INDEXPARAFIASTRONA GŁÓWNAOGŁOSZENIA PARAFIALNEINTENCJE MSZALNEWSKAZANIA LITURGICZNEGAZETA PARAFIALNACMENTARZ PARAFIALNYHISTORIA PARAFIIHISTORIA NA FOTOGRAFIIGRUPY PARAFIALNEAKCJA KATOLICKAKSMMINISTRANCIRÓŻE RÓŻAŃCOWEINNE GRUPYMUZYKA W PARAFIIDLA DUCHAŻYCIE KOŚCIOŁASERCE BOŻEZIARNO SŁOWAKALENDARZ LITURGICZNYLINKI RELIGIJNE

http://www.ak.przemyska.pl/foto/logo%20DIAK.jpg

http://www.ksmap.pl/static/img/logo.jpg


WYDARZENIA PARAFIALNE:  
2007 - 2008/1 - 2008/2 - 2009 - 2010 - 2011 - 2012 - 2013 - 2014 -
- 2015 - 2016 - 2017 - 2018 - 2019 - 2020 - 2021 - 2022 - 2023 - 2024 - 2025

OGŁOSZENIA PARAFIALNE-PATRON LUTY


ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ

luty

KALENDARZ KOŚCIOŁA POWSZECHNEGO - ŚWIĘCI

styczeń luty marzec
kwiecień maj czerwiec
lipiec sierpień wrzesień
październik listopad grudzień

   

1 lutego, - wsp. Św. Brygidy z Kildare, dziewicy, patronki Irlandii.

Brygida jest znana jako patronka Irlandii. Urodzona w Fanghart w Irlandii, około roku 450, z rodziców ochrzczonych przez św. Patryka, już od dzieciństwa okazywała oznaki świętości. Legenda głosi, że prosiła Boga, aby zabrał jej urodę, by mogła uniknąć małżeństwa i podążać za swym powołaniem religijnym. Ale kiedy otrzymała welon dziewictwa od św. Mela, wróciła jej uroda. Założyła pierwszy w Irlandii klasztor w Kildare ("Cil Dara - Dębowy kościół"), którym kierowała przez wiele lat. Zorganizowała również wspólnoty w innych częściach Irlandii; jej modlitwy i cuda wywarły olbrzymi wpływ na ówczesną epokę rozwoju Kościoła w Irlandii. Św. Brygida była hojna i pogodna, gwałtowna i energiczna. Jej jedynym pragnieniem było pomagać biednym i potrzebującym i nieść im ulgę w cierpieniach. Pewnego razu jeden z przyjaciół przyniósł jej koszyk dorodnych jabłek. Święta od razu rozdała je tłumowi chorych, którzy tłoczyli się wokół niej. Przyjaciel wykrzyknął: "One były dla ciebie, nie dla nich". Św. Brygida powiedziała po prostu: "Co jest moje, należy do nich". Umarła w roku 525 i została pochowana w Downpatrick, w tym samym grobie co św. Patryk i Kolumban.

2 lutego, - wsp. Ofiarowanie Pańskie.

Drugi dzień lutego, który jest świętem Ofiarowania Dzieciątka Jezus w świątyni, jest także świętem Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny. Inną nazwą tego popularnego święta jest Matki Boskiej Gromnicznej. Czterdzieści dni po narodzinach Dzieciątka, Maryja i Józef zanieśli Je do świątyni w Jerozolimie, aby ofiarować Je Panu, jak nakazywało Prawo Mojżeszowe. Przynieśli ze sobą parę gołębi, dar składany zazwyczaj przez biednych. Prawo Mojżeszowe nakazywało, aby pierworodnego ofiarowywać Bogu w podzięce za zachowanie przy życiu Izraelitów w Egipcie przez Anioła Zniszczenia. Prawo nakazywało również, aby czterdziestego dnia po urodzinach dziecka matka złożyła ofiarę oczyszczenia z niewinnej krwi: owieczki i młodego gołębia lub, jeśli jest biedna, pary młodych gołębi albo turkawek. W czasie ofiarowania i oczyszczenia był w świątyni sprawiedliwy i bogobojny mąż zwany Symeonem. Rozpoznał on w dziecku Mesjasza i biorąc je w ramiona, oświadczył, że jest On Zbawcą, Światłem Narodów i Chwałą Izraela. Tego dnia święci się świece, które następnie niesie się w procesji, z odpowiednimi modlitwami i ceremoniałem. Poświęcone świece woskowe symbolizują człowieczeństwo, które Syn Boży przyjął i oznaczają, że Jezus Chrystus jest prawdziwym światłem świata przez Swoją naukę, łaskę i przykład. Są one również symbolem gorącej wiary, nadziei i miłości, z jakimi chrześcijanin powinien podążać za Chrystusem w pokornym posłuszeństwie wobec Jego Ewangelii i naśladowaniu Jego cnót. Poświęcone świece są zapalane podczas Mszy św. i innych nabożeństw kościelnych; przy udzielaniu wszystkich sakramentów, z wyjątkiem sakramentu pokuty; przy udzielaniu błogosławieństw, na procesjach i w czasie innych ceremonii liturgicznych. W każdym domu katolickim powinny być przynajmniej dwie poświęcone świece, aby można było zapalić je podczas udzielania choremu sakramentów, w chwilach szczególnie niebezpiecznych, w czasie udzielania błogosławieństwa lub rodzinnych nabożeństw.

3 lutego, - wsp. Św. Błażeja, biskupa i męczennika, patrona chorych na gardło.

Błogosławienie gardła, które przypomina wstawiennictwo św. Błażeja, stało się bardzo popularnym nabożeństwem. Św. Błażej, biskup i męczennik, poświęcił młodość studiom filozoficznym, potem został lekarzem. Po wyświęceniu na księdza został mianowany biskupem Sebasty w Armenii, tam wpadł w ręce władcy Agrykola i został wtrącony do więzienia. Kiedy prowadzono go do więzienia, pewna stroskana matka, której dziecko cierpiało na chorobę gardła, poprosiła go o pomoc. Za jego wstawiennictwem dziecko zostało uzdrowione. Od tego czasu często proszono go o pomoc w podobnych przypadkach. Po okrutnych torturach ścięto go w roku 316. Za jego pośrednictwem wielu ludzi zostało wyleczonych z chorób gardła lub zdołało się przed taką chorobą uchronić. Kapłan, udzielając choremu błogosławieństwa, trzyma dwie skrzyżowane świece i dotykając nimi gardła, modli się, aby przez zasługi i wstawiennictwo św. Błażeja chory był uwolniony od chorób gardła i wszelkiego zła. Kapłan mówi: "Przez wstawiennictwo św. Błażeja, biskupa i męczennika, niech uwolni cię Bóg od choroby gardła i od wszelkiej innej choroby. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen".

4 lutego, - wsp. Św. Weroniki, dziewicy.

Weronika, pobożna niewiasta jerozolimska, towarzyszyła Chrystusowi na Górze Kalwarii i podała mu chustę, na której pozostawił wizerunek Swojej Twarzy. To wydarzenie jest upamiętnione w szóstej stacji Drogi Krzyżowej. Włoska legenda podaje, że wizerunkiem tym, zwanym Chustą Weroniki, święta uleczyła cesarza Tyberiusza, a następnie pozostawiła chustę pod opieką papieża Klemensa i jego następców. Legenda francuska mówi, że św. Weronika wyszła za mąż we Francji za nawróconego Zacheusza i towarzysząc mu do Rzymu pozostawiła go jako eremitę w Rocamadour; potem asystowała Marcjanowi i zaniosła relikwie Najświętszej Maryi Panny do Soulac, gdzie umarła. Niektórzy utożsamiają ją z "kobietą cierpiącą na krwotok", którą uleczył Jezus. Historia z chustą miała szeroki oddźwięk przez wszystkie wieki chrześcijaństwa, ponieważ znakomicie ilustruje pewną ponadczasową i ogólnoludzką prawdę o współczuciu dla Chrystusa w Jego cierpieniach.

 

5 lutego, - wsp. św. Agata, dziewica i męczennica, patronki pielęgniarek, szczególna patronka Sycylii we Włoszech.

Agata dziewica urodziła się na Sycylii, w rodzinie szlacheckiej. Wyróżniała się cnotami heroicznymi, została umęczona (w Katanii w roku 251 podczas prześladowania za cesarza Decjusza) ponieważ nie wyraziła zgody na małżeństwo z senatorem rzymskim. Jej męczeństwo i kult, którym ją otoczono od razu po śmierci, są historycznie udowodnione, ale szczegóły pozostają legendarne. Zgodnie z legendą z VI wieku, senator rzymski Kwitaniusz zadał św. Agacie wiele okrutnych tortur, obcinając jej piersi. Kiedy nadal opierała mu się, rzucono ją na rozżarzone węgle. W tym momencie w całym mieście dały się odczuć podziemne wstrząsy. Bojąc się, że gniew ludu obróci się przeciw niemu, Kwitaniusz rozkazał odprowadzić św. Agatę z powrotem do więzienia, gdzie umarła na skutek tortur. Św. Agata jest nie tylko patronką pielęgniarek, wzywa się Ją także przeciwko trzęsieniom ziemi i chorobom piersi. Jej imię jest wymieniane w Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej podczas Mszy św.

 

 

6 lutego, - wsp. św. Paweł Mika i jego Towarzysze, pierwsi męczennicy japońscy z XVI wieku.

W roku 1547, w czterdzieści pięć lat po nawróceniu na katolicyzm prawie całej Japonii przez św. Franciszka Ksawerego, św. Paweł Miki i dwudziestu pięciu jego towarzyszy zostało umęczonych za wiarę. Aby dostać się na miejsce egzekucji, w pobliżu Nagasaki, musieli odbyć długą podróż, której celem było zastraszenie ludności. Bezpośrednim powodem męczeństwa było fałszywe oskarżenie: jakiś hiszpański kapitan miał się wyrazić, że misjonarze torują drogę podbojowi Japonii przez Hiszpanów i Portugalczyków. Wśród męczenników było trzech jezuitów japońskich: Paweł Miki, Jan z wyspy Goto i Jakub Kisai oraz sześciu franciszkanów; czterech Hiszpanów: Piotr Baptysta, Marcin de Aguirre, Franciszek Blanco i Franciszek ze St. Michael; jeden Meksykanin - Filip de las Casas i jeden Indianin - Gonzales Garcia. Siedemnastu pozostałych było Japończykami; byli wśród nich ludzie świeccy, żołnierze, lekarz i ministrant. Wszyscy zostali przebici włócznią, jak ich Zbawca. Po kanonizacji w roku 1862 stali się pierwszymi męczennikami Dalekiego Wschodu.

Święty Ryszard7 lutego, - wsp. Św. Ryszarda z Lukki, króla.

Ryszard był księciem zachodniej Saksonii w VIII wieku; później lud, który go cenił i poważał, przyznał mu tytuł króla. Niewiele wiemy o nim; najbardziej istotnym faktem jest świętość jego trojga dzieci: Willibalda, Winebalda i Walburgi. Wraz z dwoma synami, Willibaldem, który był benedyktynem w klasztorze w Waltkam, i Winebaldem, święty Ryszard odbył pielgrzymkę do Rzymu. Po krótkim pobycie w Rouen, pomimo wielu trudności, wędrowali dalej przez Francję i północne Włochy, odwiedzając kościoły i groby świętych, pogłębiając swoją wiarę i umacniając poświęcenie. Wyczerpany trudami długiej podróży św. Ryszard zmarł w Lucce we Włoszech w roku 722. Kult jego jest tam żywy po dziś dzień. Jego synowie pomagali wujowi, św. Bonifacemu, apostołowi Niemiec, nawracać Franków; córka została matką przełożoną w Heidenheimie i prowadziła szkołę dla dzieci frankońskiej szlachty.

 

 

8 lutego, - wsp. Św. Hieronima Emilianiego, kapłana, patrona sierot i dzieci opuszczonych.

Urodzony w roku 1481 św. Hieronim był szlachcicem weneckim, który zaciągnął się do wojska i został wzięty do niewoli. Po cudownym uwolnieniu, dzięki wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny, postanowił rozpocząć nowe życie i bez reszty poświęcić się miłosierdziu względem biednych, a zwłaszcza sierot. W trzydziestym siódmym roku życia uzyskał święcenia kapłańskie i poświęcił się swojemu powołaniu. Około roku 1530 założył pierwszy w erze nowożytnej sierociniec; dzieło swe kontynuował również w latach następnych; zakładał także szpitale i domy opieki dla dziewcząt upadłych. W roku 1532 założył w Somasca zgromadzenie kleryków regularnych, którzy zajmowali się wychowaniem młodzieży w kolegiach, akademiach i seminariach. Jako pierwszy katechizował dzieci za pomocą pytań i odpowiedzi. Św. Hieronim umarł w roku 1537 jako ofiara szalejącej wówczas epidemii, podczas pielęgnowania chorych.

 

9 lutego, - wsp. Św. Apolonii, dziewicy i męczennicy, patronki dentystów.

Apolonia była diakonisą Kościoła aleksandryjskiego i znaną ze świętości kobietą. W podeszłym wieku została umęczona podczas prześladowań za cesarza Decjusza w roku 249. Pod koniec ascetycznego życia spędzonego na czynieniu miłosierdzia, święta padła ofiarą rozwydrzonego tłumu, który prześladował chrześcijan. Św. Apofonia odważnie odmówiła oddania czci pogańskim bożkom. Rozwścieczona tłuszcza pobiła ją, wybijając wszystkie zęby, po czym zagroziła, że spali ją żywcem. Rozniecono ogień. Święta prosiła o zwłokę, aby się zastanowić. Jej chęć poniesienia męczeństwa była tak wielka, iż wyrwała się z rąk prześladowców i natchniona przez Ducha Świętego sama rzuciła się w ogień. Tłum zamarł zdziwiony: oto słaba kobieta gotowa jest oddać życie za Chrystusa, zanim oni zdecydują się ją zamęczyć. Jest wzywana przeciwko bólom i chorobom zębów.

 

 

 

 

10 luty - Św. Scholastyka.

