INDEXPARAFIASTRONA GŁÓWNAOGŁOSZENIA PARAFIALNEINTENCJE MSZALNEWSKAZANIA LITURGICZNEGAZETA PARAFIALNACMENTARZ PARAFIALNYHISTORIA PARAFIIHISTORIA NA FOTOGRAFIIGRUPY PARAFIALNEAKCJA KATOLICKAKSMMINISTRANCIRÓŻE RÓŻAŃCOWEINNE GRUPYMUZYKA W PARAFIIDLA DUCHAŻYCIE KOŚCIOŁASERCE BOŻEZIARNO SŁOWAKALENDARZ LITURGICZNYLINKI RELIGIJNE

http://www.ak.przemyska.pl/foto/logo%20DIAK.jpg

http://www.ksmap.pl/static/img/logo.jpg


WYDARZENIA PARAFIALNE:  
2007 - 2008/1 - 2008/2 - 2009 - 2010 - 2011 - 2012 - 2013 - 2014 -
- 2015 - 2016 - 2017 - 2018 - 2019 - 2020 - 2021 - 2022 - 2023 - 2024 - 2025

OGŁOSZENIA PARAFIALNE-PATRON MAJ


ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ

maj

KALENDARZ KOŚCIOŁA POWSZECHNEGO - ŚWIĘCI

styczeń luty marzec
kwiecień maj czerwiec
lipiec sierpień wrzesień
październik listopad grudzień

1 maj - Święty Józef, rzemieślnik

Wspomnienie to wprowadził do liturgii kalendarza kościelnego papież Pius XII 24 kwietnia 1956 roku. Miał w ustanowieniu tego święta cel szczególny. Robotnicy na całym świecie od roku 1892 obchodzą 1 maja swoje święto doroczne, święto pracy.

Chciał przeto wielki papież tym nowym wspomnieniem kościelnym włączyć się w powszechny nurt, podnieść godność pracy ludzkiej i dać robotnikom żywy wzór w św. Józefie Rzemieślniku.

Godność pracy ludzkiej

Według Biblii wydawałoby się, że pierwotnie w planach Bożych człowiek nie był stworzony do pracy, że praca jest karą Bożą za grzech pierworodny. Oto bowiem wyrok, jaki zapadł nad Adamem: „Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: «Nie będziesz z niego jeść» — przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu, w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty, bo prochem jesteś i w proch się obrócisz”.

Za przekleństwo też uważali pracę, zwłaszcza fizyczną, Grecy i Rzymianie, a filozofowie greccy tej miary nawet co Platon, usiłowali tłumaczyć, że praca jest zajęciem i obowiązkiem niewolników, a nie ludzi wolnych. Potwierdziliby więc świadectwo Biblii. Autor księgi „Mądrość Syracha” ma takie zdanie: „Dla osła pasza, kij i ciężary; chleb, ćwiczenie (bicie) i praca dla niewolnika. Spraw, by sługa pracował, a znajdziesz odpoczynek. Zostaw mu wolno ręce, a szukać będzie wolności — Jarzmo i rzemień zginają kark a słudze krnąbrnemu wałek i dochodzenia. Wyślij go do pracy, by nie był bez zajęcia... a jeśli się nie słuchał, obciąż go dybami”.

A jednak tylko pobieżne czytanie Biblii prowadzi do takiego wypaczonego obrazu. Biblia nie tylko nie potępia pracy, ale ją zaleca i nakazuje, i to w jej wszelkiej odmianie, nawet gdy chodzi o pracę fizyczną. Oto w tej samej Biblii czytamy, że pierwsi rodzice w raju pracowali: „Jahwe Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał”.

Księga Przysłów oddaje najwyższe pochwały kobiecie pracowitej i wylicza, jakie pożytki i dobrodziejstwa ma z tego mąż i cały dom. Pismo Święte natomiast gromi leniwych i ostrzega przed nimi: „Do mrówki udaj się, leniwcze, patrz na jej drogi... w lesie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm za życia. Jak długo leniwcze, chcesz leżeć? A kiedyż ze snu powstaniesz?”. „Ręka leniwa sprowadza ubóstwo, ręka zaś pilnych wzbogaca”. „Czym oset dla zębów, a dym dla oczu, tym leniwy dla którego wysłali”. „Kto ziemię uprawia nasyci się chlebem”. „Lenistwo nie złowi zwierzyny, ludzka pilność cennym bogactwem”. Św. Paweł wprost pisze: „Albowiem gdy byliśmy u was, nakazaliśmy wam tak: kto nie chce pracować, niech też nie je”.

Przypowieść Pana Jezusa o robotnikach we winnicy, o talentach itp. akcentuje, że człowiek za swoją pracę odpowiada nie tylko wobec społeczeństwa, ale także w sumieniu wobec Pana Boga. A więc jego stosunek do pracy rzutuje również na jego szczęście wieczne.

Jeśli więc Biblia mówi faktycznie, o przekleństwie pracy, to w tym znaczeniu, że po upadku człowiek zaczął odczuwać ciężar pracy, że praca stała się podstawą jego „żyć czy też umrzeć” — że praca wyczerpuje często najżywotniejsze jego siły i energię.

Błogosławieństwo pracy ludzkiej

Praca wyzwala z człowieka najpełniej jego uzdolnienia, energię, inicjatywę. Człowiek pracowity jest podobny do zadbanego ogrodu, sadu, czy pola, gdzie wszystko pięknie rośnie i cieszy oko dorodnym plonem. Człowiek leniwy zaś, podobny jest do pola zachwaszczonego, pełnego pokrzyw i dziko rosnących krzewów.

Praca jest szkołą wielu cnót osobistych i społecznych takich jak np.: wytrzymałość, solidarność, cierpliwość, męstwo, odwaga i ład, współpraca, współzawodnictwo. Natomiast lenistwo jest szkołą: samolubstwa i pasożytnictwa.

Praca bogaci. W ekonomii podkreśla się, że produkcja robi pieniądz, pieniądz zaś warunkuje dobrobyt. Jeśli obserwujemy dzisiaj tak wielki postęp kultury na wszystkich polach, to dzięki intensywnemu wysiłkowi milionów mózgów i milionów rąk. Tak więc praca podnosi stopę i warunki życiowe. Natomiast owocem lenistwa jest zaniedbanie i nędza. Człowiek leniwy woli kraść, posunie się nawet do grabieży i mordu, bowiem w ten sposób łatwiej bez wysiłku liczy na wzbogacenie się. Praca daje wreszcie zadowolenie. Człowiek, widząc owoce swojej pracy czuje satysfakcję, że trud jego nie idzie na marne, że „się opłaca” — co jest bodźcem do dalszych wysiłków.

Praca łączy ludzi. Pomyśleć, ile potrzeba rąk, byśmy mieli chleb, ubranie, dom. Ile trzeba było pokoleń ludzi, by nam ułatwić życie. Gdyby tak przyszedł na ziemie ktoś, kto na niej żył 1000, a nawet 200, 100 lat temu, pomyślałby, że żyjemy w bajce, byłby zdziwiony postępem i wynalazkami, z których korzystamy. A przecież złożyły się na nie wysiłki wielu pokoleń.

Praca wyrównuje nierówność społeczną. Kiedy bowiem bogaci się cały naród, podnosi się stopa życiowa wszystkich, wyrównują się różnice społecznej zamożności, podnosi się średnia przeciętna posiadania.

Jeśli człowiek traktuje pracę jako swoje posłannictwo, jako zleconą sobie od Boga misję, praca dla niego staje się wówczas środkiem uświęcenia i gromadzenia zasług dla nieba. Kościół wyniósł na ołtarze nie tylko książąt, biskupów, papieży i zakonników, ale także zapobiegliwych ojców, dzielne matki, rzemieślników, żołnierzy i rolników.

 

2 maja - Katecheza Benedykta XVI - Święty Atanazy z Aleksandrii

(...) Atanazy był niewątpliwie jednym z najważniejszych i najbardziej poważanych Ojców starożytnego Kościoła. Przede wszystkim jednak ten wielki święty jest zapalonym teologiem wcielenia Logosu, Słowa Bożego, które - jak czytamy w Prologu do czwartej Ewangelii - "stało się ciałem i zamieszkało wśród nas" (J 1, 14).

Drodzy bracia i siostry.

Kontynuując nasz przegląd wielkich Mistrzów starożytnego Kościoła, chcemy dziś zwrócić uwagę na świętego Atanazego z Aleksandrii. Ten prawdziwy protagonista tradycji chrześcijańskiej już w kilka lat po śmierci sławiony był jako "filar Kościoła" przez wielkiego teologa i biskupa Konstantynopola Grzegorza z Nazjanzu (Mowy 21,26) i zawsze był uważany za wzór prawowierności zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Nieprzypadkowo zatem Gian Lorenzo Bernini umieścił jego posąg wśród czterech świętych Doktorów Kościoła wschodniego i zachodniego - wraz z Ambrożym, Janem Chryzostomem i Augustynem - które we wspaniałej absydzie Bazyliki Watykańskiej otaczają Katedrę św. Piotra.

Atanazy był niewątpliwie jednym z najważniejszych i najbardziej poważanych Ojców starożytnego Kościoła. Przede wszystkim jednak ten wielki święty jest zapalonym teologiem wcielenia Logosu, Słowa Bożego, które - jak czytamy w Prologu do czwartej Ewangelii - "stało się ciałem i zamieszkało wśród nas" (J 1, 14). Właśnie z tego powodu Atanazy był jednym z najważniejszych i najwytrwalszych przeciwników herezji ariańskiej, która zagrażała wówczas wierze w Chrystusa, sprowadzonego do stworzenia "pośredniego" między Bogiem a człowiekiem, zgodnie z tendencją przewijającą się przez historię i która działa na różne sposoby także dzisiaj.

Urodzony prawdopodobnie w Aleksandrii w Egipcie około roku 300, Atanazy odebrał staranne wychowanie, zanim został diakonem i sekretarzem biskupa egipskiej metropolii - Aleksandra. Jako bliski współpracownik swego biskupa młody duchowny wziął wraz z nim udział w Soborze w Nicei, pierwszym o charakterze powszechnym, zwołanym przez cesarza Konstantyna w maju 325 roku w celu zapewnienia jedności Kościoła. Ojcowie nicejscy mogli w ten sposób podjąć różne zagadnienia, przede wszystkim zaś poważny problem, powstały kilka lat wcześniej w wyniku przepowiadania aleksandryjskiego kapłana Ariusza.

Jego teoria zagrażała prawdziwej wierze w Chrystusa, gdyż głosił on, że logos nie był prawdziwym Bogiem, lecz Bogiem stworzonym, istotą "pośrednią" między Bogiem a człowiekiem, tym samym Bóg pozostawał dla nas wciąż niedostępny. Biskupi zebrani w Nicei odpowiedzieli na to, opracowując i ustalając "Symbol Wiary", który, uzupełniony później przez Pierwszy Sobór Konstantynopolitański, pozostał w tradycji różnych wyznań chrześcijańskich i w liturgii jako Credo nicejsko-konstantynopolitańskie. W tym podstawowym tekście - który wyraża wiarę niepodzielonego Kościoła i który odmawiamy dziś jeszcze, w każdą niedzielę podczas Eucharystii - pojawia się grecki termin "homoúsios", po łacinie "consubstantialis": ma on wskazywać, że Syn, logos, jest "współistotny" Ojcu, jest Bogiem z Boga, jest Jego istotą, i w ten sposób ukazana jest pełna boskość Syna, której zaprzeczali arianie.

Po śmierci biskupa Aleksandra Atanazy został w 328 roku jego następca jako biskup Aleksandrii i szybko okazał zdecydowanie w odrzuceniu wszelkiego kompromisu z teoriami ariańskimi, potępionymi przez Sobór Nicejski. Swą bezkompromisowością, upartą i czasami bardzo stanowczą, choć niezbędną, wobec tych, którzy przeciwstawiali się jego wyborowi na biskupa, a przede wszystkim wobec przeciwników Symbolu Nicejskiego, ściągnął na siebie zaciekłą wrogość arian i ich sympatyków.

Mimo niedwuznacznych postanowień Soboru, który jasno stwierdził, że Syn jest współistotny Ojcu, wkrótce potem te błędne idee zaczęły znów brać górę - w tej sytuacji Ariusz został nawet zrehabilitowany - i otrzymały z powodów politycznych wsparcie samego cesarza Konstantyna, a następnie jego syna Konstansa. Ten ostatni, któremu zależało nie tyle na prawdzie teologicznej, ile na jedności Cesarstwa i jego problemach politycznych, chciał upolitycznić wiarę, czyniąc ją bardziej dostępną - ze swego punktu widzenia - dla wszystkich swoich poddanych w Cesarstwie.

Kryzys ariański, który wydawał się rozwiązany w Nicei, trwał więc dalej przez dziesięciolecia, powodując trudne wydarzenia i bolesne podziały w Kościele. Aż pięć razy - w ciągu trzydziestu lat, od 336 do 366 - Atanazy zmuszany był do opuszczenia swego miasta, pozostając siedemnaście lat na wygnaniu i cierpiąc dla wiary. Jednakże podczas swej przymusowej nieobecności w Aleksandrii, biskup miał możność wspierać i szerzyć na Zachodzie, najpierw w Trewirze, a następnie w Rzymie, wiarę nicejską, a także ideały monastycyzmu, przyjęte w Egipcie przez wielkiego pustelnika Antoniego, który wybrał styl życia zawsze bliski Atanazemu. Dzięki swej sile duchowej św. Antoni był najważniejszą osobą wspierającą wiarę św. Atanazego. Zasiadłszy ostatecznie na swojej stolicy, biskup Aleksandrii mógł się poświęcić wprowadzaniu pokoju religijnego i reorganizacji wspólnot chrześcijańskich. Zmarł 2 maja 373 roku i w tym dniu obchodzimy jego wspomnienie liturgiczne.

Najsławniejszym dziełem doktrynalnym świętego biskupa aleksandryjskiego jest traktat "O wcieleniu Słowa", boskiego logosu, który stał się ciałem, stając się takim, jak my dla naszego zbawienia. W dziele tym Atanazy, w zdaniu, które słusznie stało się sławne, stwierdza, że Słowo Boże "stało się człowiekiem, abyśmy stali się Bogiem; stało się widzialne w ciele, abyśmy mieli pojęcie o Ojcu niewidzialnym, On sam też doświadczał przemocy ludzi, abyśmy odziedziczyli niezniszczalność" (54,3). Przez swoje zmartwychwstanie Pan sprawił bowiem, że znikła śmierć niczym "słomiany ogień" (8,4). Podstawą całej walki teologicznej Atanazego była właśnie idea, że Bóg jest osiągalny. Nie jest Bogiem drugorzędnym, lecz Bogiem prawdziwym, a przez naszą jedność z Chrystusem możemy rzeczywiście połączyć się z Bogiem. Stał się On rzeczywiście "Bogiem z nami".

Spośród innych dzieł tego wielkiego Ojca Kościoła - które w dużej części związane są z wydarzeniami kryzysu ariańskiego - wspomnijmy jeszcze cztery listy, które skierował on do swego przyjaciela Serapiona, biskupa Tmuis, o boskości Ducha Świętego, która została stwierdzona w sposób zdecydowany oraz około trzydziestu listów "świątecznych", kierowanych na początku każdego roku do Kościołów i klasztorów Egiptu, aby wskazać datę świąt Wielkanocy, przede wszystkim zaś, aby zapewnić więzy między wiernymi, umacniając ich wiarę i przygotowując ich na tę wielką uroczystość.

Atanazy jest wreszcie również autorem tekstów rozważań o Psalmach, później bardzo rozpowszechnionych, przede wszystkim zaś dzieła, które było bestsellerem starożytnej literatury chrześcijańskiej: "Żywotu Antoniego", czyli biografii św. Antoniego opata, napisanej krótko po jego śmierci, gdy biskup Aleksandrii, na wygnaniu, żył z mnichami na pustyni egipskiej. Atanazy był przyjacielem wielkiego pustelnika, do tego stopnia, iż otrzymał jedną z dwóch skór owczych pozostawionych przez Antoniego jako spadek, wraz z opończą, którą podarował mu sam biskup Aleksandrii. Zyskawszy szybko niezwykłą popularność, przetłumaczona niemal natychmiast na łacinę, i to dwukrotnie, a następnie na wiele języków wschodnich, wzorowa biografia tej postaci drogiej tradycji chrześcijańskiej, bardzo się przyczyniła do rozpowszechnienia monastycyzmu na Wschodzie i na Zachodzie. Nieprzypadkowo lektura tego tekstu w Trewirze znajduje się w centrum wzruszającej opowieści o nawróceniu dwóch urzędników cesarskich, którą Augustyn zamieścił w Wyznaniach (VIII, 6, 15) jako wstęp do swego własnego nawrócenia.

Zresztą sam Atanazy pokazuje, że zdaje sobie wyraźnie sprawę z wpływu, jaki mógł mieć na lud chrześcijański przykład takiej postaci jak Antoni. Pisze bowiem w zakończeniu tego dzieła: "A jego sława, wszędzie głoszona, podziw, jakim go wszyscy otaczali, tęsknota za nim tych, którzy go nie widzieli, są świadectwem cnoty i bogobojnej jego duszy. Antoni był znany nie przez swoje pisma ani przez powierzchowną mądrość czy jakąkolwiek umiejętność, ale jedynie przez swoją pobożność. Nikt nie zaprzeczy, że był to dar Boży. Bo skąd w Hiszpanii, w Galii, w jaki sposób w Rzymie, w Afryce usłyszano by o tym człowieku, przebywającym w ukryciu na pustyni, jeśli nie za sprawą Boga, który wszędzie zna swoich ludzi i który również Antoniemu zapowiedział to na początku? Nawet gdyby tacy ludzie żyli w ukryciu i pragnęli, aby o nich zapomniano, Pan sam ich wszystkim pokaże niczym latarnie, aby w ten sposób słuchacze poznali, że Jego przykazania stanowią siłę w doskonałości, i żeby poszli ochotnie drogą cnoty" (Żywot Antoniego 93,5-6).

Tak, bracia i siostry! Mamy wiele powodów wdzięczności wobec św. Atanazego. Jego życie, podobnie jak życie Antoniego oraz nieprzeliczonych innych świętych, pokazuje nam, że "kto zmierza ku Bogu, nie oddala się od ludzi, ale staje się im prawdziwie bliski" (Deus caritas est, 42).

 

3 maja - Szósty papież - św. Aleksander I

Aleksander I pełnił funkcję głowy Kościoła na początku II wieku – najpewniej w latach 107-116, za panowania cesarza Trajana. 

Ówczesny Rzym uznawany był za najwspanialszą metropolię antycznego świata, choć imperium uwikłane było w liczne konflikty militarne w różnych prowincjach. Z reliefu słynnej, wysokiej na 30 metrów kolumny Trajana, wiemy, iż władca ów toczył na terenach dzisiejszej Rumunii wojny z Dakami. Na wschodzie udało się mu utworzyć nową rzymską prowincję – Arabię. W Judei zaś trwało powstanie żydowskie, które przeszło do historii jako tak zwana wojna Kwietusa.

W takiej oto epoce przyszło sprawować papieżowi Aleksandrowi I urząd następcy świętego Piotra.

Informacje biograficzne, jakie można o Aleksandrze znaleźć są nieliczne i szczątkowe. Uznaje się go jednak dziś często za tego, który miał do kanonu Mszy świętej wprowadzić tekst rozpoczynający się od słów „On to w dzień przed męką za zbawienie nasze i całego świata, to jest dzisiaj...”. Dla nas, współczesnych, świadczy on o ponadczasowym charakterze Misterium Paschalnego – wtedy to bowiem, w liturgii pojawia się ów fragment.

Jak pisał ksiądz Armin-Jacek Znak: „owo dzisiaj (...), które tak łatwo umyka naszej uwadze, gdy w ciągu roku wciąż na nowo słuchamy tych samych tekstów liturgicznych, zostaje tego wieczoru wielokrotnie mocno zaakcentowane – Kościół czyni to z nadzieją, iż wszyscy wierni wezmą je sobie do serca i odtąd może z pełniejszą jeszcze świadomością i jeszcze większą otwartością podejmą dialog ze spotykającym ich obdarowującym w każdej liturgicznej celebracji Bogiem”.

Z innych rzeczy przypisywanych papieżowi Aleksandrowi I wymienić warto fakt, iż to właśnie on jako pierwszy miał ponoć wprowadzić obowiązek ściągania nakryć głów przez mężczyzn, gdy wchodzą do świątyni, czy też rozpropagować zwyczaj błogosławienia domów pierwszych chrześcijan wodą święconą.

Aleksander zginął śmiercią męczeńską – ścięto go mieczem, po czym pochowano przy leżącej na północ od Rzymu Via Nomentana. Istnieją przekazy, zgodnie z którymi około roku 834 jego szczątki miały zostać przeniesione do niemieckiej Fryzyngi - miejscowości uchodzącej za kolebkę bawarskiego chrześcijaństwa, z którą znowu silnie związany jest obecny papież, Benedykt XVI.

To właśnie we Fryzyndze Joseph Ratzinger przyjął święcenia kapłańskie, następnie zaś był w tym mieście wykładowcą akademickim, jak również pełnił tam godność biskupa. Także w herbie papieskim Benedykta XVI odnaleźć możemy elementy pochodzące z godła tej miejscowości – świadczącą o uniwersalizmie Kościoła ukoronowaną głowę Etiopczyka, zapożyczoną z godła biskupów Monachium i Fryzyngi oraz niedźwiedzia z bagażami na grzbiecie, występującego w herbie miasta.

Niedźwiedź ów, zgodnie z bawarskimi podaniami ludowymi, miał w Alpach rozszarpać muła świętego Korbiniana – pierwszego biskupa Fryzyngi - który zmierzał wówczas do Rzymu. Święty nakazał więc niedźwiedziowi wziąć na grzbiet bagaże, które wcześniej niósł muł i w taki oto osobliwy sposób, wyruszył wspólnie z drapieżnikiem w dalszą drogę do wiecznego miasta...

 

3 maja - Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski

Każdy katolicki naród chlubi się, że ma szczególną miłość do Matki Bożej. Jest to zupełnie rzeczą naturalną. Nie można bowiem miłować Pana Jezusa a nie mieć w na j szczególniejsze j czci Jego Matki. Owszem miarą naszej miłości dla Jezusa Chrystusa jest cześć oddawana Jego Matce.

Skąd taka uroczystość?

Za rządów króla Jana Kazimierza (1648-1668) Polska przeżywała tragiczne chwile. Była rozbita i skłócona wewnętrznie. Magnaci doszli do takich majątków i wpływów, że sobie nic nie robili z króla. Szlachta zaś związała królowi w czasie wielkiej elekcji ręce tylu ograniczeniami na swoją korzyść, że faktycznie król nie mógł niczego przeprowadzić bez ich zgody.

Objawy anarchii jako skutek „złotej wolności" groziły katastrofą. Rozbity był także naród religijnie, gdyż protestantyzm uczynił w nim dotkliwe wyłomy. Przede wszystkim wielu magnatów litewskich i wielkopolskich opowiedziało się jawnie za protestantyzmem. Rozbita także była Polska wówczas politycznie. Nieustanne wojny: z Rosją (1610-1612, 1617-1619, 1632-1634 i 1654-1655), z Turcją (1620-1622, 1646-1647) i z Kozakami, z którymi sprzymierzyli się Tatarzy (l 648-1653), wreszcie ze Szwecją (1617-1618, 1621, 1622-1627) osłabiły i wykrwawiły zupełnie Polskę. Na domiar złego stary system prowadzenia wojny przez pospolite ruszenie był przyczyną wielu klęsk.

W takich to okolicznościach doszło do nowej wojny ze Szwecją, która dysponowała nowoczesną, doskonale wyposażoną armią. Dogodną okazję dla wroga stworzył Hieronim Radziejowski, który obrażony na króla sam udał się do króla, Karola X Gustawa, i przedstawił mu stan rozkładu politycznego Polski. Oddanie bez wystrzału całej Wielkopolski przez wojewodę Krzysztofa Opalińskiego dnia 25 lipca 1655 roku pod Ujściem otwarło Szwedom drogę do Warszawy (wrzesień) i Krakowa (październik). Tego samego miesiąca Janusz Radziwiłł, wojewoda i naczelny dowódca wojsk litewskich, oddał podobnie bez wystrzału Szwedom całą Litwę. Wojska małopolskie po klęsce pod Żarnowcem i Wojniczem przeszły również na stronę wroga (październik). Jan Kazimierz uchodzi na Śląsk i uniwersałem, wydanym w Opolu, wezwał naród do oporu (20 XI 1655).

Szwedzi po zajęciu Polski zaczęli ją okładać wysokimi podatkami i niemiłosiernie grabić. Bezcenne zabytki kultury do dnia dzisiejszego stanowią chlubę muzeów szwedzkich. Sytuacja wydawała się nadto o tyle beznadziejną, że nikt nie myślał o obronie ani też o przysłaniu pomocy. Słusznie Henryk Sienkiewicz najazd szwedzki określił jako „potop" i osnuł na tle tych smutnych czasów powieść, w ostatnich latach zekranizowaną we wspaniałym serialu filmowym (1974).

Pozostało jednak jedno miejsce nigdy przez Szwedów niezdobyte, chociaż leżało w samym centrum Polski. Wiedzieli o tym Szwedzi i łakomi na „ogromne bogactwa", nagromadzone w klasztorze ojców Paulinów w Częstochowie na „Jasnej Górze" postanowili je zagrabić. Dnia 19 listopada 1655 roku zjawił się pod murami klasztoru generał Burhard Müller, mając pod swoim dowództwem oddział kilku tysięcy żołnierzy i najpotężniejsze armaty do wyburzenia murów. W klasztorze było 70 zakonników i 160 żołnierzy załogi. Generał żądał od przeora klasztoru, o. Augustyna Kordeckiego, bezwzględnej i natychmiastowej kapitulacji, grożąc, że w przeciwnym wypadku „kurnik" ten w powietrze wysadzi. A jednak obrona bohaterska klasztoru na oczach całego narodu trwała długich 6 tygodni. Jak wyspa na pełnym morzu klasztor stał, jak zaczarowany: niezburzony i niezdobyty. Dnia 27 grudnia generał Müller musiał od oblężenia odstąpić w obawie, aby nie być okrążonym. W tym samym bowiem czasie ruszyło chłopstwo i została zawarta konfederacja w Tyszowcach przez hetmanów koronnych: Mikołaja Potockiego i Stanisława Lanckorońskiego, którzy odstąpili od Szwedów (29 XII). Z wolna powstanie objęło całą południową Polskę, wróg musiał wycofywać się do miast.

Obrona Jasnej Góry jakby nowe siły wlała w sparaliżowany organizm narodu. Uwierzono w zwycięstwo. Na wiosnę 1655 roku całe południe Polski było już wolne od wroga. Król Jan Kazimierz wrócił do kraju. Dnia l kwietnia 1656 roku przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej we Lwowie nuncjusz papieski. Piotr Vidoni, celebrował uroczyście Mszę świętą. Na Podniesienie król zszedł z tronu, złożył berło i koronę, i padł na kolana przed wielkim ołtarzem. Zaczynając od słów: „Wielka Boga — Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico" ogłosił Matkę Bożą za szczególną Patronkę Królestwa Polskiego. Przyrzekł szerzyć Jej cześć, ślubował wystarać się u Stolicy Apostolskiej pozwolenie na obchodzenie Jej święta jako Królowej Korony Polskiej, zająć się losem ciemiężonych pańszczyzną chłopów i zaprowadzić w kraju sprawiedliwość społeczną. Po Mszy świętej, w czasie której król przyjął również Komunię świętą z rąk nuncjusza papieskiego, przy wystawionym Najświętszym Sakramencie odśpiewano Litanię do Najświętszej Maryi Panny, a przedstawiciel papieża odśpiewał trzykroć, entuzjastycznie powtórzone przez wszystkich obecnych nowe wezwanie: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”.

Tak więc od dnia l kwietnia 1656 roku Polska stała się urzędowo ogłoszonym królestwem Maryi, oddała się pod Jej rządy. Każdy król miał być odtąd niejako Jej regentem, sprawującym nad narodem rządy w Jej imieniu. Król Jan Kazimierz nie był pierwszym, który oddał swoje państwo w szczególną opiekę Bożej Matki. W roku 1512 gubernator hiszpański ogłosił Matkę Bożą szczególną Patronką Florydy. W roku 1638 król francuski. Ludwik XIII, osobiście i uroczyście ogłosił Matkę Bożą Niepokalanie Poczętą Patronką Francji.

Niestety śluby króla Jana Kazimierza nie zostały spełnione. Przyszły uciążliwe wojny: najazd Rakoczego (1657), wojna z Rosją (1660-1667), abdykacja króla (1668), długotrwałe wojny z Turcją (1672-1683), wojny domowe o tron polski, rządy Sasów i wreszcie 150 lat niewoli pod trzema zaborami (1772-1918). Po uzyskaniu wolności Episkopat Polski zwrócił się do Stolicy Apostolskiej o wprowadzenie święta dla Polski pod wezwaniem „Królowej Polski". Papież Benedykt XV chętnie do tej prośby się przychylił (1920). Tak więc przynajmniej jedno zobowiązanie zostało dotrzymane. Zostało spełnione przyrzeczenie, jakie przed prawie trzema wiekami dał Jan Kazimierz. Biskupi umyślnie zaproponowali Ojcu świętemu dzień 3 maja, aby podkreślić łączność nierozerwalną tego święta z sejmem czteroletnim, a zwłaszcza z uchwaloną dnia 3 maja 1791 roku pierwszą konstytucją polską. Wypełniła ona bowiem w swoich założeniach część ślubowań, jakie Jan Kazimierz złożył przed obrazem matki Bożej w pamiętny dzień l kwietnia 1656 roku. Sejm bowiem zobowiązywał się uroczyście wziąć pod opiekę lud polski i zaprowadzić sprawiedliwość społeczną.

Kiedy w roku 1945 Polska uzyskała uwolnienie od jarzma hitlerowskiego. Episkopat Polski, pod przewodnictwem kardynała Augusta Hlonda, na Jasnej Górze odnowił akt poświęcenia się i oddania Bożej Matce. Ponowił też złożone przez króla Jana Kazimierza śluby. W uroczystości tej brała udział milionowa rzesza wiernych.

W przygotowaniu do 1000-nej rocznicy istnienia Polski (966-1966), w czasie uroczystej „Wielkiej Nowenny", na apel prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego, cała Polska ponownie oddała się pod opiekę Najświętszej Maryi, Dziewicy-Wspomożycielki. Uczyniły to wszystkie diecezje Polski i parafie. W świętą „niewolę" oddał się Bożej Matce każdy z osobna. Przez 20 lat wędrujący obraz Matki Bożej Częstochowskiej po wszystkich parafiach i kościołach Polski miał być jednym jeszcze ogniwem związania narodu z jego Królową. Także dzisiaj w każdej parafii odbywają się specjalne nabożeństwa z apelem jasnogórskim ku czci Królowej Polski.

W roku 1973 z okazji 300-lecia śmierci o. Augustyna Kordeckiego katolicka Polska przypomniała sobie w modłach i akademiach czasy „potopu" i cudownej obrony Jasnej Góry, której epilogiem było oddanie państwa polskiego i narodu w opiekę Bożej Matki.

Matka Boża Królowa Polski jest nadto główną Patronką: archidiecezji lwowskiej, diecezji częstochowskiej i przemyskiej.

Polacy i ich Królowa

Każdy katolicki naród chlubi się, że ma szczególną miłość do Matki Bożej. Jest to zupełnie rzeczą naturalną. Nie można bowiem miłować Pana Jezusa a nie mieć w na j szczególniejsze j czci Jego Matki. Owszem miarą naszej miłości dla Jezusa Chrystusa jest cześć oddawana Jego Matce.

A jednak jeśli naród polski zdobył sobie wśród narodów świata imię „narodu maryjnego”, to znaczy, że w tej czci w sposób szczególniejszy się wyróżnia. Postaramy się to wykazać na przykładach.

Cześć oddawana Maryi ze strony królów polskich: Bolesław Chrobry miał wystawić w Sandomierzu kościół pod wezwaniem Matki Bożej. Władysław Herman, uleczony cudownie, jak twierdził przez Matkę Bożą, ku Jej czci wystawił okazałą świątynię w Krakowie „na Piasku" (dzielnica). Król Władysław Jagiełło ją dokończył i oddał karmelitom. Król Władysław IV miał do tego kościoła ofiarować szczerozłotą figurkę Matki Bożej na podziękowanie za cudowne, jak był przekonany, uzdrowienie, gdy był jeszcze dzieckiem. Król Zygmunt I Stary przy katedrze krakowskiej wystawił kaplicę (Zygmuntowską) ku czci Najśw. Maryi Panny, która jest zaliczana do pereł architektury renesansu. Bolesław Wstydliwy wprowadził zwyczaj odprawiania Rorat w Adwencie. Król Zygmunt I wprowadził je jako stałą fundację w swojej kaplicy. W Muzeum Czartoryskich w Krakowie można oglądać różaniec króla Jana III Sobieskiego, a w Skarbcu Jasnogórskim również różaniec Stefana Batorego. W księdze Bractwa Różańcowego w Podkamieniu był wpisany król Michał Korybut Wiśniowiecki. W tejże księdze Korybut Wiśniowiecki nazywa się „niewolnikiem Maryi”. W testamencie zaś tenże król napisał: „Najświętszej Maryi Pannie, Patronce mojej od pierwszego dzieciństwa, składam największe dzięki, że mi była przez całe życie pomocą, ratunkiem i obroną”. Król Jan Kazimierz po bitwie pod Beresteczkiem (1651) wysłał: 8 zdobytych chorągwi do Częstochowy, 21 do Czerwińska, a 2 do Lwowa przed cudowne obrazy Matki Bożej. Jan Sobieski jeszcze jako hetman polny część namiotów, zdobytych pod Chocimiem (1673), ofiarował do katedry lwowskiej, gdzie jest cudowny obraz Matki Bożej, na ornaty. Do roku 1939 zachowało się ich jeszcze 7, z tych 4 bogato haftowane złotem. Jako król po zwycięstwie pod Wiedniem (1683) obdarzył podobnie zdobytymi namiotami kilka kościołów w Polsce. Długi np. czas pokazywano kapy i ornaty z nich wykonane w kościele Mariackim w Krakowie. Jako zawołanie do boju pod Wiedniem dał wojskom imię Maryi. Na tę pamiątkę papież bł. Innocenty XI ustanowił święto Imienia Maryi. W drodze do Wiednia Sobieski odwiedził Piekary, sanktuarium Śląska. Król Zygmunt III przed każdym świętem Matki Bożej pościł i przystępował do Sakramentów świętych. Codziennie odmawiał „Godzinki o Niepokalanym Poczęciu” i nawiedzał chętnie Jej miejsca cudowne. Król Władysław IV projektował utworzenie „Orderu Niepokalanej”. Król Jan Kazimierz ogłosił uroczyście Maryję w katedrze lwowskiej dnia l kwietnia 1656 roku „Królową Polski" i złożył na Jej ręce znane ślubowania.

Maryja Patronką polskiego rycerstwa.

Stefan Czarniecki przed każdą bitwą odmawiał Zdrowaś Maryja. W kościele, który zbudował w rodzinnej swojej Czarńcy, można jeszcze dzisiaj oglądać napis: „Na cześć Najświętszej Maryi Panny Stefan Czarniecki, żołnierz i sługa Jego Królewskiej Mości... w roku 1640 własnym kosztem ten kościół wystawił”. W katedrze lwowskiej było srebrne votum - popiersie hetmana Jana Sobieskiego i opis jego cudownego uzdrowienia. Tadeusz Kościuszko szablę swoją poświęcił w kościele Matki Bożej Loretańskiej w Krakowie. Został po nim różaniec. Kazimierz Puławski w czasie konfederacji barskiej zamknął się na Jasnej Górze (1771). Kiedy pułkownikowi Drewiczowi robiono wymówki, dlaczego klasztoru częstochowskiego nie zdobył, ale odszedł od oblężenia, rzekł: „Jak miałem go zdobyć, kiedy moi żołnierze zamiast strzelać, bili pokłony i żegnali się”. Wielu konfederatów barskich było sodalisami. Na placu hetmana Stanisława Żółkiewskiego w czasie badania grobu znaleziono po wielu latach pierścień z napisem: „Mancipium Mariae” (własność Maryi). Rycerze często broń swoją poświęcali na ołtarzu Matki Bożej. Wincenty Pol pisze, że Mohort nazwał swoją szablę „Starą służką Matki Bożej”. Kiedy w roku 1628 zapytano starego żołnierza, Mikołaja Moczarskiego, komu zawdzięcza, że przez 30 lat twardej służby wojennej ocalał z mnóstwa niebezpieczeństw, wyznał: „Protekcji Maryi, której obraz na piersiach swoich zawsze noszę". Na zbroi husarskiej w Muzeum Wojskowym w Warszawie, na zamku w Malborku, można jeszcze dzisiaj zobaczyć na zbroi rycerza ryngraf Matki Bożej. Pod Grunwaldem szli rycerze w bój (1410) z pieśnią Bogurodzica. Pod Wiedniem szli do ataku z okrzykiem: Maryja!

W roku 1632 w bitwie pod Smoleńskiem na widok sztandaru z pięknie wyhaftowanym wizerunkiem Matki Boskiej, hetman litewski, Krzysztof Radziwiłł, kalwin, zadrwił sobie i rzekł do chorążego:

„A może byś pokazał, jak tańczy twoja Panienka!". „Hej - chłopcy - zawołał chorąży - pokażemy temu kalwinowi, jak nasza Panienka tańczy!". Skoczyli w bój i potyczkę wygrali. Powrócili do zawstydzonego hetmana: „Widziałeś, jak nasza Panienka tańczy!". Smoleńska jednak wtedy nie zdobyli. Oblężenie szło zbyt ślamazarnie a załoga broniła się dzielnie. Marszałek polski, Józef Piłsudski, miał nad swoim łóżkiem wizerunek M.B. Ostrobramskiej. Kiedy w roku 1919 szedł na Wilno, powiedział do Bolesława Wieniawy Długoszewskiego: „Idziemy na odsiecz M.B. Ostrobramskiej. To nie fraszki. Na intencję powodzenia naszej wyprawy postanowiłem nie palić trzy dni. Przez solidarność mam nadzieję, że i pan również palić nie będzie”. Po zajęciu Wilna marszałek na kolanach przeszedł długie schody wiodące do cudownej kaplicy M.B. Ostrobramskiej. Po zdobyciu Berdycza (26 IV 1920) pierwsze kroki skierował do kościoła, gdzie odsłonięte cudowny obraz Matki Bożej i odmówiono Litanię Loretańską. Papież Pius XI zeznawał, że był świadkiem, jak Piłsudski modlił się serdecznie przed obrazem M.B. Ostrobramskiej i dał do poświęcenia dwa obrazki M.B. Ostrobramskiej, by je zawiesić nad łóżkami jego córek. Kiedy zmarł, do trumny dano mu sygnet M.B. Ostrobramskiej. Henryk Sienkiewicz pięknie w „Ogniem i mieczem” opisał śmierć Longinusa Podbipięty ze słowami Litanii Loretańskiej na ustach w czasie potyczki z Tatarami. W czasie bitwy pod Beresteczkiem (1651) o. Stanisław Oborski miał widzenie: ujrzał Matkę Bożą nad polem bitwy na niebie, jak błagała Pana Boga o zwycięstwo dla oręża polskiego. Obrona Jasnej Góry była dowodem namacalnym, że Maryja nie opuści swojego narodu (1655).

