
ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ


1 maj - Święty
Józef, rzemieślnik
Wspomnienie to
wprowadził do liturgii kalendarza
kościelnego papież Pius XII 24
kwietnia 1956 roku. Miał w
ustanowieniu tego święta cel
szczególny. Robotnicy na całym
świecie od roku 1892 obchodzą 1 maja
swoje święto doroczne, święto pracy.
Chciał przeto
wielki papież tym nowym wspomnieniem
kościelnym włączyć się w powszechny
nurt, podnieść godność pracy
ludzkiej i dać robotnikom żywy wzór
w św. Józefie Rzemieślniku.
Godność pracy
ludzkiej
Według Biblii
wydawałoby się, że pierwotnie w
planach Bożych człowiek nie był
stworzony do pracy, że praca jest
karą Bożą za grzech pierworodny. Oto
bowiem wyrok, jaki zapadł nad
Adamem: „Ponieważ posłuchałeś swej
żony i zjadłeś z drzewa, co do
którego dałem ci rozkaz w słowach:
«Nie będziesz z niego jeść» —
przeklęta niech będzie ziemia z
twego powodu, w trudzie będziesz
zdobywał od niej pożywienie dla
siebie po wszystkie dni twego życia.
Cierń i oset będzie ci ona rodziła,
a przecież pokarmem twym są płody
roli. W pocie więc oblicza twego
będziesz musiał zdobywać pożywienie,
póki nie wrócisz do ziemi, z której
zostałeś wzięty, bo prochem jesteś i
w proch się obrócisz”.
Za przekleństwo
też uważali pracę, zwłaszcza
fizyczną, Grecy i Rzymianie, a
filozofowie greccy tej miary nawet
co Platon, usiłowali tłumaczyć, że
praca jest zajęciem i obowiązkiem
niewolników, a nie ludzi wolnych.
Potwierdziliby więc świadectwo
Biblii. Autor księgi „Mądrość
Syracha” ma takie zdanie: „Dla osła
pasza, kij i ciężary; chleb,
ćwiczenie (bicie) i praca dla
niewolnika. Spraw, by sługa
pracował, a znajdziesz odpoczynek.
Zostaw mu wolno ręce, a szukać
będzie wolności — Jarzmo i rzemień
zginają kark a słudze krnąbrnemu
wałek i dochodzenia. Wyślij go do
pracy, by nie był bez zajęcia... a
jeśli się nie słuchał, obciąż go
dybami”.
A jednak tylko
pobieżne czytanie Biblii prowadzi do
takiego wypaczonego obrazu. Biblia
nie tylko nie potępia pracy, ale ją
zaleca i nakazuje, i to w jej
wszelkiej odmianie, nawet gdy chodzi
o pracę fizyczną. Oto w tej samej
Biblii czytamy, że pierwsi rodzice w
raju pracowali: „Jahwe Bóg wziął
zatem człowieka i umieścił go w
ogrodzie Eden, aby uprawiał go i
doglądał”.
Księga Przysłów
oddaje najwyższe pochwały kobiecie
pracowitej i wylicza, jakie pożytki
i dobrodziejstwa ma z tego mąż i
cały dom. Pismo Święte natomiast
gromi leniwych i ostrzega przed
nimi: „Do mrówki udaj się, leniwcze,
patrz na jej drogi... w lesie
gromadzi swą żywność i zbiera swój
pokarm za życia. Jak długo leniwcze,
chcesz leżeć? A kiedyż ze snu
powstaniesz?”. „Ręka leniwa
sprowadza ubóstwo, ręka zaś pilnych
wzbogaca”. „Czym oset dla zębów, a
dym dla oczu, tym leniwy dla którego
wysłali”. „Kto ziemię uprawia nasyci
się chlebem”. „Lenistwo nie złowi
zwierzyny, ludzka pilność cennym
bogactwem”. Św. Paweł wprost pisze:
„Albowiem gdy byliśmy u was,
nakazaliśmy wam tak: kto nie chce
pracować, niech też nie je”.
Przypowieść Pana
Jezusa o robotnikach we winnicy, o
talentach itp. akcentuje, że
człowiek za swoją pracę odpowiada
nie tylko wobec społeczeństwa, ale
także w sumieniu wobec Pana Boga. A
więc jego stosunek do pracy rzutuje
również na jego szczęście wieczne.
Jeśli więc Biblia
mówi faktycznie, o przekleństwie
pracy, to w tym znaczeniu, że po
upadku człowiek zaczął odczuwać
ciężar pracy, że praca stała się
podstawą jego „żyć czy też umrzeć” —
że praca wyczerpuje często
najżywotniejsze jego siły i energię.
Błogosławieństwo pracy ludzkiej
Praca wyzwala z
człowieka najpełniej jego
uzdolnienia, energię, inicjatywę.
Człowiek pracowity jest podobny do
zadbanego ogrodu, sadu, czy pola,
gdzie wszystko pięknie rośnie i
cieszy oko dorodnym plonem. Człowiek
leniwy zaś, podobny jest do pola
zachwaszczonego, pełnego pokrzyw i
dziko rosnących krzewów.
Praca jest szkołą
wielu cnót osobistych i społecznych
takich jak np.: wytrzymałość,
solidarność, cierpliwość, męstwo,
odwaga i ład, współpraca,
współzawodnictwo. Natomiast lenistwo
jest szkołą: samolubstwa i
pasożytnictwa.
Praca bogaci. W
ekonomii podkreśla się, że produkcja
robi pieniądz, pieniądz zaś
warunkuje dobrobyt. Jeśli
obserwujemy dzisiaj tak wielki
postęp kultury na wszystkich polach,
to dzięki intensywnemu wysiłkowi
milionów mózgów i milionów rąk. Tak
więc praca podnosi stopę i warunki
życiowe. Natomiast owocem lenistwa
jest zaniedbanie i nędza. Człowiek
leniwy woli kraść, posunie się nawet
do grabieży i mordu, bowiem w ten
sposób łatwiej bez wysiłku liczy na
wzbogacenie się. Praca daje wreszcie
zadowolenie. Człowiek, widząc owoce
swojej pracy czuje satysfakcję, że
trud jego nie idzie na marne, że „się
opłaca” — co jest bodźcem do
dalszych wysiłków.
Praca łączy ludzi.
Pomyśleć, ile potrzeba rąk, byśmy
mieli chleb, ubranie, dom. Ile
trzeba było pokoleń ludzi, by nam
ułatwić życie. Gdyby tak przyszedł
na ziemie ktoś, kto na niej żył
1000, a nawet 200, 100 lat temu,
pomyślałby, że żyjemy w bajce, byłby
zdziwiony postępem i wynalazkami, z
których korzystamy. A przecież
złożyły się na nie wysiłki wielu
pokoleń.
Praca wyrównuje
nierówność społeczną. Kiedy bowiem
bogaci się cały naród, podnosi się
stopa życiowa wszystkich, wyrównują
się różnice społecznej zamożności,
podnosi się średnia przeciętna
posiadania.
Jeśli człowiek
traktuje pracę jako swoje
posłannictwo, jako zleconą sobie od
Boga misję, praca dla niego staje
się wówczas środkiem uświęcenia i
gromadzenia zasług dla nieba.
Kościół wyniósł na ołtarze nie tylko
książąt, biskupów, papieży i
zakonników, ale także zapobiegliwych
ojców, dzielne matki, rzemieślników,
żołnierzy i rolników.
2
maja - Katecheza Benedykta XVI -
Święty Atanazy z Aleksandrii
(...) Atanazy był
niewątpliwie jednym z
najważniejszych i najbardziej
poważanych Ojców starożytnego
Kościoła. Przede wszystkim jednak
ten wielki święty jest zapalonym
teologiem wcielenia Logosu, Słowa
Bożego, które - jak czytamy w
Prologu do czwartej Ewangelii -
"stało się ciałem i zamieszkało
wśród nas" (J 1, 14).
Drodzy bracia i siostry.
Kontynuując nasz
przegląd wielkich Mistrzów
starożytnego Kościoła, chcemy dziś
zwrócić uwagę na świętego Atanazego
z Aleksandrii. Ten prawdziwy
protagonista tradycji
chrześcijańskiej już w kilka lat po
śmierci sławiony był jako "filar
Kościoła" przez wielkiego teologa i
biskupa Konstantynopola Grzegorza z
Nazjanzu (Mowy 21,26) i zawsze był
uważany za wzór prawowierności
zarówno na Wschodzie, jak i na
Zachodzie. Nieprzypadkowo zatem Gian
Lorenzo Bernini umieścił jego posąg
wśród czterech świętych Doktorów
Kościoła wschodniego i zachodniego -
wraz z Ambrożym, Janem Chryzostomem
i Augustynem - które we wspaniałej
absydzie Bazyliki Watykańskiej
otaczają Katedrę św. Piotra.
Atanazy był
niewątpliwie jednym z
najważniejszych i najbardziej
poważanych Ojców starożytnego
Kościoła. Przede wszystkim jednak
ten wielki święty jest zapalonym
teologiem wcielenia Logosu, Słowa
Bożego, które - jak czytamy w
Prologu do czwartej Ewangelii -
"stało się ciałem i zamieszkało
wśród nas" (J 1, 14). Właśnie z tego
powodu Atanazy był jednym z
najważniejszych i najwytrwalszych
przeciwników herezji ariańskiej,
która zagrażała wówczas wierze w
Chrystusa, sprowadzonego do
stworzenia "pośredniego" między
Bogiem a człowiekiem, zgodnie z
tendencją przewijającą się przez
historię i która działa na różne
sposoby także dzisiaj.
Urodzony
prawdopodobnie w Aleksandrii w
Egipcie około roku 300, Atanazy
odebrał staranne wychowanie, zanim
został diakonem i sekretarzem
biskupa egipskiej metropolii -
Aleksandra. Jako bliski
współpracownik swego biskupa młody
duchowny wziął wraz z nim udział w
Soborze w Nicei, pierwszym o
charakterze powszechnym, zwołanym
przez cesarza Konstantyna w maju 325
roku w celu zapewnienia jedności
Kościoła. Ojcowie nicejscy mogli w
ten sposób podjąć różne zagadnienia,
przede wszystkim zaś poważny
problem, powstały kilka lat
wcześniej w wyniku przepowiadania
aleksandryjskiego kapłana Ariusza.
Jego teoria
zagrażała prawdziwej wierze w
Chrystusa, gdyż głosił on, że logos
nie był prawdziwym Bogiem, lecz
Bogiem stworzonym, istotą
"pośrednią" między Bogiem a
człowiekiem, tym samym Bóg
pozostawał dla nas wciąż
niedostępny. Biskupi zebrani w Nicei
odpowiedzieli na to, opracowując i
ustalając "Symbol Wiary", który,
uzupełniony później przez Pierwszy
Sobór Konstantynopolitański,
pozostał w tradycji różnych wyznań
chrześcijańskich i w liturgii jako
Credo
nicejsko-konstantynopolitańskie. W
tym podstawowym tekście - który
wyraża wiarę niepodzielonego
Kościoła i który odmawiamy dziś
jeszcze, w każdą niedzielę podczas
Eucharystii - pojawia się grecki
termin "homoúsios", po łacinie "consubstantialis":
ma on wskazywać, że Syn, logos, jest
"współistotny" Ojcu, jest Bogiem z
Boga, jest Jego istotą, i w ten
sposób ukazana jest pełna boskość
Syna, której zaprzeczali arianie.
Po śmierci
biskupa Aleksandra Atanazy został w
328 roku jego następca jako biskup
Aleksandrii i szybko okazał
zdecydowanie w odrzuceniu wszelkiego
kompromisu z teoriami ariańskimi,
potępionymi przez Sobór Nicejski.
Swą bezkompromisowością, upartą i
czasami bardzo stanowczą, choć
niezbędną, wobec tych, którzy
przeciwstawiali się jego wyborowi na
biskupa, a przede wszystkim wobec
przeciwników Symbolu Nicejskiego,
ściągnął na siebie zaciekłą wrogość
arian i ich sympatyków.
Mimo
niedwuznacznych postanowień Soboru,
który jasno stwierdził, że Syn jest
współistotny Ojcu, wkrótce potem te
błędne idee zaczęły znów brać górę -
w tej sytuacji Ariusz został nawet
zrehabilitowany - i otrzymały z
powodów politycznych wsparcie samego
cesarza Konstantyna, a następnie
jego syna Konstansa. Ten ostatni,
któremu zależało nie tyle na
prawdzie teologicznej, ile na
jedności Cesarstwa i jego problemach
politycznych, chciał upolitycznić
wiarę, czyniąc ją bardziej dostępną
- ze swego punktu widzenia - dla
wszystkich swoich poddanych w
Cesarstwie.
Kryzys ariański,
który wydawał się rozwiązany w
Nicei, trwał więc dalej przez
dziesięciolecia, powodując trudne
wydarzenia i bolesne podziały w
Kościele. Aż pięć razy - w ciągu
trzydziestu lat, od 336 do 366 -
Atanazy zmuszany był do opuszczenia
swego miasta, pozostając
siedemnaście lat na wygnaniu i
cierpiąc dla wiary. Jednakże podczas
swej przymusowej nieobecności w
Aleksandrii, biskup miał możność
wspierać i szerzyć na Zachodzie,
najpierw w Trewirze, a następnie w
Rzymie, wiarę nicejską, a także
ideały monastycyzmu, przyjęte w
Egipcie przez wielkiego pustelnika
Antoniego, który wybrał styl życia
zawsze bliski Atanazemu. Dzięki swej
sile duchowej św. Antoni był
najważniejszą osobą wspierającą
wiarę św. Atanazego. Zasiadłszy
ostatecznie na swojej stolicy,
biskup Aleksandrii mógł się
poświęcić wprowadzaniu pokoju
religijnego i reorganizacji wspólnot
chrześcijańskich. Zmarł 2 maja 373
roku i w tym dniu obchodzimy jego
wspomnienie liturgiczne.
Najsławniejszym
dziełem doktrynalnym świętego
biskupa aleksandryjskiego jest
traktat "O wcieleniu Słowa",
boskiego logosu, który stał się
ciałem, stając się takim, jak my dla
naszego zbawienia. W dziele tym
Atanazy, w zdaniu, które słusznie
stało się sławne, stwierdza, że
Słowo Boże "stało się człowiekiem,
abyśmy stali się Bogiem; stało się
widzialne w ciele, abyśmy mieli
pojęcie o Ojcu niewidzialnym, On sam
też doświadczał przemocy ludzi,
abyśmy odziedziczyli
niezniszczalność" (54,3). Przez
swoje zmartwychwstanie Pan sprawił
bowiem, że znikła śmierć niczym "słomiany
ogień" (8,4). Podstawą całej walki
teologicznej Atanazego była właśnie
idea, że Bóg jest osiągalny. Nie
jest Bogiem drugorzędnym, lecz
Bogiem prawdziwym, a przez naszą
jedność z Chrystusem możemy
rzeczywiście połączyć się z Bogiem.
Stał się On rzeczywiście "Bogiem z
nami".
Spośród innych
dzieł tego wielkiego Ojca Kościoła -
które w dużej części związane są z
wydarzeniami kryzysu ariańskiego -
wspomnijmy jeszcze cztery listy,
które skierował on do swego
przyjaciela Serapiona, biskupa
Tmuis, o boskości Ducha Świętego,
która została stwierdzona w sposób
zdecydowany oraz około trzydziestu
listów "świątecznych", kierowanych
na początku każdego roku do
Kościołów i klasztorów Egiptu, aby
wskazać datę świąt Wielkanocy,
przede wszystkim zaś, aby zapewnić
więzy między wiernymi, umacniając
ich wiarę i przygotowując ich na tę
wielką uroczystość.
Atanazy jest
wreszcie również autorem tekstów
rozważań o Psalmach, później bardzo
rozpowszechnionych, przede wszystkim
zaś dzieła, które było bestsellerem
starożytnej literatury
chrześcijańskiej: "Żywotu
Antoniego", czyli biografii św.
Antoniego opata, napisanej krótko po
jego śmierci, gdy biskup
Aleksandrii, na wygnaniu, żył z
mnichami na pustyni egipskiej.
Atanazy był przyjacielem wielkiego
pustelnika, do tego stopnia, iż
otrzymał jedną z dwóch skór owczych
pozostawionych przez Antoniego jako
spadek, wraz z opończą, którą
podarował mu sam biskup Aleksandrii.
Zyskawszy szybko niezwykłą
popularność, przetłumaczona niemal
natychmiast na łacinę, i to
dwukrotnie, a następnie na wiele
języków wschodnich, wzorowa
biografia tej postaci drogiej
tradycji chrześcijańskiej, bardzo
się przyczyniła do rozpowszechnienia
monastycyzmu na Wschodzie i na
Zachodzie. Nieprzypadkowo lektura
tego tekstu w Trewirze znajduje się
w centrum wzruszającej opowieści o
nawróceniu dwóch urzędników
cesarskich, którą Augustyn zamieścił
w Wyznaniach (VIII, 6, 15) jako
wstęp do swego własnego nawrócenia.
Zresztą sam
Atanazy pokazuje, że zdaje sobie
wyraźnie sprawę z wpływu, jaki mógł
mieć na lud chrześcijański przykład
takiej postaci jak Antoni. Pisze
bowiem w zakończeniu tego dzieła: "A
jego sława, wszędzie głoszona,
podziw, jakim go wszyscy otaczali,
tęsknota za nim tych, którzy go nie
widzieli, są świadectwem cnoty i
bogobojnej jego duszy. Antoni był
znany nie przez swoje pisma ani
przez powierzchowną mądrość czy
jakąkolwiek umiejętność, ale jedynie
przez swoją pobożność. Nikt nie
zaprzeczy, że był to dar Boży. Bo
skąd w Hiszpanii, w Galii, w jaki
sposób w Rzymie, w Afryce usłyszano
by o tym człowieku, przebywającym w
ukryciu na pustyni, jeśli nie za
sprawą Boga, który wszędzie zna
swoich ludzi i który również
Antoniemu zapowiedział to na
początku? Nawet gdyby tacy ludzie
żyli w ukryciu i pragnęli, aby o
nich zapomniano, Pan sam ich
wszystkim pokaże niczym latarnie,
aby w ten sposób słuchacze poznali,
że Jego przykazania stanowią siłę w
doskonałości, i żeby poszli ochotnie
drogą cnoty" (Żywot Antoniego
93,5-6).
Tak, bracia i
siostry! Mamy wiele powodów
wdzięczności wobec św. Atanazego.
Jego życie, podobnie jak życie
Antoniego oraz nieprzeliczonych
innych świętych, pokazuje nam, że
"kto zmierza ku Bogu, nie oddala się
od ludzi, ale staje się im
prawdziwie bliski" (Deus caritas
est, 42).
3
maja - Szósty papież - św.
Aleksander I
Aleksander I
pełnił funkcję głowy Kościoła na
początku II wieku – najpewniej w
latach 107-116, za panowania cesarza
Trajana.
Ówczesny Rzym
uznawany był za najwspanialszą
metropolię antycznego świata, choć
imperium uwikłane było w liczne
konflikty militarne w różnych
prowincjach. Z reliefu słynnej,
wysokiej na 30 metrów kolumny
Trajana, wiemy, iż władca ów toczył
na terenach dzisiejszej Rumunii
wojny z Dakami. Na wschodzie udało
się mu utworzyć nową rzymską
prowincję – Arabię. W Judei zaś
trwało powstanie żydowskie, które
przeszło do historii jako tak zwana
wojna Kwietusa.
W takiej oto
epoce przyszło sprawować papieżowi
Aleksandrowi I urząd następcy
świętego Piotra.
Informacje
biograficzne, jakie można o
Aleksandrze znaleźć są nieliczne i
szczątkowe. Uznaje się go jednak
dziś często za tego, który miał do
kanonu Mszy świętej wprowadzić tekst
rozpoczynający się od słów „On to w
dzień przed męką za zbawienie nasze
i całego świata, to jest
dzisiaj...”. Dla nas, współczesnych,
świadczy on o ponadczasowym
charakterze Misterium Paschalnego –
wtedy to bowiem, w liturgii pojawia
się ów fragment.
Jak pisał ksiądz
Armin-Jacek Znak: „owo dzisiaj
(...), które tak łatwo umyka naszej
uwadze, gdy w ciągu roku wciąż na
nowo słuchamy tych samych tekstów
liturgicznych, zostaje tego wieczoru
wielokrotnie mocno zaakcentowane –
Kościół czyni to z nadzieją, iż
wszyscy wierni wezmą je sobie do
serca i odtąd może z pełniejszą
jeszcze świadomością i jeszcze
większą otwartością podejmą dialog
ze spotykającym ich obdarowującym w
każdej liturgicznej celebracji
Bogiem”.
Z innych rzeczy
przypisywanych papieżowi
Aleksandrowi I wymienić warto fakt,
iż to właśnie on jako pierwszy miał
ponoć wprowadzić obowiązek ściągania
nakryć głów przez mężczyzn, gdy
wchodzą do świątyni, czy też
rozpropagować zwyczaj błogosławienia
domów pierwszych chrześcijan wodą
święconą.
Aleksander zginął
śmiercią męczeńską – ścięto go
mieczem, po czym pochowano przy
leżącej na północ od Rzymu Via
Nomentana. Istnieją przekazy,
zgodnie z którymi około roku 834
jego szczątki miały zostać
przeniesione do niemieckiej Fryzyngi
- miejscowości uchodzącej za kolebkę
bawarskiego chrześcijaństwa, z którą
znowu silnie związany jest obecny
papież, Benedykt XVI.
To właśnie we
Fryzyndze Joseph Ratzinger przyjął
święcenia kapłańskie, następnie zaś
był w tym mieście wykładowcą
akademickim, jak również pełnił tam
godność biskupa. Także w herbie
papieskim Benedykta XVI odnaleźć
możemy elementy pochodzące z godła
tej miejscowości – świadczącą o
uniwersalizmie Kościoła ukoronowaną
głowę Etiopczyka, zapożyczoną z
godła biskupów Monachium i Fryzyngi
oraz niedźwiedzia z bagażami na
grzbiecie, występującego w herbie
miasta.
Niedźwiedź ów,
zgodnie z bawarskimi podaniami
ludowymi, miał w Alpach rozszarpać
muła świętego Korbiniana –
pierwszego biskupa Fryzyngi - który
zmierzał wówczas do Rzymu. Święty
nakazał więc niedźwiedziowi wziąć na
grzbiet bagaże, które wcześniej
niósł muł i w taki oto osobliwy
sposób, wyruszył wspólnie z
drapieżnikiem w dalszą drogę do
wiecznego miasta...
3
maja - Najświętszej Maryi Panny
Królowej Polski
Każdy katolicki
naród chlubi się, że ma szczególną
miłość do Matki Bożej. Jest to
zupełnie rzeczą naturalną. Nie można
bowiem miłować Pana Jezusa a nie
mieć w na j szczególniejsze j czci
Jego Matki. Owszem miarą naszej
miłości dla Jezusa Chrystusa jest
cześć oddawana Jego Matce.
Skąd taka uroczystość?
Za rządów króla
Jana Kazimierza (1648-1668) Polska
przeżywała tragiczne chwile. Była
rozbita i skłócona wewnętrznie.
Magnaci doszli do takich majątków i
wpływów, że sobie nic nie robili z
króla. Szlachta zaś związała królowi
w czasie wielkiej elekcji ręce tylu
ograniczeniami na swoją korzyść, że
faktycznie król nie mógł niczego
przeprowadzić bez ich zgody.
Objawy anarchii
jako skutek „złotej wolności"
groziły katastrofą. Rozbity był
także naród religijnie, gdyż
protestantyzm uczynił w nim dotkliwe
wyłomy. Przede wszystkim wielu
magnatów litewskich i wielkopolskich
opowiedziało się jawnie za
protestantyzmem. Rozbita także była
Polska wówczas politycznie.
Nieustanne wojny: z Rosją
(1610-1612, 1617-1619, 1632-1634 i
1654-1655), z Turcją (1620-1622,
1646-1647) i z Kozakami, z którymi
sprzymierzyli się Tatarzy (l
648-1653), wreszcie ze Szwecją
(1617-1618, 1621, 1622-1627)
osłabiły i wykrwawiły zupełnie
Polskę. Na domiar złego stary system
prowadzenia wojny przez pospolite
ruszenie był przyczyną wielu klęsk.
W takich to
okolicznościach doszło do nowej
wojny ze Szwecją, która dysponowała
nowoczesną, doskonale wyposażoną
armią. Dogodną okazję dla wroga
stworzył Hieronim Radziejowski,
który obrażony na króla sam udał się
do króla, Karola X Gustawa, i
przedstawił mu stan rozkładu
politycznego Polski. Oddanie bez
wystrzału całej Wielkopolski przez
wojewodę Krzysztofa Opalińskiego
dnia 25 lipca 1655 roku pod Ujściem
otwarło Szwedom drogę do Warszawy
(wrzesień) i Krakowa (październik).
Tego samego miesiąca Janusz
Radziwiłł, wojewoda i naczelny
dowódca wojsk litewskich, oddał
podobnie bez wystrzału Szwedom całą
Litwę. Wojska małopolskie po klęsce
pod Żarnowcem i Wojniczem przeszły
również na stronę wroga
(październik). Jan Kazimierz uchodzi
na Śląsk i uniwersałem, wydanym w
Opolu, wezwał naród do oporu (20 XI
1655).
Szwedzi po
zajęciu Polski zaczęli ją okładać
wysokimi podatkami i niemiłosiernie
grabić. Bezcenne zabytki kultury do
dnia dzisiejszego stanowią chlubę
muzeów szwedzkich. Sytuacja wydawała
się nadto o tyle beznadziejną, że
nikt nie myślał o obronie ani też o
przysłaniu pomocy. Słusznie Henryk
Sienkiewicz najazd szwedzki określił
jako „potop" i osnuł na tle tych
smutnych czasów powieść, w ostatnich
latach zekranizowaną we wspaniałym
serialu filmowym (1974).
Pozostało jednak
jedno miejsce nigdy przez Szwedów
niezdobyte, chociaż leżało w samym
centrum Polski. Wiedzieli o tym
Szwedzi i łakomi na „ogromne
bogactwa", nagromadzone w klasztorze
ojców Paulinów w Częstochowie na
„Jasnej Górze" postanowili je
zagrabić. Dnia 19 listopada 1655
roku zjawił się pod murami klasztoru
generał Burhard Müller, mając pod
swoim dowództwem oddział kilku
tysięcy żołnierzy i najpotężniejsze
armaty do wyburzenia murów. W
klasztorze było 70 zakonników i 160
żołnierzy załogi. Generał żądał od
przeora klasztoru, o. Augustyna
Kordeckiego, bezwzględnej i
natychmiastowej kapitulacji, grożąc,
że w przeciwnym wypadku „kurnik" ten
w powietrze wysadzi. A jednak obrona
bohaterska klasztoru na oczach
całego narodu trwała długich 6
tygodni. Jak wyspa na pełnym morzu
klasztor stał, jak zaczarowany:
niezburzony i niezdobyty. Dnia 27
grudnia generał Müller musiał od
oblężenia odstąpić w obawie, aby nie
być okrążonym. W tym samym bowiem
czasie ruszyło chłopstwo i została
zawarta konfederacja w Tyszowcach
przez hetmanów koronnych: Mikołaja
Potockiego i Stanisława
Lanckorońskiego, którzy odstąpili od
Szwedów (29 XII). Z wolna powstanie
objęło całą południową Polskę, wróg
musiał wycofywać się do miast.
Obrona Jasnej
Góry jakby nowe siły wlała w
sparaliżowany organizm narodu.
Uwierzono w zwycięstwo. Na wiosnę
1655 roku całe południe Polski było
już wolne od wroga. Król Jan
Kazimierz wrócił do kraju. Dnia l
kwietnia 1656 roku przed cudownym
obrazem Matki Bożej Łaskawej we
Lwowie nuncjusz papieski. Piotr
Vidoni, celebrował uroczyście Mszę
świętą. Na Podniesienie król zszedł
z tronu, złożył berło i koronę, i
padł na kolana przed wielkim
ołtarzem. Zaczynając od słów:
„Wielka Boga — Człowieka Matko,
Najświętsza Dziewico" ogłosił Matkę
Bożą za szczególną Patronkę
Królestwa Polskiego. Przyrzekł
szerzyć Jej cześć, ślubował wystarać
się u Stolicy Apostolskiej
pozwolenie na obchodzenie Jej święta
jako Królowej Korony Polskiej, zająć
się losem ciemiężonych pańszczyzną
chłopów i zaprowadzić w kraju
sprawiedliwość społeczną. Po Mszy
świętej, w czasie której król
przyjął również Komunię świętą z rąk
nuncjusza papieskiego, przy
wystawionym Najświętszym Sakramencie
odśpiewano Litanię do Najświętszej
Maryi Panny, a przedstawiciel
papieża odśpiewał trzykroć,
entuzjastycznie powtórzone przez
wszystkich obecnych nowe wezwanie:
„Królowo Korony Polskiej, módl się
za nami”.
Tak więc od dnia
l kwietnia 1656 roku Polska stała
się urzędowo ogłoszonym królestwem
Maryi, oddała się pod Jej rządy.
Każdy król miał być odtąd niejako
Jej regentem, sprawującym nad
narodem rządy w Jej imieniu. Król
Jan Kazimierz nie był pierwszym,
który oddał swoje państwo w
szczególną opiekę Bożej Matki. W
roku 1512 gubernator hiszpański
ogłosił Matkę Bożą szczególną
Patronką Florydy. W roku 1638 król
francuski. Ludwik XIII, osobiście i
uroczyście ogłosił Matkę Bożą
Niepokalanie Poczętą Patronką
Francji.
Niestety śluby
króla Jana Kazimierza nie zostały
spełnione. Przyszły uciążliwe wojny:
najazd Rakoczego (1657), wojna z
Rosją (1660-1667), abdykacja króla
(1668), długotrwałe wojny z Turcją
(1672-1683), wojny domowe o tron
polski, rządy Sasów i wreszcie 150
lat niewoli pod trzema zaborami
(1772-1918). Po uzyskaniu wolności
Episkopat Polski zwrócił się do
Stolicy Apostolskiej o wprowadzenie
święta dla Polski pod wezwaniem
„Królowej Polski". Papież Benedykt
XV chętnie do tej prośby się
przychylił (1920). Tak więc
przynajmniej jedno zobowiązanie
zostało dotrzymane. Zostało
spełnione przyrzeczenie, jakie przed
prawie trzema wiekami dał Jan
Kazimierz. Biskupi umyślnie
zaproponowali Ojcu świętemu dzień 3
maja, aby podkreślić łączność
nierozerwalną tego święta z sejmem
czteroletnim, a zwłaszcza z
uchwaloną dnia 3 maja 1791 roku
pierwszą konstytucją polską.
Wypełniła ona bowiem w swoich
założeniach część ślubowań, jakie
Jan Kazimierz złożył przed obrazem
matki Bożej w pamiętny dzień l
kwietnia 1656 roku. Sejm bowiem
zobowiązywał się uroczyście wziąć
pod opiekę lud polski i zaprowadzić
sprawiedliwość społeczną.
Kiedy w roku 1945
Polska uzyskała uwolnienie od jarzma
hitlerowskiego. Episkopat Polski,
pod przewodnictwem kardynała Augusta
Hlonda, na Jasnej Górze odnowił akt
poświęcenia się i oddania Bożej
Matce. Ponowił też złożone przez
króla Jana Kazimierza śluby. W
uroczystości tej brała udział
milionowa rzesza wiernych.
W przygotowaniu
do 1000-nej rocznicy istnienia
Polski (966-1966), w czasie
uroczystej „Wielkiej Nowenny", na
apel prymasa Polski, kardynała
Stefana Wyszyńskiego, cała Polska
ponownie oddała się pod opiekę
Najświętszej Maryi,
Dziewicy-Wspomożycielki. Uczyniły to
wszystkie diecezje Polski i parafie.
W świętą „niewolę" oddał się Bożej
Matce każdy z osobna. Przez 20 lat
wędrujący obraz Matki Bożej
Częstochowskiej po wszystkich
parafiach i kościołach Polski miał
być jednym jeszcze ogniwem związania
narodu z jego Królową. Także dzisiaj
w każdej parafii odbywają się
specjalne nabożeństwa z apelem
jasnogórskim ku czci Królowej Polski.
W roku 1973 z
okazji 300-lecia śmierci o.
Augustyna Kordeckiego katolicka
Polska przypomniała sobie w modłach
i akademiach czasy „potopu" i
cudownej obrony Jasnej Góry, której
epilogiem było oddanie państwa
polskiego i narodu w opiekę Bożej
Matki.
Matka Boża
Królowa Polski jest nadto główną
Patronką: archidiecezji lwowskiej,
diecezji częstochowskiej i
przemyskiej.
Polacy i ich
Królowa
Każdy katolicki
naród chlubi się, że ma szczególną
miłość do Matki Bożej. Jest to
zupełnie rzeczą naturalną. Nie można
bowiem miłować Pana Jezusa a nie
mieć w na j szczególniejsze j czci
Jego Matki. Owszem miarą naszej
miłości dla Jezusa Chrystusa jest
cześć oddawana Jego Matce.
A jednak jeśli
naród polski zdobył sobie wśród
narodów świata imię „narodu
maryjnego”, to znaczy, że w tej czci
w sposób szczególniejszy się
wyróżnia. Postaramy się to wykazać
na przykładach.
Cześć oddawana
Maryi ze strony królów polskich:
Bolesław Chrobry miał wystawić w
Sandomierzu kościół pod wezwaniem
Matki Bożej. Władysław Herman,
uleczony cudownie, jak twierdził
przez Matkę Bożą, ku Jej czci
wystawił okazałą świątynię w
Krakowie „na Piasku" (dzielnica).
Król Władysław Jagiełło ją dokończył
i oddał karmelitom. Król Władysław
IV miał do tego kościoła ofiarować
szczerozłotą figurkę Matki Bożej na
podziękowanie za cudowne, jak był
przekonany, uzdrowienie, gdy był
jeszcze dzieckiem. Król Zygmunt I
Stary przy katedrze krakowskiej
wystawił kaplicę (Zygmuntowską) ku
czci Najśw. Maryi Panny, która jest
zaliczana do pereł architektury
renesansu. Bolesław Wstydliwy
wprowadził zwyczaj odprawiania Rorat
w Adwencie. Król Zygmunt I
wprowadził je jako stałą fundację w
swojej kaplicy. W Muzeum
Czartoryskich w Krakowie można
oglądać różaniec króla Jana III
Sobieskiego, a w Skarbcu
Jasnogórskim również różaniec
Stefana Batorego. W księdze Bractwa
Różańcowego w Podkamieniu był
wpisany król Michał Korybut
Wiśniowiecki. W tejże księdze
Korybut Wiśniowiecki nazywa się
„niewolnikiem Maryi”. W testamencie
zaś tenże król napisał:
„Najświętszej Maryi Pannie, Patronce
mojej od pierwszego dzieciństwa,
składam największe dzięki, że mi
była przez całe życie pomocą,
ratunkiem i obroną”. Król Jan
Kazimierz po bitwie pod
Beresteczkiem (1651) wysłał: 8
zdobytych chorągwi do Częstochowy,
21 do Czerwińska, a 2 do Lwowa przed
cudowne obrazy Matki Bożej. Jan
Sobieski jeszcze jako hetman polny
część namiotów, zdobytych pod
Chocimiem (1673), ofiarował do
katedry lwowskiej, gdzie jest
cudowny obraz Matki Bożej, na
ornaty. Do roku 1939 zachowało się
ich jeszcze 7, z tych 4 bogato
haftowane złotem. Jako król po
zwycięstwie pod Wiedniem (1683)
obdarzył podobnie zdobytymi
namiotami kilka kościołów w Polsce.
Długi np. czas pokazywano kapy i
ornaty z nich wykonane w kościele
Mariackim w Krakowie. Jako zawołanie
do boju pod Wiedniem dał wojskom
imię Maryi. Na tę pamiątkę papież
bł. Innocenty XI ustanowił święto
Imienia Maryi. W drodze do Wiednia
Sobieski odwiedził Piekary,
sanktuarium Śląska. Król Zygmunt III
przed każdym świętem Matki Bożej
pościł i przystępował do Sakramentów
świętych. Codziennie odmawiał
„Godzinki o Niepokalanym Poczęciu” i
nawiedzał chętnie Jej miejsca
cudowne. Król Władysław IV
projektował utworzenie „Orderu
Niepokalanej”. Król Jan Kazimierz
ogłosił uroczyście Maryję w katedrze
lwowskiej dnia l kwietnia 1656 roku
„Królową Polski" i złożył na Jej
ręce znane ślubowania.
Maryja
Patronką polskiego rycerstwa.
Stefan Czarniecki
przed każdą bitwą odmawiał Zdrowaś
Maryja. W kościele, który zbudował w
rodzinnej swojej Czarńcy, można
jeszcze dzisiaj oglądać napis: „Na
cześć Najświętszej Maryi Panny
Stefan Czarniecki, żołnierz i sługa
Jego Królewskiej Mości... w roku
1640 własnym kosztem ten kościół
wystawił”. W katedrze lwowskiej było
srebrne votum - popiersie hetmana
Jana Sobieskiego i opis jego
cudownego uzdrowienia. Tadeusz
Kościuszko szablę swoją poświęcił w
kościele Matki Bożej Loretańskiej w
Krakowie. Został po nim różaniec.
Kazimierz Puławski w czasie
konfederacji barskiej zamknął się na
Jasnej Górze (1771). Kiedy
pułkownikowi Drewiczowi robiono
wymówki, dlaczego klasztoru
częstochowskiego nie zdobył, ale
odszedł od oblężenia, rzekł: „Jak
miałem go zdobyć, kiedy moi
żołnierze zamiast strzelać, bili
pokłony i żegnali się”. Wielu
konfederatów barskich było
sodalisami. Na placu hetmana
Stanisława Żółkiewskiego w czasie
badania grobu znaleziono po wielu
latach pierścień z napisem: „Mancipium
Mariae” (własność Maryi). Rycerze
często broń swoją poświęcali na
ołtarzu Matki Bożej. Wincenty Pol
pisze, że Mohort nazwał swoją szablę
„Starą służką Matki Bożej”. Kiedy w
roku 1628 zapytano starego
żołnierza, Mikołaja Moczarskiego,
komu zawdzięcza, że przez 30 lat
twardej służby wojennej ocalał z
mnóstwa niebezpieczeństw, wyznał:
„Protekcji Maryi, której obraz na
piersiach swoich zawsze noszę". Na
zbroi husarskiej w Muzeum Wojskowym
w Warszawie, na zamku w Malborku,
można jeszcze dzisiaj zobaczyć na
zbroi rycerza ryngraf Matki Bożej.
Pod Grunwaldem szli rycerze w bój
(1410) z pieśnią Bogurodzica. Pod
Wiedniem szli do ataku z okrzykiem:
Maryja!
W roku 1632 w
bitwie pod Smoleńskiem na widok
sztandaru z pięknie wyhaftowanym
wizerunkiem Matki Boskiej, hetman
litewski, Krzysztof Radziwiłł,
kalwin, zadrwił sobie i rzekł do
chorążego:
„A może byś
pokazał, jak tańczy twoja
Panienka!". „Hej - chłopcy - zawołał
chorąży - pokażemy temu kalwinowi,
jak nasza Panienka tańczy!".
Skoczyli w bój i potyczkę wygrali.
Powrócili do zawstydzonego hetmana:
„Widziałeś, jak nasza Panienka
tańczy!". Smoleńska jednak wtedy nie
zdobyli. Oblężenie szło zbyt
ślamazarnie a załoga broniła się
dzielnie. Marszałek polski, Józef
Piłsudski, miał nad swoim łóżkiem
wizerunek M.B. Ostrobramskiej. Kiedy
w roku 1919 szedł na Wilno,
powiedział do Bolesława Wieniawy
Długoszewskiego: „Idziemy na odsiecz
M.B. Ostrobramskiej. To nie fraszki.
Na intencję powodzenia naszej
wyprawy postanowiłem nie palić trzy
dni. Przez solidarność mam nadzieję,
że i pan również palić nie będzie”.
Po zajęciu Wilna marszałek na
kolanach przeszedł długie schody
wiodące do cudownej kaplicy M.B.
Ostrobramskiej. Po zdobyciu Berdycza
(26 IV 1920) pierwsze kroki
skierował do kościoła, gdzie
odsłonięte cudowny obraz Matki Bożej
i odmówiono Litanię Loretańską.
Papież Pius XI zeznawał, że był
świadkiem, jak Piłsudski modlił się
serdecznie przed obrazem M.B.
Ostrobramskiej i dał do poświęcenia
dwa obrazki M.B. Ostrobramskiej, by
je zawiesić nad łóżkami jego córek.
Kiedy zmarł, do trumny dano mu
sygnet M.B. Ostrobramskiej. Henryk
Sienkiewicz pięknie w „Ogniem i
mieczem” opisał śmierć Longinusa
Podbipięty ze słowami Litanii
Loretańskiej na ustach w czasie
potyczki z Tatarami. W czasie bitwy
pod Beresteczkiem (1651) o.
Stanisław Oborski miał widzenie:
ujrzał Matkę Bożą nad polem bitwy na
niebie, jak błagała Pana Boga o
zwycięstwo dla oręża polskiego.
Obrona Jasnej Góry była dowodem
namacalnym, że Maryja nie opuści
swojego narodu (1655).
Maryja Patronką
miast polskich
Bardzo często
mieszczanie zdobili swoje kamienice
wizerunkami Matki Bożej, by mieć w
Niej obronę. Do ostatnich czasów
zachowała się na rynku krakowskim
kamienica Wenzla z dużym obrazem M.
Bożej, wymalowanym na ścianie
zewnętrznej. Kiedy w roku 1850 pożar
strawił większą część kamienic w
tymże rynku, jego obraz ocalał.