Jej życie pozostało w cieniu wielkiego brata, św. Benedykta. Scholastyka była jego siostrą bliźniaczką. Bliźniaki, jak wiadomo, żyć bez siebie nie mogą. Biografowie podają, że Scholastyka już od dziecka naśladowała pobożnego brata. Towarzyszyła mu w jego podróżach, a kiedy Benedykt założył pierwszy klasztor w Subiaco, ona natychmiast założyła żeński klasztor w pobliskim Piumarola. Legendą obrosły spotkania rodzeństwa, które odbywały się raz do roku. Biograf św. Benedykta, papież Grzegorz Wielki opisał ostatnie ze spotkań Scholastyki z bratem. Ich rozmowa przedłużyła się do późnego wieczoru. Św. Benedykt chciał już wrócić do klasztoru, aby zachować wierność regule, ale siostra prosiła go, by pozostał jeszcze dłużej. Scholastyka przeczuwała, że to ich ostatnie spotkanie, dlatego już wcześniej modliła się do Boga, aby mogła rozmawiać z bratem przez całą noc. Odpowiedzią niebios na tę modlitwę była gwałtowna burza. Brat zwrócił się do siostry z łagodną wymówką: „Coś uczyniła, siostro moja? Nie mogę wrócić do braci, którzy dziwić się będą, że tak długo nie wracam”. A Scholastyka na to: „Prosiłam cię, a ty mnie nie chciałeś wysłuchać. Zwróciłam się przeto do Boga i zostałam wysłuchana”. I z uroczą przekorą dodała: „Jeśli ci tak spieszno, to idź teraz”. Siostra wykazała się większą miłością niż brat – skomentował tę sytuację św. Grzegorz. Scholastyka wkrótce po tej nocnej rozmowie zmarła. Biografia świętej zakonnicy przechowała właściwie tylko ten jeden epizod. Przyznajmy, że pokazuje on coś bardzo ludzkiego i zwyczajnego. Scholastyka jest patronką benedyktynek, ale można by ją uznać za patronkę dobrych rozmów. Okazuje się, że bywają takie ulewy czy burze, które sprzyjają miłości. Ta pobożna anegdota przypomina prawdę, że oprócz wszelkich praw, reguł czy pobożnych regulaminów, które pomagają w drodze do świętości, istnieje najważniejsza wskazówka do szukania Bożej woli: szczera i żarliwa miłość. I może jeszcze jedno. Dobra rozmowa rodzeństwa, małżonków czy przyjaciół jest pięknym Bożym darem. Takie chwile nie zdarzają się często, ale kiedy już są, warto się nimi nacieszyć i przechować w pamięci. Dobra rozmowa umacnia ludzkie więzi bardziej niż cokolwiek innego.

11 luty MB z Lourdes. NMP z Lourdes. Uzdrowienie chorych.

W połowie XIX wieku Lourdes było mało znaczącym miastem Francji, do którego nie dochodziła nawet kolej. Miasteczko liczyło cztery i pół tysiąca mieszkańców. Większość z nich zajmowała się wypasaniem owiec i krów, wielu też znajdowała zatrudnienie w pobliskich kamieniołomach. W rodzinie ubogiego młynarza 7 lutego 1844 roku urodziła się Bernadeta Soubirous. Była najstarsza z czwórki rodzeństwa. Miała wątłe zdrowie, astma powoli wyniszczała jej organizm. Nie umiała czytać ani pisać. Na co dzień posługiwała się gwarą. Mimo iż była żarliwą katoliczką, nie znała prawd wiary, gdyż miała poważne problemy z nauką katechizmu. Niezwykłe spotkanie Życie Bernadety całkowicie odmieniło się w czwartek 11 lutego 1858 roku. Tego dnia wczesnym popołudniem po raz pierwszy objawiła się jej Najświętsza Maryja Panna. Bernadeta miała wówczas 14 lat. Jak każdego dnia, razem z siostrą i przyjaciółką, zbierała chrust na opał. W okolicy groty Massabielle, której nazwę tłumaczy się jako „stara skała”, usłyszała dźwięk przypominający szum wiatru. Jednak żadne z drzew się nie poruszyło. Bernadeta podniosła głowę i w zagłębieniu skalnym dostrzegła Białą Panią o niezwykłej urodzie i ciepłym uśmiechu, która była otoczona światłem. Strój, który miała na sobie Kobieta, był bardzo wymowny, jednak o jego symbolice dziewczyna nie mogła nic wiedzieć. Piękna Pani była ubrana w lśniące białe szaty wskazujące na Jej niepokalaną naturę. Błękitny pas, którym była przepasana symbolizował dostojeństwo. Głowę okrywał sięgający do stóp welon. Złote róże na stopach oznaczały dziewictwo, wieczność i duchową radość, jakiej dostępują ci, którzy swoją nadzieję pokładają w Bogu. W rękach Dziewica trzymała różaniec, którego paciorki były śnieżnobiałe. Czy zechcesz mi zrobić przyjemność... W najbliższą niedzielę Bernadeta znów przyszła do groty Massabielle i znów ujrzała Piękną Panią. Kilka dni później, w czwartek 18 lutego, Dziewica po raz pierwszy przemówiła do niej w języku, którym Bernadeta posługiwała się od dzieciństwa i który doskonale rozumiała: „Czy zechcesz mi zrobić przyjemność i przychodzić tutaj przez piętnaście dni?”. Dziewczyna była wstrząśnięta, gdyż po raz pierwszy ktoś zwrócił się do niej z tak wielką uprzejmością. Od tej chwili objawienia i przesłania zaczęły następować kolejno po sobie. W przeciwieństwie do późniejszych objawień w portugalskiej Fatimie, gdzie Maryja ukazywała się trojgu spokrewnionym ze sobą pastuszkom, w Lourdes nie wyznaczała daty ani godziny kolejnego spotkania. W dniu, w którym miało się wydarzyć widzenie, Bernadeta szła do groty pchana jakby wewnętrznym głosem. Podczas osiemnastu spotkań Maryja przekazała jej orędzie, nawołujące do pojednania się z Bogiem, do czynienia pokuty, odmawiania modlitwy różańcowej i nieprzerwanej łączności z Kościołem, w którym prawdziwie obecny jest Zmartwychwstały Jezus składający ofiarę z siebie dla zbawienia każdego człowieka, podczas Eucharystii. Sanktuarium w miejscu groty Dziś Lourdes jest celem pielgrzymek z całego świata. Każdego roku sanktuarium odwiedza ponad pięć milionów osób. Maryję przedstawia figura wykonana z białego marmuru. Pielgrzymi przychodzą do groty, aby napić się wody ze źródła, które wytrysnęło podczas dziewiątego objawienia. Umieszczona nad nim w grocie statua przedstawia Najświętszą Maryję Pannę wyjawiającą Bernadecie swoje imię: Ja jestem Niepokalane Poczęcie. Wydarzenie to miało miejsce podczas szesnastego objawienia, które nastąpiło 25 marca. Tego dnia Kościół wspomina w liturgii tajemnicę Zwiastowania. Dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny został ustanowiony zaledwie cztery lata wcześniej, w 1854 roku. Skromna, niewykształcona dziewczyna z małego miasteczka u stóp Pirenejów nie zrozumiała znaczenia imienia Maryi, dlatego też, idąc do proboszcza Peyramale, ciągle je powtarzała, by nie zapomnieć. Dłoń w ogniu i opuchnięte kolano Wielu ludzi odzyskało tu zdrowie. Aż 65 przypadków cudownych uzdrowień uznano za niewytłumaczalne, a później potwierdzono powagą Kościoła jako cuda. Pierwszy z cudów, którego świadkami byli wszyscy obecni podczas siedemnastego objawienia, dotyczył Bernadety. Dziewczyna modliła się w uniesieniu, a palce jej prawej ręki wyciągniętej w kierunku Niepokalanej dotykały płomienia świecy przez prawie szesnaście minut. Zdarzenie obserwował miejscowy lekarz, doktor Pierre Dozous, który zaświadczył, że na dłoni Bernadety nie znalazł żadnych śladów poparzeń. W marcu 1976 roku w małej wiosce we wschodniej Sycylii u podnóża Etny prawie dwunastoletnia Delizia Cirolli zaczęła skarżyć się na bóle prawego kolana, które ciągle puchło. Po wykonaniu zdjęć rentgenowskich i przeprowadzeniu biopsji zdiagnozowano złośliwy nowotwór. Mieszkańcy wioski zebrali pieniądze, by matka Delizii mogła ją zabrać do Lourdes. Tam dziewczynka regularnie chodziła do groty, korzystała z kąpieli, uczestniczyła w nabożeństwach, ale jej stan się nie poprawiał. Po powrocie do domu ból kolana stał się tak silny, że Delizia nie mogła chodzić. Jej matka zaczęła już myśleć o najgorszym. Jednak pobożni mieszkańcy wioski nie przestawali modlić się o uzdrowienie dziewczyny. I oto krótko przed świętami Bożego Narodzenia, gdy wydawało się, że nadeszły ostatnie dni dla Delizii - zdarzył się cud. Pewnego ranka dziewczyna wstała z łóżka. Odtąd z dnia na dzień stan jej zdrowia się poprawiał. W lipcu 1977 roku powróciła z matką do Lourdes, by opowiedzieć o swoim przypadku lekarzom z Biura Medycznego, do którego zgłaszają się wszyscy uzdrowieni. Ojciec święty Jan Paweł II przybył do Lourdes jako pielgrzym w sierpniu 1983 roku. Nazwał to miejsce niewymownym dowodem Bożej miłości. Rocznicę pierwszego objawienia w grocie lurdzkiej ustanowił Światowym Dniem Chorego, który obchodzony jest od 1993 roku. Bardzo Wam jestem bliski i solidarny z Wami – mówił do chorych chory Papież.. To była ostatnia zagraniczna podróż Jana Pawła II. W Lourdes był 14 i 15 sierpnia 2004 roku. Cierpienie znaczyło jego twarz, ciało, głos. „Klękając tutaj, przy grocie Massabielskiej, ze wzruszeniem odczuwam, że dotarłem do kresu mej pielgrzymki” – padły przejmujące słowa. Jak każdy pielgrzym Ojciec Święty zapalił świecę i napił się wody ze źródła. Słaby Papież skierował do chorych mocne słowa: „Jestem tutaj razem z Wami jako pielgrzym do Najświętszej Dziewicy. Czynię moimi wasze modlitwy i nadzieje, dzielę z Wami ten czas naznaczony fizycznym cierpieniem, ale niemniej płodny w cudownym zamyśle Boga. Chciałbym Was wszystkich objąć, jednego po drugim, w sposób serdeczny moimi ramionami i zapewnić Was, jak bardzo Wam jestem bliski i solidarny z Wami”. Papież zamieszkał w zwykłym pokoju ośrodka, w którym zatrzymują się osoby najbardziej chore i niepełnosprawne. Podczas procesji różańcowej ze świecami, schorowany Jan Paweł II jechał w papamobile, za nim podążali chorzy i niepełnosprawni na wózkach lub specjalnych łóżkach pchanych przez wolontariuszy. „Dobra Matko, miej litość dla mnie; całkowicie oddaję się Tobie po to, abyś dała Mnie swojemu drogiemu Synowi, którego pragnę miłować całym sercem. Dobra Matko, obdarz mnie sercem rozpalonym dla Jezusa” – wypowiedział Papież drżącym głosem. Nazajutrz podczas Mszy św. mówił: „Z Groty Massabielskiej Panna Niepokalana mówi także do nas, chrześcijan trzeciego tysiąclecia. Zacznijmy Jej słuchać!”. Maryja objawiała się w tym miejscu prostej dziewczynie Bernadetcie Soubirous w 1856 r. Ukazała się jako piękna, młoda pani w białej sukni przepasana niebieską wstążką z różańcem w ręce. „Jestem Niepokalane Poczęcie” – przedstawiła się. Wezwała do modlitwy, pokuty i nawrócenia grzeszników. Po uznaniu objawień przez Kościół Lourdes stało się sanktuarium. Odwiedza je rocznie 5 mln pielgrzymów. Jest miejscem modlitwy ludzi chorych, przybywających tam z nadzieją na uzdrowienie. To dlatego Jan Paweł II ustanowił święto Maryi z Lourdes Światowym Dniem Chorych. Pielgrzymując do Lourdes trzeba przebić się przez nieco odpustowy zgiełk. Komu się to udaje, dociera do sedna. Bezbronność, prostota, zaufanie – jednym słowem – dziecięctwo Boże. To źródło duchowego uzdrowienia w obliczu cierpienia.

12 luty Święty Melecjusz.

Wiek IV n.e. przyniósł chrześcijaństwu nowy wewnętrzny konflikt. Schizma antiocheńska wynikła na tle walki pomiędzy katolikami i arianami. Początek sporowi dał Ariusz, duchowny Kościoła w Aleksandrii. Twierdził on, że Jezus Chrystus jako syn Boży jest poddany Bogu, że został stworzony przez Ojca. Ariusz rozumiał przez to, że "był czas, kiedy nie było Jezusa Chrystusa". Tym samym Ariusz kwestionował boską naturę Jezusa. Nie można było pogodzić tego z powstającą wtedy doktryną o Trójcy Świętej oraz o równości Boga Ojca i Syna. W 321 r. Ariusz został ekskomunikowany przez synod w Aleksandrii. Nie był to jednak koniec konfliktu. W spór jaki rozgorzał włączyli się wszyscy wielcy tamtej epoki: cesarz, papież, patriarchowie i biskupi. Nauki Ariusza potępił sobór w Nicei w 325 r. Mimo tego arianizm gromadził wciąż nowych zwolenników. W takich warunkach dojrzewała wiara Melecjusza, chłopca z ormiańskiego miasteczka Melitne. O jego młodzieńczych latach historia nie przekazała nam żadnych informacji. Wiadomo natomiast, co działo się z Melecjuszem, gdy dorósł. W 358 roku Melecjusz został wybrany biskupem w Sebaście. Młody jeszcze duchowny nie miał wtedy sprecyzowanych poglądów. W związku z tym głosowali za nim tak przeciwnicy, jak i zwolennicy arianizmu. W tym samym czasie doszło w Sebaście do rozruchów i zmęczony sytuacją Melecjusz wyjechał do Barei. Nie było mu jednak dane długo odpoczywać od sprawowania władzy biskupiej. W 360 roku został powołany na stolicę metropolitarną w Antiochii. Sprzyjający arianom cesarz Konstancjusz II z radością zatwierdził taki wybór. Wtedy jednak poglądy przyszłego świętego były już skrystalizowane. Święty Melecjusz zdecydował się odstąpić od ariańskich koncepcji. Arianie antiocheńscy nie ukrywali rozczarowania, które niebawem zaowocowało otwartym konfliktem z biskupem. Wzburzeni arianie strącili Melecjusza z urzędu i wymogli zesłanie go na wygnanie do Mityleny. Jego powrót był możliwy po śmierci cesarza Konstancjusza II w 361 roku. Wtedy właśnie doszło do podziału Antiochii na dwa obozy. Pierwszy i liczniejszy skupiał arian, mniejszy natomiast skupiał wiernych wykładni Soboru Nicejskiego. Ariański biskup Paulin, dyplomatycznie maskując swoje błędy, zdołał przekonać Liberiusza I, patriarchę Aleksandrii, że to Melecjusz głosi błędną naukę. Na skutek oszczerstwa cesarz skazał przyszłego świętego na kolejne wygnanie. Było to dla niego nie lada przykrością, musiał bowiem funkcjonować poza wspólnotą chrześcijańską. Na szczęście Melecjusz znalazł wsparcie wśród wielkich postaci ówczesnego chrześcijańskiego świata. Opowiedział się za nim m.in. święty Bazyli – biskup i doktor Kościoła. Gdy na tron wstąpił cesarz Gracjan, biskup mógł wreszcie bezpiecznie powrócić z wygnania. Stało się to w 378 roku. Rok później Melecjusz przygotował przeciwko arianom wyznanie wiary. W roku 381 dzięki jego zabiegom zwołano sobór powszechny w Konstantynopolu. Podczas tego Soboru Melecjusz zmarł. Mowę pogrzebową wygłosił Grzegorz z Nysy. Nieco później uczcił go także pięknym panegirykiem Jan Chryzostom, który wcześniej był jego lektorem.

13 luty Duchowy opiekun Krzyżaków - bł. Jordan z Saksonii.

