburga
- Apostoł Bawarii i kopalnie
soli.
-
-
Spokrewniony z Merowingami
Rupert uchodzi za
założyciela Salzburga oraz
odkrywcę tamtejszych złóż
solnych.
Najprawdopodobniej urodził
się około 650 roku w
Wormacji, skąd przybył na
początku VIII wieku do
Bawarii, do dawnego,
rzymskiego miasta Juvavum
leżącego w prowincji Noricum.
Tam, na gruzach dawnego
miasta – najpewniej na
polecenie księcia Theodona
II - buduje opactwo
benedyktyńskie oraz kościół
Świętego Piotra – najstarszy
austriacki klasztor. Na
Nonnbergu natomiast funduje
żeński klasztor, w którym
funkcję przełożonej powierza
swej bratanicy, świętej
Erentrudzie. Klasztor ten
jest dziś najstarszą z
zachowanych, przeznaczonych
wyłącznie dla zakonnic
budowli na świecie. Wraz ze
swymi mnichami Rupert
prowadził aktywne działania
misyjne, dzięki którym
powiodło mu się nawrócenie
na wiarę chrześcijańską
jednego z pogańskich,
bawarskich książąt, a także
jego licznych poddanych.
Zawędrować miał też na
tereny ówczesnej Panonii,
czyli dzisiejszych Węgier.
Istniejącą w okolicach
dzisiejszego Altötting
świątynię pogańską, w której
kultem otaczano Siedem
Planet, Rupert zmienił w
świątynię chrześcijańską.
Przekazał jej między innymi
cudowną figurę Maryi, zwaną
„Czarną Madonną” (Die
Schwarze Muttergottes),
zapoczątkowując w ten sposób
kult maryjny w Bawarii.
Wspierał także budowę
kopalni soli, od których
zresztą miasto Salzburg
zaczerpnęło swoją nazwę i z
których przez wieki słynęło.
Zmarł około roku 720. Jego
uczeń – święty Wirgiliusz z
Salzburga – przeniósł
szczątki Ruperta do nowo
powstałej katedry, w której
relikwie obu świętych
znajdują się dziś w jej
ołtarzu głównym. W kościele
Świętego Piotra zaś oglądać
można pierwszy, pusty
obecnie, wykuty w litej
skale grób „apostoła
Bawarii”, będącego patronem
Salzburga, górników
pracujących w kopalniach
soli oraz opiekunem psów. W
ikonografii ukazuje się go
najczęściej z książką, choć
zdarzają się i wizerunki, na
których widnieje z beczką
lub wiaderkiem soli. Zgodnie
bowiem z legendami, Rupert
miał pewnego razu uderzyć
swą laską pasterską w mijane
w trakcie wędrówki skały, z
których wytrysnęła słona
woda, dzięki czemu odkryto
złoża solne w okolicach
Salzburga.
-
-
28
marzec
-
św. Guntram
- Jego królewska mość.
-
-
Okres jego panowania
przypadł na czasy pełne
wojen, niepokojów
społecznych i sporów
dynastycznych. A jednak
udało mu się odnaleźć drogę
do świętości w otaczających
go mrokach wczesnego
średniowiecza.
Święty Guntram urodził się
około 532 roku - był synem
merowińskiego króla Franków
Chlotara I i Radegundy z
Turyngii. Po śmierci ojca,
który w testamencie
podzielił swe królestwo
pomiędzy synów, Guntram
odziedziczył Burgundię,
Marsylię i Arles. Później
sytuacja polityczna w Galii
potoczyła się w łatwy do
przewidzenia sposób.