Dzisiaj jeszcze można oglądać na
jednej z dawnych kamienic rynku
Starego Miasta Warszawy na szczycie
figurę Matki Bożej. Figury i obrazy
ustawiano na murach obronnych, jak
to jeszcze dzisiaj można oglądać w
Barbakanie Krakowskim. Pod figurą
Matki Bożej Niepokalanej, która
stała we Lwowie nad Bramą Krakowską,
był napis: „Haec praeside tutus”
(pod Jej opieką bezpieczny). U stóp
figury jest symbol miasta, lew.
Często paliły się przed wizerunkami
Maryi wieczne lampy. Mieszczanie
również stawiali świątynie i kaplice
ku czci M. Bożej. Należeli do bractw
maryjnych. W czasie oblężenia Lwowa
lud miasta dniem i nocą słał modły
przed cudownym obrazem M.B. Łaskawej
w katedrze. Po odejściu wroga
umieszczono wotum z napisem:
„Maryję, straszną jak zastęp wojsk
uszykowanych, poczuli Tatarzy i
Kozacy zbuntowani. Senat i lud
lwowski uznaje i kornie wielbi
opiekę Maryi w oswobodzeniu miasta
od oblężenia roku Pańskiego 1648”.
Patronka ludu
polskiego
Lud polski
najwięcej chyba ukochał Maryję. W
każdym domu były Jej liczne obrazy.
Na drogach i rozstajach były jej
figury i kapliczki. Na Gromniczną
święcił świece. Święto Zwiastowania
nazywał: Matką Bożą Wiosenną; w
majowych nabożeństwach wypełniał
kościoły. Matkę Bożą Wniebowziętą
nazywał Zielną, bo niósł wtedy do
poświęcenia dożynkowe wieńce ziela;
siewy rozpoczynał z Matką Bożą
Siewną (Narodzenie M. Bożej). W
wigilie, poprzedzające święta M.
Bożej — pościł. A gdy szedł w obce
strony, daleko poza ojczystą ziemię,
to brał ze sobą grudkę polskiej
ziemi, by mógł na niej umrzeć
(kładziono pod głowę do trumny) i
obrazek Matki Bożej. Do dzisiaj
jeszcze powszechnym jest zwyczajem
umarłym dawać do ręki różaniec. Na
piersiach noszono szkaplerz lub
medalik Matki Bożej. Tyle pieśni
religijnych ku czci Matki Bożej nie
ma żaden naród w świecie, co naród
polski. Na 50 pieśni polskich, jakie
spotykamy w wieku XV, aż 20 — to
pieśni do Matki Bożej.
Patronka niewiast
polskich
Do wieku XVI nie
nadawano imienia Maryi niewiastom, a
to dla uszanowania. Podobnie jak
dzisiaj jeszcze u nas i w bardzo
wielu krajach nie nadaje się imienia
Jezusa mężczyznom. Matrony polskie
najchętniej lubiły pozować dawniej
do portretu z różańcem w ręku.
Krystyna, córka księcia Jerzego
Lubomirskiego (+ 1667), marszałka
koronnego i hetmana polskiego, krwią
nakłótego palca poświęciła się N. M.
Pannie na wieczną służbę. W roku
1658 w Różanymstoku koło Grodna na
dworze Szczęsnego Tyszkiewicza, jego
małżonka, Eufrozyna, odmawiała
„Godzinki” według zwyczaju z dworem
całym. Podanie miejscowe głosi, że
nagle lampa przed obrazem Matki
Bożej zapaliła się sama a kwiaty
uschłe zakwitły jakby świeżo
zerwane. Stolnik wystawił wówczas
kościół, gdzie uroczyście wniesiono
obraz (1663), który w tym czasie
stał się głośny cudami. Kanclerz
Kurii wileńskiej, ks. Wojnarowicz
zeznał, że kiedy w tym czasie
odbywały się w Różanymstoku
uroczystości, gdy zaśpiewano
antyfonę „Witaj Królowo”, na słowa
„oczy miłosierne na nas zwróć”, sam
widział, jak Matka Boża z miłością
spojrzała na swój lud. U wejścia do
Akademii Krakowskiej od ulicy Św.
Anny do dnia dzisiejszego stoi
kapliczka, by wchodzący mogli
pozdrowić Maryję. Profesorowie tej
akademii przysięgą zobowiązywali się
do wieku XVI bronić przywileju
Niepokalanego Poczęcia Maryi. Ks.
Michał Nowodworski w szkołach przez
siebie założonych zobowiązał uczniów
i nauczycieli do codziennej Mszy
świętej, w czasie której śpiewano
„Godzinki” lub odmawiano różaniec.
Patronka szkół
polskich
Wszystkie szkoły
pijarów były pod patronatem Matki
Bożej. Jezuici w swoich kolegiach
propagowali sodalicję mariańską.
Królowa świętych
polskich
Mieli oni do
Matki Bożej szczególnie ciepłe
nabożeństwo. Św. Wojciech uratowany
jako dziecko z ciężkiej choroby za
przyczyną Matki Bożej został
ofiarowany na służbę Panu Bogu.
Znana jest legenda o św. Jacku (+
1257), jak wynosząc z Kijowa
Najświętszy Sakrament przed Tatarami
usłyszał głos z figury: „Jacku,
zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę”.
Figurę tę pokazują dzisiaj w
kościele dominikanów w Krakowie. Ze
śpiewem na ustach „Salve Regina”
zginęli od Tatarów bł. Sadok i jego
48 towarzyszy (1260). Bł. Władysław
z Gielniowa napisał „Godzinki o
Niepokalanym Poczęciu” i kilka
pieśni ku czci Matki Bożej. Bł.
Szymon z Lipnicy miał według podania
umieścić w swojej celi napis: „Mieszkańcze
tej celi, pamiętaj, byś zawsze był
czcicielem Maryi”. W grobie św.
Kazimierza znaleziono kartkę z
własnoręcznie przez niego napisanym
hymnem nieznanego autora „Omni die
dic Maria” (Każdego dnia sław
Maryję). Św. Stanisław Kostka,
zapytany z nagła, czy kocha Matkę
Bożą, zawołał: „Wszak to Matka
moja!”. Chętnie o Niej mówił. Ona to
zjawiła mu się w Wiedniu, dała mu na
ręce Dziecię Boże i uzdrowiła go
cudownie. Śmierć jego poznano po
tym, że się nie uśmiechnął, kiedy
wetknięto mu w ręce obrazek Matki
Bożej. Uprosił sobie u Matki Bożej,
że przeszedł do nieba z ziemi w samą
Jej uroczystość, podobnie jak św.
Jacek. Bł. Jakub Strepa (Strzemię) w
herbie swoim biskupim umieścił
wizerunek Matki Bożej. O
nabożeństwie do Matki Bożej św.
Maksymiliana Kolbe powszechnie
wiadomo. Było ono dominantą jego
życia.
Królowa zakonów
polskich i bractw maryjnych
Pierwszy maryjny
zakon polski, jaki powstał na
ziemiach naszych — to marianie.
Założył ich sługa Boży Stanisław
Papczyński (+ 1701) pod wezwaniem
Kleryków Regularnych Niepokalanego
Poczęcia Najświętszej Panny Maryi.
Celem zakonu było: szerzyć cześć
Niepokalanej, pomoc klerowi
diecezjalnemu w pracy nad ludem i
modlitwa za zmarłych, zwłaszcza
poległych żołnierzy. Pierwotnie
marianie nosili nawet habit biały
dla podkreślenia przynależności
swojej do Niepokalanej.
W roku 1854
służebnice Boże: Józefa Karska i
Maria Darowska założyły zgromadzenie
Sióstr Niepokalanego Poczęcia
(Niepokalanki) dla wychowania
panienek polskich. Kilka lat
wcześniej (1850) sługa Boży Edmund
Stanisław Wojciech Bojanowski
założył Zgromadzenie Sióstr
Służebniczek Niepokalanego Poczęcia
Najśw. Maryi Panny, które dzisiaj
jest najliczniejsze ze wszystkich
zgromadzeń polskich. W roku 1855
sługa Boża Zofia Truszkowska i
Klotylda Ciechanowska przyjęły habit
z rąk sługi Bożego o. Honorata,
kapucyna (w świecie Florentyna
Wacława Kożmińskiego) i przed
obrazem Matki Bożej Częstochowskiej
złożyły akt ofiarowania się w Jej
służbę. Tak powstało zgromadzenie
Sióstr Trzeciego Zakonu Sw. Feliksa
z Kantalicjo, popularnie znane
dobrze pod nazwą felicjanek. Zwano
je także Córkami Matki Bożej
Bolesnej dla szczególnego
nabożeństwa do tej tajemnicy. W roku
1874 tenże o. Honorat zakłada
Zgromadzenie Posłanniczek Królowej
Serca Jezusowego; w roku 1878
Zgromadzenie Sióstr Służek Najśw.
Maryi Panny Niepokalanej; w roku
1880 Zgromadzenie męskie Braci Sług
Maryi Niepokalanej; w roku 1884
zakłada Zgromadzenie Córek
Najczystszego Serca Maryi; w roku
1988 Zgromadzenie Małych Sióstr
Niepokalanego Serca Maryi; w roku
1891 Zgromadzenie Córek Maryi
Niepokalanej; w tymże roku 1891
Córki Najśw. Panny od Siedmiu
Boleści (serafitki); w roku 1893
Zgromadzenie Braci synów Matki
Bolesnej; a w roku 1895 Zgromadzenie
Sióstr Służebnic Matki Dobrego
Pasterza. W roku 1856 sługa Boży
Zygmunt Szczęsny Feliński, od roku
1862 arcybiskup metropolita
Warszawski, założył w Petersburgu
Zgromadzenie Sióstr Rodziny Maryi.
Nadto w Polsce obecnie (1977)
pracują następujące zakony pod
wezwaniem Matki Bożej: Misjonarze
Oblaci Najświętszej Maryi
Niepokalanej, Księża Saletyni,
Ojcowie Najświętszych Serc, Bracia
Sługi Najśw. Maryi Panny, Siostry de
Notre Damę, Siostry Loretanki,
Siostry Prezentki, Siostry Wizytki,
Córki Maryi Wspomożenia Wiernych
(salezjanki). Siostry Maryi
Apostolatu Katolickiego, Siostry
Franciszkanki Matki Bożej
Nieustającej Pomocy, Siostry Matki
Bożej Miłosierdzia i Siostry NMP
Niepokalanej z Wrocławia.
A oto kilka
bractw maryjnych w Polsce według
czasu ich założenia: Bractwo
Literackie N. M Panny (w. XV), M.B.
Bolesnej (XVI), M. B.
Różańcowej-(XVI), M. B. Szkaplerznej
(XVII), M. B. Wniebowziętej (XVII),
M. B. Częstochowskiej (XVII),
Imienia Maryi (XVII), Opieki Maryi
(XVII), 7 Boleści Maryi (XVII), M.
B. Pocieszenia (XVII), Sodalicja
Mariańska (XVII), Niepokalanego
Poczęcia (XVIII), Zwiastowania
(XIX), Serca Maryi (XIX), M. B.
Nieustającej Pomocy (XIX), Królowej
Polski (XIX), Dzieci Maryi (XIX) i
bractwo Trzeźwości pod opieką N. M.
Panny (XIX).
Sanktuaria
maryjne w Polsce
Jest ich kilkaset
— a więc tak wiele, że można by nimi
obdzielić kilka krajów. Pod tym
względem jesteśmy w czołówce wśród
narodów chrześcijańskich. Wśród tych
ponad 100 zostało na naszych
ziemiach uroczyście koronowanych. W
ostatnich 30 latach dokonano ponad
60 koronacji i rekoronacji (z tego
sam ks. prymas kardynał Stefan
Wyszyński — 51). To świadczy, że
kult maryjny w naszym kraju stale
wzrasta.
Matka Boża w
literaturze polskiej
Profesor
Bruchnalski wszystkich utworów,
napisanych w Polsce wydanych drukiem
ku czci Matki Bożej, naliczył do
roku 1902 aż 3546 pozycji, nie
włączając w to artykułów, jakie się
w różnych czasopismach pokazały. A
więc jest to liczba tak wielka, że
mogłaby stanowić całą literaturę
niejednego małego narodu. A przecież
nowych pozycji doszło do naszych
czasów bardzo wiele. Bolesław Żynda
w iście benedyktyńskiej swojej pracy
zebrał wykazy ponad 30 tysięcy
pozycji o Najśw. Maryi Pannie, które
ukazały się w druku czy też w
ikonografii polskiej od r.
1900-1976. Jest to również znamienny
wskaźnik żywego zainteresowania się
osobą Maryi w Polsce i Jej kultu.
Odnośnie literatury maryjnej wyszły
w ostatnich latach antologie. Utwory
te pokazywały się w początkach w
języku łacińskim, potem od wieku XVI
przeważnie w języku polskim. Jako
pierwszy utwór w języku polskim
podaje się hymn „Bogurodzica —
Dziewica”, napisany według większej
części krytyków w wieku XIII, a
według niektórych wywodzący się
nawet z czasów św. Wojciecha. Od
wieku XIV pojawiają się pierwsze
utwory maryjne w języku polskim w
postaci pieśni, pisanych przez
anonimowych autorów. Do na j
pierwszych poetów, którzy zostawili
wiersze ku czci Matki Bożej w wieku
XVI zalicza się: bł. Władysława z
Gielniowa (+ 1505), Mikołaja
Husarskiego, Klemensa Janickiego i
Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. Od
wieku XVII po nasze czasy będzie ich
tak wielu, że nie będzie niemal
poety, który by Matce Bożej nie
poświęcił chociaż wspomnienia.
Antologia literacka wynosi kilkaset
utworów. Gdy chodzi o najdawniejszą
prozę, to najpierwsze ślady kultu
Maryi spotykamy już w wieku X i XI w
łacińskich żywotach: św. Wojciecha,
św. Brunona i św. Pięciu Braci. Z
początku wieku XII pochodzi „Modlitewnik
Gertrudy”. Gertruda, córka księcia
polskiego Mieszka II i Rychezy,
otrzymała w prezencie „Psałterz
łaciński” z wieku X. Na jego
marginesach i wolnych kartkach
wpisała w języku łacińskim
kilkadziesiąt własnych modlitw.
Wśród nich są przepiękne modlitwy do
Matki Bożej. Ich przekład ukazał się
w języku polskim po raz pierwszy
dopiero w roku 1955 w Rzymie. Jego
wydawcą i tłumaczem jest Walerian
Meysztowicz. Od wieku XIII ukazują
się: Mowy i kazania Marcina Polaka
(+ 1279), Peregryna z Opola (+
1322), Kazania Świętokrzyskie (XII,
XIV), Kazania Gnieźnieńskie (w.
XIV), Kazania Mateusza z Krakowa (f
1410), Jana Sczekny (+ l414),
Mikołaja Pszczółki z Błonia (+
1438), czy Jana Peterka z Szamotuł
(+ 1519), który pisał kazania o
Matce Bożej w języku polskim. Paweł
z Pyczkowicz, kolega św. Jana
Kantego (w. XV), zostawił pierwszy
naukowy traktat mariologiczny.
Rozprawy teologiczne o Najśw. Maryi
Pannie pisali także: Stanisław Bieda
z Łowicza (+ 1538), Stanisław
Sokołowski (+ 1588) i Abraham
Bzowski (+ 1637). Autorem „summy
mariologicznej” jest o. Justyn
Zapartowicz z Miechowa, dominikanin
(+ 1649) w dziele o litaniach
loretańskich.
Matka Boska w
muzyce polskiej
Od wieku XIV
pojawiają się w muzyce polskiej
tłumaczenia sekwencji, hymnów i
innych utworów gregoriańskich,
liturgicznych. Powstają także
wówczas pierwsze pieśni w języku
polskim. Od wieku XV pojawia się w
Polsce muzyka wielogłosowa (polifonia).
Od tego też wieku znamy kompozytorów,
którzy pisali utwory ku czci Matki
Bożej. Był nim Mikołaj z Radomia.
Zostawił on wśród 9 kompozycji
liturgicznych również utwór „Magnificat”
(ok. roku 1422). Sebastian z
Felsztyna (w. XVI) zostawił wśród
swoich utworów dwa ku czci Matki
Bożej. W tymże wieku pisali utwory
muzyczne o Matce Bożej: Mikołaj z
Krakowa, Jan z Lublina, Jerzy Jan
Liban z Legnicy, Wacław z Szamotuł,
Cyprian Bazylik z Sieradza, Mikołaj
Gomółka i Marcin Leopolita. Pomijamy
późniejszych, gdyż jest ich zbyt
wielka liczba.
Wśród arcydzieł wymienia się:
Stanisława Moniuszki (+ 1872): „Cztery
litanie ostrobramskie” oraz utwór
„Madonna”, a przede wszystkim Karola
Szymanowskiego (+ 1937): „Stabat
Mater” (1926) i „Litania do Maryi
Panny”.
Matka Boża w
polskim malarstwie i rzeźbie
Najdawniejsze
wizerunki Matki Bożej spotykamy od
wieku XI (Ewangeliarz Emmeriański,
Ewangeliarz Pułtuski i
Sakramentarium Tynieckie; figury i
płaskorzeźby w kościołach romańskich.
Wiek XIV, XV i XVI zostawił nam
szereg kościelnych obrazów i
poliptyków, jak np. Poliptyk
Grudziądzki z roku ok. 1390.
Polip-tyk Toruński z roku ok. 1390,
Tryptyk Krakowski (pocz. w. XV),
Epitafium Wierzbięty z Branie (ok.
1425), Epitafium Jana z Ujazdu
(1450), obraz Zwiastowania i Pokłon
Trzech Króli z Ptaszkowa (1450),
Pięta z roku ok. 1430 (Warszawa —
Muzeum Narodowe) itd. Z tego wieku
zachowało się po nasze czasy około
pięćdziesięciu obrazów po kościołach,
głównie jako ozdoby ołtarzy. Wiele z
nich przedstawia wartość artystyczną
wysokiej klasy.
Znacznie więcej z
tego wieku zachowało się rzeźb.
Największym i szczytowym arcydziełem
jest ołtarz Wita Stwosza z lat
1477-1489, wykonany dla głównego
ołtarza kościoła Mariackiego w
Krakowie pt. Zaśnięcie Matki Bożej.
Jest to arcydzieło na miarę światową,
należące do unikalnych. Z dzieł
malarskich późniejszych wypada
wymienić: „Legendę o Matce Boskiej”
Piotra Stachiewicza (+ 1938),
zawierającą kilkanaście obrazów,
oraz arcydzieło Jana Matejki (+
1893) „Śluby Jana Kazimierza”
(1889).
Śluby narodu
Pierwszy złożył
je król polski, Jan Kazimierz l
kwietnia 1656 roku w katedrze
lwowskiej przed cudownym obrazem M.
Bożej Łaskawej. Szwedzi po
bohaterskiej obronie Częstochowy
zostali wyparci z południowych
części kraju. Jednak północ była
jeszcze w ręku wroga. Król nie
chciał czekać z wypełnieniem
obietnicy, że gdy jeszcze do kraju
szczęśliwie powróci. Matkę Bożą
ogłosi Królową Polski, weźmie w
opiekę lud i będzie się starał ulżyć
jego doli. Dlatego ślubowania złożył
we Lwowie.
Przepięknie tę
scenę przedstawił Henryk Sienkiewicz
na kartach „Potopu” (powieść):
„Dzień był
mroźny, jasny, drobniuchne źdźbła
śniegu latały po powietrzu,
błyszcząc na kształt iskier.
Piechota łanowa lwowska i powiatu
żydaczowskiego w półszubkach
błękitnych, bramowanych złotem, i
pół regimentu węgierskiego wyciągały
się w długi szereg przed katedrą,
trzymając muszkiety przy nogach...
Pomiędzy tymi dwoma szpalerami
płynął jak rzeka do kościoła tłum
różnobarwny. Więc naprzód szlachta i
rycerstwo, a za nią senat miejski z
łańcuchami pozłocistymi na szyjach i
ze świecami w ręku, a prowadził go
burmistrz, słynny na całe
województwo medyk, przybrany w
czarną togę aksamitną i biret. Za
senatem szli kupcy... cechy z
chorągwiami... i tłum pospolity...
Na koniec zaczęły zajeżdżać karety,
lecz omijały główne drzwi, albowiem
król, biskupi i dygnitarze kościelni
mieli osobne wejście... Co chwilę
wojsko prezentowało broń... Zajechał
król z nuncjuszem Widonem, potem
arcybiskup gnieźnieński z księciem
Czartoryskim, potem ksiądz biskup
krakowski, ksiądz arcybiskup
lwowski, kanclerz wielki koronny,
wielu wojewodów i kasztelanów...
Ze Mszą wyszedł
nuncjusz apostolski Widon, przybrany
na purpurze w ornat biały, naszywany
perłami i złotem. Dla króla
urządzono klęcznik między wielkim
ołtarzem a stallami, przed
klęcznikiem leżał rozpostarty dywan
turecki. Kanonickie krzesła zajęli
biskupi i świeccy senatorowie.
Różnobarwne światła wschodzące przez
okna w połączeniu z blaskiem świec,
od których ołtarz gorzeć się zdawał,
padały na twarze senatorskie, ukryte
w cieniu kanonickich krzeseł, na
białe brody, na wspaniałe postawy,
na złote łańcuchy, aksamity, fiolety
- rzekłbyś senat rzymski - taki w
tych starcach majestat i powaga...
Majestat króla
Jana Kazimierza padł wedle zwyczaju
krzyżem i korzył się przed
majestatem Bożym. Wreszcie wydobył
ksiądz nuncjusz z cyborium kielich i
zbliżył się z nim do klęcznika.
Wówczas król podniósł się z
jaśniejszą twarzą, rozległ się głos
nuncjusza: Ecce Agnus Dei... i król
przyjął komunię. Przez jakiś czas
klęczał schylony; na koniec podniósł
się, oczy zwrócił ku niebu i
wyciągnął obie ręce. Uciszyło się
nagle w kościele, tak że oddechów
ludzkich nie było słychać. Wszyscy
odgadli, że chwila nadeszła i że
król jakiś ślub czynił. Wszyscy
słuchali w skupieniu ducha, a on
stał ciągle z wyciągniętymi rękoma,
wreszcie głosem wzruszonym, ale jak
dzwon donośnym, tak zaczął mówić: —
«Wielka człowieczeństwa boskiego
Matko i Panno! Ja, Jan Kazimierz,
Twego Syna, Króla królów i Pana
mojego, i Twoim zmiłowaniem król, do
Twych najświętszych stóp
przychodząc, tę oto konfederację
czynię; Ciebie za patronkę moją i
państwa mego Królową dzisiaj
obieram. Mnie, Królestwo moje
Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie,
Ruskie, Pruskie, Mazowieckie,
Żmudzkie, Inflandzkie i
Czernichowskie, wojsko obojga
narodów i pospólstwo wszystkie,
Twojej osobliwej opiece i obronie
polecam. Twojej pomocy i
miłosierdzia w teraźniejszym
utrapieniu królestwa mego przeciw
nieprzyjaciołom pokornie żebrzę...
».
Tu król padł na
kolana i milczał chwilę, w kościele
cisza ciągle trwała śmiertelna, więc
wstawszy dalej mówił: - A że
wielkimi dobrodziejstwy Twymi
zniewolony, przymuszony jestem z
narodem polskim do nowego i gorącego
służenia Tobie, moim, ministrów,
senatorów, szlachty i pospólstwa
imieniem. Synowi Twemu, Jezusowi
Chrystusowi, Zbawicielowi naszemu,
cześć i chwałę przez wszystkie
krainy królestwa polskiego
rozszerzać, czynić wolą, że gdy za
zmiłowaniem syna Twojego otrzymam
Wiktorię nad Szwedami, będę się
starał aby rocznica w państwie mym
odprawiała się solennie do
skończenia świata, rozpamiętywaniem
łaski Boskiej i Twojej, Panno
Przeczysta!
Tu znów przerwał
i klęknął. W kościele uczynił się
szmer, lecz głos królewski wnet go
uciszył i choć drżał teraz skruchą,
wzruszeniem, tak dalej mówił jeszcze
donośniej:
- A że z wielkim
żalem serca mego wyznaję, dla
jęczenia w opresji ubogiego
pospólstwa oraczów, przez
żołnierstwo uciemiężonego od Boga
mego sprawiedliwą karę przez siedem
lat w królestwie moim różnymi
plagami trapiącą nad wszystkich
ponoszę, obowiązuję się, iż po
uczynionym pokoju starać się będę ze
stanami Rzeczypospolitej usilnie,
ażeby odtąd utrapione pospólstwo
wolne było od wszelkiego
okrucieństwa, w czym. Matko
miłosierdzia i Pani moja, jakoś mnie
natchnęła do czynienia tego votum,
abyś łaską miłosierdzia u Syna Twego
uprosiła mi pomoc do wypełnienia
tego, co obiecuję.
Słuchało tych
słów królewskich duchowieństwo,
senatorowie, szlachta, gmin. Wielki
płacz rozległ się w kościele, który
naprzód w chłopskich piersiach się
zerwał i z onych wybuchnął, a potem
stał się powszechny. Wszyscy
wyciągnęli ręce ku niebu, rozpłakane
głowy powtarzały: «Amen»! amen!
amen!» na świadectwo, że swoje
uczucia i swoje vota ze ślubem
królewskim łączą. Uniesienie
ogarnęło serca i zbratały się w tej
chwili w miłości dla
Rzeczypospolitej i jej Patronki...”
W tej
uroczystości, kiedy odmawiano
Litanię Loretańską, nuncjusz
papieski dodał wezwanie:
Królowo
Polski, módl się za nami.
A jednak tak
solennie danych przyrzeczeń nie
dotrzymano. Dopiero Sejm Czteroletni
w „Konstytucji 3 Maja” (3 V 1791)
zobowiązał się ponownie wziąć stan
chłopski pod szczególną opiekę. Było
już jednak za późno. Wypadki
polityczne pchnęły Polskę w
długoletnią niewolę.
Odnowienie
ślubowań jasnogórskich
Przygotowaniem do
nich bliższym było wystaranie się
Episkopatu Polski u Stolicy
Apostolskiej o ustanowienie
dorocznego święta Matki Boskiej
Królowej Polski. Zezwolił na nie
papież Benedykt XV w 1920 roku.
Obecnie święto jest podniesione do
rangi uroczystości. Wybrano jednak
na jej obchód, nie datę l kwietnia,
ale 3 maja, nawiązując w ten sposób
do wielkich reform, uchwalonych w
„Konstytucji 3 Maja’. Okazja tym
stosowniejsza, że naród polski
obchodził ten dzień jako narodowe
święto.
Przygotowaniem
były również masowe pielgrzymki na
Jasną Górę Akcji Katolickiej i
poszczególnych stanów, jakie miały
miejsce po odzyskaniu wolności. Do
najwięcej imponujących należała
pielgrzymka młodzieży akademickiej
dnia 24 maja 1936 roku. Przed tłumem
ponad stotysięcznej rzeszy
pielgrzymów defilowała masa 20
tysięcy młodzieży akademickiej z
całego kraju, niosąc na swoich
ramionach symbole swojej pracy i
rejonów. A oto fragment ślubowań
tejże młodzieży na wałach
jasnogórskich:
„Wielka
Boga-Człowieka Matko, Najświętsza
Dziewico! My, młodzież akademicka, z
całej Polski zebrana, prawowierni
spadkobiercy odwiecznej praojców
pobożności, upadając do stóp Twoich
Przenajświętszych, Ciebie, Matkę
Bożą i Królową Korony Polskiej,
obieramy na wieczne czasy za Matkę i
Patronkę młodzieży akademickiej, i
oddajemy pod Twoją przemożną opiekę
wszystkie wyższe uczelnie i całą
Polskę. Wsłuchani bowiem w mocarne
głosy wielkiej przeszłości naszej,
wpatrzeni w świetlane obrazy chwały
narodowej, wierzymy mocno, że
Ojczyzna miła wtedy tylko potężną i
szczęśliwą będzie, gdy przy Tobie i
Synu Twoim jako córka najlepsza
wytrwa na wieki. Przyrzekamy przeto
i ślubujemy, że wiary naszej bronić
i według niej rządzić się będziemy w
życiu naszym osobistym, rodzinnym,
społecznym, narodowym, państwowym.
Przyrzekamy i ślubujemy, że z wielką
usilnością szerzyć będziemy cześć i
nabożeństwo dla Ciebie; że każdego
roku w uroczystej pielgrzymce
przychodzić będziemy na Jasną Górę
jako wybrani Synowie Twoi do stóp
Matki naszej umiłowanej. Tak nam
dopomóż Bóg i Ty Bogarodzico
Dziewico, Bogiem sławiona, Maryjo!
Maryjo, Patronko młodzieży
akademickiej, módl się za nami".
31 października
1943 roku papież papież Pius XII
dokonał poświęcenia całej rodziny
ludzkiej Niepokalanemu Sercu Maryi.
Zachęcił równocześnie wielki papież,
aby tegoż aktu oddania się dopełniły
wszystkie chrześcijańskie narody.
Episkopat Polski uchwalił, że dnia 7
lipca 1946 roku aktu poświęcenia
dokonają wszystkie katolickie
rodziny polskie; dnia 15 sierpnia —
wszystkie diecezje, a dnia 8
września tegoż roku cały naród
polski. Na Jasnej Górze zebrało się
ok. miliona pątników z całej Polski.
W imieniu całego narodu i Episkopatu
Polski akt ślubowań odczytał
uroczyście kardynał August Hlond
(salezjanin).
26 sierpnia 1956
roku Episkopat Polski dokonał aktu
odnowienia ślubów jasnogórskich,
które przed trzystu laty złożył król
Jan Kazimierz. Prymas Polski był
wtedy w więzieniu. Symbolizował go
pusty tron i wiązanka
biało-czerwonych kwiatów. Po sumie
pontyfikalnej odczytano przez
prymasa ułożony akt odnowienia
ślubów narodu. W odróżnieniu od
ślubowań międzywojennych akt
ślubowania dotykał bolączek narodu,
które uznał za szczególnie
niebezpieczne dla jego
chrześcijańskiego życia. Ślubowania
te zawierały równocześnie
przyrzeczenie bezwzględnej walki z
nimi. Streszczały się one w haśle
końcowym: „Stać na straży budzącego
się życia! Stać na straży
nierozerwalności małżeństwa i bronić
godności kobiety! Walczyć z
rozwiązłością i pijaństwem!". Tak
więc śluby jasnogórskie z roku 1956
miały charakter programu, stały się
dla katolickiego narodu zadaniem.
Równocześnie Episkopat Polski wobec
ponad milionowej rzeszy pielgrzymów
ogłosił rozpoczęcie Wielkiej Nowenny
do obchodów Millenium, czyli
Tysiąclecia Chrztu Polski
(966-1966). Wytyczono program
specjalnych nabożeństw i kazań
okolicznościowych oraz wskazań
konkretnych dla wypełnienia ślubów
jasnogórskich. Ogłoszono również, że
obraz Matki Boskiej Częstochowskiej
(kopia), pobłogosławiony przez Ojca
świętego, będzie odbywał pochód,
nawiedzenie (peregrynację) całego
kraju we wszystkich diecezjach i
parafiach Polski. Jako naczelne
hasło świętych lat przygotowania.
Episkopat rzucił: „Ślubujemy
dochować wierności Bogu, Krzyżowi,
Ewangelii, Kościołowi świętemu,
Pasterzom i Ojczyźnie naszej".
5 maja 1957 roku
aktu ślubowania dokonały wszystkie
parafie. Równocześnie rozpoczęła się
w Polsce zapowiedziana peregrynacja.
Finałem Wielkiej
Nowenny było oddanie się w święte
niewolnictwo: całego narodu
polskiego, diecezji, parafii, rodzin
i każdego z osobna (1965), tak aby
Maryja mogła rozporządzać swoimi
czcicielami dowolnie ku ich
większemu uświęceniu, dla chwały
Bożej i dla królestwa Chrystusowego
na ziemi.
3 maja 1966 roku
prymas polski, kardynał Stefan
Wyszyński, w obecności Episkopatu
Polski i tysięcznych rzesz oddał w
macierzyńską niewolę Maryi, za
wolność Kościoła, rozpoczynające się
nowe tysiąclecie Polski.
Na zakończenie
roku jubileuszowego 1975 kardynał
Prymas Polski, Stefan Wyszyński, w
imieniu Episkopatu Polski wręczył
papieżowi. Pawłowi VI, list-petycję,
aby na zakończenie tegoż roku
świętego Ojciec święty raz jeszcze w
sposób uroczysty poświęcił Matce
Bożej cały rodzaj ludzki.
Na rozpoczęcie
nowego tysiąclecia chrześcijańskiej
Polski Episkopat Polski rzucił hasło:
„Pomocników Maryi” dla podkreślenia,
że sługa Maryi i Jej czciciel nie
chce być w Jej ręku li tylko ślepym
narzędziem, ale apostołem, czującym
współodpowiedzialność za losy
królestwa Bożego na ziemi oraz za
zbawienie dusz nieśmiertelnych, tak
drogim okupem piekłu wydartych.
TEKST AKTU
ŚLUBOWANIA KRÓLA JANA KAZIMIERZA
Podaliśmy tekst
ślubowań króla Jana Kazimierza w
opisie naszego nieśmiertelnego
powieściopisarza Henryka
Sienkiewicza. A oto tekst
autentyczny, w przekładzie polskim,
wyjęty z dzieła o. Augustyna
Kordeckiego „Nowa Gigantomachia”:
„Wielka
Boga-Człowieka Matko, Dziewico
Najświętsza! Ja, Jan Kazimierz, za
łaską Syna Twojego, Króla królów a
Pana mojego, i Twoim zmiłowaniem
król, do Przenajświętszych stóp
Twych upadłszy. Ciebie dziś za
Patronkę moją i za Królową państw
moich obieram. Tak samo siebie, jak
i moje Królestwo Polskie, Księstwo
Litewskie, Ruskie, Pruskie,
Mazowieckie, Żmudzkie, Inflandzkie,
Smoleńskie, Czernichowskie, oraz
wojska obu narodów i wszystkie moje
ludy Twojej osobliwej opiece i
obronie polecam; Twej pomocy i
miłosierdzia w tym klęsk pełnym i
nieszczęsnym Królestwa mego stanie,
przeciw nieprzyjaciołom świętego
Rzymskiego Kościoła pokornie
przyzywam. A ponieważ wielkimi
dobrodziejstwami Twoimi zniewolony
pałam wraz z narodem moim nowym a
żarliwym pragnieniem poświęcenia się
Twej służbie, ślubuję zatem, tak
moim, jak senatorów i ludów moim
imieniem. Tobie i Twojemu Synowi,
Panu naszemu, Jezusowi Chrystusowi,
że po wszystkich krajach Królestwa
mego cześć i nabożeńswo ku Tobie
usilnie rozszerzać będę. Skoro zaś
za potężnym wstawiennictwem Twoim, a
Syna Twego wielkim umiłowaniem, nad
wrogami, a przede wszystkim nad
Szwedem odniosę zwycięstwo, ślubuję,
iż postaram się u Stolicy
Apotolskiej, aby na podziękowanie
Tobie i Twemu Synowi, dzień ten
corocznie, uroczyście i to po
wieczne czasy był obchodzony: oraz
dołożę starania wraz z biskupami
mego Królestwa, aby to, co
przyrzekam, przez ludy moje
wypełnione zostało. Gdy zaś z wielką
żałością serca mego wyznaję, że za
jęki i ucisk ludu wiejskiego spadły
na Królestwo moje z rąk Syna Twojego
różne plagi, zarazy, wojny i inne
nieszczęścia przez to siedmiolecie,
przyrzekam nadto i ślubuję, że po
nastaniu pokoju starać się będę
usilnie, wraz ze wszystkimi stanami,
aby lud Królestwa mego od wszelkich
niesprawiedliwych ciężarów i ucisku
wyzwolony został. Ty zaś, o
najlitościwsza Królowo i Pani, jakoś
mnie raczyła natchnąć myślą mego
ślubu, tak racz mi wyprosić łaskę u
Syna Swego do jego wykonania".
Królowo Korony
Polskiej...
Od niedawna
obchodzimy przywrócone po upadku
komunizmu w Polsce święto 3 maja w
nowej formie, w nowej treści, jako
święto państwowe i dzień wolny od
pracy. Tego dnia oddajemy cześć
Matce Boskiej Królowej Korony
Polskiej oraz przypominamy
uchwalenie Konstytucji 3 maja.
Nastąpiło tu ciekawe połączenie
pierwiastka religijnego i
narodowego.
Kult maryjny na
ziemiach polskich przez wieki
rozwijał się żywiołowo. Szczególnym
miejscem tego kultu stała się Jasna
Góra z cudownym obrazem Czarnej
Madonny. Tu przybywali pielgrzymi
nie tylko z Polski, ale i z krajów
ościennych. Wyrazem wyjątkowej czci,
jaką otaczany był obraz Maryi na
Jasnej Górze, były pielgrzymki
królów. Rozpoczynający panowanie
monarchowie przybywali do
sanktuarium, aby swe rządy
królewskie oddać pod opiekę Maryi,
uznać Jej zwierzchnictwo i przyznać
tytuł Królowej nad królami. Za
przykładem królów wędrowali ku
Jasnej Górze hetmani i rycerstwo, by
oddać się w opiekę Maryi jako
Królowej. Wszystkie stany czciły
Częstochowską Madonnę jako Patronkę
i Królową. Paulin o. Dionizy
Łobżyński już w 1642 roku trafnie
wyraził tę świadomość narodu,
nazywając Maryję Jasnogórską
„Królową Polski, Patronką bitnego
narodu, Patronką naszą, Królową
Jasnogórską, Królową niebieską,
Panią naszą dziedziczną”.
Nadeszły ciężkie
chwile najazdu szwedzkiego. Wojska
Karola Gustawa opanowały kraj, a
król musiał szukać schronienia poza
jego granicami. W chwilach
całkowitego zwątpienia znów z Jasnej
Góry powiało nadzieją. Ta niewielka
twierdza pod wodzą o. Augustyna
Kordeckiego stawiła zbrojny opór
szwedzkiej nawałnicy. Zwycięstwo nad
Szwedami przypisywano wstawiennictwu
Maryi. Bohaterska obrona Jasnej Góry
zachęciła Polaków do walki z
najeźdźcą. Wielu, na wiadomość o
zaatakowaniu świętego miejsca
Polaków - Jasnej Góry, odstępowało
od Szwedów i wracało pod władzę
prawowitego króla Jana Kazimierza.
Król wrócił z wygnania i 1 kwietnia
1656 roku w katedrze lwowskiej
złożył śluby, w których ogłosił
Matkę Bożą Królową Korony Polskiej,
oddając Jej w opiekę terytorium
swego państwa, wojsko i wszystkich
obywateli. Wówczas na życzenie króla
do Litanii Loretańskiej dodano
wezwanie: Królowo Korony Polskiej,
módl się za nami. 8 września 1717
roku cudowny obraz Jasnogórskiej
Madonny został ukoronowany koronami
papieskimi. Była to pierwsza
koronacja wizerunku Matki Boskiej,
która odbyła się poza Rzymem.
Propagowaniem kultu Maryi Królowej
Korony Polskiej zajęło się, założone
w 1730 roku, specjalne Bractwo
Królowej Korony Polskiej. Tytuł
Maryi Królowej Korony Polskiej stał
się powszechny i oficjalnie uznany,
o czym świadczy zapis konstytucji
sejmowej z 1764 roku:
„Rzeczpospolita Polska stwierdza, że
jest do swojej Najświętszej Królowej
Maryi Panny w Obrazie Częstochowskim
cudami słynącym zawsze nabożna i Jej
protekcji w potrzebach doznająca”.
Kult Królowej
Korony Polskiej stał się bardzo
aktualny po rozbiorach Polski.
Polacy zaczęli przypominać sobie
niezrealizowane w pełni śluby Jana
Kazimierza. Powróciła do nich
emigracja polska we Francji, pod
przewodnictwem ks. A. Jełowieckiego,
w 1854 r. oraz środowiska Lwowa i
Krakowa, głównie z inicjatywy
biskupów Józefa Bilczewskiego i
Józefa Pelczara. Kult Królowej
Korony Polskiej odegrał wielką rolę
w pracy nad budzeniem poczucia i
świadomości narodowej. Zaborcy
doceniali znaczenie tego kultu i
rozpoczęli walkę z jego
propagowaniem. Na przykład monarchia
austro-węgierska środkami
administracyjnymi próbowała nie
dopuścić do propagowania tego tytułu
maryjnego na terenie Galicji.
Rozpoczęto od usuwania wezwania „Królowa
Korony Polskiej” z wszelkich
wydawnictw i modlitewników
nadsyłanych do Krakowa i okolicy. W
1792 roku zawiadomiono drukarzy, że
wezwanie „Królowa Korony Polskiej”
należy zastąpić tytułem „Królowa
Galicyjska”. Rosja wydała walkę
obrazkom Matki Boskiej
Częstochowskiej, propagowanym na
terenie Podlasia przez biskupa
Beniamina Szymańskiego. Jednak
najbardziej rygorystyczne przepisy
wprowadziły Prusy. Walczono z
pielgrzymkami do Częstochowy,
usuwano z bibliotek publikacje o
Królowej Korony Polskiej, ścigano
procesami posiadanie i
rozpowszechnianie obrazu
jasnogórskiego. Komisarze obwodowi
wypytywali sołtysów, czy księża
odmawiając Litanię Loretańską
pomijają wezwanie „Królowo Korony
Polskiej, módl się za nami”. Jeszcze
w 1903 roku sąd bytomski nakazał
zniszczenie matryc książek,
zawierających te niebezpieczne dla
państwa pruskiego słowa.
Rozwijający się
kult Królowej Korony Polskiej
przyczynił się do ustanowienia
specjalnego święta maryjnego
związanego z tym tytułem.