Jordan przyszedł na świat w 1175 lub 1185 roku w westfalskiej miejscowości Burgberg. Następne wzmianki o nim w zachowanych do naszych czasów, średniowiecznych dokumentach, informują nas, iż w młodości studiować miał w Paryżu, gdzie zdobył tytuł magistra. W stolicy Francji spotkał Jordan świętego Dominika, który wywarł na późniejszym błogosławionym tak wielkie wrażenie, iż ten miał odbyć przed nim spowiedź z całego swego życia i wstąpić do dominikańskiej wspólnoty. Wydarzenie to nastąpiło w 1220 roku, a już rok później Jordan został wybrany na prowincjała dominikanów Lombardii, by wkrótce potem – po śmierci Dominika - zostać przełożonym generalnym całego już zakonu. Pod czujnym okiem świetnego organizatora, jakim okazał się być Jordan, Zakon Kaznodziejski rozkwita. W ciągu niespełna piętnastu lat rządów saksońskiego błogosławionego z 30 domów zakonnych robi się 300, zaś do 300 dotychczasowych braci zakonnych przybywa 3700 kolejnych, w tym wielu studentów i wybitnych intelektualistów z uniwersytetów Kolonii, Paryża, Bolonii i Oksfordu. Wśród nich inny późniejszy święty, Albert Wielki. Tak dla KAI mówił o bł. Jordanie o. Stanisław Tasiemski, dominikanin: Warto także wspomnieć, że to właśnie błogosławiony Jordan opublikował regułę dominikanów oraz spisał pierwszy żywot świętego Dominika. Jordan zmarł utonąwszy w czasie burzy morskiej 13 lutego 1237 roku, kiedy wracał z wizytacji jednego z założonych przez siebie klasztorów w Ziemi Świętej. Z czasem na patrona, czy też opiekuna duchowego obrali go sobie Krzyżacy.

14 luty Święci Cyryl i Metody

 Przynieśli słowo i światło. „Jeśli zapytasz greckich pisarzy: Kto wam stworzył alfabet albo przetłumaczył Księgi w tym lub owym czasie? - mało który z nich będzie wiedział. Jeśli jednak zapytasz o to samo pisarzy słowiańskich - wszyscy będą wiedzieli i każdy z nich odpowie: - Święty Konstanty Filozof, zwany Cyrylem, on nam i alfabet wymyślił, i Księgi przełożył, a także jego brat, Metody. Bo jeszcze nawet żyją ci, którzy ich widzieli”. Tak pisał przeszło tysiąc lat temu jeden ze starobułgarskich mnichów. Wypowiedź ta pokazuje, jak dobrze już wtedy rozumiano znaczenie dzieła Sołuńskich Braci, dzieła, które - mimo niesprzyjających warunków historycznych, a także złej woli ze strony niektórych przedstawicieli Kościoła w przeszłości - owocuje do dziś, ba, można nawet powiedzieć, że w jakimś stopniu się odradza, czego najlepszym wyrazem jest encyklika Jana Pawła II Slavorum Apostoli. Warto jednak pamiętać, że dzieło Słowiańskich Apostołów nie ogranicza się tylko do piśmiennictwa i liturgii, ale obejmuje różne sfery duchowej aktywności człowieka. To w jakimś sensie także styl i sposób życia. „Nagie są narody bez ksiąg” - pouczał św. Cyryl w swoim Proglasie, czyli Przedmowie do tłumaczenia Pisma Świętego, i trzeba przyznać, że napomnienie to w dzisiejszych czasach brzmi zadziwiająco aktualnie. Powiedzmy też, że tradycja cyrylo-metodiańska nie miała zbyt lekkiego życia w historii, ponieważ nigdy nie posługiwała się siłą, nie używała miecza, nie stosowała gróźb, a to uważano niekiedy za słabość. Nie ma w niej nic z triumfalizmu, zadufania, pogardy dla innych. Przeciwnie, działalność obu Braci, i ich późniejszych następców, stanowi niemal wzorcowy przykład pokornej - i pokojowej! - inkulturacji Ewangelii. Postulowane przez nich „wcielanie słowa Bożego w słowo ludzkie”, rozjaśnione światłem mądrości, swoje najpełniejsze odbicie znajduje w kulturze. Nie jest to dziedzictwo krzykliwe, łatwo rzucające się w oczy. Odkrywanie go wymaga skupienia, wyciszenia, refleksji. Uświadomiłem to sobie zwłaszcza podczas wędrówek po Morawach, „praojczyźnie” misji cyrylo-metodiańskiej. W śpiewie liturgicznym, w architekturze kościołów, malarstwie, rzeźbie, w przydrożnych krzyżach i kapliczkach, w nazwach miejscowości, nawet w ukształtowaniu terenu, a także w bogactwie legend związanych z poszczególnymi miejscami doszukać się można wielu śladów stóp Sołuńskich Braci oraz ciągłości zapoczątkowanej przez nich tradycji. To nie tylko przesławny Velehrad, biskupia stolica świętego Metodego, do której co roku, 5 lipca, pielgrzymują dziesiątki tysięcy wiernych z całej Republiki Czeskiej. To również takie sanktuaria jak Křtiny (Chrzest), których nazwa nawiązuje do legendy mówiącej o tym, że w pobliskiej dolinie Cyryl i Metody chrzcili pogan; jak Svatý Hostýn, gdzie na wysokiej górze wznosi się cel wielu pielgrzymek - bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, której kult zaprowadzili tu Apostołowie Słowian; jak kościół w Tuřanach, ze słynną drewnianą figurką „Matki Bożej w cierniach”, którą też, oczywiście, przynieśli ze sobą ci sami misjonarze. A jest przecież jeszcze góra Radhošť w Beskidach, na której obaj postawili krzyż w miejscu kultu starych Słowian (23 czerwca wieczorem w tamtejszej kaplicy pielgrzymi zapalają „ognie świętojańskie”), jest Rajhrad koło Brna, z prastarym klasztorem Benedyktynów, jest Svatý Kopeček, Sloup, Vranov i wiele innych miejsc pretendujących do - choćby tylko krótkiego - goszczenia u siebie świętych misjonarzy. Ich pełne refleksyjnej zadumy wizerunki i posągi stały się nieodłączną częścią morawskiego krajobrazu i sprawiają wrażenie, jakby czujnie strzegły powierzonego im dziedzictwa. Papież Słowianin, przypominając świętych Cyryla i Metodego, apelował, by Słowianie nie czuli się gorszymi Europejczykami Pierwszy papież Słowianin czuł się mocno związany z apostołami Słowian Cyrylem i Metodym. To Jan Paweł II ogłosił ich w 1980 roku patronami Europy. Rok później napisał o nich encyklikę, jedyną poświęconą w całości postaciom świętych. Nie były to tylko sentymentalne gesty. Papież z Polski wielokrotnie nawiązywał do misji Cyryla i Metodego, widząc w niej inspirację dla podjęcia nowej ewangelizacji dzisiejszej Europy. „Żyjemy w Europie – wołał – w której staje się coraz silniejsza pokusa ateizmu i sceptycyzmu; w której pleni się dotkliwa niepewność moralna, połączona z rozkładem rodziny i rozprzężeniem obyczajów. Kryzys cywilizacyjny i zmierzch Zachodu oznaczają tylko naglącą aktualność i konieczność Chrystusa i Ewangelii”. W Cyrylu i Metodym papież widział zapał, którego brakuje dzisiejszym uczniom Chrystusa. Ich życie i misja były też dla niego dowodem chrześcijańskich korzeni europejskich ludów. Bracia Cyryl (zm. 869) i Metody (zm. 885) przyszli na świat w Salonikach w Grecji. Dobrze urodzeni i dobrze wykształceni mieli spore możliwości robienia świeckiej kariery. Postanowili zostać mnichami. Ich powołaniem nie było jednak życie w zaciszu klasztoru, ale aktywna działalność misyjna. Słowiański książę Rościsław poprosił bizantyjskiego cesarza Michała III o przysłanie „biskupa i nauczyciela takiego, który by w naszym własnym języku prawdziwą wiarę chrześcijańską wykładał”. Misję ewangelizacji Słowian powierzono Cyrylowi i Metodemu. Choć między Rzymem i Konstantynopolem rysowały się już wtedy napięcia, to jednak był to jeszcze czas Kościoła niepodzielonego. Bracia wysłani na misję z Konstantynopola działali w pełnej jedności z Rzymem. Cyryl i Metody stali się pionierami inkulturacji, czyli wcielania Ewangelii w rodzime kultury oraz wprowadzania tych kultur w życie Kościoła. Nerwem kultury jest język. Aby przetłumaczyć Pismo Święte i teksty liturgiczne na język słowiański, bracia stworzyli na bazie greki alfabet słowiański, zwany głagolicą. Pierwsze zapisane słowiańskie słowa służyły przepowiadaniu Ewangelii. Przynieśli słowo i światło Jan Paweł II dostrzegał w dziele Cyryla i Metodego pomost łączący tradycję zachodnią i wschodnią. Uznawał ich za patronów ekumenicznych wysiłków na rzecz pojednania siostrzanych Kościołów wschodniego i zachodniego. Nie przypadkiem ogłosił ich patronami Europy w roku 1980, w którym rozpoczął się oficjalny dialog teologiczny między Kościołem rzymskokatolickim i Kościołem prawosławnym. Papież Słowianin, przypominając świętych Cyryla i Metodego, apelował, by Słowianie nie czuli się gorszymi Europejczykami. Wzywał nas, byśmy wzbogacali Stary Kontynent swoją wiarą i kulturą. Europa Zachodnia coraz usilniej chce zapomnieć o związku swojej historii z chrześcijaństwem. To głupie i smutne. Choć niektórzy mówią, że nowoczesne. Jeśli tak, to może my, Słowianie, zostańmy już lepiej nienowocześni. Kto zna historię, nie musi mieć kompleksów z powodu Chrystusa. Raczej powód do dumy. Andrzej Macura Niektórzy przez całe życie próbują zrobić karierę, ale im się to nie udaje. Bóg często obsypuje nagrodami tych, którzy stronią od zaszczytów Są ludzie, którzy bardzo chcą zrobić karierę, ale im się to nie udaje. Są tacy, którzy jej robić nie chcą, ale zrządzeniem Bożej Opatrzności dokonują rzeczy tak wielkich, że ich imiona są wspominane przez całe wieki. „Oto, bracie, byliśmy parą w zaprzęgu, jedną bruzdę ciągnąc, a teraz ja padam u zagrody, dnia swego dokonawszy. Ty zaś bardzo lubisz górę (klasztor na Olimpie w Bitynii), przecież nie porzucaj dla tej góry nauczania naszego, bo przecież nie możesz jeszcze lepiej osiągnąć zbawienia”. Tak umierający w Rzymie Cyryl zachęcał swego brata Metodego do wytrwania w działalności misyjnej wśród Słowian. Po 1200 latach wciąż pobrzmiewa w nich duch szczerej, prostej wiary i wielkiej pokory wobec Bożego powołania. A przecież obaj byli ludźmi wybitnymi. Urodzili się w Tesalonikach. Ich ojciec był cesarskim urzędnikiem. Obaj mieli szansę zrobić wielką karierę. Obaj wyraźnie jej nie chcieli. Bliższe im były sprawy Boże. Metody był już nawet zarządcą jednej z nadgranicznych prowincji Bizancjum. Porzucił jednak świeckie życie i zamieszkał w klasztorze u stóp Olimpu, w Bitynii. Cyryl był światłym i utalentowanym kapłanem. W młodym wieku został bibliotekarzem przy kościele Hagia Sophia w Konstantynopolu i sekretarzem patriarchy. Wolał jednak życie w cichym klasztorze, gdzie ukrył się przed zgiełkiem świata. Odnaleziony zgodził się wykładać filozofię w wyższej szkole w Konstantynopolu. Nawet powrócił do ważnych spraw politycznych, godząc się na podjęcie zleconej mu przez cesarza i patriarchę misji do Saracenów. Po powrocie znów jednak zamknął się w klasztorze. Potem jeszcze raz, wraz z bratem, wziął udział w trudnej misji na Krym. Pewnego razu książę Moraw, Rościsław, poprosił w Konstantynopolu, by przysłano mu biskupa, który w języku Słowian mógłby wyłożyć im prawdziwą chrześcijańską wiarę. Wyznaczono Cyryla i Metodego. Nikt nie nadawał się do tego lepiej niż obeznani z językiem i umiejący poruszać się po śliskim polu dyplomacji bracia. Głosili przecież Ewangelię w języku Słowian. Opracowali nawet specjalny alfabet oraz przetłumaczyli nań Pismo Święte oraz liturgiczne i prawne księgi. Nie wszystkim ich działalność się podobała. Metody trafił nawet na dwa lata do więzienia. Musiało być w nich jednak wiele autentycznej chrześcijańskiej postawy, skoro zarówno papież Hadrian II, jak i Jan VIII pobłogosławili ich dziełu. Ludzie o szerokich horyzontach często napotykają opór tych, którym ciasny punkt widzenia nie pozwala spojrzeć na sprawy szerzej. Po wiekach inny Słowianin, zasiadający na Stolicy Piotrowej, poświęcił im jedną ze swoich encyklik. Dla Jana Pawła II i współczesnych nam „ich misjonarska postawa, wyrażająca się w niesieniu nowym ludom prawdy objawionej przy jednoczesnym poszanowaniu ich kulturowej odrębności, pozostała dla Kościoła i misjonarzy wszystkich czasów żywym wzorem” (SA 7). Cyryl i Metody odrzucali karierę. Stronili od zaszczytów. Bóg sprawił, że prócz nagrody niebieskiej otrzymali z rąk ludzkich wyróżnienie niezwykłe. 31 grudnia 1980 roku Papież Polak ogłosił ich patronami Europy.

14 lutego św. Walenty.