Pomiędzy pozostałymi braćmi
Guntrama - Chilperykiem,
Charibertem oraz Sigbertem –
rozpoczęły się waśnie o
granice poszczególnych
terytoriów. Najazdy,
pogromy, akty skrytobójcze,
kielichy z zatrutymi
napojami, pałacowe
intrygi... – od podobnych
zdarzeń, niby żywcem
wyjętych z najlepszych
powieści historycznych, czy
też z szekspirowskiego
„Makbeta”, roiło się w
ówczesnych księstwach,
dzielnicowych królestwach i
na dworach. Kres położył im
dopiero podpisany po
ćwierćwieczu wojen traktat w
Andelot z 28 listopada 587
roku. Wówczas to Guntram
porozumiał się ze swym
bratankiem Childebertem i
królową Brunhildą, zaś
dzięki mediacji świętego
Grzegorza z Tours udało się
wynegocjować zawieszenie
broni. Zacytujmy może
fragment tego
wczesnośredniowiecznego
dokumentu, przywołany przez
ks. Jacka Zagórowskiego w
jego artykule „Zapomniany
obywatel Europy”. „Wielmożny
król Guntram przyrzeka, że
jeżeli przez niepewność
spraw ludzkich (oby
miłosierdzie boskie na to
nie zezwoliło, gdyż jest on
daleki od takiego życzenia),
zdarzyłoby się tak, że
przeżyłby wielmożnego pana
Childeberta, który odszedłby
z tego świata, to wówczas
weźmie on pod swą opiekę i
obronę, jako dobry ojciec,
synów tegoż Childeberta,
królów Teodoberta i
Teodoryka, a także innych,
jeśli Bóg raczy mu ich
jeszcze dać, tak, aby mogli
oni objąć królestwo swego
ojca w całkowitym
bezpieczeństwie”. Zaiste
wspaniałomyślna to postawa,
znakomicie ukazująca nam
charakter świętego Guntrama,
który słynął nie tylko z
miłosierdzia, ale i z
hojności wobec ubogich
poddanych swego królestwa.
Został zapamiętany także
jako fundator licznych
klasztorów i świątyń. Zmarł
28 marca 592 roku w
burgundzkiej miejscowości
Chalon-sur-Saône, gdzie
został pochowany.
-
-
29
marzec
-
św. Berthold z Kalabrii
- Pustelnik w bożym
ogrodzie.
-
-
Berthold miał przyjść na
świat na początku XII wieku,
najpewniej we francuskiej
miejscowości Limognes.
Niewiele o nim wiemy, poza
tym, że po latach studiów na
paryskim uniwersytecie,
znalazł się w Ziemi Świętej,
by wieść pustelniczy tryb
życia w położonym nad Morzem
Śródziemnym „bożym
ogrodzie”, czyli na
nazywanej tak,
rozdzielającej równiny Akko
i Saron, górze Karmel. W tym
pięknym i - jak pisał Tomasz
Józef Demianiuk - słynącym
„z ogrodów i sadów owoców
cytrusowych” miejscu, miał
Berthold, od około 1185
roku, pełnić funkcję
przełożonego grupy
pustelników, którzy
osiedlili się na tym
niezwykle ważnym, gdy idzie
o dzieje mistyki
chrześcijańskiej, paśmie
górskim. Także i późniejszy
święty miał doświadczać
wizji. W jednej z nich
ukazał mu się Chrystus,
którego zasmucał fakt, iż
chrześcijańskie rycerstwo,
biorące udział w wyprawach
krzyżowych słynęło często
nie z miłosierdzia, a z
okrucieństwa wobec
innowierców. Berthold zmarł
około 1195 roku. Jego
relikwie znajdują się w
klasztorze Wadi es Siah. Po
śmierci późniejszego
świętego zakonnicy otrzymać
mieli regułę zakonną,
wkrótce zaś z ich szeregów
miało powstać zgromadzenie
karmelitów. Warto dać, iż w
herbie zakonu widnieje
właśnie góra Karmel otoczoną
trzema gwiazdami. Jedna z
nich symbolizuje proroka
Eliasza, który przecież
także przebywał na Karmelu.
Druga przedstawiać ma Matkę
Bożą. Trzecia gwiazda
natomiast, to uczeń proroka
Eliasza – Elizeusz, "który
jest symbolem każdego
karmelity" - jak pisał
ksiądz Włodzimierz Piętka w
tekście
Uczniowie Eliasza.
-
-
30
marzec
-
bł. Amadeusz IX Sabaudzki
- Alpejski książę.
-
-
Przyszedł na świat jako syn
księcia Ludwika I i Anny z
Lusignan - córki króla Cypru
Jana II. Arystokratyczne
pochodzenie okazało się być
dla niego zarówno
błogosławieństwem, jak i
przekleństwem.
