
ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ

1
grudzień. Św. Edmund Campion -
wielki humanista
Już w młodości należał do
najwybitniejszych humanistów. Święty
był obdarzony talentem literackim,
pisał wiersze i dramaty dla teatrów.
Zdobył tytuł mistrza nauk
wyzwolonych, mając 24 lata.
Św. Edmund Campion urodził się 25
stycznia 1540 roku w Londynie. Już w
młodości należał do
najwybitniejszych humanistów.
Ukończył celująco szkołę w Londynie,
a potem uniwersytet na Oksfordzie.
Wyróżniał się zdolnościami
oratorskimi, które prezentował z
okazji uroczystości i manifestacji.
Święty był obdarzony talentem
literackim, pisał wiersze i dramaty
dla teatrów. Zdobył tytuł mistrza
nauk wyzwolonych, mając 24 lata.
W
1564 został mianowany diakonem
Kościoła anglikańskiego i złożył
przysięgę supremacyjną, która
uznawała króla za głowę Kościoła
Katolickiego w Anglii. Edmund złożył
wspomnianą przysięgę pod naciskiem
opinii.
Prześladowania za panowania Elżbiety
i śmierć męczeńska bohaterów budziły
niepokój świętego. Rozczytując się w
pismach Ojców Kościoła, zwrócił się
ku katolicyzmowi. Ostatecznie
opowiedział się za wiarą katolicką.
Za okazywanie jawnej sympatii
prześladowanym nie dopuszczono go do
katedry profesora w Dublinie. Gdy
jego życie było zagrożone, schronił
się we Francji, gdzie istniało
kolegium, założone dla kształcenia
kapłanów w Anglii. W 1573 roku
wstąpił w Rzymie do Towarzystwa
Jezusowego,kontynuując w kolegium
studia teologii. W 1579 roku
otrzymał w Pradze święcenia
kapłańskie.
W
1580 roku Edmund Campion został
wezwany do Rzymu. Papież Grzegoz
XIII wysłał świętego do Anglii, aby
tam założył misję jezuitów. Św.
Edmundowi udało się dostać do Anglii
wraz z o. Robertem Personsem, jednak
policja śledcza szybko wpadła na
jego trop. Działał w ukryciu,
sprawując Msze święte i redagując
płomienne pisma katolickie. Jego
książeczka „Decem rationes” napisana
w 1580 roku w krótkim czasie
rozeszła się w nakładzie 400 tys.
egzemplarzy. Władze postanowiły za
wszelką cenę ukarać jej autora.
Edmunda Campiona aresztowano 27
lipca 1581 roku i uwięziono w
londyńskim więzieniu Tower. Rozprawa
sądowa odbyła się wobec samej
królowej Elżbiety I. Święty bronił
się, jednak został skazany przez sąd
na karę śmierci prze ścięcie. Edmund
szedł na śmierć modląc się za
nawrócenie królowej. 1 grudnia 1581
został powieszony w Tyburn, a jego
ciało poćwiartowano. Śmierć Edmunda
stała się głośnym wydarzeniem w
Europie, a jego dzieło doczekało się
przekładów na wiele języków.
W
Polce ukazały się dwa jego przekłady
w 1584 roku za sprawą Piotra Skargi
i Kaspera Wilkowskiego. Piotr Skarga
do swojego tłumaczenia dołączył
krótki życiorys Świętego. Święty
Edmund Campion został beatyfikowany
w 1886 roku. Kościół Katolicki w
Anglii obchodzi 4 maja wspomnienia
wszystkich męczenników, którzy
ponieśli śmierć w XVI i XVII wieku.
2
grudzień. Bł. Rafał Chyliński -
dziadowski biskup
Podejrzany jest zawsze ten, kto
próbuje się wyróżniać na tle
ospałego towarzystwa. Postać o.
Rafała przypomina, że
chrześcijaństwo nie jest dla
„grzecznych chłopców”.
Do
klasztoru franciszkanów w
Łagiewnikach (tych niedaleko Łodzi)
przyszła kobieta, aby podziękować
ojcom za chleb, który otrzymała od
jednego z nich. Żaden z ojców jednak
nie przyznawał się do gestu
miłosierdzia w ostatnim czasie. –
Łatwo go rozpoznam – mówiła kobieta
– bo gdy pochylał się nad piecem, by
się ogrzać, z paleniska wypadł
rozżarzony węgielek i wypalił mu
dziurę w habicie. Przyjrzała się
wszystkim zakonnikom, ale żaden nie
odpowiadał jej portretowi
pamięciowemu. – A ten na obrazie? –
spytała, wskazując portret o. Rafała
Chylińskiego. – Ależ on nie żyje od
lat! – krzyknęli franciszkanie. Gdy
jednak otwarto jego trumnę,
znaleziono nienaruszone rozkładem
ciało, ubrane w habit, w którym
wypalona była świeża dziura.
Legenda, nie legenda – faktem jest,
że historia ta jest świadectwem
kultu, jakim mieszkańcy podłódzkich
Łagiewnik i okolic zaczęli otaczać
zakonnika krótko po jego śmierci.