Przyczyniło się do tego Bractwo
Najświętszej Maryi Panny Królowej
Korony Polskiej, powstałe we Lwowie
i poświęcające pierwszą niedzielę
maja modlitwom dziękczynnym za
opiekę Maryi nad Polską. Inicjatywę
poparł arcybiskup Józef Bilczewski,
a papież Pius X w 1909 r. ustanowił
święto Królowej Korony Polskiej dla
diecezji lwowskiej i przemyskiej,
polecając obchodzić je w pierwszą
niedzielę maja. W 1914 r. obchody
przeniesiono z pierwszej niedzieli
maja na 2 maja. Starania Episkopatu
po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości skłoniły Świętą
Kongregację Obrzędów w 1924 r. do
przeniesienia tego święta na 3 maja.
W 1925 roku rozciągnięto je na
wszystkie diecezje polskie. W ten
sposób doszło do połączenia
świętowania rocznicy uchwalenia
Konstytucji 3 maja oraz święta
Królowej Korony Polskiej.
Po napaści w 1939
roku Niemiec na Polskę obchodzenie
święta Królowej Korony Polskiej znów
zostało zakazane. Po drugiej wojnie
światowej nowe władze Polski Ludowej
nie uznawały święta 3 maja.
Obchodzono je tylko w liturgii
kościelnej. Było to dalej święto
tylko kościelne. Dopiero upadek
komunizmu w naszej ojczyźnie
umożliwił przywrócenie mu rangi
święta państwowego.
4
maj - Uparty jak chrześcijanin - św.
Florian
Dla Chrystusa
warto poświęcić wszystko, nawet
życie...
Starożytny legionista w lśniącej
zbroi z niewielkim wiaderkiem w
dłoni, gaszący wielki pożar – któż
dziś nie zna popularnych wizerunków
św. Floriana, patrona przede
wszystkim strażaków i hutników.
Niewiele wiadomo
o życiu św. Floriana. A i to, co
wiadomo, może być tylko legendą,
ponieważ pierwsze spisane wzmianki o
nim pochodzą z VIII wieku. Według
tych podań, św. Florian żył na
przełomie III i IV wieku w rzymskiej
prowincji o nazwie Noricum. Podobno
urodził się w miejscowości Cettia.
Dziś nazywa się ona Zeiselmauer i
leży na terenie Austrii. Panował
wówczas cesarz Dioklecjan, który
zasłynął jako okrutny prześladowca
chrześcijan.
Florian
prawdopodobnie był żołnierzem,
dowódcą oddziału. Był też
chrześcijaninem. Kiedy dowiedział
się, że cesarski namiestnik
prowincji Akwilinius w Lauriacum
uwięził 40 chrześcijan, przybył do
więźniów, by im jakoś pomóc.
Niektórzy hagiografowie twierdzą, że
chciał potajemnie uwolnić, ale sam
został schwytany i znalazł się w
niebezpieczeństwie.
Namiestnik
przekonywał Floriana, by wyparł się
swojej wiary i złożył ofiarę
pogańskim bogom. Bezskutecznie, bo
Florian był przekonany, że dla
Chrystusa warto poświęcić wszystko,
nawet życie. Wtedy kazał ubiczować
upartego żołnierza, a następnie
poszarpać jego ciało żelaznymi
kolcami. Jeszcze żył, gdy do szyi
przywiązano mu kamień i z mostu
zrzucono do rzeki Anizy. Według
tradycji stało się to 4 maja 304
roku. Legenda głosi, że młody
żołnierz, który strącił Floriana do
wody, nagle stracił wzrok.
W nocy niewiasta
o imieniu Waleria miała widzenie. We
śnie miał się jej ukazać sam Florian
i wskazać miejsce, w którym
znajdowało się jego ciało. Rankiem
Waleria zaprzęgła do wozu woły i
pojechała nad rzekę szukać zwłok
męczennika. Osłaniał je orzeł
skrzydłami rozpiętymi w kształcie
krzyża. Kobieta wyłowiła ciało
Floriana z wody i potajemnie
pochowała na wskazanym przez niego
miejscu. Nie udało się utrzymać zbyt
długo tajemnicy. Wkrótce w miejscu
pochówku Floriana zaczęły dziać się
cuda, powstała miejscowość o nazwie
St. Florian, a kiedy prześladowanie
chrześcijan ustało, wybudowano
kościół i klasztor pw. św. Floriana.
Jak św. Florian
został patronem strażaków? Ma to
związek z relikwiami Świętego,
przywiezionymi w XII w. do Polski.
Kiedy w XVI w. na krakowskim
Kleparzu wybuchł pożar, widziano św.
Floriana gaszącego ogień zagrażający
kościołowi pod jego wezwaniem,
wybudowanemu wkrótce po sprowadzeniu
jego relikwii. Wtedy zaczęto czcić
go jako patrona chroniącego od
pożaru, a strażacy wybrali go na
swego orędownika. Z czasem św.
Floriana za patrona zaczęli uważać
także przedstawiciele innych
zawodów, którzy w swojej pracy
ocierają się o ogień, a więc
hutnicy, metalowcy i kominiarze.
5
maj - Przewodnik na drogach życia
duchowego - św. Stanisław
Kazimierczyk
Stanisław Sołtys
urodził się 27 września 1433 roku w
Kazimierzu. Wówczas osobnym mieście,
dziś zaś dzielnicy Krakowa - stąd
też przydomek brzmiący Kazimierczyk.
Jego rodziców zaliczyć można do
stanu mieszczańskiego. Ojciec Maciej
był tkaczem, który sprawował także
urzędy sędziego i rajcy.
Pierwsze nauki
było dane późniejszemu
błogosławionemu pobierać w szkole
parafialnej przy kościele Bożego
Ciała. Po ukończeniu studiów na
Akademii Krakowskiej - zakończonych
doktoratem z teologii - wstąpił w
1456 roku do zgromadzenia Kanoników
Regularnych Laterańskich. Miało ono
zostać założone na specjalną prośbę
królowej Jadwigi.
Stanisław został
kapłanem około roku 1463. Wśród jego
obowiązków wymienić można takie,
które wiążą się ze sprawowaniem
funkcji kaznodziei, spowiednika,
lektora, czy też magistra
nowicjuszów. Szczególną troską
otaczał jednak przede wszystkim
chorych i ubogich mieszkańców
XV-wiecznego Krakowa. Każdego
tygodnia pielgrzymował także na grób
swego patrona, świętego Stanisława.
Na głoszone przez
niego homilie ściągać miały tłumy
wiernych – wśród nich najznamienitsi
dostojnicy ówczesnej stolicy Polski.
„Błyszczał wieloma cnotami” –
napisał o nim jeden z hagiografów.
Podczas kazań „mową swoją łagodną i
słodkim językiem bojaźń Bożą wmawiał
z wielkim pożytkiem”, choć też w
czasie swych wystąpień publicznych
nie zawsze „był pochlebny, ale
śmiele w pospolitości grzechy
ludzkie ganił”.
Zmarł 3 maja 1489
roku. Pochowano go w kościele Bożego
Ciała, który wkrótce potem stał się
ośrodkiem kultu. Warto zaznaczyć, że
już od XVII określano Stanisława
Kazimerczyka, jako błogosławionego.
W latach ’70 XX wieku kardynał Karol
Wojtyła powołał Komisję Historyczną,
która zebrać miała dokumenty
świadczące o świętości Kazimierczyka.
Ostatecznie jego
kult został zaaprobowany w Rzymie 18
kwietnia 1993 roku przez papieża
Jana Pawła II, który stwierdził, iż
błogosławiony Stanisław Kazimierczyk
„dla wielu był przewodnikiem na
drogach życia duchowego”.
„Nietrudno
zauważyć, że XV-wieczny Kraków to
miasto ludzi wielkich umysłem i
duchem” – pisał tuż po beatyfikacji
Kazimierczyka ksiądz Kazimierz Sowa
na łamach „Gościa Niedzielnego”, w
artykule zatytułowanym „Apostoł
Krakowa”. Gdybyśmy spojrzeli na
znajdujący się w krakowskiej
świątyni Bożego Ciała obraz, którego
autorem jest Łukasz Porębski,
uzyskalibyśmy potwierdzenie słów
księdza Sowy.
To pochodzące z
1628 roku malowidło nosi tytuł "Felix
saeculum Cracoviae" - co tłumaczy
się jako „szczęśliwy wiek Krakowa”.
Przedstawia ono błogosławionego
Stanisława Kazimierczyka w otoczeniu
świętego Jana Kantego,
błogosławionego Szymona z Lipnicy,
błogosławionego Świętosława
Milczącego oraz sługi bożego Michała
Giedroycia. W rzeczywistości wszyscy
ci wybitni duchowni serdecznie się
przyjaźnili, nie przypadkowo więc
Porębski wspólnie ukazał ich na
obrazie swego pędzla.
19 grudnia 2009
roku Benedykt XVI podpisał dekret o
cudzie za wstawiennictwem Stanisława
Kazimierczyka. Kanonizacja odbyła
się w Watykanie 17 października 2010
roku.
6
maj .
Porwanie św. Filipa
Apostoł się
wygłupił, wyskoczył jak… Filip z
konopi. Czytając o nim, słyszę
wyraźnie: Marcinie, tak długo jestem
z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś?
Boli.
Kłopotliwa sytuacja. Zewsząd
napierają tłumy, głośno domagając
się czegoś do jedzenia. Żartowanie z
takimi ludźmi grozi śmiercią lub
trwałym kalectwem. Jezus widząc, co
się święci, pyta Filipa: „Skąd
kupimy chleba, by się posilili?” –
Za dwieście denarów nie wystarczy
chleba, by każdy z nich mógł choć
trochę otrzymać – racjonalnie wypala
apostoł. Chwilę później biegnie
zdumiony ku głodnemu tłumowi z
kawałkiem chleba i rybki. Czy czuje
się upokorzony? Mógł się domyśleć,
że Jezus chciał sprawdzić jakość
jego zawierzenia. W Biblii czytamy
przecież: „A mówił to wystawiając go
na próbę. Wiedział bowiem, co miał
czynić”. Apostoł się wygłupił,
wyskoczył jak… Filip z konopi.
Okazał się niedowiarkiem. Innym
razem z błyskiem w oku zawołał:
„Panie, pokaż nam Ojca, a to nam
wystarczy”. I znów usłyszał słowa,
które podziałały na niego jak kubeł
zimnej wody. – Filipie, tak długo
jestem z wami, a jeszcze Mnie nie
poznałeś? – Zakłuło go serce.
Jeszcze Go nie rozpoznał?
W Ewangeliach
porusza mnie droga do wiary.
Przechodzą ją wszyscy apostołowie.
Piotr, widząc po raz pierwszy Jezusa
krzyczy: „Odejdź!”, upomina Go na
boku i słyszy: „Zejdź mi z oczu
szatanie”; tonie na środku jeziora;
smacznie śpi na górze Tabor i w
Ogrójcu, oburza się: „Nie będziesz
mi nóg umywał!”, trzykrotnie zapiera
się Mistrza. Zostaje Skałą. Podobną
drogę przebył Filip. Szedł nią tak
długo, aż rozpoznał logikę Pana
Boga. Słysząc absurdalne zdanie: Idź
na drogę, która prowadzi z
Jerozolimy do Gazy: jest ona pusta –
wstał i poszedł. Nie zadawał
zbędnych pytań.
Skoro kilka
chlebów wystarczyło, by nakarmić
zgłodniały tłum, może coś wydarzy
się i na pustej drodze? Spotkał na
niej etiopskiego dworzanina.
Ochrzcił go, a gdy wychodzili z
wody: „Duch Pański porwał Filipa i
dworzanin już nigdy go nie widział”.
Genialne zdanie! Filip zostaje
porwany. Przypomina to inną biblijną
opowieść. Gdy Daniel znalazł się w
jaskini pełnej lwów, nieznany bliżej
prorok Habakuk przygotował sobie
właśnie polewkę i rozdrabiał w
naczyniu chleb. „Nagle anioł ujął go
za wierzch głowy i niosąc za włosy,
przeniósł go do Babilonu na skraj
jamy z prędkością wiatru”. Prorok
nakarmił swą zupą Daniela.
Spotkałem kilka
osób porwanych przez Ducha.
Wychodzili na puste drogi,
kompletnie nie wiedząc, co na nich
zastaną. Po wniebowstąpieniu Pana
Filip pełen ognia ruszył do Azji
Mniejszej. Zginął w Hierapolis na
krzyżu przypominającym literę T.
Czytając o nim, słyszę wyraźnie:
Marcinie, tak długo jestem z wami, a
jeszcze Mnie nie poznałeś? Boli.
7
maja.
Błogosławiona Gizela i jej podróż z
Bawarii na Węgry
Urodziła się w
okolicach Ratyzbony około roku 985.
Była córką księcia Bawarii, Henryka
Kłótnika i Gizeli Burgundzkiej, a co
za tym idzie siostrą późniejszego
cesarza Henryka II Świętego.
W
dzieciństwie jej nauczycielem miał
być święty Wolfgang z Ratyzbony. W
bardzo młodym wieku została żoną
Stefana, pierwszego króla Węgier,
którego także potem kanonizowano.
To właśnie
Wolfgang, który wcześniej sam był
misjonarzem na Węgrzech,
przygotowywać miał i zachęcać
10-letnią Gizelę, by udała się do
Ostrzyhomiu. Tam - na dwór leżącego
w Kotlinie Panońskiej państwa -
często zaglądali zmierzający do
Jerozolimy pątnicy.
Niektóre źródła
podają, że wielkim orędownikiem tego
małżeństwa był również święty
Wojciech. To właśnie on udzielić
miał - zgodnie z legendą –
sakramentu chrztu lub bierzmowania
świętemu Stefanowi. Dziennikarka
Bayerischer Rundfunk, Elke Endraß,
wysunęła nawet tezę, że Węgry
najpewniej nie stałyby się monarchią
gdyby właśnie nie Gizela. Fakt, iż
wywodziła się ona z niemieckiej
arystokracji, był kluczowym dla
papieża Sylwestra II, podczas
udzielania zgody na koronację
Stefana. Uroczysta intronizacja
dotyczyła zresztą obojga małżonków,
czym chciano podkreślić, że królowa
Gizela będzie nie tylko
współmałżonką, ale i współrządzącą.
Doszło wtedy
zarazem do szczególnego pojednania
pomiędzy tymi dwoma narodami. Nieco
wcześniej, w 955 roku w Bawarii
miała miejsce krwawa bitwa na
Lechowym Polu, w której starły się
wojska Madziarów z dowodzonym przez
króla Ottona I rycerstwem
niemieckim. W roku 1001 Niemka
Gizela i Węgier Stefan stali się
zgodną parą królewską, zaś pomiędzy
obydwoma państwami zapanował pokój.
Synem Gizeli i
Stefana był święty Emeryk, który
podczas polowania, został stratowany
przez dzika i zmarł. Zatem dopiero
co powstałe królestwo pozostało bez
następcy trony. Po śmierci Stefana w
1038 nowym królem został syn doży
weneckiego Piotr Orseolo. Podczas
jego panowania kraj był targany
wewnętrznymi konfliktami i
powstaniami, mającymi na celu
przywrócenie pogaństwa. Gizelę
traktowano w tamtym okresie, jak
więźnia i dopiero około 1045 roku z
niewoli na Węgrzech wybawił ją
Henryk III.
Po powrocie do
Niemiec owdowiała monarchini
wstąpiła do klasztoru benedyktynek w
Niedernburgu, gdzie została
przełożoną zgromadzenia. Funkcję tę
pełniła aż do swej śmierci w drugiej
połowie XI stulecia.
W ogromnej mierze
przyczyniła się Gizela do
chrystianizacji Węgier poprzez
fundowanie licznych klasztorów i
kościołów. To właśnie ona miała
najbardziej zabiegać o to, by w
Veszprem powstał katedra. Także cały
system rodzącej się wtedy
państwowości zawdzięczają Węgry jej
i przybyłym wraz z nią z Bawarii
dostojnikom.
Grób
błogosławionej Gizeli w Niedernburgu
był miejscem szczególnego kultu i
pielgrzymek. Dziś do najcenniejszych
pamiątek po węgierskiej królowej,
zalicza się 45-centymetrowy,
pozłacany krzyż, który ufundowała po
śmierci swej matki. Obecnie znajduję
się on w Monachium, w skarbcu
Münchner Residenz.
8
maja.
Przykład chrześcijańskiego męstwa -
św. Stanisław ze Szczepanowa
Wiele
przesławnych czynów opromienia swoim
blaskiem dzieje Polski, a jednak w
pamięci pokoleń na zawsze pozostanie
imię świętego Stanisława, sławnego
orędownika waszej Ojczyzny. Jest on
chlubą i ozdobą Kościoła w Polsce,
bo chwałą męczeństwa uświęcił
początki chrześcijaństwa w waszym
kraju.
Potrzeba Wam było takiego pasterza,
oddającego swoje życie za owce w
obronie wiary i obyczajów
chrześcijańskich, by jego krew
użyźniła zasiane wśród Was ziarno
Ewangelii.
Ten biskup
krakowski, którego powołała Boża
Opatrzność, pozostawił nam doskonały
przykład chrześcijańskiego męstwa.
Święty Stanisław żył tylko dla Boga,
całkowicie oddany ludziom i trosce o
powierzoną sobie owczarnię, za
przykładem Boskiego Pasterza, który
był mu wzorem aż po ostatnie dni
życia. Nie szczędził trudów, nie
zrażał się żadnymi przeszkodami,
byle tylko obyczaje społeczeństwa i
jednostek oprzeć na zasadach
Ewangelii. Nie cofnął się nawet i
wtedy, gdy ściągnął na siebie gniew
króla Bolesława, któremu wypominał
jego zgubne postępowanie. Ten
bezbożny tyran mógł się srożyć na
biskupa, targnąć na jego życie, nie
mógł jednak złamać ducha. Bo ów
niezłomny Pasterz chętnie oddał w
ofierze swe życie, aby się nie
sprzeniewierzyć nakazom swego
obowiązku, a swoim wiernym
pozostawił przykład niezachwianej
stałości, którą uwieńczył palmą
męczeństwa.
Ta niegodziwa
zbrodnia wstrząsnęła sumieniami
wiernych, a oburzenie ludu było tak
wielkie, że jak podaje tradycja, jej
sprawca musiał opuścić królestwo i
udać się na wygnanie. Znamienny to
dowód wielkiej miłości i czci, jaką
wasi ojcowie żywili względem swego
biskupa. Te uczucia nie osłabły z
biegiem lat; dziś jeszcze z wielką
radością stwierdzamy, jak dalece są
one żywe, a słodkim uczuciem
napełnia Nas nadzieja, że teraz
wzmocnią się i rozwiną.
Z Wami jest
Chrystus i Jego moc zwycięska, a
zatem bez lęku i śmiało trwajcie w
boju dla Pana. Niech wasza wiara
będzie jak skała, której nic
skruszyć nie zdoła, niech waszej
miłości nie przyćmi żadna ludzka
niegodziwość, a wasza nadzieja niech
jaśnieje nawet i wtedy, gdy wszystko
wokoło zdaje się walić i upadać.
Niech ona Was wspiera i da Wam
patrzeć w przyszłość z niezachwianą
ufnością. Czegóż macie się lękać?
„Kościół święty potrafi wzrastać
wśród cierpień, a pośród zniewag nie
zbaczać z prostej drogi; nie
przygnębią go przeciwności, nie
odurzą powodzenia; w pomyślności
umie zachować pokorę, w trudnościach
z nadzieją spoglądać ku niebu".
św. Grzegorz VII
Pamiętajcie o
tym, że wzywa Was do swoich szeregów
Bóg żywy; grzech i śmierć są wydane
na zagładę, a zatknięte zostaną
zwycięskie sztandary prawdy i
miłości. Dlatego zwracamy się do
każdego z Was słowami św. Ignacego
Antiocheńskiego wypowiedzianymi do
Polikarpa: "Bądź odporny jak
uderzone kowadło". Albowiem podjęte
przez Was ogromne trudy przyniosą
wielkie owoce.
Pius XII († 1958)
Pysze nie
pozwolił w sercu panować... Choć nad
wszystkimi wyniesiony... dla
Chrystusa starał się być sługą. Na
jęk ubogich nie zatykał uszu;
uciśnionych, którzy znikąd nie mieli
pomocy, ratował z rąk gwałtowników;
wdowy, nieletnich i sieroty
utrzymywał jałmużną... Troskliwie
rządził poruczonym sobie
Kościołem... Jako zwolennik reformy
kościelnej... gorąco pragnął
czystości u kapłanów i swym
przykładem zachęcał do świątobliwego
życia. Głosił, że urząd biskupa nie
polega na bogactwie, ale na
praktykowaniu cnót.
Wincenty z Kielc
(XIII w.)
Pierwszy z
Polaków o daleko sławny męczennik
Chrystusa, a Patron i obrońca twój,
zacny polski narodzie, do czytania
się tego żywota, który ma w sobie
wielki nad inne pożytki, wzywa... Bo
jako na własnej, przyrodzonej ziemi
osadzony szczep prędzej się krzewi,
bujniej rośmnie i plenny owoc daje –
tak żywot ten wielkiego Stanisława
na tobie, któraś jest, własna ziemia
jego, szczepiony, prędsze i dalsze
pożytki owoców zbawiennych puścić
może.
ks. Piotr
Skarga († 1612)
Źródła i dokumentacje odnośnie św.
Stanisława biskupa
Najdawniejszym i
pierwszym źródłem do żywotu św.
Stanisława, biskupa, są roczniki,
czyli notatki według kolejności lat
o najdawniejszych wydarzeniach,
które za czasów arcybiskupa Arona
(+1059) zostały przywiezione do
Krakowa i które kontynuowano, oraz
Katalog Biskupów Krakowskich. W obu
tych dokumentach znajdują się daty
rządów św. Stanisława i wiadomość o
translacji jego ciała. O św.
Stanisławie pisze pierwszy historyk
polski, Anonim, zwany potocznie
Gallem (ok. 1112), i obszernie bł.
Wincenty Kadłubek (+ 1223), który
jako biskup krakowski mógł mieć
informacje bliższe o swoim
poprzedniku.
Pierwszy,
właściwy żywot św. Stanisława,
biskupa, napisał dominikanin,
Wincenty z Kielc, ok. 1240 roku,
który służył jako podstawa do
kanonizacji naszego męczennika.
Dane biograficzne o św. Stanisławie
Są one niestety
nader skromne. Data urodzin Świętego
nie jest znana. Należałoby ją
zapewne postawić w latach 1030-1035.
Podawane imiona rodziców: Wielisław
i Małgorzata lub Bogna nie są pewne.
Święty miał pochodzić z rodu
Turzynów, mieszkających we wsi Raba
i Szczepanów koło Bochni w ziemi
krakowskiej. Wioska Szczepanów miała
być własnością rodziny Stanisława i
tam miał być grodek do niej
należący. We wsi znajdują się
dzisiaj dwa kościoły: Św. Marii
Magdaleny, fundacji Jana Długosza
(1470), połączony z nowym (1914), i
Św. Stanisława Biskupa (1781), oraz
drewniana kaplica, wystawiona na
domniemanym miejscu urodzenia św.
Stanisława (w. XIX). Wieś jest
oddalona na wschód od Krakowa ok. 70
km, a od Brzeska ok. 13 km (na
północ). Kolumna z figurą św.
Stanisława przypomina, gdzie
jesteśmy. Parafia należy obecnie do
diecezji tarnowskiej.
Swoje pierwsze
studia odbył Stanisław zapewne w
domu rodzinnym, potem być może w
Tyńcu w klasztorze benedyktyńskim.
Nie jest wykluczone, że dalsze
studia odbywał zwyczajem ówczesnym
gdzieś za granicą. Wskazuje się
najczęściej na słynną szkołę
katedralną wówczas w Leodium (Liege
w Belgii), czy również Paryż.
Święcenia kapłańskie otrzymał ok.
roku 1060.
Po powrocie do
kraju biskup krakowski, Lambert Suła,
mianuje św. Stanisława kanonikiem
katedry. Na zlecenie tegoż biskupa
założył św. Stanisław, jak się
przypuszcza, Rocznik Krakowski,
czyli rodzaj kroniki katedralnej, w
której notował ważniejsze wydarzenia
z życia krakowskiej diecezji. Po
śmierci Lamberta (1070) Stanisław
zostaje wybrany jego następcą na
stolicy. Wybór był zależny zwyczajem
ówczesnym od króla Bolesława
Śmiałego. Zatwierdził go papież
Aleksander II. Konsekracja odbyła
się w roku 1072. Dwa lata przerwy
wskazywałyby, że chodziłoby w tym
wypadku o jakieś przetargi, których
okoliczności bliżej nie znamy.
O samej
działalności duszpasterskiej św.
Stanisława wiemy niewiele. Pewnym
jest, że w rodzinnej swojej wiosce
wystawił kościół drewniany pod
wezwaniem Św. Marii Magdaleny, który
dotrwał do XVIII wieku. Wiemy także,
że dla biskupstwa nabył wieś
Piotrawin na prawym brzegu Wisły.
Jest bardzo prawdopodobnym, że
wygrał przed sądem książęcym spór o
tę wieś ze spadkobiercami zmarłego
jej właściciela. Opowieść o
wskrzeszeniu Piotra jest legendą.
Jako biskup polecił Święty pisać
Kalendarz Krakowski. Na pierwszym
miejscu jednak zasługą największą
św. Stanisława było, że dzięki
poparciu króla Bolesława Śmiałego,
który go na stolicę krakowską
protegował, udał się do papieża
Grzegorza VII wyjednać wskrzeszenie
metropolii gnieźnieńskiej. W ten
sposób raz na zawsze ustały
automatycznie pretensje metropolii
magdeburskiej do zwierzchnictwa nad
diecezjami polskimi. Św. Grzegorz
VII przysłał do Polski swoich
legatów (25 IV 1075), którzy orzekli
prawomocność erekcji metropolii
gnieźnieńskiej z roku 999-1000 oraz
jej praw. Prawdopodobnie ustanowili
też oni na stolicy arcybiskupiej św.
Wojciecha nowego metropolitę,
którego jednak imienia bliżej nie
znamy.
Problem konfliktu św. Stanisława
biskupa z królem Bolesławem Śmiałym
W centrum
zainteresowania kronikarzy znalazł
się przede wszystkim fakt zatargu
św. Stanisława z królem Bolesławem
Śmiałym, który zadecydował o chwale
pierwszego a tragicznym końcu
drugiego. Trzeba bowiem przyznać, że
Bolesław Śmiały, zwany również
Szczodrym, należał do postaci
wybitnych. Popierał gorliwie reformy
Grzegorza VII, przeprowadził
wznowienie metropolii w Gnieźnie,
ustalenie diecezji i hierarchii
polskiej. Po zawierusze pogańskiej
odbudował wiele kościołów i
klasztorów. Sprowadził chętnie
nowych duchownych do kraju. On też
zaproponował wybór św. Stanisława na
stolicę krakowską. Koronował się na
króla i przywrócił Polsce suwerenną
powagę. Jak się to więc mogło stać,
że taki król posunął się aż do
zabójstwa biskupa. Gall Anonim tak
opisuje to wydarzenie: „Jak zaś król
Bolesław został z Polski wyrzucony,
długo byłoby opowiadać. Lecz to
wolno powiedzieć, że nie powinien
pomazaniec na pomazańcu
jakiegokolwiek grzechu cieleśnie
mścić. Tym bowiem sobie wiele
zaszkodził, że do grzechu grzech
dodał; że za bunt skazał biskupa na
obcięcie członków. Ani więc biskupa
- buntownika nie uniewinniamy, ani
króla mszczącego się tak szpetnie
nie zalecamy”.
Z tekstu kroniki
wynika, że Gall sympatyzuje z królem,
że biskupowi krakowskiemu przypisuje
wyraźnie zdradę. Nie można się temu
wiele dziwić, skoro kronikarz żył z
łaski książęcej. Pisał bowiem swoją
historię na dworze Bolesława
Krzywoustego, którego Bolesław
Śmiały był stryjem. Tadeusz
Wojciechowski na przełomie wieku XIX
i XX właśnie na podstawie kroniki
Galla wysunął hipotezę o rzekomej
zdradzie stanu, jakiej miał dokonać
Święty. Rozgorzała wśród historyków
długa na ten temat dyskusja. Trzeba
przyznać, że Gall jest mimo podanych
zastrzeżeń autorem poważnym; nadto
był zapewne kapłanem. O zdradzie
pisze wprost.
Na szczęście mamy
jeszcze jedną kronikę, napisaną
przez bł. Wincentego Kadłubka, który
był uprzednio biskupem krakowskim -
a więc miał dostęp do źródeł
bezpośrednich, których my nie
posiadamy. Według relacji tego
historyka sprawy miały przedstawiać
się w sposób następujący: „Bolesław
był prawie zawsze w kraju nieobecny,
gdyż nieustannie brał udział w
zbrojnych wyprawach. Historia to
potwierdza faktycznie. I tak zaraz
na początku swoich rządów (1058)
udaje się do Czech, gdzie ponosi
klęskę. Z kolei dwa razy wyrusza na
Węgry, aby poprzeć króla Belę I
przeciwko Niemcom (1060 i 1063). W
roku 1069 wyruszył do Kijowa, aby
tam poprzeć księcia Izasława,
swojego krewnego w zatargu z jego
braćmi. W latach 1070-1072 widzimy
znowu króla Bolesława w Czechach.
Podobnie w latach 1075-1076. Po
śmierci Beli I w roku 1077 Bolesław
wprowadza na tron węgierski jego
brata, św. Władysława. Wreszcie
wyprawa druga do Kijowa (1077)
przypieczętowała wszystko”. Bł.
Wincenty Kadłubek pisze, że te
wyprawy były powodem, że w kraju
szerzył się rozbój i wiarołomstwo
żon, a przez to rozbicie małżeństw i
zamęt. Kiedy podczas ostatniej
wyprawy na Ruś rycerze błagali
króla, aby powracał do kraju, ten w
najlepsze całymi tygodniami się
bawił. Wtedy rycerze zaczęli go
potajemnie opuszczać. Kiedy Bolesław
wrócił do kraju, zaczął się okrutnie
na nich mścić. Fakt targnięcia się
na św. Stanisława w kościele, w
czasie odprawiania Mszy świętej,
świadczy najlepiej, jak nieopanowany
był jego tyrański charakter. Możemy
domyślać się, jak o wiele jeszcze
bezwzględniej postępował z innymi.
Wincenty Kadłubek przytacza, że
Bolesław nakazywał wiarołomnym żonom
karmić piersiami swymi szczenięta.
To tylko jeden obraz wyrafinowanego
okrucieństwa króla. Nadto trzeba
uwzględnić jeszcze czynnik fiskalny.
Przecież tak liczne wyprawy wojenne
musiały grubo cały naród kosztować.
Nie dziw przeto, że narastała z
wolna opozycja, że rodził się bunt.
Nie jest wykluczone, że na czele
opozycji stanął młodszy brat
Bolesława, Władysław Herman. Być
może, że i biskup krakowski, gdy się
przebrała już miara tyrana, stanął
po stronie opozycji. Historia jednak
o tym milczy. Żadnych tym bardziej
nie mamy dowodów na to, co podsuwa
przypuszczalnie Wojciechowski, żeby
św. Stanisław porozumiewał się
potajemnie z Niemcami lub Czechami
przeciwko królowi.
Kiedy król
szalał, aby opór złamać, jeden tylko
św. Stanisław miał odwagę według
kroniki Kadłubka upomnieć króla.
Kiedy zaś ten nic sobie z upomnienia
nie czynił i dalej szalał, biskup
rzucił na niego klątwę, czyli
wyłączył króla ze społeczności
Kościoła a przez to samo zwolnił od
posłuszeństwa poddanych. To zapewne
Gall nazywa buntem i zdradą. Kiedy
jednak patrzy się na zaistniałą
sytuację, trzeba przyznać, że był to
ze strony Świętego akt niezwykłej
odwagi pasterza, ujmującego się za
swoją owczarnią, chociaż zdawał
sobie sprawę z konsekwencji, jakie
go mogą za to spotkać.
Kronika
Wielkopolska, napisana zapewne w
roku 1295, tak opisuje konflikt,
zaistniały pomiędzy św. Stanisławem
a królem: „Wiedząc, że Bolesław
wścieka się jak dziki zwierz srożący
się wśród owiec, i od miecza
tyrańskiego leje się krew... że
godność królewska poszła w
zapomnienie a sprawiedliwość cierpi
gwałt, zwrócił się do niego z
ojcowskim upomnieniem. Ten zaś,
lekceważąc ojcowską przyganę i
zamierzając do zła przydać jeszcze
większe zło, świętego Męża,
odprawiającego Mszę świętą w kaplicy
Św. Michała na Skałce okrutnie
zgładził swoim mieczem, a wywlókłszy
ciało jego z kaplicy, poćwiartował
je”.
A zatem Kronika
Wielkopolska wyraźnie popiera bł.
Wincentego Kadłubka. Owszem, dodaje
nowy, ważny szczegół, że król
skazywał na śmierć zbiegłych
rycerzy.
Karol Górski,
zbierając wszystko, co na temat
tragicznego zatargu biskupa z królem
dotąd napisano, taką daje konkluzję:
„Przez lat trzydzieści nie udało się
natrafić na żadne źródła, które
uzasadniały twierdzenie o zdradzie
biskupa i jego stosunkach z Czechami
i z Niemcami; wprost przeciwnie:
milczenie źródeł, brak wzmianek o
tragedii krakowskiej we
współczesnych kronikach czeskich i
niemieckich wskazuje raczej, iż nie
miała ona tła międzynarodowego, a
zamykała się w kręgu spraw czysto
ludzkich”.
Trzeba przyznać,
że autorytet św. Stanisława musiał
być w Polsce ogromny, skoro według
podania nawet najbliżsi stronnicy
króla Bolesława nie śmieli targnąć
się na życie Świętego. Król miał to
uczynić sam. 11 kwietnia 1079 roku
udał się Bolesław na Skałkę i w
czasie Mszy świętej zarąbał biskupa
uderzeniem w głowę. Potem kazał
ciało Świętego poćwiartować.
Zwyczajem ówczesnym ciało skazańca
niszczono. I tu widzimy wyjątek:
duchowni ze czcią pochowali je w
kościele Św. Michała na Skałce. Fakt
ten jest dowodem czci, jakiej wtedy
Męczennik zażywał.
Czaszka Świętego
posiada wszystkie zęby. To by
świadczyło, że św. Stanisław zginął
w pełni sił męskich. Na czaszce
widać cięcie miecza, co potwierdza
rodzaj śmierci, przekazany przez
tradycję.
Na wiadomość o
dokonanym w tak ohydny sposób
mordzie na biskupie, przy ołtarzu, w
czasie sprawowania najświętszej
Ofiary, cały naród stanął przeciwko
królowi. Opuszczony przez wszystkich
musiał iść na banicję. Bolesław
Śmiały usiłował jeszcze szukać dla
siebie poparcia na Węgrzech u św.
Władysława. Ten mu jednak odmówił.
Zmarł tamże zapewne w 1081 roku.
Istnieje podanie,
że dwa ostatnie lata spędził król na
ostrej pokucie w klasztorze
benedyktyńskim w Osjaku
(Jugosławia), gdzie też miał być
pochowany.
Legenda złota
otoczyła również postać św.
Stanisława nimbem cudowności,
wątkiem tak powszechnym w
średniowieczu. Z niej to powstało
opowiadanie; tak chętnie
wykorzystywane w pieśniach o
wskrzeszeniu Piotrowiny, by zeznawał
na korzyść Świętego, iż prawnie
nabył od niego pole. Nie mniej
powszechną legendą jest opowieść o
zrośnięciu się porąbanych części
ciała Męczennika i o tym, że go orły
szyły. Ta ostatnia legenda była
symbolem w czasie rozbiorów i w
czasie długiej niewoli, że i polski
naród za przyczyną swojego Patrona
głównego, św. Stanisława, zrośnie
się jeszcze kiedyś razem i połączy w
jeden państwowy organizm.
Czaszka św.
Stanisława Biskupa znajduje się w
skarbcu Katedry Wawelskiej w
bogatej, artystycznej szkatule -
relikwiarzu. Ufundowała ją królowa
Elżbieta, żona Kazimierza
Jagiellończyka, matka św.
Kazimierza. Wykonał ją złotnik
krakowski Marcin Marciniec, w 1504
roku. Ściany relikwiarza zdobią
sceny z życia św. Męczennika: kupno
wsi, wskrzeszenie Piotrowina, jego
świadectwo przed sądem królewskim,
śmierć biskupa, posiekanie jego
zwłok, orły na straży jego
zrośniętego cudownie ciała, złożenie
do grobu ciała Biskupa i
kanonizacja. Wieko jest wysadzone
drogimi kamieniami.
Według badań,
jakie przeprowadzono na czaszce
Świętego, w 1963 roku przez
profesora Jana Olbrychta i doktora
Jana Kusiaka, Święty mógł mieć ok.
40 lat. Na czaszce widać ślady 7
uderzeń ostrego żelaza. Największe
ma 45 mm długości i ok. 6 mm
głębokości. Św. Stanisław został
uderzony z tyłu czaszki.
W 1088 roku
dokonano przeniesienia relikwii św.
Stanisława do katedry krakowskiej.
Kadłubek przytacza legendę, że ciała
strzegły orły, i o zrośnięciu się
cudownym porąbanych części ciała.
Wypadek zatargu
króla z biskupem nie jest bynajmniej
w historii Kościoła odosobniony.
Właśnie trzy lata przedtem w Danii
zaszedł wypadek podobny. Kiedy król
duński, Sven Estridon posłyszał, że
w czasie uczty w wigilię Obrzezania
Pańskiego („w Sylwestra”) niektórzy
z jego drużyny źle się o nim
wyrażali, kazał ich w sam Nowy Rok
wymordować. Kiedy w to święto udawał
się do kościoła na Mszę świętą,
biskup z Roeskilde zabronił mu wejść.
Dworzanie chcieli zabić biskupa, ale
ich król od zbrodni powstrzymał,
przywdział szaty pokutne i u progu
świątyni prosił o darowanie mu winy.
W tym samym roku 1076 cesarz Henryk
IV podobną uczynił pokutę w Kanossie,
aby otrzymać od papieża, św.
Grzegorza VII, uwolnienie od klątwy.
Być może więc, że św. Stanisław
rzucił na króla klątwę prewencyjnie,
aby go zmusić do opanowania się. Co
do zarzutu zdrady, jaki stawia Gall
Anonim św. Stanisławowi, to wiemy,
że w niejednym wypadku i dzisiaj
przeciwnikom politycznym stawia się
ten sam zarzut. Zdrajcą nazwano
także św. Tomasza Becketa, gdy w
podobnych okolicznościach został
zamordowany (+ 1170). Nie powinno
przeto nas dziwić, że na ten
przydomek zasłużył sobie także św.
Stanisław.
Kanonizacja i
kult św. Stanisława biskupa
Bł. Wincenty
Kadłubek pisze w swojej Kronice, że
kroki wstępne do kanonizacji św.
Stanisława rozpoczął już św.
Grzegorz VII. Sam jednak papież
musiał wkrótce opuścić Rzym i iść na
dobrowolną banicję. Potem Polska
została podzielona na dzielnice
(1138). Tak więc chociaż kult św.
Stanisława istniał od dawna, to
jednak jego kanonizacją zajął się
formalnie dopiero biskup krakowski,
Iwo Odrowąż w 1229 roku roku. On to
polecił dominikaninowi Wincentemu z
Kielc, aby napisał żywot Świętego.
Tego bowiem żądał Rzym przede
wszystkim do kanonizacji. Sam
biskup, bawiąc w Rzymie, gdzie
starał się o wznowienie metropolii
krakowskiej, poczynił pierwsze
starania w sprawie kanonizacji
Stanisława.
Nie mniej
energicznie sprawą kanonizacji zajął
się biskup krakowski, Prandota.
Zaprowadzono wówczas księgę cudów. W
roku 1250 papież Innocenty IV
wyznaczył do przeprowadzenia procesu
specjalną komisję, do której
powołał: arcybiskupa
gnieźnieńskiego, Pełkę; biskupa
wrocławskiego, Tomasza, i opata z
Lubiąża, Henryka. Wynikiem ich pracy
był sporządzony protokół, z którym w
roku 1251 zostali wysłani do Rzymu
mistrz Jakub ze Skarszewa, doktor
dekretów, i mistrz Gerard, w
towarzystwie franciszkanów i
dominikanów. Jednak wyniki komisji
nie zadowoliły papieża. Wysłał do
Polski franciszkanina, Jakuba z
Velletri, aby ponownie zbadał księgę
cudów i czy była Świętemu oddawana
cześć nieprzerwanie. Po dokonaniu
rewizji procesu w roku 1253
wyruszyło do Rzymu nowe poselstwo,
do którego dołączono świadków cudów,
zdziałanych za przyczyną św.
Stanisława. A jednak z nieznanych
nam bliżej przyczyn stanowczy opór
postawił kardynał Jan Gaetani,
późniejszy papież Aleksander IV
(1254-1261), bardzo już wtedy
wpływowy. Właśnie od procesu św.
Stanisława wprowadzona została
praktyka żartobliwie zwanego
„adwokata diabła”, którego zadaniem
było wyciąganie na jaw wszystkich
niejasności i zarzutów przeciw
kanonizacji. Wreszcie opór kardynała
przełamano i dnia 17 września 1253
roku w kościele Św. Franciszka z
Asyżu papież Innocenty IV dokonał
kanonizacji. Złożyło się na tę
uroczystość: Msza święta, którą
celebrował sam papież, zaliczenie
św. Stanisława w poczet Świętych,
wyznaczenie dnia święta, udzielenie
obecnym odpustu i modlitwa do nowego
Świętego. Na ręce dostojników
Kościoła w Polsce papież wręczył
bullę kanonizacyjną. W Asyżu zaś na
pamiątkę miejsca odbytej kanonizacji
wystawiono w bazylice Św. Franciszka
osobną kaplicę św. Stanisławowi.