Pójdą w ruch walentynkowe kartki, serduszka, misie... Święto zakochanych to sympatyczny zwyczaj. To promocja miłości frywolnej i nieodpowiedzialnej - narzekają inni. Liturgista ks. Bogusław Nadolski zwraca uwagę, że walentynkowy zwyczaj pochodzący, jak się mówi, z amerykańskiego eksportu, nie jest jednak oryginalnym produktem ze Stanów Zjednoczonych. W XIV wieku we Francji, Belgii i w Anglii świętowano 14 lutego jako dzień zakochanych. Związany był on z początkiem wiosny, kiedy ptaki odbywają swoje gody. Angielski poeta Geoffrey Chaucer (XIV wiek) wspomina o przesyłanych podarunkach i pozdrowieniach. O dniu św. Walentego śpiewa Ofelia w „Hamlecie” Szekspira. Posługuje się zwrotem „to be Valentine” (być czyjąś walentynką), który wiele lat później trafił na kartki krążące między zakochanymi. Zwyczaj wysyłania gotowych kart dla zakochanych zapoczątkowała w 1850 roku Amerykanka Esther Howland, którą słusznie nazywa się matką amerykańskich walentynek. Pierwsze karty produkowała chałupniczo. Pomysł przyjął się rewelacyjnie. Szybko rozkręcony biznes przynosił dochód 100 tysięcy dolarów rocznie. Spopularyzowanie święta zakochanych, a właściwie jego skomercjalizowanie, jest więc rzeczywiście zasługą Amerykanów. Św. Walenty a Jan Paweł II Skojarzenie św. Walentego ze świętem zakochanych jest właściwie dziełem przypadku. Dziś trudno dociec, kim był naprawdę. Jest kilka wersji jego dziejów, kilka miejsc w Europie szczyci się posiadaniem jego relikwii, także w Polsce (Lublin, Kraków, Chełmno). Najsłynniejszym włoskim miastem związanym ze św. Walentym jest Terni, oddalone o 100 km od Rzymu, w prowincji Umbria. Lokalna tradycja głosi, że święty tam przyszedł na świat w roku 175, tam też został biskupem. Zginął jako męczennik w Rzymie 14 lutego, ale jego ciało wróciło do Terni. Legenda mówi, że Walenty pobłogosławił miłość między pogańskim legionistą a młodą chrześcijanką. W ślad za nimi takie błogosławieństwo z rąk świątobliwego biskupa chcieli otrzymywać inni zakochani. Co roku 14 lutego przy grobie Patrona zakochanych gromadzą się pary narzeczonych z całych Włoch, by uroczyście celebrować zaręczyny. Swoją uroczystość mają także jubilaci świętujący 25-lecie lub 50-lecie małżeństwa, którzy odnawiają wtedy przyrzeczenia małżeńskie. W 2006 roku uroczystości w Terni były wzbogacone o akcent papieski. Patronem święta był bowiem Jan Paweł II! To nie pomyłka. Od 1989 roku przyznawana jest w Terni nagroda św. Walentego „Rok miłości” dla ludzi, których miłość przyczyniła się do umocnienia pokoju, solidarności i jedności. W przeszłości otrzymali ją m.in. Peter Ustinov, bł. Matka Teresa, Michaił Gorbaczow czy Ibrahim Rugova. W tym roku nagrodę przyznano dla uczczenia papieża z Polski. 16 lutego odebrał ją metropolita krakowski abp Stanisław Dziwisz. Papież odwiedził to włoskie miasto 19 marca 1981 roku. W 1997 roku posłał własnoręcznie napisane pozdrowienie na dzień św. Walentego. Brzmiało ono: „Miłość zwycięża, znosi granice, przełamuje bariery między ludźmi. Miłość stwarza nowe społeczeństwo”. Ochrzcić, nie zrzędzić Może zamiast zrzędzić na amerykanizację, lepiej podjąć próbę ochrzczenia święta zakochanych. - Zasadą działania Kościoła była i jest chrystianizacja pewnych zwyczajów - twierdzi ks. Nadolski. - W odniesieniu do 14 lutego spotykamy już duszpasterskie inicjatywy i propozycje przeżycia tego dnia. W Erfurcie w 2000 r. zorganizowano ekumeniczne błogosławienie narzeczonych, które cieszyło się wielkim powodzeniem i pozytywnym odbiorem, także w lokalnych mediach. Z kolei Konferencja Episkopatu Austrii wydała wskazówki dla duszpasterzy, by dzień 14 lutego potraktowali jako szansę dla duszpasterstwa. Biskupi sugerują, by w tym dniu zaprosić do kościoła małżonków, narzeczonych lub nawet ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych. Specjalne nabożeństwo może być okazją do głoszenia Dobrej Nowiny o Bogu, który jest źródłem miłości i wierności, oraz podkreślenia znaczenia sakramentu małżeństwa. Pierwsza encyklika Benedykta XVI (Deus caritas est) może zainspirować duszpasterzy do promocji chrześcijańskiej wizji miłości. Papieska katecheza, zwłaszcza jej pierwsza część, idealnie trafia w sedno walentynkowej mody. Papież mówi wyraźne „tak” miłości erotycznej, ludzkiej cielesności. Jednocześnie pokazuje, że miłość zmysłowa (eros) potrzebuje oczyszczenia, dojrzewania i dopełnienia miłością ofiarną (agape). Benedykt XVI powołuje się dwukrotnie na biblijną księgę Pieśni nad pieśniami, w której miłość kobiety i mężczyzny jest obrazem miłości Boga i człowieka. Czy nie warto tej księgi lepiej wykorzystać w duszpasterstwie? Czy papież nie podpowiada nam czegoś ważnego? A może zaproponować młodym chrześcijańskie walentynki, np. z biblijnymi cytatami o miłości? Narzeczeni pobłogosławieni Same słowa to za mało, zakochani potrzebują celebracji. Księga „Obrzędów błogosławieństw” podaje wzór nabożeństwa błogosławieństwa narzeczonych. Może ono mieć formę domowego obrzędu. Można je urządzić podczas rekolekcji dla kandydatów do małżeństwa albo, tak jak w Terni, w dzień św. Walentego. - Przeżyliśmy takie błogosławieństwo rok przed ślubem - wspominają Basia i Zygmunt Tofilscy. - Chcieliśmy się podzielić naszą radością z innymi. Tak zwyczajnie, po ludzku. Ponadto dało nam to poczucie, że w tym wszystkim jest Pan Bóg. Chłopak zazwyczaj oświadcza się w knajpie czy gdzie indziej, potem jedzie się do rodziców i koniec. Urzekło nas to, że można to zrobić w obliczu Boga. Z naszej strony to było zaproszenie Boga na ten czas przygotowania. Taka zewnętrzna uroczystość mobilizuje. Gdyby poprzestać na samych tylko świeckich oświadczynach, to trudno byłoby wpleść do tej sprawy Pana Boga. Bo jak to zrobić, jakich użyć słów, gestów? A tak Kościół przychodzi z pomocą, poprzez gotową formę, do której my dokładamy tylko swoje serca. Małżonkowie Kasia i Krzysztof Kościołkowie zwracają uwagę, że ich błogosławieństwo odbyło się podczas studenckich rekolekcji, których tematem było przygotowanie do miłości. - To była dla nas okazja do świętowania z innymi naszych zaręczyn. Pomogło nam to odczuć powagę decyzji, ustawiło nam narzeczeństwo w Bożej perspektywie, pomogło w zachowaniu chrześcijańskich zasad dotyczących czystości, że warto czekać do ślubu i szanować się nawzajem. To było powiedzenie Panu Bogu, żeby On nas poprowadził. Chrześcijańskie walentynki? Czemu nie? Chrześcijanie wiedzą o miłości niemało. I co ważniejsze, są bardzo za...

15 luty Św. Klaudiusz La Colombiere.

„Wierny sługa i doskonały przyjaciel”. Słowa te usłyszała od Jezusa podczas widzenia siostra Małgorzata Maria Alacoque. Takiego właśnie doradcę i opiekuna obiecał jej zesłać Chrystus. Siostra wizytka z burgundzkiego klasztoru przeżywała wtedy trudne doświadczenia duchowe. W klasztorze lekceważono jej widzenia, których prawdziwości ona sama nie potrafiła dowieść. „Oświecona Bożym światłem, przyszła świętą intuicyjnie wyczuwała, od momentu pierwszych spotkań z o. Klaudiuszem La Colombière, że to on jest kapłanem, na którego wskazywał Chrystus”. Ojciec Klaudiusz prędko został spowiednikiem siostry Małgorzaty. Wspierał kobietę radami i utwierdzał w przekonaniu, że widzenia, których doświadcza, są prawdziwe. On z kolei od Małgorzaty przejął i szerzył posłanie, które zaowocowało świętem ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Działo się to w 1674 roku. Zanim jednak do tego doszło Klaudiusz La Colombière musiał stać się duchownym. Wychowywany w pobożnej francuskiej rodzinie chłopiec po kursie odbytym w kolegium jezuickim zdecydował się wstąpić do Towarzystwa Jezusowego. Klaudiusz został więc jezuitą mając zaledwie 18 lat. Nie zakończył na tym edukacji – przebył jeszcze kurs filozofii oraz teologii. Sam ucząc się, uczył także innych. Przez 4 lata pełnił funkcję wychowawcy i korepetytora synów słynnego francuskiego ministra finansów Colberta. W tym mniej więcej czasie o. Klaudiusz został przełożonym domu jezuickiego w Paray-le-Montial. Tam właśnie zetknął się z siostrą Małgorzatą Marią. W późniejszych latach odczytywano to wydarzenie jako szczególny przejaw Bożej woli. Tylko dzięki temu spotkaniu kult Serca Jezusowego miał szanse powstać i tak silnie się rozwinąć. Z końcem września 1676 ojca Klaudiusza przydzielono jako spowiednika księżnej Yorku, Marii Beatrycze d’Este, która w 9 lat później została królową Anglii. W swej nowej ojczyźnie po drugiej stronie kanału La Manche o. Klaudiusz szerzył ze wszystkich sił kult Serca Pana Jezusa. Były to jednak czasy nie sprzyjające takim posunięciom. Protestancka Anglia odcinała się od katolicyzmu, kapłani i mnisi byli więc pod stałą obserwacją. Za szerzenie katolickiej „zarazy” o. Klaudiusz został wtrącony do słynnego więzienia Kings Bench. Wypuszczono go niebawem, jednak straty zdrowotne były nieodwracalne. Wypędzony z Anglii jako pół-kaleka powrócił do swoich francuskich zwierzchników. By nieco go podleczyć, wysłano o. Klaudiusza do Paray-le-Monial. Niestety przyszłego świętego nie dało się już uratować. Zmarł po roku, 15 lutego 1682 roku, mając zaledwie 41 lat. Aktu beatyfikacji o. Klaudiusza dokonał papież Pius XI w 1929 roku. Kanonizował go Jan Paweł II w roku 1992. W dniu kanonizacji św. Klaudiusza Jan Paweł II powiedział: "Oby kanonizacja Klaudiusza La Colombière stała się dla całego Kościoła wezwaniem do konsekracji Serca Chrystusa, do poświęcenia polegającego na złożeniu daru z siebie, po to, by miłość Chrystusa mogła w nas żyć, udzielić nam swego przebaczenia i ukazać nam Jego gorące pragnienie otwarcia przed wszystkimi naszymi braćmi dróg prawdy."

16 luty Święci Juliana, Daniel, Eliasz, Izaak, Jeremiasz, Samuel.

Tragiczne wydarzenia, które doprowadziły do śmierci wielu chrześcijan, w tym wspominanych 16 lutego 6 świętych męczenników, rozegrały się podczas panowania cesarza rzymskiego Galeriusza Maksymiana. Otrzymał on władzę nad wschodnimi terenami imperium z rąk Dioklecjana, z którego córką Valerią był ożeniony. Jako cesarz rządził krótko, bo od 305 do 311 roku. Podczas jego panowania chrześcijanie w Azji Mniejszej byli bezlitośnie nękani. Galeriusz zmarł w Sardicy na początku maja 311 roku w wyniku choroby, paradoksalnie niedługo po podpisaniu dekretu o zakazie prześladowania chrześcijan. Za jego panowania śmierć męczeńską poniosła św. Juliana. Dziewczyna mieszkała w Nikomedii i w całej swej rodzinie tylko ona wyznawała wiarę w Chrystusa. Nie było jej łatwo, głównie dlatego, że ojciec Juliany był zatwardziałym poganinem. Kłopoty dziewczyny zaczęły się, gdy o jej rękę rozpoczął starania prefekt miasta Ewilazjusz. Juliana zdecydowanie odrzuciła propozycję, gdyż wstrętem napawała ją myśl o poślubieniu człowieka niewierzącego. Rozgniewany urzędnik oskarżył więc Julianę o wyznawanie chrześcijaństwa. Dziewczynę próbowano prośbą i groźba namówić do wyrzeczenia się wiary, w przeciwnym bowiem razie musiała zostać skazana na śmierć. Juliana nie ugięła się jednak. W tej sytuacji zwykłym w takich przypadkach sposobem wtrącono ją do więzienia i wydano na śmierć. Najprawdopodobniej Juliana zginęła od katowskiego miecza. „Martyrologium Rzymskie” wspomina, że rozzłoszczony nieposłuszeństwem ojciec, miał skatować dziewczynę nim posłano ją na śmierć. Śmiertelne szczątki męczennicy z Nikomedii znalazły się w Pozzuoli we Włoszech. Podczas najazdu Longobardów w VI wieku wywieziono je do Kumy pod Neapolem, by w roku 1207 umieścić je w jednym z kościołów Neapolu. Tak wielka troska o relikwie świętej pokazuje, jak dużą czcią cieszyła się zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Podczas krótkiego panowania cesarza Galeriusza śmierć męczeńską poniosło także pięciu mężczyzn. Wszyscy oni byli Egipcjanami i zginęli wspólnie. Kiedy podczas prześladowań ich chrześcijańskich braci prowadzono do kopalń w Cylicji na ciężkie roboty cała piątka towarzyszyła im aż do miejsca kaźni. Na tak jawną manifestację uczuć religijnych władze nie zamierzały pozostać ślepe. Namiestnik Cezarei Palestyńskiej, Firmilian, przed którego oblicze ich zaprowadzono, chciał dowiedzieć się od nich kim są i skąd pochodzą. Mężczyźni przybrali biblijne imiona – Daniela, Eliasza, Izaaka, Jeremiasza i Samuela. Twierdzili też, że są prorokami Chrystusa. Nie wyrzekli się wiary, więc Firmilian skazał ich na ścięcie. Stało się to 16 lutego 309 roku. Pierwsza wzmianka o pięciu egipskich męczennikach pojawia się w piśmie Euzebiusza z Cezarei, historyka, który żył w tamtych czasach.

17 luty Kupcy maryjni - Świętych Siedmiu Założycieli Zakonu Serwitów NMP.  