Maryja Patronką miast polskich

Bardzo często mieszczanie zdobili swoje kamienice wizerunkami Matki Bożej, by mieć w Niej obronę. Do ostatnich czasów zachowała się na rynku krakowskim kamienica Wenzla z dużym obrazem M. Bożej, wymalowanym na ścianie zewnętrznej. Kiedy w roku 1850 pożar strawił większą część kamienic w tymże rynku, jego obraz ocalał. Dzisiaj jeszcze można oglądać na jednej z dawnych kamienic rynku Starego Miasta Warszawy na szczycie figurę Matki Bożej. Figury i obrazy ustawiano na murach obronnych, jak to jeszcze dzisiaj można oglądać w Barbakanie Krakowskim. Pod figurą Matki Bożej Niepokalanej, która stała we Lwowie nad Bramą Krakowską, był napis: „Haec praeside tutus” (pod Jej opieką bezpieczny). U stóp figury jest symbol miasta, lew. Często paliły się przed wizerunkami Maryi wieczne lampy. Mieszczanie również stawiali świątynie i kaplice ku czci M. Bożej. Należeli do bractw maryjnych. W czasie oblężenia Lwowa lud miasta dniem i nocą słał modły przed cudownym obrazem M.B. Łaskawej w katedrze. Po odejściu wroga umieszczono wotum z napisem: „Maryję, straszną jak zastęp wojsk uszykowanych, poczuli Tatarzy i Kozacy zbuntowani. Senat i lud lwowski uznaje i kornie wielbi opiekę Maryi w oswobodzeniu miasta od oblężenia roku Pańskiego 1648”.

Patronka ludu polskiego

Lud polski najwięcej chyba ukochał Maryję. W każdym domu były Jej liczne obrazy. Na drogach i rozstajach były jej figury i kapliczki. Na Gromniczną święcił świece. Święto Zwiastowania nazywał: Matką Bożą Wiosenną; w majowych nabożeństwach wypełniał kościoły. Matkę Bożą Wniebowziętą nazywał Zielną, bo niósł wtedy do poświęcenia dożynkowe wieńce ziela; siewy rozpoczynał z Matką Bożą Siewną (Narodzenie M. Bożej). W wigilie, poprzedzające święta M. Bożej — pościł. A gdy szedł w obce strony, daleko poza ojczystą ziemię, to brał ze sobą grudkę polskiej ziemi, by mógł na niej umrzeć (kładziono pod głowę do trumny) i obrazek Matki Bożej. Do dzisiaj jeszcze powszechnym jest zwyczajem umarłym dawać do ręki różaniec. Na piersiach noszono szkaplerz lub medalik Matki Bożej. Tyle pieśni religijnych ku czci Matki Bożej nie ma żaden naród w świecie, co naród polski. Na 50 pieśni polskich, jakie spotykamy w wieku XV, aż 20 — to pieśni do Matki Bożej.

Patronka niewiast polskich

Do wieku XVI nie nadawano imienia Maryi niewiastom, a to dla uszanowania. Podobnie jak dzisiaj jeszcze u nas i w bardzo wielu krajach nie nadaje się imienia Jezusa mężczyznom. Matrony polskie najchętniej lubiły pozować dawniej do portretu z różańcem w ręku. Krystyna, córka księcia Jerzego Lubomirskiego (+ 1667), marszałka koronnego i hetmana polskiego, krwią nakłótego palca poświęciła się N. M. Pannie na wieczną służbę. W roku 1658 w Różanymstoku koło Grodna na dworze Szczęsnego Tyszkiewicza, jego małżonka, Eufrozyna, odmawiała „Godzinki” według zwyczaju z dworem całym. Podanie miejscowe głosi, że nagle lampa przed obrazem Matki Bożej zapaliła się sama a kwiaty uschłe zakwitły jakby świeżo zerwane. Stolnik wystawił wówczas kościół, gdzie uroczyście wniesiono obraz (1663), który w tym czasie stał się głośny cudami. Kanclerz Kurii wileńskiej, ks. Wojnarowicz zeznał, że kiedy w tym czasie odbywały się w Różanymstoku uroczystości, gdy zaśpiewano antyfonę „Witaj Królowo”, na słowa „oczy miłosierne na nas zwróć”, sam widział, jak Matka Boża z miłością spojrzała na swój lud. U wejścia do Akademii Krakowskiej od ulicy Św. Anny do dnia dzisiejszego stoi kapliczka, by wchodzący mogli pozdrowić Maryję. Profesorowie tej akademii przysięgą zobowiązywali się do wieku XVI bronić przywileju Niepokalanego Poczęcia Maryi. Ks. Michał Nowodworski w szkołach przez siebie założonych zobowiązał uczniów i nauczycieli do codziennej Mszy świętej, w czasie której śpiewano „Godzinki” lub odmawiano różaniec.

Patronka szkół polskich

Wszystkie szkoły pijarów były pod patronatem Matki Bożej. Jezuici w swoich kolegiach propagowali sodalicję mariańską.

Królowa świętych polskich

Mieli oni do Matki Bożej szczególnie ciepłe nabożeństwo. Św. Wojciech uratowany jako dziecko z ciężkiej choroby za przyczyną Matki Bożej został ofiarowany na służbę Panu Bogu. Znana jest legenda o św. Jacku (+ 1257), jak wynosząc z Kijowa Najświętszy Sakrament przed Tatarami usłyszał głos z figury: „Jacku, zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę”. Figurę tę pokazują dzisiaj w kościele dominikanów w Krakowie. Ze śpiewem na ustach „Salve Regina” zginęli od Tatarów bł. Sadok i jego 48 towarzyszy (1260). Bł. Władysław z Gielniowa napisał „Godzinki o Niepokalanym Poczęciu” i kilka pieśni ku czci Matki Bożej. Bł. Szymon z Lipnicy miał według podania umieścić w swojej celi napis: „Mieszkańcze tej celi, pamiętaj, byś zawsze był czcicielem Maryi”. W grobie św. Kazimierza znaleziono kartkę z własnoręcznie przez niego napisanym hymnem nieznanego autora „Omni die dic Maria” (Każdego dnia sław Maryję). Św. Stanisław Kostka, zapytany z nagła, czy kocha Matkę Bożą, zawołał: „Wszak to Matka moja!”. Chętnie o Niej mówił. Ona to zjawiła mu się w Wiedniu, dała mu na ręce Dziecię Boże i uzdrowiła go cudownie. Śmierć jego poznano po tym, że się nie uśmiechnął, kiedy wetknięto mu w ręce obrazek Matki Bożej. Uprosił sobie u Matki Bożej, że przeszedł do nieba z ziemi w samą Jej uroczystość, podobnie jak św. Jacek. Bł. Jakub Strepa (Strzemię) w herbie swoim biskupim umieścił wizerunek Matki Bożej. O nabożeństwie do Matki Bożej św. Maksymiliana Kolbe powszechnie wiadomo. Było ono dominantą jego życia.

Królowa zakonów polskich i bractw maryjnych

Pierwszy maryjny zakon polski, jaki powstał na ziemiach naszych — to marianie. Założył ich sługa Boży Stanisław Papczyński (+ 1701) pod wezwaniem Kleryków Regularnych Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny Maryi. Celem zakonu było: szerzyć cześć Niepokalanej, pomoc klerowi diecezjalnemu w pracy nad ludem i modlitwa za zmarłych, zwłaszcza poległych żołnierzy. Pierwotnie marianie nosili nawet habit biały dla podkreślenia przynależności swojej do Niepokalanej.

W roku 1854 służebnice Boże: Józefa Karska i Maria Darowska założyły zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia (Niepokalanki) dla wychowania panienek polskich. Kilka lat wcześniej (1850) sługa Boży Edmund Stanisław Wojciech Bojanowski założył Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryi Panny, które dzisiaj jest najliczniejsze ze wszystkich zgromadzeń polskich. W roku 1855 sługa Boża Zofia Truszkowska i Klotylda Ciechanowska przyjęły habit z rąk sługi Bożego o. Honorata, kapucyna (w świecie Florentyna Wacława Kożmińskiego) i przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej złożyły akt ofiarowania się w Jej służbę. Tak powstało zgromadzenie Sióstr Trzeciego Zakonu Sw. Feliksa z Kantalicjo, popularnie znane dobrze pod nazwą felicjanek. Zwano je także Córkami Matki Bożej Bolesnej dla szczególnego nabożeństwa do tej tajemnicy. W roku 1874 tenże o. Honorat zakłada Zgromadzenie Posłanniczek Królowej Serca Jezusowego; w roku 1878 Zgromadzenie Sióstr Służek Najśw. Maryi Panny Niepokalanej; w roku 1880 Zgromadzenie męskie Braci Sług Maryi Niepokalanej; w roku 1884 zakłada Zgromadzenie Córek Najczystszego Serca Maryi; w roku 1988 Zgromadzenie Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi; w roku 1891 Zgromadzenie Córek Maryi Niepokalanej; w tymże roku 1891 Córki Najśw. Panny od Siedmiu Boleści (serafitki); w roku 1893 Zgromadzenie Braci synów Matki Bolesnej; a w roku 1895 Zgromadzenie Sióstr Służebnic Matki Dobrego Pasterza. W roku 1856 sługa Boży Zygmunt Szczęsny Feliński, od roku 1862 arcybiskup metropolita Warszawski, założył w Petersburgu Zgromadzenie Sióstr Rodziny Maryi. Nadto w Polsce obecnie (1977) pracują następujące zakony pod wezwaniem Matki Bożej: Misjonarze Oblaci Najświętszej Maryi Niepokalanej, Księża Saletyni, Ojcowie Najświętszych Serc, Bracia Sługi Najśw. Maryi Panny, Siostry de Notre Damę, Siostry Loretanki, Siostry Prezentki, Siostry Wizytki, Córki Maryi Wspomożenia Wiernych (salezjanki). Siostry Maryi Apostolatu Katolickiego, Siostry Franciszkanki Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Siostry Matki Bożej Miłosierdzia i Siostry NMP Niepokalanej z Wrocławia.

A oto kilka bractw maryjnych w Polsce według czasu ich założenia: Bractwo Literackie N. M Panny (w. XV), M.B. Bolesnej (XVI), M. B. Różańcowej-(XVI), M. B. Szkaplerznej (XVII), M. B. Wniebowziętej (XVII), M. B. Częstochowskiej (XVII), Imienia Maryi (XVII), Opieki Maryi (XVII), 7 Boleści Maryi (XVII), M. B. Pocieszenia (XVII), Sodalicja Mariańska (XVII), Niepokalanego Poczęcia (XVIII), Zwiastowania (XIX), Serca Maryi (XIX), M. B. Nieustającej Pomocy (XIX), Królowej Polski (XIX), Dzieci Maryi (XIX) i bractwo Trzeźwości pod opieką N. M. Panny (XIX).

Sanktuaria maryjne w Polsce

Jest ich kilkaset — a więc tak wiele, że można by nimi obdzielić kilka krajów. Pod tym względem jesteśmy w czołówce wśród narodów chrześcijańskich. Wśród tych ponad 100 zostało na naszych ziemiach uroczyście koronowanych. W ostatnich 30 latach dokonano ponad 60 koronacji i rekoronacji (z tego sam ks. prymas kardynał Stefan Wyszyński — 51). To świadczy, że kult maryjny w naszym kraju stale wzrasta.

Matka Boża w literaturze polskiej

Profesor Bruchnalski wszystkich utworów, napisanych w Polsce wydanych drukiem ku czci Matki Bożej, naliczył do roku 1902 aż 3546 pozycji, nie włączając w to artykułów, jakie się w różnych czasopismach pokazały. A więc jest to liczba tak wielka, że mogłaby stanowić całą literaturę niejednego małego narodu. A przecież nowych pozycji doszło do naszych czasów bardzo wiele. Bolesław Żynda w iście benedyktyńskiej swojej pracy zebrał wykazy ponad 30 tysięcy pozycji o Najśw. Maryi Pannie, które ukazały się w druku czy też w ikonografii polskiej od r. 1900-1976. Jest to również znamienny wskaźnik żywego zainteresowania się osobą Maryi w Polsce i Jej kultu. Odnośnie literatury maryjnej wyszły w ostatnich latach antologie. Utwory te pokazywały się w początkach w języku łacińskim, potem od wieku XVI przeważnie w języku polskim. Jako pierwszy utwór w języku polskim podaje się hymn „Bogurodzica — Dziewica”, napisany według większej części krytyków w wieku XIII, a według niektórych wywodzący się nawet z czasów św. Wojciecha. Od wieku XIV pojawiają się pierwsze utwory maryjne w języku polskim w postaci pieśni, pisanych przez anonimowych autorów. Do na j pierwszych poetów, którzy zostawili wiersze ku czci Matki Bożej w wieku XVI zalicza się: bł. Władysława z Gielniowa (+ 1505), Mikołaja Husarskiego, Klemensa Janickiego i Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. Od wieku XVII po nasze czasy będzie ich tak wielu, że nie będzie niemal poety, który by Matce Bożej nie poświęcił chociaż wspomnienia. Antologia literacka wynosi kilkaset utworów. Gdy chodzi o najdawniejszą prozę, to najpierwsze ślady kultu Maryi spotykamy już w wieku X i XI w łacińskich żywotach: św. Wojciecha, św. Brunona i św. Pięciu Braci. Z początku wieku XII pochodzi „Modlitewnik Gertrudy”. Gertruda, córka księcia polskiego Mieszka II i Rychezy, otrzymała w prezencie „Psałterz łaciński” z wieku X. Na jego marginesach i wolnych kartkach wpisała w języku łacińskim kilkadziesiąt własnych modlitw. Wśród nich są przepiękne modlitwy do Matki Bożej. Ich przekład ukazał się w języku polskim po raz pierwszy dopiero w roku 1955 w Rzymie. Jego wydawcą i tłumaczem jest Walerian Meysztowicz. Od wieku XIII ukazują się: Mowy i kazania Marcina Polaka (+ 1279), Peregryna z Opola (+ 1322), Kazania Świętokrzyskie (XII, XIV), Kazania Gnieźnieńskie (w. XIV), Kazania Mateusza z Krakowa (f 1410), Jana Sczekny (+ l414), Mikołaja Pszczółki z Błonia (+ 1438), czy Jana Peterka z Szamotuł (+ 1519), który pisał kazania o Matce Bożej w języku polskim. Paweł z Pyczkowicz, kolega św. Jana Kantego (w. XV), zostawił pierwszy naukowy traktat mariologiczny. Rozprawy teologiczne o Najśw. Maryi Pannie pisali także: Stanisław Bieda z Łowicza (+ 1538), Stanisław Sokołowski (+ 1588) i Abraham Bzowski (+ 1637). Autorem „summy mariologicznej” jest o. Justyn Zapartowicz z Miechowa, dominikanin (+ 1649) w dziele o litaniach loretańskich.

Matka Boska w muzyce polskiej

Od wieku XIV pojawiają się w muzyce polskiej tłumaczenia sekwencji, hymnów i innych utworów gregoriańskich, liturgicznych. Powstają także wówczas pierwsze pieśni w języku polskim. Od wieku XV pojawia się w Polsce muzyka wielogłosowa (polifonia). Od tego też wieku znamy kompozytorów, którzy pisali utwory ku czci Matki Bożej. Był nim Mikołaj z Radomia. Zostawił on wśród 9 kompozycji liturgicznych również utwór „Magnificat” (ok. roku 1422). Sebastian z Felsztyna (w. XVI) zostawił wśród swoich utworów dwa ku czci Matki Bożej. W tymże wieku pisali utwory muzyczne o Matce Bożej: Mikołaj z Krakowa, Jan z Lublina, Jerzy Jan Liban z Legnicy, Wacław z Szamotuł, Cyprian Bazylik z Sieradza, Mikołaj Gomółka i Marcin Leopolita. Pomijamy późniejszych, gdyż jest ich zbyt wielka liczba.
Wśród arcydzieł wymienia się: Stanisława Moniuszki (+ 1872): „Cztery litanie ostrobramskie” oraz utwór „Madonna”, a przede wszystkim Karola Szymanowskiego (+ 1937): „Stabat Mater” (1926) i „Litania do Maryi Panny”.

Matka Boża w polskim malarstwie i rzeźbie

Najdawniejsze wizerunki Matki Bożej spotykamy od wieku XI (Ewangeliarz Emmeriański, Ewangeliarz Pułtuski i Sakramentarium Tynieckie; figury i płaskorzeźby w kościołach romańskich. Wiek XIV, XV i XVI zostawił nam szereg kościelnych obrazów i poliptyków, jak np. Poliptyk Grudziądzki z roku ok. 1390. Polip-tyk Toruński z roku ok. 1390, Tryptyk Krakowski (pocz. w. XV), Epitafium Wierzbięty z Branie (ok. 1425), Epitafium Jana z Ujazdu (1450), obraz Zwiastowania i Pokłon Trzech Króli z Ptaszkowa (1450), Pięta z roku ok. 1430 (Warszawa — Muzeum Narodowe) itd. Z tego wieku zachowało się po nasze czasy około pięćdziesięciu obrazów po kościołach, głównie jako ozdoby ołtarzy. Wiele z nich przedstawia wartość artystyczną wysokiej klasy.

Znacznie więcej z tego wieku zachowało się rzeźb. Największym i szczytowym arcydziełem jest ołtarz Wita Stwosza z lat 1477-1489, wykonany dla głównego ołtarza kościoła Mariackiego w Krakowie pt. Zaśnięcie Matki Bożej. Jest to arcydzieło na miarę światową, należące do unikalnych. Z dzieł malarskich późniejszych wypada wymienić: „Legendę o Matce Boskiej” Piotra Stachiewicza (+ 1938), zawierającą kilkanaście obrazów, oraz arcydzieło Jana Matejki (+ 1893) „Śluby Jana Kazimierza” (1889).

Śluby narodu

Pierwszy złożył je król polski, Jan Kazimierz l kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej przed cudownym obrazem M. Bożej Łaskawej. Szwedzi po bohaterskiej obronie Częstochowy zostali wyparci z południowych części kraju. Jednak północ była jeszcze w ręku wroga. Król nie chciał czekać z wypełnieniem obietnicy, że gdy jeszcze do kraju szczęśliwie powróci. Matkę Bożą ogłosi Królową Polski, weźmie w opiekę lud i będzie się starał ulżyć jego doli. Dlatego ślubowania złożył we Lwowie.

Przepięknie tę scenę przedstawił Henryk Sienkiewicz na kartach „Potopu” (powieść):

„Dzień był mroźny, jasny, drobniuchne źdźbła śniegu latały po powietrzu, błyszcząc na kształt iskier. Piechota łanowa lwowska i powiatu żydaczowskiego w półszubkach błękitnych, bramowanych złotem, i pół regimentu węgierskiego wyciągały się w długi szereg przed katedrą, trzymając muszkiety przy nogach... Pomiędzy tymi dwoma szpalerami płynął jak rzeka do kościoła tłum różnobarwny. Więc naprzód szlachta i rycerstwo, a za nią senat miejski z łańcuchami pozłocistymi na szyjach i ze świecami w ręku, a prowadził go burmistrz, słynny na całe województwo medyk, przybrany w czarną togę aksamitną i biret. Za senatem szli kupcy... cechy z chorągwiami... i tłum pospolity... Na koniec zaczęły zajeżdżać karety, lecz omijały główne drzwi, albowiem król, biskupi i dygnitarze kościelni mieli osobne wejście... Co chwilę wojsko prezentowało broń... Zajechał król z nuncjuszem Widonem, potem arcybiskup gnieźnieński z księciem Czartoryskim, potem ksiądz biskup krakowski, ksiądz arcybiskup lwowski, kanclerz wielki koronny, wielu wojewodów i kasztelanów...

Ze Mszą wyszedł nuncjusz apostolski Widon, przybrany na purpurze w ornat biały, naszywany perłami i złotem. Dla króla urządzono klęcznik między wielkim ołtarzem a stallami, przed klęcznikiem leżał rozpostarty dywan turecki. Kanonickie krzesła zajęli biskupi i świeccy senatorowie. Różnobarwne światła wschodzące przez okna w połączeniu z blaskiem świec, od których ołtarz gorzeć się zdawał, padały na twarze senatorskie, ukryte w cieniu kanonickich krzeseł, na białe brody, na wspaniałe postawy, na złote łańcuchy, aksamity, fiolety - rzekłbyś senat rzymski - taki w tych starcach majestat i powaga...

Majestat króla Jana Kazimierza padł wedle zwyczaju krzyżem i korzył się przed majestatem Bożym. Wreszcie wydobył ksiądz nuncjusz z cyborium kielich i zbliżył się z nim do klęcznika. Wówczas król podniósł się z jaśniejszą twarzą, rozległ się głos nuncjusza: Ecce Agnus Dei... i król przyjął komunię. Przez jakiś czas klęczał schylony; na koniec podniósł się, oczy zwrócił ku niebu i wyciągnął obie ręce. Uciszyło się nagle w kościele, tak że oddechów ludzkich nie było słychać. Wszyscy odgadli, że chwila nadeszła i że król jakiś ślub czynił. Wszyscy słuchali w skupieniu ducha, a on stał ciągle z wyciągniętymi rękoma, wreszcie głosem wzruszonym, ale jak dzwon donośnym, tak zaczął mówić: — «Wielka człowieczeństwa boskiego Matko i Panno! Ja, Jan Kazimierz, Twego Syna, Króla królów i Pana mojego, i Twoim zmiłowaniem król, do Twych najświętszych stóp przychodząc, tę oto konfederację czynię; Ciebie za patronkę moją i państwa mego Królową dzisiaj obieram. Mnie, Królestwo moje Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflandzkie i Czernichowskie, wojsko obojga narodów i pospólstwo wszystkie, Twojej osobliwej opiece i obronie polecam. Twojej pomocy i miłosierdzia w teraźniejszym utrapieniu królestwa mego przeciw nieprzyjaciołom pokornie żebrzę... ».

Tu król padł na kolana i milczał chwilę, w kościele cisza ciągle trwała śmiertelna, więc wstawszy dalej mówił: - A że wielkimi dobrodziejstwy Twymi zniewolony, przymuszony jestem z narodem polskim do nowego i gorącego służenia Tobie, moim, ministrów, senatorów, szlachty i pospólstwa imieniem. Synowi Twemu, Jezusowi Chrystusowi, Zbawicielowi naszemu, cześć i chwałę przez wszystkie krainy królestwa polskiego rozszerzać, czynić wolą, że gdy za zmiłowaniem syna Twojego otrzymam Wiktorię nad Szwedami, będę się starał aby rocznica w państwie mym odprawiała się solennie do skończenia świata, rozpamiętywaniem łaski Boskiej i Twojej, Panno Przeczysta!

Tu znów przerwał i klęknął. W kościele uczynił się szmer, lecz głos królewski wnet go uciszył i choć drżał teraz skruchą, wzruszeniem, tak dalej mówił jeszcze donośniej:

- A że z wielkim żalem serca mego wyznaję, dla jęczenia w opresji ubogiego pospólstwa oraczów, przez żołnierstwo uciemiężonego od Boga mego sprawiedliwą karę przez siedem lat w królestwie moim różnymi plagami trapiącą nad wszystkich ponoszę, obowiązuję się, iż po uczynionym pokoju starać się będę ze stanami Rzeczypospolitej usilnie, ażeby odtąd utrapione pospólstwo wolne było od wszelkiego okrucieństwa, w czym. Matko miłosierdzia i Pani moja, jakoś mnie natchnęła do czynienia tego votum, abyś łaską miłosierdzia u Syna Twego uprosiła mi pomoc do wypełnienia tego, co obiecuję.

Słuchało tych słów królewskich duchowieństwo, senatorowie, szlachta, gmin. Wielki płacz rozległ się w kościele, który naprzód w chłopskich piersiach się zerwał i z onych wybuchnął, a potem stał się powszechny. Wszyscy wyciągnęli ręce ku niebu, rozpłakane głowy powtarzały: «Amen»! amen! amen!» na świadectwo, że swoje uczucia i swoje vota ze ślubem królewskim łączą. Uniesienie ogarnęło serca i zbratały się w tej chwili w miłości dla Rzeczypospolitej i jej Patronki...”

W tej uroczystości, kiedy odmawiano Litanię Loretańską, nuncjusz papieski dodał wezwanie:

Królowo Polski, módl się za nami.

A jednak tak solennie danych przyrzeczeń nie dotrzymano. Dopiero Sejm Czteroletni w „Konstytucji 3 Maja” (3 V 1791) zobowiązał się ponownie wziąć stan chłopski pod szczególną opiekę. Było już jednak za późno. Wypadki polityczne pchnęły Polskę w długoletnią niewolę.

Odnowienie ślubowań jasnogórskich

Przygotowaniem do nich bliższym było wystaranie się Episkopatu Polski u Stolicy Apostolskiej o ustanowienie dorocznego święta Matki Boskiej Królowej Polski. Zezwolił na nie papież Benedykt XV w 1920 roku. Obecnie święto jest podniesione do rangi uroczystości. Wybrano jednak na jej obchód, nie datę l kwietnia, ale 3 maja, nawiązując w ten sposób do wielkich reform, uchwalonych w „Konstytucji 3 Maja’. Okazja tym stosowniejsza, że naród polski obchodził ten dzień jako narodowe święto.

Przygotowaniem były również masowe pielgrzymki na Jasną Górę Akcji Katolickiej i poszczególnych stanów, jakie miały miejsce po odzyskaniu wolności. Do najwięcej imponujących należała pielgrzymka młodzieży akademickiej dnia 24 maja 1936 roku. Przed tłumem ponad stotysięcznej rzeszy pielgrzymów defilowała masa 20 tysięcy młodzieży akademickiej z całego kraju, niosąc na swoich ramionach symbole swojej pracy i rejonów. A oto fragment ślubowań tejże młodzieży na wałach jasnogórskich:

„Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico! My, młodzież akademicka, z całej Polski zebrana, prawowierni spadkobiercy odwiecznej praojców pobożności, upadając do stóp Twoich Przenajświętszych, Ciebie, Matkę Bożą i Królową Korony Polskiej, obieramy na wieczne czasy za Matkę i Patronkę młodzieży akademickiej, i oddajemy pod Twoją przemożną opiekę wszystkie wyższe uczelnie i całą Polskę. Wsłuchani bowiem w mocarne głosy wielkiej przeszłości naszej, wpatrzeni w świetlane obrazy chwały narodowej, wierzymy mocno, że Ojczyzna miła wtedy tylko potężną i szczęśliwą będzie, gdy przy Tobie i Synu Twoim jako córka najlepsza wytrwa na wieki. Przyrzekamy przeto i ślubujemy, że wiary naszej bronić i według niej rządzić się będziemy w życiu naszym osobistym, rodzinnym, społecznym, narodowym, państwowym. Przyrzekamy i ślubujemy, że z wielką usilnością szerzyć będziemy cześć i nabożeństwo dla Ciebie; że każdego roku w uroczystej pielgrzymce przychodzić będziemy na Jasną Górę jako wybrani Synowie Twoi do stóp Matki naszej umiłowanej. Tak nam dopomóż Bóg i Ty Bogarodzico Dziewico, Bogiem sławiona, Maryjo! Maryjo, Patronko młodzieży akademickiej, módl się za nami".

31 października 1943 roku papież papież Pius XII dokonał poświęcenia całej rodziny ludzkiej Niepokalanemu Sercu Maryi. Zachęcił równocześnie wielki papież, aby tegoż aktu oddania się dopełniły wszystkie chrześcijańskie narody. Episkopat Polski uchwalił, że dnia 7 lipca 1946 roku aktu poświęcenia dokonają wszystkie katolickie rodziny polskie; dnia 15 sierpnia — wszystkie diecezje, a dnia 8 września tegoż roku cały naród polski. Na Jasnej Górze zebrało się ok. miliona pątników z całej Polski. W imieniu całego narodu i Episkopatu Polski akt ślubowań odczytał uroczyście kardynał August Hlond (salezjanin).

26 sierpnia 1956 roku Episkopat Polski dokonał aktu odnowienia ślubów jasnogórskich, które przed trzystu laty złożył król Jan Kazimierz. Prymas Polski był wtedy w więzieniu. Symbolizował go pusty tron i wiązanka biało-czerwonych kwiatów. Po sumie pontyfikalnej odczytano przez prymasa ułożony akt odnowienia ślubów narodu. W odróżnieniu od ślubowań międzywojennych akt ślubowania dotykał bolączek narodu, które uznał za szczególnie niebezpieczne dla jego chrześcijańskiego życia. Ślubowania te zawierały równocześnie przyrzeczenie bezwzględnej walki z nimi. Streszczały się one w haśle końcowym: „Stać na straży budzącego się życia! Stać na straży nierozerwalności małżeństwa i bronić godności kobiety! Walczyć z rozwiązłością i pijaństwem!". Tak więc śluby jasnogórskie z roku 1956 miały charakter programu, stały się dla katolickiego narodu zadaniem. Równocześnie Episkopat Polski wobec ponad milionowej rzeszy pielgrzymów ogłosił rozpoczęcie Wielkiej Nowenny do obchodów Millenium, czyli Tysiąclecia Chrztu Polski (966-1966). Wytyczono program specjalnych nabożeństw i kazań okolicznościowych oraz wskazań konkretnych dla wypełnienia ślubów jasnogórskich. Ogłoszono również, że obraz Matki Boskiej Częstochowskiej (kopia), pobłogosławiony przez Ojca świętego, będzie odbywał pochód, nawiedzenie (peregrynację) całego kraju we wszystkich diecezjach i parafiach Polski. Jako naczelne hasło świętych lat przygotowania. Episkopat rzucił: „Ślubujemy dochować wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi świętemu, Pasterzom i Ojczyźnie naszej".

5 maja 1957 roku aktu ślubowania dokonały wszystkie parafie. Równocześnie rozpoczęła się w Polsce zapowiedziana peregrynacja.

Finałem Wielkiej Nowenny było oddanie się w święte niewolnictwo: całego narodu polskiego, diecezji, parafii, rodzin i każdego z osobna (1965), tak aby Maryja mogła rozporządzać swoimi czcicielami dowolnie ku ich większemu uświęceniu, dla chwały Bożej i dla królestwa Chrystusowego na ziemi.

3 maja 1966 roku prymas polski, kardynał Stefan Wyszyński, w obecności Episkopatu Polski i tysięcznych rzesz oddał w macierzyńską niewolę Maryi, za wolność Kościoła, rozpoczynające się nowe tysiąclecie Polski.

Na zakończenie roku jubileuszowego 1975 kardynał Prymas Polski, Stefan Wyszyński, w imieniu Episkopatu Polski wręczył papieżowi. Pawłowi VI, list-petycję, aby na zakończenie tegoż roku świętego Ojciec święty raz jeszcze w sposób uroczysty poświęcił Matce Bożej cały rodzaj ludzki.

Na rozpoczęcie nowego tysiąclecia chrześcijańskiej Polski Episkopat Polski rzucił hasło: „Pomocników Maryi” dla podkreślenia, że sługa Maryi i Jej czciciel nie chce być w Jej ręku li tylko ślepym narzędziem, ale apostołem, czującym współodpowiedzialność za losy królestwa Bożego na ziemi oraz za zbawienie dusz nieśmiertelnych, tak drogim okupem piekłu wydartych.

TEKST AKTU ŚLUBOWANIA KRÓLA JANA KAZIMIERZA

Podaliśmy tekst ślubowań króla Jana Kazimierza w opisie naszego nieśmiertelnego powieściopisarza Henryka Sienkiewicza. A oto tekst autentyczny, w przekładzie polskim, wyjęty z dzieła o. Augustyna Kordeckiego „Nowa Gigantomachia”:

„Wielka Boga-Człowieka Matko, Dziewico Najświętsza! Ja, Jan Kazimierz, za łaską Syna Twojego, Króla królów a Pana mojego, i Twoim zmiłowaniem król, do Przenajświętszych stóp Twych upadłszy. Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samo siebie, jak i moje Królestwo Polskie, Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflandzkie, Smoleńskie, Czernichowskie, oraz wojska obu narodów i wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam; Twej pomocy i miłosierdzia w tym klęsk pełnym i nieszczęsnym Królestwa mego stanie, przeciw nieprzyjaciołom świętego Rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam. A ponieważ wielkimi dobrodziejstwami Twoimi zniewolony pałam wraz z narodem moim nowym a żarliwym pragnieniem poświęcenia się Twej służbie, ślubuję zatem, tak moim, jak senatorów i ludów moim imieniem. Tobie i Twojemu Synowi, Panu naszemu, Jezusowi Chrystusowi, że po wszystkich krajach Królestwa mego cześć i nabożeńswo ku Tobie usilnie rozszerzać będę. Skoro zaś za potężnym wstawiennictwem Twoim, a Syna Twego wielkim umiłowaniem, nad wrogami, a przede wszystkim nad Szwedem odniosę zwycięstwo, ślubuję, iż postaram się u Stolicy Apotolskiej, aby na podziękowanie Tobie i Twemu Synowi, dzień ten corocznie, uroczyście i to po wieczne czasy był obchodzony: oraz dołożę starania wraz z biskupami mego Królestwa, aby to, co przyrzekam, przez ludy moje wypełnione zostało. Gdy zaś z wielką żałością serca mego wyznaję, że za jęki i ucisk ludu wiejskiego spadły na Królestwo moje z rąk Syna Twojego różne plagi, zarazy, wojny i inne nieszczęścia przez to siedmiolecie, przyrzekam nadto i ślubuję, że po nastaniu pokoju starać się będę usilnie, wraz ze wszystkimi stanami, aby lud Królestwa mego od wszelkich niesprawiedliwych ciężarów i ucisku wyzwolony został. Ty zaś, o najlitościwsza Królowo i Pani, jakoś mnie raczyła natchnąć myślą mego ślubu, tak racz mi wyprosić łaskę u Syna Swego do jego wykonania".

Królowo Korony Polskiej...

Od niedawna obchodzimy przywrócone po upadku komunizmu w Polsce święto 3 maja w nowej formie, w nowej treści, jako święto państwowe i dzień wolny od pracy. Tego dnia oddajemy cześć Matce Boskiej Królowej Korony Polskiej oraz przypominamy uchwalenie Konstytucji 3 maja. Nastąpiło tu ciekawe połączenie pierwiastka religijnego i narodowego.

Kult maryjny na ziemiach polskich przez wieki rozwijał się żywiołowo. Szczególnym miejscem tego kultu stała się Jasna Góra z cudownym obrazem Czarnej Madonny. Tu przybywali pielgrzymi nie tylko z Polski, ale i z krajów ościennych. Wyrazem wyjątkowej czci, jaką otaczany był obraz Maryi na Jasnej Górze, były pielgrzymki królów. Rozpoczynający panowanie monarchowie przybywali do sanktuarium, aby swe rządy królewskie oddać pod opiekę Maryi, uznać Jej zwierzchnictwo i przyznać tytuł Królowej nad królami. Za przykładem królów wędrowali ku Jasnej Górze hetmani i rycerstwo, by oddać się w opiekę Maryi jako Królowej. Wszystkie stany czciły Częstochowską Madonnę jako Patronkę i Królową. Paulin o. Dionizy Łobżyński już w 1642 roku trafnie wyraził tę świadomość narodu, nazywając Maryję Jasnogórską „Królową Polski, Patronką bitnego narodu, Patronką naszą, Królową Jasnogórską, Królową niebieską, Panią naszą dziedziczną”.

Nadeszły ciężkie chwile najazdu szwedzkiego. Wojska Karola Gustawa opanowały kraj, a król musiał szukać schronienia poza jego granicami. W chwilach całkowitego zwątpienia znów z Jasnej Góry powiało nadzieją. Ta niewielka twierdza pod wodzą o. Augustyna Kordeckiego stawiła zbrojny opór szwedzkiej nawałnicy. Zwycięstwo nad Szwedami przypisywano wstawiennictwu Maryi. Bohaterska obrona Jasnej Góry zachęciła Polaków do walki z najeźdźcą. Wielu, na wiadomość o zaatakowaniu świętego miejsca Polaków - Jasnej Góry, odstępowało od Szwedów i wracało pod władzę prawowitego króla Jana Kazimierza. Król wrócił z wygnania i 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej złożył śluby, w których ogłosił Matkę Bożą Królową Korony Polskiej, oddając Jej w opiekę terytorium swego państwa, wojsko i wszystkich obywateli. Wówczas na życzenie króla do Litanii Loretańskiej dodano wezwanie: Królowo Korony Polskiej, módl się za nami. 8 września 1717 roku cudowny obraz Jasnogórskiej Madonny został ukoronowany koronami papieskimi. Była to pierwsza koronacja wizerunku Matki Boskiej, która odbyła się poza Rzymem. Propagowaniem kultu Maryi Królowej Korony Polskiej zajęło się, założone w 1730 roku, specjalne Bractwo Królowej Korony Polskiej. Tytuł Maryi Królowej Korony Polskiej stał się powszechny i oficjalnie uznany, o czym świadczy zapis konstytucji sejmowej z 1764 roku: „Rzeczpospolita Polska stwierdza, że jest do swojej Najświętszej Królowej Maryi Panny w Obrazie Częstochowskim cudami słynącym zawsze nabożna i Jej protekcji w potrzebach doznająca”.

Kult Królowej Korony Polskiej stał się bardzo aktualny po rozbiorach Polski. Polacy zaczęli przypominać sobie niezrealizowane w pełni śluby Jana Kazimierza. Powróciła do nich emigracja polska we Francji, pod przewodnictwem ks. A. Jełowieckiego, w 1854 r. oraz środowiska Lwowa i Krakowa, głównie z inicjatywy biskupów Józefa Bilczewskiego i Józefa Pelczara. Kult Królowej Korony Polskiej odegrał wielką rolę w pracy nad budzeniem poczucia i świadomości narodowej. Zaborcy doceniali znaczenie tego kultu i rozpoczęli walkę z jego propagowaniem. Na przykład monarchia austro-węgierska środkami administracyjnymi próbowała nie dopuścić do propagowania tego tytułu maryjnego na terenie Galicji. Rozpoczęto od usuwania wezwania „Królowa Korony Polskiej” z wszelkich wydawnictw i modlitewników nadsyłanych do Krakowa i okolicy. W 1792 roku zawiadomiono drukarzy, że wezwanie „Królowa Korony Polskiej” należy zastąpić tytułem „Królowa Galicyjska”. Rosja wydała walkę obrazkom Matki Boskiej Częstochowskiej, propagowanym na terenie Podlasia przez biskupa Beniamina Szymańskiego. Jednak najbardziej rygorystyczne przepisy wprowadziły Prusy. Walczono z pielgrzymkami do Częstochowy, usuwano z bibliotek publikacje o Królowej Korony Polskiej, ścigano procesami posiadanie i rozpowszechnianie obrazu jasnogórskiego. Komisarze obwodowi wypytywali sołtysów, czy księża odmawiając Litanię Loretańską pomijają wezwanie „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”. Jeszcze w 1903 roku sąd bytomski nakazał zniszczenie matryc książek, zawierających te niebezpieczne dla państwa pruskiego słowa.