Wracających z Italii posłów Kraków
powitał uroczystą procesją ze
wszystkich kościołów. Na rok
następny biskup Prandota wyznaczył
uroczystość podniesienia relikwii
Świętego i ogłoszenia jego
kanonizacji w Polsce. Uroczystość
odbyła się dnia 8 maja 1254 roku. W
uroczystości brali udział: nuncjusz
papieski w Polsce, Opiso; arcybiskup
gnieźnieński, Pełka; biskup
wrocławski Tomasz; poznański -
Bogusław; płocki - Andrzej; litewski
- Wit; ruski - Gerard i miejscowy
krakowski Prandota. Z książąt byli
obecni: Bolesław Wstydliwy,
Kazimierz książę kujawsko-łęczycki,
Przemysław wielkopolski i Ziemowit
mazowiecki. Po raz pierwszy zatem
cały naród, rozbity dotąd na
skłócone ze sobą dzielnice, spotkał
się przy trumnie św. Stanisława.
Przybyło także wielu pielgrzymów z
całej Polski, również z Wigier i
Czech. Relikwie wydobyto z grobu w
katedrze, obmyto je w winie i część
ich rozdzielono po kościołach.
W Polsce odtąd
zawsze aż po dzień obecny obchodzi
się święto doroczne św. Stanisława
dnia 8 maja, na pamiątkę, że w tym
dniu odbyły się w Polsce
uroczystości kanonizacyjne w roku
1254. Papież Klemens VIII wprowadził
uroczystość św. Stanisława do
brewiarza rzymskiego pod datą 7
maja. Obecnie w świecie wspomnienie
św. Stanisława przypada dnia 11
kwietnia, w rocznicę jego
męczeńskiej śmierci.
Od wieku XIV na
Śląsku dzień 8 maja obchodzono jak
niedziele i największe uroczystości
roku.
Biskup Prandota
podarował królowi czeskiemu cząstkę
ramienia Świętego. W 100 lat potem
Kazimierz Wielki darował Karolowi IV
dość sporą relikwię św. Stanisława,
dla której tenże cesarz wystawił we
Wrocławiu kościół i klasztor
Augustianów - eremitów pod
wezwaniem: Św. Wacława, Stanisława i
Doroty.
O popularności
św. Stanisława w Polsce świadczy
często spotykane jego imię nadawane
na Chrzcie świętym.
Polski kościół w
Rzymie jest pod wezwaniem Św.
Stanisława Biskupa przy via Botthege
Oscure. Nad wejściem do świątyni
jest łaciński duży napis: „Kościół
Św. Zbawiciela i Stanisława Biskupa
i Męczennika. Hospicjum Narodowości
Polskiej 1580”. Fundatorem kościoła
jest kardynał Stanisław Hozjusz
(1504-1579).
Legenda o pokucie
Bolesława Śmiałego
Na zakończenie
kilka słów odnośnie legendy, jakoby
król Bolesław miał resztę swojego
życia spędzić na pokucie jako mnich
„milczący” w Osjaku. Pierwszy o tej
legendzie pisze w swojej Kronice
Maciej z Miechowa (Miechowita) w
1521 roku. Skąd ją wziął? Nie wiemy.
W Osjaku istniał
od dawna klasztor benedyktynów,
założony jeszcze przez Karola
Wielkiego w 878 roku. Potem przybyli
tu dominikanie. Obecnie jest tam
hotel. Góruje on nad miasteczkiem
wraz z przyległym do niego
kościołem. Poniżej jest jezioro.
Osjak leży na pograniczu:
Jugosławii, Italii i Austrii. Do
muru kościoła dotyka grób ogrodzony
parkanem żelaznym. Na nim czytać
można napis: Boleslaus Poloniae
occisor sancti Stanislaviae
Cracoviensis (Bolesław z Polski,
zabójca Stanisława, biskupa
krakowskiego). Kto ten napis
umieścił? Kto na grobie wyrył postać
rycerza? Polscy żołnierze Brygady
Karpackiej po okupacji umieścili
napis: „Sarmatibus pelegrinantibus
salus” (Pozdrowienie dla polskich
pielgrzymów). Badania grobu,
przeprowadzone w 1960 roku,
stwierdziły istnienie kości
mężczyzny, pozostałości zbroi
rycerza i kosztowności pochodzenia
polskiego z wieku XI. Czyżby więc
legenda miała swoje potwierdzenie?
Nie wyszła na temat ten jeszcze
żadna naukowa praca. Zawiesić więc
musimy swój sąd. W kościele jest
obraz Matki Bożej Częstochowskiej.
Krew na Skałce
ks. Tomasz
Jaklewicz
Władcy wszystkich
epok mają tendencję do naginania
moralności do swoich doraźnych
celów. Ta pokusa wpisana jest chyba
w naturę samej władzy. Nie omija
także współczesnych rządców naszej
ojczyzny.
Do dziś nie wiemy
dokładnie, o co poszło. Pewne jest
to, że spór między biskupem
krakowskim Stanisławem i królem
Bolesławem zakończył się tragedią na
Skałce. Mordu biskupa dokonał być
może sam król lub jego siepacze.
Badania archeologiczne potwierdziły
rodzaj śmierci przekazany przez
tradycję. Stanisław został uderzony
z tyłu głowy. Na czaszce widać ślady
siedmiu uderzeń ostrego żelaza.
Król, mimo wielu
swoich zalet, był człowiekiem
gwałtownym, chorobliwie wręcz
ambitnym i zmysłowym. Biskup
Stanisław nie mógł dłużej patrzeć na
okrucieństwo króla wobec poddanych i
milczeć. Gdy upomnienia nie
przynosiły rezultatu, nałożył na
niego ekskomunikę. Obrażona duma
króla doprowadziła do zbrodni.
Zabójstwo biskupa wywołało w kraju
reakcję, tak że Bolesław Śmiały
musiał opuścić tron i Polskę i
schronił się na Węgry. Już dziewięć
lat po śmierci, w roku 1088, odbyło
się uroczyste przeniesienie zwłok
Stanisława do katedry na Wawelu. W
roku 1254 papież Innocenty IV
dokonał kanonizacji biskupa
Stanisława w Asyżu.
Kult św.
Stanisława przyczynił się do
zjednoczenia Polski w XIII i XIV
wieku. Pieśń o św. Stanisławie
„Gaude Mater Polonia” pełniła rolę
hymnu narodowego. Legenda mówi o
cudownym zrośnięciu się
pokawałkowanego ciała św.
Stanisława. Wierzono, że tak jak
ciało św. Stanisława, podobnie
zjednoczy się podzielone na księstwa
dzielnicowe królestwo polskie.
Niektórzy
historycy dowodzą, że konflikt
biskupa z królem miał przyczyny
polityczne. Na dobrą sprawę każde
wystąpienie przeciwko władzy można
interpretować w kategoriach
politycznych. Świętość Stanisława
polegała nade wszystko na odwadze
duszpasterza, który potrafił
powiedzieć królowi prawdę. Władcy
wszystkich epok mają tendencję do
naginania moralności do swoich
doraźnych celów. Ta pokusa wpisana
jest chyba w naturę samej władzy.
Nie omija także współczesnych
rządców naszej ojczyzny. Jest to tym
bardziej gorszące, gdy dotyczy
polityków wpisujących
chrześcijaństwo do swoich programów.
Czyn biskupa
Stanisława był upomnieniem się o
moralność władzy, przypomnieniem, że
granic między dobrem a złem nie
wyznacza żaden doczesny władca.
Krwawa ofiara Stanisława chroniła
Polskę przez wieki przed despotyzmem
władzy. Patrząc na skłóconych
polityków odpowiedzialnych za
dzisiejszą Polskę, ogarnia mnie
smutek i bezradność. Zawsze
pozostaje modlitwa do świętego
Patrona Polski, może wyprosi dla
nich więcej troski o nas, mniej o
swoje partie. Nadziei nie traćmy.
9maj .
Święty
Pachomiusz
Pachomiusz z
pochodzenia był Koptem. W 312 został
przymusowo wcielony do wojska
rzymskiego i przewieziony do Teb,
gdzie pod wpływem kontaktów z
ubogimi chrześcijanami przyjął wiarę.
Następnie został
uczniem ascety Palamona. Po jego
śmierci w 323 powrócił w rodzinne
strony i wraz z bratem Janem osiadł
w opustoszałej wiosce Tabennisi;
około 340 dołączyła do nich ich
siostra Maria, która dała początek
wspólnocie żeńskiej.
Wokół Pachomiusza
zgromadzili się liczni uczniowie,
dla których postanowił zorganizować
życie wspólne (stawiał je wyżej niż
pustelnicze). Złagodził ascezę
fizyczną, stawiając jednocześnie
wysokie wymogi co do miłości
braterskiej we wspólnocie;
wprowadził też obowiązek nauki
czytania.
Pachomiusz pracę
traktował jako ważny element ascezy
i źródło utrzymania. Ogromna liczba
kandydatów do życia cenobitycznego
wymusiła wprowadzenie
wielostopniowej organizacji. Domy
skupiające po 20-40 mnichów tworzyły
ród, a 4-10 rodów składało się na
wioskę podlegąjącą własnemu opatowi.
Oblicza się, że łącznie według
reguły Pachomiusza żyło około 7
tysięcy mnichów.
Dziś nie wiadomo,
które z przepisów reguły, znanej
jedynie z łacińskiego przekładu
świętego Hieronima (404), pochodzą
od Pachomiusza, a które od jego
następców. W starożytności i
wczesnym średniowieczu reguła była
rozpowszechniona w Egipcie i
Etiopii, skąd została przeszczepiona
na Zachód. Wywarła istotny wpływ na
reguły zakonne w Europie (m.in. na
regułę świętego Benedykta).
Wspomnienie liturgiczne: 9 V.
Pachomiusz,
koptyjskie pakhom ‘wielki orzeł’
Pachomiusz Starszy, Pachomiusz z
Tabennisi, ur. ok. 292, Esna (Górny
Egipt), zm. 346, Pabau, Ojciec
Pustyni, inicjator cenobityzmu,
autor pierwszej reguły zakonnej.
10
maja .
Apostoł
Andaluzji
Św. Jan z Avili,
najwybitniejszy przedstawiciel XVI-wiecznego
kaznodziejstwa hiszpańskiego...
Urodził się 6
stycznia 1500 w miejscowości
Almodóvar del Campo. Jego rodzicami
byli należący do stanu szlacheckiego
Alonso i Catalina, którzy nawrócili
się na wiarę chrześcijańską z
judaizmu.
Jan z Avili
studiował prawo, teologię i
filozofię na uniwersytetach w
Salamance i Alcali. Zwłaszcza
pierwsza z wymienionych tu uczelni
warta jest wspomnienia. To właśnie w
Salamance doszło do rozkwitu tak
zwanego humanizmu hiszpańskiego,
który „głosił oparcie całego życia
religijnego na źródłach objawienia”
– jak pisał ksiądz Kazimierz Panuś.
Po śmierci
rodziców spadek po nich rozdał Jan
ubogim, na obiad prymicyjny zaprosić
miał zaś 12 żebraków, którym
osobiście usługiwał. Planował zostać
misjonarzem w Nowym Świecie, jednak
biskup Sewilli doszedł do wniosku,
że lepiej będzie, gdy Jan zostanie w
Hiszpanii i podejmie się organizacji
misji ludowych na obszarach
Andaluzji.
Dwa lata spędził
Jan w więzieniu inkwizycji.
Podejrzewano go początkowo o
głoszenie herezji – z czasem jednak
oczyszczono go z wszelkich zarzutów.
Po roku 1540 zajął się tworzeniem
uniwersytetu w Baeza, na południu
Hiszpanii.
Święty został
zapamiętany, nie tylko jako
wykładowca akademicki, mistyk i
autor wybitnych dzieł traktujących o
doskonaleniu duchowych – w jego
dorobku znajdujemy między innymi
słynny traktat zatytułowany „Audi
filia”. Przede wszystkim był
znakomitym kaznodzieją. To właśnie
on wygłosił homilię na pogrzebie
królowej Izabeli Portugalskiej w
Granadzie. Także w tym mieście
nastąpiła wielka przemiana w życiu
świętego Jana Bożego, która dokonała
się pod wpływem nauk Jana z Avili.
Po jednym z jego
kazań założyciel zgromadzenia
bonifratrów „opuścił kościół
dogłębnie poruszony. Jeszcze tego
samego dnia porozdawał potrzebującym
dzieła religijne i inne wartościowe
przedmioty, które posiadał.
Ogarnięty uczuciem żalu za grzechy
głośno błagał Boga o przebaczenie i
wzywał miłosierdzia Bożego...” –
czytamy w biografii Jana Bożego.
Prócz tego
ostatniego, w kręgu przyjaciół Jana
z Avilii znajdowali się także święty
Ignacy Loyola i święta Teresa z
Avili. Wspomniane tu już kazanie,
wygłoszone na pogrzebie królowej
Izabeli tak poruszyć miało wicekróla
Katalonii i późniejszego świętego,
Franciszka Borgiasza, iż ten
postanowił wstąpić do jezuitów.
Święty Jan z
Avili zmarł 10 maja 1569 roku. W
1970 roku kanonizował go papież
Paweł VI, który uważał, iż powinien
być on wzorem do naśladowania dla
wszystkich współczesnych księży,
cierpiących na kryzys tożsamości.
11
maja .
Święty Mamert
Święty Mamert
urodził się na początku V wieku w
zamożnej rodzinie zamieszkującej
okolice Lyonu.
Jego bratem był słynny poeta i
teolog Mamert Klaudiusz.
W roku 461 został
biskupem francuskiego Vienne, gdzie
dzięki jego staraniom powstał nowa
bazylika, do której przeniesiono
szczątki świętego Fereola. W
dokumentach historycznych imię
Mamerta figuruje także przy okazji
sporu administracyjnego, jaki wiódł
z papieżem, królem Burgundii i
biskupem miasta Arles. Wyjaśnienia
wymagała wówczas przede wszystkim
kwestia granic diecezji oraz prawa
do wyświęcania duchownych.
Epoka, w której
przyszło żyć Mamertowi, odznaczała
się sporym fermentem intelektualnym.
Toczono wówczas niezliczone dysputy
teologiczno-doktrynalne, w których
także i biskup Vienne uczestniczył.
Święty między innymi ostro
sprzeciwiał się na jednym z synodów
teorii predestynacji. Jego brat
zwalczał natomiast semipelagianizm,
głoszący, iż człowiek sam może
zrobić pierwszy krok ku Stwórcy, bez
pomocy łaski Bożej. Najbardziej
pamięta się jednak świętego Mamerta
jako tego, który wprowadził
specjalne procesje błagalne, czyli
tak zwane dni krzyżowe.
Po licznych
pożarach, trzęsieniach ziemi i
innych katastrofach, które
nawiedzały Francję w V wieku, biskup
na trzy dni przed uroczystością
Wniebowstąpienia polecił odprawiać
nabożeństwa błagalne połączone z
procesjami. Zwyczaj ten
rozprzestrzenił się bardzo szybko na
sąsiednie regiony i kraje docierając
także i do nas. Kolejnymi „stacjami”
takiej procesji są zazwyczaj polne
kapliczki i przydrożne krzyże, zaś
wierni modlą się o dobre plony,
pomyślną pogodę i Boże
błogosławieństwo dla rolników.
Mamert zmarł
około 477 roku w Vienne. Uchodzi
między innymi za patrona mamek i
strażaków. Jako ciekawostkę warto
wymienić fakt, iż w niektórych
krajach zalicza się go do tak
zwanych „zimnych świętych”. W Polsce
mianem tym określa się świętych
Pankracego, Bonifacego, Serwacego,
których zwie się także „zimnymi
ogrodnikami” oraz świętą Zofię. W
północnych Niemczech, Szwajcarii i
Holandii do tej osobliwej grupy
świętych zalicza się także Mamerta,
przesądnie pamiętając, by wstrzymać
się z polnymi zasiewami do 16 maja.
Że jest to
przesąd - meteorologowie przekonują
od lat. Jednak ludowe porzekadło ma
się nadal dobrze i tego, że w
najbliższych dniach w radiu i
telewizji, przy okazji prognozy
pogody znów usłyszymy o ogrodnikach
i tak zwanej „zimnej Zośce”, możemy
być niemal pewni...
12
maja .
Zapragnęła Komunii
Bł. Imelda
Lambertini urodziła się ok. 1321
roku w Bolonii, w arystokratycznej
rodzinie.
Jej ojcem był
hrabia Egan. Już jako pięcioletnia
dziewczyna pragnęła wstąpić do
zakonu, czego jej wówczas odmówiono.
Dopiero w kilka lat później
udzielono jej specjalnej, papieskiej
zgody na ty, by mogła zostać
dominikanką w leżącym nieopodal
Bolonii klasztorze pod wezwaniem
świętej Marii Magdaleny w Val di
Pietra.
Gdy Imelda brała
udział w odprawianych w klasztornej
kaplicy Mszach świętych, szczególnie
gorliwie adorowała i modliła się do
Chrystusa Eucharystycznego. Dlatego
też bardzo chciała spożyć Ciało
Chrystusa, mimo, iż XIV-wieczne
zwyczaje nie pozwalały na
przystąpienie do Komunii świętej w
tak młodym wieku. Jak głoszą
legendy, 12 maja 1333 roku podczas
Eucharystii, nad głową Imeldy
pojawiła się unosząca w powietrzu
Hostia. Za zgodą kapłana nowicjuszka
spożyła ją, po czym przepełniona
radością wyzionęła ducha.
Miejsce jej
pochówku otaczano szczególnym kultem
– dziś jej relikwie spoczywają w
bolońskim kościele pod wezwaniem
świętego Zygmunta. Beatyfikował ją
papież Leon XII 20 grudnia 1826
roku.
Warto pamiętać o
tej błogosławionej – zwłaszcza dziś,
gdy dla wielu uroczystość Pierwszej
Komunii jest tylko i wyłącznie
wydarzeniem o charakterze
towarzyskim. Przyjęcia z roku na rok
stają się coraz bardziej wystawne,
gadżety i prezenty wręczane dzieciom
coraz droższe. A co ze świadomością
doniosłości tego wydarzenia? Czy i
ona jest coraz głębsza?
Najświętszy akt w
najświętszym miejscu - tak określał
Komunię Świętą kardynał Joseph
Ratzinger w książce „Bóg i świat”.
„Komunia święta jest spotkaniem
między dwiema osobami". Chrystus
wstępuje wówczas we mnie, a także i
ja mogę wstąpić w Niego. "Człowiek,
gdy przyjmuje Eucharystię, sam
zostaje przyjęty. Dorasta do
Chrystusa, staje się Mu podobny. I
na tym polega właśnie sens Komunii
Świętej”.
Należyte
przygotowanie do niej następuje zaś,
„gdy pozwalam Słowu Bożemu, by mnie
poruszyło, by do mnie przemówiło”,
co „oznacza, że słucham, że
przyjmuję – że tym samym otwiera się
we mnie, by tak rzec, szczelina,
przez którą może wstąpić Chrystus” –
wyjaśniał późniejszy papież Benedykt
XVI.
Czy błogosławiona
Imelda Lambertini potrafiłaby
umotywować swe pragnienie
przystąpienia do Komunii w podobny
sposób? Możliwe, że nie znalazłaby
równie głębokich i "fachowych"
sformułowań, gdyby ją o to zapytać.
Instynktownie jednak musiała
odczuwać podobnie...
13
maja .
Trzynastka. Nie taka pechowa
Troje dzieci
ponad 90 lat temu ujrzało na
pastwisku Kogoś, kto zmienił ich
życie. O tym, co usłyszały, do dziś
opowiada się niestworzone historie.
Po pierwsze:
Przesłanie o losach świata
W 1917 roku w
nikomu nieznanej dolinie Cova da
Iria objawiła się Maryja. Oznajmiła
słowa, które miały wstrząsnąć
Kościołem. Rosja właśnie kipiała,
przygotowując leninowską rewolucję.
Wokół wybuchały bomby I wojny
światowej. Na krańcu Europy troje
dzieci, które nigdy nie wytknęły
nosa poza swą zabitą dechami wioskę,
otrzymało przesłanie mające
przesądzić o losach świata.
Po drugie:
Zagrożony świat
Łucja miała
dziesięć lat, Franciszek dziewięć,
Hiacynta siedem. 13 maja
przestraszeni ujrzeli na wzgórzu
„przepiękną Panią”. Rozpoznali w
niej Maryję. Łucja nawet z Nią
rozmawiała (później czyniła to
wielokrotnie). Gość z nieba
opowiadał pastuszkom o ogromnej
tęsknocie Boga i mocy modlitwy.
Maryja prosiła: „Módlcie się w
intencji zagrożonego świata,
uciekajcie się do mojego
Niepokalanego Serca, pokutujcie w
intencji nawrócenia grzeszników”.
Pierwsza i druga
część objawienia dotyczyła przede
wszystkim straszliwej wizji piekła,
kultu Serca Maryi i drugiej wojny
światowej. Zapowiadała też ogromne
szkody, jakie miała wyrządzić
ludzkości odwracająca się od Boga
Rosja. Orędzie przypominało
proroctwo Jeremiasza: „Może
posłuchają i zawróci każdy ze swej
złej drogi, wtenczas Ja powstrzymam
nieszczęście”.
Po trzecie:
Tajemnica tajemnic
O trzeciej części
objawienia przez kilkadziesiąt lat
dyskutowano z wypiekami na twarzach.
Choć jej treść znali jedynie
papieże, napisano o niej tysiące
artykułów i książek. Opowiadano
niestworzone historie. W 2000 roku
Jan Paweł II, który z tajemnicą
zapoznał się tuż po zamachu na swoje
życie, zdecydował się ujawnić jej
treść: wizję odzianego w białą szatę
biskupa, który idzie przez na wpół
zrujnowane, na wpół żywe miasto, by
w końcu oddać życie pod ogromnym
krzyżem. Najważniejszym przesłaniem
orędzia było zdanie wołającego
mocnym głosem anioła: „Pokuta,
pokuta, pokuta!”. – Wizja opisuje
ogromne cierpienie świadków wiary
ostatniego stulecia drugiego
tysiąclecia – głosiło oficjalne
wyjaśnienie orędzia. – Po zamachu 13
maja 1981 roku jasno ukazało się
Jego Świątobliwości, że była
„matczyna ręka w prowadzeniu
pocisku”, pozwalająca „umierającemu
Papieżowi” zatrzymać się „na progu
śmierci”. Papież oddał biskupowi
Fatimy pozostały po zamachu pocisk.
Umieszczono go w koronie figury
Niepokalanej.
Po czwarte:
Mądrzy po szkodzie
O orędziach
fatimskich ludzie przypomnieli sobie
„po szkodzie”, gdy ujrzeli ogrom
zniszczenia, które zapowiadała
Maryja. Zgodnie z proroctwem, po
zakończeniu I wojny wybuchła druga,
bardziej krwawa. Rosja rzeczywiście
zalała świat swymi błędnymi naukami.
Kto zawczasu wierzył pastuszkom?
Przypomina mi się
inne, uznane przez Kościół
objawienie. Rwanda. Nastolatki z
Kibeho twierdzą, że widziały Matkę
Jezusa, która powiedziała:
„Przyszłam przygotować drogę mojemu
Synowi, ale wy tego nie chcecie
zrozumieć. Czas, który wam pozostał,
jest już krótki”. O tych słowach
ludzie przypomną sobie dopiero po
straszliwej rzezi. Wrócą do słów
objawień, będą kserować orędzia,
klękać z różańcami w dłoniach. Zbieg
okoliczności? Kolejny? Gdzie jest
Bóg? – pytamy oskarżycielskim tonem
w takich przypadkach. Jest zawsze
pierwszy. Wysyła swoją Matkę. Co z
tego, skoro zawczasu niewielu wierzy
w Jej przesłanie?
Po piąte: Słońce
tańczy
Maryja obiecała
Łucji, że 13 października uczyni
cud, potwierdzający prawdziwość
objawień. W ulewnym deszczu czekał
na niego stutysięczny tłum. Avelino
de Almeida, dziennikarz
przepowiadający wielką medialną
klapę, zdumiony notował: „Słońce
przypomina srebrzystomatowy dysk i
można patrzeć prosto na nie, bez
żadnego wysiłku. Nie piecze ani nie
oślepia. Ma się wrażenie, że właśnie
dokonuje się zaćmienie. Na oczach
zdumionych ludzi słońce zaczyna
drgać; w sposób nigdy wcześniej
nieoglądany i sprzeczny z prawami
kosmosu porusza się gwałtownie i
tańczy... Z piersi wiernych wyrwało
się radosne: Hosanna!”.
Świat po raz pierwszy usłyszał
orędzia.
Po szóste:
Sensacja!
To jej szukamy w
objawieniach. Śledzimy słowa,
starając się odgadnąć „dzień i
godzinę”. Możemy przegapić
najważniejsze: słowa niewinnego,
zapomnianego przez ludzi Boga. Słowa
„nawróćcie się” nie są groźbą, lecz
pełnym tęsknoty wołaniem: wróćcie do
Mnie, jestem samą miłością.
Fragmenty objawienia mówiące o
wojnie czy błędach Rosji nie są
straszakami, którymi Bóg grozi
niegrzecznym dzieciom. Pokazują, jak
wygląda świat, gdy wyrzuca się z
niego źródło życia.
Po siódme:
Pokrzywy
Pastuszkowie
bardzo dosłownie potraktowali
wezwanie do pokuty. Łucja notowała:
„Bawiliśmy się zbierając chwasty,
które gdy się je ściska w rękach,
wydają trzask. Hiacynta urwała
niechcący kilka pokrzyw, którymi się
poparzyła. Czując ból, ścisnęła je
jeszcze bardziej w rękach i
powiedziała do nas: »Znowu coś, aby
czynić pokutę«. Od tej pory czasami
chłostaliśmy się pokrzywami po
nogach”.
Po ósme: Krew
Z trzeciej
tajemnicy fatimskiej: „Pod ramionami
Krzyża były dwa Anioły, każdy
trzymający w ręce konewkę z
kryształu, do których zbierali krew
Męczenników”. – Pamiętam, jak
odwiedzałem kościoły rumuńskie,
gdzie kapłani oddawali za wiarę swe
życie. Czułem się jak niegodny
pielgrzym – wyjaśnia Daniel Ange. –
Widziałem, jak chciano zabić
Chrystusa, przebijając Jego ciało.
Zaczyna się czas oczyszczenia: wielu
księży będzie prześladowanych,
wsadzanych do więzień na przykład
dlatego, że powiedzą, że
homoseksualizm jest sprzeczny z
duchem Ewangelii. Nadchodzi era
męczenników.
Po dziewiąte:
Najmłodsi
Dwoje pastuszków
Hiacynta i Franciszek zmarło wkrótce
po objawieniach. Przed siedmiu laty
beatyfikował ich Jan Paweł II.
Zostali najmłodszymi błogosławionymi
w historii Kościoła. Dwa lata temu
dołączyła do nich ich kuzynka:
Łucja. Zmarła… 13 lutego w wieku 98
lat.
Po dziesiąte:
Dziesiątka
Dwa miesiące
przed swą śmiercią siostra Łucja
zdążyła napisać list do polskich
dzieci. Czytelnicy „Małego Gościa”
przeczytali: „Każdego dnia patrz we
własne serce. Ponad wszystko kochaj
Maryję i Jej Syna, Jezusa Chrystusa.
Odmawiaj Różaniec. Przynajmniej
jedną dziesiątkę każdego dnia.
Najlepiej z rodziną”.
Po jedenaste:
Córka Mahometa
Dlaczego Maryja
objawiła się w wiosce, która nosi
imię… córki Mahometa? – dziwi się
znany publicysta Vittorio Messori. –
W całej Europie Zachodniej istnieje
tylko jedno miejsce o takiej nazwie.
Dlaczego Maryja ukazała się właśnie
tam? Czy to przypadek? W tych
sprawach nic nie jest przypadkowe.
Fatima, córka Mahometa, w świecie
muzułmańskim jest związana z
apokaliptycznymi wydarzeniami końca
świata i pełni rolę związaną z
miłosierdziem.
Autor książki
„Przekroczyć próg nadziei”
przypomina, że zamach na Papieża
nieprzypadkowo miał miejsce 13 maja,
w rocznicę pierwszego objawienia.
Plac Świętego Piotra rozdarły
strzały. Wszechmoc objawiła się w
słabości. Bezradny, zakrwawiony
Papież na oczach świata ukazał
kwintesencję chrześcijaństwa:
przebaczył muzułmańskiemu
zamachowcy. Rok później przez
czterdzieści minut modlił się w
Fatimie, dziękując Maryi za
ocalenie.
Po dwunaste:
Fatima nad Wisłą
„Nasza Pani
zapewniła mnie, że nigdy mnie nie
opuści i że Jej Niepokalane Serce
będzie zawsze moją ucieczką i drogą”
– notowała Łucja. Po wojnie wielką
popularność zyskało nabożeństwo do
Niepokalanego Serca Maryi.
Trzynastego dnia miesiąca tłumy
ludzi gromadzą się w kościołach na
Różańcu i procesji światła.
Nabożeństwo przyjęło się również nad
Wisłą. Do dziś pamiętam
wielotysięczną procesję, jaką
widziałem w Miejscu Piastowym na
Podkarpaciu.
Po trzynaste:
Obietnica
Rosja się
nawróci, moje Serce zatriumfuje...
Jak nierealnie brzmią dziś te słowa.
Siostra Łucja, która na
kilkadziesiąt lat zamknęła się w
Karmelu, przez kraty klasztoru
oglądała koszmar II wojny światowej,
widziała, jak przewidziane przez
Maryję błędy Rosji zaraziły świat.
Wyrastały łagry, obozy śmierci.
Mniszka była jednak spokojna. Miała
wiele wewnętrznej pogody ducha.
Dlaczego? Bo Piękna Pani zapewniła:
„Na końcu Moje Niepokalane Serce
zwycięży”.
Tak będzie. Skoro
to obiecała…
13
maja .
Św. Juliana w NorwichWszystko
będzie dobre
Nasz Pan
powiedział: „Pragnę, abyś wiedziała,
że skoro obróciłem największe zło w
dobro, przemienię również w dobro
wszelkie inne zło, jakiekolwiek by
było” .
Niech mi wybaczy
św. Stanisław, ale pisałem o nim w
tym miejscu rok temu. Więc dziś słów
parę o kobiecie, średniowiecznej
mistyczce z Anglii – Julianie z
Norwich (ok. 1343–1417), wspominanej
również 8 maja. Niewiele wiemy o jej
życiu, nawet nie znamy jej imienia.
Tomasz Merton uważał ją za
największego z angielskich mistyków.
Wiadomo, że żyła jako pustelnica
przy kościele św. Juliana w Norwich
(stąd jej przydomek). W roku 1373
zapada na ciężką chorobę i jest
bliska śmierci.
Doznaje cudownego
wyzdrowienia. Otrzymuje szesnaście
mistycznych widzeń, których tematem
jest miłość Boga objawiona w męce
Chrystusa. Po 20 latach rozważań nad
treścią tych objawień spisuje swoje
refleksje. Powstaje książka
„Objawienia Bożej Miłości”, pierwsze
angielskie dzieło napisane przez
kobietę, łączące w sobie mistyczne
doświadczenie z głęboką teologiczną
refleksją. To, co uderza w tym
tekście, to wielka nadzieja
zbawienia dla wszystkich.
Jak refren
powracają słowa pocieszenia, które
Juliana usłyszała od Jezusa:
„Wszystko będzie dobrze”. To
odpowiedź na dręczący ją problem zła
i grzechu. „Rozważając te sprawy,
ciągle się jednak niepokoiłam i
martwiłam. Z wielką obawą
powiedziałam naszemu Panu: »Jak
wszystko może być dobrze, skoro
przez grzech tak wielka rana została
zadana stworzeniu?«. Pragnęłam
nieśmiało otrzymać więcej wyjaśnień
dla spokoju własnego umysłu. Nasz
błogosławiony Pan odpowiedział
pogodnie i z łagodnością, ukazując
mi, że największym złem, jakie
kiedykolwiek się stało, był grzech
Adama. (…) Pouczył mnie także, że
powinnam wziąć pod uwagę, jak
wspaniałe było zadośćuczynienie za
ten grzech. (…) Nasz Pan chciał
przez to powiedzieć: »Pragnę, abyś
wiedziała, że skoro obróciłem
największe zło w dobro, przemienię
również w dobro wszelkie inne zło,
jakiekolwiek by było«”. Pustelnica z
Norwich przekonuje, że jedynym
dobrem dla człowieka jest Bóg, pełen
czułej miłości. „Ujrzałam, że On
jest dla nas wszystkim, pełnią
dobroci i pociechy. Jest szatą,
która otula nas miłością i obejmuje
nas, otacza czułością, by nigdy nas
nie opuścić”.
Na wiele wieków
przed św. Faustyną angielska
pustelnica staje się głosicielką
Bożego miłosierdzia. Wzywa do
zaufania Jezusowi, Jego leczącej
miłości. „Za każdym razem, gdy w
swoim szaleństwie zwracamy
spojrzenie ku temu, co zabronione,
nasz Bóg i Pan wzywa nas przez czułe
dotknięcie, mówiąc nam w duszy:
»Umiłowane dziecko, porzuć to, co
kochasz. Myśl o Mnie, Ja jestem
wszystkim, czego pragniesz. Raduj
się swoim zbawcą i ciesz się swoim
zbawieniem«. (…) Nasz łaskawy Pan
nie życzy sobie, aby Jego słudzy
wpadali w rozpacz, nawet jeśli
grzeszyli często i ciężko. Kocha nas
pomimo naszych upadków. Zawsze trwa
w nas działanie Jego pokoju i
miłości, choć my nie zawsze w nich
trwamy”.
Te mistyczne
teksty wolne od przesadnej
egzaltacji, promieniujące jakąś
kobiecą łagodnością, działają jak
balsam. Nadzieja dodaje skrzydeł.
14
maja .
Trzynasty
Apostoł?
Ilu było
apostołów? W Ewangelii według św.
Łukasza czytamy: ”Jezus całą noc
spędził na modlitwie do Boga. Z
nastaniem dnia przywołał swoich
uczniów i wybrał spośród nich
dwunastu, których też nazwał
apostołami” (Łk 6,13). Liczbę
dwunastu potwierdzają także
pozostali Ewangeliści.
Jakie jest jej
znaczenie? Dlaczego po zdradzie
Judasza, a bezpośrednio przed
Zesłaniem Ducha Świętego,
uzupełniono krąg dwunastu apostołów
wyborem Macieja? Odpowiedź przynoszą
teksty Nowego Testamentu. Za Jezusem
podążało wielu uczniów, jednak nie
wszyscy szli za Nim cały czas,
niektórzy dołączali tylko na krótko,
inni bez łączenia się z uczniami
naśladowali Jego działalność,
wyrzucając w Jego imię złe duchy.
Uczniem Jezusa mógł zostać każdy,
kto był gotów przyjąć Jego warunki.:
”Jeśli kto chce pójść za Mną, niech
się zaprze samego siebie, niech
weźmie krzyż swój i niech Mnie
naśladuje!” (Mk 8,34).
Rola apostołów
była odmienna i nie wszyscy
uczniowie stali się apostołami. Z
szerszego kręgu uczniów Jezus wybrał
tych, których sam chciał i uczynił z
nich grupę określaną w Ewangeliach
terminami ”dwunastu” lub
”apostołowie”. Ich zadania były
związane ściśle z Jezusem oraz z
Jego działalnością: ”aby Mu
towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na
głoszenie nauki, i by mieli władzę
wypędzać złe duchy” (Mk 3,14-15). Te
trzy zadania powołani wypełniali w
dwóch okresach: najpierw podczas
ziemskiej działalności Jezusa, a
następnie po Jego zmartwychwstaniu i
wniebowstąpieniu. W okresie
przedpaschalnym pierwsze zadanie
wyrażało się w widzialnej więzi
apostołów z Mistrzem, a w okresie
popaschalnym polegało na duchowej
przynależności do Niego. Dwa
następne zadania, czyli głoszenie
nauki i egzorcyzmy, w pierwszym
okresie były skierowane tylko do
Izraela, a po Zmartwychwstaniu ich
adresatami stali się wszyscy ludzie,
którzy dzięki działalności dwunastu
apostołów tworzyli nowy Izrael -
Kościół. Jaki sens miało powołanie
takiej, a nie innej liczby
apostołów?
Dlaczego było ich
dwunastu?
W starożytnej
symbolice liczba ta pojawiała się
bardzo często. Dwanaście znaków
zodiaku dzieliło gwiazdy na
dwanaście obszarów nieba. Rok
tworzyło dwanaście miesięcy. W
Egipcie każdej z dwunastu godzin
dnia odpowiadała jedna postać
słońca. Przykładów można przytoczyć
o wiele więcej. W Biblii dwunastka
symbolizowała przede wszystkim
pełnię i wielkość. Symbolika
biblijna wyjaśnia pewien paradoks: z
jednej strony Abraham otrzymał od
Boga obietnicę licznego potomstwa,
które miało stać się wielkim
narodem; z drugiej - potomkowie
patriarchy nie byli narodem większym
i mocniejszym niż ludy tworzące
imperia starożytnego Wschodu:
Egipcjanie, Asyryjczycy,
Babilończycy czy Persowie. Wielkość
ludu Bożego nie wyrażała się w
arytmetycznych jednostkach, lecz w
zachowaniu narodu jako całości.
Obietnica dana
Abrahamowi wypełniła się w dziejach
dwunastu synów Jakuba i dwunastu
pokoleń Izraela. Motyw ten jest
uwydatniony w Biblii hebrajskiej.
Podczas wędrówki przez pustynię
Mojżesz wybrał dwunastu zwiadowców,
po jednym z każdego pokolenia. Po
przejściu Jordanu Izraelici ustawili
dwanaście kamieni pamiątkowych na
oznaczenie każdego pokolenia. Księgi
proroków piszących dzieliły się na
trzech proroków większych (Izajasz,
Jeremiasz, Ezechiel),
symbolizujących patriarchów, oraz
dwunastu proroków mniejszych (od
Ozeasza do Malachiasza), będących
symbolem dwunastu synów Jakuba. Na
uroczystym stroju arcykapłańskim
znajdowało się dwanaście kamieni -
symbol całości Izraela.
W tekstach Nowego
Testamentu znaczenie liczby dwunastu
apostołów również wykracza daleko
poza jej numeryczne znaczenie.
Nauczając w Galilei, Jezus zwraca
uwagę na liczne tłumy podążające za
Nim. Wskazuje na potrzebę działania,
odwołując się do czytelnego obrazu:
”Żniwo wprawdzie wielkie, ale
robotników mało” (Mt 9,37).
Konieczność zebrania całego i
wielkiego żniwa wymaga, aby
żniwiarzy było dwunastu. Tym żniwem
jest Izrael złożony z dwunastu
pokoleń, dlatego Jezus wybiera
dwunastu apostołów, których wysyła z
misją wzywania do nawrócenia.
Dwunastu apostołów otrzymuje
szczegółową zapowiedź Męki, Śmierci
i Zmartwychwstania, których będą
świadkami wobec całego Izraela.
Dwunastu reprezentuje lud Nowego
Przymierza podczas Ostatniej
Wieczerzy.
Misja Dwunastu
trwa mimo zdrady Judasza i jego
odejścia, jak potwierdza to
najstarsze wyznanie wiary Kościoła:
”zmartwychwstał trzeciego dnia,
zgodnie z Pismem; i ukazał się
Kefasowi, a potem Dwunastu” (1 Kor
15,4-5). Misja apostołów nie
ogranicza się do ziemskiej
działalności, lecz według obietnicy
Jezusa ma być realizowana aż do
czasów ostatecznych: ”wy, którzy
poszliście za Mną, zasiądziecie
również na dwunastu tronach, sądząc
dwanaście pokoleń Izraela” (Mt
19,28). Początkiem tej powszechnej
misji jest Zesłanie Ducha Świętego,
dlatego przed tym fundamentalnym
wydarzeniem trzeba uzupełnić krąg
dwunastu apostołów. Piotr wyraża to
przekonanie, kiedy określa warunki,
które powinien spełniać kandydat na
apostoła: ”Trzeba więc, aby jeden z
tych, którzy towarzyszyli nam przez
cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał
z nami, począwszy od chrztu Janowego
aż do dnia, w którym został wzięty
od nas do nieba, stał się razem z
nami świadkiem Jego
zmartwychwstania” (Dz 1,21-22).
Modlitwa apostołów nad dwoma
kandydatami spełniającymi te warunki
odpowiada modlitwie Jezusa przed
ustanowieniem dwunastu apostołów.
Wybór bowiem należy do Boga: ”Ty,
Panie, znasz serca wszystkich, wskaż
z tych dwóch jednego, którego
wybrałeś, by zajął miejsce w tym
posługiwaniu i w apostolstwie,
któremu sprzeniewierzył się Judasz,
aby pójść swoją drogą” (Dz 1,24-25).
Modlitwa ta wskazuje na Boga jako
Tego, który wybiera dwunastego
apostoła.
Maciej jest darem
Pana
Chociaż jest on
wzmiankowany tylko w tym fragmencie
Nowego Testamentu, to jednak
wzmianka ta jest bardzo znacząca. W
obydwu księgach Łukasza - w
Ewangelii i Dziejach Apostolskich -
imiona odpowiadają roli
pojawiających się postaci. Greckie
imię Matthias to skrócona forma,
która pochodzi od hebrajskiego
imienia Mattatyah, czyli ”dar
Jahwe”. Nie tylko modlitwa
apostołów, lecz także sposób wyboru
dwunastego apostoła uwydatnia tę
prawdę: ”I dali im losy, a los padł
na Macieja. I został dołączony do
jedenastu apostołów” (Dz 1,26). Dar
Macieja poprzedza największy dar dla
Kościoła. Zesłanie Ducha Świętego
przedstawione jest we fragmencie
Dziejów Apostolskich bezpośrednio po
opisie wyboru Macieja. Duch Święty
jest darem Pana dla całego Kościoła
reprezentowanego przez dwunastu
apostołów.