Wiek XIII to czas dużych przemian. Z jednej strony Kościół podnosił się ze średniowiecznego kryzysu i umacniał swoją pozycję. Z drugiej strony rozwijająca się gospodarka feudalna doprowadzała przepaści pomiędzy bogacącymi się mieszczanami, a najniższą klasą społeczną. Pojawiało się coraz większe zróżnicowanie społeczne, a duszpasterze z coraz większym trudem docierali z przekazem ewangelicznym do tych, którzy żyjąc w ubóstwie pozbawieni byli jakiegokolwiek wykształcenia. Był to też czas działalności licznych sekt, takich jak katarzy, albigensi, waldensi, katarzy którzy głosili powrót do życia ubogiego według zasad Ewangelii na wzór Kościoła czasów apostolskich. Czas ten zaowocował także powstaniem nowej formy życia zakonnego. Jak dotąd opierało się ono głównie na Regule św. Benedykta. Klasztory wraz ze świetnie wykształconymi mnichami tworzyły ośrodki życia religijnego, duchowego i kulturalnego. Jednakże pozostawała duża grupa ubogich, dla których ówczesny sposób przekazu Ewangelii był niezrozumiały. W odpowiedzi na to zapotrzebowanie powstały zakony żebrzące, ślubujące życie w posłuszeństwie, w ubóstwie i w czystości, i pragnące na nowo prostym uczynić słowo Pana. Do najbardziej znanych zakonów tego okresu należą franciszkanie i dominikanie. Mniej znanym jest Zakon Serwitów NMP, których wspomnienie Siedmiu Założycieli obchodzimy 17 lutego. Około roku 1240 siedmiu kupców florenckich kierowanych szczególnym nabożeństwem do Dziewicy Maryi, należący już do świeckiego bractwa Sług świętej Maryi, przez co byli złączeni ewangelicznym ideałem życia we wspólnocie oraz służby ubogim i chorym, postanawia oddalić się na miejsce ustronne, by prowadzić życie w pokucie i kontemplacji Boga. Porzucają więc dotychczasową działalność kupiecką, pozostawiają swoje domy i rozdają swój majątek ubogim i potrzebującym. Przywdziewają strój ze szarego płótna, który przywdziewali pokutnicy w tamtym czasie i początkowo zamieszkują w małym domku poza miastem, pozostawiając wspaniałe świadectwa miłości i służby tym, którzy znajdowali się w jakiejkolwiek potrzebie. Około roku 1245, pragnąc żyć jeszcze bardziej w odosobnieniu i wobec niebezpieczeństwa zmuszenia ich do powrotu przez dawnych przełożonych kupieckich, za radą biskupa Florencji Ardingo udają się na Monte (górę) Senario, gdzie budują z „ubogiego materiału” mały dom oraz kaplicę poświęconą Maryi Dziewicy. Żyją tam w surowej pokucie, utrzymując się z pracy rąk własnych, odmawiając modlitwy tak wspólnie jak i w odosobnieniu, w ciszy i w kontemplacji, w głębokim słuchaniu Słowa Bożego. Zawsze też przyjmują tych, którzy przychodzi do nich pełni wątpliwości i niepokojów szukając pociechy i rady. Wielu też za ich przykładem opuszczało swoje domy i przyłączało się do nich. W ten sposób powstaje Zakon Serwitów (Sług) Najświętszej Maryi Panny, który otrzymał najpierw aprobatę biskupa Florencji, a w 1304 roku zatwierdzenie przez papieża Benedykta XI. Członkowie zakonu pytani, jaki jest ich charyzmat, odpowiadają, iż nie został on założony po to, by CZYNIĆ coś szczególnego, lecz po to, by BYĆ – być dla świata szczególnym świadectwem braterskiego życia i służby za przykładem Matki Jezusa. Jeśli Maryja z pośpiechem udaje się do Elżbiety, by jej służyć; jeśli tak bardzo po ludzku prosi Jezusa by zaradził temu, iż zabrakło wina; jeśli czuwa wraz Jedenastoma oczekując na zesłanie Ducha Świętego, to jej Słudzy nie mogą nie czynić podobnie. Są wierni Maryi Zwiastowania; Maryi śpiewającej Magnificat; Maryi stojącej u stóp krzyża. Wszystkich Siedmiu Założycieli łączyła ogromna miłość braterska i choć znane są ich imiona (Bonfiglio, Bonagiunta, Manetto, Amedeo, Uguccione, Sostegno, Alessio), są czczeni wspólnie. Papież Leon XIII kanonizował ich wszystkich razem w 1888 roku, a w Sanktuarium na Monte Senario jeden grób przechowuje szczątki tych, których wspólne życie uczyniło jednym.

18 luty Malarz w habicie. Fra Angelico (Brat Anielski)

Między wiarą a sztuką może istnieć głęboka jedność. Obie te dziedziny ludzkiego ducha nie muszą ze sobą walczyć, ale mogą się nawzajem wzbogacać. Nigdy nie sięgał po pędzel bez odmówienia modlitwy. Był wybitnym malarzem wczesnego renesansu, nadto dominikaninem, człowiekiem wielkiej pokory, łagodności i pobożności. Mieszanka, przyznajmy, dość szokująca. Już za życia miał przydomek „Beato” (błogosławiony). Beatyfikował go jednak dopiero Jan Paweł II w roku 1982. Urodził się około 1400 roku jako Guido di Pietro w pobliżu Florencji. Kiedy skończył dwadzieścia lat, wstąpił do klasztoru dominikanów w Fiesole, gdzie przybrał imię Jana z Fiesole. Do historii Kościoła i historii sztuki przeszedł jako Fra Angelico (Brat Anielski). Otrzymał ten przydomek, ponieważ tematem jego dzieł były często postacie aniołów. Wiele lat spędził we florenckim klasztorze św. Marka, ale modlił się i malował również w Kortonie, Foligno i Orvieto. W połowie XV w. zyskał taką sławę, że sprowadzono go do Rzymu, gdzie - na zlecenie papieży Eugeniusza IV i Mikołaja V - wykonał freski w kaplicy pałacu watykańskiego. Zmarł 18 lutego 1455 r. w Rzymie. Według tradycji, po jego śmierci po policzku każdego z namalowanych przez niego aniołów spłynęła łza. Pochowano go w rzymskim kościele Sopra Minerva. Aby zasmakować piękna dzieł Fra Angelica, najlepiej zwiedzić klasztor św. Marka we Florencji, w którym wiele ścian zdobią freski artysty dominikanina. U szczytu schodów prowadzących na pierwsze piętro znajduje się niezwykle piękne „Zwiastowanie”, z inskrypcją przypominającą zakonnikom, aby przechodząc obok odmawiali „Zdrowaś Maryjo”. Dalej w 44 celach mnichów znajdują się pobożne freski Fra Angelica lub jego pomocników przedstawiające sceny z Ewangelii. W tym samym klasztorze kilkadziesiąt lat później przeorem był Girolamo Savonarola, asceta, grzmiący z ambony na artystów za uleganie fascynacji pięknem, które odwodzi od Boga. A przecież ilekroć szedł do swej celi, musiał zatrzymywać wzrok na radosnym, kolorowym „Zwiastowaniu” namalowanym przez swojego współbrata. Musiał więc dostrzegać, że między wiarą a sztuką może istnieć głęboka jedność, że obie te dziedziny ludzkiego ducha nie muszą ze sobą walczyć, ale mogą się nawzajem wzbogacać, inspirować, przenikać. Niestety, głęboka jedność wiary i sztuki, która owocowała tak obficie przez wieki, dziś została w znacznym stopniu zerwana. Jan Paweł II w Liście do artystów wzywał do odnowienia tego utraconego przymierza, powołując się między innymi na dzieło Fra Angelica. Pisał: „Kościół potrzebuje sztuki. Musi bowiem sprawiać, aby rzeczywistość duchowa, niewidzialna, Boża, stawała się postrzegalna, a nawet w miarę możliwości pociągająca”. Ale też przekonywał artystów, że religia jest wciąż wielkim źródłem natchnienia: „O ileż uboższa byłaby sztuka, gdyby oddaliła się od niewyczerpanego źródła Ewangelii!”. Nie wszyscy mogą być artystami, to oczywiste. A jednak, jak stwierdził Papież: „zadaniem każdego człowieka jest być twórcą własnego życia: człowiek ma uczynić z niego arcydzieło sztuki”. A zatem do dzieła! Świat malarstwa Fra Giovanniego da Fiesole jest światem idealnym, którego atmosfera emanuje pokojem, świętością, harmonią i weselem, i którego realność materializuje się w przyszłości, kiedy na Nowej Ziemi i w Nowych Niebiosach zatriumfuje ostateczna sprawiedliwość – tak mówił o artyście z Florencji papież Pius XII. Kiedy Guidolino di Pietro – bo tak brzmi prawdziwe imię Beato Angelico – już jako uznany artysta wstępował do klasztoru dominikanów w Fiesole, oczekiwał na niego jako bezpośredni mistrz i nauczyciel ojciec Antonino Pierozzi, człowiek niezwykłej wiary i szerokich horyzontów, który na kartach historii Kościoła zapisał się jako św. Antonino. Były to czasy, kiedy wśród dominikanów ścierały się dwie tendencje: jedni ciążyli bardziej ku studiowaniu i poszerzaniu wiedzy uniwersyteckiej, inni większy nacisk kładli na przepowiadanie słowa Bożego. Aby wyjść naprzeciw obydwu nurtom, rezolutny biskup Florencji postanowił przebudować konwent, dzięki czemu zwolennicy obydwu opcji będą mogli zamieszkać osobno; jedni oddadzą się studiom, drudzy przepowiadaniu. W ten sposób został rozbudowany pod patronatem Cosimo de Medici klasztor św. Marka, zaprojektowany przez wybitnego wówczas architekta Michelozzo. Prace nad ozdobieniem ścian freskami powierzono Fra Giovanniemu, znanemu właśnie jako Beato Angelico. Cela oznaczona numerem 10 wspomnianego klasztoru przeznaczona była dla przeora. Artysta nie miał wątpliwości, jaki fresk powinien ją zdobić; wybrał ewangelijną scenę ofiarowania Jezusa w świątyni. Dlaczego? Jego myśl biegła następująco: gdy Maryja i Józef zgodnie z żydowskim zwyczajem przynieśli swego Pierworodnego do świątyni, Symeon natychmiast rozpoznał w Nim Mesjasza. Przeor klasztoru również winien rozpoznawać w młodych adeptach mnisiego życia powołanie, dlatego właśnie Symeon powinien mu patronować. W malowidle Beato Angelico spotkanie Świętej Rodziny z Symeonem odbywa się w obecności świadków; są nimi św. Piotr Męczennik i Anna, córka Fanuela. Punkt centralny fresku wyznaczają dłonie Maryi – dłonie, które ofiarowują i przyjmują zarazem. Z twarzy Matki Chrystusa emanuje niezmącony spokój, jednak kolorystyka Jej szat wskazuje na późniejszą realizację proroctwa o duszy, którą przeniknie miecz. Fiolet płaszcza symbolizuje cierpienie, czerwień sukni mękę. W taką symbolikę wpisują się igrające płomienie ognia, wydobywające się z ołtarza i niemal smagające dłonie młodziutkiej Matki Zbawiciela. Najbardziej niezwykły moment malowidła to jednak spotkanie oczu: wzrok małego Jezusa napotyka oczy starca Symeona. Na linii spojrzeń niemal iskrzy. Nić pełnego zrozumienia mówi wszystko: starzec uświadamia sobie, Kogo trzyma w dłoniach, Jezus zdaje się czytać w myślach pobożnego Izraelity. Ten bezsłowny dialog sprawia, że niemal statyczna scena nabiera dynamizmu. Spoglądający na fresk staje się uczestnikiem akcji. Przenosi się w miejscu i czasie. Nagle znajduje się w świątyni jerozolimskiej, stoi obok córki Fanuela i Piotra Męczennika i niemal słyszy wyśpiewany kantyk starca. Anna lewą dłonią zdaje się wskazywać Niemowlę. Pozostałe trzy postacie skupiają wzrok na Symeonie i Jezusie. Na twarzy Symeona pojawia się niemal uśmiech, jakby powodowany czystą niewinnością Dziecka, jednak w oczach widać cień przyszłych wydarzeń: starzec zdaje się rozpoznawać tajemnicę śmierci Chrystusa. Krzyż zresztą wpisany jest w krąg aureoli, która otacza główkę Dziecka. A czy szaty, którymi oplecione zostało Niemowlę, nie przypominają już całunu? Piękno postaci zostaje wydobyte przez złote światło, które dominuje we fresku. To właśnie ono wyodrębnia postacie z otaczającego je tła, odcina i uwyraźnia. Zieleń płaszcza proroka dorzuca klimat nadziei do tego światła, tak że cień zapowiadanej śmierci zostaje jakby złagodzony. W ten właśnie sposób głosił Ewangelię mnich Zakonu Kaznodziejskiego, Beato Angelico.

19 luty Św. Konrada z Piacenzy.

Jego życie całkowicie zmieniło się podczas jednej nocy, którą mężczyzna spędził w lesie. Dwudziestotrzyletni chłopak wybrał się na polowanie i by wypłoszyć zwierzynę, rozpalił ognisko. To stało się początkiem wydarzeń, które odmieniły jego losy. Konrad Confalonieri urodził się ok. 1290 w zamożnej włoskiej rodzinie. Jak wielu młodych, bogatych ludzi tamtego czasu zdecydował się zostać rycerzem. Udało mu się to osiągnąć, pojął także za żonę młoda dziewczyną i wiódł szczęśliwy żywot. Wszystko zmieniło się podczas owego polowania. Ognisko rozpalone przez Konrada buchnęło nagle zbyt potężnym żarem. Pobliskie drzewa zaczęły płonąć. Konrad nie miał pojęcia, jak olbrzymi kataklizm wywołał. Spłonęła dużą część lasu i miasteczka. Namiestnik pochwycił w lesie człowieka zupełnie niezwiązanego ze sprawą i oskarżył o podpalenie. Gdy dowiedział się o tym Konrad, natychmiast zgłosił się, by zaświadczyć o swojej winie. Dowiedzenie prawdy kosztowało Konrada sporo. Na pokrycie szkód wydał cały swój majątek. Jego żona przeżyła wielki wstrząs i zdecydowała się wstąpić do zakonu klarysek w Piacenzie. Konrad poszedł w ślady małżonki i został franciszkaninem. Od tego czasu prowadził życie wędrownego ascety. W swej pielgrzymce pokutnej dotarł aż do Sycylii, gdzie nieopodal miasteczka Noto, w grocie założył pustelnię. Przez kolejne 8 lat żył bardzo skromnie. Jego postawa była szczerze podziwiana przez miejscową ludność. 19 lutego 1351 roku zmarł i został pochowany w kościele św. Mikołaja w Noto. W roku 1485 jego śmiertelne szczątki umieszczono w srebrnej trumnie. Został uznany za świętego przez papieża Urbana VIII.

20 luty. Św. Zenobiusza i Św. Eleuteriusza.

Kościół katolicki obchodzi wspomnienie dwóch tragicznie zmarłych świętych – św. Zenobiusza i św. Eleuteriusza. O pierwszym z nich wiemy, dzięki historykowi Euzebiuszowi z Cezarei. Pisał on o Zenobiuszu tak: „W Antiochii chrześcijanie przez swą wytrwałość, posuniętą do śmierci, uwielbili Boże Słowo. [...] Zenobiusz, najlepszy z lekarzy, śmierć poniósł wśród strasznych męczarni, zadawanych mu w boki". Według tej relacji św. Zenobiusz miał ponieść śmierć męczeńską wraz ze swoim biskupem w Antiochii Syryjskiej, która była wówczas stolicą prowincji rzymskiej. Historycy podejrzewają, że wydarzenie to miało miejsce około 310 roku. Wschodnią częścią cesarstwa rządził wtedy nieprzychylnie nastawiony do chrześcijaństwa cesarz Galeriusz Maksymian. Dla jego panowania charakterystyczne były bezlitosne prześladowania, o których opowiada Euzebiusz. Tego samego dnia wspomina się także św. Eleuteriusza, biskupa. W dzieciństwie był on towarzyszem zabaw św. Medarda, który przepowiedział mu jakoby, że w przyszłości zostanie biskupem. Rzecz sprawdziła się całkowicie. Po latach św. Eleuteriusz rzeczywiście otrzymał urząd biskupi w Tournai w Belgii. Zbiegiem okoliczności również św. Medard został biskupem w Noyon. Ten sam Medard po śmierci Eleuteriusza zastąpił go na stanowisku w Tournai. Nad grobem świętego Medarda w po latach wyrosło opactwo benedyktyńskie, dziś znane jako opactwo w Soisson. Św. Eleuteriusz zakończył życie 20 lutego 532 roku. W latach wcześniejszych skutecznie unikał zamachów ze strony swych wrogów. Za którym razem jednak zabójcom się powiodło. Jego ciało spoczywa w grobowcu katedry w Torunai. Św. Eleuteriusz jest czczony jako patron Flandrii.

21 luty. Święty Piotr Damiani.