Rozwijający się kult Królowej Korony Polskiej przyczynił się do ustanowienia specjalnego święta maryjnego związanego z tym tytułem. Przyczyniło się do tego Bractwo Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej, powstałe we Lwowie i poświęcające pierwszą niedzielę maja modlitwom dziękczynnym za opiekę Maryi nad Polską. Inicjatywę poparł arcybiskup Józef Bilczewski, a papież Pius X w 1909 r. ustanowił święto Królowej Korony Polskiej dla diecezji lwowskiej i przemyskiej, polecając obchodzić je w pierwszą niedzielę maja. W 1914 r. obchody przeniesiono z pierwszej niedzieli maja na 2 maja. Starania Episkopatu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości skłoniły Świętą Kongregację Obrzędów w 1924 r. do przeniesienia tego święta na 3 maja. W 1925 roku rozciągnięto je na wszystkie diecezje polskie. W ten sposób doszło do połączenia świętowania rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja oraz święta Królowej Korony Polskiej.

Po napaści w 1939 roku Niemiec na Polskę obchodzenie święta Królowej Korony Polskiej znów zostało zakazane. Po drugiej wojnie światowej nowe władze Polski Ludowej nie uznawały święta 3 maja. Obchodzono je tylko w liturgii kościelnej. Było to dalej święto tylko kościelne. Dopiero upadek komunizmu w naszej ojczyźnie umożliwił przywrócenie mu rangi święta państwowego.

 

4 maj - Uparty jak chrześcijanin - św. Florian

Dla Chrystusa warto poświęcić wszystko, nawet życie...

Starożytny legionista w lśniącej zbroi z niewielkim wiaderkiem w dłoni, gaszący wielki pożar – któż dziś nie zna popularnych wizerunków św. Floriana, patrona przede wszystkim strażaków i hutników.

Niewiele wiadomo o życiu św. Floriana. A i to, co wiadomo, może być tylko legendą, ponieważ pierwsze spisane wzmianki o nim pochodzą z VIII wieku. Według tych podań, św. Florian żył na przełomie III i IV wieku w rzymskiej prowincji o nazwie Noricum. Podobno urodził się w miejscowości Cettia. Dziś nazywa się ona Zeiselmauer i leży na terenie Austrii. Panował wówczas cesarz Dioklecjan, który zasłynął jako okrutny prześladowca chrześcijan.

Florian prawdopodobnie był żołnierzem, dowódcą oddziału. Był też chrześcijaninem. Kiedy dowiedział się, że cesarski namiestnik prowincji Akwilinius w Lauriacum uwięził 40 chrześcijan, przybył do więźniów, by im jakoś pomóc. Niektórzy hagiografowie twierdzą, że chciał potajemnie uwolnić, ale sam został schwytany i znalazł się w niebezpieczeństwie.

Namiestnik przekonywał Floriana, by wyparł się swojej wiary i złożył ofiarę pogańskim bogom. Bezskutecznie, bo Florian był przekonany, że dla Chrystusa warto poświęcić wszystko, nawet życie. Wtedy kazał ubiczować upartego żołnierza, a następnie poszarpać jego ciało żelaznymi kolcami. Jeszcze żył, gdy do szyi przywiązano mu kamień i z mostu zrzucono do rzeki Anizy. Według tradycji stało się to 4 maja 304 roku. Legenda głosi, że młody żołnierz, który strącił Floriana do wody, nagle stracił wzrok.

W nocy niewiasta o imieniu Waleria miała widzenie. We śnie miał się jej ukazać sam Florian i wskazać miejsce, w którym znajdowało się jego ciało. Rankiem Waleria zaprzęgła do wozu woły i pojechała nad rzekę szukać zwłok męczennika. Osłaniał je orzeł skrzydłami rozpiętymi w kształcie krzyża. Kobieta wyłowiła ciało Floriana z wody i potajemnie pochowała na wskazanym przez niego miejscu. Nie udało się utrzymać zbyt długo tajemnicy. Wkrótce w miejscu pochówku Floriana zaczęły dziać się cuda, powstała miejscowość o nazwie St. Florian, a kiedy prześladowanie chrześcijan ustało, wybudowano kościół i klasztor pw. św. Floriana.

Jak św. Florian został patronem strażaków? Ma to związek z relikwiami Świętego, przywiezionymi w XII w. do Polski. Kiedy w XVI w. na krakowskim Kleparzu wybuchł pożar, widziano św. Floriana gaszącego ogień zagrażający kościołowi pod jego wezwaniem, wybudowanemu wkrótce po sprowadzeniu jego relikwii. Wtedy zaczęto czcić go jako patrona chroniącego od pożaru, a strażacy wybrali go na swego orędownika. Z czasem św. Floriana za patrona zaczęli uważać także przedstawiciele innych zawodów, którzy w swojej pracy ocierają się o ogień, a więc hutnicy, metalowcy i kominiarze.

 

5 maj - Przewodnik na drogach życia duchowego - św. Stanisław Kazimierczyk

Stanisław Sołtys urodził się 27 września 1433 roku w Kazimierzu. Wówczas osobnym mieście, dziś zaś dzielnicy Krakowa - stąd też przydomek brzmiący Kazimierczyk.

Jego rodziców zaliczyć można do stanu mieszczańskiego. Ojciec Maciej był tkaczem, który sprawował także urzędy sędziego i rajcy.

Pierwsze nauki było dane późniejszemu błogosławionemu pobierać w szkole parafialnej przy kościele Bożego Ciała. Po ukończeniu studiów na Akademii Krakowskiej - zakończonych doktoratem z teologii - wstąpił w 1456 roku do zgromadzenia Kanoników Regularnych Laterańskich. Miało ono zostać założone na specjalną prośbę królowej Jadwigi.

Stanisław został kapłanem około roku 1463. Wśród jego obowiązków wymienić można takie, które wiążą się ze sprawowaniem funkcji kaznodziei, spowiednika, lektora, czy też magistra nowicjuszów. Szczególną troską otaczał jednak przede wszystkim chorych i ubogich mieszkańców XV-wiecznego Krakowa. Każdego tygodnia pielgrzymował także na grób swego patrona, świętego Stanisława.

Na głoszone przez niego homilie ściągać miały tłumy wiernych – wśród nich najznamienitsi dostojnicy ówczesnej stolicy Polski. „Błyszczał wieloma cnotami” – napisał o nim jeden z hagiografów. Podczas kazań „mową swoją łagodną i słodkim językiem bojaźń Bożą wmawiał z wielkim pożytkiem”, choć też w czasie swych wystąpień publicznych nie zawsze „był pochlebny, ale śmiele w pospolitości grzechy ludzkie ganił”.

Zmarł 3 maja 1489 roku. Pochowano go w kościele Bożego Ciała, który wkrótce potem stał się ośrodkiem kultu. Warto zaznaczyć, że już od XVII określano Stanisława Kazimerczyka, jako błogosławionego. W latach ’70 XX wieku kardynał Karol Wojtyła powołał Komisję Historyczną, która zebrać miała dokumenty świadczące o świętości Kazimierczyka.

Ostatecznie jego kult został zaaprobowany w Rzymie 18 kwietnia 1993 roku przez papieża Jana Pawła II, który stwierdził, iż błogosławiony Stanisław Kazimierczyk „dla wielu był przewodnikiem na drogach życia duchowego”.

„Nietrudno zauważyć, że XV-wieczny Kraków to miasto ludzi wielkich umysłem i duchem” – pisał tuż po beatyfikacji Kazimierczyka ksiądz Kazimierz Sowa na łamach „Gościa Niedzielnego”, w artykule zatytułowanym „Apostoł Krakowa”. Gdybyśmy spojrzeli na znajdujący się w krakowskiej świątyni Bożego Ciała obraz, którego autorem jest Łukasz Porębski, uzyskalibyśmy potwierdzenie słów księdza Sowy.

To pochodzące z 1628 roku malowidło nosi tytuł "Felix saeculum Cracoviae" - co tłumaczy się jako „szczęśliwy wiek Krakowa”. Przedstawia ono błogosławionego Stanisława Kazimierczyka w otoczeniu świętego Jana Kantego, błogosławionego Szymona z Lipnicy, błogosławionego Świętosława Milczącego oraz sługi bożego Michała Giedroycia. W rzeczywistości wszyscy ci wybitni duchowni serdecznie się przyjaźnili, nie przypadkowo więc Porębski wspólnie ukazał ich na obrazie swego pędzla.

19 grudnia 2009 roku Benedykt XVI podpisał dekret o cudzie za wstawiennictwem Stanisława Kazimierczyka. Kanonizacja odbyła się w Watykanie 17 października 2010 roku.

6 maj. Porwanie św. Filipa

Apostoł się wygłupił, wyskoczył jak… Filip z konopi. Czytając o nim, słyszę wyraźnie: Marcinie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Boli.

Kłopotliwa sytuacja. Zewsząd napierają tłumy, głośno domagając się czegoś do jedzenia. Żartowanie z takimi ludźmi grozi śmiercią lub trwałym kalectwem. Jezus widząc, co się święci, pyta Filipa: „Skąd kupimy chleba, by się posilili?” – Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, by każdy z nich mógł choć trochę otrzymać – racjonalnie wypala apostoł. Chwilę później biegnie zdumiony ku głodnemu tłumowi z kawałkiem chleba i rybki. Czy czuje się upokorzony? Mógł się domyśleć, że Jezus chciał sprawdzić jakość jego zawierzenia. W Biblii czytamy przecież: „A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić”. Apostoł się wygłupił, wyskoczył jak… Filip z konopi. Okazał się niedowiarkiem. Innym razem z błyskiem w oku zawołał: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. I znów usłyszał słowa, które podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. – Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? – Zakłuło go serce. Jeszcze Go nie rozpoznał?

W Ewangeliach porusza mnie droga do wiary. Przechodzą ją wszyscy apostołowie. Piotr, widząc po raz pierwszy Jezusa krzyczy: „Odejdź!”, upomina Go na boku i słyszy: „Zejdź mi z oczu szatanie”; tonie na środku jeziora; smacznie śpi na górze Tabor i w Ogrójcu, oburza się: „Nie będziesz mi nóg umywał!”, trzykrotnie zapiera się Mistrza. Zostaje Skałą. Podobną drogę przebył Filip. Szedł nią tak długo, aż rozpoznał logikę Pana Boga. Słysząc absurdalne zdanie: Idź na drogę, która prowadzi z Jerozolimy do Gazy: jest ona pusta – wstał i poszedł. Nie zadawał zbędnych pytań.

Skoro kilka chlebów wystarczyło, by nakarmić zgłodniały tłum, może coś wydarzy się i na pustej drodze? Spotkał na niej etiopskiego dworzanina. Ochrzcił go, a gdy wychodzili z wody: „Duch Pański porwał Filipa i dworzanin już nigdy go nie widział”. Genialne zdanie! Filip zostaje porwany. Przypomina to inną biblijną opowieść. Gdy Daniel znalazł się w jaskini pełnej lwów, nieznany bliżej prorok Habakuk przygotował sobie właśnie polewkę i rozdrabiał w naczyniu chleb. „Nagle anioł ujął go za wierzch głowy i niosąc za włosy, przeniósł go do Babilonu na skraj jamy z prędkością wiatru”. Prorok nakarmił swą zupą Daniela.

Spotkałem kilka osób porwanych przez Ducha. Wychodzili na puste drogi, kompletnie nie wiedząc, co na nich zastaną. Po wniebowstąpieniu Pana Filip pełen ognia ruszył do Azji Mniejszej. Zginął w Hierapolis na krzyżu przypominającym literę T. Czytając o nim, słyszę wyraźnie: Marcinie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Boli.

7 maja. Błogosławiona Gizela i jej podróż z Bawarii na Węgry

Urodziła się w okolicach Ratyzbony około roku 985. Była córką księcia Bawarii, Henryka Kłótnika i Gizeli Burgundzkiej, a co za tym idzie siostrą późniejszego cesarza Henryka II Świętego.

 

W dzieciństwie jej nauczycielem miał być święty Wolfgang z Ratyzbony. W bardzo młodym wieku została żoną Stefana, pierwszego króla Węgier, którego także potem kanonizowano.

To właśnie Wolfgang, który wcześniej sam był misjonarzem na Węgrzech, przygotowywać miał i zachęcać 10-letnią Gizelę, by udała się do Ostrzyhomiu. Tam - na dwór leżącego w Kotlinie Panońskiej państwa - często zaglądali zmierzający do Jerozolimy pątnicy.

Niektóre źródła podają, że wielkim orędownikiem tego małżeństwa był również święty Wojciech. To właśnie on udzielić miał - zgodnie z legendą – sakramentu chrztu lub bierzmowania świętemu Stefanowi. Dziennikarka Bayerischer Rundfunk, Elke Endraß, wysunęła nawet tezę, że Węgry najpewniej nie stałyby się monarchią gdyby właśnie nie Gizela. Fakt, iż wywodziła się ona z niemieckiej arystokracji, był kluczowym dla papieża Sylwestra II, podczas udzielania zgody na koronację Stefana. Uroczysta intronizacja dotyczyła zresztą obojga małżonków, czym chciano podkreślić, że królowa Gizela będzie nie tylko współmałżonką, ale i współrządzącą.

Doszło wtedy zarazem do szczególnego pojednania pomiędzy tymi dwoma narodami. Nieco wcześniej, w 955 roku w Bawarii miała miejsce krwawa bitwa na Lechowym Polu, w której starły się wojska Madziarów z dowodzonym przez króla Ottona I rycerstwem niemieckim. W roku 1001 Niemka Gizela i Węgier Stefan stali się zgodną parą królewską, zaś pomiędzy obydwoma państwami zapanował pokój.

Synem Gizeli i Stefana był święty Emeryk, który podczas polowania, został stratowany przez dzika i zmarł. Zatem dopiero co powstałe królestwo pozostało bez następcy trony. Po śmierci Stefana w 1038 nowym królem został syn doży weneckiego Piotr Orseolo. Podczas jego panowania kraj był targany wewnętrznymi konfliktami i powstaniami, mającymi na celu przywrócenie pogaństwa. Gizelę traktowano w tamtym okresie, jak więźnia i dopiero około 1045 roku z niewoli na Węgrzech wybawił ją Henryk III.

Po powrocie do Niemiec owdowiała monarchini wstąpiła do klasztoru benedyktynek w Niedernburgu, gdzie została przełożoną zgromadzenia. Funkcję tę pełniła aż do swej śmierci w drugiej połowie XI stulecia.

W ogromnej mierze przyczyniła się Gizela do chrystianizacji Węgier poprzez fundowanie licznych klasztorów i kościołów. To właśnie ona miała najbardziej zabiegać o to, by w Veszprem powstał katedra. Także cały system rodzącej się wtedy państwowości zawdzięczają Węgry jej i przybyłym wraz z nią z Bawarii dostojnikom.

Grób błogosławionej Gizeli w Niedernburgu był miejscem szczególnego kultu i pielgrzymek. Dziś do najcenniejszych pamiątek po węgierskiej królowej, zalicza się 45-centymetrowy, pozłacany krzyż, który ufundowała po śmierci swej matki. Obecnie znajduję się on w Monachium, w skarbcu Münchner Residenz.

8 maja. Przykład chrześcijańskiego męstwa - św. Stanisław ze Szczepanowa

Wiele przesławnych czynów opromienia swoim blaskiem dzieje Polski, a jednak w pamięci pokoleń na zawsze pozostanie imię świętego Stanisława, sławnego orędownika waszej Ojczyzny. Jest on chlubą i ozdobą Kościoła w Polsce, bo chwałą męczeństwa uświęcił początki chrześcijaństwa w waszym kraju.

 

Potrzeba Wam było takiego pasterza, oddającego swoje życie za owce w obronie wiary i obyczajów chrześcijańskich, by jego krew użyźniła zasiane wśród Was ziarno Ewangelii.

Ten biskup krakowski, którego powołała Boża Opatrzność, pozostawił nam doskonały przykład chrześcijańskiego męstwa. Święty Stanisław żył tylko dla Boga, całkowicie oddany ludziom i trosce o powierzoną sobie owczarnię, za przykładem Boskiego Pasterza, który był mu wzorem aż po ostatnie dni życia. Nie szczędził trudów, nie zrażał się żadnymi przeszkodami, byle tylko obyczaje społeczeństwa i jednostek oprzeć na zasadach Ewangelii. Nie cofnął się nawet i wtedy, gdy ściągnął na siebie gniew króla Bolesława, któremu wypominał jego zgubne postępowanie. Ten bezbożny tyran mógł się srożyć na biskupa, targnąć na jego życie, nie mógł jednak złamać ducha. Bo ów niezłomny Pasterz chętnie oddał w ofierze swe życie, aby się nie sprzeniewierzyć nakazom swego obowiązku, a swoim wiernym pozostawił przykład niezachwianej stałości, którą uwieńczył palmą męczeństwa.

Ta niegodziwa zbrodnia wstrząsnęła sumieniami wiernych, a oburzenie ludu było tak wielkie, że jak podaje tradycja, jej sprawca musiał opuścić królestwo i udać się na wygnanie. Znamienny to dowód wielkiej miłości i czci, jaką wasi ojcowie żywili względem swego biskupa. Te uczucia nie osłabły z biegiem lat; dziś jeszcze z wielką radością stwierdzamy, jak dalece są one żywe, a słodkim uczuciem napełnia Nas nadzieja, że teraz wzmocnią się i rozwiną.

Z Wami jest Chrystus i Jego moc zwycięska, a zatem bez lęku i śmiało trwajcie w boju dla Pana. Niech wasza wiara będzie jak skała, której nic skruszyć nie zdoła, niech waszej miłości nie przyćmi żadna ludzka niegodziwość, a wasza nadzieja niech jaśnieje nawet i wtedy, gdy wszystko wokoło zdaje się walić i upadać. Niech ona Was wspiera i da Wam patrzeć w przyszłość z niezachwianą ufnością. Czegóż macie się lękać? „Kościół święty potrafi wzrastać wśród cierpień, a pośród zniewag nie zbaczać z prostej drogi; nie przygnębią go przeciwności, nie odurzą powodzenia; w pomyślności umie zachować pokorę, w trudnościach z nadzieją spoglądać ku niebu".

św. Grzegorz VII

Pamiętajcie o tym, że wzywa Was do swoich szeregów Bóg żywy; grzech i śmierć są wydane na zagładę, a zatknięte zostaną zwycięskie sztandary prawdy i miłości. Dlatego zwracamy się do każdego z Was słowami św. Ignacego Antiocheńskiego wypowiedzianymi do Polikarpa: "Bądź odporny jak uderzone kowadło". Albowiem podjęte przez Was ogromne trudy przyniosą wielkie owoce.

Pius XII († 1958)

Pysze nie pozwolił w sercu panować... Choć nad wszystkimi wyniesiony... dla Chrystusa starał się być sługą. Na jęk ubogich nie zatykał uszu; uciśnionych, którzy znikąd nie mieli pomocy, ratował z rąk gwałtowników; wdowy, nieletnich i sieroty utrzymywał jałmużną... Troskliwie rządził poruczonym sobie Kościołem... Jako zwolennik reformy kościelnej... gorąco pragnął czystości u kapłanów i swym przykładem zachęcał do świątobliwego życia. Głosił, że urząd biskupa nie polega na bogactwie, ale na praktykowaniu cnót.

Wincenty z Kielc (XIII w.)

Pierwszy z Polaków o daleko sławny męczennik Chrystusa, a Patron i obrońca twój, zacny polski narodzie, do czytania się tego żywota, który ma w sobie wielki nad inne pożytki, wzywa... Bo jako na własnej, przyrodzonej ziemi osadzony szczep prędzej się krzewi, bujniej rośmnie i plenny owoc daje – tak żywot ten wielkiego Stanisława na tobie, któraś jest, własna ziemia jego, szczepiony, prędsze i dalsze pożytki owoców zbawiennych puścić może.
ks. Piotr Skarga († 1612)

Źródła i dokumentacje odnośnie św. Stanisława biskupa

Najdawniejszym i pierwszym źródłem do żywotu św. Stanisława, biskupa, są roczniki, czyli notatki według kolejności lat o najdawniejszych wydarzeniach, które za czasów arcybiskupa Arona (+1059) zostały przywiezione do Krakowa i które kontynuowano, oraz Katalog Biskupów Krakowskich. W obu tych dokumentach znajdują się daty rządów św. Stanisława i wiadomość o translacji jego ciała. O św. Stanisławie pisze pierwszy historyk polski, Anonim, zwany potocznie Gallem (ok. 1112), i obszernie bł. Wincenty Kadłubek (+ 1223), który jako biskup krakowski mógł mieć informacje bliższe o swoim poprzedniku.

Pierwszy, właściwy żywot św. Stanisława, biskupa, napisał dominikanin, Wincenty z Kielc, ok. 1240 roku, który służył jako podstawa do kanonizacji naszego męczennika.


Dane biograficzne o św. Stanisławie

Są one niestety nader skromne. Data urodzin Świętego nie jest znana. Należałoby ją zapewne postawić w latach 1030-1035. Podawane imiona rodziców: Wielisław i Małgorzata lub Bogna nie są pewne. Święty miał pochodzić z rodu Turzynów, mieszkających we wsi Raba i Szczepanów koło Bochni w ziemi krakowskiej. Wioska Szczepanów miała być własnością rodziny Stanisława i tam miał być grodek do niej należący. We wsi znajdują się dzisiaj dwa kościoły: Św. Marii Magdaleny, fundacji Jana Długosza (1470), połączony z nowym (1914), i Św. Stanisława Biskupa (1781), oraz drewniana kaplica, wystawiona na domniemanym miejscu urodzenia św. Stanisława (w. XIX). Wieś jest oddalona na wschód od Krakowa ok. 70 km, a od Brzeska ok. 13 km (na północ). Kolumna z figurą św. Stanisława przypomina, gdzie jesteśmy. Parafia należy obecnie do diecezji tarnowskiej.

Swoje pierwsze studia odbył Stanisław zapewne w domu rodzinnym, potem być może w Tyńcu w klasztorze benedyktyńskim. Nie jest wykluczone, że dalsze studia odbywał zwyczajem ówczesnym gdzieś za granicą. Wskazuje się najczęściej na słynną szkołę katedralną wówczas w Leodium (Liege w Belgii), czy również Paryż. Święcenia kapłańskie otrzymał ok. roku 1060.

Po powrocie do kraju biskup krakowski, Lambert Suła, mianuje św. Stanisława kanonikiem katedry. Na zlecenie tegoż biskupa założył św. Stanisław, jak się przypuszcza, Rocznik Krakowski, czyli rodzaj kroniki katedralnej, w której notował ważniejsze wydarzenia z życia krakowskiej diecezji. Po śmierci Lamberta (1070) Stanisław zostaje wybrany jego następcą na stolicy. Wybór był zależny zwyczajem ówczesnym od króla Bolesława Śmiałego. Zatwierdził go papież Aleksander II. Konsekracja odbyła się w roku 1072. Dwa lata przerwy wskazywałyby, że chodziłoby w tym wypadku o jakieś przetargi, których okoliczności bliżej nie znamy.

O samej działalności duszpasterskiej św. Stanisława wiemy niewiele. Pewnym jest, że w rodzinnej swojej wiosce wystawił kościół drewniany pod wezwaniem Św. Marii Magdaleny, który dotrwał do XVIII wieku. Wiemy także, że dla biskupstwa nabył wieś Piotrawin na prawym brzegu Wisły. Jest bardzo prawdopodobnym, że wygrał przed sądem książęcym spór o tę wieś ze spadkobiercami zmarłego jej właściciela. Opowieść o wskrzeszeniu Piotra jest legendą. Jako biskup polecił Święty pisać Kalendarz Krakowski. Na pierwszym miejscu jednak zasługą największą św. Stanisława było, że dzięki poparciu króla Bolesława Śmiałego, który go na stolicę krakowską protegował, udał się do papieża Grzegorza VII wyjednać wskrzeszenie metropolii gnieźnieńskiej. W ten sposób raz na zawsze ustały automatycznie pretensje metropolii magdeburskiej do zwierzchnictwa nad diecezjami polskimi. Św. Grzegorz VII przysłał do Polski swoich legatów (25 IV 1075), którzy orzekli prawomocność erekcji metropolii gnieźnieńskiej z roku 999-1000 oraz jej praw. Prawdopodobnie ustanowili też oni na stolicy arcybiskupiej św. Wojciecha nowego metropolitę, którego jednak imienia bliżej nie znamy.


Problem konfliktu św. Stanisława biskupa z królem Bolesławem Śmiałym

W centrum zainteresowania kronikarzy znalazł się przede wszystkim fakt zatargu św. Stanisława z królem Bolesławem Śmiałym, który zadecydował o chwale pierwszego a tragicznym końcu drugiego. Trzeba bowiem przyznać, że Bolesław Śmiały, zwany również Szczodrym, należał do postaci wybitnych. Popierał gorliwie reformy Grzegorza VII, przeprowadził wznowienie metropolii w Gnieźnie, ustalenie diecezji i hierarchii polskiej. Po zawierusze pogańskiej odbudował wiele kościołów i klasztorów. Sprowadził chętnie nowych duchownych do kraju. On też zaproponował wybór św. Stanisława na stolicę krakowską. Koronował się na króla i przywrócił Polsce suwerenną powagę. Jak się to więc mogło stać, że taki król posunął się aż do zabójstwa biskupa. Gall Anonim tak opisuje to wydarzenie: „Jak zaś król Bolesław został z Polski wyrzucony, długo byłoby opowiadać. Lecz to wolno powiedzieć, że nie powinien pomazaniec na pomazańcu jakiegokolwiek grzechu cieleśnie mścić. Tym bowiem sobie wiele zaszkodził, że do grzechu grzech dodał; że za bunt skazał biskupa na obcięcie członków. Ani więc biskupa - buntownika nie uniewinniamy, ani króla mszczącego się tak szpetnie nie zalecamy”.

Z tekstu kroniki wynika, że Gall sympatyzuje z królem, że biskupowi krakowskiemu przypisuje wyraźnie zdradę. Nie można się temu wiele dziwić, skoro kronikarz żył z łaski książęcej. Pisał bowiem swoją historię na dworze Bolesława Krzywoustego, którego Bolesław Śmiały był stryjem. Tadeusz Wojciechowski na przełomie wieku XIX i XX właśnie na podstawie kroniki Galla wysunął hipotezę o rzekomej zdradzie stanu, jakiej miał dokonać Święty. Rozgorzała wśród historyków długa na ten temat dyskusja. Trzeba przyznać, że Gall jest mimo podanych zastrzeżeń autorem poważnym; nadto był zapewne kapłanem. O zdradzie pisze wprost.

Na szczęście mamy jeszcze jedną kronikę, napisaną przez bł. Wincentego Kadłubka, który był uprzednio biskupem krakowskim - a więc miał dostęp do źródeł bezpośrednich, których my nie posiadamy. Według relacji tego historyka sprawy miały przedstawiać się w sposób następujący: „Bolesław był prawie zawsze w kraju nieobecny, gdyż nieustannie brał udział w zbrojnych wyprawach. Historia to potwierdza faktycznie. I tak zaraz na początku swoich rządów (1058) udaje się do Czech, gdzie ponosi klęskę. Z kolei dwa razy wyrusza na Węgry, aby poprzeć króla Belę I przeciwko Niemcom (1060 i 1063). W roku 1069 wyruszył do Kijowa, aby tam poprzeć księcia Izasława, swojego krewnego w zatargu z jego braćmi. W latach 1070-1072 widzimy znowu króla Bolesława w Czechach. Podobnie w latach 1075-1076. Po śmierci Beli I w roku 1077 Bolesław wprowadza na tron węgierski jego brata, św. Władysława. Wreszcie wyprawa druga do Kijowa (1077) przypieczętowała wszystko”. Bł. Wincenty Kadłubek pisze, że te wyprawy były powodem, że w kraju szerzył się rozbój i wiarołomstwo żon, a przez to rozbicie małżeństw i zamęt. Kiedy podczas ostatniej wyprawy na Ruś rycerze błagali króla, aby powracał do kraju, ten w najlepsze całymi tygodniami się bawił. Wtedy rycerze zaczęli go potajemnie opuszczać. Kiedy Bolesław wrócił do kraju, zaczął się okrutnie na nich mścić. Fakt targnięcia się na św. Stanisława w kościele, w czasie odprawiania Mszy świętej, świadczy najlepiej, jak nieopanowany był jego tyrański charakter. Możemy domyślać się, jak o wiele jeszcze bezwzględniej postępował z innymi. Wincenty Kadłubek przytacza, że Bolesław nakazywał wiarołomnym żonom karmić piersiami swymi szczenięta. To tylko jeden obraz wyrafinowanego okrucieństwa króla. Nadto trzeba uwzględnić jeszcze czynnik fiskalny. Przecież tak liczne wyprawy wojenne musiały grubo cały naród kosztować. Nie dziw przeto, że narastała z wolna opozycja, że rodził się bunt. Nie jest wykluczone, że na czele opozycji stanął młodszy brat Bolesława, Władysław Herman. Być może, że i biskup krakowski, gdy się przebrała już miara tyrana, stanął po stronie opozycji. Historia jednak o tym milczy. Żadnych tym bardziej nie mamy dowodów na to, co podsuwa przypuszczalnie Wojciechowski, żeby św. Stanisław porozumiewał się potajemnie z Niemcami lub Czechami przeciwko królowi.

Kiedy król szalał, aby opór złamać, jeden tylko św. Stanisław miał odwagę według kroniki Kadłubka upomnieć króla. Kiedy zaś ten nic sobie z upomnienia nie czynił i dalej szalał, biskup rzucił na niego klątwę, czyli wyłączył króla ze społeczności Kościoła a przez to samo zwolnił od posłuszeństwa poddanych. To zapewne Gall nazywa buntem i zdradą. Kiedy jednak patrzy się na zaistniałą sytuację, trzeba przyznać, że był to ze strony Świętego akt niezwykłej odwagi pasterza, ujmującego się za swoją owczarnią, chociaż zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie go mogą za to spotkać.

Kronika Wielkopolska, napisana zapewne w roku 1295, tak opisuje konflikt, zaistniały pomiędzy św. Stanisławem a królem: „Wiedząc, że Bolesław wścieka się jak dziki zwierz srożący się wśród owiec, i od miecza tyrańskiego leje się krew... że godność królewska poszła w zapomnienie a sprawiedliwość cierpi gwałt, zwrócił się do niego z ojcowskim upomnieniem. Ten zaś, lekceważąc ojcowską przyganę i zamierzając do zła przydać jeszcze większe zło, świętego Męża, odprawiającego Mszę świętą w kaplicy Św. Michała na Skałce okrutnie zgładził swoim mieczem, a wywlókłszy ciało jego z kaplicy, poćwiartował je”.

A zatem Kronika Wielkopolska wyraźnie popiera bł. Wincentego Kadłubka. Owszem, dodaje nowy, ważny szczegół, że król skazywał na śmierć zbiegłych rycerzy.

Karol Górski, zbierając wszystko, co na temat tragicznego zatargu biskupa z królem dotąd napisano, taką daje konkluzję: „Przez lat trzydzieści nie udało się natrafić na żadne źródła, które uzasadniały twierdzenie o zdradzie biskupa i jego stosunkach z Czechami i z Niemcami; wprost przeciwnie: milczenie źródeł, brak wzmianek o tragedii krakowskiej we współczesnych kronikach czeskich i niemieckich wskazuje raczej, iż nie miała ona tła międzynarodowego, a zamykała się w kręgu spraw czysto ludzkich”.

Trzeba przyznać, że autorytet św. Stanisława musiał być w Polsce ogromny, skoro według podania nawet najbliżsi stronnicy króla Bolesława nie śmieli targnąć się na życie Świętego. Król miał to uczynić sam. 11 kwietnia 1079 roku udał się Bolesław na Skałkę i w czasie Mszy świętej zarąbał biskupa uderzeniem w głowę. Potem kazał ciało Świętego poćwiartować. Zwyczajem ówczesnym ciało skazańca niszczono. I tu widzimy wyjątek: duchowni ze czcią pochowali je w kościele Św. Michała na Skałce. Fakt ten jest dowodem czci, jakiej wtedy Męczennik zażywał.

Czaszka Świętego posiada wszystkie zęby. To by świadczyło, że św. Stanisław zginął w pełni sił męskich. Na czaszce widać cięcie miecza, co potwierdza rodzaj śmierci, przekazany przez tradycję.

Na wiadomość o dokonanym w tak ohydny sposób mordzie na biskupie, przy ołtarzu, w czasie sprawowania najświętszej Ofiary, cały naród stanął przeciwko królowi. Opuszczony przez wszystkich musiał iść na banicję. Bolesław Śmiały usiłował jeszcze szukać dla siebie poparcia na Węgrzech u św. Władysława. Ten mu jednak odmówił. Zmarł tamże zapewne w 1081 roku.

Istnieje podanie, że dwa ostatnie lata spędził król na ostrej pokucie w klasztorze benedyktyńskim w Osjaku (Jugosławia), gdzie też miał być pochowany.

Legenda złota otoczyła również postać św. Stanisława nimbem cudowności, wątkiem tak powszechnym w średniowieczu. Z niej to powstało opowiadanie; tak chętnie wykorzystywane w pieśniach o wskrzeszeniu Piotrowiny, by zeznawał na korzyść Świętego, iż prawnie nabył od niego pole. Nie mniej powszechną legendą jest opowieść o zrośnięciu się porąbanych części ciała Męczennika i o tym, że go orły szyły. Ta ostatnia legenda była symbolem w czasie rozbiorów i w czasie długiej niewoli, że i polski naród za przyczyną swojego Patrona głównego, św. Stanisława, zrośnie się jeszcze kiedyś razem i połączy w jeden państwowy organizm.

Czaszka św. Stanisława Biskupa znajduje się w skarbcu Katedry Wawelskiej w bogatej, artystycznej szkatule - relikwiarzu. Ufundowała ją królowa Elżbieta, żona Kazimierza Jagiellończyka, matka św. Kazimierza. Wykonał ją złotnik krakowski Marcin Marciniec, w 1504 roku. Ściany relikwiarza zdobią sceny z życia św. Męczennika: kupno wsi, wskrzeszenie Piotrowina, jego świadectwo przed sądem królewskim, śmierć biskupa, posiekanie jego zwłok, orły na straży jego zrośniętego cudownie ciała, złożenie do grobu ciała Biskupa i kanonizacja. Wieko jest wysadzone drogimi kamieniami.

Według badań, jakie przeprowadzono na czaszce Świętego, w 1963 roku przez profesora Jana Olbrychta i doktora Jana Kusiaka, Święty mógł mieć ok. 40 lat. Na czaszce widać ślady 7 uderzeń ostrego żelaza. Największe ma 45 mm długości i ok. 6 mm głębokości. Św. Stanisław został uderzony z tyłu czaszki.

W 1088 roku dokonano przeniesienia relikwii św. Stanisława do katedry krakowskiej. Kadłubek przytacza legendę, że ciała strzegły orły, i o zrośnięciu się cudownym porąbanych części ciała.

Wypadek zatargu króla z biskupem nie jest bynajmniej w historii Kościoła odosobniony. Właśnie trzy lata przedtem w Danii zaszedł wypadek podobny. Kiedy król duński, Sven Estridon posłyszał, że w czasie uczty w wigilię Obrzezania Pańskiego („w Sylwestra”) niektórzy z jego drużyny źle się o nim wyrażali, kazał ich w sam Nowy Rok wymordować. Kiedy w to święto udawał się do kościoła na Mszę świętą, biskup z Roeskilde zabronił mu wejść. Dworzanie chcieli zabić biskupa, ale ich król od zbrodni powstrzymał, przywdział szaty pokutne i u progu świątyni prosił o darowanie mu winy. W tym samym roku 1076 cesarz Henryk IV podobną uczynił pokutę w Kanossie, aby otrzymać od papieża, św. Grzegorza VII, uwolnienie od klątwy. Być może więc, że św. Stanisław rzucił na króla klątwę prewencyjnie, aby go zmusić do opanowania się. Co do zarzutu zdrady, jaki stawia Gall Anonim św. Stanisławowi, to wiemy, że w niejednym wypadku i dzisiaj przeciwnikom politycznym stawia się ten sam zarzut. Zdrajcą nazwano także św. Tomasza Becketa, gdy w podobnych okolicznościach został zamordowany (+ 1170). Nie powinno przeto nas dziwić, że na ten przydomek zasłużył sobie także św. Stanisław.

Kanonizacja i kult św. Stanisława biskupa

Bł. Wincenty Kadłubek pisze w swojej Kronice, że kroki wstępne do kanonizacji św. Stanisława rozpoczął już św. Grzegorz VII. Sam jednak papież musiał wkrótce opuścić Rzym i iść na dobrowolną banicję. Potem Polska została podzielona na dzielnice (1138). Tak więc chociaż kult św. Stanisława istniał od dawna, to jednak jego kanonizacją zajął się formalnie dopiero biskup krakowski, Iwo Odrowąż w 1229 roku roku. On to polecił dominikaninowi Wincentemu z Kielc, aby napisał żywot Świętego. Tego bowiem żądał Rzym przede wszystkim do kanonizacji. Sam biskup, bawiąc w Rzymie, gdzie starał się o wznowienie metropolii krakowskiej, poczynił pierwsze starania w sprawie kanonizacji Stanisława.