15
maja .
Święty Izydor Oracz.
Anielska orka
Święty Izydor
Oracz urodził się około 1070 roku w
okolicach Madrytu, którego dziś jest
patronem.
Jego kult i sława
sięgają jednak znacznie dalej poza
Półwysep Iberyjski. Izydor Oracz to
jeden z najpopularniejszych
hiszpańskich świętych. Przez całe
życie pracował na roli - początkowo,
jako zwykły parobek, później
najemnik, z czasem zaś jako
zarządzający majątkiem swego
przełożonego, barona Juana de
Vargasa.
Pewnego razu
pracujący wraz z Izydorem robotnicy
donieśli na niego, iż ten zamiast
wykonywać powierzone mu obowiązki,
codziennie spędza zbyt wiele czasu
na modlitwie w pobliskiej świątyni.
Zaniepokojony tymi relacjami
właściciel plantacji postanowił udać
się do Izydora i sprawdzić, jak jest
naprawdę. Kiedy przybył na miejsce
zobaczył modlącego się pod drzewem
Izydora i... dwie postacie
anielskie, które orały za niego
pole.
Innego znów dnia
Izydor pracował wspólnie z dwójką
aniołów, wykonując w ten sposób
pracę przeznaczoną niejako dla
trzech osób. Widząc to wszystko Juan
de Vargas mianował świętego zarządcą
swoich dóbr.
Żoną Izydora była
błogosławiona Maria Toribia, znana
także jako Maria de la Cabeza, która
urodzić miała mu syna tuż przed
zajęciem Madrytu przez Arabów. Z nią
także wiążą się legendy. Jedna z
nich relacjonuje zdarzenie, do
którego doszło, gdy małżonkowie
karmili przybyłych do ich domu
ubogich. W pewnym momencie w kuchni
zabrakło jedzenia, o czym Maria
przyszła poinformować przebywającego
z ubogimi w izbie Izydora. Gdy
jednak po chwili powróciła do
kuchennego stołu, okazało się iż
puste jeszcze przed chwilą garnki
znów, w cudowny sposób się
napełniły.
Żywot i powyższe
legendy dotyczące świętego Izydora
Oracza znamy głównie z dzieła
diakona Juana z Saragossy, który
spisać miał je około 1275 roku. W
sztuce hiszpańskiej istnieją całe
cykle przedstawień, ukazujące
świętego,
jako
rolnika dokonującego różnorakich
cudów. Jednym z takowych miało być
wskrzeszenie córki barona Juana de
Vargasa.
Izydor zmarł
około 1130 roku. Po śmierci miejsce
jego pochówku zaczęto otaczać
szczególnym kultem. Przy grobie
Izydora, znajdującym się w kościele
świętego Andrzeja w Madrycie, chorzy
doświadczali cudownych uzdrowień.
Jedną z takich osób miał być król
Hiszpanii Filip III, który w
podzięce za otrzymane za
wstawiennictwem świętego łaski,
ufundował nowy relikwiarz na jego
szczątki.
Beatyfikował go
papież Paweł V w 1619 roku,
kanonizował zaś Grzegorz XV w 1622
roku. W wielu krajach w dniu jego
święta odbywają się festyny ludowe,
kiermasze, i barwne procesje.
Szczególnie uroczyście obchodzi się
jego wspomnienie w regionach
rolniczych. Na Filipinach na
przykład 15 V każdego roku mają
miejsce specjalne targi uliczne, w
czasie których prezentuje się i
sprzedaje produkty wykonane
wyłącznie z liści pandanowych.
Święty Izydor Oracz i błogosławiona
Maria Toribia.
16
maja .
Święty
Andrzej Bobola
Gdy w końcu
odnaleziono trumnę, zdumienie
zaparło wszystkim dech w piersiach.
Spoczywało w niej ciało męczennika...
idealnie zachowane. To niemożliwe!
Przecież zginął 45 lat temu.
Krwawe słońce
zachodziło nad Pińskiem. Wieczorem
16 kwietnia 1702 roku zmęczony
Marcin Godebski, rektor miejscowego
kolegium, kładł się spać. Był
wyczerpany. Od dawna trawił go
smutek. Polskę rozdarła wojna
domowa. Wojska saskie, moskiewskie i
konfederackie pustoszyły kraj. Pińsk
widział już wiele przelanej krwi.
Godebski zaczął się żarliwie modlić.
Wkrótce zasnął. Nagle ujrzał
nieznanego jezuitę, z którego twarzy
biła nieprawdopodobna jasność.
Postać przedstawiła się: – Jestem
Andrzej Bobola, kapłan zamordowany
przez kozaków. Obiecuję, że otoczę
wasze kolegium opieką. Pod jednym
warunkiem. – Jakim? – zdumiał się
rektor. – Odszukasz moje ciało
pochowane w zbiorowej mogile pod
kościołem.
Ruszyły
poszukiwania. Nikt nie słyszał o
zakonniku. Po dwóch dniach do
rektora przybiegł mieszczanin, który
znalazł w domu kartę z nazwiskami
osób pochowanych w krypcie. Na
jednej z nich przeczytano: „Ks.
Andrzej Bobola, 16 maja 1657 roku
okrutnie zamordowany przez
niegodziwych kozaków, rozmaicie
dręczony, w końcu odarty ze skóry”.
Gdy w końcu odnaleziono trumnę,
zdumienie zaparło wszystkim dech w
piersiach. Spoczywało w niej ciało
męczennika... idealnie zachowane. To
niemożliwe! Przecież zginął 45 lat
temu – dziwili się świadkowie.
Najdziwniejsze były liczne ślady
tortur: krew nie okrzepła, ale była
świeża.
Wkrótce o
męczenniku zaczęła szeptać cała
wschodnia Rzeczpospolita. Jego
zachowane od zniszczenia ciało
chciały zobaczyć prawdziwe tłumy,
tysiące zaczęły modlić się za jego
wstawiennictwem. Ciało nosiło
znamiona nieprawdopodobnych
cierpień. Jak do nich doszło?
Napadli go kozacy, oskarżając
jezuitę, że odwodzi ludzi od
prawosławia. Mógł uciec, a jednak
zdecydował się pozostać. Wkrótce
słowa modlitwy zagłuszył wściekły
świst nahajek.
Osoby o słabych
nerwach mogą pominąć opis męczeństwa
jezuity i przejść do kolejnego
akapitu. Wśród szyderstw żołnierze
założyli mu koronę z cierni. Przy
pomocy dębowych gałęzi ścisnęli mu
głowę tak mocno, że oczy kapłana
wyszły na wierzch. Uderzenia w twarz
pozbawiły go zębów, wyrywano mu
paznokcie, zrywano wielkie płaty
skóry. Wyłupiono oko, spalono żywym
ogniem boki, brutalnie wyrwano
język. Zmaltretowany starzec do
końca szeptał: „Jezus, Maryja” i
wzywał katów do nawrócenia. Widząc
jego konwulsje, kozacy ryknęli: –
Zobaczcie, jak on tańczy!
Gdy święty
przypomniał o sobie po 45 latach,
wkrótce pojawiły się świadectwa
cudownych uzdrowień, a nawet
wskrzeszeń! Maciej Grudziński z
Pińska miał wybłagać wskrzeszenie
swej czteroletniej córeczki.
Rok temu
przeprowadzałem wywiad z pewnym
biskupem. Na zakończenie rozmowy,
już w drzwiach, hierarcha rzucił: –
Proszę przyjąć na pamiątkę książkę,
nasze najnowsze wydawnictwo.
„Andrzej Bobola” – przeczytałem na
okładce. Po powrocie w domu
zerknąłem na kalendarz i zdumiałem
się: uroczystość św. Andrzeja
Boboli. A więc święty znów o sobie
przypomniał!
16
maja .
Św.
Brendan i towarzysze. Święty żeglarz
W Irlandii,
Szkocji, Walii, czy Bretanii jest
jednym z najbardziej czczonych i
najpopularniejszych świętych.
Zalicza się go nawet do grona tzw.
12 Apostołów Irlandii. Kim był św.
Brendan?
Na świat
przyszedł około 485 roku. Wychowywał
się w okolicach irlandzkiego portu
Tralee. W hrabstwie Galway założył
słynne opactwo w Clonfert, choć za
jego sprawą w Irlandii powstało
także wiele innych klasztorów i
kościołów. Zmarł około 580 roku.
Jak widać, faktów
dotyczących życia świętego, do
naszych czasów nie przetrwało zbyt
wiele. Przetrwały za to niezwykłe
opowieści o jego wyczynach i
podróżach, które zebrano w
średniowiecznej, hagiograficznej
historii „Navigatio sancti Brendani”.
Św. Brendan,
niczym starogrecki Odyseusz, wyrusza
tu na morską wyprawę, w czasie
której odwiedza kolejne cudowne
wyspy. Zanim jednak rozpocznie się
ta swoista „Odyseja dawnego kościoła
iryjskiego”, święty musi zebrać 14
mnichów, zbudować skórzaną łódź i
przez 40 dni pościć.
Celem podróży
jest rajska wyspa, którą Jerzy
Gąssowski – autor „Mitologii Celtów”
– nazywa Krajem Obietnicy Świętych.
W publikacji „O świętym
Brendanie-Żeglarzu tudzież o innych
świętych i bohaterach” autorstwa
Lady Gregory czytamy, że jeden z
bohaterów tej historii miał widzenie
w czasie którego oglądał „przecudną
jakowąś wyspę, gdzie aniołowie Pana
służby wszelakie pełnili (…) ukryte
miejsce owo (…) to kraina na krańcu
świata leżąca, którą wybranym swoim
On jeno okazuje, a w końcu sam ją
nawiedzi”.
To ziemski raj,
pierwsza siedziba Adama i Ewy. O
wyspie tej czytamy, że „każde ziele
na niej gięło się pod kwieciem, a
każde drzewo pod mnóstwem owoców. A
co się tyczy ziemi, połyskiwała ona
taką mnogością szlachetnych kamieni,
że i w niebiosach samych bogatszej
nie było”.
Bęben
świętego
Podczas Dnia św.
Patryka jest i miejsce dla św.
Brendana. Tu upamiętniono go na
bębnie. Zdjęcie z parady w
amerykańskim mieście Belmar w 2010
r. Brendan i jego towarzysze rzecz
jasna zdołają do niej dotrzeć, ale
zanim to nastąpi odwiedzą wiele
innych, fantastycznych miejsc –
chociażby takich, jak Wyspa Ptaków,
której pierzaści mieszkańcy zamiast
ćwierkać, śpiewają Bogu psalmy.
Na innej wyspie
pasły się owce większe od wołów, na
kolejnej spotkali Judasza, któremu
przez chwilę dane było odpocząć od
mąk piekielnych (w piekle przebywał
wraz z Piłatem, Herodem, Annaszem i
Kajfaszem). Każdą Wielkanoc spędzać
mieli zaś na wyspie, która okazywała
się potem być grzbietem wieloryba.
W „Navigatio
sancti Brendani” pojawiają się także
m.in. mityczne zwierzęta takie jak
gryf, czy olbrzymi potwór morski
Jasconius. Rozpętuje się też
trwająca 4 miesiące burza morska.
Ale czy to oznacza, że należy
traktować tę opowieść wyłącznie jako
baśń? Hagiograficzną legendę?
Nie do końca.
Literaturoznawcy odnajdują w niej np.
echa mitów, eposów i opowieści
staroceltyckich. Wszak to właśnie
Celtowie wierzyli, że po śmierci nie
tyle trafia się do nieba, co właśnie
na szczęśliwą, rajską wyspę, której
poszukuje św. Brendan i jego mnisi.
Istnieje także
teoria zgodnie z którą święty
rzeczywiście odbył liczne morskie
podróże. Odwiedzić miał w ich
trakcie nie tylko Szkocję, Walię,
czy Brytanię, ale także dopłynąć do
Ameryki i odkryć ją przed Kolumbem.
Odkryć miał także Wyspy Owcze i
Islandię.
Przygody Brendana
w wiekach średnich tłumaczono na
wiele języków – chociażby na
niemiecki, norweski, włoski, czy
flamandzki, co miało spory wpływ nie
tylko na rozwój jego kultu, ale
także na kształtowanie się pojęć z
dziedziny geografii.
W Kościele
katolickim co roku wspomina się go
16 maja.
17
maja .
Patron
kongresów eucharystycznych
Święty Paschalis
przyszedł na świat 16 maja 1540 r. w
miejscowości Torre Hermoza, leżącej
w hiszpańskiej Aragonii. Jego
rodzice zajmowali się rolą.
Święty Paschalis na obrazie
autorstwa Giovanniego Battisty
Tiepolo.
W latach
młodzieńczych przyszły wybitny
kaznodzieja i święty Kościoła
najczęściej trudnił się pasterstwem.
Jego wielkim marzenie było nauczyć
się czytać i pisać. Niestety,
sytuacja finansowa nie pozwalała
rodzinie na pokrycie wysokich
kosztów edukacji.
Pomysłowy
Paschalis wymyślił, więc dla siebie
nieco inny sposób kształcenia.
Zabierał po prostu, przypadkiem
zdobyte książki i druki na pastwisko
i gdy tylko widział, że z oddali
konno nadjeżdża ktoś bardziej
zamożny, podbiegał do niego i prosił
o przeczytanie mu jednego słowa,
bądź zdania, które starał się
zapamiętać. W ten oto, osobliwy
sposób, Paschalis nie tylko przestał
być analfabetą, ale w przyszłości
miał się stać nawet autorem
niewielkich traktatów dogmatycznych
i ascetycznych. Istnieją, bowiem
świadectwa potwierdzające fakt, iż
Paschalis miał zwyczaj zapisywać na
luźnych kartkach ważne dla niego
myśli i cytaty, które następnie
zszywał w bruliony zwane
cartapacci - te jednak do
naszych czasów nie zachowały się...
W 1564 roku
wstąpił do zgromadzenia
franciszkanów nieopodal Alicante.
Początkowo – z uwagi na zaniedbany
wygląd – nie chciano go przyjąć. Gdy
wreszcie przekonał do siebie
niechętnych mu wcześniej zakonników,
pełnił posługę między innymi
furtiana i ogrodnika. Gotował także
posiłki dla najuboższych, które im
później osobiście rozdawał.
Legendy głoszą,
że gdy pewnego dnia zużył ostatnie
warzywa z przyklasztornego ogrodu,
przez noc na ich miejsce wyrosły
nowe. Jego motto życiowe brzmiało:
"dla Boga i Zbawiciela potrzeba mieć
serce dziecka, dla bliźniego serce
matki, dla siebie serce sędziego",
zaś nauki świętych Franciszka i
Piotr z Alkantary były mu szczególne
bliskie.
W 1576 roku
wysłano Paschalisa do Paryża. Miał
dostarczyć ważne pisma Ministrowi
Generalnemu, przygotowującemu
Kapitułę Generalną. Niczym bohater
powieści łotrzykowskiej, przedzierał
się Pasachalis przez terytorium
szarganej wojnami z hugenotami
Francji. Dokumenty zaszyte miał w
wewnętrznych kieszeniach habitu.
Kilkakrotnie aresztowano go i
pobito, a w pobliżu Orleanu cudem
uniknął ukamienowania.
Doświadczał
Paschalis wielu przeżyć mistycznych,
w których najczęściej objawiała mu
się Hostia eucharystyczna. Miał też
być obdarzony charyzmatem proroctwa.
„Papież Innocenty XII uważał, że
Paschalis posiadał dar wiedzy wlanej
przez Ducha Świętego” – pisał
franciszkanin Tadeusz Słotwiński w
biografii świętego.
Zmarł 17 maja
1592 roku w klasztorze w Villarreal.
Tam też go pochowano. Beatyfikowano
go w 1618, kanonizowany został
natomiast przez papieża Aleksandra
VIII w 1690 roku.
Jest patronem
pasterzy, kucharzy oraz bractw,
stowarzyszeń i kongresów
eucharystycznych. Papież Leon XIII
pisał w liście apostolskim
Providentissimus Deus z 28 listopada
1897 roku o Paschalisie w sposób
następujący: „z powodu swej wielkiej
gorliwości w publicznym wyznawaniu
wiary w eucharystyczną obecność
Jezusa Chrystusa musiał wiele znieść
i wycierpieć ze strony przeciwników
wiary”.
Jako ciekawostkę
warto podać fakt, że w Hiszpanii
oraz we Włoszech kobiety mają
zwyczaj modlić się o to, by przyszły
mąż był równie dobry i przystojny
jak święty Paschalis.
18
maja .
Podróżnik i reformator
Jan I urodził się
w Toskanii. Był przyjacielem
słynnego filozofa i męża stanu
Boecjusza, który zasięgał u niego
rad na temat swych pism. W chwili
wyboru na Stolicę Piotrową Jan był
już człowiekiem starym i schorowanym.
W czasie jego
panowania wszedł w życie dekret
cesarski, nakazujący zamknięcie
wszystkich ariańskich kościołów w
Konstantynopolu. Pozbawił on arian i
wielką liczbę Gotów posad
państwowych. Władający Italią król,
arianin Teodoryk Wielki,
zaniepokojony i rozgniewany tymi
poczynaniami wezwał papieża na swój
dwór i zmusił do podróży na Wschód,
aby wstawił się za arianami.
Jan I dotarł do
stolicy cesarstwa bizantyjskiego w
525 roku. Przyjęto go niezwykle
uroczyście, całe miasto wyszło mu na
spotkanie. Cesarz pokłonił się przed
namiestnikiem św. Piotra. Podczas
uroczystości wielkanocnych
odprawiono Mszę św. w obrządku
łacińskim, a papież zamiast
patriarchy nałożył cesarzowi
tradycyjną koronę wielkanocną.
Podróż ta i misja były jednak w
gruncie rzeczy niezwykle
upokarzające. Nic nie mogło ukryć
narastających napięć...
Teodoryk, na
wieść o tym, że misja nie zakończyła
się tolerancją dla arian, wpadł w
jeszcze większy gniew. Chorobliwie
podejrzliwy, skazał już na śmierć
swojego ministra- Boecjusza i inne
osobistości pod zarzutem
zdradzieckiej korespondencji z
cesarzem. Pozytywna reakcja papieża
na ciepłe przyjęcie w
Konstantynopolu napełniło go obawą,
że i następca św. Piotra może go
zdradzić.
Gdy tylko papież
przyjechał do Rawenny, natychmiast
został wtrącony do więzienia.
Niepewny swego losu, schorowany i
wyczerpany podróżą niedługo potem
załamał się i zmarł. Jan uważany był
za męczennika. Jego ciało
przewieziono do Rzymu i pochowano w
nawie bazyliki św. Piotra. Jan I
znany jest w historii także z tego,
że ustanowił rok kościelny
rozpoczynający się w dniu
Wielkanocy, zgodnie z
aleksandryjskim zwyczajem, który
został przyjęty w Rzymie. Rozpoczęto
także praktykę liczenia lat od
narodzin Jezusa Chrystusa.
18
maja .
Na
kłopoty Papczyński
Nie szła mu nauka,
wyleciał nawet ze szkoły, a później
został cenionym nauczycielem. Chciał
zreformować swój zakon, ale bracia
okrzyknęli go wichrzycielem, a nawet
wsadzili do więzienia. Nowy polski
błogosławiony nie pasuje do łzawych,
cukierkowych żywotów świętych.
Fale Dunajca
zalewały maleńką łódkę. Górale
zacisnęli dłonie na wiosłach. W
łodzi skuliła się kobieta w
widocznej ciąży. Była przerażona.
Wśród wirów i wysokich fal zaczęła
się gorliwie modlić. Błagała o
ocalenie. Wzywała na pomoc Maryję i
powierzała Jej życie swojego
nienarodzonego dziecka. Oj, gdyby
wiedziała, jakie to błogosławieństwo
wyda owoce…
Ten przeklęty
alfabet!
Janek urodził się
18 maja 1631 r. w Podegrodziu,
starej sądeckiej wsi położonej na
brzegu Dunajca. Często widział matkę
z różańcem w dłoniach, pomagał jej
też dekorować drewniane beskidzkie
kapliczki. Gdy skończył się czas
beztroskich zabaw i trzeba było
posłać Jasia do szkoły, pojawił się
problem. Chłopak w żaden sposób nie
mógł przebrnąć przez elementarne
nauki. Jego starszy brat Piotr uczył
się wzorowo, dla Janka nauka
alfabetu była koszmarem. Ojciec
machnął ręką: Nie ma sensu posyłać
go do szkoły. Niech uczy się lepiej
fachu. I tak w przyszłości będzie
kowalem jak ja. I posłał chłopaka na
łąkę. Miał paść owce.
Janek czuł się
upokorzony. Górale widywali go
często, jak siedząc na zielonych
łąkach, modlił się. I wówczas
zdarzyło się coś, co zaskoczyło całą
rodzinę. Nadzwyczajna łaska (jak
chcą biografowie), a może zwykły
góralski upór sprawiły, że Jasiek
potajemnie wrócił do szkoły i zaczął
się znakomicie uczyć. Podobno
alfabet wykuł w ciągu jednego
popołudnia! Odtąd nie miał już
problemów z nauką.
Kto by pomyślał,
że niebawem wyrośnie na nauczyciela
i autora poczytnych podręczników, a
nawet na kandydata na ołtarze, do
którego modły zanosić będą
uczniowie, którzy najchętniej szkoły
omijaliby szerokim łukiem.
W rynsztoku
Młody Jan
Papczyński skończył szkołę w
Podegrodziu, Nowym Sączu, a później
wyruszył do Jarosławia i dalej na
wschód, do Lwowa. Bardzo chciał
uczyć się w tutejszym kolegium
jezuitów. Spotkało go jednak ogromne
rozczarowanie. Nie został przyjęty.
Nie miał listów polecających.
Pozostał samotny w ogromnym
rozpędzonym mieście. By przeżyć,
zaczął udzielać korepetycji. Lato
1648 wspomina jak koszmar. Najpierw
na cztery miesiące zwaliła go z nóg
wysoka gorączka, a potem całe ciało
pokrył paskudny świerzb. Był tak
odrażający, że rodzina, u której
wynajmował pokój, wyrzuciła go na
bruk. Wylądował na ulicy. Wałęsał
się zziębnięty po zaułkach miasta,
przymierając głodem. Dotknął dna.
Przy życiu trzymała go jedynie
modlitwa. Doskonale odnajdywał się w
krzyku psalmisty: „Z głębokości
wołam do Ciebie, Panie”. I wówczas
nieoczekiwanie spotkał nieznajomego
towarzysza, który zaopiekował się
nim. Jan trafił do domu. Wrócił do
pełni sił.
Sobieski na
kolanach
Po nauce w
pobliskim Podolińcu spróbował
jeszcze raz sił w kolegium jezuitów
we Lwowie. Tym razem został
przyjęty. Radość studiowania nie
trwała długo. Gdy do miasta zbliżyli
się zbuntowani kozacy, Papczyński
ruszył do kolegium w Rawie
Mazowieckiej. Miał 23 lata. Życie
stało przed nim otworem. Rodzice
mieli już gotowy plan: chcieli go
ożenić z bogatą panną. Janek niemal
zwiał ze swego wesela. Przez góry
uciekł do spiskiego Podolińca i
zapukał do klasztoru pijarów. Chciał
zostać zakonnikiem.
W lipcu 1654 r.
rozpoczął nowicjat. Wokół szalała
wojenna zawierucha. Uroczysta
profesja odbyła się w czasie potopu
szwedzkiego. Warszawa padła, cały
kraj stanął w ogniu. Papczyński
został nauczycielem retoryki. W 1661
r. wyświęcony na kapłana, przyjął
imię Stanisław. Odtąd przez lata
obowiązki kapłańskie dzielił z pracą
naukową. Już niebawem ludzi
zachwyciła pasja, z jaką głosił
Ewangelię. Jego sława rozeszła się
tak szybko, że wnet do jego
konfesjonału zaczęły się ustawiać
kolejki. U kratek klękali biskupi i
senatorowie, a nawet Jan III
Sobieski. Podobno w czasie rozmowy
Papczyński miał przepowiedzieć mu
zwycięstwo pod Wiedniem. Stałym
penitentem ojca Stanisława był też
Antoni Pignatelli – nuncjusz
apostolski w Polsce, późniejszy
papież Innocenty XII.
To buntownik!
Hardy, znany ze
swej zapalczywości góral nie miał w
zakonie łatwego życia. Zaczął głośno
wytykać braciom błędy i sprzeciwiać
się rozluźnieniu pijarskiej reguły,
zwłaszcza wypełnianiu ślubów
ubóstwa. Konflikt z braćmi sięgnął
zenitu, gdy o. Stanisław jawnie
wystąpił przeciw przełożonym,
wytykając im nadużywanie władzy.
Tego znieść nie potrafili –
oskarżyli go o wichrzycielstwo. Nie
pomogło nawet oczyszczenie z
zarzutów przez nuncjusza. Po wielu
miesiącach wewnętrznej walki ojciec
Stanisław, dla zapewnienia spokoju w
prowincji, postanowił wystąpić ze
zgromadzenia. W mig został
okrzyknięty buntownikiem, a nawet
uwięziony w domowym karcerze.
Założyciel
popularnych oaz ksiądz Franciszek
Blachnicki swój pobyt w katowickim
więzieniu nazwał rekolekcjami. Czy
tak samo mógł powiedzieć ojciec
Papczyński? Został skazany na
samotność. Przebywał w celi sam na
sam z Bogiem, a w jego głowie
rodziła się śmiała myśl o założeniu
nowego zgromadzenia. Siedząc w
więzieniu, oddawał się w inną
niewolę: powierzał swe życie Maryi.
Nie zrzucił zakonnego habitu,
przeczuwał jednak, że wkrótce
zamieni jego czerń na biały kolor
szat nowego zgromadzenia. Miał on
przypominać czystość i
nieskazitelność Niepokalanej Matki
Boga. To Ona miała zostać patronką
nowego zakonu: marianów.
Bóle porodowe
Zakonu nie
zakłada się ot, tak sobie. To
zazwyczaj niezwykle dramatyczna
decyzja. Św. Franciszek, pisząc
regułę zakonu, przeżywał ogromną
duchową ciemność. Nie czuł Bożej
opieki, wydawało mu się, że jest sam
jak palec. Ufał wbrew wszystkiemu.
Służebnice Bożego Miłosierdzia z
Rybna, które założyły zgromadzenie
siedem lat temu, opowiadają: – To
były bardzo trudne dni. Decyzja o
utworzeniu nowego zgromadzenia to
było szaleństwo. Nasz kierownik
duchowy, widząc, w jakich bólach
powstaje zgromadzenie, powiedział:
Nie sądziłem, że jeszcze dziś Bóg
prowadzi ludzi taką drogą krzyżową.
Możemy się jedynie domyślać, co czuł
„buntownik” Papczyński. Wszystko
sprzysięgło się przeciwko niemu.
Otaczały go oskarżenia, donosy i
szyderstwa. Szukał pokory, a uznany
został za awanturnika. Przeżywał
upokorzenie za upokorzeniem. Po
opuszczeniu klasztoru trafił do
zaprzyjaźnionej rodziny Karskich w
Luboczy. Tam dojrzała w nim myśl o
nowym dziele. W kaplicy rodziny
przywdział uroczyście biały habit.
Przebierańcy
W leśnej głuszy
Puszczy Korabiewskiej stały cztery
liche chatki pustelników. Pewnego
dnia do eremitów zawitał ojciec
Papczyński. Zaproponował im wspólną
modlitwę, ale na jutrznię przyszedł
sam. Pustelnicy smacznie spali. Po
kilku dniach przejrzał ich na wylot.
Okazało się, że ci, byli żołnierze,
udawali jedynie pobożnych. W
rzeczywistości czerpali z uroków
życia pełnymi garściami. Nie mogąc
znieść człowieka ukazującego im jak
na dłoni brutalną prawdę o nich
samych, wynieśli się z pustelni. Jak
wytrzymać 24 godziny na dobę z Bożym
szaleńcem? Pozostał jedynie
właściciel pustelni Stanisław
Krajewski. Jednak i jemu trudno było
zrywać się na modlitwę, pokutować,
zachowywać zakonną dyscyplinę i…
całkowicie wyrzec się alkoholu.
Rozdarcie
To był trudny
czas. Krajewski ciągle się buntował,
aż w końcu… pobił ojca Stanisława i
uciekł. Marianin został sam. Był
radykalny i wymagający do bólu.
Zmagał się. Jego głowę bombardowały
myśli: Panie, czy to Twoje dzieło? A
może jedynie mój wymysł? Początkowo
chciał nawet wrócić do pijarów i
złożył podanie o ponowne przyjęcie.
Na szczęście Pan Bóg zaczął
potwierdzać wybór ojca Stanisława
swoimi znakami. Przysyłał mu ludzi,
a wkrótce głośno zrobiło się o
cudach, które miały miejsce w leśnej
głuszy. Ludzie z przejęciem szeptali
o cudownych nawróceniach, a nawet
uzdrowieniach. Papczyński nie
potrafił usiedzieć na miejscu.
Często wyjeżdżał z pustelni do
sąsiednich parafii, by głosić
kazania. 11 listopada 1673 r. w
Chojnacie w czasie homilii proroczo
zapowiedział zwycięstwo hetmana
Sobieskiego pod Chocimiem.
Wybierając na
godło marianów gołębia z gałązką
oliwną w dziobie – symbol nadziei i
wiary – wierzył, że Bóg wyprowadzi
zakon z wszelkich trudności, tak jak
kiedyś uratował Noego z potopu. Ta
nadzieja i wiara w Bożą opatrzność
marianom w ciągu trzystu lat bardzo
się przydała. Bo zanim zgromadzenie
rozrosło się do ponad 500
zakonników, rozszerzyło na
siedemnaście krajów na wszystkich
kontynentach, pierwszy marianin
długo pozostawał sam. Nie było
chętnych do nowego zgromadzenia,
które za cel obrało sobie kult
Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej i
pomoc duszom czyśćcowym. Władze
diecezji miały wątpliwości co do
statusu nowego zgromadzenia,
aprobata Stolicy Apostolskiej też
nie nadchodziła.
Do pustelni
zapukali pierwsi kandydaci.
Zawiązała się wspólnota: niewielka,
ale zdyscyplinowana i
podporządkowana zakonnej regule.
Także Krajewski, po nieudanych
próbach zbudowania własnego
instytutu, po latach procesów z o.
Papczyńskim o ziemię, nieoczekiwanie
nawrócił się, powrócił i przyjął
śluby zakonne. Przybywało
zakonników. W 1677 r. o. Stanisław z
kilkoma braćmi przeprowadził się do
nowego domu zakonnego w Nowej
Jerozolimie, dzisiejszej Górze
Kalwarii. Marianie otrzymali tam
kościół Wieczerzy Pańskiej,
zabudowania gospodarcze i spore
ziemie, w większości bagniste.
Nowa Jerozolima
Dzisiejszy
zadbany kościółek, wypielęgnowane
kalwaryjskie dróżki w Wieczerniku
zupełnie nie przypominają tych,
jakimi chodzili pierwsi marianie.
Sami kopali stawy i osuszali bagna.
Nie podobało się to sąsiadom, którzy
procesowali się z braćmi o ziemie,
ubliżali im, a nawet ich pobili.
Ojciec Papczyński nie przejmował się
tymi kłopotami. Wychodził do ludzi z
Ewangelią, wspierał ubogich,
zachęcił mieszkańców sąsiedniej wsi
Jasieniec do budowy własnego
kościoła i dał na niego pierwszy
datek.
– Kiedy przerwano
budowę domu starców, a wybudowana
część popadała w ruinę, o. Stanisław
sam wziął się do roboty i wraz z
innymi braćmi dokończył dom –
opowiada o. Jan Kosmowski, kustosz
grobu ojca założyciela. Ze Stolicy
Apostolskiej wciąż nie nadchodziło
poparcie dla zgromadzenia. W 1678 r.
biskup poznański, któremu podlegała
Nowa Jerozolima, uznał je na prawach
diecezjalnych. W następnym roku Jan
III Sobieski powiększył dobra
marianów w Puszczy Korabiewskiej. –
Jedną z pamiątek po tej znajomości
jest granitowy głaz w miejscu, gdzie
kiedyś stała lipa, pod którą Jan III
Sobieski lubił siadać i rozmawiać z
o. Stanisławem – mówi o. Wacław
Makoś MIC z puszczy, zwanej dziś
Mariańską. – Król miał tu zaplecze
modlitewne. Gdy ruszał pod Wiedeń,
o. Papczyński zarządził w parafiach
krucjatę modlitewną w intencji
zwycięstwa. Król przywiózł mu w
prezencie czaprak, czyli kapę
przykrywającą całego konia.
Powrót z kwitkiem
Tymczasem nowy
biskup poznański Jan Witwicki
posłuchał oskarżycieli i chciał
rozwiązać zgromadzenie. Ojca
Papczyńskiego naszły wątpliwości i
znów rozważał możliwość powrotu do
pijarów. Jedynym ratunkiem dla
zgromadzenia mogło być poparcie z
Watykanu. By je uzyskać, 60-letni
zakonnik wybrał się do Rzymu „pieszo
i o żebraczym chlebie”. Znów wpadł w
tarapaty. Gdy po miesiącach wędrówki
dotarł do Włoch, okazało się, że
zmarł papież Aleksander VIII.
Konklawe przedłużało się, a
podupadający na zdrowiu marianin
musiał wracać do kraju. Nowy papież
Innocenty XII wprawdzie zajął się
sprawą zgromadzenia, jednak po
miesiącach załatwiania formalności z
Rzymu przyszła odpowiedź, że
zakonowi wystarczy aprobata
ordynariusza. Kilka lat później do
papieża pojechał inny marianin, o.
Joachim Kozłowski, który dwukrotnie
bez skutku składał petycje o
aprobatę nowego dzieła. Dopiero
przyjęcie reguł istniejącego już
zakonu serafickiego – najbardziej
zbliżonych do mariańskich –
otworzyło drogę do papieskiej
aprobaty. Zakon uzyskał ją po 29
latach starań. Dokumenty z Rzymu
zastały o. Papczyńskiego bardzo
schorowanego.
Testament
Pod koniec życia
złożył na ręce nuncjusza
apostolskiego uroczyste śluby
zakonne. 10 kwietnia 1701 r. w swym
testamencie napisał: „Zostawiam
obraz mej osoby ciekawym do
oglądania, obraz zaś życia Pana
mojego, Jezusa Chrystusa,
[zakonnikom] do naśladowania”. Co
roku 17 września – w rocznicę jego
śmierci – przy grobowcu w
kalwaryjskim kościółku zbierają się
marianie i czciciele tego „Bożego
uparciucha”. – Determinacja w
zakładaniu zgromadzenia była
niezwykła – opowiada o. Wojciech
Skóra MIC, postulator generalny. –
Nawet przeciwności, których życie
ojcu Stanisławowi nie szczędziło,
widział w Bożej perspektywie. Był
niezwykle wrażliwy na potrzeby
bliźnich. Pierwsza jego biografia,
spisana cztery lata po śmierci,
nosiła tytuł „Ojciec ubogich”.
Angażował się w sprawy społeczne.
Ocenzurowano nawet jego książkę –
zakazano mu krytyki rządzących i
liberum veto. Pisał, że wszyscy
powołani są do świętości. I to
powołanie wypełnił.
Przerażający
ogień
Był mistykiem.
Miał częste wizje czyśćca. Były tak
przerażające, że w regule nowego
zgromadzenia zaznaczono konieczność
modlitwy za dusze. Kiedyś w czasie
posiłku „wpadł w ekstazę i
pozostawał nieruchomy z oczyma
wzniesionymi”. Zapadła cisza jak
makiem zasiał. Po chwili o.
Stanisław wstał z miejsca i wyszedł,
wołając jedynie: „Bracia, módlcie
się za zmarłych!”. Sam na trzy dni
zamknął się w celi.
Odtąd marianie w
Licheniu, Warszawie czy na dalekiej
Łotwie zaciskają dłonie na
różańcach. Szturmują niebo.
Pamiętają, że ich zakon rodził się w
ogromnych bólach. Doskonale wiedzą
też, kogo prosić o pomoc w
przeciwnościach.
19
maja .
-
Święty Celestyn V: Pechowiec na
papieskim tronie
Św. Celestyn V.
Po śmierci Mikołaja IV tron papieski
nie był obsadzony przez ponad dwa
lata.
Hołd
dla św. Celestyna V
Kardynałowie,
których dzieliły rodzinne i osobiste
animozje nie mogli wybrać
odpowiedniego kandydata. Dwukrotnie
część z nich opuszczała Rzym ze
względu na zamieszki i panujące tu
zabójcze upały. Sytuacja stawała się
coraz bardziej napięta. Wreszcie
jeden z kardynałów miał wyjawić, że
pewien pustelnik spisał proroctwo,
mówiące o rychłej karze Bożej,
jeżeli nie wybiorą papieża. Zapytany
o tajemniczego pustelnika
odpowiedział, iż jest nim Piotr z
Morrone. Kardynałowie nie wahali się
dłużej i wybrali skromnego mnicha na
nowego papieża.
Piotr z Morrone przybył na
konsekrację na osiołku. Miał wówczas
85 lat. Pochodził z ubogiej rodziny,
był jedenastym dzieckiem prostych
wieśniaków. Mając zaledwie
kilkanaście lat, wstąpił do
klasztoru benedyktynów, ale szybko
wycofał się i zaczął prowadzić życie
pustelnicze. Wkrótce zebrało się
wokół niego wielu uczniów, zwanych
później celestynami. Urban IV
wcielił ich w 1263 roku do zakonu
benedyktynów.
W 1259 roku miejscowy biskup
zezwolił Piotrowi na budowę kościoła
Najświętszej Marii Panny u podnóża
góry Morrone. Jego wspólnota
utrzymywała bliskie kontakty z
radykalnym odłamem franciszkanów,
zwanym spirytuałami. By zachować
niezależność od biskupów, Piotr
pieszo udał się na Sobór Lyoński II.
Dotarł tam już po zakończeniu obrad,
ale uzyskał od papieża Grzegorza X
potwierdzenie włączenia swoich
zwolenników oraz spirytuałów do
zakonu benedyktyńskiego.
Do dziś nie wyjaśniono wszystkich
okoliczności wyboru Celestyna V.
Taka kandydatura odpowiadała na
pewno Karolowi II, który dążył do
osłabienia papiestwa. Piotr nie był
przygotowany do zaszczytnej funkcji
jaka została mu powierzona. Naiwny,
niekompetentny nie umiał dobrze
sprawować urzędu. W zarządzaniu
Kościołem wprowadził ogromny zamęt,
przyznając jedno beneficjum różnym
osobom. Nie znał łaciny, dlatego na
konsystorzach używano języka
włoskiego. Obsypywał przywilejami
celestynów i spirytuałów,
zaniedbując inne zgromadzenia.
W nowej roli nie czuł się dobrze i
postanowił abdykować. 13 grudnia
1294 roku Celestyn V odczytał
formułę abdykacji, zdjął szaty
pontyfikalne i oddał insygnia
władzy. W ten sposób znów stał się
"bratem Piotrem". Błagał kardynałów
o to, by dla dobra Kościoła wybrali
nowego papieża. Tak też się stało.
Celestyna zastąpił Bonifacy VIII.
Sam Celestyn chciał resztę życia
spędzić w swojej pustelni, jednak
jego następca, obawiając się schizmy
trzymał nieszczęśnika pod strażą.
Piotrowi udało się zbiec, ale
wkrótce został pochwycony i osadzony
w wieży Castello di Fumone. Nie był
tam traktowany z wielką surowością.
Zmarł w wyniku zakażenia. Jego
szczątki przeniesiono do Santa Maria
di Colmaggio, gdzie był koronowany
na papieża.
-
Święty Urban I: Święty dla Winnego
Grodu
Św.
Urban (łac. urbanus – miejski,
mieszkaniec miasta, a także
kulturalny, wykształcony, obyty,
grzeczny) urodził się w Rzymie. Był
17. następcą św. Piotra.
W ikonografii
atrybuty św. Urbana to kielich,
księga, miecz i winne grono. Na
zdjęciu: Figura z budującego się
kościoła pw. św. Urbana w Zielonej
Górze. Foto: ks. Tomasz Gierasimczyk.
Jego pontyfikat
przypadał na lata 222–230. Wśród
nawróconych dzięki jego posłudze na
chrześcijaństwo są m.in. św.
Cecylia, jej mąż św. Walerian i jego
brat św. Tyburcjusz. Św. Urban
zginął śmiercią męczeńską przez
ścięcie w 230 roku. Został pochowany
w rzymskich Katakumbach św.
Kaliksta. W średniowieczu należał do
najpopularniejszych świętych. W jego
dzień błogosławiono pola. Św. Urban
jest patronem winiarzy, winnic,
winnej latorośli i dobrych urodzajów
oraz kilku miast Europy: Maastricht,
Toledo, Walencji oraz Troyes. W
Polsce jego liturgiczne wspomnienie
obchodzone jest 19 maja.
W 2009 roku rozpoczęto starania, by
św. Urban I, papież i męczennik oraz
opiekun winiarzy i winnic, został
patronem Zielonej Góry. Proces
zainicjował komitet społeczny. Jego
pomysłodawcą jest zielonogórzanin
Zbyszko Stojanowski-Han, doktorant
na KUL. – Chcemy, aby nad naszym
miastem, zwanym też Winnym Grodem,
czuwał w sposób szczególny święty
Boga – mówi. – Jestem przekonany, że
powinien to być właśnie św. Urban I,
patron winiarzy, który patronuje też
naszemu partnerskiemu miastu Troyes
we francuskiej Szampanii. Przez
wspólny patronat z pewnością jeszcze
bardzie zawiązałaby się nić
przyjaźni między naszymi miastami –
dodaje.