Urodził się w 1007 roku w ubogiej rodzinie pochodzącej z Rawenny. Udało mu się jednak skończyć studia – między innymi na uniwersytecie w Parmie. Po święceniach kapłańskich rozpoczął pracę jako nauczyciel w jednej z parafialnych szkół. Z czasem jednak porzucił to zajęcie, wybierając żywot ascetyczny i pustelniczy, następnie zaś wstąpił do klasztoru benedyktynów-eremitów. W wiele lat później, gdy z uwagi na swą skromność nie chciał przyjąć godności kardynalskiej, papież musiał zagrozić mu ekskomuniką, aby skłonić go w jakiś sposób do zostania kardynałem. W roku 1043 został opatem eremu w Ponte Avellana, a zarazem odnowicielem życia zakonnego i swoistym doradcą innych klasztorów. Za doradcze zdolności cenili Piotra Damianiego także kolejni papieże: Klemens II, Leon IX, Stefan II, Damazy II i Aleksander II oraz cesarze: Henryk IV i Otton III. Do dziś uchodzi on za jednego z największych średniowiecznych erudytów. Dante Alighieri wspomina o nim przykładowo w „Boskiej komedii” (jak czytamy we wstępie do Pieśni XXI w „Raju”: „Jeden z duchów, Pier Damiano, poucza Dantego o tajemnicy przeznaczenia, mówi o swoim życiu i wygłasza inwektywę przeciwko kosztownym strojom duchowieństwa...”). Podczas sporów o inwestyturę i symonię, licznymi pismami zwalczał owe nadużycia w nadawaniu i handlu godnościami, urzędami kościelnymi, sakramentami, czy dobrami duchowymi. Piętnował także nieobyczajność ówczesnego kleru. Zachował się także jeden z jego listów z pogróżkami kar Bożych, wysłanych do antypapieża Honoriusza. Poza ową „doraźną” publicystyką, pozostawił po sobie jednak Damiani, także i liczne poetyckie utwory, teksty dotyczące prawa kanonicznego, czy traktaty. W jednym z nich tak sugestywnie i zachwycającą udało mu się opisać atuty pustelniczego życia, że wielu, spośród licznych czytelników tego dzieła zdecydowało się potem przystać do kamedułów. To właśnie Piotr Damiani był pierwszym teologiem, który rozpowszechnił teorię dwóch mieczy, które Jezus przekazał osobno: papieżowi i cesarzowi - teorię traktującą o równości władzy świeckiej i duchownej. Jako legat i papieski mediator, załagodził wiele sporów, które uchodziły do czasu jego przybycia, za beznadziejne. Pojednał między innymi jednego z francuskich biskupów z benedyktyńskimi mnichami, ze słynnego opactwa w Cluny, zaś w 1069 roku we Frankfurcie nad Menem przekonał ówczesnego cesarza, Henryka IV, aby ten nie odchodził od swej żony, Berty. Święty Piotr Damiani (Damian) zmarł w 1072 roku. Jego grobowiec znajduje się w katedrze Najświętszej Maryi Panny w Faenza. W roku 1821 papież Leon XII ogłosił go doktorem Kościoła. Gromił wszystkich wokół, a jednocześnie głęboko kochał ludzi. Św. Piotr Damiani łączył w sobie wiele sprzecznych powołań. We wszystkich szedł na całość. Z zamiłowania był eremitą, czyli pustelnikiem szukającym samotnie Boga. A jednocześnie ciągnęło go do ludzi. Miał dar jednania skłóconych. Angażował się w życie Kościoła swoich czasów, zjeździł Europę w charakterze kościelnego negocjatora w sporach między papieżami, biskupami, mnichami i wszelakiego rodzaju władzami. Gromił surowo wszystkich dookoła, zwłaszcza kler, a jednocześnie głęboko kochał ludzi. Był niechcianym dzieckiem. Urodził się w 1007 roku w Rawennie, w licznej i biednej rodzinie. Jego własna matka porzuciła go jako niemowlę. Piotr znalazł wsparcie w ukochanej siostrze oraz w starszym bracie, Damianie, od którego też przejął drugie imię (Damiani). To brat poznał się na niezwykłych zdolnościach Piotra i posłał go na studia. Po przyjęciu święceń kapłańskich został wykładowcą w jednej ze szkół parafialnych. Wkrótce został mnichem, a następnie opatem eremu w Ponte Avellana. Odnowił życie zakonne, napisał biografię św. Romualda – założyciela kamedułów, w której w porywający sposób przedstawił ideały monastyczne XI wieku. Stał się doradcą klasztorów, kierownikiem duchowym. Garnęli się do niego uczniowie. Dzięki niemu powstawały nowe ośrodki pustelnicze. Był przyjacielem cesarzy Ottona III i Henryka IV, doradcą papieży: Klemensa II, Damazego II, Leona IX i Stefana II. Ten ostatni mianował go w 1057 r. biskupem Ostii i kardynałem. Św. Piotr Damiani walczył jak lew o odnowę Kościoła. W licznych pismach zwalczał nadużycia, symonię, nieobyczajność kleru. Wielokrotnie bywał legatem papieskim na synodach i mediatorem. Papież Aleksander II trzymał go przy sobie jako doradcę. Zlecił mu misję załagodzenia sporu między biskupem Macon a słynnym opactwem benedyktyńskim w Cluny. Św. Piotr Damiani załatwił też sporne kwestie wśród biskupów: Reims, Sens, Tours, Bourges i Bordeaux. Biskupa Rawenny pogodził ze Stolicą Apostolską. Był znawcą Biblii i Ojców Kościoła, znakomitym prawnikiem kanonistą. Zostawił po sobie ok. 240 utworów poetyckich, 170 listów, 53 kazania, 7 życiorysów i kilka rozpraw. Zmarł 23 lutego 1072 r. w klasztorze benedyktynów w Faenzy. Pochowano go w tamtejszej katedrze. Papież Leon XII zatwierdził w roku 1821 kult św. Piotra Damiani i ogłosił go doktorem Kościoła.

22 luty. Święto Katedry św. Piotra

To święto jest jedyne w swoim rodzaju. Nie świętujemy żadnej tajemnicy z życia Jezusa, nie wspominamy świętego lub rocznicy poświęcenia kościoła. Spoglądamy ze czcią na… krzesło. Chodzi o katedrę św. Piotra. Słowo „katedra” kojarzy się z kościołem biskupa. I słusznie, ale pierwotnie to słowo oznaczało podwyższone miejsce, z którego naucza biskup. Ten sens słowa „katedra” zachował się jeszcze w nazewnictwie uniwersyteckim. Profesorowie mają katedry, czyli kierują nauczaniem w jakiejś dziedzinie wiedzy. No, ale wróćmy do Rzymu. W Bazylice św. Piotra znajdują się resztki drewnianego krzesła, na którym miał zasiadać sam św. Piotr. Ta relikwia znajduje się dzisiaj w potężnej marmurowej rzeźbie autorstwa Berniniego, za głównym ołtarzem. Jest symbolem posługi papieskiej w Kościele. Prosty rybak znad Jeziora Galilejskiego usłyszał od Jezusa słowa: „Ty jesteś Piotr (skała), na tej skale zbuduję mój Kościół. (…) I tobie dam klucze królestwa niebieskiego” (Mt 16,18–19). Jezus wyznaczył Piotrowi miejsce pierwszego z Dwunastu. Przekazał mu wyjątkową odpowiedzialność za swoją owczarnię: „Paś owce moje!”. Dzieje Apostolskie oraz Listy św. Pawła potwierdzają, że Piotr zajmował pierwsze miejsce w Kościele pierwotnym. Z Jerozolimy Piotr wyrusza do Antiochii, która stała się pierwszą stolicą Apostolską (w dawnym mszale było osobne święto „katedry św. Piotra w Antiochii”). Później dociera do Rzymu, gdzie zakłada Kościół i ginie jako męczennik. Zostaje pogrzebany na cmentarzu za miastem. Dokładnie w miejscu, nad którym wznosi się bazylika nosząca jego imię. Potwierdziły to badania archeologiczne wykonane na polecenie papieża Piusa XII. Katedra św. Piotra przypomina o trwaniu misji, którą Jezus powierzył Rybakowi znad Jeziora Galilejskiego. Każdy kolejny biskup Rzymu jest jednocześnie pasterzem całego Kościoła. Podstawową jego funkcją jest strzeżenie i przekazywanie drogocennej perły – Ewangelii. „Szymonie, Szymonie – mówił Jezus – (...) prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty natomiast, gdy się nawrócisz, utwierdzaj twoich braci” (Łk 22,31–32). Papież jest pierwszym nauczycielem wiary w Kościele. Jednocześnie nigdy nie przestaje być uczniem Jezusa, pierwszym słuchającym Jego słów, pierwszym, który się nawraca. Papiestwo to instytucja idąca pod prąd współczesnych trendów... Słowo „katedra” kojarzy się nam z kościołem biskupa, ale pierwotnie oznaczało podwyższone miejsce w prezbiterium, na którym zasiadał biskup. Był to symbol jego biskupiej władzy i jedności lokalnego Kościoła. Święto Katedry św. Piotra nawiązuje właśnie do tego pierwotnego znaczenia słowa „katedra”. To święto, znane już w IV wieku, zwraca uwagę na wyjątkową rolę św. Piotra i jego następców, czyli na tzw. prymat papieski. Szymon Piotr, prosty rybak znad Jeziora Galilejskiego, bynajmniej nie człowiek z żelaza, usłyszał od Jezusa słowa: „Ty jesteś Piotr (skała), na tej skale zbuduję mój Kościół. (…) I tobie dam klucze królestwa niebieskiego” (Mt 16,18-19). Sam Jezus uczynił Piotra pierwszym z Dwunastu i przekazał mu specjalną odpowiedzialność za swoją owczarnię. Jezusowi nie chodziło o osobisty przywilej dla św. Piotra, ale o trwały urząd, który ma być przekazywany innym. Rzym stał się miejscem męczeńskiej śmierci św. Piotra, dlatego biskup Rzymu jest jednocześnie następcą św. Piotra w jego apostolacie. Katedra św. Piotra symbolizuje właśnie ów papieski urząd oraz wyraża ideę tzw. sukcesji apostolskiej, czyli przekazywania tej posługi. Pierwsza Bazylika św. Piotra, wzniesiona za czasów cesarza Konstantyna, została zbudowana nad starożytnym cmentarzem. Podczas jej budowy zniwelowano sporą część wzgórza watykańskiego. Wszystko po to, by ołtarz znalazł się dokładnie nad prawdopodobnym miejscem pochówku św. Piotra. Badania archeologiczne pod bazyliką potwierdziły istnienie w tym miejscu starożytnego grobu z napisem „Piotr jest tutaj”. W Bazylice św. Piotra znajdują się także resztki drewnianego krzesła, na którym miał zasiadać sam św. Piotr. Ta relikwia przechowywana jest w potężnej rzeźbie Berniniego, która znajduje się za głównym ołtarzem. Święto Katedry św. Piotra skłania do wdzięczności za posługę człowieka w białej sutannie. W czasach obowiązkowej podejrzliwości wobec wszelkich autorytetów, w czasach kultu swojego widzimisię, papiestwo wyróżnia się jako instytucja ustawiona jakby pod prąd współczesnych trendów. Gdy wmawia nam się, że nie ma żadnych niezmiennych zasad, a jedynie „moja” lub „twoja” mała prawda, on wytrwale przypomina, że istnieje wielka, niezmienna, trwała Prawda. Prawda o Bogu i o człowieku. Posługa papieża chroni nas przed utonięciem w przeróżnych bagienkach, pomaga stawiać nasze kroki na skale, daje nadzieję.

23 luty. Św. Polikarp.

Gdy zabijano na arenie pierwszych świadków, Koloseum nie pękało w szwach. Pękało ze śmiechu. Na stos go! Szybciej! – krzyknął legionista. Środkiem stadionu między dwoma rosłymi żołnierzami szedł pochylony staruszek. Wokół kłębił się tłum. Płacz mieszał się z szyderstwem. Niektórzy przyszli, by zobaczyć krwawe widowisko, inni dotknąć szat człowieka, którego uważali za świętego. Na środku stał stos. Polikarp, biskup Smyrny, podszedł do niego, zrzucił szaty i rozwiązał przepaskę. Gdy schylił się, by zdjąć obuwie, żołnierze zaczęli układać wokół niego stos. Był uczniem Jana Ewangelisty. Właśnie oskarżono go o lekceważenie pogańskiego zwyczaju. Sam prokonsul Stacjusz Kodrados nakłaniał go przed chwilą do zaparcia się wiary. Mógł ocalić głowę. A jednak uśmiechnął się: „Osiemdziesiąt sześć lat służę Chrystusowi, nigdy nie wyrządził mi krzywdy, jakżebym mógł bluźnić memu Królowi i Zbawcy?”. Ktoś chwycił dłonie starca, by przybić je do drzewa. Polikarp odwrócił głowę: – Pozostawcie mnie tak. Ten, który mi daje siłę do zniesienia ognia, sprawi też, że nawet i bez waszych gwoździ wytrwam nieruchomo na stosie. Żołnierz wyrzucił gwoździe. Wykręcił jedynie do tyłu ręce biskupa i związał je mocnym sznurem. I wtedy Polikarp zaczął śpiewać. Tłum zamarł. Starzec wzniósł oczy ku niebu i wołał: „Ojcze błogosławionego i ukochanego Syna Twojego, Jezusa Chrystusa, wysławiam Cię, żeś mnie raczył w tym dniu i w tej godzinie zaliczyć w poczet Twoich męczenników i wraz z nimi dałeś mi udział w kielichu Twego Pomazańca! Wielbię Cię, błogosławię i chwalę przez ukochanego Syna Twego, Jezusa Chrystusa, przez którego niech Ci będzie chwała wraz z Nim i Duchem Świętym, teraz i przez przyszłe wieki. Amen”. Legionista sprawnym ruchem podpalił stos. Buchnął płomień. I wtedy stadion zdumiał się ponownie. Świadkowie opowiadali: „Ujrzeliśmy wtedy rzecz niezwykłą. Albowiem ogień utworzył jak gdyby sklepienie, na wzór żagla wydętego wiatrem, i otoczył zewsząd postać męczennika; on sam zaś był nie jak palone ciało, lecz jak chleb, który się wypieka, lub jak złoto i srebro wytapiane w ogniu. I uczuliśmy również woń, jakby powiew kadzidła czy też cennych pachnideł. A bezbożni widząc, że ogień nie może strawić ciała, rozkazali katowi przebić go mieczem. Gdy to uczynił, wytrysnęło tyle krwi, że zagasł ogień i cały tłum zdumiał się, widząc tak wielką różnicę pomiędzy niewiernymi a wybranymi”. Polikarp zginął 1850 lat temu. Biskup, którego święty Ireneusz nazwał „mężnym atletą Chrystusa”, ze środka płomieni wysławiał Najwyższego. To nie były „rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią”. To była rozmowa ze źródłem życia. Dziwny to Kościół. To, co jest jego największą słabością, okazuje się największą siłą. Gdy zabijano na arenie pierwszych świadków, Koloseum nie pękało w szwach. Pękało ze śmiechu. Słabi i głupi są ci chrześcijanie, skoro poddają się bez walki. Jakiż słaby musi być ich Bóg? To nie filmowy Maximus. To jakiś Minimus. Kto to widział przebaczać oprawcom? Kto to widział śpiewać na stosie? „Na początku było Słowo...” Tak rozpoczyna się Ewangelia wg św. Jana o Słowie, czyli o Bogu, który przyjął ludzką naturę i zamieszkał wśród nas. Początkowo owo słowo o Słowie było przekazywane z ust do ust, a kto to Słowo przyjmował poprzez chrzest był włączany do wspólnoty Kościoła zbudowanego na fundamencie Apostołów. Ci którzy je przyjmowali, przekazywali je dalej. W ten sposób „Słowo Pańskie rozszerzało się i rosło”. Wielu też dawało świadectwo Słowu poprzez męczeńską śmierć. Św. Polikarp, którego wspomnienie obchodzimy 23 lutego, był biskupem Smyrny (dziś Izmir w Turcji). Św. Ireneusz, który przyjął święcenia w Smyrnie i w swej młodości poznał Polikarpa, podaje, iż jest on uczniem św. Jana Apostoła, który go wyświęcił na biskupa. Wiemy o nim, iż udał się około roku 160 do Rzymu, by wyjaśnić z papieżem Anicetem kwestię daty świętowania Wielkanocy. Nieco wcześniej napisał list do chrześcijan w Filipii. Interweniuje on w sprawie Walentego wyświęconego w Smyrnie (prawdopodobnie biskupa), który dopuścił się wykroczeń. Z jednej strony napomina by odstąpić od niegodnego postępowania, a z drugiej nawołuje do miłości swego pasterza i jego rodziny. List ten jest też świadectwem wiary w boską naturę Jezusa, a także w zmartwychwstanie ciał oraz sąd ostateczny, któremu każdy będzie podlegał. Około roku 167 wybuchły w Smyrnie prześladowania. Polikarp początkowo ukrywał się poza miastem, ale jeden ze sług pod wpływem tortur wskazał miejsce jego kryjówki. Biskupa oskarżono o lekceważenie pogańskiego zwyczaju. Prokonsul Stacjusz Kodrados nakłaniał go do zaparcia się wiary na co Polikarp odpowiedział: "Osiemdziesiąt sześć lat służę Chrystusowi, nigdy nie wyrządzi mi krzywdy jakżebym mógł bluźnić memu Królowi i Zbawcy?" Został skazany na śmierć przez spalenie. Gdy na stadionie wykonywano na nim wyrok, płomienie się go nie imały i został przebity mieczem. Poniósł śmierć w dniu „wielkiego szabatu”, jak podaje opis jego męczeństwa. Rzeczywiście w dniu 23 lutego 167 przypadła niedziela. Do dziś w Izmir można oglądać miejsce jego męczeństwa oraz grób. Kiedyś stała tam bazylika, która doszczętnie spłonęła podczas I wojny światowej. Imię Polikarp pochodzi z języka greckiego i oznacza „obfity owoc”. Jego życie stało się żywą Ewangelią. Wypełniły się w nim słowa Jezusa, iż ten przynosi obfity owoc, kto trwa w Nim.