Nie mniej energicznie sprawą kanonizacji zajął się biskup krakowski, Prandota. Zaprowadzono wówczas księgę cudów. W roku 1250 papież Innocenty IV wyznaczył do przeprowadzenia procesu specjalną komisję, do której powołał: arcybiskupa gnieźnieńskiego, Pełkę; biskupa wrocławskiego, Tomasza, i opata z Lubiąża, Henryka. Wynikiem ich pracy był sporządzony protokół, z którym w roku 1251 zostali wysłani do Rzymu mistrz Jakub ze Skarszewa, doktor dekretów, i mistrz Gerard, w towarzystwie franciszkanów i dominikanów. Jednak wyniki komisji nie zadowoliły papieża. Wysłał do Polski franciszkanina, Jakuba z Velletri, aby ponownie zbadał księgę cudów i czy była Świętemu oddawana cześć nieprzerwanie. Po dokonaniu rewizji procesu w roku 1253 wyruszyło do Rzymu nowe poselstwo, do którego dołączono świadków cudów, zdziałanych za przyczyną św. Stanisława. A jednak z nieznanych nam bliżej przyczyn stanowczy opór postawił kardynał Jan Gaetani, późniejszy papież Aleksander IV (1254-1261), bardzo już wtedy wpływowy. Właśnie od procesu św. Stanisława wprowadzona została praktyka żartobliwie zwanego „adwokata diabła”, którego zadaniem było wyciąganie na jaw wszystkich niejasności i zarzutów przeciw kanonizacji. Wreszcie opór kardynała przełamano i dnia 17 września 1253 roku w kościele Św. Franciszka z Asyżu papież Innocenty IV dokonał kanonizacji. Złożyło się na tę uroczystość: Msza święta, którą celebrował sam papież, zaliczenie św. Stanisława w poczet Świętych, wyznaczenie dnia święta, udzielenie obecnym odpustu i modlitwa do nowego Świętego. Na ręce dostojników Kościoła w Polsce papież wręczył bullę kanonizacyjną. W Asyżu zaś na pamiątkę miejsca odbytej kanonizacji wystawiono w bazylice Św. Franciszka osobną kaplicę św. Stanisławowi. Wracających z Italii posłów Kraków powitał uroczystą procesją ze wszystkich kościołów. Na rok następny biskup Prandota wyznaczył uroczystość podniesienia relikwii Świętego i ogłoszenia jego kanonizacji w Polsce. Uroczystość odbyła się dnia 8 maja 1254 roku. W uroczystości brali udział: nuncjusz papieski w Polsce, Opiso; arcybiskup gnieźnieński, Pełka; biskup wrocławski Tomasz; poznański - Bogusław; płocki - Andrzej; litewski - Wit; ruski - Gerard i miejscowy krakowski Prandota. Z książąt byli obecni: Bolesław Wstydliwy, Kazimierz książę kujawsko-łęczycki, Przemysław wielkopolski i Ziemowit mazowiecki. Po raz pierwszy zatem cały naród, rozbity dotąd na skłócone ze sobą dzielnice, spotkał się przy trumnie św. Stanisława. Przybyło także wielu pielgrzymów z całej Polski, również z Wigier i Czech. Relikwie wydobyto z grobu w katedrze, obmyto je w winie i część ich rozdzielono po kościołach.

W Polsce odtąd zawsze aż po dzień obecny obchodzi się święto doroczne św. Stanisława dnia 8 maja, na pamiątkę, że w tym dniu odbyły się w Polsce uroczystości kanonizacyjne w roku 1254. Papież Klemens VIII wprowadził uroczystość św. Stanisława do brewiarza rzymskiego pod datą 7 maja. Obecnie w świecie wspomnienie św. Stanisława przypada dnia 11 kwietnia, w rocznicę jego męczeńskiej śmierci.

Od wieku XIV na Śląsku dzień 8 maja obchodzono jak niedziele i największe uroczystości roku.

Biskup Prandota podarował królowi czeskiemu cząstkę ramienia Świętego. W 100 lat potem Kazimierz Wielki darował Karolowi IV dość sporą relikwię św. Stanisława, dla której tenże cesarz wystawił we Wrocławiu kościół i klasztor Augustianów - eremitów pod wezwaniem: Św. Wacława, Stanisława i Doroty.

O popularności św. Stanisława w Polsce świadczy często spotykane jego imię nadawane na Chrzcie świętym.

Polski kościół w Rzymie jest pod wezwaniem Św. Stanisława Biskupa przy via Botthege Oscure. Nad wejściem do świątyni jest łaciński duży napis: „Kościół Św. Zbawiciela i Stanisława Biskupa i Męczennika. Hospicjum Narodowości Polskiej 1580”. Fundatorem kościoła jest kardynał Stanisław Hozjusz (1504-1579).

Legenda o pokucie Bolesława Śmiałego

Na zakończenie kilka słów odnośnie legendy, jakoby król Bolesław miał resztę swojego życia spędzić na pokucie jako mnich „milczący” w Osjaku. Pierwszy o tej legendzie pisze w swojej Kronice Maciej z Miechowa (Miechowita) w 1521 roku. Skąd ją wziął? Nie wiemy.

W Osjaku istniał od dawna klasztor benedyktynów, założony jeszcze przez Karola Wielkiego w 878 roku. Potem przybyli tu dominikanie. Obecnie jest tam hotel. Góruje on nad miasteczkiem wraz z przyległym do niego kościołem. Poniżej jest jezioro. Osjak leży na pograniczu: Jugosławii, Italii i Austrii. Do muru kościoła dotyka grób ogrodzony parkanem żelaznym. Na nim czytać można napis: Boleslaus Poloniae occisor sancti Stanislaviae Cracoviensis (Bolesław z Polski, zabójca Stanisława, biskupa krakowskiego). Kto ten napis umieścił? Kto na grobie wyrył postać rycerza? Polscy żołnierze Brygady Karpackiej po okupacji umieścili napis: „Sarmatibus pelegrinantibus salus” (Pozdrowienie dla polskich pielgrzymów). Badania grobu, przeprowadzone w 1960 roku, stwierdziły istnienie kości mężczyzny, pozostałości zbroi rycerza i kosztowności pochodzenia polskiego z wieku XI. Czyżby więc legenda miała swoje potwierdzenie? Nie wyszła na temat ten jeszcze żadna naukowa praca. Zawiesić więc musimy swój sąd. W kościele jest obraz Matki Bożej Częstochowskiej.

Krew na Skałce

ks. Tomasz Jaklewicz

Władcy wszystkich epok mają tendencję do naginania moralności do swoich doraźnych celów. Ta pokusa wpisana jest chyba w naturę samej władzy. Nie omija także współczesnych rządców naszej ojczyzny.

Do dziś nie wiemy dokładnie, o co poszło. Pewne jest to, że spór między biskupem krakowskim Stanisławem i królem Bolesławem zakończył się tragedią na Skałce. Mordu biskupa dokonał być może sam król lub jego siepacze. Badania archeologiczne potwierdziły rodzaj śmierci przekazany przez tradycję. Stanisław został uderzony z tyłu głowy. Na czaszce widać ślady siedmiu uderzeń ostrego żelaza.

Król, mimo wielu swoich zalet, był człowiekiem gwałtownym, chorobliwie wręcz ambitnym i zmysłowym. Biskup Stanisław nie mógł dłużej patrzeć na okrucieństwo króla wobec poddanych i milczeć. Gdy upomnienia nie przynosiły rezultatu, nałożył na niego ekskomunikę. Obrażona duma króla doprowadziła do zbrodni. Zabójstwo biskupa wywołało w kraju reakcję, tak że Bolesław Śmiały musiał opuścić tron i Polskę i schronił się na Węgry. Już dziewięć lat po śmierci, w roku 1088, odbyło się uroczyste przeniesienie zwłok Stanisława do katedry na Wawelu. W roku 1254 papież Innocenty IV dokonał kanonizacji biskupa Stanisława w Asyżu.

Kult św. Stanisława przyczynił się do zjednoczenia Polski w XIII i XIV wieku. Pieśń o św. Stanisławie „Gaude Mater Polonia” pełniła rolę hymnu narodowego. Legenda mówi o cudownym zrośnięciu się pokawałkowanego ciała św. Stanisława. Wierzono, że tak jak ciało św. Stanisława, podobnie zjednoczy się podzielone na księstwa dzielnicowe królestwo polskie.

Niektórzy historycy dowodzą, że konflikt biskupa z królem miał przyczyny polityczne. Na dobrą sprawę każde wystąpienie przeciwko władzy można interpretować w kategoriach politycznych. Świętość Stanisława polegała nade wszystko na odwadze duszpasterza, który potrafił powiedzieć królowi prawdę. Władcy wszystkich epok mają tendencję do naginania moralności do swoich doraźnych celów. Ta pokusa wpisana jest chyba w naturę samej władzy. Nie omija także współczesnych rządców naszej ojczyzny. Jest to tym bardziej gorszące, gdy dotyczy polityków wpisujących chrześcijaństwo do swoich programów.

Czyn biskupa Stanisława był upomnieniem się o moralność władzy, przypomnieniem, że granic między dobrem a złem nie wyznacza żaden doczesny władca. Krwawa ofiara Stanisława chroniła Polskę przez wieki przed despotyzmem władzy. Patrząc na skłóconych polityków odpowiedzialnych za dzisiejszą Polskę, ogarnia mnie smutek i bezradność. Zawsze pozostaje modlitwa do świętego Patrona Polski, może wyprosi dla nich więcej troski o nas, mniej o swoje partie. Nadziei nie traćmy.

 

9maj. Święty Pachomiusz

Pachomiusz z pochodzenia był Koptem. W 312 został przymusowo wcielony do wojska rzymskiego i przewieziony do Teb, gdzie pod wpływem kontaktów z ubogimi chrześcijanami przyjął wiarę.

 

Następnie został uczniem ascety Palamona. Po jego śmierci w 323 powrócił w rodzinne strony i wraz z bratem Janem osiadł w opustoszałej wiosce Tabennisi; około 340 dołączyła do nich ich siostra Maria, która dała początek wspólnocie żeńskiej.

Wokół Pachomiusza zgromadzili się liczni uczniowie, dla których postanowił zorganizować życie wspólne (stawiał je wyżej niż pustelnicze). Złagodził ascezę fizyczną, stawiając jednocześnie wysokie wymogi co do miłości braterskiej we wspólnocie; wprowadził też obowiązek nauki czytania.

Pachomiusz pracę traktował jako ważny element ascezy i źródło utrzymania. Ogromna liczba kandydatów do życia cenobitycznego wymusiła wprowadzenie wielostopniowej organizacji. Domy skupiające po 20-40 mnichów tworzyły ród, a 4-10 rodów składało się na wioskę podlegąjącą własnemu opatowi. Oblicza się, że łącznie według reguły Pachomiusza żyło około 7 tysięcy mnichów.

Dziś nie wiadomo, które z przepisów reguły, znanej jedynie z łacińskiego przekładu świętego Hieronima (404), pochodzą od Pachomiusza, a które od jego następców. W starożytności i wczesnym średniowieczu reguła była rozpowszechniona w Egipcie i Etiopii, skąd została przeszczepiona na Zachód. Wywarła istotny wpływ na reguły zakonne w Europie (m.in. na regułę świętego Benedykta). Wspomnienie liturgiczne: 9 V.

Pachomiusz, koptyjskie pakhom ‘wielki orzeł’ Pachomiusz Starszy, Pachomiusz z Tabennisi, ur. ok. 292, Esna (Górny Egipt), zm. 346, Pabau, Ojciec Pustyni, inicjator cenobityzmu, autor pierwszej reguły zakonnej.

 

10 maja. Apostoł Andaluzji

Św. Jan z Avili, najwybitniejszy przedstawiciel XVI-wiecznego kaznodziejstwa hiszpańskiego...

 

Urodził się 6 stycznia 1500 w miejscowości Almodóvar del Campo. Jego rodzicami byli należący do stanu szlacheckiego Alonso i Catalina, którzy nawrócili się na wiarę chrześcijańską z judaizmu.

Jan z Avili studiował prawo, teologię i filozofię na uniwersytetach w Salamance i Alcali. Zwłaszcza pierwsza z wymienionych tu uczelni warta jest wspomnienia. To właśnie w Salamance doszło do rozkwitu tak zwanego humanizmu hiszpańskiego, który „głosił oparcie całego życia religijnego na źródłach objawienia” – jak pisał ksiądz Kazimierz Panuś.

Po śmierci rodziców spadek po nich rozdał Jan ubogim, na obiad prymicyjny zaprosić miał zaś 12 żebraków, którym osobiście usługiwał. Planował zostać misjonarzem w Nowym Świecie, jednak biskup Sewilli doszedł do wniosku, że lepiej będzie, gdy Jan zostanie w Hiszpanii i podejmie się organizacji misji ludowych na obszarach Andaluzji.

Dwa lata spędził Jan w więzieniu inkwizycji. Podejrzewano go początkowo o głoszenie herezji – z czasem jednak oczyszczono go z wszelkich zarzutów. Po roku 1540 zajął się tworzeniem uniwersytetu w Baeza, na południu Hiszpanii.

Święty został zapamiętany, nie tylko jako wykładowca akademicki, mistyk i autor wybitnych dzieł traktujących o doskonaleniu duchowych – w jego dorobku znajdujemy między innymi słynny traktat zatytułowany „Audi filia”. Przede wszystkim był znakomitym kaznodzieją. To właśnie on wygłosił homilię na pogrzebie królowej Izabeli Portugalskiej w Granadzie. Także w tym mieście nastąpiła wielka przemiana w życiu świętego Jana Bożego, która dokonała się pod wpływem nauk Jana z Avili.

Po jednym z jego kazań założyciel zgromadzenia bonifratrów „opuścił kościół dogłębnie poruszony. Jeszcze tego samego dnia porozdawał potrzebującym dzieła religijne i inne wartościowe przedmioty, które posiadał. Ogarnięty uczuciem żalu za grzechy głośno błagał Boga o przebaczenie i wzywał miłosierdzia Bożego...” – czytamy w biografii Jana Bożego.

Prócz tego ostatniego, w kręgu przyjaciół Jana z Avilii znajdowali się także święty Ignacy Loyola i święta Teresa z Avili. Wspomniane tu już kazanie, wygłoszone na pogrzebie królowej Izabeli tak poruszyć miało wicekróla Katalonii i późniejszego świętego, Franciszka Borgiasza, iż ten postanowił wstąpić do jezuitów.

Święty Jan z Avili zmarł 10 maja 1569 roku. W 1970 roku kanonizował go papież Paweł VI, który uważał, iż powinien być on wzorem do naśladowania dla wszystkich współczesnych księży, cierpiących na kryzys tożsamości.

 

11 maja. Święty Mamert

Święty Mamert urodził się na początku V wieku w zamożnej rodzinie zamieszkującej okolice Lyonu.

Jego bratem był słynny poeta i teolog Mamert Klaudiusz.

W roku 461 został biskupem francuskiego Vienne, gdzie dzięki jego staraniom powstał nowa bazylika, do której przeniesiono szczątki świętego Fereola. W dokumentach historycznych imię Mamerta figuruje także przy okazji sporu administracyjnego, jaki wiódł z papieżem, królem Burgundii i biskupem miasta Arles. Wyjaśnienia wymagała wówczas przede wszystkim kwestia granic diecezji oraz prawa do wyświęcania duchownych.

Epoka, w której przyszło żyć Mamertowi, odznaczała się sporym fermentem intelektualnym. Toczono wówczas niezliczone dysputy teologiczno-doktrynalne, w których także i biskup Vienne uczestniczył. Święty między innymi ostro sprzeciwiał się na jednym z synodów teorii predestynacji. Jego brat zwalczał natomiast semipelagianizm, głoszący, iż człowiek sam może zrobić pierwszy krok ku Stwórcy, bez pomocy łaski Bożej. Najbardziej pamięta się jednak świętego Mamerta jako tego, który wprowadził specjalne procesje błagalne, czyli tak zwane dni krzyżowe.

Po licznych pożarach, trzęsieniach ziemi i innych katastrofach, które nawiedzały Francję w V wieku, biskup na trzy dni przed uroczystością Wniebowstąpienia polecił odprawiać nabożeństwa błagalne połączone z procesjami. Zwyczaj ten rozprzestrzenił się bardzo szybko na sąsiednie regiony i kraje docierając także i do nas. Kolejnymi „stacjami” takiej procesji są zazwyczaj polne kapliczki i przydrożne krzyże, zaś wierni modlą się o dobre plony, pomyślną pogodę i Boże błogosławieństwo dla rolników.

Mamert zmarł około 477 roku w Vienne. Uchodzi między innymi za patrona mamek i strażaków. Jako ciekawostkę warto wymienić fakt, iż w niektórych krajach zalicza się go do tak zwanych „zimnych świętych”. W Polsce mianem tym określa się świętych Pankracego, Bonifacego, Serwacego, których zwie się także „zimnymi ogrodnikami” oraz świętą Zofię. W północnych Niemczech, Szwajcarii i Holandii do tej osobliwej grupy świętych zalicza się także Mamerta, przesądnie pamiętając, by wstrzymać się z polnymi zasiewami do 16 maja.

Że jest to przesąd - meteorologowie przekonują od lat. Jednak ludowe porzekadło ma się nadal dobrze i tego, że w najbliższych dniach w radiu i telewizji, przy okazji prognozy pogody znów usłyszymy o ogrodnikach i tak zwanej „zimnej Zośce”, możemy być niemal pewni...
 

12 maja. Zapragnęła Komunii

Bł. Imelda Lambertini urodziła się ok. 1321 roku w Bolonii, w arystokratycznej rodzinie.

Jej ojcem był hrabia Egan. Już jako pięcioletnia dziewczyna pragnęła wstąpić do zakonu, czego jej wówczas odmówiono. Dopiero w kilka lat później udzielono jej specjalnej, papieskiej zgody na ty, by mogła zostać dominikanką w leżącym nieopodal Bolonii klasztorze pod wezwaniem świętej Marii Magdaleny w Val di Pietra.

Gdy Imelda brała udział w odprawianych w klasztornej kaplicy Mszach świętych, szczególnie gorliwie adorowała i modliła się do Chrystusa Eucharystycznego. Dlatego też bardzo chciała spożyć Ciało Chrystusa, mimo, iż XIV-wieczne zwyczaje nie pozwalały na przystąpienie do Komunii świętej w tak młodym wieku. Jak głoszą legendy, 12 maja 1333 roku podczas Eucharystii, nad głową Imeldy pojawiła się unosząca w powietrzu Hostia. Za zgodą kapłana nowicjuszka spożyła ją, po czym przepełniona radością wyzionęła ducha.

Miejsce jej pochówku otaczano szczególnym kultem – dziś jej relikwie spoczywają w bolońskim kościele pod wezwaniem świętego Zygmunta. Beatyfikował ją papież Leon XII 20 grudnia 1826 roku.

Warto pamiętać o tej błogosławionej – zwłaszcza dziś, gdy dla wielu uroczystość Pierwszej Komunii jest tylko i wyłącznie wydarzeniem o charakterze towarzyskim. Przyjęcia z roku na rok stają się coraz bardziej wystawne, gadżety i prezenty wręczane dzieciom coraz droższe. A co ze świadomością doniosłości tego wydarzenia? Czy i ona jest coraz głębsza?

Najświętszy akt w najświętszym miejscu - tak określał Komunię Świętą kardynał Joseph Ratzinger w książce „Bóg i świat”. „Komunia święta jest spotkaniem między dwiema osobami". Chrystus wstępuje wówczas we mnie, a także i ja mogę wstąpić w Niego. "Człowiek, gdy przyjmuje Eucharystię, sam zostaje przyjęty. Dorasta do Chrystusa, staje się Mu podobny. I na tym polega właśnie sens Komunii Świętej”.

Należyte przygotowanie do niej następuje zaś, „gdy pozwalam Słowu Bożemu, by mnie poruszyło, by do mnie przemówiło”, co „oznacza, że słucham, że przyjmuję – że tym samym otwiera się we mnie, by tak rzec, szczelina, przez którą może wstąpić Chrystus” – wyjaśniał późniejszy papież Benedykt XVI.

Czy błogosławiona Imelda Lambertini potrafiłaby umotywować swe pragnienie przystąpienia do Komunii w podobny sposób? Możliwe, że nie znalazłaby równie głębokich i "fachowych" sformułowań, gdyby ją o to zapytać. Instynktownie jednak musiała odczuwać podobnie...

 

13 maja. Trzynastka. Nie taka pechowa

Troje dzieci ponad 90 lat temu ujrzało na pastwisku Kogoś, kto zmienił ich życie. O tym, co usłyszały, do dziś opowiada się niestworzone historie.

Po pierwsze: Przesłanie o losach świata

W 1917 roku w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja. Oznajmiła słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem. Rosja właśnie kipiała, przygotowując leninowską rewolucję. Wokół wybuchały bomby I wojny światowej. Na krańcu Europy troje dzieci, które nigdy nie wytknęły nosa poza swą zabitą dechami wioskę, otrzymało przesłanie mające przesądzić o losach świata.

Po drugie: Zagrożony świat

Łucja miała dziesięć lat, Franciszek dziewięć, Hiacynta siedem. 13 maja przestraszeni ujrzeli na wzgórzu „przepiękną Panią”. Rozpoznali w niej Maryję. Łucja nawet z Nią rozmawiała (później czyniła to wielokrotnie). Gość z nieba opowiadał pastuszkom o ogromnej tęsknocie Boga i mocy modlitwy. Maryja prosiła: „Módlcie się w intencji zagrożonego świata, uciekajcie się do mojego Niepokalanego Serca, pokutujcie w intencji nawrócenia grzeszników”.

Pierwsza i druga część objawienia dotyczyła przede wszystkim straszliwej wizji piekła, kultu Serca Maryi i drugiej wojny światowej. Zapowiadała też ogromne szkody, jakie miała wyrządzić ludzkości odwracająca się od Boga Rosja. Orędzie przypominało proroctwo Jeremiasza: „Może posłuchają i zawróci każdy ze swej złej drogi, wtenczas Ja powstrzymam nieszczęście”.

Po trzecie: Tajemnica tajemnic

O trzeciej części objawienia przez kilkadziesiąt lat dyskutowano z wypiekami na twarzach. Choć jej treść znali jedynie papieże, napisano o niej tysiące artykułów i książek. Opowiadano niestworzone historie. W 2000 roku Jan Paweł II, który z tajemnicą zapoznał się tuż po zamachu na swoje życie, zdecydował się ujawnić jej treść: wizję odzianego w białą szatę biskupa, który idzie przez na wpół zrujnowane, na wpół żywe miasto, by w końcu oddać życie pod ogromnym krzyżem. Najważniejszym przesłaniem orędzia było zdanie wołającego mocnym głosem anioła: „Pokuta, pokuta, pokuta!”. – Wizja opisuje ogromne cierpienie świadków wiary ostatniego stulecia drugiego tysiąclecia – głosiło oficjalne wyjaśnienie orędzia. – Po zamachu 13 maja 1981 roku jasno ukazało się Jego Świątobliwości, że była „matczyna ręka w prowadzeniu pocisku”, pozwalająca „umierającemu Papieżowi” zatrzymać się „na progu śmierci”. Papież oddał biskupowi Fatimy pozostały po zamachu pocisk. Umieszczono go w koronie figury Niepokalanej.

Po czwarte: Mądrzy po szkodzie

O orędziach fatimskich ludzie przypomnieli sobie „po szkodzie”, gdy ujrzeli ogrom zniszczenia, które zapowiadała Maryja. Zgodnie z proroctwem, po zakończeniu I wojny wybuchła druga, bardziej krwawa. Rosja rzeczywiście zalała świat swymi błędnymi naukami. Kto zawczasu wierzył pastuszkom?

Przypomina mi się inne, uznane przez Kościół objawienie. Rwanda. Nastolatki z Kibeho twierdzą, że widziały Matkę Jezusa, która powiedziała: „Przyszłam przygotować drogę mojemu Synowi, ale wy tego nie chcecie zrozumieć. Czas, który wam pozostał, jest już krótki”. O tych słowach ludzie przypomną sobie dopiero po straszliwej rzezi. Wrócą do słów objawień, będą kserować orędzia, klękać z różańcami w dłoniach. Zbieg okoliczności? Kolejny? Gdzie jest Bóg? – pytamy oskarżycielskim tonem w takich przypadkach. Jest zawsze pierwszy. Wysyła swoją Matkę. Co z tego, skoro zawczasu niewielu wierzy w Jej przesłanie?

Po piąte: Słońce tańczy

Maryja obiecała Łucji, że 13 października uczyni cud, potwierdzający prawdziwość objawień. W ulewnym deszczu czekał na niego stutysięczny tłum. Avelino de Almeida, dziennikarz przepowiadający wielką medialną klapę, zdumiony notował: „Słońce przypomina srebrzystomatowy dysk i można patrzeć prosto na nie, bez żadnego wysiłku. Nie piecze ani nie oślepia. Ma się wrażenie, że właśnie dokonuje się zaćmienie. Na oczach zdumionych ludzi słońce zaczyna drgać; w sposób nigdy wcześniej nieoglądany i sprzeczny z prawami kosmosu porusza się gwałtownie i tańczy... Z piersi wiernych wyrwało się radosne: Hosanna!”.
Świat po raz pierwszy usłyszał orędzia.

Po szóste: Sensacja!

To jej szukamy w objawieniach. Śledzimy słowa, starając się odgadnąć „dzień i godzinę”. Możemy przegapić najważniejsze: słowa niewinnego, zapomnianego przez ludzi Boga. Słowa „nawróćcie się” nie są groźbą, lecz pełnym tęsknoty wołaniem: wróćcie do Mnie, jestem samą miłością. Fragmenty objawienia mówiące o wojnie czy błędach Rosji nie są straszakami, którymi Bóg grozi niegrzecznym dzieciom. Pokazują, jak wygląda świat, gdy wyrzuca się z niego źródło życia.

Po siódme: Pokrzywy

Pastuszkowie bardzo dosłownie potraktowali wezwanie do pokuty. Łucja notowała: „Bawiliśmy się zbierając chwasty, które gdy się je ściska w rękach, wydają trzask. Hiacynta urwała niechcący kilka pokrzyw, którymi się poparzyła. Czując ból, ścisnęła je jeszcze bardziej w rękach i powiedziała do nas: »Znowu coś, aby czynić pokutę«. Od tej pory czasami chłostaliśmy się pokrzywami po nogach”.

Po ósme: Krew

Z trzeciej tajemnicy fatimskiej: „Pod ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników”. – Pamiętam, jak odwiedzałem kościoły rumuńskie, gdzie kapłani oddawali za wiarę swe życie. Czułem się jak niegodny pielgrzym – wyjaśnia Daniel Ange. – Widziałem, jak chciano zabić Chrystusa, przebijając Jego ciało. Zaczyna się czas oczyszczenia: wielu księży będzie prześladowanych, wsadzanych do więzień na przykład dlatego, że powiedzą, że homoseksualizm jest sprzeczny z duchem Ewangelii. Nadchodzi era męczenników.

Po dziewiąte: Najmłodsi

Dwoje pastuszków Hiacynta i Franciszek zmarło wkrótce po objawieniach. Przed siedmiu laty beatyfikował ich Jan Paweł II. Zostali najmłodszymi błogosławionymi w historii Kościoła. Dwa lata temu dołączyła do nich ich kuzynka: Łucja. Zmarła… 13 lutego w wieku 98 lat.

Po dziesiąte: Dziesiątka

Dwa miesiące przed swą śmiercią siostra Łucja zdążyła napisać list do polskich dzieci. Czytelnicy „Małego Gościa” przeczytali: „Każdego dnia patrz we własne serce. Ponad wszystko kochaj Maryję i Jej Syna, Jezusa Chrystusa. Odmawiaj Różaniec. Przynajmniej jedną dziesiątkę każdego dnia. Najlepiej z rodziną”.

Po jedenaste: Córka Mahometa

Dlaczego Maryja objawiła się w wiosce, która nosi imię… córki Mahometa? – dziwi się znany publicysta Vittorio Messori. – W całej Europie Zachodniej istnieje tylko jedno miejsce o takiej nazwie. Dlaczego Maryja ukazała się właśnie tam? Czy to przypadek? W tych sprawach nic nie jest przypadkowe. Fatima, córka Mahometa, w świecie muzułmańskim jest związana z apokaliptycznymi wydarzeniami końca świata i pełni rolę związaną z miłosierdziem.

Autor książki „Przekroczyć próg nadziei” przypomina, że zamach na Papieża nieprzypadkowo miał miejsce 13 maja, w rocznicę pierwszego objawienia. Plac Świętego Piotra rozdarły strzały. Wszechmoc objawiła się w słabości. Bezradny, zakrwawiony Papież na oczach świata ukazał kwintesencję chrześcijaństwa: przebaczył muzułmańskiemu zamachowcy. Rok później przez czterdzieści minut modlił się w Fatimie, dziękując Maryi za ocalenie.

Po dwunaste: Fatima nad Wisłą

„Nasza Pani zapewniła mnie, że nigdy mnie nie opuści i że Jej Niepokalane Serce będzie zawsze moją ucieczką i drogą” – notowała Łucja. Po wojnie wielką popularność zyskało nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Trzynastego dnia miesiąca tłumy ludzi gromadzą się w kościołach na Różańcu i procesji światła. Nabożeństwo przyjęło się również nad Wisłą. Do dziś pamiętam wielotysięczną procesję, jaką widziałem w Miejscu Piastowym na Podkarpaciu.

Po trzynaste: Obietnica

Rosja się nawróci, moje Serce zatriumfuje... Jak nierealnie brzmią dziś te słowa. Siostra Łucja, która na kilkadziesiąt lat zamknęła się w Karmelu, przez kraty klasztoru oglądała koszmar II wojny światowej, widziała, jak przewidziane przez Maryję błędy Rosji zaraziły świat. Wyrastały łagry, obozy śmierci. Mniszka była jednak spokojna. Miała wiele wewnętrznej pogody ducha. Dlaczego? Bo Piękna Pani zapewniła: „Na końcu Moje Niepokalane Serce zwycięży”.

Tak będzie. Skoro to obiecała…

 

13 maja. Św. Juliana w NorwichWszystko będzie dobre

Nasz Pan powiedział: „Pragnę, abyś wiedziała, że skoro obróciłem największe zło w dobro, przemienię również w dobro wszelkie inne zło, jakiekolwiek by było”.

Niech mi wybaczy św. Stanisław, ale pisałem o nim w tym miejscu rok temu. Więc dziś słów parę o kobiecie, średniowiecznej mistyczce z Anglii – Julianie z Norwich (ok. 1343–1417), wspominanej również 8 maja. Niewiele wiemy o jej życiu, nawet nie znamy jej imienia. Tomasz Merton uważał ją za największego z angielskich mistyków. Wiadomo, że żyła jako pustelnica przy kościele św. Juliana w Norwich (stąd jej przydomek). W roku 1373 zapada na ciężką chorobę i jest bliska śmierci.

Doznaje cudownego wyzdrowienia. Otrzymuje szesnaście mistycznych widzeń, których tematem jest miłość Boga objawiona w męce Chrystusa. Po 20 latach rozważań nad treścią tych objawień spisuje swoje refleksje. Powstaje książka „Objawienia Bożej Miłości”, pierwsze angielskie dzieło napisane przez kobietę, łączące w sobie mistyczne doświadczenie z głęboką teologiczną refleksją. To, co uderza w tym tekście, to wielka nadzieja zbawienia dla wszystkich.

Jak refren powracają słowa pocieszenia, które Juliana usłyszała od Jezusa: „Wszystko będzie dobrze”. To odpowiedź na dręczący ją problem zła i grzechu. „Rozważając te sprawy, ciągle się jednak niepokoiłam i martwiłam. Z wielką obawą powiedziałam naszemu Panu: »Jak wszystko może być dobrze, skoro przez grzech tak wielka rana została zadana stworzeniu?«. Pragnęłam nieśmiało otrzymać więcej wyjaśnień dla spokoju własnego umysłu. Nasz błogosławiony Pan odpowiedział pogodnie i z łagodnością, ukazując mi, że największym złem, jakie kiedykolwiek się stało, był grzech Adama. (…) Pouczył mnie także, że powinnam wziąć pod uwagę, jak wspaniałe było zadośćuczynienie za ten grzech. (…) Nasz Pan chciał przez to powiedzieć: »Pragnę, abyś wiedziała, że skoro obróciłem największe zło w dobro, przemienię również w dobro wszelkie inne zło, jakiekolwiek by było«”. Pustelnica z Norwich przekonuje, że jedynym dobrem dla człowieka jest Bóg, pełen czułej miłości. „Ujrzałam, że On jest dla nas wszystkim, pełnią dobroci i pociechy. Jest szatą, która otula nas miłością i obejmuje nas, otacza czułością, by nigdy nas nie opuścić”.

Na wiele wieków przed św. Faustyną angielska pustelnica staje się głosicielką Bożego miłosierdzia. Wzywa do zaufania Jezusowi, Jego leczącej miłości. „Za każdym razem, gdy w swoim szaleństwie zwracamy spojrzenie ku temu, co zabronione, nasz Bóg i Pan wzywa nas przez czułe dotknięcie, mówiąc nam w duszy: »Umiłowane dziecko, porzuć to, co kochasz. Myśl o Mnie, Ja jestem wszystkim, czego pragniesz. Raduj się swoim zbawcą i ciesz się swoim zbawieniem«. (…) Nasz łaskawy Pan nie życzy sobie, aby Jego słudzy wpadali w rozpacz, nawet jeśli grzeszyli często i ciężko. Kocha nas pomimo naszych upadków. Zawsze trwa w nas działanie Jego pokoju i miłości, choć my nie zawsze w nich trwamy”.

Te mistyczne teksty wolne od przesadnej egzaltacji, promieniujące jakąś kobiecą łagodnością, działają jak balsam. Nadzieja dodaje skrzydeł.

 

14 maja. Trzynasty Apostoł?

Ilu było apostołów? W Ewangelii według św. Łukasza czytamy: ”Jezus całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami” (Łk 6,13). Liczbę dwunastu potwierdzają także pozostali Ewangeliści.  

Jakie jest jej znaczenie? Dlaczego po zdradzie Judasza, a bezpośrednio przed Zesłaniem Ducha Świętego, uzupełniono krąg dwunastu apostołów wyborem Macieja? Odpowiedź przynoszą teksty Nowego Testamentu. Za Jezusem podążało wielu uczniów, jednak nie wszyscy szli za Nim cały czas, niektórzy dołączali tylko na krótko, inni bez łączenia się z uczniami naśladowali Jego działalność, wyrzucając w Jego imię złe duchy. Uczniem Jezusa mógł zostać każdy, kto był gotów przyjąć Jego warunki.: ”Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8,34).

Rola apostołów była odmienna i nie wszyscy uczniowie stali się apostołami. Z szerszego kręgu uczniów Jezus wybrał tych, których sam chciał i uczynił z nich grupę określaną w Ewangeliach terminami ”dwunastu” lub ”apostołowie”. Ich zadania były związane ściśle z Jezusem oraz z Jego działalnością: ”aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzać złe duchy” (Mk 3,14-15). Te trzy zadania powołani wypełniali w dwóch okresach: najpierw podczas ziemskiej działalności Jezusa, a następnie po Jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. W okresie przedpaschalnym pierwsze zadanie wyrażało się w widzialnej więzi apostołów z Mistrzem, a w okresie popaschalnym polegało na duchowej przynależności do Niego. Dwa następne zadania, czyli głoszenie nauki i egzorcyzmy, w pierwszym okresie były skierowane tylko do Izraela, a po Zmartwychwstaniu ich adresatami stali się wszyscy ludzie, którzy dzięki działalności dwunastu apostołów tworzyli nowy Izrael - Kościół. Jaki sens miało powołanie takiej, a nie innej liczby apostołów?

Dlaczego było ich dwunastu?

W starożytnej symbolice liczba ta pojawiała się bardzo często. Dwanaście znaków zodiaku dzieliło gwiazdy na dwanaście obszarów nieba. Rok tworzyło dwanaście miesięcy. W Egipcie każdej z dwunastu godzin dnia odpowiadała jedna postać słońca. Przykładów można przytoczyć o wiele więcej. W Biblii dwunastka symbolizowała przede wszystkim pełnię i wielkość. Symbolika biblijna wyjaśnia pewien paradoks: z jednej strony Abraham otrzymał od Boga obietnicę licznego potomstwa, które miało stać się wielkim narodem; z drugiej - potomkowie patriarchy nie byli narodem większym i mocniejszym niż ludy tworzące imperia starożytnego Wschodu: Egipcjanie, Asyryjczycy, Babilończycy czy Persowie. Wielkość ludu Bożego nie wyrażała się w arytmetycznych jednostkach, lecz w zachowaniu narodu jako całości.

Obietnica dana Abrahamowi wypełniła się w dziejach dwunastu synów Jakuba i dwunastu pokoleń Izraela. Motyw ten jest uwydatniony w Biblii hebrajskiej. Podczas wędrówki przez pustynię Mojżesz wybrał dwunastu zwiadowców, po jednym z każdego pokolenia. Po przejściu Jordanu Izraelici ustawili dwanaście kamieni pamiątkowych na oznaczenie każdego pokolenia. Księgi proroków piszących dzieliły się na trzech proroków większych (Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel), symbolizujących patriarchów, oraz dwunastu proroków mniejszych (od Ozeasza do Malachiasza), będących symbolem dwunastu synów Jakuba. Na uroczystym stroju arcykapłańskim znajdowało się dwanaście kamieni - symbol całości Izraela.

W tekstach Nowego Testamentu znaczenie liczby dwunastu apostołów również wykracza daleko poza jej numeryczne znaczenie. Nauczając w Galilei, Jezus zwraca uwagę na liczne tłumy podążające za Nim. Wskazuje na potrzebę działania, odwołując się do czytelnego obrazu: ”Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Mt 9,37). Konieczność zebrania całego i wielkiego żniwa wymaga, aby żniwiarzy było dwunastu. Tym żniwem jest Izrael złożony z dwunastu pokoleń, dlatego Jezus wybiera dwunastu apostołów, których wysyła z misją wzywania do nawrócenia. Dwunastu apostołów otrzymuje szczegółową zapowiedź Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, których będą świadkami wobec całego Izraela. Dwunastu reprezentuje lud Nowego Przymierza podczas Ostatniej Wieczerzy.

Misja Dwunastu trwa mimo zdrady Judasza i jego odejścia, jak potwierdza to najstarsze wyznanie wiary Kościoła: ”zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu” (1 Kor 15,4-5). Misja apostołów nie ogranicza się do ziemskiej działalności, lecz według obietnicy Jezusa ma być realizowana aż do czasów ostatecznych: ”wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” (Mt 19,28). Początkiem tej powszechnej misji jest Zesłanie Ducha Świętego, dlatego przed tym fundamentalnym wydarzeniem trzeba uzupełnić krąg dwunastu apostołów. Piotr wyraża to przekonanie, kiedy określa warunki, które powinien spełniać kandydat na apostoła: ”Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał z nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia, w którym został wzięty od nas do nieba, stał się razem z nami świadkiem Jego zmartwychwstania” (Dz 1,21-22). Modlitwa apostołów nad dwoma kandydatami spełniającymi te warunki odpowiada modlitwie Jezusa przed ustanowieniem dwunastu apostołów. Wybór bowiem należy do Boga: ”Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego wybrałeś, by zajął miejsce w tym posługiwaniu i w apostolstwie, któremu sprzeniewierzył się Judasz, aby pójść swoją drogą” (Dz 1,24-25). Modlitwa ta wskazuje na Boga jako Tego, który wybiera dwunastego apostoła.