Jest na to rada
Aby ogłosić kogoś patronem miasta,
potrzebna jest uchwała Rady Miasta.
Rajcy mogą ją podjąć na własną rękę,
ale w tym przypadku komitet
społeczny chce zebrać podpisy i
przedstawić ten pomysł jako
obywatelską inicjatywę
uchwałodawczą. Podpisów musi być,
zgodnie z miejskim prawem, co
najmniej 400. Zbyszko
Stojanowski-Han wierzy jednak, że
będzie ich więcej. – Chcemy z naszą
ideą dotrzeć najpierw do różnych
zielonogórskich wspólnot, np. Akcji
Katolickiej, Odnowy w Duchu Świętym
i wielu innych – tłumaczy. W
dotarciu do mieszczan będą służyć
m.in. ulotki informujące o samej
inicjatywie i o św. Urbanie. – To
wymarzona postać na patrona Zielonej
Góry – uważa Jacek Budziński, radny
PiS i wiceprzewodniczący Rady
Miasta. Przypomina, że już za
prezydentury Bożeny Ronowicz ten
pomysł był dyskutowany i uważa, że
tym razem będzie zrealizowany. –
Czekamy tylko na podpisy – mówi.
Świecki pomysł
Zbyszko Stojanowski-Han podkreśla,
że w powstającym komitecie
społecznym nie będzie duchownych ani
osób konsekrowanych. – To całkowicie
oddolna inicjatywa świeckich – mówi.
Jednak nie znaczy to, że pomysł nie
spotyka się z życzliwością
duszpasterzy. – Cieszyłbym się,
gdyby się udało – mówi ks. Mirosław
Donabidowicz, proboszcz powstałej w
sierpniu tego roku zielonogórskiej
parafii pw. św. Urbana I, w której
trwa właśnie budowa kościoła. – Ale
pan Zbyszko działa na własną rękę –
zaznacza ks. Donabidowicz. Samo
jednak oddolne poparcie czy nawet
uchwała Rady Miasta to jeszcze nie
wszystko. Oficjalnie patronat
ogłasza Stolica Apostolska, a to nie
dzieje się bez zgody biskupa
diecezjalnego. Ale i tu klimat jest
sprzyjający.
– Uważam ten odruch za bardzo
naturalny i nie dziwię się, że
ludzie o to proszą – mówi o
inicjatywie bp Stefan Regmunt.
Uważa, że św. Urban, historycznie
uznany za patrona winiarzy, jak
najbardziej nadaje się na patrona
miasta. – Może być on dla nas wzorem
nie tylko w dziedzinie religijnej,
ale także jako człowiek, jako ktoś,
kto przeszedł przez ziemię i miał
szacunek dla ludzi i dla Boga –
dodaje.
20
maja.
Św. Bernardyn ze Sieny
Bernardyn
wcześnie został sierotą, wychowywał
go stryj mieszkający w Sienie. Tutaj
skończył na uniwersytecie prawo i
teologię.
św. Bernardyn na
płótnie którego autorem jest Mattia
Preti.
W 1402 wstąpił do
zakonu franciszkanów, rok później
złożył śluby zakonne i w 1404
otrzymał święcenia kapłańskie.
Dał początek nowej gałęzi zakonu —
zwanego obserwantami, a w Polsce
bernardynami. Reguła zakonu
charakteryzowała się surowością, w
ten sposób Bernardyn próbował
przywrócić pierwotny charakter
reguły franciszkańskiej. Zakładał
nowe klasztory, podporządkowane
głoszonym przez siebie zasadom.
Bernardyn był również wybitnym
mówcą. Podczas kazań, głoszonych
przez niego w całej Italii, zbierały
się tłumy wiernych. Stąd też często
odbywały się one nie w kościołach, a
na placach przed świątyniami. Znany
był z gorliwej modlitwy i oddawaniu
szczególnej czci imieniu Jezus. Z
tego powodu był podejrzewany o
herezję. Za wstawiennictwem świętego
Jana Kapistrana u papieża Marcina V
został uwolniony od zarzutu.
W 1435 został generalnym przełożonym
obserwantów. W 1439 brał udział w
soborze florenckim i działał tu na
rzecz zjednoczenia greckiego
kościoła z katolickim. Trzykrotnie
odmówił proponowanego mu biskupstwa
w Ferrarze, Urbino i Sienie. Był też
twórcą cennych dzieł teologicznych,
dzięki którym został uznany za
Doktora Kościoła.
Bernardyn ze Sieny jest patronem
Kalifornii, oręduje przy chorobach
płuc i uzależnieniach od hazardu.
W sztuce
W ikonografii przedstawiany w
habicie franciszkańskim, z 3 mitrami,
z księgą i tarczą z napisem IHS (skrót
imienia Jezus) i otoczoną
promieniami; w późniejszych
przedstawieniach tarcza przyjmowała
często formę monstrancji. W sztuce
polskiej wczesne przedstawienia
Bernarda znajdują się na kwaterze
skrzydła tryptyku w Łopusznej.
Bernardyn, imię pochodzące od
imienia Bernard właśc. Bernardino
Albizzeschi, ur. 8 IX 1380, Massa
Marittima k. Sieny, zm. 20 V 1444,
L’Aquila, włoski franciszkanin,
kaznodzieja ludowy i kapłan.
21
maja. - Święty Jan
Nepomucen: Święty od milczenia
W naszych plotkarskich czasach
postać św. Jana Nepomucena
przypomina, że nie każdy człowiek ma
prawo do całej prawdy o wszystkich.
To bardzo
popularny święty. Jego figury można
spotkać bardzo często na mostach lub
nad rzekami w Europie Środkowej.
Niekiedy św. Jan Nepomucen trzyma w
dłoni zamkniętą kłódkę,
zapieczętowaną kopertę lub palec na
ustach. To symbole zachowania
tajemnicy spowiedzi.
Najprawdopodobniej bowiem za obronę
tej tajemnicy oddał życie.
Urodził się w 1348 r. w Pomuku (późniejsza
nazwa Nepomuk) koło czeskiej Pragi.
Studiował prawo w Pradze, Bolonii i
Padwie. Został kapłanem. Mianowano
go kanonikiem kapituły katedry św.
Wita w Pradze oraz proboszczem
praskiej parafii. Wkrótce stał się
prawą ręką arcybiskupa Pragi Jana. W
tym czasie między czeskim królem
Wacławem IV Luksemburczykiem a
arcybiskupem Pragi wybuchł konflikt.
Ksiądz Jan pełnił rolę mediatora.
Porywczy król aresztował go i kazał
torturować. Na pół żywego w nocy
zrzucono Jana z mostu Karola do
Wełtawy, która przepływa przez Pragę.
Ludowa legenda mówi, że kapłanowi
przywiązano kamień młyński do szyi i
że kamień ten urwał się, a niezwykła
jasność obudziła mieszkańców Pragi.
Późniejsze kroniki podają, że św.
Jan zginął, ponieważ odmówił
ujawnienia tajemnicy spowiedzi
królowej Joanny, żony króla Wacława.
Ciało męczennika wydobyto z rzeki i
pochowano w katedrze praskiej. Kult
męczennika zaczął się spontanicznie
szerzyć, ale dopiero w 1729 roku
papież Benedykt XII ogłosił go
świętym. Święty Jan jest patronem
dobrej sławy, spowiedników, tonących
oraz orędownikiem podczas powodzi.
Jest także patronem mostów.
Historycy spierają się o szczegóły
życia i śmierci św. Jana Nepomucena.
Niektórzy kwestionują motyw jego
męczeństwa. Niezależnie od tych
sporów, św. Jan pozostaje symbolem
cnoty dochowania wierności tajemnicy.
W ikonografii nad jego głową
przedstawia się pięć gwiazd, a w
środku napis „tacui”, czyli „milczałem”.
Żyjemy w bardzo plotkarskich czasach.
Spora część mediów ściga się w
poszukiwaniu haków na ludzi, w
wydobywaniu na jaw cudzych słabości
i grzechów. Tabloidy nie narzekają
na brak czytelników. W tym
kontekście postać św. Jana
przypomina, że nie każdy człowiek ma
prawo do całej prawdy o wszystkich.
Tylko Bóg wie o nas wszystko, ale On
najbardziej szanuje naszą wolność i
godność. Cierpliwie czeka, aż sami
uznamy nasze grzechy.
Miał 43 lata, gdy
z rozkazu króla Czech został
utopiony w przepływającej przez
Pragę Wełtawie. Po sześciuset latach
od tamtego wydarzenia wizerunki
męczennika Jana z Pomuka, wciąż
można spotkać na skraju mazowieckich
pól. Strzeże je przed powodzią i
suszą.
Mimo niszczącego upływu czasu,
zachowało się bardzo wiele nepomuków.
Na Mazowszu jest ich ok. 200, wśród
nich drewniane, granitowe i ceglane.
Według strony http://nepomuk.w.waw.net.pl/mazowsze.htm
np. w powiatach mławskim, płońskim i
ciechanowskim zachowały się po trzy
świątki, ale za to np. w powiecie
pułtuskim – aż 13. Jednak czas
płynie nieubłaganie i figurki z
każdym rokiem niszczeją coraz
bardziej.
Na ratunek świątkom
W najgorszym stanie są drewniane
nepomuki. Dziewiętnastowieczna
figurka z Rumoki w powiecie
ciechanowskim niszczona jest przez
deszcz, wiatr, śnieg i mróz, które
zacierają wizerunek świętego z
czeskiej Pragi.
– Szkoda tak pięknego zabytku –
alarmuje jeden z internautów na
stronie ciechanowskiego koła
Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. –
Oczywiście zainteresujemy się tą
figurką – odpowiada prezes koła
Grzegorz Kęsik. Jednak pojawiają się
problemy. – Ta figurka stoi na
gruncie prywatnym i nasze możliwości
działania są bardzo ograniczone –
przypomina szef ciechanowskiej
delegatury Państwowej Służby Ochrony
Zabytków Krzysztof Kaliściak. – Ale
obiecuję, że sprawdzę, co w tej
sprawie da się zrobić.
Krzysztofowi Kaliściakowi sen z
powiek spędza także troska o innego,
również drewnianego nepomuka z
Bolewa w powiecie mławskim. Ta
figurka też stoi na prywatnej
działce i niestety niszczeje.
Zadowoleni mogą za to być rolnicy z
Borzuchowa-Daćbogów w powiecie
ciechanowskim. Postawiony tam w XIX
w. niedaleko rzeki Łydyni wizerunek
czeskiego świętego został niedawno
odnowiony przez Urząd Gminy w
Grudusku, który dostał na ten cel
dofinansowanie z Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego. –
Ten nepomuk miał szczęście – kwituje
Krzysztof Kaliściak. – Stoi w pasie
drogowym i bez problemu można było
wydać publiczne pieniądze na jego
renowację.
Historia jak z dreszczowca
Kim był ten święty, którego
wizerunków jeszcze tak wiele
zachowało się na Mazowszu?
Urodził się około 1348 r. w Pomuku
(stąd Nepomucen) koło czeskiej
stolicy. Pierwsza potwierdzona
wiadomość o przyszłym świętym –
wtedy kleryku – notariuszu w
praskiej kurii biskupiej – pochodzi
z 1370 r. Dziesięć lat później
otrzymał święcenia i probostwo
jednej z praskich parafii. Studiował
w Pradze i włoskiej Padwie. W 1390
r. awansował wysoko, jak byśmy to
dziś powiedzieli. Arcybiskup Jan
Jenzenstein mianował go swym
wikariuszem generalnym. I tu zaczyna
się historia, która mogłaby posłużyć
za scenariusz trzymającego w
napięciu dreszczowca z polityką,
władzą, wiarą, miłością i zbrodnią w
tle. A wszystko za sprawą panującego
w tym czasie w Czechach Wacława IV
Luksemburskiego.
Historycy, zwłaszcza związani z
Kościołem, nie mają o tym monarsze
zbyt dobrej opinii. Prowadził
rozpustny i hulaszczy tryb życia,
bez żadnych skrupułów grabił
kościelne dobra. W pewnym momencie
wpadł na pomysł osłabienia wpływów
abp. Jenzensteina, którego nie
cierpiał z powodu – jak pisze na
swej stronie internetowej
(www.pawlowski.dk) ks. Radosław
Pawłowski – „gorliwości
pasterskiej”. Postanowił zmniejszyć
praskie arcybiskupstwo – tworząc na
jego terytorium nową diecezję.
„Skorzystał więc z tego, że umierał
opat benedyktyński w Kladruby i tam
chciał osadzić upatrzonego przez
siebie kandydata na biskupa, a
klasztor zamienić na jego pałac i
kurię – notuje ks. Pawłowski. – Na
szczęście zakonnicy dowiedzieli się
o tym wystarczająco wcześnie i w
miejsce zmarłego opata zdążyli
wybrać nowego”.
Męczeński koniec
I tu pojawia się wikariusz Jan z
Pomuka. W imieniu arcybiskupa śle do
króla protesty, zatwierdza szybko
nowego opata, za publiczne
bluźnierstwa i szyderstwa z wiary
wyklina królewskiego wicekanclerza.
Wściekły Wacław planuje uwięzienie
arcybiskupa i kapituły, nie obca
jest mu myśl o zabójstwie
ordynariusza. Ale abp Jenzenstein i
jego prałaci chronią się w
arcybiskupim zamku. Wacław
kapituluje, ale tylko pozornie.
Proponuje arcybiskupowi pojednanie,
zaprasza do Pragi na swój dwór.
Duchowni przybywają do króla, a
wtedy ten aresztuje Jana i dwóch
innych prałatów, biskupa i resztę
kapituły puszczając wolno. Tego
samego dnia uwalnia też jednego z
prałatów. Jan i prałat Mikołaj
Pruchnik są torturowani. Pruchnik ma
więcej szczęścia – Wacław po
torturach puszcza go wolno, każąc
przysiąc, że nikomu nie powie o
mękach, jakie wycierpiał.
Cała królewska nienawiść skupia się
teraz na Janie z Pomuka. Ponownie
torturowany, podobno również
osobiście przez Wacława, ledwie
żywy, zostaje przez królewskich
siepaczy wrzucony ze słynnego
później mostu Karola do Wełtawy.
Istnieje legenda, że kapłan miał
przywiązany do szyi kamień młyński,
który urwał się w chwili, gdy
oprawcy topili Jana. Niektórzy
historycy do męczeństwa Jana
dopisują jeszcze jeden rozdział.
Otóż miał on być także spowiednikiem
królowej Zofii. Wacław kazał go
zgładzić, bo duchowny mimo tortur
nie chciał zdradzić tajemnicy
spowiedzi.
Dobry strażnik
Na początku XVIII wieku Ojciec
Święty Innocenty XIII beatyfikował
Jana z Pomuka. Kilka lat później
kolejny papież Benedykt XII ogłosił
go świętym. Doczesne szczątki
świętego spoczywają w praskiej
katedrze pod wezwaniem św. Wita. Św.
Jan Nepomucen jest patronem zakonu
jezuitów, dobrej spowiedzi,
spowiedników i penitentów, tonących,
mostów, orędownikiem podczas powodzi
i suszy. Dziś uznawany jest również
za patrona ratowników wodnych.
Według ludowej tradycji Jan
Nepomucen to święty, który chroni
pola i uprawy przed powodzią i
suszą. Nic więc dziwnego, że figury
świętego – popularnie zwane
nepomukami – stanęły licznie przy
drogach całej Europy Środkowej,
zwłaszcza w sąsiedztwie mostów i
rzek. Czy uratujemy ostatnie,
mazowieckie pamiątki po świętym
męczenniku z praskiego mostu Karola?
22
maja. - Święta
Rita: Historia pachnąca miłością.
Ale dopiero na końcu
Historia pachnąca miłością. Ale
dopiero na końcu.
W filmie „Jasminum”
mnisi pachną czeremchą, wiśnią i
śliwą. A w Cascia? Siostry zatykały
nosy.
Przeorysza miała
problem. Papież ogłosił rok 1450
rokiem jubileuszowym i augustianki z
Cascia wybierały się do Rzymu. –
Jadę z wami – zawołała jedna z nich.
Hmm, przeorysza chętnie wysłałaby i
Ritę, gdyby nie jedna delikatna
rzecz: stygmat. Pojawił się przed
siedmiu laty, w czasie
wielkopiątkowych rekolekcji. Rita
błagała Pana, by mogła odczuć ból
choć jednego z cierni Jego korony,
gdy nagle jeden z gipsowych kolców
krucyfiksu odłamał się i uderzył ją
w sam środek czoła. Ból był
potworny. Mniszka straciła
przytomność.
Nazajutrz rana zaczęła ropieć i
wydzielać odrażającą woń. W filmie „Jasminum”
mnisi pachną czeremchą, wiśnią i
śliwą. A w Cascia? Siostry zatykały
nosy. Samotna stygmatyczka
zamieszkała na końcu korytarza.
I co począć z
wyjazdem do Rzymu? – przeorysza
podrapała się po głowie. – Rita była
uparta: pojadę, Bóg zainterweniuje.
Przełożona bała się jej sprzeciwić.
Zbyt dużo już widziała. Pamiętała
świetnie, jak Rita zapukała tu po
raz pierwszy. Odeszła z kwitkiem.
Nie chciano jej w klasztorze.
Odsyłano jeszcze wiele razy, aż
nagle zaskoczone siostry znalazły
ją… w środku klasztornej kaplicy. –
Przyprowadzili mnie tu święci Jan
Chrzciciel, Augustyn i Mikołaj –
powiedziała. Zdumione mniszki nie
wiedziały, co odpowiedzieć.
Albo ta historia z kawałkiem suchego
jak wiór drewna. Przeorysza, chcąc
upokorzyć nową mniszkę, kazała jej
podlewać go rano i wieczorem. Rita
była posłuszna. Siostry do dziś
pamiętają zdumienie i wstyd, jaki
przeżyły, widząc, że kawałek drewna
wypuścił pączki, zakwitł i wydał
wspaniałe winogrona. A teraz ten
Rzym… Mniszki już zbierały się do
drogi, gdy nagle zdarzył się cud
(który? – przestały już liczyć).
Stygmat zniknął. Pozostał tylko ból,
ale ten nie sprawiał przecież
siostrom kłopotu. Przeorysza
umieściła Ritę na czele delegacji. A
ta, gdy zakonnice martwiły się, czy
starczy im pieniędzy na drogę,
dziwiąc się ich brakowi wiary,
wyrzuciła wszystkie pieniądze do
potoku. Wprawdzie po drodze niczego
im nie zabrakło, ale powiedzcie
szczerze: jak tu wytrzymać z taką
siostrą?
Po powrocie rana odnowiła się.
Siostra pielęgniarka bała się wejść
do jej celi. Odpychała ją straszna
woń. Gdy stygmatyczkę odwiedziła
kiedyś kuzynka, Rita poprosiła:
Przynieś mi z ogrodu różę. – Teraz?
W środku grudnia? Kuzynko, ty
majaczysz – przeraziła się kobieta.
Po chwili jednak wyszła do
zasypanego śniegiem ogrodu. Wróciła,
ściskając w ręku pachnący kwiat. Gdy
22 maja 1457 roku Rita zmarła (o
dacie śmierci powiedział jej Jezus),
jej cela, omijana dotąd na
odległość, napełniła się cudownym
zapachem. To, co było dla wielu
przekleństwem, stało się prawdziwą
perłą! Do dziś ciało świętej
zachowało się w doskonałym stanie.
Kilka razy w życiu spotkałem ludzi,
którzy kompletnie zaufali
Opatrzności. Pamiętam opowieści
członków Wspólnoty Błogosławieństw:
siadali przy pustym stole (w domu
nie było akurat ani grosza) i
zaczynali szaloną modlitwę...
błogosławieństwa przed posiłkiem. I
niespodziewanie rozlegał się dzwonek
u drzwi, a nieznajoma kobieta
wręczała im ciepłą pizzę. Pan
prosił, bym ją tu dostarczyła –
mówiła. Zawsze podczas takich
opowieści czułem się jak
niewierzący. Jak wyglądałbym przy
świętej stygmatyczce? Beznadziejnie.
Rito, módl się za mną.
23
maja. - Święty Jan
Chrzciciel de Rossi: Charyzmatyczny
spowiednik
Wierny uczeń Chrystusa
...Tu właśnie, w
Skoczowie, przyszedł na świat Jan
Sarkander, kapłan i męczennik,
którego życie związało się zarówno
ze Śląskiem Cieszyńskim, jak też i
sąsiednim Ołomuńcem na Morawach.
Dlatego czcimy go jako Patrona
Śląska i Moraw.
Poniósł śmierć
męczeńską jako proboszcz w
Holeszowie. Żył w trudnym okresie
poreformacyjnym, kiedy społeczeństwa
Europy rządziły się nieludzką zasadą:
"cuius regio eius religio", w imię
której to zasady panujący – gwałcąc
podstawowe prawa sumienia –
narzucali przemocą własne
przekonania religijne swoim poddanym.
Jan Sarkander doświadczył działania
tej zasady od najwcześniejszych lat
swego życia. Doświadczył jej przede
wszystkim w dniu, kiedy przyszło mu
oddać życie za Chrystusa. Jest On
szczególnym świadkiem tej – tak
bardzo trudnej dla Kościoła i świata
– epoki.
I oto dzisiaj Jan Sarkander staje
przed nami jako nowy święty
męczennik, którego Kościół wpisuje
do swego Martyrologium. Wpisuje Go w
sposób szczególny Kościół w Czechach
i na Morawach oraz Kościół w Polsce.
Oto jeszcze jeden z tych, o których
mówi dzisiejsza liturgia słowami św.
Pawła: "Nosimy nieustannie w ciele
naszym konanie Jezusa, aby życie
Jezusa objawiło się w naszym ciele".
W dniu dzisiejszym, w dniu
uroczystego dziękczynienia,
nazajutrz po kanonizacji św. Jana
Sarkandra, pragnę powitać wszystkich
tutaj zgromadzonych, a zwłaszcza
was, którzy jesteście Jego rodakami.
Chociaż dzieli nas od Jego epoki
prawie 400 lat, to jednak był On
synem tej samej ziemi śląskiej, i
tutaj też, po męczeńskiej śmierci,
Jego postać została otoczona
szczególnym kultem, przede wszystkim
w Skoczowie.(...)
"Ciebie, Boże chwalimy, Ciebie,
Panie, wysławiamy (...), Ciebie
wychwala Męczenników zastęp
świetlany". Słowa te pochodzą z
hymnu "Te Deum". Pamiętamy jeszcze
to wielkie "Te Deum" Tysiąclecia
Chrztu Polski, które prawie 30 lat
temu rozbrzmiewało na naszej
ojczystej ziemi od zachodu do
wschodu i od Bałtyku do Tatr.
Dzisiaj to "Te Deum" rozlega się tu,
w Skoczowie. Rozbrzmiewa ono jako
hymn dziękczynienia za świętego
męczennika, Jana Sarkandra, który z
tej właśnie, śląskiej ziemi wstąpił
do chwały ołtarzy.
I oto staje przed nami, przy końcu
tego rozważania, Chrystus z
Apokalipsy św. Jana – Chrystus–Dobry
Pasterz, a zarazem Chrystus–Baranek
Boży, który życie swoje położył za
swoją owczarnię (por. Ap 7,14). To
ten Chrystus był Mistrzem Jana
Sarkandra! To On nauczył go życie
kłaść za własną owczarnię. Oto teraz
przyjmuje swojego wiernego ucznia w
tajemnicy Świętych Obcowania.
Ogarnia Go wiekuistą światłością
obcowania z Bogiem – Ojcem, Synem i
Duchem Świętym – twarzą w twarz.
Prowadzi Go do najgłębszych źródeł
życia. My zaś, którzy uczestniczymy
w tej Eucharystii – w tym uroczystym
dziękczynieniu za dar Jego
kanonizacji, pragniemy do tych
samych źródeł życia dojść, wpatrując
się w jego wzór i ufając w jego
orędownictwo.
(Jan Paweł II, Skoczów, 22 maja
1995 r.)
Żył w latach 1576–1620. Odbył studia
w Ołomuńcu, Pradze i Grazu. W wyniku
jego gorliwej pracy duszpasterskiej
na łono Kościoła katolickiego
wróciło wielu ludzi. To wywołało do
niego nienawiść innowierców. Zginął
męczeńską śmiercią, broniąc
tajemnicy spowiedzi.
24
maja. -
Najświętsza Maryja Panna
Wspomożycielka Wiernych
Można powiedzieć, że nabożeństwo do
Matki Bożej Wspomożycielki sięga
początków chrześcijaństwa.
Kto nazwał Maryję
Wspomożycielką?
Jak tylko zaczął
rozwijać się kult wśród wiernych do
Matki Zbawiciela, równocześnie
ufność w Jej przemożną przyczynę u
Boskiego Syna nakazywała do Niej się
uciekać we wszystkich potrzebach
życia. Tytuł przeto Wspomożycielki
Wiernych zawiera w sobie wszystkie
wezwania, w których Kościół wyrażał
Najświętszej Maryi Pannie potrzeby i
troski swoich dzieci.
Pierwszym jednak, który w historii
Kościoła użył słowa „Wspomożycielka”,
to św. Efrem, diakon i największy
poeta syryjski, doktor Kościoła (+
373). Pisze on wprost, że „Maryja
jest orędowniczką i wspomożycielką
dla grzeszników i nieszczęśliwych”.
W tym samym czasie Maryję jako
Wspomożycielkę rodzaju ludzkiego
nazywa św. Grzegorz z Nazjanzu,
patriarcha Konstantynopola, doktor
Kościoła (+ ok. 390), kiedy pisze,
że jest Ona „nieustanną i potężną
Wspomożycielską”. Z treści pism
doktorów Kościoła wynika, że przez
słowo „Wspomożycielka” rozumieli oni
wszelkie formy pomocy, jakich nam
Matka Boża udziela i udzielić może.
Tak więc pierwotne nabożeństwo do
Najświętszej Maryi Panny jako do
Wspomożycielki zawierało w sobie
przekonanie wiernych o
wszechpośrednictwie łaski, to
znaczy, że Maryja jest Szafarką
Bożych łask.
Do wieku XVI, powstało bardzo wiele
sanktuariów, które wyraźnie pod
imieniem Maryi Wspomożycielki, Maryi
od pomocy, Maryi Łaskawej itp.
wyrażały wiarę i ufność w
skuteczność orędownictwa Maryi. W
samej Italii pod wezwaniem Maryi
Wspomożycielki istnieje ponad 20
sanktuariów, z których niektóre
sięgają wieków średnich, jak np. w
Busto Arsizio koło Varese, w Pistoi,
w Kastiglion Fiorentino, w Bobbio, w
Bolonii w kościele Matki Bożej
Większej, czy najsłynniejsze
sanktuarium Lombardii w Caravaggio.
Kilka obrazów Matki Bożej
Wspomożycielki zostało nawet
koronowanych koronami papieskimi,
jak np. w Busto Arsizio (1632, 1895,
1921, 1947), w Caravaggio (1710), w
Modenie (1831), w Rzymie w bazylice
Św. Karola ai Catinari (1888 i 1915)
itp.
Jednak krajem najżywiej rozwiniętego
kiedyś kultu Wspomożycielki była
Bawaria. Wspomożycielkę nazywano tam
wprost „Patronką”. Na figurze
Wspomożycielki (dzieło Krumpera),
która była na zamku w Monachium,
widniał napis „Patronka Bawarii”.
Pierwszy kościół pod wezwaniem
Wspomożycielki w Bawarii stanął w
Pasawie w roku 1624. Zasłynęła w nim
rychło figura Matki Bożej, kopia
obrazu Cranacha - pątnicy witają Ją
okrzykiem: Maria hilf! (Maryjo,
wspomagaj). Od tego okrzyku nazwano
i górę i sanktuarium Maria hilf!
(Maryja Wspomożycielka). W jednym
tylko roku 1677 rozdano 120 000
Komunii świętych. Spisano 5 tomów
łask. W roku 1627 papież Urban VIII
zatwierdził przy sanktuarium w
Passau arcybractwa M. B.
Wspomożycielki. Sanktuarium
zawiadują po dziś dzień kapucyni.
Dnia 7
października 1571 roku oręż
chrześcijański odniósł decydujące
zwycięstwo nad flotą turecką, która
zagrażała, bezpośrednio desantem
Italii. Na pamiątkę tego zwycięstwa
papież św. Pius V włączył do Litanii
Loretańskiej nowe wezwanie
„Wspomożenie wiernych, módl się za
nami”. Dnia 12 września 1683 roku
zostali Turcy rozgromieni przez
króla polskiego, Jana III
Sobieskiego, pod Wiedniem. Na
podziękowanie Matce Bożej, za to
zwycięstwo, papież bł. Innocenty XI
w roku 1684 zatwierdza w Monachium,
przy kościele Św. Piotra, bractwo
Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych,
rychło podniesione do rangi
arcybractwa. Wreszcie w roku 1816
tytuł Matki Bożej Wspomożenia
Wiernych wchodzi urzędowo do
liturgii Kościoła, kiedy papież Pius
VII ustanawia święto Matki Bożej pod
tym wezwaniem, na dzień 24 maja,
jako podziękowanie Matce Bożej, że
właśnie tego dnia, uwolniony z
niewoli Napoleona, mógł szczęśliwie
powrócić na osieroconą przez szereg
lat stolicę Rzymską.
Te właśnie trzy wydarzenia
przyczyniły się do spopularyzowania
kultu Wspomożycielki i sprawiły, że
zmienił się charakter tytułu „Matki
Bożej Wspomożycielki”. Od zwycięstwa
pod Lepanto w roku 1571 nabierać
zaczęło ono charakteru
„politycznego”, „militarnego” w
znaczeniu opieki nad Kościołem w
jego ważnych i decydujących
momentach. Tytuł Wspomożycielki bywa
wspominany na równi z wezwaniem
„Matki Boskiej Zwycięskiej”; oba
tytuły stają się jednoznaczne.
Sanktuaria Matki
Bożej Wspomożycielki Wiernych
Pierwszym obrazem
Matki Bożej, który pod tym imieniem,
ale w nowym już charakterze był
czczony, to obraz Łukasza Cranacha
Starszego. Wymalował on ten
wizerunek Matki Bożej w roku 1516
dla galerii elekta saskiego, Jerzego
I w Dreźnie. Od roku 1622 znajduje
się on w kościele kapucynów w
Pasawie, gdzie zasłynął cudami. Po
zwycięstwie Jana Sobieskiego pod
Wiedniem sława obrazu tego tak
wzrosła, że powstało tam głośne na
całe Niemcy sanktuarium, a obrazy
Matki Bożej Pasawskiej zaczęły
rozpowszechniać się po świecie. W
samej diecezji pasawskiej powstało
ok. 150 miejsc, gdzie odbierała od
wiernych cześć kopia obrazu
Cranacha. W diecezji Innsbruck
(Tyrol) powstało 70 świątyń ku czci
Wspomożycielki z obrazem Cranacha.
Łącznie w samych jedynie tych dwóch
diecezjach Wspomożycielka miała aż
220 miejsc kultu. W sanktuarium w
Innsbrucku jest czczony
obraz-oryginał Cranacha. Kościół ku
czci Wspomożycielki wystawiono tu w
roku 1657 jako wotum dziękczynne za
szczęśliwe zakończenie wojny
30-letniej (1618-1648). W Niemczech
aż 15 jego kopii zasłynęło również
łaskami. Jan Sobieski po zwycięstwie
nad Wiedniem sprowadził do Warszawy
figurę Matki Bożej z Pasawy (kopia
obrazu cudownego) i umieścił ją w
centralnym miejscu stolicy, na
Krakowskim Przedmieściu, gdzie do
dnia dzisiejszego można ją oglądać.
Obraz Matki Bożej, Pasawskiej
Wspomożycielki, nie był jednak
jedynym. Powstało wiele innych.
Wszystkie jednak miały ten sam
charakter: zostały wzniesione jako
wotum dziękczynne za odniesione
zwycięstwo wojenne, gdy się ważyły
losy Kościoła albo poszczególnych
narodów.
Do najgłośniejszych sanktuariów z
tego czasu należą: W Passau, w
Monachium i w katedrze w Amalfi,
gdzie św. Alfons Liguori w roku 1756
wygłaszał swoje kazania.
Madonna św. Jana
Bosko
Nową historię
kultu Matki Bożej Wspomożycielki
rozpoczyna św. Jan Bosko
(1815-1888). On też ustala typ
„własny” wizerunku Matki Bożej
Wspomożycielki Wiernych. Przywraca
też jego treści pierwotne, szerokie
znaczenie, nie zacieśniając go li
tylko do wojennych czy politycznych
wydarzeń. Typ ten nawet otrzymał
nazwę wśród ludu „Madonny św. Jana
Bosko”. Żył on w czasach bardzo
niespokojnych i dla Kościoła
Chrystusowego wręcz groźnych.
Dlatego widział on w kulcie Matki
Bożej Wspomożycielki jakiś ogólny
krzyk całego chrześcijaństwa i jego
ludów zagrożonych o ratunek do Tej,
która tak skutecznie umiała dotąd
odpierać wszelkie ataki
nieprzyjaciela. W tym wezwaniu
widział św. Jan Bosko równocześnie
jakby mobilizacje wszystkich sił
„synów światłości” do walki z
„synami ciemności” pod sztandarem
Maryi. Nie zacieśniał jednak św. Jan
Bosko kultu Wspomożycielki do
orężnych rozpraw. Zdawał sobie
dobrze sprawę, że każdy z nas ma
swoje troski i potrzeby, że walka
toczy się nie tylko na wielkich
frontach, ale także o każdą duszę
nieśmiertelną. Za jego czasów nauka
teologów; że Maryja jest
pośredniczką łaski, że jest szafarką
Bożych darów, była szczególnie
akcentowana. Propagowali ją gorąco
wiek przedtem: św. Alfons Liguori (+
1787) i św. Ludwik Maria Grignon de
Mondffort (+ 1706). Św. Jan Bosko
podpisywał się obu rękoma nad ich
pismami i święcie wierzył, że nie ma
ani jednej łaski, która by nie
przeszła przez ręce Maryi. Cokolwiek
więc chcemy od Pana Boga otrzymać,
możemy otrzymać za pośrednictwem
naszej Wspomożycielki.
Dzisiaj sanktuariów Matki Bożej
Wspomożycielki Wiernych, typu, który
wprowadził św. Jan Bosko, jest około
130. Kilkanaście też z nich
doczekało się koronacji.
Najgłośniejszym jednak z nich jest
obraz Matki Bożej w Turynie, który
na zamówienie św. Jana Bosko
wymalował dla Kościoła pod tym samym
wezwaniem artysta Tomasz Lorenzone w
roku 1867. Obraz przedstawia Matkę
Bożą w otoczeniu Apostołów. Na
ścianach bazyliki Matki Bożej
Wspomożenia, tenże artysta miał
umieścić jako uzupełnienie dla
obrazu: bitwę pod Lepanto, bitwę pod
Wiedniem i uwolnienie papieża Piusa
VII z niewoli Napoleona. Najczęściej
w kopiach przedstawia się samą Matkę
Bożą w płaszczu królewskim, z koroną
na głowie i berłem w ręku dla
podkreślenia, że w planach Bożych
Maryja jest jakby regentką Bożą,
która w imieniu Chrystusa sprawuje
rządy na ziemi.
W roku 1868 odbył się akt
konsekracji Kościoła Matki Bożej
Wspomożycielki Wiernych, w Turynie,
wystawionego przez św. Jana Bosko. W
roku 1883 nawiedza kościół jako
młody kapłan Achilles Ratti,
późniejszy papież św. Pius XI. W
roku 1884 nawiedza sanktuarium
ksiądz Józef Sarto, późniejszy
papież św. Pius X. W roku 1903 obraz
Matki Bożej zostaje uroczyście
koronowany koronami papieskimi. W
roku 1911 kościół otrzymał tytuł
bazyliki. W roku 1953nawiedza
bazylikę Matki Bożej Wspomożycielki
w Turynie kardynał Anioł Roncalli,
późniejszy papież Jan XXIII.
Św. Jan Bosko Matkę Bożą
Wspomożycielkę ustanowił główną
Patronką wszystkich swoich dzieł.
Założył też zgromadzenie sióstr
Córek Matki Bożej Wspomożenia
Wiernych.
Kult w Polsce
Na dawnych
obrazach M. B. z Kalwarii
Zebrzydowskiej można wyczytać napis:
Calvaria Zebrzydoviana - Auxilium
Christianorum (Kalwaria
Zebrzydowska - Wspomożenie
Wiernych). We Wrocławiu - Książe
spotykamy stary obraz Wspomożycielki
jako „Madonnę Płaszcza”. Typ często
spotykany w dawnych wiekach: Maryja
okrywa płaszczem opieki tłum swoich
czcicieli.
W Polsce kult Matki Bożej
Wspomożycielki szedł dwoma nurtami:
z Austrii i Niemiec jako Matki Bożej
Zwycięskiej oraz przez duchowych
synów i córki św. Jana Bosko. W roku
1898 przychodzą do Oświęcimia
Salezjanie i odtąd zaczyna się
popularyzować obraz Matki Bożej
Turyńskiej i św. Jana Bosko. Kopie
obrazu Cranacha (+ 1553) pojawiły
się przede wszystkim na Śląsku: we
Wrocławiu - kościół jezuitów (1694),
w Sosnowicy (1729), w Złotogłowiu
koło Nysy itd. Obraz ten
rozpowszechniały również bractwa M.
B, Wspomożycielki w: Lublinie,
Kaliszu a nawet w dalekim Łucku.
Wszakże najwięcej do wzbudzenia
kultu Wspomożycielki w Polsce
przyczynili się duchowi synowie i
córki św. Jana Bosko. W roku 1907
powstała pierwsza wierna kopia
obrazu turyńskiego w kościele
salezjanów w Oświęcimiu. Stąd
rozbrzmiały się kopie po całej
Polsce.
Wielkim czcicielem Matki Bożej
Wspomożycielki był salezjanin,
prymas Polski, kardynał August
Hlond. Nie mniej żarliwym apostołem
Matki Bożej Wspomożycielki był jego
następca na stolicy prymasów
polskich i metropolitów
warszawskich, kardynał Stefan
Wyszyński. Dnia 5 września 1958 roku
dzięki jego staraniom wniósł
Episkopat Polski do Stolicy
Apostolskiej prośbę o zaprowadzenie
święta Maryi Wspomożycielki Wiernych
w liturgicznym kalendarzu polskim.
Wspomnienie tego święta obchodzi się
także po ostatniej reformie (1969).
Przez wprowadzenie tego święta
chciał Episkopat Polski
zadokumentować, że naród polski nie
tylko wyróżniał się wśród innych
narodów wielkim nabożeństwem do
Najświętszej Maryi Panny, ale że
może wymienić wiele dat, w której
doznał Jej szczególniejszej opieki.
Tak więc tytuł ten wyraża z jednej
strony hołd wdzięczności dla Maryi
jako szczególnej patronki i
opiekunki narodu polskiego, a z
drugiej strony zachęca do tym
większej ku Niej miłości i ufności.
Istniało także w Polsce arcybractwo
Matki Bożej Wspomożycielki. O.
Honorat Koźmiński założył pod
patronatem Wspomożycielki Wiernych
nową rodzinę zakonną: Imienia Jezus.
Formy czci Matki
Bożej Wspomożycielki Wiernych
Kościoły i
kaplice
Najgłośniejszy jest w Turynie,
wystawiony przez św. Jana Bosko. Do
już wymienionych sanktuariówwypada
przypomnieć polskie: Oświęcim,
Twardogóra, Szczyrk, Przyłęków. Z
dawnych zaś:Sosnowica, Złotogłowie,
Radochów i Cieszyn. Św. Jan Bosko we
śnie widzi miejsca i zarysy świątyni
a na froncie napis: „To mój dom.
Stąd moja chwała”. Wizja powtarza
się w roku 1846.W roku 1862 decyduje
się Święty na budowę. Wyznacza także
tytuł i patrona nowej
świątyni:„Wspomożenie Wiernych”.
Kiedy go pytają zainteresowani z
różnych stron, dlaczego ten właśnie
wybrał tytuł, a nie inny, św. Jan
Bosko odpowiedział: „Czasy nasze
potrzebują szczególnej opieki Matki
Bożej a Kościół Chrystusa Jej
szczególnej pomocy”. Prace
rozpoczęto w roku 1864. W latach
następnych bazylikę powiększano i
przyozdabiano (1891 i 1936). Dzisiaj
należy ona do najpiękniejszych
świątyń Italii. W jej wnętrzu
spoczywają we własnych ołtarzach:
św. Jan Bosko, św. Maria Dominika
Mazzarello, św. Dominik Savio i bł.
Michał Rua. Pod bazyliką można
oglądać „kaplicę relikwii” wielu
świętych.
Obrazy
Jest co najmniej kilkanaście typów
wizerunków Matki Bożej pod wezwaniem
Wspomożycielki. Dwa są jednak
najwięcej znane: pasawski i
turyński. Obraz turyński należy do
największych w ikonografii wśród
obrazów ołtarzowych. Liczy bowiem 8
m wysokości i 4 m szerokości. Obraz
przedstawia Maryję jako królowę, w
sukni czerwonej, w płaszczu
niebieskim z koroną na głowie, nad
którą jest korona druga z gwiazd 12.
Maryja na lewej ręce trzyma Boże
Dziecię w zielonej sukience i w
koronie, które trzyma obie ręce
rozłożone, wyciągnięte jak na
powitanie. W prawej dłoni trzyma
Matka Boża szczerozłote berło, dar
sługi Bożego, księcia Augusta
Czartoryskiego. Nad Maryją unosi się
Duch Święty w postaci gołębicy.