23 luty. Bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski.

Na obrazku prymicyjnym wypisał słowa, które brzmią jak proroctwo: „Przez krzyż cierpień i życia szarego – z Chrystusem – do chwały zmartwychwstania”. Zaledwie w 11 dni po wybuchu II wojny światowej gestapo aresztowało grupę toruńskich księży. Po kilku dniach wszystkich zwolniono. Wśród nich był młody wikary z parafii Wniebowzięcia NMP ks. Stefan Wincenty Frelichowski. Miał wtedy 26 lat i dwa lata wcześniej przyjął w Pelplinie święcenia kapłańskie. Na obrazku prymicyjnym wypisał słowa: „Przez krzyż cierpień i życia szarego – z Chrystusem – do chwały zmartwychwstania”. 17 października Niemcy ponownie zatrzymali już tylko samego ks. Frelichowskiego. Postawiono mu zarzuty: przedwojennej działalności harcerskiej i silnego wpływu na młodzież. Osadzono w forcie, stanowiącym fragment fortyfikacji okalających miasto, torturowano. Potem przewożono do kolejnych obozów koncentracyjnych. W Gdańsku-Nowym Porcie ks. Frelichowski pracował przy uprzątaniu zniszczeń wojennych na Westerplatte. Więziony był w Stutthofie, gdzie duchowni należeli do najbardziej gnębionej grupy. Wreszcie trafił do Sachsenhausen, a stamtąd do Dachau. Otrzymał numer obozowy 22 492. Młody ksiądz potajemnie niósł posługę duszpasterską w obozie. Z narażeniem życia organizował wspólne modlitwy, tajną spowiedź, odprawiał Msze święte. Podtrzymywał na duchu współwięźniów, wspierał braci w kapłaństwie. Jeden z nich odnotował wydarzenie z Wielkiego Piątku 1940 roku. Tamtego dnia straż obozowa niezwykle okrutnie znęcała się nad księżmi. Kazali im położyć się na ziemi, a następnie deptali ich, bili kijami. Frelichowski pocieszał współbraci słowami św. Pawła o dopełnianiu cierpień Chrystusowych. Kiedy na przełomie 1944 i 1945 r. w obozie wybuchła epidemia tyfusu plamistego, ks. Wincenty zaangażował 32 księży w pomoc chorym. Sam zaraził się tyfusem, co w połączeniu z zapaleniem płuc doprowadziło do śmierci 23 lutego 1945 roku. Ci, którym pomagał w obozach koncentracyjnych, zapamiętali go jako wzorowego kapłana, niosącego pomoc chorym i umierającym, opiekuna i przyjaciela. Nazywali go „wesołkiem”, bo wszystkie zajęcia wykonywał zawsze z wielką radością. Zmarł w opinii świętości. A to spowodowało rzecz niezwykłą. Władze obozowe zgodziły się na publiczne wystawienie zwłok przed kremacją. Zanim spalono zwłoki, Stanisław Bieńka, student medycyny, zdjął z twarzy maskę pośmiertną, w której zagipsował jeden z palców prawej ręki. Dzięki temu bł. Wincenty Frelichowski jest jedynym męczennikiem II wojny zamordowanym w obozie, po którym zachowały się relikwie. Podczas beatyfikacji, która miała miejsce w Toruniu w 1999 roku, Jan Paweł II nazwał ks. Frelichowskiego „heroicznym świadkiem miłości pasterskiej”. Mówił o nim: „Jako kapłan zawsze miał świadomość, że jest świadkiem Wielkiej Sprawy, a równocześnie z głęboką pokorą służył ludziom. Dzięki dobroci, łagodności i cierpliwości pozyskał wielu dla Chrystusa również w tragicznych okolicznościach wojny i okupacji”. W Polsce nie ma wojny, nie ma obozów, księża nie są prześladowani. Ale nieprzeciętnych kapłanów potrzebujemy zawsze. Na obrazku prymicyjnym wypisał słowa, które brzmią jak proroctwo: „Przez krzyż cierpień i życia szarego – z Chrystusem – do chwały zmartwychwstania”. Lepszego i bardziej wymownego prezentu od Ojca Świętego Jana Pawła II nie mogli sobie polscy skauci wymarzyć. Dekretem Stolicy Apostolskiej patronem harcerstwa polskiego (obok, tradycyjnie patronującego światowemu skautingowi, św. Jerzego) ustanowiony został błogosławiony ksiądz podharcmistrz Stefan Wincenty Frelichowski, męczennik hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie zmarł 23 lutego 1945 roku. Decyzję ogłoszono w Dniu Myśli Braterskiej, 22 lutego, kiedy wszyscy skauci na świecie podają sobie przyjazne dłonie, a zarazem w 58. rocznicę śmierci nowego patrona naszego harcerstwa. Beatyfikując go podczas pielgrzymki do Polski w czerwcu 1999 roku, Papież powiedział: „Zwracam się do całej rodziny polskich harcerzy, z którą nowy błogosławiony jest głęboko związany. Niech się stanie dla was patronem, nauczycielem szlachetności i orędownikiem pokoju i pojednania”. Wprawdzie inicjatywa ustanowienia błogosławionego ks. phm. Frelichowskiego patronem polskiego skautingu wyszła od Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej oraz biskupa polowego Wojska Polskiego księdza generała Sławoja Leszka Głodzia, to jednak Watykan mądrze zdecydował, że będzie on obecny w codziennej pracy wychowawczej nie tylko ZHR, lecz także ZHP w kraju i na emigracji oraz we wszystkich innych stowarzyszeniach harcerskich. Stefan Wincenty Frelichowski urodził się w 1913 r. w Chełmży. W 1927 r. wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego. Poznawszy bliżej zasady skautowe, m.in. jako drużynowy i zastępowy, wypowiedział piękne słowa: „Państwo, w którym wszyscy obywatele staliby się harcerzami, byłoby najpotężniejszym państwem”. Jako kapłan ówczesnej diecezji chełmińskiej został 11 września 1939 r. aresztowany przez Niemców. Więziony w kilku obozach koncentracyjnych, prowadził tam z narażeniem życia potajemną posługę duszpasterską. W obozie powstał jego wiersz „Radosnym, Panie”, zaskakujący pogodą ducha, niezwykłą w strasznych warunkach obozowych. Towarzyszem obozowej niedoli ks. Frelichowskiego w Dachau był ówczesny kleryk - werbista Marian Żelazek, od kilkudziesięciu lat służący trędowatym w Indiach, niedawny kandydat do pokojowej Nagrody Nobla. Był on świadkiem śmierci kapłana-harcerza, który zmarł na tyfus, zaraziwszy się od współwięźniów, których spowiadał i podnosił na duchu.

24 luty Św. Etelbert I król Kentu - obecnie jedno z hrabstw Wielkiej Brytanii.

Święty rozpoczął panowanie jako dziecko ośmioletnie po śmierci ojca. Ówczesna Anglia podzielona była na liczne, skłócone ze sobą królestwa. Etelbert rządził u siebie bardzo roztropnie. Wyróżniał się jako doskonały administrator i prawodawca. Dzięki temu zdobył zaufanie sąsiadów. Udało mu się nawet utworzyć coś w rodzaju unii królów angielskich. Jego droga do chwały ołtarzy była długa i kręta. Do 36 roku był poganinem. Około roku 588 udał się do Paryża, gdzie za małżonkę pojął córkę króla Merowingów frankońskich, Bertę. Postawiono jednak warunek, że Etelbert zostawi całkowitą swobodę Bercie i jej kapelanowi, Letardowi w szerzeniu wiary chrześcijańskiej. Pobożna żona tak wpłynęła na króla, że ten nie tylko nawiązał kontakt z Rzymem, ale także poprosił papieża Grzegorza I Wielkiego, żeby przysłał swoich misjonarzy. Na czele wyprawy stanął św. Augustyn. Władca osobiście wyszedł mu na spotkanie i zezwolił na głoszenie nowej wiary. Sam przyjął jednak chrzest dopiero po kilku latach, gdy zapoznał się już dobrze z nauką Kościoła. Ojciec święty miał nawet podobno stawiać zarzuty królowi, że uczynił to tak późno. Mimo to w historii zapisał się Etelbert jako pierwszy władca Anglii, który się na taki krok zdobył. Jego przykład pociągnął i innych królów, tak że można powiedzieć, iż był tym, który wprowadził do Anglii chrześcijaństwo. Św. Etelbert ze wszystkich sił dopomagał misjonarzom w dziele szerzenia nowej wiary wśród pogan. Dzięki jego pomocy i hojności wystawiono świątynie, zamienione wkrótce na katedry: w Canterbury, Londynie i Rochester. Po około 64 latach życia święty odszedł do ojczyzny niebieskiej dnia 24 lutego 616 roku. Pochowano go w kościele św. Piotra i Pawła w Canterbury. Jego długie, bo trwające ponad 50 lat panowanie przyniosło Anglii zjednoczenie, a znękanej ludności upragniony pokój i światło nowej wiary. 25 luty św. Cezary z Nazjanzu. Pochodził z iście „świętej rodziny”. Jego matką była św. Nona, siostrą św. Gorgonia, a bratem św. Grzegorz z Nazjanu, doktor Kościoła. Cezary przyszedł na świat w Kapadocji, w roku 330. Po ukończeniu miejscowych szkół, udał się na dalsze studia do Aleksandrii, gdzie uczył się astronomii, geometrii i medycyny. Musiał być nasz święty wybitnym lekarzem, skoro zaraz po powrocie do Konstantynopola został mianowany cesarskim medykiem. Czuwał nad zdrowiem Juliana Apostaty i Walensa. Ówczesnym zwyczajem Cezary nie przyjął chrztu w dzieciństwie, ale dopiero w wieku dojrzałym. Przed podjęciem decyzji wahał się jednak długo i dopiero fakt, iż cudem uszedł z życiem podczas trzęsienia ziemi, które nawiedziło Bitynię, spowodował, że więcej nie zwlekał. Na dworze cesarskim cieszył się święty ogromnym zaufaniem. W roku 368 Walens powierzył mu nawet jedną z prowincji (Bitynię) i oddał mu wszystkie jej dobra i finanse. Cezary niedługo cieszył się zaszczytnym urzędem kwestora, gdyż już w roku następnym niespodziewanie zabrała go śmierć. W testamencie lekarz zarządził, aby cały majątek rozdać ubogim. Kazanie na jego pogrzebie wygłosił jego brat, wspomniany na początku, święty Grzegorz.