Maciej jest darem Pana

Chociaż jest on wzmiankowany tylko w tym fragmencie Nowego Testamentu, to jednak wzmianka ta jest bardzo znacząca. W obydwu księgach Łukasza - w Ewangelii i Dziejach Apostolskich - imiona odpowiadają roli pojawiających się postaci. Greckie imię Matthias to skrócona forma, która pochodzi od hebrajskiego imienia Mattatyah, czyli ”dar Jahwe”. Nie tylko modlitwa apostołów, lecz także sposób wyboru dwunastego apostoła uwydatnia tę prawdę: ”I dali im losy, a los padł na Macieja. I został dołączony do jedenastu apostołów” (Dz 1,26). Dar Macieja poprzedza największy dar dla Kościoła. Zesłanie Ducha Świętego przedstawione jest we fragmencie Dziejów Apostolskich bezpośrednio po opisie wyboru Macieja. Duch Święty jest darem Pana dla całego Kościoła reprezentowanego przez dwunastu apostołów.

 

15 maja. Święty Izydor Oracz. Anielska orka

Święty Izydor Oracz urodził się około 1070 roku w okolicach Madrytu, którego dziś jest patronem.

Jego kult i sława sięgają jednak znacznie dalej poza Półwysep Iberyjski. Izydor Oracz to jeden z najpopularniejszych hiszpańskich świętych. Przez całe życie pracował na roli - początkowo, jako zwykły parobek, później najemnik, z czasem zaś jako zarządzający majątkiem swego przełożonego, barona Juana de Vargasa.

Pewnego razu pracujący wraz z Izydorem robotnicy donieśli na niego, iż ten zamiast wykonywać powierzone mu obowiązki, codziennie spędza zbyt wiele czasu na modlitwie w pobliskiej świątyni. Zaniepokojony tymi relacjami właściciel plantacji postanowił udać się do Izydora i sprawdzić, jak jest naprawdę. Kiedy przybył na miejsce zobaczył modlącego się pod drzewem Izydora i... dwie postacie anielskie, które orały za niego pole.

Innego znów dnia Izydor pracował wspólnie z dwójką aniołów, wykonując w ten sposób pracę przeznaczoną niejako dla trzech osób. Widząc to wszystko Juan de Vargas mianował świętego zarządcą swoich dóbr.

Żoną Izydora była błogosławiona Maria Toribia, znana także jako Maria de la Cabeza, która urodzić miała mu syna tuż przed zajęciem Madrytu przez Arabów. Z nią także wiążą się legendy. Jedna z nich relacjonuje zdarzenie, do którego doszło, gdy małżonkowie karmili przybyłych do ich domu ubogich. W pewnym momencie w kuchni zabrakło jedzenia, o czym Maria przyszła poinformować przebywającego z ubogimi w izbie Izydora. Gdy jednak po chwili powróciła do kuchennego stołu, okazało się iż puste jeszcze przed chwilą garnki znów, w cudowny sposób się napełniły.

Żywot i powyższe legendy dotyczące świętego Izydora Oracza znamy głównie z dzieła diakona Juana z Saragossy, który spisać miał je około 1275 roku. W sztuce hiszpańskiej istnieją całe cykle przedstawień, ukazujące świętego, jako rolnika dokonującego różnorakich cudów. Jednym z takowych miało być wskrzeszenie córki barona Juana de Vargasa.

Izydor zmarł około 1130 roku. Po śmierci miejsce jego pochówku zaczęto otaczać szczególnym kultem. Przy grobie Izydora, znajdującym się w kościele świętego Andrzeja w Madrycie, chorzy doświadczali cudownych uzdrowień. Jedną z takich osób miał być król Hiszpanii Filip III, który w podzięce za otrzymane za wstawiennictwem świętego łaski, ufundował nowy relikwiarz na jego szczątki.

Beatyfikował go papież Paweł V w 1619 roku, kanonizował zaś Grzegorz XV w 1622 roku. W wielu krajach w dniu jego święta odbywają się festyny ludowe, kiermasze, i barwne procesje. Szczególnie uroczyście obchodzi się jego wspomnienie w regionach rolniczych. Na Filipinach na przykład 15 V każdego roku mają miejsce specjalne targi uliczne, w czasie których prezentuje się i sprzedaje produkty wykonane wyłącznie z liści pandanowych.

Święty Izydor Oracz i błogosławiona Maria Toribia.

 

16 maja. Święty Andrzej Bobola

Gdy w końcu odnaleziono trumnę, zdumienie zaparło wszystkim dech w piersiach. Spoczywało w niej ciało męczennika... idealnie zachowane. To niemożliwe! Przecież zginął 45 lat temu.

Krwawe słońce zachodziło nad Pińskiem. Wieczorem 16 kwietnia 1702 roku zmęczony Marcin Godebski, rektor miejscowego kolegium, kładł się spać. Był wyczerpany. Od dawna trawił go smutek. Polskę rozdarła wojna domowa. Wojska saskie, moskiewskie i konfederackie pustoszyły kraj. Pińsk widział już wiele przelanej krwi. Godebski zaczął się żarliwie modlić. Wkrótce zasnął. Nagle ujrzał nieznanego jezuitę, z którego twarzy biła nieprawdopodobna jasność. Postać przedstawiła się: – Jestem Andrzej Bobola, kapłan zamordowany przez kozaków. Obiecuję, że otoczę wasze kolegium opieką. Pod jednym warunkiem. – Jakim? – zdumiał się rektor. – Odszukasz moje ciało pochowane w zbiorowej mogile pod kościołem.

Ruszyły poszukiwania. Nikt nie słyszał o zakonniku. Po dwóch dniach do rektora przybiegł mieszczanin, który znalazł w domu kartę z nazwiskami osób pochowanych w krypcie. Na jednej z nich przeczytano: „Ks. Andrzej Bobola, 16 maja 1657 roku okrutnie zamordowany przez niegodziwych kozaków, rozmaicie dręczony, w końcu odarty ze skóry”. Gdy w końcu odnaleziono trumnę, zdumienie zaparło wszystkim dech w piersiach. Spoczywało w niej ciało męczennika... idealnie zachowane. To niemożliwe! Przecież zginął 45 lat temu – dziwili się świadkowie. Najdziwniejsze były liczne ślady tortur: krew nie okrzepła, ale była świeża.

Wkrótce o męczenniku zaczęła szeptać cała wschodnia Rzeczpospolita. Jego zachowane od zniszczenia ciało chciały zobaczyć prawdziwe tłumy, tysiące zaczęły modlić się za jego wstawiennictwem. Ciało nosiło znamiona nieprawdopodobnych cierpień. Jak do nich doszło? Napadli go kozacy, oskarżając jezuitę, że odwodzi ludzi od prawosławia. Mógł uciec, a jednak zdecydował się pozostać. Wkrótce słowa modlitwy zagłuszył wściekły świst nahajek.

Osoby o słabych nerwach mogą pominąć opis męczeństwa jezuity i przejść do kolejnego akapitu. Wśród szyderstw żołnierze założyli mu koronę z cierni. Przy pomocy dębowych gałęzi ścisnęli mu głowę tak mocno, że oczy kapłana wyszły na wierzch. Uderzenia w twarz pozbawiły go zębów, wyrywano mu paznokcie, zrywano wielkie płaty skóry. Wyłupiono oko, spalono żywym ogniem boki, brutalnie wyrwano język. Zmaltretowany starzec do końca szeptał: „Jezus, Maryja” i wzywał katów do nawrócenia. Widząc jego konwulsje, kozacy ryknęli: – Zobaczcie, jak on tańczy!

Gdy święty przypomniał o sobie po 45 latach, wkrótce pojawiły się świadectwa cudownych uzdrowień, a nawet wskrzeszeń! Maciej Grudziński z Pińska miał wybłagać wskrzeszenie swej czteroletniej córeczki.

Rok temu przeprowadzałem wywiad z pewnym biskupem. Na zakończenie rozmowy, już w drzwiach, hierarcha rzucił: – Proszę przyjąć na pamiątkę książkę, nasze najnowsze wydawnictwo. „Andrzej Bobola” – przeczytałem na okładce. Po powrocie w domu zerknąłem na kalendarz i zdumiałem się: uroczystość św. Andrzeja Boboli. A więc święty znów o sobie przypomniał!

16 maja. Św. Brendan i towarzysze. Święty żeglarz

W Irlandii, Szkocji, Walii, czy Bretanii jest jednym z najbardziej czczonych i najpopularniejszych świętych. Zalicza się go nawet do grona tzw. 12 Apostołów Irlandii. Kim był św. Brendan?

 

Na świat przyszedł około 485 roku. Wychowywał się w okolicach irlandzkiego portu Tralee. W hrabstwie Galway założył słynne opactwo w Clonfert, choć za jego sprawą w Irlandii powstało także wiele innych klasztorów i kościołów. Zmarł około 580 roku.

Jak widać, faktów dotyczących życia świętego, do naszych czasów nie przetrwało zbyt wiele. Przetrwały za to niezwykłe opowieści o jego wyczynach i podróżach, które zebrano w średniowiecznej, hagiograficznej historii „Navigatio sancti Brendani”.

Św. Brendan, niczym starogrecki Odyseusz, wyrusza tu na morską wyprawę, w czasie której odwiedza kolejne cudowne wyspy. Zanim jednak rozpocznie się ta swoista „Odyseja dawnego kościoła iryjskiego”, święty musi zebrać 14 mnichów, zbudować skórzaną łódź i przez 40 dni pościć.

Celem podróży jest rajska wyspa, którą Jerzy Gąssowski – autor „Mitologii Celtów” – nazywa Krajem Obietnicy Świętych. W publikacji „O świętym Brendanie-Żeglarzu tudzież o innych świętych i bohaterach” autorstwa Lady Gregory czytamy, że jeden z bohaterów tej historii miał widzenie w czasie którego oglądał „przecudną jakowąś wyspę, gdzie aniołowie Pana służby wszelakie pełnili (…) ukryte miejsce owo (…) to kraina na krańcu świata leżąca, którą wybranym swoim On jeno okazuje, a w końcu sam ją nawiedzi”.

To ziemski raj, pierwsza siedziba Adama i Ewy. O wyspie tej czytamy, że „każde ziele na niej gięło się pod kwieciem, a każde drzewo pod mnóstwem owoców. A co się tyczy ziemi, połyskiwała ona taką mnogością szlachetnych kamieni, że i w niebiosach samych bogatszej nie było”.

Bęben świętego

Podczas Dnia św. Patryka jest i miejsce dla św. Brendana. Tu upamiętniono go na bębnie. Zdjęcie z parady w amerykańskim mieście Belmar w 2010 r. Brendan i jego towarzysze rzecz jasna zdołają do niej dotrzeć, ale zanim to nastąpi odwiedzą wiele innych, fantastycznych miejsc – chociażby takich, jak Wyspa Ptaków, której pierzaści mieszkańcy zamiast ćwierkać, śpiewają Bogu psalmy.

Na innej wyspie pasły się owce większe od wołów, na kolejnej spotkali Judasza, któremu przez chwilę dane było odpocząć od mąk piekielnych (w piekle przebywał wraz z Piłatem, Herodem, Annaszem i Kajfaszem). Każdą Wielkanoc spędzać mieli zaś na wyspie, która okazywała się potem być grzbietem wieloryba.

W „Navigatio sancti Brendani” pojawiają się także m.in. mityczne zwierzęta takie jak gryf, czy olbrzymi potwór morski Jasconius. Rozpętuje się też trwająca 4 miesiące burza morska. Ale czy to oznacza, że należy traktować tę opowieść wyłącznie jako baśń? Hagiograficzną legendę?

Nie do końca. Literaturoznawcy odnajdują w niej np. echa mitów, eposów i opowieści staroceltyckich. Wszak to właśnie Celtowie wierzyli, że po śmierci nie tyle trafia się do nieba, co właśnie na szczęśliwą, rajską wyspę, której poszukuje św. Brendan i jego mnisi.

Istnieje także teoria zgodnie z którą święty rzeczywiście odbył liczne morskie podróże. Odwiedzić miał w ich trakcie nie tylko Szkocję, Walię, czy Brytanię, ale także dopłynąć do Ameryki i odkryć ją przed Kolumbem. Odkryć miał także Wyspy Owcze i Islandię.

Przygody Brendana w wiekach średnich tłumaczono na wiele języków – chociażby na niemiecki, norweski, włoski, czy flamandzki, co miało spory wpływ nie tylko na rozwój jego kultu, ale także na kształtowanie się pojęć z dziedziny geografii.

W Kościele katolickim co roku wspomina się go 16 maja.

17 maja. Patron kongresów eucharystycznych

Święty Paschalis przyszedł na świat 16 maja 1540 r. w miejscowości Torre Hermoza, leżącej w hiszpańskiej Aragonii. Jego rodzice zajmowali się rolą.

Święty Paschalis na obrazie autorstwa Giovanniego Battisty Tiepolo.

W latach młodzieńczych przyszły wybitny kaznodzieja i święty Kościoła najczęściej trudnił się pasterstwem. Jego wielkim marzenie było nauczyć się czytać i pisać. Niestety, sytuacja finansowa nie pozwalała rodzinie na pokrycie wysokich kosztów edukacji.

Pomysłowy Paschalis wymyślił, więc dla siebie nieco inny sposób kształcenia. Zabierał po prostu, przypadkiem zdobyte książki i druki na pastwisko i gdy tylko widział, że z oddali konno nadjeżdża ktoś bardziej zamożny, podbiegał do niego i prosił o przeczytanie mu jednego słowa, bądź zdania, które starał się zapamiętać. W ten oto, osobliwy sposób, Paschalis nie tylko przestał być analfabetą, ale w przyszłości miał się stać nawet autorem niewielkich traktatów dogmatycznych i ascetycznych. Istnieją, bowiem świadectwa potwierdzające fakt, iż Paschalis miał zwyczaj zapisywać na luźnych kartkach ważne dla niego myśli i cytaty, które następnie zszywał w bruliony zwane cartapacci - te jednak do naszych czasów nie zachowały się...

W 1564 roku wstąpił do zgromadzenia franciszkanów nieopodal Alicante. Początkowo – z uwagi na zaniedbany wygląd – nie chciano go przyjąć. Gdy wreszcie przekonał do siebie niechętnych mu wcześniej zakonników, pełnił posługę między innymi furtiana i ogrodnika. Gotował także posiłki dla najuboższych, które im później osobiście rozdawał.

Legendy głoszą, że gdy pewnego dnia zużył ostatnie warzywa z przyklasztornego ogrodu, przez noc na ich miejsce wyrosły nowe. Jego motto życiowe brzmiało: "dla Boga i Zbawiciela potrzeba mieć serce dziecka, dla bliźniego serce matki, dla siebie serce sędziego", zaś nauki świętych Franciszka i Piotr z Alkantary były mu szczególne bliskie.

W 1576 roku wysłano Paschalisa do Paryża. Miał dostarczyć ważne pisma Ministrowi Generalnemu, przygotowującemu Kapitułę Generalną. Niczym bohater powieści łotrzykowskiej, przedzierał się Pasachalis przez terytorium szarganej wojnami z hugenotami Francji. Dokumenty zaszyte miał w wewnętrznych kieszeniach habitu. Kilkakrotnie aresztowano go i pobito, a w pobliżu Orleanu cudem uniknął ukamienowania.

Doświadczał Paschalis wielu przeżyć mistycznych, w których najczęściej objawiała mu się Hostia eucharystyczna. Miał też być obdarzony charyzmatem proroctwa. „Papież Innocenty XII uważał, że Paschalis posiadał dar wiedzy wlanej przez Ducha Świętego” – pisał franciszkanin Tadeusz Słotwiński w biografii świętego.

Zmarł 17 maja 1592 roku w klasztorze w Villarreal. Tam też go pochowano. Beatyfikowano go w 1618, kanonizowany został natomiast przez papieża Aleksandra VIII w 1690 roku.

Jest patronem pasterzy, kucharzy oraz bractw, stowarzyszeń i kongresów eucharystycznych. Papież Leon XIII pisał w liście apostolskim Providentissimus Deus z 28 listopada 1897 roku o Paschalisie w sposób następujący: „z powodu swej wielkiej gorliwości w publicznym wyznawaniu wiary w eucharystyczną obecność Jezusa Chrystusa musiał wiele znieść i wycierpieć ze strony przeciwników wiary”.

Jako ciekawostkę warto podać fakt, że w Hiszpanii oraz we Włoszech kobiety mają zwyczaj modlić się o to, by przyszły mąż był równie dobry i przystojny jak święty Paschalis.

18 maja. Podróżnik i reformator

Jan I urodził się w Toskanii. Był przyjacielem słynnego filozofa i męża stanu Boecjusza, który zasięgał u niego rad na temat swych pism. W chwili wyboru na Stolicę Piotrową Jan był już człowiekiem starym i schorowanym.

 

W czasie jego panowania wszedł w życie dekret cesarski, nakazujący zamknięcie wszystkich ariańskich kościołów w Konstantynopolu. Pozbawił on arian i wielką liczbę Gotów posad państwowych. Władający Italią król, arianin Teodoryk Wielki, zaniepokojony i rozgniewany tymi poczynaniami wezwał papieża na swój dwór i zmusił do podróży na Wschód, aby wstawił się za arianami.

Jan I dotarł do stolicy cesarstwa bizantyjskiego w 525 roku. Przyjęto go niezwykle uroczyście, całe miasto wyszło mu na spotkanie. Cesarz pokłonił się przed namiestnikiem św. Piotra. Podczas uroczystości wielkanocnych odprawiono Mszę św. w obrządku łacińskim, a papież zamiast patriarchy nałożył cesarzowi tradycyjną koronę wielkanocną. Podróż ta i misja były jednak w gruncie rzeczy niezwykle upokarzające. Nic nie mogło ukryć narastających napięć...

Teodoryk, na wieść o tym, że misja nie zakończyła się tolerancją dla arian, wpadł w jeszcze większy gniew. Chorobliwie podejrzliwy, skazał już na śmierć swojego ministra- Boecjusza i inne osobistości pod zarzutem zdradzieckiej korespondencji z cesarzem. Pozytywna reakcja papieża na ciepłe przyjęcie w Konstantynopolu napełniło go obawą, że i następca św. Piotra może go zdradzić.

Gdy tylko papież przyjechał do Rawenny, natychmiast został wtrącony do więzienia. Niepewny swego losu, schorowany i wyczerpany podróżą niedługo potem załamał się i zmarł. Jan uważany był za męczennika. Jego ciało przewieziono do Rzymu i pochowano w nawie bazyliki św. Piotra. Jan I znany jest w historii także z tego, że ustanowił rok kościelny rozpoczynający się w dniu Wielkanocy, zgodnie z aleksandryjskim zwyczajem, który został przyjęty w Rzymie. Rozpoczęto także praktykę liczenia lat od narodzin Jezusa Chrystusa.

18 maja. Na kłopoty Papczyński

Nie szła mu nauka, wyleciał nawet ze szkoły, a później został cenionym nauczycielem. Chciał zreformować swój zakon, ale bracia okrzyknęli go wichrzycielem, a nawet wsadzili do więzienia. Nowy polski błogosławiony nie pasuje do łzawych, cukierkowych żywotów świętych.

 

Fale Dunajca zalewały maleńką łódkę. Górale zacisnęli dłonie na wiosłach. W łodzi skuliła się kobieta w widocznej ciąży. Była przerażona. Wśród wirów i wysokich fal zaczęła się gorliwie modlić. Błagała o ocalenie. Wzywała na pomoc Maryję i powierzała Jej życie swojego nienarodzonego dziecka. Oj, gdyby wiedziała, jakie to błogosławieństwo wyda owoce…

Ten przeklęty alfabet!

Janek urodził się 18 maja 1631 r. w Podegrodziu, starej sądeckiej wsi położonej na brzegu Dunajca. Często widział matkę z różańcem w dłoniach, pomagał jej też dekorować drewniane beskidzkie kapliczki. Gdy skończył się czas beztroskich zabaw i trzeba było posłać Jasia do szkoły, pojawił się problem. Chłopak w żaden sposób nie mógł przebrnąć przez elementarne nauki. Jego starszy brat Piotr uczył się wzorowo, dla Janka nauka alfabetu była koszmarem. Ojciec machnął ręką: Nie ma sensu posyłać go do szkoły. Niech uczy się lepiej fachu. I tak w przyszłości będzie kowalem jak ja. I posłał chłopaka na łąkę. Miał paść owce.

Janek czuł się upokorzony. Górale widywali go często, jak siedząc na zielonych łąkach, modlił się. I wówczas zdarzyło się coś, co zaskoczyło całą rodzinę. Nadzwyczajna łaska (jak chcą biografowie), a może zwykły góralski upór sprawiły, że Jasiek potajemnie wrócił do szkoły i zaczął się znakomicie uczyć. Podobno alfabet wykuł w ciągu jednego popołudnia! Odtąd nie miał już problemów z nauką.

Kto by pomyślał, że niebawem wyrośnie na nauczyciela i autora poczytnych podręczników, a nawet na kandydata na ołtarze, do którego modły zanosić będą uczniowie, którzy najchętniej szkoły omijaliby szerokim łukiem.

W rynsztoku

Młody Jan Papczyński skończył szkołę w Podegrodziu, Nowym Sączu, a później wyruszył do Jarosławia i dalej na wschód, do Lwowa. Bardzo chciał uczyć się w tutejszym kolegium jezuitów. Spotkało go jednak ogromne rozczarowanie. Nie został przyjęty. Nie miał listów polecających. Pozostał samotny w ogromnym rozpędzonym mieście. By przeżyć, zaczął udzielać korepetycji. Lato 1648 wspomina jak koszmar. Najpierw na cztery miesiące zwaliła go z nóg wysoka gorączka, a potem całe ciało pokrył paskudny świerzb. Był tak odrażający, że rodzina, u której wynajmował pokój, wyrzuciła go na bruk. Wylądował na ulicy. Wałęsał się zziębnięty po zaułkach miasta, przymierając głodem. Dotknął dna. Przy życiu trzymała go jedynie modlitwa. Doskonale odnajdywał się w krzyku psalmisty: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie”. I wówczas nieoczekiwanie spotkał nieznajomego towarzysza, który zaopiekował się nim. Jan trafił do domu. Wrócił do pełni sił.

Sobieski na kolanach

Po nauce w pobliskim Podolińcu spróbował jeszcze raz sił w kolegium jezuitów we Lwowie. Tym razem został przyjęty. Radość studiowania nie trwała długo. Gdy do miasta zbliżyli się zbuntowani kozacy, Papczyński ruszył do kolegium w Rawie Mazowieckiej. Miał 23 lata. Życie stało przed nim otworem. Rodzice mieli już gotowy plan: chcieli go ożenić z bogatą panną. Janek niemal zwiał ze swego wesela. Przez góry uciekł do spiskiego Podolińca i zapukał do klasztoru pijarów. Chciał zostać zakonnikiem.

W lipcu 1654 r. rozpoczął nowicjat. Wokół szalała wojenna zawierucha. Uroczysta profesja odbyła się w czasie potopu szwedzkiego. Warszawa padła, cały kraj stanął w ogniu. Papczyński został nauczycielem retoryki. W 1661 r. wyświęcony na kapłana, przyjął imię Stanisław. Odtąd przez lata obowiązki kapłańskie dzielił z pracą naukową. Już niebawem ludzi zachwyciła pasja, z jaką głosił Ewangelię. Jego sława rozeszła się tak szybko, że wnet do jego konfesjonału zaczęły się ustawiać kolejki. U kratek klękali biskupi i senatorowie, a nawet Jan III Sobieski. Podobno w czasie rozmowy Papczyński miał przepowiedzieć mu zwycięstwo pod Wiedniem. Stałym penitentem ojca Stanisława był też Antoni Pignatelli – nuncjusz apostolski w Polsce, późniejszy papież Innocenty XII.

To buntownik!

Hardy, znany ze swej zapalczywości góral nie miał w zakonie łatwego życia. Zaczął głośno wytykać braciom błędy i sprzeciwiać się rozluźnieniu pijarskiej reguły, zwłaszcza wypełnianiu ślubów ubóstwa. Konflikt z braćmi sięgnął zenitu, gdy o. Stanisław jawnie wystąpił przeciw przełożonym, wytykając im nadużywanie władzy. Tego znieść nie potrafili – oskarżyli go o wichrzycielstwo. Nie pomogło nawet oczyszczenie z zarzutów przez nuncjusza. Po wielu miesiącach wewnętrznej walki ojciec Stanisław, dla zapewnienia spokoju w prowincji, postanowił wystąpić ze zgromadzenia. W mig został okrzyknięty buntownikiem, a nawet uwięziony w domowym karcerze.

Założyciel popularnych oaz ksiądz Franciszek Blachnicki swój pobyt w katowickim więzieniu nazwał rekolekcjami. Czy tak samo mógł powiedzieć ojciec Papczyński? Został skazany na samotność. Przebywał w celi sam na sam z Bogiem, a w jego głowie rodziła się śmiała myśl o założeniu nowego zgromadzenia. Siedząc w więzieniu, oddawał się w inną niewolę: powierzał swe życie Maryi. Nie zrzucił zakonnego habitu, przeczuwał jednak, że wkrótce zamieni jego czerń na biały kolor szat nowego zgromadzenia. Miał on przypominać czystość i nieskazitelność Niepokalanej Matki Boga. To Ona miała zostać patronką nowego zakonu: marianów.

Bóle porodowe

Zakonu nie zakłada się ot, tak sobie. To zazwyczaj niezwykle dramatyczna decyzja. Św. Franciszek, pisząc regułę zakonu, przeżywał ogromną duchową ciemność. Nie czuł Bożej opieki, wydawało mu się, że jest sam jak palec. Ufał wbrew wszystkiemu. Służebnice Bożego Miłosierdzia z Rybna, które założyły zgromadzenie siedem lat temu, opowiadają: – To były bardzo trudne dni. Decyzja o utworzeniu nowego zgromadzenia to było szaleństwo. Nasz kierownik duchowy, widząc, w jakich bólach powstaje zgromadzenie, powiedział: Nie sądziłem, że jeszcze dziś Bóg prowadzi ludzi taką drogą krzyżową.
Możemy się jedynie domyślać, co czuł „buntownik” Papczyński. Wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Otaczały go oskarżenia, donosy i szyderstwa. Szukał pokory, a uznany został za awanturnika. Przeżywał upokorzenie za upokorzeniem. Po opuszczeniu klasztoru trafił do zaprzyjaźnionej rodziny Karskich w Luboczy. Tam dojrzała w nim myśl o nowym dziele. W kaplicy rodziny przywdział uroczyście biały habit.

Przebierańcy

W leśnej głuszy Puszczy Korabiewskiej stały cztery liche chatki pustelników. Pewnego dnia do eremitów zawitał ojciec Papczyński. Zaproponował im wspólną modlitwę, ale na jutrznię przyszedł sam. Pustelnicy smacznie spali. Po kilku dniach przejrzał ich na wylot. Okazało się, że ci, byli żołnierze, udawali jedynie pobożnych. W rzeczywistości czerpali z uroków życia pełnymi garściami. Nie mogąc znieść człowieka ukazującego im jak na dłoni brutalną prawdę o nich samych, wynieśli się z pustelni. Jak wytrzymać 24 godziny na dobę z Bożym szaleńcem? Pozostał jedynie właściciel pustelni Stanisław Krajewski. Jednak i jemu trudno było zrywać się na modlitwę, pokutować, zachowywać zakonną dyscyplinę i… całkowicie wyrzec się alkoholu.

Rozdarcie

To był trudny czas. Krajewski ciągle się buntował, aż w końcu… pobił ojca Stanisława i uciekł. Marianin został sam. Był radykalny i wymagający do bólu. Zmagał się. Jego głowę bombardowały myśli: Panie, czy to Twoje dzieło? A może jedynie mój wymysł? Początkowo chciał nawet wrócić do pijarów i złożył podanie o ponowne przyjęcie. Na szczęście Pan Bóg zaczął potwierdzać wybór ojca Stanisława swoimi znakami. Przysyłał mu ludzi, a wkrótce głośno zrobiło się o cudach, które miały miejsce w leśnej głuszy. Ludzie z przejęciem szeptali o cudownych nawróceniach, a nawet uzdrowieniach. Papczyński nie potrafił usiedzieć na miejscu. Często wyjeżdżał z pustelni do sąsiednich parafii, by głosić kazania. 11 listopada 1673 r. w Chojnacie w czasie homilii proroczo zapowiedział zwycięstwo hetmana Sobieskiego pod Chocimiem.

Wybierając na godło marianów gołębia z gałązką oliwną w dziobie – symbol nadziei i wiary – wierzył, że Bóg wyprowadzi zakon z wszelkich trudności, tak jak kiedyś uratował Noego z potopu. Ta nadzieja i wiara w Bożą opatrzność marianom w ciągu trzystu lat bardzo się przydała. Bo zanim zgromadzenie rozrosło się do ponad 500 zakonników, rozszerzyło na siedemnaście krajów na wszystkich kontynentach, pierwszy marianin długo pozostawał sam. Nie było chętnych do nowego zgromadzenia, które za cel obrało sobie kult Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej i pomoc duszom czyśćcowym. Władze diecezji miały wątpliwości co do statusu nowego zgromadzenia, aprobata Stolicy Apostolskiej też nie nadchodziła.

Do pustelni zapukali pierwsi kandydaci. Zawiązała się wspólnota: niewielka, ale zdyscyplinowana i podporządkowana zakonnej regule. Także Krajewski, po nieudanych próbach zbudowania własnego instytutu, po latach procesów z o. Papczyńskim o ziemię, nieoczekiwanie nawrócił się, powrócił i przyjął śluby zakonne. Przybywało zakonników. W 1677 r. o. Stanisław z kilkoma braćmi przeprowadził się do nowego domu zakonnego w Nowej Jerozolimie, dzisiejszej Górze Kalwarii. Marianie otrzymali tam kościół Wieczerzy Pańskiej, zabudowania gospodarcze i spore ziemie, w większości bagniste.

Nowa Jerozolima

Dzisiejszy zadbany kościółek, wypielęgnowane kalwaryjskie dróżki w Wieczerniku zupełnie nie przypominają tych, jakimi chodzili pierwsi marianie. Sami kopali stawy i osuszali bagna. Nie podobało się to sąsiadom, którzy procesowali się z braćmi o ziemie, ubliżali im, a nawet ich pobili. Ojciec Papczyński nie przejmował się tymi kłopotami. Wychodził do ludzi z Ewangelią, wspierał ubogich, zachęcił mieszkańców sąsiedniej wsi Jasieniec do budowy własnego kościoła i dał na niego pierwszy datek.

– Kiedy przerwano budowę domu starców, a wybudowana część popadała w ruinę, o. Stanisław sam wziął się do roboty i wraz z innymi braćmi dokończył dom – opowiada o. Jan Kosmowski, kustosz grobu ojca założyciela. Ze Stolicy Apostolskiej wciąż nie nadchodziło poparcie dla zgromadzenia. W 1678 r. biskup poznański, któremu podlegała Nowa Jerozolima, uznał je na prawach diecezjalnych. W następnym roku Jan III Sobieski powiększył dobra marianów w Puszczy Korabiewskiej. – Jedną z pamiątek po tej znajomości jest granitowy głaz w miejscu, gdzie kiedyś stała lipa, pod którą Jan III Sobieski lubił siadać i rozmawiać z o. Stanisławem – mówi o. Wacław Makoś MIC z puszczy, zwanej dziś Mariańską. – Król miał tu zaplecze modlitewne. Gdy ruszał pod Wiedeń, o. Papczyński zarządził w parafiach krucjatę modlitewną w intencji zwycięstwa. Król przywiózł mu w prezencie czaprak, czyli kapę przykrywającą całego konia.

Powrót z kwitkiem

Tymczasem nowy biskup poznański Jan Witwicki posłuchał oskarżycieli i chciał rozwiązać zgromadzenie. Ojca Papczyńskiego naszły wątpliwości i znów rozważał możliwość powrotu do pijarów. Jedynym ratunkiem dla zgromadzenia mogło być poparcie z Watykanu. By je uzyskać, 60-letni zakonnik wybrał się do Rzymu „pieszo i o żebraczym chlebie”. Znów wpadł w tarapaty. Gdy po miesiącach wędrówki dotarł do Włoch, okazało się, że zmarł papież Aleksander VIII. Konklawe przedłużało się, a podupadający na zdrowiu marianin musiał wracać do kraju. Nowy papież Innocenty XII wprawdzie zajął się sprawą zgromadzenia, jednak po miesiącach załatwiania formalności z Rzymu przyszła odpowiedź, że zakonowi wystarczy aprobata ordynariusza. Kilka lat później do papieża pojechał inny marianin, o. Joachim Kozłowski, który dwukrotnie bez skutku składał petycje o aprobatę nowego dzieła. Dopiero przyjęcie reguł istniejącego już zakonu serafickiego – najbardziej zbliżonych do mariańskich – otworzyło drogę do papieskiej aprobaty. Zakon uzyskał ją po 29 latach starań. Dokumenty z Rzymu zastały o. Papczyńskiego bardzo schorowanego.

Testament

Pod koniec życia złożył na ręce nuncjusza apostolskiego uroczyste śluby zakonne. 10 kwietnia 1701 r. w swym testamencie napisał: „Zostawiam obraz mej osoby ciekawym do oglądania, obraz zaś życia Pana mojego, Jezusa Chrystusa, [zakonnikom] do naśladowania”. Co roku 17 września – w rocznicę jego śmierci – przy grobowcu w kalwaryjskim kościółku zbierają się marianie i czciciele tego „Bożego uparciucha”. – Determinacja w zakładaniu zgromadzenia była niezwykła – opowiada o. Wojciech Skóra MIC, postulator generalny. – Nawet przeciwności, których życie ojcu Stanisławowi nie szczędziło, widział w Bożej perspektywie. Był niezwykle wrażliwy na potrzeby bliźnich. Pierwsza jego biografia, spisana cztery lata po śmierci, nosiła tytuł „Ojciec ubogich”. Angażował się w sprawy społeczne. Ocenzurowano nawet jego książkę – zakazano mu krytyki rządzących i liberum veto. Pisał, że wszyscy powołani są do świętości. I to powołanie wypełnił.

Przerażający ogień

Był mistykiem. Miał częste wizje czyśćca. Były tak przerażające, że w regule nowego zgromadzenia zaznaczono konieczność modlitwy za dusze. Kiedyś w czasie posiłku „wpadł w ekstazę i pozostawał nieruchomy z oczyma wzniesionymi”. Zapadła cisza jak makiem zasiał. Po chwili o. Stanisław wstał z miejsca i wyszedł, wołając jedynie: „Bracia, módlcie się za zmarłych!”. Sam na trzy dni zamknął się w celi.

Odtąd marianie w Licheniu, Warszawie czy na dalekiej Łotwie zaciskają dłonie na różańcach. Szturmują niebo. Pamiętają, że ich zakon rodził się w ogromnych bólach. Doskonale wiedzą też, kogo prosić o pomoc w przeciwnościach.

19 maja. - Święty Celestyn V: Pechowiec na papieskim tronie

Św. Celestyn V. Po śmierci Mikołaja IV tron papieski nie był obsadzony przez ponad dwa lata.

  Hołd dla św. Celestyna V

Kardynałowie, których dzieliły rodzinne i osobiste animozje nie mogli wybrać odpowiedniego kandydata. Dwukrotnie część z nich opuszczała Rzym ze względu na zamieszki i panujące tu zabójcze upały. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Wreszcie jeden z kardynałów miał wyjawić, że pewien pustelnik spisał proroctwo, mówiące o rychłej karze Bożej, jeżeli nie wybiorą papieża. Zapytany o tajemniczego pustelnika odpowiedział, iż jest nim Piotr z Morrone. Kardynałowie nie wahali się dłużej i wybrali skromnego mnicha na nowego papieża.

Piotr z Morrone przybył na konsekrację na osiołku. Miał wówczas 85 lat. Pochodził z ubogiej rodziny, był jedenastym dzieckiem prostych wieśniaków. Mając zaledwie kilkanaście lat, wstąpił do klasztoru benedyktynów, ale szybko wycofał się i zaczął prowadzić życie pustelnicze. Wkrótce zebrało się wokół niego wielu uczniów, zwanych później celestynami. Urban IV wcielił ich w 1263 roku do zakonu benedyktynów.

W 1259 roku miejscowy biskup zezwolił Piotrowi na budowę kościoła Najświętszej Marii Panny u podnóża góry Morrone. Jego wspólnota utrzymywała bliskie kontakty z radykalnym odłamem franciszkanów, zwanym spirytuałami. By zachować niezależność od biskupów, Piotr pieszo udał się na Sobór Lyoński II. Dotarł tam już po zakończeniu obrad, ale uzyskał od papieża Grzegorza X potwierdzenie włączenia swoich zwolenników oraz spirytuałów do zakonu benedyktyńskiego.

Do dziś nie wyjaśniono wszystkich okoliczności wyboru Celestyna V. Taka kandydatura odpowiadała na pewno Karolowi II, który dążył do osłabienia papiestwa. Piotr nie był przygotowany do zaszczytnej funkcji jaka została mu powierzona. Naiwny, niekompetentny nie umiał dobrze sprawować urzędu. W zarządzaniu Kościołem wprowadził ogromny zamęt, przyznając jedno beneficjum różnym osobom. Nie znał łaciny, dlatego na konsystorzach używano języka włoskiego. Obsypywał przywilejami celestynów i spirytuałów, zaniedbując inne zgromadzenia.

W nowej roli nie czuł się dobrze i postanowił abdykować. 13 grudnia 1294 roku Celestyn V odczytał formułę abdykacji, zdjął szaty pontyfikalne i oddał insygnia władzy. W ten sposób znów stał się "bratem Piotrem". Błagał kardynałów o to, by dla dobra Kościoła wybrali nowego papieża. Tak też się stało. Celestyna zastąpił Bonifacy VIII. Sam Celestyn chciał resztę życia spędzić w swojej pustelni, jednak jego następca, obawiając się schizmy trzymał nieszczęśnika pod strażą. Piotrowi udało się zbiec, ale wkrótce został pochwycony i osadzony w wieży Castello di Fumone. Nie był tam traktowany z wielką surowością.

Zmarł w wyniku zakażenia. Jego szczątki przeniesiono do Santa Maria di Colmaggio, gdzie był koronowany na papieża.


- Święty Urban I: Święty dla Winnego Grodu
Św. Urban (łac. urbanus – miejski, mieszkaniec miasta, a także kulturalny, wykształcony, obyty, grzeczny) urodził się w Rzymie. Był 17. następcą św. Piotra.

W ikonografii atrybuty św. Urbana to kielich, księga, miecz i winne grono. Na zdjęciu: Figura z budującego się kościoła pw. św. Urbana w Zielonej Górze. Foto: ks. Tomasz Gierasimczyk.

Jego pontyfikat przypadał na lata 222–230. Wśród nawróconych dzięki jego posłudze na chrześcijaństwo są m.in. św. Cecylia, jej mąż św. Walerian i jego brat św. Tyburcjusz. Św. Urban zginął śmiercią męczeńską przez ścięcie w 230 roku. Został pochowany w rzymskich Katakumbach św. Kaliksta. W średniowieczu należał do najpopularniejszych świętych. W jego dzień błogosławiono pola. Św. Urban jest patronem winiarzy, winnic, winnej latorośli i dobrych urodzajów oraz kilku miast Europy: Maastricht, Toledo, Walencji oraz Troyes. W Polsce jego liturgiczne wspomnienie obchodzone jest 19 maja.