Dookoła w górze wieniec aniołów a
poniżej 12 Apostołów. W tyle tło
stanowi wzgórze Superga ze znanym
sanktuarium Matki Bożej, do którego
św. Jan Bosko w latach swojej
młodości nieraz podążał, a u stóp
wzgórza widnieje bazylika Maryi
Wspomożycielki w swojej budowie
pierwotnej z jedną kopułą i dwoma
wieżyczkami. Ramę potężnego obrazu
stanowi obramowanie z barwnych
marmurów i lamp wiecznych. Niezwykłe
łaski zaczęły się dziać jeszcze za
życia św. Jana Bosko. Zwykle
„Madonnę św. Jana Bosko” przedstawia
się w samej postaci Maryi. Za
cudowną uważa się również figurę
Matki Bożej Wspomożycielki,
umieszczoną w pięknej niszy bazyliki
turyńskiej, obnoszoną w czasie
procesji. Według jej wzoru wykonano
tysiące podobnych w świecie. Wierną
kopią obrazu Matki Bożej
Wspomożycielki Turyńskiej jest obraz
w kościele salezjańskim w Oświęcimiu
(1907).
Medalik Wspomożycielki
Po wystawieniu bazyliki pod
wezwaniem Matki Bożej Wspomożenia
Wiernych św. Jan Bosko zaczął
rozpowszechniać także medaliki pod
tym tytułem (od roku 1866). Postać
Matki Bożej była na nich wzorowana
według obrazu w głównym ołtarzu
bazyliki. Święty rozdawał je
tysiącami, a niezwykłe łaski
zwiększały ich popyt.
Święto
Obchodzone jest ono 24 maja.
Ustanowił je papież Pius VII w roku
1816 na podziękowanie Matce Bożej za
szczęśliwy powrót do Rzymu z niewoli
Napoleona Bonapartego(1815). Św. Jan
Bosko umieszcza je po raz pierwszy w
wydanym przez siebie kalendarzu w
roku1860. Co roku obchodzić je
będzie bardzo uroczyście jako święto
patronalne swoich wszystkich dzieł.
24 każdego miesiąca
Zwyczaj ten datuje się od roku 1904.
Chodziło o to, by każdy 24miesiąca
był jakby małym świętym
Wspomożycielki, był przypomnieniem
Jej opieki nad nami. Tego dnia we
wszystkich domach salezjanów i Córek
Maryi Wspomożycielki odprawiają się
specjalne nabożeństwa, odczytuje się
prośby i podziękowania, odmawia
specjalne modlitwy i śpiewa ku czci
Wspomożycielki pieśni.
Nowenna do Matki
Bożej Wspomożycielki
Ma ona charakter podwójny: jako
dziewięciodniowe przygotowanie do
centralnej uroczystości (24 V) oraz
jako dziewięciodniowa modlitwa dla
uproszenia sobie jakiejś szczególnej
łaski. Ułożył ją św. Jan Bosko i
często zalecał. Nadto św. Jan Bosko
polecał nowennę ustną, polegającą na
odmawianiu przez 9 dni: 3 Ojczenasz,
3 Zdrowaś i 3 Chwała Ojcu. Nadto:
„Chwała i dziękczynienie bądź w
każdym momencie Jezusowi w
Najświętszym Boskim sakramencie. Ile
minut w godzinie, a godzin w
wieczności, tylekroć bądź pochwalon
Jezu, ma miłości”. Polecał również ś
w. Jan Bosko dodać trzy razy
modlitwę „Witaj Królowo” z
wezwaniem: „Maryjo Wspomożenie
Wiernych, módl się za nami”.
Zalecał, by odprawiający nowennę
przystąpił do Spowiedzi i Komunii
świętej oraz by na cele salezjańskie
przyrzekł złożyć ofiarę, jeśli
otrzyma upragnioną łaskę.
Błogosławieństwo Matki Bożej
Wspomożycielki
Ułożył je św. Jan Bosko i stale się
nim posługiwał. Zatwierdził je
papież Leon XIII w roku 1878 (15 V).
Miało ono różne formy. Dzisiaj
składa się z modlitw: Pod Twoją
obronę, Zdrowaś kilku wezwań
liturgicznych modlitwy, udzielenia
błogosławieństwa i pokropienia wodą
święconą.
Wezwanie: Maryjo, Wspomożenie
Wiernych, módl się za nami
Umieścił je w Litanii Loretańskiej
papież św. Pius V na pamiątkę
zwycięstwa odniesionego przez oręż
chrześcijański z Turkami w bitwie
morskiej pod Lepanto (7 X 1571).
Arcybractwo Matki Bożej Wspomożenia
Wiernych
Pierwsze bractwo zatwierdził papież
Urban VIII w 1627 roku. Istniało ono
przy kościele Matki Bożej w Pasawie.
Konfraternią opiekowali się
kapucyni. W krótkim czasie
biskupstwo pasawskie miało już 150
punktów czci Wspomożycielki.
Większość kościołów Bawarii miało
obraz Matki Bożej Wspomożycielki z
Pasawy (Passau), dzieło Łukasza
Cranacha Starszego (+ 1553). Do
bractwa Pasławskiego wpisał się
własnoręcznie cesarz Ferdynand II
(1630), wielu panów i biskupów. W
połowie wieku XVII powstał w
Innsbrucku, pod opieką kapucynów,
drugi, niezależny ośrodek bractwa
Matki Bożej Wspomożycielki. Wnet i
tutaj powstało 70 punktów kultu pod
tym tytułem w diecezji. Bractwo
rozpowszechniło się szybko: w
Turynie (1690) i w innych miejscach
Italii, oraz w Hiszpanii i w Ameryce
Łacińskiej. W Wiedniu powstał nowy,
silny punkt kultu Wspomożycielki
poprzez bractwo pasawskie. Wreszcie
w Monachium powstało również bractwo
w1683 roku. Papież bł. Innocenty XI
zatwierdził je już w roku następnym
(1684). Po zwycięstwie pod Wiedniem
(12IX 1683) odbyła się ulicami
Wiednia uroczysta procesja. Do
bractwa wpisał się: cesarz Leopold,
elektor bawarski Maksymilian
Emanuel, jego małżonka Teresa
Kunegunda, córka Jana III
Sobieskiego, wielu książąt i
biskupów. W księgach bractwa
istnieją również całe opactwa i
konwenty zakonne. Bractwo
monachijskie Matki Bożej,
Pasławskiej Wspomożycielki, zdobyło
wkrótce: Austrię, Czechy, Śląsk,
Francję, Holandię, Włochy i kraje
zamorskie.
Członkowie
bractwa otrzymywali legitymacje z
kopią obrazu Łukasza Cranacha
Starszego. Urzędowa nazwa bractwa
brzmiała: „Bractwo świętej miłości
Błogosławionej Dziewicy Maryi
Wspomożycielki”. Podniesione do
godności arcybractwa centrum
monachijskie założyło swoje filie
(bractwa) również w Polsce: w
Lublinie (1723), na Śląsku
(Witoszów, Marcinowice, Tyniec
Legnicki, Wrocław), w Kaliszu
(1732), i w Łucku (1748). Figura
Matki Bożej, Pasawskiej
Wspomożycielki, na Krakowskim
Przedmieściu, wystawiona w
Warszawie, na podziękowanie za
zwycięstwo pod Wiedniem jeszcze za
czasów króla Jana Sobieskiego
świadczy jak daleki był zasięg kultu
Matki Bożej Wspomożycielki.
Kiedy .jednak z biegiem lat,
wszystkie wspomniane bractwa Matki
Bożej Wspomożycielki Chrześcijan
zaczęły chylić się ku upadkowi, św.
Jan Bosko wskrzesił bractwo
turyńskie, założone w roku 1690 jako
filię monachijskiego pod tym
wezwaniem, które wszakże ściśle
związał ze swoimi dziełami (1869). W
roku 1870 bractwo zostało
podniesione dekretem Stolicy
Apostolskiej do godności arcybractwa
z prawem zakładania bractw
filialnych. Odtąd wszędzie, gdzie są
placówki synów duchowych św. Jana
Bosko i córek duchowych istnieje
wspomniane bractwo. Zakładają też
salezjanie podobne bractwa poza
swoimi placówkami. Liczbę członków
oblicza się na kilkaset tysięcy.
Arcybractwo św. Jana Bosko,
turyńskie, zajmuje dzisiaj wśród
wymienionych bractw Matki Bożej
Wspomożycielki pierwsze miejsce.
Zakonne rodziny
Obecnie jest 7 rodzin zakonnych,
zatwierdzonych przez Stolicę
Apostolską, których główną Patronką
jest Wspomożenie Wiernych. Nadto
istnieje 10 instytutów w charakterze
zakonnym w żywej łączności z
dziełami salezjańskimi.
Łaski otrzymane
za przyczyną Matki Bożej
Wspomożycielki Chrześcijan
(Wiernych)
Miał św. Jan
Bosko odwagę powiedzieć, że kościół
w Turynie wystawiła sobie sama
Wspomożycielka, on był jedynie Jej
kasjerem. Każda cegła jest świadkiem
i votum dziękczynnym za odebrane i
niezwykłe łaski. Podajemy kilka
przykładów na potwierdzenie.
Senator Cotta był umierający. Miał
wówczas 83 lata. Odwiedza go św. Jan
Bosko i mówi:„Pan nie może jeszcze
umrzeć. Pan jest potrzebny. A co by
pan uczynił, gdyby Wspomożycielka
wróciła panu zdrowie?” - Wypłacę na
kościół (budujący się właśnie) po
dwa tysiące franków przez sześć
miesięcy. „Dobrze, wracam do moich
chłopców i każę im się modlić o
zdrowie dla pana”. Po trzech dniach
zjawia się osobiście w pokoju
Świętego senator i wręcza z radością
pierwszą należność. Żył jeszcze 3
lata, ciesząc się dobrym zdrowiem
(1866).
Tegoż roku 1866 dnia 16 listopada
św. Jan Bosko idzie na miasto szukać
pieniędzy. Musi zaraz wypłacić 3000
franków. Spotyka lokaja w Liberii,
który właśnie został wysłany przez
pana do księdza Bosko. Pan jego od
trzech lat był przykuty do łoża
boleści. Lekarze stracili nadzieję
przywrócenia mu zdrowia. Pan ów
przyrzeka złożyć ofiarę na budujący
się kościół, jeśli Święty uprosi mu
u Boga ulgę w cierpieniach. Święty
zwołuje 30 domowników, odmawia z
nimi modlitwę do Matki Bożej
Wspomożycielki, udziela
błogosławieństwa i nakazuje
przynieść ubranie panu, by mógł iść
do banku i przynieść pilnie
pieniądze. Ubrania nie było, wiec
musiano kupić nowe. Zdumiony chory
wstaje na nogi po raz pierwszy od 3
lat, idzie do banku i przynosi
ofiarę do domu Świętego, wsiada do
powozu i pełen szczęścia odjeżdża do
swego pałacu.
W tym samym roku,
kiedy św. Jan Bosko zamówił pierwsze
medaliki Matki Bożej Wspomożycielki
(1866) wybuchła w Turynie epidemia.
Moc ludzi zabrała śmierć. Chłopcom
Św. Jana Bosko i personelowi domu
nic się nie stało. Wszystkich
zabezpieczył medalikiem
Wspomożycielki. W roku 1885 hrabia
Villeneve umierającemu swojemu
słudze zawiesił medalik Matki Bożej
Wspomożycielki, podarowany przez św.
Jana Bosko. Sługa natychmiast
wyzdrowiał.
Kiedy św. Jan Bosko odbywał
wizytację domu salezjańskiego w
Alassio, przyniesiono do niego
5-letniego chłopca, na pół
sparaliżowanego. Po otrzymaniu
błogosławieństwa Matki Bożej
Wspomożycielki malec natychmiast
wyzdrowiał. W tym samym czasie św.
Jan Bosko udzielonym
błogosławieństwem uzdrowił braciszka
owego chłopca, dziewięcioletniego,
mającego wadę w mówieniu. Pewna
hrabina z Nizza zwróciła się
telegraficznie do Świętego, będącego
wówczas na wizytacji w Cannes, o
pomoc dla wnuczka, który cierpiał na
konwulsję, z prośbą o udzielenie mu
błogosławieństwa. Święty uczynił to
(na odległość) i wnuczek wyzdrowiał.
Fakty późniejsze
Mercedes R. de Valdes chorowała 16
lat. Przeżyła cztery ciężkie
operacje, ale bóle nie ustawały.
Poleciła się z wiarą Matce Bożej
Wspomożycielce, gorąco prosząc o
zdrowie. Wyzdrowiała zupełnie
(1967).
Czteroletnia wnuczka pani Marii
Pujol nie mogła poruszać się
swobodnie. Lekarze stwierdzili
zdeformowany kręgosłup. Babka nie
miała pieniędzy na leczenie a
lekarze nie dawali nadziei. Pobożna
niewiasta rozpoczęła nowennę do
Matki Bożej Wspomożycielki. Po kilku
zaledwie dniach dziecko chodziło
normalnie. Miejscowość Reus w
Hiszpanii. Rok 1969.
W tym samym miesięczniku zeznaje
Hieronima Compora z Bordighera (maj
1969).„Zachorowałam na nogi. Lekarze
w szpitalu stwierdzili «chorobę
Burgera». Byłam w szpitalu 40 dni
bez żadnej ulgi w cierpieniach. Co
gorsza, choroba przerzuciła się
nadto i na lewą nogę. Zwróciłam się
do Matki Bożej Wspomożycielki i
obiecałam ogłosić łaskę oraz
osobiście pieszo udać się do
sanktuarium Matki Bożej
Wspomożycielki w Turynie, jeśli
wyzdrowieję. Nie mniej gorąco
odprawiała nowennę w mojej intencji
rodzina. Po niedługim czasie bóle
przeszły, nastało polepszenie, a
dzisiaj chodzę szczęśliwa. Spełniłam
też dane Matce Bożej zobowiązania”.
Siostra Marianna Wagner z Linzu
pisze, że zachorował chłopiec
5-letni, Klaus na zapalenie opon
mózgowych. Przez sześć tygodni leżał
chłopiec w szpitalu nieprzytomny.
Lekarze stracili nadzieję życia.
Siostra Wagner na prośbę matki ze
swoimi dziewczętami rozpoczęła
nowennę do Matki Bożej Wspomożenia
Wiernych. I oto dnia pewnego ku
zdumieniu lekarzy dziecko
oprzytomniało, zaczęło wracać do
zdrowia i niebawem zupełnie zdrowe
wróciło dodomu9.
Modlitwa: Wszechmogący i miłosierny
Boże, któryś dla obrony ludu
chrześcijańskiego ustanowił
przedziwną pomoc w błogosławionej
Dziewicy Maryi; spraw łaskawie,
abyśmy możną Jej opieką wsparci,
mogli walczyć za życia a przy
śmierci osiągnąć zwycięstwo nad
nieprzyjacielem dusz naszych. Przez
Pana naszego...
25
maja .
-
Święty Beda Czcigodny
(...)
Charakterystyczne rysy Kościoła,
które Beda podkreśla, to (...)
katolickość jako wierność tradycji i
zarazem otwarcie na historyczny
rozwój i jako poszukiwanie jedności
w wielości, w różnorodności dziejów
i kultur, zgodnie ze wskazaniami,
jakich papież Grzegorz Wielki
udzielił apostołowi Anglii,
Augustynowi z Canterbury (...)
Drodzy bracia i siostry,
Święty, którego sobie dziś
przybliżamy, nazywa się Beda i
urodził się w północno-wschodniej
Anglii, dokładnie w Nortumbrii, w
roku 672/673. On sam opowiada, że
gdy miał siedem lat, rodzice
powierzyli go opatowi pobliskiego
klasztoru benedyktyńskiego, by
otrzymał solidne wykształcenie: „Od
tamtej pory – wspomina – zawsze
mieszkałem w tym klasztorze, oddając
się intensywnym studiom nad Pismem,
a przestrzegając dyscypliny Reguły i
codziennego obowiązku śpiewania w
kościele, zawsze przyjemność
sprawiało mi uczenie się albo
nauczanie, albo pisanie” (Historia
eccl. Anglorum, V, 24). Istotnie
Beda stał się jednym z
najwybitniejszych erudytów wczesnego
średniowiecza, miał bowiem do
dyspozycji wiele cennych rękopisów,
które przywozili mu jego opaci,
powracający z częstych podróży na
kontynent i do Rzymu. Nauczanie i
sława pism zaskarbiły mu wiele
przyjaźni z najważniejszymi
osobistości jego czasów, które
zachęcały go do kontynuowania pracy,
przynoszącej korzyści bardzo wielu
ludziom. Gdy zachorował, nie
przestał pracować, zachowując stale
wewnętrzną radość, która wyrażała
się w modlitwie i śpiewie. Swoje
najważniejsze dzieło – „Historia
ecclesiastica gentis Anglorum”
zakończył taką oto inwokacją:
„Proszę Cię, dobry Jezu, który
łaskawie pozwoliłeś mi zaczerpnąć
słodkie słowa z Twej mądrości,
dotrzeć któregoś dnia do Ciebie,
źródła wszelkiej mądrości i stać
zawsze przed Twoim obliczem”. Śmierć
dosięgła go 26 maja 735 roku: w dniu
Wniebowstąpienia.
Pismo Święte jest stałym źródłem
teologicznej refleksji Bedy.
Poprzedziwszy skrupulatnym
krytycznym studium tekstu (zachowała
się do naszych czasów kopia
monumentalnego „Codex Amiatinus”
Wulgaty, nad którym Beda pracował),
komentuje on Biblię interpretując ją
w ujęciu chrystologicznym, to znaczy
łącząc dwie rzeczy: z jednej strony
słucha, co dokładnie mówi tekst,
chce prawdziwie słuchać, pojąć sam
tekst; z drugiej strony jest
przekonany, że kluczem do
zrozumienia Pisma Świętego jako
jedynego Słowa Bożego jest Chrystus
i z Chrystusem, w Jego świetle,
rozumie się Stary i Nowy Testament
jako „jedno” Pismo Święte.
Wydarzenia Starego i Nowego
Testamentu idą w parze, są drogą ku
Chrystusowi, choć wyrażone w
odmiennych znakach i instytucjach
(określa on to jako concordia
sacramentorum). Na przykład namiot
przymierza, który Mojżesz rozbił na
pustyni oraz pierwsza i druga
świątynia jerozolimska są obrazami
Kościoła, nowej świątyni wzniesionej
na Chrystusie i na Apostołach z
żywych kamieni, zespojonych miłością
Ducha. I podobnie jak do budowy
dawnej świątyni swój wkład wnieśli
również poganie, oddając do
dyspozycji cenny budulec i
techniczne doświadczenie swoich
mistrzów, tak i do budowy Kościoła
przyczynili się apostołowie i
nauczyciele pochodzący nie tylko z
prastarych plemion - żydowskiego,
greckiego i łacińskiego, ale również
ludy nowe, spośród których Beda
pozwala sobie wymienić Iroceltów i
Anglosasów. Św. Beda widzi wzrost
powszechności Kościoła, który nie
ogranicza się do jednej określonej
kultury, lecz składa się ze
wszystkich kultur świata, które
winny otworzyć się na Chrystusa i
znaleźć w Nim swój punkt docelowy.
Innym tematem, drogim Bedzie, są
dzieje Kościoła. Po zainteresowaniu
się okresem opisanym w Dziejach
Apostolskich przebiega on historię
Ojców i Soborów, przekonany, że
dzieło Ducha Świętego trwa w
historii. W „Chronica Maiora” Beda
kreśli chronologię, która stanie się
podstawą powszechnego kalendarza „ab
incarnatione Domini”. Dotychczas
liczono czas od założenia miasta
Rzymu. Beda, widząc, że prawdziwym
punktem odniesienia, centrum
historii są narodziny Chrystusa,
obdarzył nas tym kalendarzem, który
odczytuje historię, poczynając od
Wcielenia Pana. Odnotowuje sześć
pierwszych Soborów Powszechnych i
ich przebieg, przedstawiając wiernie
naukę chrystologiczną, mariologiczną
i soteriologiczną oraz obnażając
herezje monofizytyzmu i
monoteletyzmu, ikonoklazmu i
neopelagianizmu. I wreszcie,
zachowując wszelkie wymogi
dokumentacyjne i wykazując
umiejętności literackie sporządza
wspomnianą już Historię kościelną
ludów Anglii, dzięki której uznano
go za „ojca historiografii
angielskiej”. Charakterystyczne rysy
Kościoła, które Beda podkreśla, to:
a) katolickość jako wierność
tradycji i zarazem otwarcie na
historyczny rozwój i jako
poszukiwanie jedności w wielości, w
różnorodności dziejów i kultur,
zgodnie ze wskazaniami, jakich
papież Grzegorz Wielki udzielił
apostołowi Anglii, Augustynowi z
Canterbury; b) apostolskość i
rzymskość: w tym względzie za sprawę
o pierwszorzędnym znaczeniu uważa on
przekonanie wszystkich Kościołów
Iroceltyckich i Piktów do wspólnego
obchodzenia Wielkanocy zgodnie z
kalendarzem rzymskim. Kalendarz,
przygotowany przez niego metodą
naukową dla ustalenia dokładnej daty
obchodów Wielkanocy, a tym samym i
całego roku liturgicznego, stał się
punktem odniesienia dla całego
Kościoła katolickiego.
Beda był także
wybitnym nauczycielem teologii
liturgicznej. W Homiliach na temat
Ewangelii niedzielnych i
świątecznych uprawia on prawdziwą
mistagogię, wychowując wiernych do
radosnego obchodzenia tajemnic wiary
i do wcielania ich konsekwentnie w
życie, w oczekiwaniu na ich pełne
objawienie się po ponownym przyjściu
Chrystusa, gdy wraz z naszymi
ciałami wyniesionymi do chwały
zostaniemy dopuszczeni w procesji z
darami do wiecznej liturgii Bożej w
niebie. Idąc za „realizmem” katechez
Cyryla, Ambrożego i Augustyna, Beda
naucza, że sakramenty inicjacji
chrześcijańskiej czynią z każdego
wiernego „nie tylko chrześcijanina,
ale Chrystusa”. Za każdym bowiem
razem, gdy wierna dusza przyjmuje i
strzeże z miłością Słowa Bożego, na
wzór Maryi poczyna się i rodzi na
nowo Chrystus. I za każdym razem,
gdy grupa neofitów otrzymuje
sakramenty paschalne, Kościół się „
samo-odradza” lub – używając jeszcze
śmielszego wyrażenia – Kościół staje
się „matką Boga”, uczestnicząc w
rodzeniu swoich dzieci za sprawą
Ducha Świętego.
Dzięki takiemu swemu sposobowi
uprawiania teologii, z włączeniem
Biblii, Liturgii i Historii, Beda
głosi orędzie aktualne dla różnych
„stanów”: a) uczonym (doctores ac
doctrices) przypomina o dwóch
zasadniczych zadaniach: zgłębiania
cudów Słowa Bożego, aby przedstawiać
je w atrakcyjnej formie wiernym;
ukazywania prawd dogmatycznych,
unikając przy tym komplikacji
heretyckich i trzymając się
„prostoty katolickiej” z zachowaniem
postawy maluczkich i pokornych,
którym Bóg zechciał objawić
tajemnice Królestwa; b) duszpasterze
ze swej strony winni dawać
pierwszeństwo przepowiadaniu nie
tylko za pośrednictwem języka
dosłownego bądź hagiograficznego,
ale doceniając również ikony,
procesje i pielgrzymki. Beda zaleca
im stosowanie języka ludowego, jak
on sam to czynił, wyjaśniając w
Nortumbrii modlitwy „Ojcze nasz” i
„Wierzę” oraz komentując w języku
ludowym aż do ostatniego dnia swego
życia Ewangelię Jana; c) osobom
konsekrowanym, które oddają się
Służbie Bożej, żyjąc w radości
wspólnoty braterskiej i czyniąc
postępy w życiu duchowym dzięki
ascezie i kontemplacji, Beda zaleca
troskę o apostolat – nikt nie ma
Ewangelii tylko dla siebie, ale
powinien słuchać jej jako daru także
dla innych, zarówno współpracując z
biskupami w różnorodnej działalności
duszpasterskiej na rzecz młodych
wspólnot chrześcijańskich, jak i
pozostając w gotowości do misji
ewangelizacyjnej wśród pogan, poza
własnym krajem, niczym „peregrini
pro amore Dei” [pielgrzymi z miłości
do Boga].
Wychodząc od tej perspektywy w
komentarzu do Pieśni nad Pieśniami
Beda ukazuje Synagogę i Kościół jako
współpracujące w szerzeniu Słowa
Bożego. Chrystus Oblubieniec chce
Kościoła zręcznego, „śniadego od
trudów ewangelizacji” – jest to
wyraźne nawiązanie do słów z Pieśni
nad Pieśniami (1,5), gdzie
Oblubienica mówi: „Nigra sum sed
formosa” (Śniada jestem, lecz
piękna) – zamierza uprawiać inne
pola lub winnice i postawić wśród
nowych ludów „nie jeden tymczasowy
szałas, ale trwałe mieszkanie”, to
znaczy wszczepić Ewangelię w tkankę
społeczną i w instytucje kulturalne.
Z tego punktu widzenia święty Doktor
zachęca wiernych świeckich do
gorliwości w wychowaniu religijnym,
naśladując te „nienasycone tłumy
ewangeliczne, które nie pozostawiały
czasu apostołom nawet na
przełknięcie kęsa”. Uczy ich, jak
przepowiadać nieustannie,
„odtwarzając w życiu to, co sprawują
w liturgii”, składając wszystkie
działania jako ofiarę duchową w
jedności z Chrystusem. Rodzicom
wyjaśnia, że również w ich małym
środowisku domowym mogą pełnić
„kapłański urząd pasterzy i
przewodników”, kształtując po
chrześcijańsku dzieci oraz
potwierdza, że zna wielu wiernych
(mężczyzn i kobiety, żonatych lub
stanu wolnego) „zdolnych do
nienagannego postępowania, którzy
jeśli są odpowiednio prowadzeni,
mogliby codziennie przystępować do
komunii eucharystycznej” (Epist. Ac
Ecgberctum, ed. Plummer, str. 419).
Sława świętości i mądrości, jaką
Będą cieszył się jeszcze za życia,
słusznie zyskała mu tytuł
„Czcigodnego”. Nazywa go tak również
papież Sergiusz I, gdy w 701 pisze
do jego opata, prosząc go, aby
pozwolił mu na czasowy wyjazd do
Rzymu na konsultacje w sprawach
budzących powszechne
zainteresowanie. Po śmierci jego
pisma krążyły szeroko po kraju i na
kontynencie europejskim. Wielki
misjonarz Niemiec, biskup św.
Bonifacy (†754) prosił wielokrotnie
arcybiskupa Yorku i opata z
Wearmouth, aby doprowadzili do
przepisania niektórych jego dzieł i
przesłali mu je tak, aby on i jego
towarzysze mogli korzystać ze
światła duchowego, jakie z nich
promieniuje. Wiek później Notker
Galbul, opat z Sankt Gallen (†912),
zdając sobie sprawę z niezwykłego
wpływu Bedy, porównał go do nowego
słońca, któremu Bóg kazał wzejść nie
tylko na Wschodzie, ale również na
Zachodzie , aby oświecić świat.
Niezależnie od patosu retorycznego,
jest faktem, że swymi dziełami Będą
przyczynił się skutecznie do budowy
Europy chrześcijańskiej, w której
różne ludy i kultury są między sobą
wymieszane, nadając im jednolite
oblicze, inspirowane wiarą
chrześcijańską. Módlmy się, aby
także dzisiaj były osobowości na
miarę wielkości Bedy, aby utrzymywać
w jedności cały kontynent; módlmy
się, abyśmy wszyscy byli gotowi do
ponownego odkrycia naszych wspólnych
korzeni, abyśmy byli budowniczymi
Europy głęboko ludzkiej i prawdziwie
chrześcijańskiej.
-
Święty Grzegorz VII: Burzliwy
pontyfikat Grzegorza VII
25 maja Kościół katolicki obchodzi
wspomnienie św. Grzegorza VII,
papieża. Wypada z tej racji
przypomnieć niektóre fakty z jego
życia i służby Kościołowi, tym
bardziej że był to pontyfikat
niezwykły.
Grzegorz, znany
później jako papież, urodził się ok.
1020 roku w Italii. W młodym wieku
wstąpił do klasztoru Benedyktynów w
Rzymie, gdzie otrzymał wykształcenie
typowo monastyczne. Wkrótce przyjął
niższe święcenia i został
sekretarzem papieża Grzegorza VI,
któremu towarzyszył na wygnaniu do
Kolonii. Po jego śmierci udał się do
słynnego opactwa w Cluny. Papież
Leon IX wezwał go do Rzymu, udzielił
mu święceń subdiakonatu i powierzył
opiekę nad majątkiem Kościoła
rzymskiego. Po śmierci papieża
Aleksandra II został wybrany na jego
następcę. 30 czerwca 1073 roku odbył
się uroczysty ingres do Bazyliki św.
Piotra, gdzie miała miejsce
konsekracja. Hildebrand przybrał
imię Grzegorz VII.
Charakterystyczne rysy pontyfikatu
W swoim nauczaniu Grzegorz
podkreślał, że Kościół katolicki
został założony przez Chrystusa, a
każdy papież jako następca św.
Piotra pełni w nim funkcję
zasadniczą - tylko on ma prawo
ustanawiania biskupów w całym
Kościele, on też może rozstrzygać
sporne kwestie. Swą władzę rozumiał
jednak dość szeroko: jego zdaniem,
dotyczyła ona również spraw
świeckich w aspekcie ich zgodności z
nauką Bożą.
Papież Grzegorz VII znany był z
rygorystycznej postawy w kwestii
celibatu. Apelował do wiernych, by
nie przyjmowali sakramentów od
księży żonatych, oraz od tych,
którzy splamili się jakimkolwiek
występkiem.
Burzliwe lata konfliktu
Postawa Grzegorza wobec władzy
świeckiej w kwestii tzw. inwestytury
musiała doprowadzić do konfliktu z
władcami świeckimi, a nawet z
wieloma biskupami, którzy byli przez
nich mianowani. Szczególnie silna
opozycja powstała we Francji i w
Niemczech. Sytuację zaostrzył dekret
papieża, nakazujący świeżo
mianowanym biskupom udanie się do
Rzymu i złożenie przysięgi na
wierność papieżowi. Wprowadzenie w
życie tego postulatu oznaczałoby
ograniczenie władzy króla. Henryk IV
- który zabiegał o tytuł cesarza -
nie miał zamiaru zastosować się do
żądań papieża; w 1075 roku mianował
kilku biskupów i opatów. Papież
zaprotestował, grożąc ekskomuniką
mianowanym duchownym. W odpowiedzi
król zwołał synod do Wormacji
(1076), na którym ogłoszono
depozycję Grzegorza VII.
Papież zwołał synod w Rzymie (14
lutego 1076) i rzucił klątwę na
króla, a mianowanym przez niego
dostojnikom kościelnym zabronił
wykonywania ich funkcji. W 1076 roku
w Trebur książęta niemieccy orzekli,
że nie będą uznawać Henryka za swego
zwierzchnika, jeśli nie uwolni się
od klątwy. Postanowiono też nad
królem urządzić sąd, na który
zaproszono papieża. Grzegorz ruszył
w podróż do Niemiec.
Henryk IV nie
miał wyboru. Postanowił spotkać się
z papieżem. Do spotkania doszło w
zamku margrabiny Matyldy Toskańskiej
pod Kanossą, gdzie Henryk IV przez
trzy dni błagał o zdjęcie klątwy.
Zrehabilitowany przez papieża Henryk
IV, uzyskawszy poparcie wielu
biskupów, pokonał opozycję i na
synodzie w Brixen (1080) ogłosił
depozycję Grzegorza VII, a jego
następcą mianował antypapieża
Klemensa III. Grzegorz nałożył na
króla powtórną ekskomunikę.
Henryk IV udał się do Italii, w
marcu 1084 roku zajął Rzym, a
Grzegorz VII zbiegł do zamku św.
Anioła. Król wprowadził na tron
papieski Klemensa III, który
przyznał mu koronę cesarską. W
majestacie upragnionego tytułu
rozpoczął Henryk IV szturm na zamek,
ale oto niespodziewanie na pomoc
papieżowi przybył książę normański
Guiscard z licznymi wojownikami.
Wojsko niemieckie zostało
rozgromione, cesarz Henryk zdołał
uciec z Rzymu, zbiegł także Klemens
III. Papież Grzegorz VII mógł wyjść
z zamku, ale... oto żołnierze
normańscy z saracenami zniszczyli
Rzym i wymordowali wielu ludzi, to
zaś wzbudziło wrogość wobec papieża
zwycięzcy, który musiał uchodzić z
obawy przed zemstą ze strony tych,
którzy ocaleli. Udał się do Salerno,
gdzie zmarł w 1085 roku. W Niemczech
nie udało się wprowadzić reform,
jakich domagał się Grzegorz,
wchodziły one stopniowo we Francji i
w Hiszpanii.
Związki z Polską, i nie tylko...
Ten jakże burzliwy pontyfikat był
niezwykle ważny dla Polski, gdzie
kiełkowało dopiero ziarno Ewangelii.
Grzegorz VII w 1075 roku erygował
ponownie metropolię gnieźnieńską, a
królowi Bolesławowi udzielił zgody
na koronację. Bolesław podczas
konfliktu z królem niemieckim stanął
po stronie papieża. Jednakże po
zabójstwie biskupa Stanisława
(1079), król Bolesław utracił
władzę, a jego następca Władysław
Herman opowiedział się po stronie
Henryka IV, co nie oznacza
akceptacji antypapieża Klemensa III
przez Kościół w Polsce.
Sprawa: Grzegorz VII-Henryk IV od
tysiąca lat jest przedmiotem
refleksji i kontrowersji. Jest
rzeczą zrozumiałą, że papież mógł
domagać się niezależności od władzy
świeckiej. Trudno nie zgodzić się z
ogólnym założeniem, że każdy władca
powinien respektować Prawo Boże.
Zagadnienie było trudne: relacja
pomiędzy religią a społecznością
(państwem). Wiele na tym tle
rozegrało się dramatów w ciągu
wieków. I chyba nie przypadkiem
podobna kwestia pojawia się u progu
XXI wieku, np. sprawa religii w
szkole, obecności Kościoła w
mediach, wartości moralna filmów czy
książek, lub też invocatio Dei w
Konstytucji Europejskiej. Ale my,
dzięki Bogu, potrafimy rozwiązywać
tego rodzaju problemy w łagodniejszy
sposób...
26
maja. - Święty
Filip Nereusz: Święty nienadęty
Świętość Filipa Nereusza to lekcja
duszpasterskiej pasji,
uzdrawiającego humoru, dystansu do
siebie i miłości do ludzi, którym
się służy.
Życie św. Filipa
Neri (1515–1595) jest zaprzeczeniem
smutnych, poważnych, urzędowych
hagiografii. Już za życia uważano go
za świętego, czym nie był zachwycony.
Na przekór udawał nieraz kogoś…
mniej świętego. Na przykład
przebierał się w dziwne stroje albo
golił sobie tylko jedną stronę
twarzy, i tak chodził po mieście.
Uwielbiał anegdoty. „Bóg jest pełen
radości, dlatego diabeł ucieka przed
prawdziwą radością” – mawiał.
Czasem dawał komuś szturchańca i
szeptał: „To nie dla ciebie, ale dla
Złego, którego chcę z ciebie
wypędzić”. Łączył w sobie ogromną
radość i miłość do ludzi z mistyczną
pobożnością. Jedna z jego ulubionych
modlitw brzmiała: „Panie, nie ufaj
Filipowi”. Kochali go papieże i
prosty lud. Urodzony we Florencji,
60 lat spędził w Rzymie, stając się
najsłynniejszym duszpasterzem
Wiecznego Miasta.
Przyjechał do Rzymu, aby studiować
filozofię i teologię. Ulubionym
miejscem jego wypraw stały się
Katakumby św. Sebastiana. Tam
właśnie doznał ekstatycznego
przeżycia, które jego biografowie
porównywali do poszerzenia serca
przez Ducha Świętego. Filip widział,
że wielkie rzesze pątników
potrzebowały pomocy duchowej i
materialnej. Aby zaradzić tej
biedzie, założył Bractwo Trójcy
Świętej dla Opieki nad Pielgrzymami.
Za namową spowiednika przyjął
święcenia kapłańskie. Miał wtedy 36
lat.
Duszpasterzował przy kościele św.
Hieronima w centrum Rzymu. Wokół
niego zaczęli gromadzić się ludzie
szukający żywej wiary: kapłani,
zakonnicy, mieszczanie, kupcy,
artyści, dzieci. Filip modlił się z
nimi, rozmawiał, głosił katechezy
połączone ze śpiewem pieśni.
Początkowo wszystko to działo się w
jego pokoju, potem w specjalnej
kaplicy, którą nazwał oratorium.
Spotkania w oratorium przyciągały
tłumy dochodzące do kilkunastu
tysięcy. Filip zorganizował grupę
stałych współpracowników świeckich i
duchownych. Ta wspólnota dała
początek zgromadzeniu oratorianów.
Filip wprowadził Kościół w zaułki
miasta, łączył religijność z dniem
powszednim w myśl zasady „do tańca i
do różańca”. Jednakowo przyjmował
kardynała i żebraka. Nie potępiał, w
grzechu widział raczej nieszczęście
grzesznika. To był zupełnie nowy
styl duszpasterstwa. Pokazał pogodne
oblicze Kościoła pełnego radości,
modlitwy, żywej wspólnoty. Do grona
przyjaciół Filipa należeli św. Karol
Boromeusz, św. Franciszek Salezy, św.
Ignacy Loyola. Doradzał papieżom,
był kierownikiem duchowym wielu
dostojników.
Każde dobre dzieło napotyka
przeszkody. Św. Filipa oskarżono, że
sprzyja nowinkom niebezpiecznym dla
wiary. Papież Paweł IV zakazał mu na
jakiś czas działalności. Na
szczęście nie trwało to długo.
Kolejny papież, Grzegorz XIV,
próbował zrobić go kardynałem, ale
Filip wybronił się od tego zaszczytu.
Żywot rzymskiego Sokratesa (tak go
nazywano) to wciąż aktualny
podręcznik odważnego, żywego
duszpasterstwa, które wychodzi do
ludzi, a nie tylko na nich czeka. To
także lekarstwo przeciwko nadętej
celebracji własnej osoby, do której
niestety my, duchowni, mamy
skłonności.
Najweselszy
święty świata
Diabeł ucieka
przed prawdziwą radością -
mówił św. Filip Nereusz. Bardzo
lubię tego świętego. Był istnym
wulkanem duszpasterskich pomysłów.
Ewangelizował na wszelkie sposoby:
ucząc na placach katechizmu,
śpiewając pieśni religijne,
organizując koncerty, teatr,
pielgrzymki, ćwiczenia duchowe… Był
jednym z najbardziej wesołych
świętych. Pochodził z Florencji, ale
całe swoje dorosłe życie przeżył w
Rzymie. W tym świętym mieście zawsze
było sporo duchownych, ale brakowało
duszpasterzy.
Filip Nereusz (1515–1595) już za
życia uchodził za świętego. Nie był
tym zachwycony, dlatego czasem na
przekór udawał kogoś mniej świętego.
Przebierał się w dziwne stroje albo
golił sobie pół twarzy i tak chodził
po mieście. Uwielbiał anegdoty. „Bóg
jest pełen radości, dlatego diabeł
ucieka przed prawdziwą radością” –
mawiał. „Panie, nie ufaj Filipowi” –
taką modlitwę powtarzał. Przy czym
jego pobożność miała znamiona
mistyczne. Przyjechał do Rzymu, aby
studiować filozofię i teologię.
Kiedy zobaczył, że wielkie rzesze
pątników potrzebują pomocy duchowej
i materialnej, skoncentrował się na
nich.
Założył Bractwo Trójcy Świętej dla
Opieki nad Pielgrzymami. Za namową
spowiednika przyjął święcenia
kapłańskie. Wkrótce wokół niego
zaczęli gromadzić się ludzie
szukający żywej wiary: kapłani,
zakonnicy, mieszczanie, kupcy,
artyści, dzieci. Filip modlił się z
nimi, rozmawiał, głosił katechezy
połączone ze śpiewem pieśni. Z
biegiem lat spotkania w jego słynnym
oratorium przyciągały
kilkunastotysięczne tłumy. Filip
zorganizował grupę stałych
współpracowników świeckich i
duchownych. Ta wspólnota dała
początek zgromadzeniu oratorianów.
Nereusz łączył religijność z dniem
powszednim w myśl zasady „do tańca i
do różańca”. Jednakowo przyjmował
kardynała i żebraka. Pokazywał
pogodne oblicze Kościoła – pełne
radości, modlitwy, żywej wspólnoty.
Do grona jego przyjaciół należeli
św. Karol Boromeusz, św. Franciszek
Salezy, św. Ignacy Loyola. Doradzał
papieżom, był kierownikiem duchowym
wielu dostojników. I jego, jak
prawie każdego świętego, spotkało
niezrozumienie. Surowy papież Paweł
IV zakazał mu działalności. Ale już
kolejny papież, Grzegorz XIV,
próbował bezskutecznie zrobić go
kardynałem. Nazywano Filipa rzymskim
Sokratesem. Jego życie to niezwykła
lekcja żywego, pogodnego
duszpasterstwa i cudownego dystansu
do siebie samego.
27
maja. - Święty
Augustyn z Canterbury: Apostoł
Anglii
Nie wiemy, kiedy się urodził św.
Augustyn z Canterbury. Gdy papież
Grzegorz Wielki w roku 596
zdecydował się wysłać wyprawę
misyjną do Anglosasów, był
najprawdopodobniej przeorem w
benedyktyńskim klasztorze na Monte
Celio w Rzymie.
Na polecenie Ojca
Świętego Augustyn wyruszył na czele
dziesięcioosobowej grupy w drogę.
Podczas podróży otrzymał sakrę
biskupią. Został bardzo życzliwie
przyjęty przez króla Kentu Etelberta,
który z jego rąk przyjął chrzest.