Amadeusz IX urodził się 1
lutego 1435 roku w
Thonon-les-Bains, malowniczo
położonej miejscowości u
podnóża Alp Sabaudzkich nad
Jeziorem Genewskim. W roku
1452 wziął sobie za żonę
córkę króla francuskiego
Jolantę. Czternaście lat
później zasiadł na tronie
książęcym – jak się okazało,
nie na długo... Amadeusz był
epileptykiem, więc gdy
chorobowe objawy z wiekiem
zaczęły przybierać na sile,
musiał scedować władzę na
swoją małżonkę. Dotknięty tą
niebywale tajemniczą dla
ludzi średniowiecza chorobą
- w której jedni dostrzegali
przejawy mistycyzmu, inni
zaś działanie mocy
demonicznych – książę został
odsunięty na plan dalszy.
Dla wielu monarchów podobna
sytuacja byłaby zapewne
ogromnym życiowym dramatem.
Tymczasem Amadeusz lepiej
odnalazł się w kompletnie
nowej dla niego sytuacji,
niż w dworskich intrygach i
rywalizacji rozmaitych
pałacowych stronnictw o
władzę. Podczas gdy
XV-wieczna Sabaudia uwikłana
była w niekończące się wojny
i konieczność ciągłego
zawierania nowych sojuszy i
traktatów, Amadeusz mógł
poświęcić się charytatywnym
zajęciom pomocy najuboższym
i zakładaniu kolejnych
fundacji, dzięki czemu jego
rodzinny region zaczęto
nazywać nawet „rajem
ubogich”. Warto podkreślić
także, iż był on ojcem
dziesięciorga dzieci.
„Wielodzietne ogniska
rodzinne stanowią świadectwo
wiary, odwagi i optymizmu” –
stwierdził kiedyś Benedykt
XVI. Optymizmu, wiary i
odwagi Amadeuszowi IX
Sabaudzkiemu - mimo dramatu
choroby i odsunięcia od
władzy - z pewnością nie
brakowało. Zmarł 30 marca
1472 roku. Beatyfikowano go
w 1677 roku. W ikonografii
często ukazuje się go, jako
księcia rozdającego jałmużnę
z napisem
Diligite pauperes,
co znaczy: kochaj ubogich.
-
-
31
marzec
-
święta Balbina
- Męczennica II wieku.
-
-
Balbina miała być córką
świętego Kwiryna – trybuna
wojskowego na dworze cesarza
Hadriana.
Kwiryn, wraz z całą swoją
rodziną przyjąć miał chrzest
z rąk świętego papieża,
Aleksandra I. Jak doszło do
tak spektakularnego
nawrócenia się całej tej,
zamożnej, rzymskiej familii?
Za sprawą cudu, jakiego
dokonać miał Aleksander. Gdy
przyniesiono do niego ciężko
chorą, umierającą już
Balbinę, papież miał
wyprosić dla niej u Boga
powrót zdrowia, co też
wkrótce potem nastąpiło. O
rękę ozdrowiałej i z roku na
rok coraz piękniejszej
Balbiny, zabiegało wielu
młodzieńców ze znakomitych,
rzymskich rodów. Późniejsza
święta nie chciała jednak
wychodzić za mąż za
poganina, poza tym coraz
bliższe stawały jej się
ideały zachowania dozgonnego
dziewictwa, dlatego też
konsekwentnie odmawiała
zalotnikom swej ręki.
Odtrąceni kawalerowie
postanowili się zemścić na
Balbinie i złożyli na nią
donos u cesarza, iż jest
chrześcijanką. Rzymscy
legioniści pojmali ją i
razem z ojcem wtrącili do
lochu. Tam w okrutny sposób
torturowali Kwiryna, który
wcześniej - podczas rozprawy
sądowej - nie wyrzekł się
wiary w Chrystusa. Męki
jakie wycierpieć musiał
Kwiryn nie załamały jednak -
wierzącej przecież w
nieśmiertelność duszy
ludzkiej i zmartwychwstanie
ciała – Balbiny.
Rozwścieczeni tym faktem
kaci ścięli późniejszą
świętą mieczem. Jej
wspomnienie w Kościele
katolickim przypada na dzień
31 marca.
|