W 2009 roku rozpoczęto starania, by św. Urban I, papież i męczennik oraz opiekun winiarzy i winnic, został patronem Zielonej Góry. Proces zainicjował komitet społeczny. Jego pomysłodawcą jest zielonogórzanin Zbyszko Stojanowski-Han, doktorant na KUL. – Chcemy, aby nad naszym miastem, zwanym też Winnym Grodem, czuwał w sposób szczególny święty Boga – mówi. – Jestem przekonany, że powinien to być właśnie św. Urban I, patron winiarzy, który patronuje też naszemu partnerskiemu miastu Troyes we francuskiej Szampanii. Przez wspólny patronat z pewnością jeszcze bardzie zawiązałaby się nić przyjaźni między naszymi miastami – dodaje.

Jest na to rada
Aby ogłosić kogoś patronem miasta, potrzebna jest uchwała Rady Miasta. Rajcy mogą ją podjąć na własną rękę, ale w tym przypadku komitet społeczny chce zebrać podpisy i przedstawić ten pomysł jako obywatelską inicjatywę uchwałodawczą. Podpisów musi być, zgodnie z miejskim prawem, co najmniej 400. Zbyszko Stojanowski-Han wierzy jednak, że będzie ich więcej. – Chcemy z naszą ideą dotrzeć najpierw do różnych zielonogórskich wspólnot, np. Akcji Katolickiej, Odnowy w Duchu Świętym i wielu innych – tłumaczy. W dotarciu do mieszczan będą służyć m.in. ulotki informujące o samej inicjatywie i o św. Urbanie. – To wymarzona postać na patrona Zielonej Góry – uważa Jacek Budziński, radny PiS i wiceprzewodniczący Rady Miasta. Przypomina, że już za prezydentury Bożeny Ronowicz ten pomysł był dyskutowany i uważa, że tym razem będzie zrealizowany. – Czekamy tylko na podpisy – mówi.

Świecki pomysł
Zbyszko Stojanowski-Han podkreśla, że w powstającym komitecie społecznym nie będzie duchownych ani osób konsekrowanych. – To całkowicie oddolna inicjatywa świeckich – mówi. Jednak nie znaczy to, że pomysł nie spotyka się z życzliwością duszpasterzy. – Cieszyłbym się, gdyby się udało – mówi ks. Mirosław Donabidowicz, proboszcz powstałej w sierpniu tego roku zielonogórskiej parafii pw. św. Urbana I, w której trwa właśnie budowa kościoła. – Ale pan Zbyszko działa na własną rękę – zaznacza ks. Donabidowicz. Samo jednak oddolne poparcie czy nawet uchwała Rady Miasta to jeszcze nie wszystko. Oficjalnie patronat ogłasza Stolica Apostolska, a to nie dzieje się bez zgody biskupa diecezjalnego. Ale i tu klimat jest sprzyjający.

– Uważam ten odruch za bardzo naturalny i nie dziwię się, że ludzie o to proszą – mówi o inicjatywie bp Stefan Regmunt. Uważa, że św. Urban, historycznie uznany za patrona winiarzy, jak najbardziej nadaje się na patrona miasta. – Może być on dla nas wzorem nie tylko w dziedzinie religijnej, ale także jako człowiek, jako ktoś, kto przeszedł przez ziemię i miał szacunek dla ludzi i dla Boga – dodaje.


20 maja. Św. Bernardyn ze Sieny

Bernardyn wcześnie został sierotą, wychowywał go stryj mieszkający w Sienie. Tutaj skończył na uniwersytecie prawo i teologię.

św. Bernardyn na płótnie którego autorem jest Mattia Preti.

W 1402 wstąpił do zakonu franciszkanów, rok później złożył śluby zakonne i w 1404 otrzymał święcenia kapłańskie.

Dał początek nowej gałęzi zakonu — zwanego obserwantami, a w Polsce bernardynami. Reguła zakonu charakteryzowała się surowością, w ten sposób Bernardyn próbował przywrócić pierwotny charakter reguły franciszkańskiej. Zakładał nowe klasztory, podporządkowane głoszonym przez siebie zasadom.

Bernardyn był również wybitnym mówcą. Podczas kazań, głoszonych przez niego w całej Italii, zbierały się tłumy wiernych. Stąd też często odbywały się one nie w kościołach, a na placach przed świątyniami. Znany był z gorliwej modlitwy i oddawaniu szczególnej czci imieniu Jezus. Z tego powodu był podejrzewany o herezję. Za wstawiennictwem świętego Jana Kapistrana u papieża Marcina V został uwolniony od zarzutu.

W 1435 został generalnym przełożonym obserwantów. W 1439 brał udział w soborze florenckim i działał tu na rzecz zjednoczenia greckiego kościoła z katolickim. Trzykrotnie odmówił proponowanego mu biskupstwa w Ferrarze, Urbino i Sienie. Był też twórcą cennych dzieł teologicznych, dzięki którym został uznany za Doktora Kościoła.


Bernardyn ze Sieny jest patronem Kalifornii, oręduje przy chorobach płuc i uzależnieniach od hazardu.

W sztuce
W ikonografii przedstawiany w habicie franciszkańskim, z 3 mitrami, z księgą i tarczą z napisem IHS (skrót imienia Jezus) i otoczoną promieniami; w późniejszych przedstawieniach tarcza przyjmowała często formę monstrancji. W sztuce polskiej wczesne przedstawienia Bernarda znajdują się na kwaterze skrzydła tryptyku w Łopusznej.

Bernardyn, imię pochodzące od imienia Bernard właśc. Bernardino Albizzeschi, ur. 8 IX 1380, Massa Marittima k. Sieny, zm. 20 V 1444, L’Aquila, włoski franciszkanin, kaznodzieja ludowy i kapłan.


21 maja. - Święty Jan Nepomucen: Święty od milczenia
W naszych plotkarskich czasach postać św. Jana Nepomucena przypomina, że nie każdy człowiek ma prawo do całej prawdy o wszystkich.

To bardzo popularny święty. Jego figury można spotkać bardzo często na mostach lub nad rzekami w Europie Środkowej. Niekiedy św. Jan Nepomucen trzyma w dłoni zamkniętą kłódkę, zapieczętowaną kopertę lub palec na ustach. To symbole zachowania tajemnicy spowiedzi. Najprawdopodobniej bowiem za obronę tej tajemnicy oddał życie.

Urodził się w 1348 r. w Pomuku (późniejsza nazwa Nepomuk) koło czeskiej Pragi. Studiował prawo w Pradze, Bolonii i Padwie. Został kapłanem. Mianowano go kanonikiem kapituły katedry św. Wita w Pradze oraz proboszczem praskiej parafii. Wkrótce stał się prawą ręką arcybiskupa Pragi Jana. W tym czasie między czeskim królem Wacławem IV Luksemburczykiem a arcybiskupem Pragi wybuchł konflikt. Ksiądz Jan pełnił rolę mediatora. Porywczy król aresztował go i kazał torturować. Na pół żywego w nocy zrzucono Jana z mostu Karola do Wełtawy, która przepływa przez Pragę.

Ludowa legenda mówi, że kapłanowi przywiązano kamień młyński do szyi i że kamień ten urwał się, a niezwykła jasność obudziła mieszkańców Pragi. Późniejsze kroniki podają, że św. Jan zginął, ponieważ odmówił ujawnienia tajemnicy spowiedzi królowej Joanny, żony króla Wacława. Ciało męczennika wydobyto z rzeki i pochowano w katedrze praskiej. Kult męczennika zaczął się spontanicznie szerzyć, ale dopiero w 1729 roku papież Benedykt XII ogłosił go świętym. Święty Jan jest patronem dobrej sławy, spowiedników, tonących oraz orędownikiem podczas powodzi. Jest także patronem mostów.

Historycy spierają się o szczegóły życia i śmierci św. Jana Nepomucena. Niektórzy kwestionują motyw jego męczeństwa. Niezależnie od tych sporów, św. Jan pozostaje symbolem cnoty dochowania wierności tajemnicy. W ikonografii nad jego głową przedstawia się pięć gwiazd, a w środku napis „tacui”, czyli „milczałem”. Żyjemy w bardzo plotkarskich czasach. Spora część mediów ściga się w poszukiwaniu haków na ludzi, w wydobywaniu na jaw cudzych słabości i grzechów. Tabloidy nie narzekają na brak czytelników. W tym kontekście postać św. Jana przypomina, że nie każdy człowiek ma prawo do całej prawdy o wszystkich. Tylko Bóg wie o nas wszystko, ale On najbardziej szanuje naszą wolność i godność. Cierpliwie czeka, aż sami uznamy nasze grzechy.

Miał 43 lata, gdy z rozkazu króla Czech został utopiony w przepływającej przez Pragę Wełtawie. Po sześciuset latach od tamtego wydarzenia wizerunki męczennika Jana z Pomuka, wciąż można spotkać na skraju mazowieckich pól. Strzeże je przed powodzią i suszą.

Mimo niszczącego upływu czasu, zachowało się bardzo wiele nepomuków. Na Mazowszu jest ich ok. 200, wśród nich drewniane, granitowe i ceglane. Według strony http://nepomuk.w.waw.net.pl/mazowsze.htm np. w powiatach mławskim, płońskim i ciechanowskim zachowały się po trzy świątki, ale za to np. w powiecie pułtuskim – aż 13. Jednak czas płynie nieubłaganie i figurki z każdym rokiem niszczeją coraz bardziej.

Na ratunek świątkom
W najgorszym stanie są drewniane nepomuki. Dziewiętnastowieczna figurka z Rumoki w powiecie ciechanowskim niszczona jest przez deszcz, wiatr, śnieg i mróz, które zacierają wizerunek świętego z czeskiej Pragi.

– Szkoda tak pięknego zabytku – alarmuje jeden z internautów na stronie ciechanowskiego koła Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. – Oczywiście zainteresujemy się tą figurką – odpowiada prezes koła Grzegorz Kęsik. Jednak pojawiają się problemy. – Ta figurka stoi na gruncie prywatnym i nasze możliwości działania są bardzo ograniczone – przypomina szef ciechanowskiej delegatury Państwowej Służby Ochrony Zabytków Krzysztof Kaliściak. – Ale obiecuję, że sprawdzę, co w tej sprawie da się zrobić.
Krzysztofowi Kaliściakowi sen z powiek spędza także troska o innego, również drewnianego nepomuka z Bolewa w powiecie mławskim. Ta figurka też stoi na prywatnej działce i niestety niszczeje.

Zadowoleni mogą za to być rolnicy z Borzuchowa-Daćbogów w powiecie ciechanowskim. Postawiony tam w XIX w. niedaleko rzeki Łydyni wizerunek czeskiego świętego został niedawno odnowiony przez Urząd Gminy w Grudusku, który dostał na ten cel dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. – Ten nepomuk miał szczęście – kwituje Krzysztof Kaliściak. – Stoi w pasie drogowym i bez problemu można było wydać publiczne pieniądze na jego renowację.

Historia jak z dreszczowca
Kim był ten święty, którego wizerunków jeszcze tak wiele zachowało się na Mazowszu?
Urodził się około 1348 r. w Pomuku (stąd Nepomucen) koło czeskiej stolicy. Pierwsza potwierdzona wiadomość o przyszłym świętym – wtedy kleryku – notariuszu w praskiej kurii biskupiej – pochodzi z 1370 r. Dziesięć lat później otrzymał święcenia i probostwo jednej z praskich parafii. Studiował w Pradze i włoskiej Padwie. W 1390 r. awansował wysoko, jak byśmy to dziś powiedzieli. Arcybiskup Jan Jenzenstein mianował go swym wikariuszem generalnym. I tu zaczyna się historia, która mogłaby posłużyć za scenariusz trzymającego w napięciu dreszczowca z polityką, władzą, wiarą, miłością i zbrodnią w tle. A wszystko za sprawą panującego w tym czasie w Czechach Wacława IV Luksemburskiego.

Historycy, zwłaszcza związani z Kościołem, nie mają o tym monarsze zbyt dobrej opinii. Prowadził rozpustny i hulaszczy tryb życia, bez żadnych skrupułów grabił kościelne dobra. W pewnym momencie wpadł na pomysł osłabienia wpływów abp. Jenzensteina, którego nie cierpiał z powodu – jak pisze na swej stronie internetowej (www.pawlowski.dk) ks. Radosław Pawłowski – „gorliwości pasterskiej”. Postanowił zmniejszyć praskie arcybiskupstwo – tworząc na jego terytorium nową diecezję. „Skorzystał więc z tego, że umierał opat benedyktyński w Kladruby i tam chciał osadzić upatrzonego przez siebie kandydata na biskupa, a klasztor zamienić na jego pałac i kurię – notuje ks. Pawłowski. – Na szczęście zakonnicy dowiedzieli się o tym wystarczająco wcześnie i w miejsce zmarłego opata zdążyli wybrać nowego”.

Męczeński koniec
I tu pojawia się wikariusz Jan z Pomuka. W imieniu arcybiskupa śle do króla protesty, zatwierdza szybko nowego opata, za publiczne bluźnierstwa i szyderstwa z wiary wyklina królewskiego wicekanclerza. Wściekły Wacław planuje uwięzienie arcybiskupa i kapituły, nie obca jest mu myśl o zabójstwie ordynariusza. Ale abp Jenzenstein i jego prałaci chronią się w arcybiskupim zamku. Wacław kapituluje, ale tylko pozornie. Proponuje arcybiskupowi pojednanie, zaprasza do Pragi na swój dwór.
Duchowni przybywają do króla, a wtedy ten aresztuje Jana i dwóch innych prałatów, biskupa i resztę kapituły puszczając wolno. Tego samego dnia uwalnia też jednego z prałatów. Jan i prałat Mikołaj Pruchnik są torturowani. Pruchnik ma więcej szczęścia – Wacław po torturach puszcza go wolno, każąc przysiąc, że nikomu nie powie o mękach, jakie wycierpiał.

Cała królewska nienawiść skupia się teraz na Janie z Pomuka. Ponownie torturowany, podobno również osobiście przez Wacława, ledwie żywy, zostaje przez królewskich siepaczy wrzucony ze słynnego później mostu Karola do Wełtawy. Istnieje legenda, że kapłan miał przywiązany do szyi kamień młyński, który urwał się w chwili, gdy oprawcy topili Jana. Niektórzy historycy do męczeństwa Jana dopisują jeszcze jeden rozdział. Otóż miał on być także spowiednikiem królowej Zofii. Wacław kazał go zgładzić, bo duchowny mimo tortur nie chciał zdradzić tajemnicy spowiedzi.

Dobry strażnik
Na początku XVIII wieku Ojciec Święty Innocenty XIII beatyfikował Jana z Pomuka. Kilka lat później kolejny papież Benedykt XII ogłosił go świętym. Doczesne szczątki świętego spoczywają w praskiej katedrze pod wezwaniem św. Wita. Św. Jan Nepomucen jest patronem zakonu jezuitów, dobrej spowiedzi, spowiedników i penitentów, tonących, mostów, orędownikiem podczas powodzi i suszy. Dziś uznawany jest również za patrona ratowników wodnych.

Według ludowej tradycji Jan Nepomucen to święty, który chroni pola i uprawy przed powodzią i suszą. Nic więc dziwnego, że figury świętego – popularnie zwane nepomukami – stanęły licznie przy drogach całej Europy Środkowej, zwłaszcza w sąsiedztwie mostów i rzek. Czy uratujemy ostatnie, mazowieckie pamiątki po świętym męczenniku z praskiego mostu Karola?


22 maja. - Święta Rita: Historia pachnąca miłością. Ale dopiero na końcu
Historia pachnąca miłością. Ale dopiero na końcu.

W filmie „Jasminum” mnisi pachną czeremchą, wiśnią i śliwą. A w Cascia? Siostry zatykały nosy.

Przeorysza miała problem. Papież ogłosił rok 1450 rokiem jubileuszowym i augustianki z Cascia wybierały się do Rzymu. – Jadę z wami – zawołała jedna z nich. Hmm, przeorysza chętnie wysłałaby i Ritę, gdyby nie jedna delikatna rzecz: stygmat. Pojawił się przed siedmiu laty, w czasie wielkopiątkowych rekolekcji. Rita błagała Pana, by mogła odczuć ból choć jednego z cierni Jego korony, gdy nagle jeden z gipsowych kolców krucyfiksu odłamał się i uderzył ją w sam środek czoła. Ból był potworny. Mniszka straciła przytomność.

Nazajutrz rana zaczęła ropieć i wydzielać odrażającą woń. W filmie „Jasminum” mnisi pachną czeremchą, wiśnią i śliwą. A w Cascia? Siostry zatykały nosy. Samotna stygmatyczka zamieszkała na końcu korytarza.

I co począć z wyjazdem do Rzymu? – przeorysza podrapała się po głowie. – Rita była uparta: pojadę, Bóg zainterweniuje. Przełożona bała się jej sprzeciwić. Zbyt dużo już widziała. Pamiętała świetnie, jak Rita zapukała tu po raz pierwszy. Odeszła z kwitkiem. Nie chciano jej w klasztorze. Odsyłano jeszcze wiele razy, aż nagle zaskoczone siostry znalazły ją… w środku klasztornej kaplicy. – Przyprowadzili mnie tu święci Jan Chrzciciel, Augustyn i Mikołaj – powiedziała. Zdumione mniszki nie wiedziały, co odpowiedzieć.

Albo ta historia z kawałkiem suchego jak wiór drewna. Przeorysza, chcąc upokorzyć nową mniszkę, kazała jej podlewać go rano i wieczorem. Rita była posłuszna. Siostry do dziś pamiętają zdumienie i wstyd, jaki przeżyły, widząc, że kawałek drewna wypuścił pączki, zakwitł i wydał wspaniałe winogrona. A teraz ten Rzym… Mniszki już zbierały się do drogi, gdy nagle zdarzył się cud (który? – przestały już liczyć). Stygmat zniknął. Pozostał tylko ból, ale ten nie sprawiał przecież siostrom kłopotu. Przeorysza umieściła Ritę na czele delegacji. A ta, gdy zakonnice martwiły się, czy starczy im pieniędzy na drogę, dziwiąc się ich brakowi wiary, wyrzuciła wszystkie pieniądze do potoku. Wprawdzie po drodze niczego im nie zabrakło, ale powiedzcie szczerze: jak tu wytrzymać z taką siostrą?

Po powrocie rana odnowiła się. Siostra pielęgniarka bała się wejść do jej celi. Odpychała ją straszna woń. Gdy stygmatyczkę odwiedziła kiedyś kuzynka, Rita poprosiła: Przynieś mi z ogrodu różę. – Teraz? W środku grudnia? Kuzynko, ty majaczysz – przeraziła się kobieta. Po chwili jednak wyszła do zasypanego śniegiem ogrodu. Wróciła, ściskając w ręku pachnący kwiat. Gdy 22 maja 1457 roku Rita zmarła (o dacie śmierci powiedział jej Jezus), jej cela, omijana dotąd na odległość, napełniła się cudownym zapachem. To, co było dla wielu przekleństwem, stało się prawdziwą perłą! Do dziś ciało świętej zachowało się w doskonałym stanie.

Kilka razy w życiu spotkałem ludzi, którzy kompletnie zaufali Opatrzności. Pamiętam opowieści członków Wspólnoty Błogosławieństw: siadali przy pustym stole (w domu nie było akurat ani grosza) i zaczynali szaloną modlitwę... błogosławieństwa przed posiłkiem. I niespodziewanie rozlegał się dzwonek u drzwi, a nieznajoma kobieta wręczała im ciepłą pizzę. Pan prosił, bym ją tu dostarczyła – mówiła. Zawsze podczas takich opowieści czułem się jak niewierzący. Jak wyglądałbym przy świętej stygmatyczce? Beznadziejnie. Rito, módl się za mną.


23 maja. - Święty Jan Chrzciciel de Rossi: Charyzmatyczny spowiednik
Wierny uczeń Chrystusa

...Tu właśnie, w Skoczowie, przyszedł na świat Jan Sarkander, kapłan i męczennik, którego życie związało się zarówno ze Śląskiem Cieszyńskim, jak też i sąsiednim Ołomuńcem na Morawach. Dlatego czcimy go jako Patrona Śląska i Moraw.

Poniósł śmierć męczeńską jako proboszcz w Holeszowie. Żył w trudnym okresie poreformacyjnym, kiedy społeczeństwa Europy rządziły się nieludzką zasadą: "cuius regio eius religio", w imię której to zasady panujący – gwałcąc podstawowe prawa sumienia – narzucali przemocą własne przekonania religijne swoim poddanym. Jan Sarkander doświadczył działania tej zasady od najwcześniejszych lat swego życia. Doświadczył jej przede wszystkim w dniu, kiedy przyszło mu oddać życie za Chrystusa. Jest On szczególnym świadkiem tej – tak bardzo trudnej dla Kościoła i świata – epoki.

I oto dzisiaj Jan Sarkander staje przed nami jako nowy święty męczennik, którego Kościół wpisuje do swego Martyrologium. Wpisuje Go w sposób szczególny Kościół w Czechach i na Morawach oraz Kościół w Polsce. Oto jeszcze jeden z tych, o których mówi dzisiejsza liturgia słowami św. Pawła: "Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele".

W dniu dzisiejszym, w dniu uroczystego dziękczynienia, nazajutrz po kanonizacji św. Jana Sarkandra, pragnę powitać wszystkich tutaj zgromadzonych, a zwłaszcza was, którzy jesteście Jego rodakami. Chociaż dzieli nas od Jego epoki prawie 400 lat, to jednak był On synem tej samej ziemi śląskiej, i tutaj też, po męczeńskiej śmierci, Jego postać została otoczona szczególnym kultem, przede wszystkim w Skoczowie.(...)

"Ciebie, Boże chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy (...), Ciebie wychwala Męczenników zastęp świetlany". Słowa te pochodzą z hymnu "Te Deum". Pamiętamy jeszcze to wielkie "Te Deum" Tysiąclecia Chrztu Polski, które prawie 30 lat temu rozbrzmiewało na naszej ojczystej ziemi od zachodu do wschodu i od Bałtyku do Tatr. Dzisiaj to "Te Deum" rozlega się tu, w Skoczowie. Rozbrzmiewa ono jako hymn dziękczynienia za świętego męczennika, Jana Sarkandra, który z tej właśnie, śląskiej ziemi wstąpił do chwały ołtarzy.

I oto staje przed nami, przy końcu tego rozważania, Chrystus z Apokalipsy św. Jana – Chrystus–Dobry Pasterz, a zarazem Chrystus–Baranek Boży, który życie swoje położył za swoją owczarnię (por. Ap 7,14). To ten Chrystus był Mistrzem Jana Sarkandra! To On nauczył go życie kłaść za własną owczarnię. Oto teraz przyjmuje swojego wiernego ucznia w tajemnicy Świętych Obcowania. Ogarnia Go wiekuistą światłością obcowania z Bogiem – Ojcem, Synem i Duchem Świętym – twarzą w twarz. Prowadzi Go do najgłębszych źródeł życia. My zaś, którzy uczestniczymy w tej Eucharystii – w tym uroczystym dziękczynieniu za dar Jego kanonizacji, pragniemy do tych samych źródeł życia dojść, wpatrując się w jego wzór i ufając w jego orędownictwo.
(Jan Paweł II, Skoczów, 22 maja 1995 r.)

Żył w latach 1576–1620. Odbył studia w Ołomuńcu, Pradze i Grazu. W wyniku jego gorliwej pracy duszpasterskiej na łono Kościoła katolickiego wróciło wielu ludzi. To wywołało do niego nienawiść innowierców. Zginął męczeńską śmiercią, broniąc tajemnicy spowiedzi.


24 maja. - Najświętsza Maryja Panna Wspomożycielka Wiernych
Można powiedzieć, że nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki sięga początków chrześcijaństwa.

Kto nazwał Maryję Wspomożycielką?

Jak tylko zaczął rozwijać się kult wśród wiernych do Matki Zbawiciela, równocześnie ufność w Jej przemożną przyczynę u Boskiego Syna nakazywała do Niej się uciekać we wszystkich potrzebach życia. Tytuł przeto Wspomożycielki Wiernych zawiera w sobie wszystkie wezwania, w których Kościół wyrażał Najświętszej Maryi Pannie potrzeby i troski swoich dzieci.

Pierwszym jednak, który w historii Kościoła użył słowa „Wspomożycielka”, to św. Efrem, diakon i największy poeta syryjski, doktor Kościoła (+ 373). Pisze on wprost, że „Maryja jest orędowniczką i wspomożycielką dla grzeszników i nieszczęśliwych”. W tym samym czasie Maryję jako Wspomożycielkę rodzaju ludzkiego nazywa św. Grzegorz z Nazjanzu, patriarcha Konstantynopola, doktor Kościoła (+ ok. 390), kiedy pisze, że jest Ona „nieustanną i potężną Wspomożycielską”. Z treści pism doktorów Kościoła wynika, że przez słowo „Wspomożycielka” rozumieli oni wszelkie formy pomocy, jakich nam Matka Boża udziela i udzielić może. Tak więc pierwotne nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny jako do Wspomożycielki zawierało w sobie przekonanie wiernych o wszechpośrednictwie łaski, to znaczy, że Maryja jest Szafarką Bożych łask.

Do wieku XVI, powstało bardzo wiele sanktuariów, które wyraźnie pod imieniem Maryi Wspomożycielki, Maryi od pomocy, Maryi Łaskawej itp. wyrażały wiarę i ufność w skuteczność orędownictwa Maryi. W samej Italii pod wezwaniem Maryi Wspomożycielki istnieje ponad 20 sanktuariów, z których niektóre sięgają wieków średnich, jak np. w Busto Arsizio koło Varese, w Pistoi, w Kastiglion Fiorentino, w Bobbio, w Bolonii w kościele Matki Bożej Większej, czy najsłynniejsze sanktuarium Lombardii w Caravaggio. Kilka obrazów Matki Bożej Wspomożycielki zostało nawet koronowanych koronami papieskimi, jak np. w Busto Arsizio (1632, 1895, 1921, 1947), w Caravaggio (1710), w Modenie (1831), w Rzymie w bazylice Św. Karola ai Catinari (1888 i 1915) itp.

Jednak krajem najżywiej rozwiniętego kiedyś kultu Wspomożycielki była Bawaria. Wspomożycielkę nazywano tam wprost „Patronką”. Na figurze Wspomożycielki (dzieło Krumpera), która była na zamku w Monachium, widniał napis „Patronka Bawarii”. Pierwszy kościół pod wezwaniem Wspomożycielki w Bawarii stanął w Pasawie w roku 1624. Zasłynęła w nim rychło figura Matki Bożej, kopia obrazu Cranacha - pątnicy witają Ją okrzykiem: Maria hilf! (Maryjo, wspomagaj). Od tego okrzyku nazwano i górę i sanktuarium Maria hilf! (Maryja Wspomożycielka). W jednym tylko roku 1677 rozdano 120 000 Komunii świętych. Spisano 5 tomów łask. W roku 1627 papież Urban VIII zatwierdził przy sanktuarium w Passau arcybractwa M. B. Wspomożycielki. Sanktuarium zawiadują po dziś dzień kapucyni.

Dnia 7 października 1571 roku oręż chrześcijański odniósł decydujące zwycięstwo nad flotą turecką, która zagrażała, bezpośrednio desantem Italii. Na pamiątkę tego zwycięstwa papież św. Pius V włączył do Litanii Loretańskiej nowe wezwanie „Wspomożenie wiernych, módl się za nami”. Dnia 12 września 1683 roku zostali Turcy rozgromieni przez króla polskiego, Jana III Sobieskiego, pod Wiedniem. Na podziękowanie Matce Bożej, za to zwycięstwo, papież bł. Innocenty XI w roku 1684 zatwierdza w Monachium, przy kościele Św. Piotra, bractwo Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, rychło podniesione do rangi arcybractwa. Wreszcie w roku 1816 tytuł Matki Bożej Wspomożenia Wiernych wchodzi urzędowo do liturgii Kościoła, kiedy papież Pius VII ustanawia święto Matki Bożej pod tym wezwaniem, na dzień 24 maja, jako podziękowanie Matce Bożej, że właśnie tego dnia, uwolniony z niewoli Napoleona, mógł szczęśliwie powrócić na osieroconą przez szereg lat stolicę Rzymską.

Te właśnie trzy wydarzenia przyczyniły się do spopularyzowania kultu Wspomożycielki i sprawiły, że zmienił się charakter tytułu „Matki Bożej Wspomożycielki”. Od zwycięstwa pod Lepanto w roku 1571 nabierać zaczęło ono charakteru „politycznego”, „militarnego” w znaczeniu opieki nad Kościołem w jego ważnych i decydujących momentach. Tytuł Wspomożycielki bywa wspominany na równi z wezwaniem „Matki Boskiej Zwycięskiej”; oba tytuły stają się jednoznaczne.

Sanktuaria Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych

Pierwszym obrazem Matki Bożej, który pod tym imieniem, ale w nowym już charakterze był czczony, to obraz Łukasza Cranacha Starszego. Wymalował on ten wizerunek Matki Bożej w roku 1516 dla galerii elekta saskiego, Jerzego I w Dreźnie. Od roku 1622 znajduje się on w kościele kapucynów w Pasawie, gdzie zasłynął cudami. Po zwycięstwie Jana Sobieskiego pod Wiedniem sława obrazu tego tak wzrosła, że powstało tam głośne na całe Niemcy sanktuarium, a obrazy Matki Bożej Pasawskiej zaczęły rozpowszechniać się po świecie. W samej diecezji pasawskiej powstało ok. 150 miejsc, gdzie odbierała od wiernych cześć kopia obrazu Cranacha. W diecezji Innsbruck (Tyrol) powstało 70 świątyń ku czci Wspomożycielki z obrazem Cranacha. Łącznie w samych jedynie tych dwóch diecezjach Wspomożycielka miała aż 220 miejsc kultu. W sanktuarium w Innsbrucku jest czczony obraz-oryginał Cranacha. Kościół ku czci Wspomożycielki wystawiono tu w roku 1657 jako wotum dziękczynne za szczęśliwe zakończenie wojny 30-letniej (1618-1648). W Niemczech aż 15 jego kopii zasłynęło również łaskami. Jan Sobieski po zwycięstwie nad Wiedniem sprowadził do Warszawy figurę Matki Bożej z Pasawy (kopia obrazu cudownego) i umieścił ją w centralnym miejscu stolicy, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie do dnia dzisiejszego można ją oglądać.

Obraz Matki Bożej, Pasawskiej Wspomożycielki, nie był jednak jedynym. Powstało wiele innych. Wszystkie jednak miały ten sam charakter: zostały wzniesione jako wotum dziękczynne za odniesione zwycięstwo wojenne, gdy się ważyły losy Kościoła albo poszczególnych narodów.

Do najgłośniejszych sanktuariów z tego czasu należą: W Passau, w Monachium i w katedrze w Amalfi, gdzie św. Alfons Liguori w roku 1756 wygłaszał swoje kazania.

Madonna św. Jana Bosko

Nową historię kultu Matki Bożej Wspomożycielki rozpoczyna św. Jan Bosko (1815-1888). On też ustala typ „własny” wizerunku Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. Przywraca też jego treści pierwotne, szerokie znaczenie, nie zacieśniając go li tylko do wojennych czy politycznych wydarzeń. Typ ten nawet otrzymał nazwę wśród ludu „Madonny św. Jana Bosko”. Żył on w czasach bardzo niespokojnych i dla Kościoła Chrystusowego wręcz groźnych. Dlatego widział on w kulcie Matki Bożej Wspomożycielki jakiś ogólny krzyk całego chrześcijaństwa i jego ludów zagrożonych o ratunek do Tej, która tak skutecznie umiała dotąd odpierać wszelkie ataki nieprzyjaciela. W tym wezwaniu widział św. Jan Bosko równocześnie jakby mobilizacje wszystkich sił „synów światłości” do walki z „synami ciemności” pod sztandarem Maryi. Nie zacieśniał jednak św. Jan Bosko kultu Wspomożycielki do orężnych rozpraw. Zdawał sobie dobrze sprawę, że każdy z nas ma swoje troski i potrzeby, że walka toczy się nie tylko na wielkich frontach, ale także o każdą duszę nieśmiertelną. Za jego czasów nauka teologów; że Maryja jest pośredniczką łaski, że jest szafarką Bożych darów, była szczególnie akcentowana. Propagowali ją gorąco wiek przedtem: św. Alfons Liguori (+ 1787) i św. Ludwik Maria Grignon de Mondffort (+ 1706). Św. Jan Bosko podpisywał się obu rękoma nad ich pismami i święcie wierzył, że nie ma ani jednej łaski, która by nie przeszła przez ręce Maryi. Cokolwiek więc chcemy od Pana Boga otrzymać, możemy otrzymać za pośrednictwem naszej Wspomożycielki.

Dzisiaj sanktuariów Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, typu, który wprowadził św. Jan Bosko, jest około 130. Kilkanaście też z nich doczekało się koronacji. Najgłośniejszym jednak z nich jest obraz Matki Bożej w Turynie, który na zamówienie św. Jana Bosko wymalował dla Kościoła pod tym samym wezwaniem artysta Tomasz Lorenzone w roku 1867. Obraz przedstawia Matkę Bożą w otoczeniu Apostołów. Na ścianach bazyliki Matki Bożej Wspomożenia, tenże artysta miał umieścić jako uzupełnienie dla obrazu: bitwę pod Lepanto, bitwę pod Wiedniem i uwolnienie papieża Piusa VII z niewoli Napoleona. Najczęściej w kopiach przedstawia się samą Matkę Bożą w płaszczu królewskim, z koroną na głowie i berłem w ręku dla podkreślenia, że w planach Bożych Maryja jest jakby regentką Bożą, która w imieniu Chrystusa sprawuje rządy na ziemi.

W roku 1868 odbył się akt konsekracji Kościoła Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, w Turynie, wystawionego przez św. Jana Bosko. W roku 1883 nawiedza kościół jako młody kapłan Achilles Ratti, późniejszy papież św. Pius XI. W roku 1884 nawiedza sanktuarium ksiądz Józef Sarto, późniejszy papież św. Pius X. W roku 1903 obraz Matki Bożej zostaje uroczyście koronowany koronami papieskimi. W roku 1911 kościół otrzymał tytuł bazyliki. W roku 1953nawiedza bazylikę Matki Bożej Wspomożycielki w Turynie kardynał Anioł Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII.

Św. Jan Bosko Matkę Bożą Wspomożycielkę ustanowił główną Patronką wszystkich swoich dzieł. Założył też zgromadzenie sióstr Córek Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.

Kult w Polsce

Na dawnych obrazach M. B. z Kalwarii Zebrzydowskiej można wyczytać napis: Calvaria Zebrzydoviana - Auxilium Christianorum (Kalwaria Zebrzydowska - Wspomożenie Wiernych). We Wrocławiu - Książe spotykamy stary obraz Wspomożycielki jako „Madonnę Płaszcza”. Typ często spotykany w dawnych wiekach: Maryja okrywa płaszczem opieki tłum swoich czcicieli.

W Polsce kult Matki Bożej Wspomożycielki szedł dwoma nurtami: z Austrii i Niemiec jako Matki Bożej Zwycięskiej oraz przez duchowych synów i córki św. Jana Bosko. W roku 1898 przychodzą do Oświęcimia Salezjanie i odtąd zaczyna się popularyzować obraz Matki Bożej Turyńskiej i św. Jana Bosko. Kopie obrazu Cranacha (+ 1553) pojawiły się przede wszystkim na Śląsku: we Wrocławiu - kościół jezuitów (1694), w Sosnowicy (1729), w Złotogłowiu koło Nysy itd. Obraz ten rozpowszechniały również bractwa M. B, Wspomożycielki w: Lublinie, Kaliszu a nawet w dalekim Łucku. Wszakże najwięcej do wzbudzenia kultu Wspomożycielki w Polsce przyczynili się duchowi synowie i córki św. Jana Bosko. W roku 1907 powstała pierwsza wierna kopia obrazu turyńskiego w kościele salezjanów w Oświęcimiu. Stąd rozbrzmiały się kopie po całej Polsce.

Wielkim czcicielem Matki Bożej Wspomożycielki był salezjanin, prymas Polski, kardynał August Hlond. Nie mniej żarliwym apostołem Matki Bożej Wspomożycielki był jego następca na stolicy prymasów polskich i metropolitów warszawskich, kardynał Stefan Wyszyński. Dnia 5 września 1958 roku dzięki jego staraniom wniósł Episkopat Polski do Stolicy Apostolskiej prośbę o zaprowadzenie święta Maryi Wspomożycielki Wiernych w liturgicznym kalendarzu polskim. Wspomnienie tego święta obchodzi się także po ostatniej reformie (1969). Przez wprowadzenie tego święta chciał Episkopat Polski zadokumentować, że naród polski nie tylko wyróżniał się wśród innych narodów wielkim nabożeństwem do Najświętszej Maryi Panny, ale że może wymienić wiele dat, w której doznał Jej szczególniejszej opieki. Tak więc tytuł ten wyraża z jednej strony hołd wdzięczności dla Maryi jako szczególnej patronki i opiekunki narodu polskiego, a z drugiej strony zachęca do tym większej ku Niej miłości i ufności.

Istniało także w Polsce arcybractwo Matki Bożej Wspomożycielki. O. Honorat Koźmiński założył pod patronatem Wspomożycielki Wiernych nową rodzinę zakonną: Imienia Jezus.

Formy czci Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych

Kościoły i kaplice

Najgłośniejszy jest w Turynie, wystawiony przez św. Jana Bosko. Do już wymienionych sanktuariówwypada przypomnieć polskie: Oświęcim, Twardogóra, Szczyrk, Przyłęków. Z dawnych zaś:Sosnowica, Złotogłowie, Radochów i Cieszyn. Św. Jan Bosko we śnie widzi miejsca i zarysy świątyni a na froncie napis: „To mój dom. Stąd moja chwała”. Wizja powtarza się w roku 1846.W roku 1862 decyduje się Święty na budowę. Wyznacza także tytuł i patrona nowej świątyni:„Wspomożenie Wiernych”. Kiedy go pytają zainteresowani z różnych stron, dlaczego ten właśnie wybrał tytuł, a nie inny, św. Jan Bosko odpowiedział: „Czasy nasze potrzebują szczególnej opieki Matki Bożej a Kościół Chrystusa Jej szczególnej pomocy”. Prace rozpoczęto w roku 1864. W latach następnych bazylikę powiększano i przyozdabiano (1891 i 1936). Dzisiaj należy ona do najpiękniejszych świątyń Italii. W jej wnętrzu spoczywają we własnych ołtarzach: św. Jan Bosko, św. Maria Dominika Mazzarello, św. Dominik Savio i bł. Michał Rua. Pod bazyliką można oglądać „kaplicę relikwii” wielu świętych.