Wprowadził go do swej stolicy
Canterbury i ofiarował mu teren pod
budowę opactwa świętych Piotra i
Pawła.
Praca misjonarzy, którym przewodził
św. Augustyn, okazała się skuteczna.
Święty założył stolicę arcybiskupią
w Canterbury i dwa biskupstwa – w
Londynie i w Yorku.
Zadowolony papież Grzegorz Wielki
tak pisał do św. Augustyna: "Ktoż
zdoła opowiedzieć, jak wielka tutaj
radość zrodziła się w sercach
wiernych, kiedy lud Anglów, dzięki
łasce wszechmogącego Boga i twoim,
Czcigodny Bracie, wysiłkom,
porzuciwszy mroki błędów oświecony
został światłem wiary świętej. Z
odnowionym umysłem wielbi teraz Boga
czystym sercem i depcze bożków,
przed którymi korzył się niegdyś w
niedorzecznym lęku. Zasady świętego
przepowiadania chronią go przed
upadkiem, serce swe nakłania do
przykazań, a umysł do ich rozumienia;
w modlitwie uniża się aż do ziemi,
aby duchem nie tkwić na ziemi...
Wiem dobrze, iż dzięki twej
gorliwości Bóg wszechmogący okazał
wielkie rzeczy wśród ludzi, których
postanowił wybrać. Dlatego trzeba,
abyś owym darem niebieskim cieszył
się z bojaźnią i lękał z radością.
Abyś się cieszył, albowiem
zewnętrzne znaki pociągnęły dusze
Anglów do wewnętrznej łaski...".
Święty Augustyn zmarł w roku 605 lub
606. Jego wspomnienie w kalendarzu
liturgicznym przypada 27 maja.
28
maja. - Święty
Wilhelm z Akwitanii: Druh Rolanda?
Św. Wilhelm z Akwitanii urodził się
około 750 roku. Był wnukiem
frankijskiego władcy Karola Młota.
W historii
zapisał się jako dowodzący wojskami
cesarza Karola Wielkiego, którego
był kuzynem.
To właśnie na jego dworze spędził
dzieciństwo, by później odziedziczyć
po swym ojcu, Teuderyku IV, tytuły
hrabiego Tuluzy i księcia Akwitanii.
Matką późniejszego świętego była
Aldana, córka wspominanego już Karol
Młota... Gdy w 793 roku emir Kordoby
- Hiszam I - wezwał muzułmanów do
walki z niewiernymi, Wilhelm był
jednym z tych, którzy skutecznie
potrafili odeprzeć 100-tysięczną
armię Saracenów, atakującą królestwo
Asturii (leżące w północnej części
Hiszpanii) i Langwedocję w
południowej Francji. Po roku 800
Wilhelm brał także udział w wyprawie,
w czasie której udało się odbić z
rąk Maurów Barcelonę.
W roku 804 założył benedyktyński
klasztor we francuskiej miejscowości
Gellone, którą po czasie, na jego
cześć nazwano Saint-Guilhem-le-Désert.
Jednym z darów-relikwii Karola
Wielkiego dla nowo powstałej
fundacji miały być kawałki drewna
pochodzące z Krzyża Świętego, które
cesarz otrzymał od patriarchy
Jerozolimy. W dwa lata po założeniu
opactwa, Wilhelm wyrzekł się
dworskiego życia i rycerskiej sławy,
by samemu zostać zwyczajnym mnichem,
pracującym w klasztornej kuchni.
Warto zaznaczyć, iż większość danych,
jakie mamy o świętym Wilhelmie z
Akwitanii pochodzi z tak zwanej „Pieśń
o Wilhelmie“ (Chanson de Guillaume)
- najsłynniejszego obok „Pieśni o
Rolandzie” utworu z gatunku
chansons de geste, sławiącego
bohaterskie czyny średniowiecznego
rycerstwa i specyficzny etos moralny
tego stanu.
Tak jak i w innych rycerskich
poematach, także i w „Pieśni o
Wilhelmie” nie brak elementów
fantastycznych. Jedną z bohaterek
jest saraceńska księżniczka i
czarodziejka nosząca imię Orable,
którą wedle niektórych przekazów
Wilhelm miał poślubić, ta zaś
przyjęła na chrzcie miano Guitburgi.
Sam święty często ukazywany jest
natomiast w ikonografii, jako rycerz
walczący ze smokiem.
Wilhelm zmarł 28 maja 812 roku. Jego
grób znajduje się w kościele
klasztornym w Saint-Guilhem-le-Désert,
o którym Jan Turek pisał, iż „w
średniowieczu (...) było jednym z
ważniejszych miast handlowych na
południu Francji i zarazem punktów
odpoczynku na drodze pielgrzymek z
całej Europy do św. Jakuba z
Composteli”.
Papież Aleksander II kanonizował
Wilhelma w 1066 roku. Ten zaś do
dziś uważany jest za patrona
wytwarzających rycerskie zbroje
płatnerzy.
29
maja. - Święta
Urszula Ledóchowska: Osobliwy urok
świętości
Jej święte i niezwykłe życie
układało się w wielobarwną paletę
lat. Było pełne uroku, pogody ducha,
optymizmu, ale także nie brakowało w
nim bólu, cierpienia, zawodu.
Zakonnica. Wychowawczyni.
Nauczycielka. Poetka. Malarka.
Wygnanka. Tułaczka.
Współpracowała z
Henrykiem Sienkiewiczem. Założyła
zgromadzenie zakonne. Gościła
prezydenta RP Ignacego Mościckiego.
Nie stroniła od antyklerykałów. W
geograficzną mapę Jej biografii
wpisuje się Loosdorf, Lipnica
Murowana, Kraków, Petersburg,
Skandynawia, niepodległa Polska,
Włochy, Francja. To tylko kilka
etapów życiowego szlaku matki
Urszuli Ledóchowskiej (1865-1939).
Wśród licznego grona świętych i
błogosławionych polskich oręduje za
nami ta, którą - wśród wielu
talentów - Bóg obdarzył
niepospolitym urokiem, talentami
artystycznymi, wyjątkowym dynamizmem
i aktywnością, Julia, w zakonie
Urszula, Ledóchowska. Jej życie nie
płynęło utartą ścieżką. Urodzona w
Austrii, na obczyźnie poznawała
korzenie swego rodu i tam uczyła się
kochać ojczyznę swego ojca.
Pięciowiekowe tradycje Ledóchowskich
symbolizowała herbowa tarcza rodu, w
którą wpisano sentencję: „Avorum
respice mores” - „Bacz na obyczaje
przodków”. To rodowe przesłanie i
swoisty testament przekazywany z
pokolenia na pokolenie pozostawiły
znamienny i niezatarty rys także na
Jej życiu. Było ono utkane z miłości
Boga i Ojczyzny. Te dwie
rzeczywistości stanowiły sens Jej
trudów i ofiar. Wierna Bogu i ze
wszech miar oddana Ojczyźnie
uczyniła siebie darem dla wszystkich.
Nie było dla niej większych wartości
niż te, którym poświęciła się, idąc
za przykładem swych przodków.
Warto przypomnieć, iż 20 czerwca
1983 roku w Poznaniu Ojciec Święty
Jan Paweł II podczas II pielgrzymki
do Ojczyzny włączył Ją w poczet tych,
których heroiczną miłość potwierdził
Kościół swoim autorytetem.
Błogosławiona Urszula jest pierwszą
osobą beatyfikowaną na ziemi
polskiej przez Papieża Polaka. Ów
fakt staje się szczególnie wymowny w
świetle życia Błogosławionej oraz
wyznawanych przez nią wartości
religijnych i narodowych. Bóg i
Ojczyzna - to treści, których
wypełnienie stało się tajemnicą Jej
świętości.
18 maja br. w Rzymie, Ojciec Święty
Jan Paweł II ogłosi całemu światu,
iż Jej święte życie będzie odtąd
wzorem dla całego Kościoła
powszechnego, zajaśnieje radosną
drogą do nieba, po której może
podążyć każdy z nas, idąc śladem Tej,
która nigdy nie straciła z oczu
Chrystusa.
30
maja.
- Święty Jan Sarkander: Wierny
uczeń Chrystusa
...Tu właśnie, w
Skoczowie, przyszedł na świat Jan
Sarkander, kapłan i męczennik,
którego życie związało się zarówno
ze Śląskiem Cieszyńskim, jak też i
sąsiednim Ołomuńcem na Morawach.
Dlatego czcimy go jako Patrona
Śląska i Moraw.
Poniósł śmierć
męczeńską jako proboszcz w
Holeszowie. Żył w trudnym okresie
poreformacyjnym, kiedy społeczeństwa
Europy rządziły się nieludzką
zasadą: "cuius regio eius religio",
w imię której to zasady panujący –
gwałcąc podstawowe prawa sumienia –
narzucali przemocą własne
przekonania religijne swoim
poddanym. Jan Sarkander doświadczył
działania tej zasady od
najwcześniejszych lat swego życia.
Doświadczył jej przede wszystkim w
dniu, kiedy przyszło mu oddać życie
za Chrystusa. Jest On szczególnym
świadkiem tej – tak bardzo trudnej
dla Kościoła i świata – epoki.
I oto dzisiaj Jan Sarkander staje
przed nami jako nowy święty
męczennik, którego Kościół wpisuje
do swego Martyrologium. Wpisuje Go w
sposób szczególny Kościół w Czechach
i na Morawach oraz Kościół w Polsce.
Oto jeszcze jeden z tych, o których
mówi dzisiejsza liturgia słowami św.
Pawła: "Nosimy nieustannie w ciele
naszym konanie Jezusa, aby życie
Jezusa objawiło się w naszym ciele".
W dniu dzisiejszym, w dniu
uroczystego dziękczynienia,
nazajutrz po kanonizacji św. Jana
Sarkandra, pragnę powitać wszystkich
tutaj zgromadzonych, a zwłaszcza
was, którzy jesteście Jego rodakami.
Chociaż dzieli nas od Jego epoki
prawie 400 lat, to jednak był On
synem tej samej ziemi śląskiej, i
tutaj też, po męczeńskiej śmierci,
Jego postać została otoczona
szczególnym kultem, przede wszystkim
w Skoczowie.(...)
"Ciebie, Boże chwalimy, Ciebie,
Panie, wysławiamy (...), Ciebie
wychwala Męczenników zastęp
świetlany". Słowa te pochodzą z
hymnu "Te Deum". Pamiętamy jeszcze
to wielkie "Te Deum" Tysiąclecia
Chrztu Polski, które prawie 30 lat
temu rozbrzmiewało na naszej
ojczystej ziemi od zachodu do
wschodu i od Bałtyku do Tatr.
Dzisiaj to "Te Deum" rozlega się tu,
w Skoczowie. Rozbrzmiewa ono jako
hymn dziękczynienia za świętego
męczennika, Jana Sarkandra, który z
tej właśnie, śląskiej ziemi wstąpił
do chwały ołtarzy.
I oto staje przed nami, przy końcu
tego rozważania, Chrystus z
Apokalipsy św. Jana – Chrystus–Dobry
Pasterz, a zarazem Chrystus–Baranek
Boży, który życie swoje położył za
swoją owczarnię (por. Ap 7,14). To
ten Chrystus był Mistrzem Jana
Sarkandra! To On nauczył go życie
kłaść za własną owczarnię. Oto teraz
przyjmuje swojego wiernego ucznia w
tajemnicy Świętych Obcowania.
Ogarnia Go wiekuistą światłością
obcowania z Bogiem – Ojcem, Synem i
Duchem Świętym – twarzą w twarz.
Prowadzi Go do najgłębszych źródeł
życia. My zaś, którzy uczestniczymy
w tej Eucharystii – w tym uroczystym
dziękczynieniu za dar Jego
kanonizacji, pragniemy do tych
samych źródeł życia dojść, wpatrując
się w jego wzór i ufając w jego
orędownictwo.
(Jan Paweł II, Skoczów, 22 maja
1995 r.)
Żył w latach 1576–1620. Odbył studia
w Ołomuńcu, Pradze i Grazu. W wyniku
jego gorliwej pracy duszpasterskiej
na łono Kościoła katolickiego
wróciło wielu ludzi. To wywołało do
niego nienawiść innowierców. Zginął
męczeńską śmiercią, broniąc
tajemnicy spowiedzi.
-
Święta Zdzisława Czeska: Patronka
żon i matek
Żyła w XIII wieku
na terenie zachodnich Czech. Dziś
może być wzorem dla młodych kobiet
realizujących powołanie żony i matki.
W Czechach została patronką młodych
żon i matek, oczekujących potomstwa
oraz wychowujących je. Wiele osób
prosi ją o wstawiennictwo w czasie
choroby. To pobieżna charakterystyka
mało znanej w Polsce świętej -
Zdzisławy Czeskiej.
Urodziła się w
Krzyżanowie na Morawach około 1222
roku w rodzinie rycerskiej. Od
dzieciństwa marzyła o życiu
pustelnicy. Według jednej z legend w
wieku siedmiu lat uciekła z domu, by
w miejscu samotnym na sposób
pustelniczy służyć Jezusowi.
Odnaleziona przez rodziców i
skarcona, zrozumiała, że jej drogą
może być wyłącznie wewnętrzna
pustynia serca.
Kiedy miała 16 lat, chciała
poświęcić swoje życie na służbę Panu
Bogu. Jednak wola rodziców była inna,
więc poddała się jej i wyszła za mąż
za rycerza z zamku Lemberk, Galla
Marquardta. Graf z Lemberka okazał
się człowiekiem gwałtownym, łatwo
wpadającym w gniew, a poza tym
zupełnie nie dbał o swoją żonę.
Wydawało się, że to małżeństwo nie
może być szczęśliwe. Zdzisława
jednak, jako kobieta mężna i
odpowiedzialna, gorącą modlitwą i
staraniem doprowadziła do stworzenia
rodziny szczęśliwej, w której
wychowało się czworo dzieci.
Delikatność i łagodność Zdzisławy
wpływały na jej męża, a
bezkompromisowa wierność zasadom
płynącym z wiary w Chrystusa
spowodowały przemianę w jego sercu.
Widział on bowiem, że żona rozlewa
wokół miłość, że stara się zaradzić
potrzebom chorych i nędzarzy,
którymi on, wielki pan, gardził. To
odkrycie spowodowało zwrot w jego
życiu. Hagiograf powiada, że Paweł
Marquardt odtąd zaniechał swej
nieumiarkowanej złości i twardości
serca.
Św. Zdzisława, kochając męża takim,
jakim był, została matką czwórki
jego dzieci, którym oddała serce.
Wiodła ciche i skromne życie jako
solidna i wierna podpora męża. By
osiągnąć wszystkie sobie wyznaczone
cele, Zdzisława prowadziła
intensywne życie wewnętrzne, głęboko
zakorzenione w Bogu. Walkę z
ułomnościami natury oparła na
modlitwie systematycznej, głębokiej
i konsekwentnej oraz wyrzeczeniu.
Jako kobieta epoki średniowiecza
sięgała do zwyczajowych wówczas
ostrych praktyk pokutnych,
ujarzmiających egoizm.
Zdzisława wiedziała, że pobożna
natura młodej żony i matki nie
ogranicza się do kręgu rodzinnego,
dlatego wspomagała biednych oraz
dostrzegała wartość kaznodziejstwa,
które światu proponowali dominikanie.
Święta Zdzisława przekonała męża, by
wspólnie ufundowali w Czechach dwa
klasztory dominikańskie - w
Jablonnem i Turnowie. Sama nocami
niosła wapno, kamienie, piasek, inny
budulec, by swoim znojem przyczynić
się do wzniesienia świątyni w
Jablonnem.
Feudalna pani z
zamku Lemberk, poznawszy zakon
kaznodziejski, zapragnęła znaleźć
się w kręgu jego oddziaływania. Z
rąk bł. Czesława (1180-1242) - jak
głosi legenda - przyjęła za zgodą
małżonka habit trzeciego zakonu
dominikańskiego dla świeckich,
realizujących ideały zakonu w swoim
środowisku. Tak więc, żyjąc w
rodzinie, będąc czułą żoną i
troskliwą matką, stała się siostrą w
zakonie kaznodziejskim.
Jako tercjarka zakonu św. Dominika
od Pokuty mogła w sobie skupić dary
i charyzmaty dwóch stanów:
małżeńskiego i konsekrowanego, by
postawić je na jednej płaszczyźnie i
uczynić dwoma filarami wspierającymi
ludzkie możliwości osiągnięcia
szczęśliwości doczesnej i wiecznej.
Zdzisława zmarła w 1252 roku i
została pochowana w ufundowanym
przez siebie klasztorze św.
Wawrzyńca w Jablonnem. Wkrótce
ludzie modlący się przy jej grobie
zaczęli doświadczać cudów, więc
nazwano ją wspomożeniem strapionych
oraz uzdrowieniem chorych. Kult
Zdzisławy zatwierdził w 1907 r.
papież św. Pius X, a Jan Paweł II
kanonizował ją, nazywając Opiekunką
Rodzin, w Pradze 21 maja 1995 r.,
podczas wizyty apostolskiej w
Czechach.
Dziś św. Zdzisława jest czczona jako
Patronka istniejącego w Czechach od
1889 r. zgromadzenia sióstr św.
Dominika. Od 1947 r. istnieje
świecki instytut dominikański Dzieło
św. Zdzisławy, którego członkinie
opiekują się chorymi w prowadzonym
przez siebie domu leczniczym w
Litomierzycach.
-
Święta Joanna d'Arc
Czy Bóg kocha
Anglików? – pytali podstępnie
oskarżyciele Joannę d’Arc. – Bóg
miłuje króla Francji i chce, by
Anglicy opuścili jego królestwo –
odpowiadała bystra dziewczyna. Czy
jej historia to namacalny dowód na
bezpośrednią ingerencję Boga w
dzieje ludzkości?
Panorama Rouen we francuskiej
Normandii. W tym mieście 30 maja
1431 roku spalono na stosie Joannę
d’Arc
Spaliliśmy
świętą! – krzyczał lud zebrany w
Rouen, gdy konająca w płomieniach
Joanna prosiła Boga o przebaczenie
dla jej oprawców. Opis tej sceny
znajduję w pożółkłej i poszarpanej
przez czas broszurce z początku XX
wieku, zawierającej kazania pewnego
monsignora z Orleanu.
Stoję już dłuższą chwilę przy
straganie ze starymi książkami na
centralnym placu francuskiego
miasta, tuż pod pomnikiem bohaterki
narodowej wjeżdżającej triumfalnie
na koniu. Monsignor z broszury
przemawiał w trakcie procesu
beatyfikacyjnego Dziewicy
Orleańskiej. Wtedy – na przełomie
XIX i XX wieku – męczennica z XV
stulecia przeżywała prawdziwy
renesans popularności i wpłynęła
znacząco na ożywienie patriotyczne.
Kim dzisiaj dla Francuzów jest jedna
z najbardziej legendarnych i
fascynujących w ich historii
postaci?
Święta z
antykwariatu
Na pierwsze ślady sprawy Joanny
trafiamy niespodziewanie… w Lisieux,
gdzie depczemy po piętach świętej
późniejszego pokolenia i zupełnie
innego znaczenia dla Kościoła.
Katedrę, w której kilka wieków
później o nawrócenie grzeszników
będzie modlić się Tereska, niedługo
po procesie Joanny obejmuje jej
główny oskarżyciel, biskup Pierre
Cauchon Beauvais.

Alex z Niemiec przed domem
rodzinnym Joanny. – Kocham ją, bo
walczyła z Anglikami, a ja ich nie
cierpię - mówi z rozbrajającą
szczerością
Kościół
na zewnątrz, turyści zmierzają do
muzeum
To jego
determinacja i wsparcie Anglików,
którym sprzyjał, doprowadziły do
finału jeden z najbardziej
kontrowersyjnych procesów o herezję
tamtych czasów: w Rouen spalono
dziewczynę, która twierdziła, iż sam
Bóg polecił jej przekazać
prawowitemu następcy tronu, że to do
niego należy panowanie we Francji.
Rouen, czarujące miasto w Górnej
Normandii, zaczynamy poznawać od
wzgórza, z którego rozciąga się
imponująca panorama. Łatwo dostrzec
wieże katedry, uwiecznionej w wielu
znanych interpretacjach Claude’a
Moneta.
Przywozi nas tu
emerytowany inżynier Etienne Couture.
Mieszka w okolicach pobliskiego
Gournay, gdzie znany jest m.in. jako
wielbiciel Joanny d’Arc. Prawdę
mówiąc, nie sądziłem, że spotkam
kogokolwiek, kto ma jakieś większe
nabożeństwo do tej postaci. Owszem,
to ciągle patronka Francji, ale
kojarzy się bardziej z walecznym
patriotyzmem i narodową dumą, mniej
zaś z duchowymi uniesieniami i
teologicznym zmysłem św. Teresy z
Lisieux.
Wnętrze
kościoła parafialnego Joanny w
Domrémy
Orlean to
gustowna mieszanka nowoczesności i
historii.
I tak naprawdę,
mimo wielu pomników Dziewicy
Orleańskiej i ulic na jej cześć,
trudno mówić o kulcie rozumianym
jako wiara w modlitwę wstawienniczą
świętego. Potwierdza to nawet Jean
Bastaire, autor książki „Dla Joanny
d’Arc”, którą dostaję od Etienne’a w
swoich medytacjach
historiozoficzno-teologicznych
ubolewa wyraźnie nad brakiem wpływu
wielkiej świętej na młode pokolenie.
„Brutalnym faktem jest – pisze
Bastaire – że Joanna wydaje się
należeć do przeszłości. Jest
wyobrażeniem najbardziej wzniosłych
i poruszających spraw w naszej
narodowej historii. Ale dzisiaj
odstawiana jest raczej do sklepów z
antykami. Nie dociera do duszy
młodych, nie ma dla nich żadnego
przesłania”.
Od Joanny do
Faustyny
Etienne jest najprawdopodobniej
jednym z niewielu żyjących jeszcze
pasjonatów Joanny. I, co
najciekawsze, nie jest to tylko
nabożeństwo bogoojczyźniane. –
Miałem 14 lat, kiedy rozwiedli się
moi rodzice – mówi emerytowany
inżynier. Stoimy w centrum Rouen,
przy kościele św. Joanny d’Arc,
wybudowanym w miejscu, gdzie spalono
dziewicę. – To był dla mnie straszny
okres: odczuwałem rozdarcie i bunt.
Wtedy trafiłem na sztukę o Joannie
d’Arc.
Katedra
orleańska
Kaplica,
w której modliła się Joanna
Nie wiem
dlaczego, ale nagle stała mi się
bardzo bliska, czułem, że daje mi
siłę, by przejść dzielnie przez
życiowe zawirowania – opowiada
Etienne. – Widziałeś w kościele
jakieś ogłoszenie o synodzie
biskupów? Zaczyna się za tydzień, a
nie ma ani słowa o tym – mówi
wyraźnie wzburzony. – Tak to u nas
jest – w takie wydarzenia nie
angażuje się wszystkich wiernych –
dodaje. Nie ukrywa dezaprobaty dla
postawy wielu biskupów francuskich.
Jego zdaniem, to także ich wina, że
kult Joanny d’Arc nie jest
pielęgnowany.
Podobnie jak kult
innych, bliższych naszej epoce
świętych. – Kilkanaście lat temu
mieliśmy z żoną wypadek samochodowy.
Ona zginęła. Ja znalazłem się w
szpitalu, miałem dużo czasu na
czytanie. W jednej z gazet trafiłem
na zdjęcie obrazu, którego nigdy
wcześniej nie widziałem – Jezusa
Miłosiernego. Dotarłem do
„Dzienniczka” św. Faustyny i
zacząłem pytać samego siebie:
dlaczego wcześniej o tym nie
słyszałem – opowiada Etienne. To
dzięki jego staraniom w małym
wiejskim kościele w pobliżu Gournay
zawisnął wizerunek Jezusa według
wizji siostry Faustyny. Nie ukrywa,
że Joanna d’Arc, choć to święta z
zupełnie innej „bajki”, była
pierwszym etapem jego duchowych
poszukiwań, w których dotarł także
do Faustyny.
Pomnik
zwycięskiej Joanny
Tuż obok kościoła
św. Joanny d’Arc znajduje się muzeum
patronki Francji. Ulica na jej
cześć, liczne pamiątki w okolicznych
kramikach wskazywałyby raczej na jej
nieustanną popularność. Podobnie jak
odbywający się w ostatni weekend
maja festiwal na jej cześć.
Większość tych imprez ma jednak
przede wszystkim charakter
turystyczny i rozrywkowy, co tylko
dodaje uroku i tak pięknemu miastu.
Nie ma jednak kolejek do wieży, w
której Joanna była więziona,
torturowana i przesłuchiwana.
Świętość czy
polityka?
Proces, jaki wytoczono nastoletniej
dziewczynie, formalnie dotyczył
herezji, w rzeczywistości jednak
miał charakter polityczny. W 1429
roku niemal cała północna i
częściowo południowa Francja
znajdowała się pod kontrolą Anglików
i sprzymierzonych z nimi
Burgundczyków. Karol VII był
właściwie prawowitym następcą tronu
po niezdolnym do rządzenia z powodu
szaleństwa ojcu, Karolu VI. Anglikom
do szczęścia brakowało m.in.
zdobycia Orleanu, który pozostawał
jedynym dużym miastem na północy pod
kontrolą Francuzów wiernych królowi.
Joanna, jak zeznała podczas procesu,
już w wieku 12 lat, usłyszała
pierwsze głosy, które miały
pochodzić od św. Michała Archanioła,
św. Katarzyny i św. Małgorzaty.
Wnętrze
kościoła
Krzyż
przy kościele św. Joanny w Rouen
stoi w miejscu, gdzie spalono świętą
Zdarzenia miały
miejsce w pobliżu domu rodzinnego
Joanny i kościoła parafialnego w
Domrémy. Głosy, twierdziła
dziewczyna, były jednoznaczne: Bóg
domaga się ustąpienia Anglików z
ziem francuskich i koronowania
Karola VII na króla Francji. Po
wielu trudnościach młodej
dziewczynie udaje się przekazać
osobiście te rewelacje samemu
zainteresowanemu. Już wtedy zaczęła
ubierać się w męskie stroje, co
potem stanie się jednym z
przedmiotów oskarżenia. Karol VII
był ponoć pod ogromnym wrażeniem
dziewczyny i jej waleczności. Joanna
domagała się od króla, by mimo
druzgocących porażek i powszechnej
rezygnacji, nie zaprzestał
odpierania Anglików.
Zażądała również
pozwolenia na uczestnictwo w
wyprawie, której celem było
wyzwolenie Orleanu. W każdym razie
jej siła przekonywania musiała być
ogromna, skoro król zgodził się jej
powierzyć dowodzenie. Tutaj akurat
istnieją różne wersje: niektórzy
przypisują Joannie raczej moralne
przywództwo i zagrzewanie do walki
niż rzeczywiste dowodzenie
działaniami zbrojnymi. Faktem
natomiast jest, że to jej
determinacja doprowadziła do
zdobycia Orleanu. Udało się jej też
dotrzeć z Karolem do Reims, gdzie
doszło do koronacji (zgodnie z
tradycją). Ale już w Compiegne
Joanna została schwytana. Ani jej
rodzina nie miała pieniędzy na
wykup, ani, o dziwo, sam Karol nie
zabiegał o jej uwolnienie.
Etienne
Couture, miłośnik Joanny d’Arc
Dokument
potwierdzający odbytą przed
egzekucją spowiedź
Proces był dość
tendencyjny i przeprowadzony ze
złamaniem wielu zasad kościelnych.
Zadawano jej również serie
podchwytliwych pytań, na przykład,
czy znajduje się w łasce Bożej.
„Jeżeli nie jestem, Bóg może mi jej
udzielić, a jeżeli jestem, Bóg może
mnie w niej utrzymać”, odpowiadała
trzeźwo Joanna, co dla wielu było
dowodem jej niewinności. Za herezję
bowiem uznano by jej odpowiedź,
gdyby odpowiedziała, że jest pewna
trwania w łasce. Jednak protokół
został zmieniony na niekorzystny dla
Joanny. Potwierdziły to potem
badania w czasie jej rehabilitacji.
Drugi, obok herezji, zarzut był nie
mniej ważny ze względów kulturowych:
dziewczyna ubierała się w męskie
szaty.
31
maja .
- Święto
Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
Maryja
prawdopodobnie odbywała całą drogę z
Nazaretu do Ain Karim, czy może
nawet do Hebronu, zapewne pieszo.
Andrzej Macura W
Ein Kerem po dwóch tysiącach lat o
spotkaniu dwóch Matek przypomina
nowoczesna rzeźba...
Kto wymyślił to
święto?
Uroczystość
Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
wprowadził do swojego zakonu św.
Bonawentura w roku 1263. Kiedy zaś
powstała wielka schizma na
Zachodzie, wtedy to święto
rozszerzył na cały Kościół papież
Bonifacy IX w roku 1389, aby uprosić
za przyczyną Maryi jedność w
Kościele Chrystusowym. Sobór w
Bazylei to święto zatwierdził, a
papież Pius IX podniósł je do rzędu
świąt drugiej klasy (w roku 1850).
Dotąd święto Nawiedzenia
obowiązywało dnia 2 lipca. Obecnie
(1969) zostało przeniesione na dzień
ostatniego maja. Tak więc, jak
święto Matki Bożej Królowej Polski
rozpoczyna miesiąc maj, poświęcony
Królowej nieba i ziemi, tak święto
Nawiedzenia Matki Bożej zamyka jakby
złotą klamrą ten najpiękniejszy w
roku miesiąc maryjny. W Kościele
Wschodnim święto to obchodzono
wcześniej również dnia 2 lipca.
Opis wydarzenia
Dokładny opis
wydarzenia Nawiedzenia zostawił nam
św. Łukasz w swojej Ewangelii: „W
tym czasie Maryja wybrała się i
poszła z pośpiechem w góry do
pewnego miasta w (pokoleniu) Judy.
Weszła do domu Zachariasza i
pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta
usłyszała pozdrowienie Maryi,
poruszyło się dzieciątko w jej
łonie, a Duch Święty napełnił
Elżbietę. Wydala ona okrzyk i
powiedziała: «Błogosławiona jesteś
między niewiastami i błogosławiony
jest owoc Twojego łona. A skądże mi
to, że Matka mojego Pana przychodzi
do mnie? Oto, skoro głos Twego
pozdrowienia zabrzmiał w moich
uszach, poruszyło się z radości
dzieciątko w moim łonie.
Błogosławiona jesteś, któraś
uwierzyła, że spełnią się słowa
powiedziane Ci od Pana».
Wtedy Maryja rzekła: «Wielbi dusza
moja Pana, i raduje się duch mój w
Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na
uniżenie Służebnicy swojej. Oto
błogosławić mnie będę wszystkie
pokolenia, gdyż wielkie rzeczy
uczynił Mi Wszechmocny. Święte jest
Jego imię — a swoje miłosierdzie na
pokolenia i pokolenia (zachowuje)
dla tych, co się Go boją. On
przejawia moc ramienia swego,
rozprasza (ludzi) pyszniących się
zamysłami serc swoich. Strąca
władców z tronu, a wywyższa
pokornych. Głodnych nasyca dobrami,
a bogatych z niczym odprawia. Ujął
się za sługą swoim, Izraelem, pomny
na miłosierdzie swoje — jak
przyobiecał naszym ojcom — na rzecz
Abrahama i jego potomstwa na wieki».
Maryja pozostała u niej około trzech
miesięcy; potem powróciła do domu”.
Tradycja wskazuje, że całe to
wydarzenie miało miejsce w Ain Karim,
w osadzie odległej na zachód od
Jerozolimy ok. 7 kilometrów. Miejsce
położone w kotlinie jest pełne
zieleni, tak iż wśród pustkowia gór
stanowi prawdziwą oazę. Są tu
dzisiaj dwa sanktuaria: nawiedzenia
św. Elżbiety i narodzenia św. Jana
Chrzciciela. Pierwsze znajduje się
na zboczu wzgórza za miastem i ma
kształt krypty, która była kiedyś
zapewne częścią większego
sanktuarium. Obok są ruiny kościoła
z czasów krzyżowców. Kościół
narodzenia św. Jana jest w samym
mieście i pochodzi z wieku XIII.
Jednak był tu poprzednio inny
kościół z wieku V, po którym został
napis mozaikowy: „Bądźcie
pozdrowieni męczennicy Boga”. W
pobliżu Ain Karim jest nadto grota —
kaplica na pamiątkę pobytu św. Jana
na pustyni, kiedy opuścił dom
rodzinny. W roku 1924 Franciszkanie
zbudowali tu mały klasztor.
Maryja prawdopodobnie odbywała całą
drogę z Nazaretu do Ain Karim, czy
jak chcą niektórzy bibliści, może
nawet do Hebronu, zapewne pieszo.
Omijać musiała Samarię. Być może, że
przyłączyła się do jakiejś
pielgrzymki, idącej do Jerozolimy.
Trudno bowiem przypuścić, aby szła
sama w tak długą drogę, która mogła
wynosić ok. 150 kilometrów. Spieszy
Maryja, aby podzielić się z
Elżbietą, swoją krewną, wiadomością,
otrzymaną od anioła w chwili
zwiastowania, że została wybraną na
matkę Zbawiciela świata. Chciała
także pogratulować Elżbiecie, że
poczęła w starości swojej tak długo
oczekiwanego syna. Zachariasz był
jeszcze niemową.
I oto dowiaduje
się, że Elżbieta wie wszystko tak
dalece, że nawet powtarza do niej
część słów anioła: „Błogosławiona
jesteś między niewiastami”. Wyraża
Elżbieta równocześnie uznanie dla
Maryi, że zawierzyła słowom posłańca
Bożego. Wyraźna to aluzja do
niewiary, jaką okazał obietnicy
anioła Zachariasz, i jak został za
to ukarany.
Zadziwia nas pokora, jaką Maryja się
wyróżnia. Przychodzi bowiem
równocześnie z pomocą do swojej
starszej krewnej, gdy będzie rodzić
syna. Ale i Elżbieta zdobywa się na
wielki akt pokory, kiedy Matkę
Chrystusa wita słowami: „A skądże mi
to, że Matka mojego Pana przychodzi
do mnie?”.
Elżbieta stwierdza równocześnie, że
na dźwięk słowa Maryi poruszyło się
w łonie jej dziecię. Pisarze
kościelni są przekonani, że był to
akt powitania Chrystusa przez św.
Jana i że w tym właśnie momencie św.
Jan został uwolniony od grzechu
pierworodnego i napełniony Duchem
Świętym.
Zastanawia hymn, który na poczekaniu
Maryja Bogu wypowiedziała: „Magnificat
— Wielbi dusza moja Pana”. Kościół
nakazuje go swoim kapłanom
codziennie odmawiać. Hymnu tego nie
należy rozumieć jako stenogramu
wiernego wypowiedzi Maryi. Zapewne
św. Łukasz oddał jedynie główne
myśli, które mu Maryja po latach
przekazała podobnie jak wiele innych
szczegółów z lat dziecięcych
Chrystusa Pana. W literaturze
biblijnej spotykamy niejeden
przykład kantyków, wypowiedzianych
przez niewiasty w uniesieniu serca.
Podobny kantyk wygłasza np. Maria,
żona Mojżesza, prorokini Debora,
Anna, matka Samuela, czy też Judyta.
Kantyk Maryi zawiera wiele
reminiscencji biblijnych i bardzo
przypomina nawet całe frazy z
kantyku Anny oraz Psalmów Dawida.
Wskazywałoby to najwyraźniej, że
Maryja była z Pismem świętym dobrze
obeznana, a przynajmniej z Psalmami
i hymnami, które śpiewano wówczas.
Kantyk Maryi jest wierszowany.
Strofy bowiem utworów poetyckich czy
też pieśni hebrajskich polegały na
paralelizmie członów, na układzie
strof wzajemnie się uzupełniających
albo sobie przeciwstawnych. Nadto
jest to utwór wybitnie proroczy.
Maryja zdaje sobie doskonale sprawę
z niezwykłej i jedynej w swoim
rodzaju godności, do której została
wyniesioną. Mówi o tym wyraźnie:
„Oto błogosławić mnie będą wszystkie
pokolenia, gdyż wielkie rzeczy
uczynił mi Wszechmocny". A jednak
wyznaje Maryja, że wszystko
zawdzięcza Panu Bogu, że ona jest
jedynie Jego służebnicą: „Wielbi
dusza moja Pana... bo wejrzał na
uniżenie swojej Służebnicy... gdyż
wielkie rzeczy uczynił mi
Wszechmocny”. Tak więc kantyk Maryi
to równocześnie odsłonięcie nam
rąbka tajemnicy wnętrza Maryi, Jej
myśli i uczuć, skarbów Jej serca;
wynurzenie tego, co tkwiło w
głębiach Jej duszy.
Na temat „Magnificat” napisano
wiele. Z całą pewnością hymn ten
należy do najpiękniejszych strof
ksiąg Nowego Testamentu. A. Nicolas
upatruje w nim „całą głębię
natchnienia, potężny oddech wieszczy
i poetycki Dawidowych Psalmów, ale
pogłębiony i spotęgowany
świadomością posiadania przedmiotu
swej wizji”.
Nawiedzenie św. Elżbiety należy do
najradośniejszych scen z życia
Maryi. Dlatego słusznie Kościół to
wydarzenie przypomina co roku w
osobnym święcie. Na ponad 305
zgromadzeń zakonnych żeńskich pod
wezwaniem Najświętszej Maryi Panny
kilka obrało sobie właśnie tytuł
Nawiedzenia.
Powiedzieli o
Nawiedzeniu
Św. Ambroży:
„Rozważ, że wyżsi z pomocą
przychodzą do niższych — Maryja do
Elżbiety, Chrystus do Jana, w swoim
zaś czasie dla uświęcenia chrztu
Jana Pan sam przyjmie chrzest.
Wyjaśnijmy pokrótce, jakie to
dobrodziejstwa sprowadziło
Nawiedzenie Maryi i przyjście Boże.
Rozważ znaczenie poszczególnych
słów. Najpierw odezwała się
Elżbieta, ale Jan przed nią wyczuł
łaskę. Ta z natury rzeczy słyszy, on
zaś uradował się ze względu na
tajemnicę. Ta Maryi, on zaś Jezusa
wyczuł przyjście... Matki z
podwójnego tytułu cudu prorokują w
duchu. Uradowało się niemowlę,
napełniona została łaską matka. I
nie wcześniej ona została napełniona
Duchem Świętym, zanim nie został
Duchem Świętym napełniony syn, i on
to, gdy został napełniony Duchem
Świętym, napełnił również Nim swoją
matkę... Namaszczony został (Jan) i
w łonie matki przygotowany jak
atleta do swojej misji proroka. Dla
jego przyszłej misji daną mu została
większa łaska”.
Św. Jan Złotousty: „Zanim do
was przyszedł Zbawiciel rodzaju
ludzkiego, nawiedziła (Maryja)
najpierw swojego przyjaciela, Jana
gdy ten jeszcze był w łonie matki.
Skoro zaś z łona (matki) ujrzał go
Jan w łonie (Maryi), przekraczając
prawa natury, zawołał: «Widzę Pana,
który naturze nałożył granice, i nie
czekam na Jego narodzenie. Nie
potrzebne mi są dziewięć miesięcy,
jest bowiem już we mnie
Nieśmiertelny. Skoro tylko wyjdę z
tego ciemnego mieszkania, będę
głosił te dziwy niepojęte. Znakiem
jestem, gdyż zwiastuję przyjście
Chrystusa. Trąbą jestem, która
zwiastuje przyjście w ciele Syna
Bożego... Widzisz ukochany? Jak nowe
to i przedziwne misterium
(tajemnica): jeszcze się nie
narodził, a już poruszeniem (w łonie
matki) przemawia; jeszcze się nie
ukazał, a już daje o sobie znać...
sam jeszcze nie ujrzał światła, a
wskazuje na Światłość; jeszcze się
nie narodził, a już się przygotowuje
do swojej misji... przychodzi Słowo,
a ja będę obojętny? Wyjdę, ubiegnę
Go i będę zwiastował wszystkim: «Oto
Baranek Boży, który gładzi grzechy
świata».
Św. Alfons Liguori:
„Odwiedziny osoby należącej do dworu
królewskiego uważa się za wielkie
szczęście. Jakże szczęśliwą czuła
się Elżbieta z takich odwiedzin.
Szczęśliwy był Obededon, kiedy w dom
jego wstąpiła Arka Przymierza:
"Błogosławił Bóg domowi jego...».
«Pierwociny Odkupienia przeszły
przez ręce Maryi: Jan otrzymuje
uświęcenie w żywocie matki... Duch
Święty schodzi na Elżbietę, dar
proroctwa na Zachariasza”).
Piotr Skarga: „O dziwne cuda,
które czynisz, Chryste, przez głos
swojej Matki. Nawiedźcie też nas
dzisiaj i czasu śmierci naszej, miła
Matko i Gospodo nasza! Niech głos
Twój zabrzmi w uszach naszych, byśmy
się z ciemności tych pokwapili do
światłości i służby Syna Twego,
którego nosisz, którego rodzisz,
który w żywocie Twoim spoczywa.
Szczęśliwi jesteśmy, że Cię mamy w
domu Kościoła świętego powszechnego,
któregoś Ty, przeczysta, jest
wszystką okrasą! Szczęśliwe nasze
Jeruzalem, które się w takiej
Królowej weseli. Córki syjońskie,
patrząc na Cię, błogosławią Ciebie i
wszystkie królowe Ciebie sławią.
Lecz szczęśliwsi będziemy, gdy słowa
Pańskie przenikną aż do wnętrzności
naszych a dusze nasze umarłe zbudzą
łaską Tego, którego nosisz, abyśmy
się z tej ciemnicy świata wyrwali...
i Ciebie w królestwie Syna Twego w
chwale Trójcy świętej oglądali...”.
|