25 luty. Święta Walburga z Heidenheim

Noc Walpurgii postrzegana jest dziś – zwłaszcza w niemieckim kręgu kulturowym - jako czas kostiumowych imprez i festynów, porównywalnych z amerykańskim Halloween. Warto jednak przypomnieć, iż ten „zawłaszczony” obecnie przez popkulturę dzień, miał przez wieki szczególne znaczenie – najpierw dla pogańskich ludów germańskich, a z czasem także dla chrześcijan. Dla Germanów noc z 30 kwietnia na 1 maja była momentem, w którym za pomocą magicznych zaklęć próbowano przegnać zimę, witając tym samym letnią porę roku. Wtedy też, na „łysej górze” Brocken – najwyższym szczycie gór Harz, leżących w środkowych Niemczech – odbywały się ekspresyjne tańce wokół ognisk oraz rytuały związane z kultem płodności. Ich wykonanie miało poganom przynieść zarówno pomyślne zbiory, jak i liczne potomstwo. Warto dodać, iż zwyczaje te Germanie przejęli najpewniej od Celtów, którzy w tym samym terminie witali porę letnią, urządzając podobne ogniska i stosy na których płonęły kukły jednego z ich „zimowych bogów”. Dlaczego więc górę Brocken zaczęto postrzegać jako miejsce, w którym odbywać miały się sabaty, a pierwszą majową noc określać mianem Nocy Walpurgii? Dlaczego na Brocken ciągną rokrocznie tłumy turystów poprzebieranych za diabły i czarownice, by tam imprezować do bladego świtu? Wszystkiemu winni są Goethe, pewna niemiecka święta rodem z Anglii oraz… meteorologia. Na początek przyjrzyjmy się tej ostatniej. Filip Frydrykiewicz na łamach „Rzeczpospolitej” pisał tak: „w Górach Harzu panuje specyficzna pogoda. Średnio w roku są 304 dni pochmurne, a nawet deszczowe. Dzieje się tak dlatego, że góry zatrzymują chmury płynące z zachodu, znad Atlantyku. Trudno więc trafić na słoneczną pogodę. Zdarza się i tak, że chmury snują się nisko, poniżej szczytu Brockenu, a zarazem nad głowami wędrowców świeci słońce. Jeśli słońce jest nisko, stojący na szczycie widzą na białym ekranie chmur własny wyolbrzymiony cień, często w jasnej aureoli (tzw. glorii) powstałej przez rozproszenie światła w niewidocznych kroplach wody. Zjawisko to, występujące także w innych górach, w świecie znane jest jako widmo Brockenu (…) Widmo Brockenu w średniowieczu budziło strach, powodowało, że górę uważano za miejsce magiczne. Nic więc dziwnego, że pojawiła się legenda, iż na Brockenie raz do roku czarownice spotykają się z diabłem”. Do owych spotkań-sabatów miało według ludowych podań dochodzić właśnie w nocy z 30 kwietnia na 1 maja. Kiedy więc 1 maja 870 roku wyniesiono na ołtarze przeoryszę Walburgę z Heidenheim, okoliczna ludność uznała ją za swoją patronkę. Ta miała skutecznie chronić mieszkańców przed chorobami oraz złymi duchami, które rzekomo upodobać miały sobie szczyt góry Brocken oraz pobliskie skały zwane Ołtarzem Czarownic, czy Kazalnicą Diabła. Stąd też wzięła się nazwa „Nocy Walpurgii” - od imienia mniszki Walburgi, którą w manuskryptach - najpewniej omyłkowo - określano także czasem mianem Walpurgis. W średniowieczu, w Niemczech, bito tej szczególnej nocy w dzwony kościelne, wieszano przed drzwiami domostw krzyże i posypywano progi stajni poświęconą solą – wszystko po to, by wezwać na pomoc świętą Walburgę oraz aby przegnać złe moce, których upatrywano we wspomnianych tu wcześniej – niepojętych dla ówczesnej ludności - zjawiskach atmosferycznych. Z czasem pojawiła się także legenda, zgodnie z którą pewnego dnia mniszka Walburga miała namówić demony, by pomogły jej przy budowie niewielkiej, górskiej kaplicy. W zamian za pomoc przy wznoszeniu świątyni, złe duchy otrzymać miały od późniejszej świętej przyrzeczenie, iż raz do roku – właśnie ostatniej, kwietniowej nocy – będą mogły bezkarnie wyczyniać, co im się żyw nie podoba. Ile w tym wszystkim prawdy, a ile zmyślenia i fantazji ludowych gawędziarzy – dziś już pewnie nie zdołamy rozstrzygnąć. Faktem jest jednak, iż owe folklorystyczne opowieści zafascynowały na przełomie XVIII i XIX wieku niemieckich romantyków, w tym samego Johanna Wolfganga von Goethe. W jego najsłynniejszym dziele - „Fauście” - opisany jest szczegółowo sabat na górze Brocken, który ostatecznie rozpalił masową wyobraźnię. Od czasu publikacji dramatu rozpoczęła się „światowa kariera” tego miejsca, która trwa w najlepsze do dziś. Przez kilka dekad, za czasów NRD, szczyt Brocken był co prawda niedostępny dla turystów – za sprawą powstałej nieopodal tajnej, wojskowej bazy nasłuchowej – ale po 1989 roku turyści znów mogli bez przeszkód wędrować w tych okolicach. Powrócono także do świętowania Nocy Walpurgii, która dziś zmieniła się w ludyczny festyn dla wielotysięcznych tłumów, z wyborami miss i pokazami sztucznych ogni na dokładkę. A co ze świętą Walburgą z Heidenheim? Bez wątpienia nadal „należy do najbardziej czczonych i najbardziej ‘ludowych’ postaci świętych głównie na obszarze niemieckojęzycznym” – zauważają Vera Schauber i Hanns Michael Schindler na kartach „Ilustrowanego leksykonu świętych”. Ta urodzona około 710 roku w Anglii mniszka, pochodziła z prawdziwie królewskiej rodziny. Jej ojcem był monarcha, św. Ryszard Angielski z Wessex, braćmi zaś - także święci - Willibald i Wunibald. Początkowo Walburga przebywała w angielskim Wimburn, w zakonie św. Scholastyki. W 750 roku - na życzenie św. Bonifacego - udaje się, wraz z 30 innymi siostrami do Niemiec, gdzie wstępuje do zakonu benedyktynek w Tauberbischofsheim. Z czasem przenosi się do założonego przez Wunibalda opactwa w Heidenheim, w środkowej Frankonii. Po jego śmierci to właśnie ona kieruje klasztorem i doprowadza go do rozkwitu - zwłaszcza tamtejszą przyklasztorną szkołę, do której zostają wysyłane po nauki dzieci notabli i arystokratów. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o cudach, jakich dokonać miała za życia późniejsza święta. Zdarzyło się, iż czuwając przy łóżku konającej dziewczynki, tak gorliwie modliła się całą noc o jej uzdrowienie, że rankiem, u śmiertelnie dotąd i obłożnie chorej, nie było widać śladu nękających ją od miesięcy schorzeń. Walburga zmarła 25 lutego 779 roku w Heidenheim, gdzie do dziś można oglądać jej gotycki grobowiec. Także po śmierci przeoryszy dochodziło do cudownych zdarzeń. Do dziś słynny jest płynny osad zbierający się na kamiennej płycie relikwiarza w bawarskim Eichstätt, gdzie w 870 roku przeniesiono jej szczątki. Ta oleista ciecz ma mieć moc uzdrawiającą - rozsyła się więc ją z Eichstätt na cały świat. Ojciec Anselm Grün w książce „Pięćdziesięciu wspomożycieli” scharakteryzował świętą Walburgę następująco: „Reprezentuje ona wiele świętych kobiet, które razem z Bonifacym szerzyły chrześcijaństwo w Niemczech. Przed potęgą wiary, którą niosły z sobą, czmychały złośliwe chochliki i czarownice. Światło wiary przezwyciężyło wszelkie mroki zabobonów”. Warto o tym pamiętać – zwłaszcza, gdy światowe media znów z zachwytem zaczną relacjonować kolejne „święta” Halloween, Noce Walpurgii i inne, podobne im współczesne popkulturowe sabaty, z wyborami miss festynu, jako głównym punktem programu…

26 luty Św. Aleksander - Obrońca wiary.

Urodził się w Aleksandrii, mieście założonym przez samego Aleksandra Wielkiego i być może właśnie dlatego otrzymał imię tego władcy. Podobnie zresztą jak jego imiennik był waleczny i stanowczy. Te dwie cechy w szczególny sposób wyróżniały jego biskupią posługę. Od pierwszych lat młodości poświęcił się służbie Bożej. Po śmierci świętego Achilla został wybrany biskupem rodzinnej Aleksandrii. W tym czasie zaczęła się już szerzyć nauka Ariusza. Gdy pierwszy raz ogłosił on publicznie swoje poglądy negujące współistotność i równość Trójcy Świętej, Aleksander zwołał synod, na którym nauka Ariusza została potępiona. Postanowienia tego synodu, potwierdził sobór powszechny, zebrany w Nicei w roku 325. Niestety, mimo tego, arianizm podzielił Kościół. Dochodziło do wzajemnego rzucania klątw, do wojen i prześladowań. Dopiero za cesarza Teodozjusza Wielkiego nastąpił upadek arianizmu, a sobór w Konstantynopolu w roku 381 uroczyście potwierdził wszystkie uchwały soboru w Nicei. Św. Aleksander zasłynął nie tylko jako żarliwy obrońca wiary, ale również doskonały administrator i duszpasterz. Wystawił w Aleksandrii największy kościół ku czci świętego Teonasa. Do naszych czasów zachowało się 70 listów Aleksandra do różnych hierarchów, które stanowią cenne źródło dokumentalne dla poznania ówczesnych dziejów. Biskup zmarł w 326 roku. Jego następcą został święty Atanazy.

27 luty św. Gabriel Possenti - Bawidamek na ołtarzach.

Urodził się 1 marca 1838 roku w Asyżu, w rodzinie należącej do ówczesnej elity. Miał być ochrzczony w tej samej chrzcielnicy, w której chrzczono świętych Franciszka i Klarę. Ukończył szkołę pijarów oraz jezuickie kolegium w miejscowości Spoleto. Choć w szkole przylgnął do tego, lubującego się w polowaniach i tańcach młodzieńca, przydomek „il damerino” (bawidamek), w roku 1856, ku zaskoczeniu wszystkich i początkowemu sprzeciwowi ojca, wstąpił do Zgromadzenia Męki Pańskiej (pasjonistów) w Isola del Gran Sasso. Tam przyjął imię Gabriela od Matki Bożej Bolesnej i mimo nieuleczalnej choroby studiował teologię i filozofię w trudnych czasach okupacji regionu, w którym przebywał, przez wojska pod dowództwem Garibaldiego. Gdy któregoś dnia rozbestwieni żołnierze przymierzali się do podpalenia miasteczka Isola i dokonywania gwałtów, Gabriel miał ponoć wyrwać pistolet jednemu z wojskowych i stanąć sam naprzeciw całej kompani. Rozbawieni strugającym bohatera Gabrielem oficerowie zaczęli się z niego natrząsać. Wtedy młodzieniec wypalił z pistoletu po pełzającej drogą jaszczurki i odstrzelił jej łeb - doświadczenie z czasów, gdy brał dział w licznych polowaniach, jak widać, nie poszło na marne. Zszokowani tym faktem żołnierze poddali się Gabrielowi, który nakazał im zwrócić zagarnięte przez nich rzeczy, ugasić ogień, który podłożyli, a następnie, trzymając ich cały czas na muszce miał wyprowadzić ich poza obręb miasteczka, tam zaś nakazał im wszystkim uklęknąć i modlić się. Długo jednak z chwały tego, który ocalił miejscowość nie było dane mu się cieszyć. Nie spełniły się także jego marzenia, by zostać misjonarzem. Zmarł z wycieńczenia na gruźlicę, mając zaledwie 24 lata w 1862 roku w Isola del Gran Sasso. Jego grób w tamtejszym kościele jest miejscem otaczanym szczególnym kultem. 13 maja 1920 roku ogłoszono go świętym. Jest patronem studentów, działaczy Akcji Katolickiej oraz księży. Tuż przed studniówką wielu przygotowujących się do matury udaje się na pielgrzymkę do jego grobu z prośbą o pomyślne zdanie egzaminu dojrzałości. Jako ciekawostkę warto odnotować fakt, iż jest bohaterem jednego z wierszy księdza Jana Twardowskiego.

Święty Hilary z Poitiers28 luty Św. Hilary I pogromca herezji.

Hilary urodził się 19 listopada 461 r. na Sardynii. W czasie tzw. "synodu zbójeckiego", odbywającego się w Efezie pełnił funkcję legata papieskiego. Wystąpił wówczas przeciwko Dioskurowi, patriarsze Aleksandrii, biorąc w obronę Flawiana, patriarchę Konstantynopola. To spowodowało, że ledwie uszedł stamtąd z życiem. Swoją szczęśliwą ucieczkę przypisywał św. Janowi Ewangeliście, w którego grobowcu za murami miasta się ukrył. W czasie jego pontyfikatu, w Italii rządził germański wódz Rikimer. Przy jego poparciu, mimo protestów papieża, powstała w Rzymie gmina ariańska. Kiedy Hilary dowiedział się, że cesarz Antemiusz chce zatwierdzić miejsca spotkań dla heretyków w mieście, odważnie się temu przeciwstawił i wymógł na władcy przysięgę, że tego nie zrobi. Papież, jako osoba energiczna i stanowcza ostro przeciwstawiał się napływowi sekt chrześcijańskich oraz z wielkim przekonaniem głosił prymat biskupa Rzymu. W licznych listach potwierdzał postanowienia soborów: w Nicei, Efezie i Chalcedonie oraz tomus Leona I. Przyszły święty często interweniował w Galii i Hiszpanii w celu umocnienia autorytetu Stolicy Apostolskiej. W Galii starał się skupić biskupów wokół Arles, jako ich metropolii, nigdy jednak nie osiągnął zamierzonego celu. 19 listopada 465 r. papież zwołał synod. Odbył się on w kościele S. Maria Maggiore i dotyczył sporów jurysdykcyjnych biskupów hiszpańskich. Co ciekawe, był to pierwszy synod rzymski, którego szczegółowa dokumentacja się zachowała. Przyczyną tego mógł być fakt, iż trwał on zaledwie parę minut. Hilary wygłosił allokucję, która m. in. zakazywała biskupom naznaczania swoich następców. Papież żywił głęboką wiarę w interwencję Jana Ewangelisty w czasie swego pobytu w Efezie, gdzie omal nie stracił życia. Dlatego też wybudował kaplicę na cześć Apostoła, przylegającą do laterańskiego baptysterium. Święty odznaczał się ogromną hojnością, jego wspaniałe dary dla różnych rzymskich kościołów miały zastąpić klejnoty ze szlachetnych metali, zrabowane podczas złupienia Rzymu przez Wandalów w 455 r. Ufundował także klasztor S. Lorenzo fuori le Mura, w którym został pochowany. Jednak dokładna lokalizacja grobu nie jest znana. Zmarł w 468 r. Jego wspomnienie w liturgii przypada 28 lutego.

29 luty. Świętego Romana Jurajskiego z Condat.

Góry Jura Jurajskiego, bo urodzić miał się około roku 400 w leżących na granicy Francji i Szwajcarii górach Jura. Tam też, po ukończeniu 35 lat, prowadził żywot pustelnika. Czy namówił go do tego jego nauczyciel, opat Sabin z Ainay? Tego już dziś nie wiemy. Wiemy natomiast, że do pustelni Romana dołączył z czasem jego młodszy brat, także późniejszy święty, Lupicyn. Po nim przybyli inni uczniowie, dla których powstał pierwszy galijski klasztor Condat, dziś noszący nazwę Saint-Claude. W roku 444 święty Hilary z Arles wezwał Romana na odbywający się w Besancon synod, gdzie wyświęcił pustelnika na kapłana. Do klasztoru prowadzonego przez świętych Romana i Lupicyna zgłaszało się coraz więcej kandydatów. Bracia postanowili więc powołać do życia dwa kolejne ośrodki życia duchowego: w La Baune dla kobiet i w Lanconne dla mężczyzn. Roman i Lupicyn świetnie się uzupełniali. Pierwszy słynął z łagodności i mistrzostwa w wykładaniu teorii. Drugi natomiast potrafił teorie brata stosować w praktyce i doskonale zarządzać opactwami. Uczniów zasłuchanych w ideach świętego Romana, święty Lupicyn sprowadzał od czasu do czasu na ziemię, stawiając im dodatkowe wymagania i wyznaczając kolejne zadania. Św. Roman był też cudotwórcą. Średniowieczne rękopisy dowodzą, iż w czasie pielgrzymki do grobu świętego Maurycego miał on uzdrowić wiernych cierpiących na trąd. Zmarł ostatniego dnia lutego, najpewniej 464 roku. Jego doczesne szczątki znajdują dziś w miejscowości St. Romain-de-Roche, której nazwa wzięła się od imienia świętego. W ikonografii przedstawia się go najczęściej wraz ze służącą do umartwiania się dyscypliną. Jest patronem ludzi chorych psychicznie oraz tonących.

 

www.stowledkidukielskie.dukla.org        2012           webmaster: kychen