Obrazy

Jest co najmniej kilkanaście typów wizerunków Matki Bożej pod wezwaniem Wspomożycielki. Dwa są jednak najwięcej znane: pasawski i turyński. Obraz turyński należy do największych w ikonografii wśród obrazów ołtarzowych. Liczy bowiem 8 m wysokości i 4 m szerokości. Obraz przedstawia Maryję jako królowę, w sukni czerwonej, w płaszczu niebieskim z koroną na głowie, nad którą jest korona druga z gwiazd 12. Maryja na lewej ręce trzyma Boże Dziecię w zielonej sukience i w koronie, które trzyma obie ręce rozłożone, wyciągnięte jak na powitanie. W prawej dłoni trzyma Matka Boża szczerozłote berło, dar sługi Bożego, księcia Augusta Czartoryskiego. Nad Maryją unosi się Duch Święty w postaci gołębicy. Dookoła w górze wieniec aniołów a poniżej 12 Apostołów. W tyle tło stanowi wzgórze Superga ze znanym sanktuarium Matki Bożej, do którego św. Jan Bosko w latach swojej młodości nieraz podążał, a u stóp wzgórza widnieje bazylika Maryi Wspomożycielki w swojej budowie pierwotnej z jedną kopułą i dwoma wieżyczkami. Ramę potężnego obrazu stanowi obramowanie z barwnych marmurów i lamp wiecznych. Niezwykłe łaski zaczęły się dziać jeszcze za życia św. Jana Bosko. Zwykle „Madonnę św. Jana Bosko” przedstawia się w samej postaci Maryi. Za cudowną uważa się również figurę Matki Bożej Wspomożycielki, umieszczoną w pięknej niszy bazyliki turyńskiej, obnoszoną w czasie procesji. Według jej wzoru wykonano tysiące podobnych w świecie. Wierną kopią obrazu Matki Bożej Wspomożycielki Turyńskiej jest obraz w kościele salezjańskim w Oświęcimiu (1907).

Medalik Wspomożycielki

Po wystawieniu bazyliki pod wezwaniem Matki Bożej Wspomożenia Wiernych św. Jan Bosko zaczął rozpowszechniać także medaliki pod tym tytułem (od roku 1866). Postać Matki Bożej była na nich wzorowana według obrazu w głównym ołtarzu bazyliki. Święty rozdawał je tysiącami, a niezwykłe łaski zwiększały ich popyt.

Święto

Obchodzone jest ono 24 maja. Ustanowił je papież Pius VII w roku 1816 na podziękowanie Matce Bożej za szczęśliwy powrót do Rzymu z niewoli Napoleona Bonapartego(1815). Św. Jan Bosko umieszcza je po raz pierwszy w wydanym przez siebie kalendarzu w roku1860. Co roku obchodzić je będzie bardzo uroczyście jako święto patronalne swoich wszystkich dzieł.

24 każdego miesiąca

Zwyczaj ten datuje się od roku 1904. Chodziło o to, by każdy 24miesiąca był jakby małym świętym Wspomożycielki, był przypomnieniem Jej opieki nad nami. Tego dnia we wszystkich domach salezjanów i Córek Maryi Wspomożycielki odprawiają się specjalne nabożeństwa, odczytuje się prośby i podziękowania, odmawia specjalne modlitwy i śpiewa ku czci Wspomożycielki pieśni.

Nowenna do Matki Bożej Wspomożycielki

Ma ona charakter podwójny: jako dziewięciodniowe przygotowanie do centralnej uroczystości (24 V) oraz jako dziewięciodniowa modlitwa dla uproszenia sobie jakiejś szczególnej łaski. Ułożył ją św. Jan Bosko i często zalecał. Nadto św. Jan Bosko polecał nowennę ustną, polegającą na odmawianiu przez 9 dni: 3 Ojczenasz, 3 Zdrowaś i 3 Chwała Ojcu. Nadto: „Chwała i dziękczynienie bądź w każdym momencie Jezusowi w Najświętszym Boskim sakramencie. Ile minut w godzinie, a godzin w wieczności, tylekroć bądź pochwalon Jezu, ma miłości”. Polecał również ś w. Jan Bosko dodać trzy razy modlitwę „Witaj Królowo” z wezwaniem: „Maryjo Wspomożenie Wiernych, módl się za nami”. Zalecał, by odprawiający nowennę przystąpił do Spowiedzi i Komunii świętej oraz by na cele salezjańskie przyrzekł złożyć ofiarę, jeśli otrzyma upragnioną łaskę.

Błogosławieństwo Matki Bożej Wspomożycielki

Ułożył je św. Jan Bosko i stale się nim posługiwał. Zatwierdził je papież Leon XIII w roku 1878 (15 V). Miało ono różne formy. Dzisiaj składa się z modlitw: Pod Twoją obronę, Zdrowaś kilku wezwań liturgicznych modlitwy, udzielenia błogosławieństwa i pokropienia wodą święconą.

Wezwanie: Maryjo, Wspomożenie Wiernych, módl się za nami

Umieścił je w Litanii Loretańskiej papież św. Pius V na pamiątkę zwycięstwa odniesionego przez oręż chrześcijański z Turkami w bitwie morskiej pod Lepanto (7 X 1571).

Arcybractwo Matki Bożej Wspomożenia Wiernych

Pierwsze bractwo zatwierdził papież Urban VIII w 1627 roku. Istniało ono przy kościele Matki Bożej w Pasawie. Konfraternią opiekowali się kapucyni. W krótkim czasie biskupstwo pasawskie miało już 150 punktów czci Wspomożycielki. Większość kościołów Bawarii miało obraz Matki Bożej Wspomożycielki z Pasawy (Passau), dzieło Łukasza Cranacha Starszego (+ 1553). Do bractwa Pasławskiego wpisał się własnoręcznie cesarz Ferdynand II (1630), wielu panów i biskupów. W połowie wieku XVII powstał w Innsbrucku, pod opieką kapucynów, drugi, niezależny ośrodek bractwa Matki Bożej Wspomożycielki. Wnet i tutaj powstało 70 punktów kultu pod tym tytułem w diecezji. Bractwo rozpowszechniło się szybko: w Turynie (1690) i w innych miejscach Italii, oraz w Hiszpanii i w Ameryce Łacińskiej. W Wiedniu powstał nowy, silny punkt kultu Wspomożycielki poprzez bractwo pasawskie. Wreszcie w Monachium powstało również bractwo w1683 roku. Papież bł. Innocenty XI zatwierdził je już w roku następnym (1684). Po zwycięstwie pod Wiedniem (12IX 1683) odbyła się ulicami Wiednia uroczysta procesja. Do bractwa wpisał się: cesarz Leopold, elektor bawarski Maksymilian Emanuel, jego małżonka Teresa Kunegunda, córka Jana III Sobieskiego, wielu książąt i biskupów. W księgach bractwa istnieją również całe opactwa i konwenty zakonne. Bractwo monachijskie Matki Bożej, Pasławskiej Wspomożycielki, zdobyło wkrótce: Austrię, Czechy, Śląsk, Francję, Holandię, Włochy i kraje zamorskie.

Członkowie bractwa otrzymywali legitymacje z kopią obrazu Łukasza Cranacha Starszego. Urzędowa nazwa bractwa brzmiała: „Bractwo świętej miłości Błogosławionej Dziewicy Maryi Wspomożycielki”. Podniesione do godności arcybractwa centrum monachijskie założyło swoje filie (bractwa) również w Polsce: w Lublinie (1723), na Śląsku (Witoszów, Marcinowice, Tyniec Legnicki, Wrocław), w Kaliszu (1732), i w Łucku (1748). Figura Matki Bożej, Pasawskiej Wspomożycielki, na Krakowskim Przedmieściu, wystawiona w Warszawie, na podziękowanie za zwycięstwo pod Wiedniem jeszcze za czasów króla Jana Sobieskiego świadczy jak daleki był zasięg kultu Matki Bożej Wspomożycielki.

Kiedy .jednak z biegiem lat, wszystkie wspomniane bractwa Matki Bożej Wspomożycielki Chrześcijan zaczęły chylić się ku upadkowi, św. Jan Bosko wskrzesił bractwo turyńskie, założone w roku 1690 jako filię monachijskiego pod tym wezwaniem, które wszakże ściśle związał ze swoimi dziełami (1869). W roku 1870 bractwo zostało podniesione dekretem Stolicy Apostolskiej do godności arcybractwa z prawem zakładania bractw filialnych. Odtąd wszędzie, gdzie są placówki synów duchowych św. Jana Bosko i córek duchowych istnieje wspomniane bractwo. Zakładają też salezjanie podobne bractwa poza swoimi placówkami. Liczbę członków oblicza się na kilkaset tysięcy. Arcybractwo św. Jana Bosko, turyńskie, zajmuje dzisiaj wśród wymienionych bractw Matki Bożej Wspomożycielki pierwsze miejsce.

Zakonne rodziny

Obecnie jest 7 rodzin zakonnych, zatwierdzonych przez Stolicę Apostolską, których główną Patronką jest Wspomożenie Wiernych. Nadto istnieje 10 instytutów w charakterze zakonnym w żywej łączności z dziełami salezjańskimi.

Łaski otrzymane za przyczyną Matki Bożej Wspomożycielki Chrześcijan (Wiernych)

Miał św. Jan Bosko odwagę powiedzieć, że kościół w Turynie wystawiła sobie sama Wspomożycielka, on był jedynie Jej kasjerem. Każda cegła jest świadkiem i votum dziękczynnym za odebrane i niezwykłe łaski. Podajemy kilka przykładów na potwierdzenie.

Senator Cotta był umierający. Miał wówczas 83 lata. Odwiedza go św. Jan Bosko i mówi:„Pan nie może jeszcze umrzeć. Pan jest potrzebny. A co by pan uczynił, gdyby Wspomożycielka wróciła panu zdrowie?” - Wypłacę na kościół (budujący się właśnie) po dwa tysiące franków przez sześć miesięcy. „Dobrze, wracam do moich chłopców i każę im się modlić o zdrowie dla pana”. Po trzech dniach zjawia się osobiście w pokoju Świętego senator i wręcza z radością pierwszą należność. Żył jeszcze 3 lata, ciesząc się dobrym zdrowiem (1866).

Tegoż roku 1866 dnia 16 listopada św. Jan Bosko idzie na miasto szukać pieniędzy. Musi zaraz wypłacić 3000 franków. Spotyka lokaja w Liberii, który właśnie został wysłany przez pana do księdza Bosko. Pan jego od trzech lat był przykuty do łoża boleści. Lekarze stracili nadzieję przywrócenia mu zdrowia. Pan ów przyrzeka złożyć ofiarę na budujący się kościół, jeśli Święty uprosi mu u Boga ulgę w cierpieniach. Święty zwołuje 30 domowników, odmawia z nimi modlitwę do Matki Bożej Wspomożycielki, udziela błogosławieństwa i nakazuje przynieść ubranie panu, by mógł iść do banku i przynieść pilnie pieniądze. Ubrania nie było, wiec musiano kupić nowe. Zdumiony chory wstaje na nogi po raz pierwszy od 3 lat, idzie do banku i przynosi ofiarę do domu Świętego, wsiada do powozu i pełen szczęścia odjeżdża do swego pałacu.

W tym samym roku, kiedy św. Jan Bosko zamówił pierwsze medaliki Matki Bożej Wspomożycielki (1866) wybuchła w Turynie epidemia. Moc ludzi zabrała śmierć. Chłopcom Św. Jana Bosko i personelowi domu nic się nie stało. Wszystkich zabezpieczył medalikiem Wspomożycielki. W roku 1885 hrabia Villeneve umierającemu swojemu słudze zawiesił medalik Matki Bożej Wspomożycielki, podarowany przez św. Jana Bosko. Sługa natychmiast wyzdrowiał.

Kiedy św. Jan Bosko odbywał wizytację domu salezjańskiego w Alassio, przyniesiono do niego 5-letniego chłopca, na pół sparaliżowanego. Po otrzymaniu błogosławieństwa Matki Bożej Wspomożycielki malec natychmiast wyzdrowiał. W tym samym czasie św. Jan Bosko udzielonym błogosławieństwem uzdrowił braciszka owego chłopca, dziewięcioletniego, mającego wadę w mówieniu. Pewna hrabina z Nizza zwróciła się telegraficznie do Świętego, będącego wówczas na wizytacji w Cannes, o pomoc dla wnuczka, który cierpiał na konwulsję, z prośbą o udzielenie mu błogosławieństwa. Święty uczynił to (na odległość) i wnuczek wyzdrowiał.

Fakty późniejsze

Mercedes R. de Valdes chorowała 16 lat. Przeżyła cztery ciężkie operacje, ale bóle nie ustawały. Poleciła się z wiarą Matce Bożej Wspomożycielce, gorąco prosząc o zdrowie. Wyzdrowiała zupełnie (1967).

Czteroletnia wnuczka pani Marii Pujol nie mogła poruszać się swobodnie. Lekarze stwierdzili zdeformowany kręgosłup. Babka nie miała pieniędzy na leczenie a lekarze nie dawali nadziei. Pobożna niewiasta rozpoczęła nowennę do Matki Bożej Wspomożycielki. Po kilku zaledwie dniach dziecko chodziło normalnie. Miejscowość Reus w Hiszpanii. Rok 1969.

W tym samym miesięczniku zeznaje Hieronima Compora z Bordighera (maj 1969).„Zachorowałam na nogi. Lekarze w szpitalu stwierdzili «chorobę Burgera». Byłam w szpitalu 40 dni bez żadnej ulgi w cierpieniach. Co gorsza, choroba przerzuciła się nadto i na lewą nogę. Zwróciłam się do Matki Bożej Wspomożycielki i obiecałam ogłosić łaskę oraz osobiście pieszo udać się do sanktuarium Matki Bożej Wspomożycielki w Turynie, jeśli wyzdrowieję. Nie mniej gorąco odprawiała nowennę w mojej intencji rodzina. Po niedługim czasie bóle przeszły, nastało polepszenie, a dzisiaj chodzę szczęśliwa. Spełniłam też dane Matce Bożej zobowiązania”.

Siostra Marianna Wagner z Linzu pisze, że zachorował chłopiec 5-letni, Klaus na zapalenie opon mózgowych. Przez sześć tygodni leżał chłopiec w szpitalu nieprzytomny. Lekarze stracili nadzieję życia. Siostra Wagner na prośbę matki ze swoimi dziewczętami rozpoczęła nowennę do Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. I oto dnia pewnego ku zdumieniu lekarzy dziecko oprzytomniało, zaczęło wracać do zdrowia i niebawem zupełnie zdrowe wróciło dodomu9.

Modlitwa: Wszechmogący i miłosierny Boże, któryś dla obrony ludu chrześcijańskiego ustanowił przedziwną pomoc w błogosławionej Dziewicy Maryi; spraw łaskawie, abyśmy możną Jej opieką wsparci, mogli walczyć za życia a przy śmierci osiągnąć zwycięstwo nad nieprzyjacielem dusz naszych. Przez Pana naszego...


25 maja.
- Święty Beda Czcigodny

(...) Charakterystyczne rysy Kościoła, które Beda podkreśla, to (...) katolickość jako wierność tradycji i zarazem otwarcie na historyczny rozwój i jako poszukiwanie jedności w wielości, w różnorodności dziejów i kultur, zgodnie ze wskazaniami, jakich papież Grzegorz Wielki udzielił apostołowi Anglii, Augustynowi z Canterbury (...)

 

Drodzy bracia i siostry,
Święty, którego sobie dziś przybliżamy, nazywa się Beda i urodził się w północno-wschodniej Anglii, dokładnie w Nortumbrii, w roku 672/673. On sam opowiada, że gdy miał siedem lat, rodzice powierzyli go opatowi pobliskiego klasztoru benedyktyńskiego, by otrzymał solidne wykształcenie: „Od tamtej pory – wspomina – zawsze mieszkałem w tym klasztorze, oddając się intensywnym studiom nad Pismem, a przestrzegając dyscypliny Reguły i codziennego obowiązku śpiewania w kościele, zawsze przyjemność sprawiało mi uczenie się albo nauczanie, albo pisanie” (Historia eccl. Anglorum, V, 24). Istotnie Beda stał się jednym z najwybitniejszych erudytów wczesnego średniowiecza, miał bowiem do dyspozycji wiele cennych rękopisów, które przywozili mu jego opaci, powracający z częstych podróży na kontynent i do Rzymu. Nauczanie i sława pism zaskarbiły mu wiele przyjaźni z najważniejszymi osobistości jego czasów, które zachęcały go do kontynuowania pracy, przynoszącej korzyści bardzo wielu ludziom. Gdy zachorował, nie przestał pracować, zachowując stale wewnętrzną radość, która wyrażała się w modlitwie i śpiewie. Swoje najważniejsze dzieło – „Historia ecclesiastica gentis Anglorum” zakończył taką oto inwokacją: „Proszę Cię, dobry Jezu, który łaskawie pozwoliłeś mi zaczerpnąć słodkie słowa z Twej mądrości, dotrzeć któregoś dnia do Ciebie, źródła wszelkiej mądrości i stać zawsze przed Twoim obliczem”. Śmierć dosięgła go 26 maja 735 roku: w dniu Wniebowstąpienia.

Pismo Święte jest stałym źródłem teologicznej refleksji Bedy. Poprzedziwszy skrupulatnym krytycznym studium tekstu (zachowała się do naszych czasów kopia monumentalnego „Codex Amiatinus” Wulgaty, nad którym Beda pracował), komentuje on Biblię interpretując ją w ujęciu chrystologicznym, to znaczy łącząc dwie rzeczy: z jednej strony słucha, co dokładnie mówi tekst, chce prawdziwie słuchać, pojąć sam tekst; z drugiej strony jest przekonany, że kluczem do zrozumienia Pisma Świętego jako jedynego Słowa Bożego jest Chrystus i z Chrystusem, w Jego świetle, rozumie się Stary i Nowy Testament jako „jedno” Pismo Święte. Wydarzenia Starego i Nowego Testamentu idą w parze, są drogą ku Chrystusowi, choć wyrażone w odmiennych znakach i instytucjach (określa on to jako concordia sacramentorum). Na przykład namiot przymierza, który Mojżesz rozbił na pustyni oraz pierwsza i druga świątynia jerozolimska są obrazami Kościoła, nowej świątyni wzniesionej na Chrystusie i na Apostołach z żywych kamieni, zespojonych miłością Ducha. I podobnie jak do budowy dawnej świątyni swój wkład wnieśli również poganie, oddając do dyspozycji cenny budulec i techniczne doświadczenie swoich mistrzów, tak i do budowy Kościoła przyczynili się apostołowie i nauczyciele pochodzący nie tylko z prastarych plemion - żydowskiego, greckiego i łacińskiego, ale również ludy nowe, spośród których Beda pozwala sobie wymienić Iroceltów i Anglosasów. Św. Beda widzi wzrost powszechności Kościoła, który nie ogranicza się do jednej określonej kultury, lecz składa się ze wszystkich kultur świata, które winny otworzyć się na Chrystusa i znaleźć w Nim swój punkt docelowy.

Innym tematem, drogim Bedzie, są dzieje Kościoła. Po zainteresowaniu się okresem opisanym w Dziejach Apostolskich przebiega on historię Ojców i Soborów, przekonany, że dzieło Ducha Świętego trwa w historii. W „Chronica Maiora” Beda kreśli chronologię, która stanie się podstawą powszechnego kalendarza „ab incarnatione Domini”. Dotychczas liczono czas od założenia miasta Rzymu. Beda, widząc, że prawdziwym punktem odniesienia, centrum historii są narodziny Chrystusa, obdarzył nas tym kalendarzem, który odczytuje historię, poczynając od Wcielenia Pana. Odnotowuje sześć pierwszych Soborów Powszechnych i ich przebieg, przedstawiając wiernie naukę chrystologiczną, mariologiczną i soteriologiczną oraz obnażając herezje monofizytyzmu i monoteletyzmu, ikonoklazmu i neopelagianizmu. I wreszcie, zachowując wszelkie wymogi dokumentacyjne i wykazując umiejętności literackie sporządza wspomnianą już Historię kościelną ludów Anglii, dzięki której uznano go za „ojca historiografii angielskiej”. Charakterystyczne rysy Kościoła, które Beda podkreśla, to: a) katolickość jako wierność tradycji i zarazem otwarcie na historyczny rozwój i jako poszukiwanie jedności w wielości, w różnorodności dziejów i kultur, zgodnie ze wskazaniami, jakich papież Grzegorz Wielki udzielił apostołowi Anglii, Augustynowi z Canterbury; b) apostolskość i rzymskość: w tym względzie za sprawę o pierwszorzędnym znaczeniu uważa on przekonanie wszystkich Kościołów Iroceltyckich i Piktów do wspólnego obchodzenia Wielkanocy zgodnie z kalendarzem rzymskim. Kalendarz, przygotowany przez niego metodą naukową dla ustalenia dokładnej daty obchodów Wielkanocy, a tym samym i całego roku liturgicznego, stał się punktem odniesienia dla całego Kościoła katolickiego.

Beda był także wybitnym nauczycielem teologii liturgicznej. W Homiliach na temat Ewangelii niedzielnych i świątecznych uprawia on prawdziwą mistagogię, wychowując wiernych do radosnego obchodzenia tajemnic wiary i do wcielania ich konsekwentnie w życie, w oczekiwaniu na ich pełne objawienie się po ponownym przyjściu Chrystusa, gdy wraz z naszymi ciałami wyniesionymi do chwały zostaniemy dopuszczeni w procesji z darami do wiecznej liturgii Bożej w niebie. Idąc za „realizmem” katechez Cyryla, Ambrożego i Augustyna, Beda naucza, że sakramenty inicjacji chrześcijańskiej czynią z każdego wiernego „nie tylko chrześcijanina, ale Chrystusa”. Za każdym bowiem razem, gdy wierna dusza przyjmuje i strzeże z miłością Słowa Bożego, na wzór Maryi poczyna się i rodzi na nowo Chrystus. I za każdym razem, gdy grupa neofitów otrzymuje sakramenty paschalne, Kościół się „ samo-odradza” lub – używając jeszcze śmielszego wyrażenia – Kościół staje się „matką Boga”, uczestnicząc w rodzeniu swoich dzieci za sprawą Ducha Świętego.

Dzięki takiemu swemu sposobowi uprawiania teologii, z włączeniem Biblii, Liturgii i Historii, Beda głosi orędzie aktualne dla różnych „stanów”: a) uczonym (doctores ac doctrices) przypomina o dwóch zasadniczych zadaniach: zgłębiania cudów Słowa Bożego, aby przedstawiać je w atrakcyjnej formie wiernym; ukazywania prawd dogmatycznych, unikając przy tym komplikacji heretyckich i trzymając się „prostoty katolickiej” z zachowaniem postawy maluczkich i pokornych, którym Bóg zechciał objawić tajemnice Królestwa; b) duszpasterze ze swej strony winni dawać pierwszeństwo przepowiadaniu nie tylko za pośrednictwem języka dosłownego bądź hagiograficznego, ale doceniając również ikony, procesje i pielgrzymki. Beda zaleca im stosowanie języka ludowego, jak on sam to czynił, wyjaśniając w Nortumbrii modlitwy „Ojcze nasz” i „Wierzę” oraz komentując w języku ludowym aż do ostatniego dnia swego życia Ewangelię Jana; c) osobom konsekrowanym, które oddają się Służbie Bożej, żyjąc w radości wspólnoty braterskiej i czyniąc postępy w życiu duchowym dzięki ascezie i kontemplacji, Beda zaleca troskę o apostolat – nikt nie ma Ewangelii tylko dla siebie, ale powinien słuchać jej jako daru także dla innych, zarówno współpracując z biskupami w różnorodnej działalności duszpasterskiej na rzecz młodych wspólnot chrześcijańskich, jak i pozostając w gotowości do misji ewangelizacyjnej wśród pogan, poza własnym krajem, niczym „peregrini pro amore Dei” [pielgrzymi z miłości do Boga].

Wychodząc od tej perspektywy w komentarzu do Pieśni nad Pieśniami Beda ukazuje Synagogę i Kościół jako współpracujące w szerzeniu Słowa Bożego. Chrystus Oblubieniec chce Kościoła zręcznego, „śniadego od trudów ewangelizacji” – jest to wyraźne nawiązanie do słów z Pieśni nad Pieśniami (1,5), gdzie Oblubienica mówi: „Nigra sum sed formosa” (Śniada jestem, lecz piękna) – zamierza uprawiać inne pola lub winnice i postawić wśród nowych ludów „nie jeden tymczasowy szałas, ale trwałe mieszkanie”, to znaczy wszczepić Ewangelię w tkankę społeczną i w instytucje kulturalne. Z tego punktu widzenia święty Doktor zachęca wiernych świeckich do gorliwości w wychowaniu religijnym, naśladując te „nienasycone tłumy ewangeliczne, które nie pozostawiały czasu apostołom nawet na przełknięcie kęsa”. Uczy ich, jak przepowiadać nieustannie, „odtwarzając w życiu to, co sprawują w liturgii”, składając wszystkie działania jako ofiarę duchową w jedności z Chrystusem. Rodzicom wyjaśnia, że również w ich małym środowisku domowym mogą pełnić „kapłański urząd pasterzy i przewodników”, kształtując po chrześcijańsku dzieci oraz potwierdza, że zna wielu wiernych (mężczyzn i kobiety, żonatych lub stanu wolnego) „zdolnych do nienagannego postępowania, którzy jeśli są odpowiednio prowadzeni, mogliby codziennie przystępować do komunii eucharystycznej” (Epist. Ac Ecgberctum, ed. Plummer, str. 419).

Sława świętości i mądrości, jaką Będą cieszył się jeszcze za życia, słusznie zyskała mu tytuł „Czcigodnego”. Nazywa go tak również papież Sergiusz I, gdy w 701 pisze do jego opata, prosząc go, aby pozwolił mu na czasowy wyjazd do Rzymu na konsultacje w sprawach budzących powszechne zainteresowanie. Po śmierci jego pisma krążyły szeroko po kraju i na kontynencie europejskim. Wielki misjonarz Niemiec, biskup św. Bonifacy (†754) prosił wielokrotnie arcybiskupa Yorku i opata z Wearmouth, aby doprowadzili do przepisania niektórych jego dzieł i przesłali mu je tak, aby on i jego towarzysze mogli korzystać ze światła duchowego, jakie z nich promieniuje. Wiek później Notker Galbul, opat z Sankt Gallen (†912), zdając sobie sprawę z niezwykłego wpływu Bedy, porównał go do nowego słońca, któremu Bóg kazał wzejść nie tylko na Wschodzie, ale również na Zachodzie , aby oświecić świat. Niezależnie od patosu retorycznego, jest faktem, że swymi dziełami Będą przyczynił się skutecznie do budowy Europy chrześcijańskiej, w której różne ludy i kultury są między sobą wymieszane, nadając im jednolite oblicze, inspirowane wiarą chrześcijańską. Módlmy się, aby także dzisiaj były osobowości na miarę wielkości Bedy, aby utrzymywać w jedności cały kontynent; módlmy się, abyśmy wszyscy byli gotowi do ponownego odkrycia naszych wspólnych korzeni, abyśmy byli budowniczymi Europy głęboko ludzkiej i prawdziwie chrześcijańskiej.


- Święty Grzegorz VII: Burzliwy pontyfikat Grzegorza VII
25 maja Kościół katolicki obchodzi wspomnienie św. Grzegorza VII, papieża. Wypada z tej racji przypomnieć niektóre fakty z jego życia i służby Kościołowi, tym bardziej że był to pontyfikat niezwykły.

Grzegorz, znany później jako papież, urodził się ok. 1020 roku w Italii. W młodym wieku wstąpił do klasztoru Benedyktynów w Rzymie, gdzie otrzymał wykształcenie typowo monastyczne. Wkrótce przyjął niższe święcenia i został sekretarzem papieża Grzegorza VI, któremu towarzyszył na wygnaniu do Kolonii. Po jego śmierci udał się do słynnego opactwa w Cluny. Papież Leon IX wezwał go do Rzymu, udzielił mu święceń subdiakonatu i powierzył opiekę nad majątkiem Kościoła rzymskiego. Po śmierci papieża Aleksandra II został wybrany na jego następcę. 30 czerwca 1073 roku odbył się uroczysty ingres do Bazyliki św. Piotra, gdzie miała miejsce konsekracja. Hildebrand przybrał imię Grzegorz VII.

Charakterystyczne rysy pontyfikatu
W swoim nauczaniu Grzegorz podkreślał, że Kościół katolicki został założony przez Chrystusa, a każdy papież jako następca św. Piotra pełni w nim funkcję zasadniczą - tylko on ma prawo ustanawiania biskupów w całym Kościele, on też może rozstrzygać sporne kwestie. Swą władzę rozumiał jednak dość szeroko: jego zdaniem, dotyczyła ona również spraw świeckich w aspekcie ich zgodności z nauką Bożą.

Papież Grzegorz VII znany był z rygorystycznej postawy w kwestii celibatu. Apelował do wiernych, by nie przyjmowali sakramentów od księży żonatych, oraz od tych, którzy splamili się jakimkolwiek występkiem.

Burzliwe lata konfliktu
Postawa Grzegorza wobec władzy świeckiej w kwestii tzw. inwestytury musiała doprowadzić do konfliktu z władcami świeckimi, a nawet z wieloma biskupami, którzy byli przez nich mianowani. Szczególnie silna opozycja powstała we Francji i w Niemczech. Sytuację zaostrzył dekret papieża, nakazujący świeżo mianowanym biskupom udanie się do Rzymu i złożenie przysięgi na wierność papieżowi. Wprowadzenie w życie tego postulatu oznaczałoby ograniczenie władzy króla. Henryk IV - który zabiegał o tytuł cesarza - nie miał zamiaru zastosować się do żądań papieża; w 1075 roku mianował kilku biskupów i opatów. Papież zaprotestował, grożąc ekskomuniką mianowanym duchownym. W odpowiedzi król zwołał synod do Wormacji (1076), na którym ogłoszono depozycję Grzegorza VII.

Papież zwołał synod w Rzymie (14 lutego 1076) i rzucił klątwę na króla, a mianowanym przez niego dostojnikom kościelnym zabronił wykonywania ich funkcji. W 1076 roku w Trebur książęta niemieccy orzekli, że nie będą uznawać Henryka za swego zwierzchnika, jeśli nie uwolni się od klątwy. Postanowiono też nad królem urządzić sąd, na który zaproszono papieża. Grzegorz ruszył w podróż do Niemiec.

Henryk IV nie miał wyboru. Postanowił spotkać się z papieżem. Do spotkania doszło w zamku margrabiny Matyldy Toskańskiej pod Kanossą, gdzie Henryk IV przez trzy dni błagał o zdjęcie klątwy. Zrehabilitowany przez papieża Henryk IV, uzyskawszy poparcie wielu biskupów, pokonał opozycję i na synodzie w Brixen (1080) ogłosił depozycję Grzegorza VII, a jego następcą mianował antypapieża Klemensa III. Grzegorz nałożył na króla powtórną ekskomunikę.

Henryk IV udał się do Italii, w marcu 1084 roku zajął Rzym, a Grzegorz VII zbiegł do zamku św. Anioła. Król wprowadził na tron papieski Klemensa III, który przyznał mu koronę cesarską. W majestacie upragnionego tytułu rozpoczął Henryk IV szturm na zamek, ale oto niespodziewanie na pomoc papieżowi przybył książę normański Guiscard z licznymi wojownikami. Wojsko niemieckie zostało rozgromione, cesarz Henryk zdołał uciec z Rzymu, zbiegł także Klemens III. Papież Grzegorz VII mógł wyjść z zamku, ale... oto żołnierze normańscy z saracenami zniszczyli Rzym i wymordowali wielu ludzi, to zaś wzbudziło wrogość wobec papieża zwycięzcy, który musiał uchodzić z obawy przed zemstą ze strony tych, którzy ocaleli. Udał się do Salerno, gdzie zmarł w 1085 roku. W Niemczech nie udało się wprowadzić reform, jakich domagał się Grzegorz, wchodziły one stopniowo we Francji i w Hiszpanii.

Związki z Polską, i nie tylko...
Ten jakże burzliwy pontyfikat był niezwykle ważny dla Polski, gdzie kiełkowało dopiero ziarno Ewangelii. Grzegorz VII w 1075 roku erygował ponownie metropolię gnieźnieńską, a królowi Bolesławowi udzielił zgody na koronację. Bolesław podczas konfliktu z królem niemieckim stanął po stronie papieża. Jednakże po zabójstwie biskupa Stanisława (1079), król Bolesław utracił władzę, a jego następca Władysław Herman opowiedział się po stronie Henryka IV, co nie oznacza akceptacji antypapieża Klemensa III przez Kościół w Polsce.

Sprawa: Grzegorz VII-Henryk IV od tysiąca lat jest przedmiotem refleksji i kontrowersji. Jest rzeczą zrozumiałą, że papież mógł domagać się niezależności od władzy świeckiej. Trudno nie zgodzić się z ogólnym założeniem, że każdy władca powinien respektować Prawo Boże. Zagadnienie było trudne: relacja pomiędzy religią a społecznością (państwem). Wiele na tym tle rozegrało się dramatów w ciągu wieków. I chyba nie przypadkiem podobna kwestia pojawia się u progu XXI wieku, np. sprawa religii w szkole, obecności Kościoła w mediach, wartości moralna filmów czy książek, lub też invocatio Dei w Konstytucji Europejskiej. Ale my, dzięki Bogu, potrafimy rozwiązywać tego rodzaju problemy w łagodniejszy sposób...


26 maja. - Święty Filip Nereusz: Święty nienadęty
Świętość Filipa Nereusza to lekcja duszpasterskiej pasji, uzdrawiającego humoru, dystansu do siebie i miłości do ludzi, którym się służy.

 Życie św. Filipa Neri (1515–1595) jest zaprzeczeniem smutnych, poważnych, urzędowych hagiografii. Już za życia uważano go za świętego, czym nie był zachwycony. Na przekór udawał nieraz kogoś… mniej świętego. Na przykład przebierał się w dziwne stroje albo golił sobie tylko jedną stronę twarzy, i tak chodził po mieście. Uwielbiał anegdoty. „Bóg jest pełen radości, dlatego diabeł ucieka przed prawdziwą radością” – mawiał.

Czasem dawał komuś szturchańca i szeptał: „To nie dla ciebie, ale dla Złego, którego chcę z ciebie wypędzić”. Łączył w sobie ogromną radość i miłość do ludzi z mistyczną pobożnością. Jedna z jego ulubionych modlitw brzmiała: „Panie, nie ufaj Filipowi”. Kochali go papieże i prosty lud. Urodzony we Florencji, 60 lat spędził w Rzymie, stając się najsłynniejszym duszpasterzem Wiecznego Miasta.

Przyjechał do Rzymu, aby studiować filozofię i teologię. Ulubionym miejscem jego wypraw stały się Katakumby św. Sebastiana. Tam właśnie doznał ekstatycznego przeżycia, które jego biografowie porównywali do poszerzenia serca przez Ducha Świętego. Filip widział, że wielkie rzesze pątników potrzebowały pomocy duchowej i materialnej. Aby zaradzić tej biedzie, założył Bractwo Trójcy Świętej dla Opieki nad Pielgrzymami. Za namową spowiednika przyjął święcenia kapłańskie. Miał wtedy 36 lat.

Duszpasterzował przy kościele św. Hieronima w centrum Rzymu. Wokół niego zaczęli gromadzić się ludzie szukający żywej wiary: kapłani, zakonnicy, mieszczanie, kupcy, artyści, dzieci. Filip modlił się z nimi, rozmawiał, głosił katechezy połączone ze śpiewem pieśni. Początkowo wszystko to działo się w jego pokoju, potem w specjalnej kaplicy, którą nazwał oratorium. Spotkania w oratorium przyciągały tłumy dochodzące do kilkunastu tysięcy. Filip zorganizował grupę stałych współpracowników świeckich i duchownych. Ta wspólnota dała początek zgromadzeniu oratorianów.

Filip wprowadził Kościół w zaułki miasta, łączył religijność z dniem powszednim w myśl zasady „do tańca i do różańca”. Jednakowo przyjmował kardynała i żebraka. Nie potępiał, w grzechu widział raczej nieszczęście grzesznika. To był zupełnie nowy styl duszpasterstwa. Pokazał pogodne oblicze Kościoła pełnego radości, modlitwy, żywej wspólnoty. Do grona przyjaciół Filipa należeli św. Karol Boromeusz, św. Franciszek Salezy, św. Ignacy Loyola. Doradzał papieżom, był kierownikiem duchowym wielu dostojników.

Każde dobre dzieło napotyka przeszkody. Św. Filipa oskarżono, że sprzyja nowinkom niebezpiecznym dla wiary. Papież Paweł IV zakazał mu na jakiś czas działalności. Na szczęście nie trwało to długo. Kolejny papież, Grzegorz XIV, próbował zrobić go kardynałem, ale Filip wybronił się od tego zaszczytu.

Żywot rzymskiego Sokratesa (tak go nazywano) to wciąż aktualny podręcznik odważnego, żywego duszpasterstwa, które wychodzi do ludzi, a nie tylko na nich czeka. To także lekarstwo przeciwko nadętej celebracji własnej osoby, do której niestety my, duchowni, mamy skłonności.

Najweselszy święty świata
 

Diabeł ucieka przed prawdziwą radością - mówił św. Filip Nereusz. Bardzo lubię tego świętego. Był istnym wulkanem duszpasterskich pomysłów. Ewangelizował na wszelkie sposoby: ucząc na placach katechizmu, śpiewając pieśni religijne, organizując koncerty, teatr, pielgrzymki, ćwiczenia duchowe… Był jednym z najbardziej wesołych świętych. Pochodził z Florencji, ale całe swoje dorosłe życie przeżył w Rzymie. W tym świętym mieście zawsze było sporo duchownych, ale brakowało duszpasterzy.

Filip Nereusz (1515–1595) już za życia uchodził za świętego. Nie był tym zachwycony, dlatego czasem na przekór udawał kogoś mniej świętego. Przebierał się w dziwne stroje albo golił sobie pół twarzy i tak chodził po mieście. Uwielbiał anegdoty. „Bóg jest pełen radości, dlatego diabeł ucieka przed prawdziwą radością” – mawiał. „Panie, nie ufaj Filipowi” – taką modlitwę powtarzał. Przy czym jego pobożność miała znamiona mistyczne. Przyjechał do Rzymu, aby studiować filozofię i teologię. Kiedy zobaczył, że wielkie rzesze pątników potrzebują pomocy duchowej i materialnej, skoncentrował się na nich.

Założył Bractwo Trójcy Świętej dla Opieki nad Pielgrzymami. Za namową spowiednika przyjął święcenia kapłańskie. Wkrótce wokół niego zaczęli gromadzić się ludzie szukający żywej wiary: kapłani, zakonnicy, mieszczanie, kupcy, artyści, dzieci. Filip modlił się z nimi, rozmawiał, głosił katechezy połączone ze śpiewem pieśni. Z biegiem lat spotkania w jego słynnym oratorium przyciągały kilkunastotysięczne tłumy. Filip zorganizował grupę stałych współpracowników świeckich i duchownych. Ta wspólnota dała początek zgromadzeniu oratorianów.

Nereusz łączył religijność z dniem powszednim w myśl zasady „do tańca i do różańca”. Jednakowo przyjmował kardynała i żebraka. Pokazywał pogodne oblicze Kościoła – pełne radości, modlitwy, żywej wspólnoty. Do grona jego przyjaciół należeli św. Karol Boromeusz, św. Franciszek Salezy, św. Ignacy Loyola. Doradzał papieżom, był kierownikiem duchowym wielu dostojników. I jego, jak prawie każdego świętego, spotkało niezrozumienie. Surowy papież Paweł IV zakazał mu działalności. Ale już kolejny papież, Grzegorz XIV, próbował bezskutecznie zrobić go kardynałem. Nazywano Filipa rzymskim Sokratesem. Jego życie to niezwykła lekcja żywego, pogodnego duszpasterstwa i cudownego dystansu do siebie samego.


27 maja. - Święty Augustyn z Canterbury: Apostoł Anglii
Nie wiemy, kiedy się urodził św. Augustyn z Canterbury. Gdy papież Grzegorz Wielki w roku 596 zdecydował się wysłać wyprawę misyjną do Anglosasów, był najprawdopodobniej przeorem w benedyktyńskim klasztorze na Monte Celio w Rzymie.

Na polecenie Ojca Świętego Augustyn wyruszył na czele dziesięcioosobowej grupy w drogę. Podczas podróży otrzymał sakrę biskupią. Został bardzo życzliwie przyjęty przez króla Kentu Etelberta, który z jego rąk przyjął chrzest. Wprowadził go do swej stolicy Canterbury i ofiarował mu teren pod budowę opactwa świętych Piotra i Pawła.

Praca misjonarzy, którym przewodził św. Augustyn, okazała się skuteczna. Święty założył stolicę arcybiskupią w Canterbury i dwa biskupstwa – w Londynie i w Yorku.

Zadowolony papież Grzegorz Wielki tak pisał do św. Augustyna: "Ktoż zdoła opowiedzieć, jak wielka tutaj radość zrodziła się w sercach wiernych, kiedy lud Anglów, dzięki łasce wszechmogącego Boga i twoim, Czcigodny Bracie, wysiłkom, porzuciwszy mroki błędów oświecony został światłem wiary świętej. Z odnowionym umysłem wielbi teraz Boga czystym sercem i depcze bożków, przed którymi korzył się niegdyś w niedorzecznym lęku. Zasady świętego przepowiadania chronią go przed upadkiem, serce swe nakłania do przykazań, a umysł do ich rozumienia; w modlitwie uniża się aż do ziemi, aby duchem nie tkwić na ziemi...

Wiem dobrze, iż dzięki twej gorliwości Bóg wszechmogący okazał wielkie rzeczy wśród ludzi, których postanowił wybrać. Dlatego trzeba, abyś owym darem niebieskim cieszył się z bojaźnią i lękał z radością. Abyś się cieszył, albowiem zewnętrzne znaki pociągnęły dusze Anglów do wewnętrznej łaski...".

Święty Augustyn zmarł w roku 605 lub 606. Jego wspomnienie w kalendarzu liturgicznym przypada 27 maja.


28 maja. - Święty Wilhelm z Akwitanii: Druh Rolanda?
Św. Wilhelm z Akwitanii urodził się około 750 roku. Był wnukiem frankijskiego władcy Karola Młota.

 W historii zapisał się jako dowodzący wojskami cesarza Karola Wielkiego, którego był kuzynem.

To właśnie na jego dworze spędził dzieciństwo, by później odziedziczyć po swym ojcu, Teuderyku IV, tytuły hrabiego Tuluzy i księcia Akwitanii. Matką późniejszego świętego była Aldana, córka wspominanego już Karol Młota... Gdy w 793 roku emir Kordoby - Hiszam I - wezwał muzułmanów do walki z niewiernymi, Wilhelm był jednym z tych, którzy skutecznie potrafili odeprzeć 100-tysięczną armię Saracenów, atakującą królestwo Asturii (leżące w północnej części Hiszpanii) i Langwedocję w południowej Francji. Po roku 800 Wilhelm brał także udział w wyprawie, w czasie której udało się odbić z rąk Maurów Barcelonę.

W roku 804 założył benedyktyński klasztor we francuskiej miejscowości Gellone, którą po czasie, na jego cześć nazwano Saint-Guilhem-le-Désert. Jednym z darów-relikwii Karola Wielkiego dla nowo powstałej fundacji miały być kawałki drewna pochodzące z Krzyża Świętego, które cesarz otrzymał od patriarchy Jerozolimy. W dwa lata po założeniu opactwa, Wilhelm wyrzekł się dworskiego życia i rycerskiej sławy, by samemu zostać zwyczajnym mnichem, pracującym w klasztornej kuchni.

Warto zaznaczyć, iż większość danych, jakie mamy o świętym Wilhelmie z Akwitanii pochodzi z tak zwanej „Pieśń o Wilhelmie“ (Chanson de Guillaume) - najsłynniejszego obok „Pieśni o Rolandzie” utworu z gatunku chansons de geste, sławiącego bohaterskie czyny średniowiecznego rycerstwa i specyficzny etos moralny tego stanu.

Tak jak i w innych rycerskich poematach, także i w „Pieśni o Wilhelmie” nie brak elementów fantastycznych. Jedną z bohaterek jest saraceńska księżniczka i czarodziejka nosząca imię Orable, którą wedle niektórych przekazów Wilhelm miał poślubić, ta zaś przyjęła na chrzcie miano Guitburgi. Sam święty często ukazywany jest natomiast w ikonografii, jako rycerz walczący ze smokiem.

Wilhelm zmarł 28 maja 812 roku. Jego grób znajduje się w kościele klasztornym w Saint-Guilhem-le-Désert, o którym Jan Turek pisał, iż „w średniowieczu (...) było jednym z ważniejszych miast handlowych na południu Francji i zarazem punktów odpoczynku na drodze pielgrzymek z całej Europy do św. Jakuba z Composteli”.

Papież Aleksander II kanonizował Wilhelma w 1066 roku. Ten zaś do dziś uważany jest za patrona wytwarzających rycerskie zbroje płatnerzy.


29 maja. - Święta Urszula Ledóchowska: Osobliwy urok świętości
Jej święte i niezwykłe życie układało się w wielobarwną paletę lat. Było pełne uroku, pogody ducha, optymizmu, ale także nie brakowało w nim bólu, cierpienia, zawodu. Zakonnica. Wychowawczyni. Nauczycielka. Poetka. Malarka. Wygnanka. Tułaczka.

 Współpracowała z Henrykiem Sienkiewiczem. Założyła zgromadzenie zakonne. Gościła prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Nie stroniła od antyklerykałów. W geograficzną mapę Jej biografii wpisuje się Loosdorf, Lipnica Murowana, Kraków, Petersburg, Skandynawia, niepodległa Polska, Włochy, Francja. To tylko kilka etapów życiowego szlaku matki Urszuli Ledóchowskiej (1865-1939).

Wśród licznego grona świętych i błogosławionych polskich oręduje za nami ta, którą - wśród wielu talentów - Bóg obdarzył niepospolitym urokiem, talentami artystycznymi, wyjątkowym dynamizmem i aktywnością, Julia, w zakonie Urszula, Ledóchowska. Jej życie nie płynęło utartą ścieżką. Urodzona w Austrii, na obczyźnie poznawała korzenie swego rodu i tam uczyła się kochać ojczyznę swego ojca. Pięciowiekowe tradycje Ledóchowskich symbolizowała herbowa tarcza rodu, w którą wpisano sentencję: „Avorum respice mores” - „Bacz na obyczaje przodków”. To rodowe przesłanie i swoisty testament przekazywany z pokolenia na pokolenie pozostawiły znamienny i niezatarty rys także na Jej życiu. Było ono utkane z miłości Boga i Ojczyzny. Te dwie rzeczywistości stanowiły sens Jej trudów i ofiar. Wierna Bogu i ze wszech miar oddana Ojczyźnie uczyniła siebie darem dla wszystkich. Nie było dla niej większych wartości niż te, którym poświęciła się, idąc za przykładem swych przodków.

Warto przypomnieć, iż 20 czerwca 1983 roku w Poznaniu Ojciec Święty Jan Paweł II podczas II pielgrzymki do Ojczyzny włączył Ją w poczet tych, których heroiczną miłość potwierdził Kościół swoim autorytetem. Błogosławiona Urszula jest pierwszą osobą beatyfikowaną na ziemi polskiej przez Papieża Polaka. Ów fakt staje się szczególnie wymowny w świetle życia Błogosławionej oraz wyznawanych przez nią wartości religijnych i narodowych. Bóg i Ojczyzna - to treści, których wypełnienie stało się tajemnicą Jej świętości.

18 maja br. w Rzymie, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosi całemu światu, iż Jej święte życie będzie odtąd wzorem dla całego Kościoła powszechnego, zajaśnieje radosną drogą do nieba, po której może podążyć każdy z nas, idąc śladem Tej, która nigdy nie straciła z oczu Chrystusa.


30 maja. - Święty Jan Sarkander: Wierny uczeń Chrystusa

...Tu właśnie, w Skoczowie, przyszedł na świat Jan Sarkander, kapłan i męczennik, którego życie związało się zarówno ze Śląskiem Cieszyńskim, jak też i sąsiednim Ołomuńcem na Morawach. Dlatego czcimy go jako Patrona Śląska i Moraw.

 

Poniósł śmierć męczeńską jako proboszcz w Holeszowie. Żył w trudnym okresie poreformacyjnym, kiedy społeczeństwa Europy rządziły się nieludzką zasadą: "cuius regio eius religio", w imię której to zasady panujący – gwałcąc podstawowe prawa sumienia – narzucali przemocą własne przekonania religijne swoim poddanym. Jan Sarkander doświadczył działania tej zasady od najwcześniejszych lat swego życia. Doświadczył jej przede wszystkim w dniu, kiedy przyszło mu oddać życie za Chrystusa. Jest On szczególnym świadkiem tej – tak bardzo trudnej dla Kościoła i świata – epoki.

I oto dzisiaj Jan Sarkander staje przed nami jako nowy święty męczennik, którego Kościół wpisuje do swego Martyrologium. Wpisuje Go w sposób szczególny Kościół w Czechach i na Morawach oraz Kościół w Polsce. Oto jeszcze jeden z tych, o których mówi dzisiejsza liturgia słowami św. Pawła: "Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele".

W dniu dzisiejszym, w dniu uroczystego dziękczynienia, nazajutrz po kanonizacji św. Jana Sarkandra, pragnę powitać wszystkich tutaj zgromadzonych, a zwłaszcza was, którzy jesteście Jego rodakami. Chociaż dzieli nas od Jego epoki prawie 400 lat, to jednak był On synem tej samej ziemi śląskiej, i tutaj też, po męczeńskiej śmierci, Jego postać została otoczona szczególnym kultem, przede wszystkim w Skoczowie.(...)

"Ciebie, Boże chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy (...), Ciebie wychwala Męczenników zastęp świetlany". Słowa te pochodzą z hymnu "Te Deum". Pamiętamy jeszcze to wielkie "Te Deum" Tysiąclecia Chrztu Polski, które prawie 30 lat temu rozbrzmiewało na naszej ojczystej ziemi od zachodu do wschodu i od Bałtyku do Tatr. Dzisiaj to "Te Deum" rozlega się tu, w Skoczowie. Rozbrzmiewa ono jako hymn dziękczynienia za świętego męczennika, Jana Sarkandra, który z tej właśnie, śląskiej ziemi wstąpił do chwały ołtarzy.

I oto staje przed nami, przy końcu tego rozważania, Chrystus z Apokalipsy św. Jana – Chrystus–Dobry Pasterz, a zarazem Chrystus–Baranek Boży, który życie swoje położył za swoją owczarnię (por. Ap 7,14). To ten Chrystus był Mistrzem Jana Sarkandra! To On nauczył go życie kłaść za własną owczarnię. Oto teraz przyjmuje swojego wiernego ucznia w tajemnicy Świętych Obcowania. Ogarnia Go wiekuistą światłością obcowania z Bogiem – Ojcem, Synem i Duchem Świętym – twarzą w twarz. Prowadzi Go do najgłębszych źródeł życia. My zaś, którzy uczestniczymy w tej Eucharystii – w tym uroczystym dziękczynieniu za dar Jego kanonizacji, pragniemy do tych samych źródeł życia dojść, wpatrując się w jego wzór i ufając w jego orędownictwo.
(Jan Paweł II, Skoczów, 22 maja 1995 r.)

Żył w latach 1576–1620. Odbył studia w Ołomuńcu, Pradze i Grazu. W wyniku jego gorliwej pracy duszpasterskiej na łono Kościoła katolickiego wróciło wielu ludzi. To wywołało do niego nienawiść innowierców. Zginął męczeńską śmiercią, broniąc tajemnicy spowiedzi.


- Święta Zdzisława Czeska: Patronka żon i matek

Żyła w XIII wieku na terenie zachodnich Czech. Dziś może być wzorem dla młodych kobiet realizujących powołanie żony i matki. W Czechach została patronką młodych żon i matek, oczekujących potomstwa oraz wychowujących je. Wiele osób prosi ją o wstawiennictwo w czasie choroby. To pobieżna charakterystyka mało znanej w Polsce świętej - Zdzisławy Czeskiej.

Urodziła się w Krzyżanowie na Morawach około 1222 roku w rodzinie rycerskiej. Od dzieciństwa marzyła o życiu pustelnicy. Według jednej z legend w wieku siedmiu lat uciekła z domu, by w miejscu samotnym na sposób pustelniczy służyć Jezusowi. Odnaleziona przez rodziców i skarcona, zrozumiała, że jej drogą może być wyłącznie wewnętrzna pustynia serca.

Kiedy miała 16 lat, chciała poświęcić swoje życie na służbę Panu Bogu. Jednak wola rodziców była inna, więc poddała się jej i wyszła za mąż za rycerza z zamku Lemberk, Galla Marquardta. Graf z Lemberka okazał się człowiekiem gwałtownym, łatwo wpadającym w gniew, a poza tym zupełnie nie dbał o swoją żonę. Wydawało się, że to małżeństwo nie może być szczęśliwe. Zdzisława jednak, jako kobieta mężna i odpowiedzialna, gorącą modlitwą i staraniem doprowadziła do stworzenia rodziny szczęśliwej, w której wychowało się czworo dzieci.

Delikatność i łagodność Zdzisławy wpływały na jej męża, a bezkompromisowa wierność zasadom płynącym z wiary w Chrystusa spowodowały przemianę w jego sercu. Widział on bowiem, że żona rozlewa wokół miłość, że stara się zaradzić potrzebom chorych i nędzarzy, którymi on, wielki pan, gardził. To odkrycie spowodowało zwrot w jego życiu. Hagiograf powiada, że Paweł Marquardt odtąd zaniechał swej nieumiarkowanej złości i twardości serca.

Św. Zdzisława, kochając męża takim, jakim był, została matką czwórki jego dzieci, którym oddała serce. Wiodła ciche i skromne życie jako solidna i wierna podpora męża. By osiągnąć wszystkie sobie wyznaczone cele, Zdzisława prowadziła intensywne życie wewnętrzne, głęboko zakorzenione w Bogu. Walkę z ułomnościami natury oparła na modlitwie systematycznej, głębokiej i konsekwentnej oraz wyrzeczeniu. Jako kobieta epoki średniowiecza sięgała do zwyczajowych wówczas ostrych praktyk pokutnych, ujarzmiających egoizm.

Zdzisława wiedziała, że pobożna natura młodej żony i matki nie ogranicza się do kręgu rodzinnego, dlatego wspomagała biednych oraz dostrzegała wartość kaznodziejstwa, które światu proponowali dominikanie. Święta Zdzisława przekonała męża, by wspólnie ufundowali w Czechach dwa klasztory dominikańskie - w Jablonnem i Turnowie. Sama nocami niosła wapno, kamienie, piasek, inny budulec, by swoim znojem przyczynić się do wzniesienia świątyni w Jablonnem.

Feudalna pani z zamku Lemberk, poznawszy zakon kaznodziejski, zapragnęła znaleźć się w kręgu jego oddziaływania. Z rąk bł. Czesława (1180-1242) - jak głosi legenda - przyjęła za zgodą małżonka habit trzeciego zakonu dominikańskiego dla świeckich, realizujących ideały zakonu w swoim środowisku. Tak więc, żyjąc w rodzinie, będąc czułą żoną i troskliwą matką, stała się siostrą w zakonie kaznodziejskim.

Jako tercjarka zakonu św. Dominika od Pokuty mogła w sobie skupić dary i charyzmaty dwóch stanów: małżeńskiego i konsekrowanego, by postawić je na jednej płaszczyźnie i uczynić dwoma filarami wspierającymi ludzkie możliwości osiągnięcia szczęśliwości doczesnej i wiecznej.

Zdzisława zmarła w 1252 roku i została pochowana w ufundowanym przez siebie klasztorze św. Wawrzyńca w Jablonnem. Wkrótce ludzie modlący się przy jej grobie zaczęli doświadczać cudów, więc nazwano ją wspomożeniem strapionych oraz uzdrowieniem chorych. Kult Zdzisławy zatwierdził w 1907 r. papież św. Pius X, a Jan Paweł II kanonizował ją, nazywając Opiekunką Rodzin, w Pradze 21 maja 1995 r., podczas wizyty apostolskiej w Czechach.

Dziś św. Zdzisława jest czczona jako Patronka istniejącego w Czechach od 1889 r. zgromadzenia sióstr św. Dominika. Od 1947 r. istnieje świecki instytut dominikański Dzieło św. Zdzisławy, którego członkinie opiekują się chorymi w prowadzonym przez siebie domu leczniczym w Litomierzycach.


- Święta Joanna d'Arc

Czy Bóg kocha Anglików? – pytali podstępnie oskarżyciele Joannę d’Arc. – Bóg miłuje króla Francji i chce, by Anglicy opuścili jego królestwo – odpowiadała bystra dziewczyna. Czy jej historia to namacalny dowód na bezpośrednią ingerencję Boga w dzieje ludzkości?


Panorama Rouen we francuskiej Normandii. W tym mieście 30 maja 1431 roku spalono na stosie Joannę d’Arc

Spaliliśmy świętą! – krzyczał lud zebrany w Rouen, gdy konająca w płomieniach Joanna prosiła Boga o przebaczenie dla jej oprawców. Opis tej sceny znajduję w pożółkłej i poszarpanej przez czas broszurce z początku XX wieku, zawierającej kazania pewnego monsignora z Orleanu.

Stoję już dłuższą chwilę przy straganie ze starymi książkami na centralnym placu francuskiego miasta, tuż pod pomnikiem bohaterki narodowej wjeżdżającej triumfalnie na koniu. Monsignor z broszury przemawiał w trakcie procesu beatyfikacyjnego Dziewicy Orleańskiej. Wtedy – na przełomie XIX i XX wieku – męczennica z XV stulecia przeżywała prawdziwy renesans popularności i wpłynęła znacząco na ożywienie patriotyczne. Kim dzisiaj dla Francuzów jest jedna z najbardziej legendarnych i fascynujących w ich historii postaci?

Święta z antykwariatu
Na pierwsze ślady sprawy Joanny trafiamy niespodziewanie… w Lisieux, gdzie depczemy po piętach świętej późniejszego pokolenia i zupełnie innego znaczenia dla Kościoła. Katedrę, w której kilka wieków później o nawrócenie grzeszników będzie modlić się Tereska, niedługo po procesie Joanny obejmuje jej główny oskarżyciel, biskup Pierre Cauchon Beauvais.


Alex z Niemiec przed domem rodzinnym Joanny. – Kocham ją, bo walczyła z Anglikami, a ja ich nie cierpię - mówi z rozbrajającą szczerością

 


Kościół na zewnątrz, turyści zmierzają do muzeum

To jego determinacja i wsparcie Anglików, którym sprzyjał, doprowadziły do finału jeden z najbardziej kontrowersyjnych procesów o herezję tamtych czasów: w Rouen spalono dziewczynę, która twierdziła, iż sam Bóg polecił jej przekazać prawowitemu następcy tronu, że to do niego należy panowanie we Francji. Rouen, czarujące miasto w Górnej Normandii, zaczynamy poznawać od wzgórza, z którego rozciąga się imponująca panorama. Łatwo dostrzec wieże katedry, uwiecznionej w wielu znanych interpretacjach Claude’a Moneta.

Przywozi nas tu emerytowany inżynier Etienne Couture. Mieszka w okolicach pobliskiego Gournay, gdzie znany jest m.in. jako wielbiciel Joanny d’Arc. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że spotkam kogokolwiek, kto ma jakieś większe nabożeństwo do tej postaci. Owszem, to ciągle patronka Francji, ale kojarzy się bardziej z walecznym patriotyzmem i narodową dumą, mniej zaś z duchowymi uniesieniami i teologicznym zmysłem św. Teresy z Lisieux.

Wnętrze kościoła parafialnego Joanny w Domrémy

Orlean to gustowna mieszanka nowoczesności i historii.

I tak naprawdę, mimo wielu pomników Dziewicy Orleańskiej i ulic na jej cześć, trudno mówić o kulcie rozumianym jako wiara w modlitwę wstawienniczą świętego. Potwierdza to nawet Jean Bastaire, autor książki „Dla Joanny d’Arc”, którą dostaję od Etienne’a w swoich medytacjach historiozoficzno-teologicznych ubolewa wyraźnie nad brakiem wpływu wielkiej świętej na młode pokolenie. „Brutalnym faktem jest – pisze Bastaire – że Joanna wydaje się należeć do przeszłości. Jest wyobrażeniem najbardziej wzniosłych i poruszających spraw w naszej narodowej historii. Ale dzisiaj odstawiana jest raczej do sklepów z antykami. Nie dociera do duszy młodych, nie ma dla nich żadnego przesłania”.

Od Joanny do Faustyny
Etienne jest najprawdopodobniej jednym z niewielu żyjących jeszcze pasjonatów Joanny. I, co najciekawsze, nie jest to tylko nabożeństwo bogoojczyźniane. – Miałem 14 lat, kiedy rozwiedli się moi rodzice – mówi emerytowany inżynier. Stoimy w centrum Rouen, przy kościele św. Joanny d’Arc, wybudowanym w miejscu, gdzie spalono dziewicę. – To był dla mnie straszny okres: odczuwałem rozdarcie i bunt. Wtedy trafiłem na sztukę o Joannie d’Arc.

Katedra orleańska

Kaplica, w której modliła się Joanna

Nie wiem dlaczego, ale nagle stała mi się bardzo bliska, czułem, że daje mi siłę, by przejść dzielnie przez życiowe zawirowania – opowiada Etienne. – Widziałeś w kościele jakieś ogłoszenie o synodzie biskupów? Zaczyna się za tydzień, a nie ma ani słowa o tym – mówi wyraźnie wzburzony. – Tak to u nas jest – w takie wydarzenia nie angażuje się wszystkich wiernych – dodaje. Nie ukrywa dezaprobaty dla postawy wielu biskupów francuskich. Jego zdaniem, to także ich wina, że kult Joanny d’Arc nie jest pielęgnowany.

Podobnie jak kult innych, bliższych naszej epoce świętych. – Kilkanaście lat temu mieliśmy z żoną wypadek samochodowy. Ona zginęła. Ja znalazłem się w szpitalu, miałem dużo czasu na czytanie. W jednej z gazet trafiłem na zdjęcie obrazu, którego nigdy wcześniej nie widziałem – Jezusa Miłosiernego. Dotarłem do „Dzienniczka” św. Faustyny i zacząłem pytać samego siebie: dlaczego wcześniej o tym nie słyszałem – opowiada Etienne. To dzięki jego staraniom w małym wiejskim kościele w pobliżu Gournay zawisnął wizerunek Jezusa według wizji siostry Faustyny. Nie ukrywa, że Joanna d’Arc, choć to święta z zupełnie innej „bajki”, była pierwszym etapem jego duchowych poszukiwań, w których dotarł także do Faustyny.
 
Pomnik zwycięskiej Joanny

Tuż obok kościoła św. Joanny d’Arc znajduje się muzeum patronki Francji. Ulica na jej cześć, liczne pamiątki w okolicznych kramikach wskazywałyby raczej na jej nieustanną popularność. Podobnie jak odbywający się w ostatni weekend maja festiwal na jej cześć. Większość tych imprez ma jednak przede wszystkim charakter turystyczny i rozrywkowy, co tylko dodaje uroku i tak pięknemu miastu. Nie ma jednak kolejek do wieży, w której Joanna była więziona, torturowana i przesłuchiwana.

Świętość czy polityka?
Proces, jaki wytoczono nastoletniej dziewczynie, formalnie dotyczył herezji, w rzeczywistości jednak miał charakter polityczny. W 1429 roku niemal cała północna i częściowo południowa Francja znajdowała się pod kontrolą Anglików i sprzymierzonych z nimi Burgundczyków. Karol VII był właściwie prawowitym następcą tronu po niezdolnym do rządzenia z powodu szaleństwa ojcu, Karolu VI. Anglikom do szczęścia brakowało m.in. zdobycia Orleanu, który pozostawał jedynym dużym miastem na północy pod kontrolą Francuzów wiernych królowi. Joanna, jak zeznała podczas procesu, już w wieku 12 lat, usłyszała pierwsze głosy, które miały pochodzić od św. Michała Archanioła, św. Katarzyny i św. Małgorzaty.

Wnętrze kościoła

Krzyż przy kościele św. Joanny w Rouen stoi w miejscu, gdzie spalono świętą

Zdarzenia miały miejsce w pobliżu domu rodzinnego Joanny i kościoła parafialnego w Domrémy. Głosy, twierdziła dziewczyna, były jednoznaczne: Bóg domaga się ustąpienia Anglików z ziem francuskich i koronowania Karola VII na króla Francji. Po wielu trudnościach młodej dziewczynie udaje się przekazać osobiście te rewelacje samemu zainteresowanemu. Już wtedy zaczęła ubierać się w męskie stroje, co potem stanie się jednym z przedmiotów oskarżenia. Karol VII był ponoć pod ogromnym wrażeniem dziewczyny i jej waleczności. Joanna domagała się od króla, by mimo druzgocących porażek i powszechnej rezygnacji, nie zaprzestał odpierania Anglików.

Zażądała również pozwolenia na uczestnictwo w wyprawie, której celem było wyzwolenie Orleanu. W każdym razie jej siła przekonywania musiała być ogromna, skoro król zgodził się jej powierzyć dowodzenie. Tutaj akurat istnieją różne wersje: niektórzy przypisują Joannie raczej moralne przywództwo i zagrzewanie do walki niż rzeczywiste dowodzenie działaniami zbrojnymi. Faktem natomiast jest, że to jej determinacja doprowadziła do zdobycia Orleanu. Udało się jej też dotrzeć z Karolem do Reims, gdzie doszło do koronacji (zgodnie z tradycją). Ale już w Compiegne Joanna została schwytana. Ani jej rodzina nie miała pieniędzy na wykup, ani, o dziwo, sam Karol nie zabiegał o jej uwolnienie.

Etienne Couture, miłośnik Joanny d’Arc


Dokument potwierdzający odbytą przed egzekucją spowiedź

Proces był dość tendencyjny i przeprowadzony ze złamaniem wielu zasad kościelnych. Zadawano jej również serie podchwytliwych pytań, na przykład, czy znajduje się w łasce Bożej. „Jeżeli nie jestem, Bóg może mi jej udzielić, a jeżeli jestem, Bóg może mnie w niej utrzymać”, odpowiadała trzeźwo Joanna, co dla wielu było dowodem jej niewinności. Za herezję bowiem uznano by jej odpowiedź, gdyby odpowiedziała, że jest pewna trwania w łasce. Jednak protokół został zmieniony na niekorzystny dla Joanny. Potwierdziły to potem badania w czasie jej rehabilitacji. Drugi, obok herezji, zarzut był nie mniej ważny ze względów kulturowych: dziewczyna ubierała się w męskie szaty.

 

31 maja. - Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny

Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy może nawet do Hebronu, zapewne pieszo.

Andrzej Macura W Ein Kerem po dwóch tysiącach lat o spotkaniu dwóch Matek przypomina nowoczesna rzeźba...

Kto wymyślił to święto?

Uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny wprowadził do swojego zakonu św. Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś powstała wielka schizma na Zachodzie, wtedy to święto rozszerzył na cały Kościół papież Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić za przyczyną Maryi jedność w Kościele Chrystusowym. Sobór w Bazylei to święto zatwierdził, a papież Pius IX podniósł je do rzędu świąt drugiej klasy (w roku 1850). Dotąd święto Nawiedzenia obowiązywało dnia 2 lipca. Obecnie (1969) zostało przeniesione na dzień ostatniego maja. Tak więc, jak święto Matki Bożej Królowej Polski rozpoczyna miesiąc maj, poświęcony Królowej nieba i ziemi, tak święto Nawiedzenia Matki Bożej zamyka jakby złotą klamrą ten najpiękniejszy w roku miesiąc maryjny. W Kościele Wschodnim święto to obchodzono wcześniej również dnia 2 lipca.

Opis wydarzenia

Dokładny opis wydarzenia Nawiedzenia zostawił nam św. Łukasz w swojej Ewangelii: „W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w (pokoleniu) Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydala ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».

Wtedy Maryja rzekła: «Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto błogosławić mnie będę wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił Mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię — a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia (zachowuje) dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza (ludzi) pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje — jak przyobiecał naszym ojcom — na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki».

Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem powróciła do domu”.

Tradycja wskazuje, że całe to wydarzenie miało miejsce w Ain Karim, w osadzie odległej na zachód od Jerozolimy ok. 7 kilometrów. Miejsce położone w kotlinie jest pełne zieleni, tak iż wśród pustkowia gór stanowi prawdziwą oazę. Są tu dzisiaj dwa sanktuaria: nawiedzenia św. Elżbiety i narodzenia św. Jana Chrzciciela. Pierwsze znajduje się na zboczu wzgórza za miastem i ma kształt krypty, która była kiedyś zapewne częścią większego sanktuarium. Obok są ruiny kościoła z czasów krzyżowców. Kościół narodzenia św. Jana jest w samym mieście i pochodzi z wieku XIII. Jednak był tu poprzednio inny kościół z wieku V, po którym został napis mozaikowy: „Bądźcie pozdrowieni męczennicy Boga”. W pobliżu Ain Karim jest nadto grota — kaplica na pamiątkę pobytu św. Jana na pustyni, kiedy opuścił dom rodzinny. W roku 1924 Franciszkanie zbudowali tu mały klasztor.

Maryja prawdopodobnie odbywała całą drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy jak chcą niektórzy bibliści, może nawet do Hebronu, zapewne pieszo. Omijać musiała Samarię. Być może, że przyłączyła się do jakiejś pielgrzymki, idącej do Jerozolimy. Trudno bowiem przypuścić, aby szła sama w tak długą drogę, która mogła wynosić ok. 150 kilometrów. Spieszy Maryja, aby podzielić się z Elżbietą, swoją krewną, wiadomością, otrzymaną od anioła w chwili zwiastowania, że została wybraną na matkę Zbawiciela świata. Chciała także pogratulować Elżbiecie, że poczęła w starości swojej tak długo oczekiwanego syna. Zachariasz był jeszcze niemową.

I oto dowiaduje się, że Elżbieta wie wszystko tak dalece, że nawet powtarza do niej część słów anioła: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”. Wyraża Elżbieta równocześnie uznanie dla Maryi, że zawierzyła słowom posłańca Bożego. Wyraźna to aluzja do niewiary, jaką okazał obietnicy anioła Zachariasz, i jak został za to ukarany.

Zadziwia nas pokora, jaką Maryja się wyróżnia. Przychodzi bowiem równocześnie z pomocą do swojej starszej krewnej, gdy będzie rodzić syna. Ale i Elżbieta zdobywa się na wielki akt pokory, kiedy Matkę Chrystusa wita słowami: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”.

Elżbieta stwierdza równocześnie, że na dźwięk słowa Maryi poruszyło się w łonie jej dziecię. Pisarze kościelni są przekonani, że był to akt powitania Chrystusa przez św. Jana i że w tym właśnie momencie św. Jan został uwolniony od grzechu pierworodnego i napełniony Duchem Świętym.

Zastanawia hymn, który na poczekaniu Maryja Bogu wypowiedziała: „Magnificat — Wielbi dusza moja Pana”. Kościół nakazuje go swoim kapłanom codziennie odmawiać. Hymnu tego nie należy rozumieć jako stenogramu wiernego wypowiedzi Maryi. Zapewne św. Łukasz oddał jedynie główne myśli, które mu Maryja po latach przekazała podobnie jak wiele innych szczegółów z lat dziecięcych Chrystusa Pana. W literaturze biblijnej spotykamy niejeden przykład kantyków, wypowiedzianych przez niewiasty w uniesieniu serca. Podobny kantyk wygłasza np. Maria, żona Mojżesza, prorokini Debora, Anna, matka Samuela, czy też Judyta. Kantyk Maryi zawiera wiele reminiscencji biblijnych i bardzo przypomina nawet całe frazy z kantyku Anny oraz Psalmów Dawida. Wskazywałoby to najwyraźniej, że Maryja była z Pismem świętym dobrze obeznana, a przynajmniej z Psalmami i hymnami, które śpiewano wówczas. Kantyk Maryi jest wierszowany. Strofy bowiem utworów poetyckich czy też pieśni hebrajskich polegały na paralelizmie członów, na układzie strof wzajemnie się uzupełniających albo sobie przeciwstawnych. Nadto jest to utwór wybitnie proroczy. Maryja zdaje sobie doskonale sprawę z niezwykłej i jedynej w swoim rodzaju godności, do której została wyniesioną. Mówi o tym wyraźnie: „Oto błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny". A jednak wyznaje Maryja, że wszystko zawdzięcza Panu Bogu, że ona jest jedynie Jego służebnicą: „Wielbi dusza moja Pana... bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy... gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. Tak więc kantyk Maryi to równocześnie odsłonięcie nam rąbka tajemnicy wnętrza Maryi, Jej myśli i uczuć, skarbów Jej serca; wynurzenie tego, co tkwiło w głębiach Jej duszy.

Na temat „Magnificat” napisano wiele. Z całą pewnością hymn ten należy do najpiękniejszych strof ksiąg Nowego Testamentu. A. Nicolas upatruje w nim „całą głębię natchnienia, potężny oddech wieszczy i poetycki Dawidowych Psalmów, ale pogłębiony i spotęgowany świadomością posiadania przedmiotu swej wizji”.

Nawiedzenie św. Elżbiety należy do najradośniejszych scen z życia Maryi. Dlatego słusznie Kościół to wydarzenie przypomina co roku w osobnym święcie. Na ponad 305 zgromadzeń zakonnych żeńskich pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny kilka obrało sobie właśnie tytuł Nawiedzenia.

Powiedzieli o Nawiedzeniu

Św. Ambroży: „Rozważ, że wyżsi z pomocą przychodzą do niższych — Maryja do Elżbiety, Chrystus do Jana, w swoim zaś czasie dla uświęcenia chrztu Jana Pan sam przyjmie chrzest. Wyjaśnijmy pokrótce, jakie to dobrodziejstwa sprowadziło Nawiedzenie Maryi i przyjście Boże. Rozważ znaczenie poszczególnych słów. Najpierw odezwała się Elżbieta, ale Jan przed nią wyczuł łaskę. Ta z natury rzeczy słyszy, on zaś uradował się ze względu na tajemnicę. Ta Maryi, on zaś Jezusa wyczuł przyjście... Matki z podwójnego tytułu cudu prorokują w duchu. Uradowało się niemowlę, napełniona została łaską matka. I nie wcześniej ona została napełniona Duchem Świętym, zanim nie został Duchem Świętym napełniony syn, i on to, gdy został napełniony Duchem Świętym, napełnił również Nim swoją matkę... Namaszczony został (Jan) i w łonie matki przygotowany jak atleta do swojej misji proroka. Dla jego przyszłej misji daną mu została większa łaska”.

Św. Jan Złotousty: „Zanim do was przyszedł Zbawiciel rodzaju ludzkiego, nawiedziła (Maryja) najpierw swojego przyjaciela, Jana gdy ten jeszcze był w łonie matki. Skoro zaś z łona (matki) ujrzał go Jan w łonie (Maryi), przekraczając prawa natury, zawołał: «Widzę Pana, który naturze nałożył granice, i nie czekam na Jego narodzenie. Nie potrzebne mi są dziewięć miesięcy, jest bowiem już we mnie Nieśmiertelny. Skoro tylko wyjdę z tego ciemnego mieszkania, będę głosił te dziwy niepojęte. Znakiem jestem, gdyż zwiastuję przyjście Chrystusa. Trąbą jestem, która zwiastuje przyjście w ciele Syna Bożego... Widzisz ukochany? Jak nowe to i przedziwne misterium (tajemnica): jeszcze się nie narodził, a już poruszeniem (w łonie matki) przemawia; jeszcze się nie ukazał, a już daje o sobie znać... sam jeszcze nie ujrzał światła, a wskazuje na Światłość; jeszcze się nie narodził, a już się przygotowuje do swojej misji... przychodzi Słowo, a ja będę obojętny? Wyjdę, ubiegnę Go i będę zwiastował wszystkim: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata».

Św. Alfons Liguori: „Odwiedziny osoby należącej do dworu królewskiego uważa się za wielkie szczęście. Jakże szczęśliwą czuła się Elżbieta z takich odwiedzin. Szczęśliwy był Obededon, kiedy w dom jego wstąpiła Arka Przymierza: "Błogosławił Bóg domowi jego...». «Pierwociny Odkupienia przeszły przez ręce Maryi: Jan otrzymuje uświęcenie w żywocie matki... Duch Święty schodzi na Elżbietę, dar proroctwa na Zachariasza”).

Piotr Skarga: „O dziwne cuda, które czynisz, Chryste, przez głos swojej Matki. Nawiedźcie też nas dzisiaj i czasu śmierci naszej, miła Matko i Gospodo nasza! Niech głos Twój zabrzmi w uszach naszych, byśmy się z ciemności tych pokwapili do światłości i służby Syna Twego, którego nosisz, którego rodzisz, który w żywocie Twoim spoczywa. Szczęśliwi jesteśmy, że Cię mamy w domu Kościoła świętego powszechnego, któregoś Ty, przeczysta, jest wszystką okrasą! Szczęśliwe nasze Jeruzalem, które się w takiej Królowej weseli. Córki syjońskie, patrząc na Cię, błogosławią Ciebie i wszystkie królowe Ciebie sławią. Lecz szczęśliwsi będziemy, gdy słowa Pańskie przenikną aż do wnętrzności naszych a dusze nasze umarłe zbudzą łaską Tego, którego nosisz, abyśmy się z tej ciemnicy świata wyrwali... i Ciebie w królestwie Syna Twego w chwale Trójcy świętej oglądali...”.

 

 

www.stowledkidukielskie.dukla.org        2012           webmaster: kychen