Postać o. Rafała Chylińskiego nie
należy do najbardziej znanych w
Kościele. Przyszedł na świat w
święto Objawienia Pańskiego, 6
stycznia 1694 roku we wsi Wysoczka
niedaleko Poznania. Nadano mu imię
Melchior. Przez trzy lata uczęszczał
do kolegium jezuickiego w Poznaniu.
Przerwał naukę z powodu śmierci
ojca. Po krótkim pobycie w domu
wstąpił do wojska. Był to czas
szczególnej zawieruchy politycznej i
społecznej na ziemiach polskich.
Wojna domowa, między wiernymi
królowi Augustowi II Sasowi a
zwolennikami „podarowanego” przez
Szwedów Stanisława Leszczyńskiego,
oraz wyniszczenie kraju przez liczne
grabieże doprowadziły masy ludności
na skraj nędzy.
Melchior dość szybko zrezygnował ze
służby wojskowej. – Nie podobało mi
się – mówił on sam. – Był zbyt
wrażliwy jak na zdemoralizowane
środowisko wojskowe – dodawali
świadkowie. Podobnie jak kiedyś św.
Franciszek z Asyżu, Melchior
Chyliński zamienił wojsko na służbę
u większego Pana: wstąpił do Zakonu
Braci Mniejszych Konwentualnych
(franciszkanów czarnych) i przyjął
imię Rafał. Jako kaznodzieja
zasłynął z prostych homilii, bez
próby uwodzenia kwiecistym potokiem
słów. Najwięcej czasu poświęcał dla
spowiadających się. Gdy nie zdążył
wyspowiadać wszystkich, następnego
dnia sam szukał tych osób i jeszcze
przepraszał, że musieli czekać.
Zapamiętano go jednak głównie jako
człowieka oddanego ubogim. Żebraków
karmił jedzeniem z klasztornej
kuchni. Jak to często bywa, spotkał
się z niezrozumieniem czy nawet
pogardą ze strony swoich współbraci,
którzy nazywali go „dziadowskim
biskupem”. Taka bywa cena, nawet w
Kościele, postawy, która nie ulega
pokusie wygodnego zamykania się w
swoim światku. Podejrzany jest
zawsze ten, kto próbuje się
wyróżniać na tle ospałego
towarzystwa. Postać o. Rafała
przypomina, że chrześcijaństwo nie
jest dla „grzecznych chłopców”,
niemających odwagi przekroczyć progu
drętwych przyzwyczajeń i regułek.
Chrześcijaństwo jest zaproszeniem do
ponadprzeciętności (nie mylić z
wywyższaniem się!). Zbyt wiele spraw
na tym świecie wymaga naszej
aktywności, choćby modlitewnej. Nie
ma czasu na bylejakość.
Święty
Chromacjusz z Akwilei
Katecheza Benedykta XVI z 5 grudnia
2007
Chromacjusz był mądrym nauczycielem
i gorliwym pasterzem. Jego pierwszym
i głównym obowiązkiem było słuchanie
Słowa, aby móc stać się z kolei jego
głosicielem: w swym nauczaniu
wychodzi on zawsze od Słowa Bożego i
zawsze do niego powraca.
Henryk Przondziono /Foto Gość Jego
pierwszym i głównym obowiązkiem było
słuchanie Słowa, aby móc stać się z
kolei jego głosicielem: w swym
nauczaniu wychodzi on zawsze od
Słowa Bożego i zawsze do niego
powraca.
Drodzy bracia i siostry!
W
dwóch ostatnich katechezach
odwiedziliśmy Kościoły Wschodu
języka semickiego, rozważając na
temat Afrahata Persa i św. Efrema
Syryjczyka; dziś powracamy do świata
łacińskiego, na północ Cesarstwa
Rzymskiego, do św. Chromacjusza z
Akwilei. Biskup ten pełnił swą
posługę w starożytnym Kościele
Akwilei, kwitnącym ośrodku życia
chrześcijańskiego, znajdującym sie w
Dziesiątym Regionie Cesarstwa
Rzymskiego, po łacinie - Venetia et
Histria. W roku 388, kiedy
Chromacjusz zasiadł na stolicy
biskupiej tego miasta, miejscowa
wspólnota chrześcijańska mogła
pochwalić się już dziejami wierności
Ewangelii.
Od
połowy trzeciego do pierwszych lat
czwartego wieku prześladowania
rozpętane przez Decjusza, Waleriana
i Dioklecjana przyniosły bogate
żniwo męczenników. Ponadto Kościół
Akwilei zmierzył sie, podobnie jak
wiele innych Kościołów w tym czasie,
z groźbą herezji ariańskiej. Sam
Atanazy - głosiciel nicejskiej
prawowierności, skazany przez arian
na wygnanie - znalazł na pewien czas
schronienie w Akwilei. Pod
kierunkiem swoich biskupów wspólnota
chrześcijańska oparła się zakusom
herezji i umocniła swą przynależność
do wiary katolickiej.
We
wrześniu 381 roku Akwilea była
miejscem synodu, na który zjechało
koło 35 biskupów z wybrzeży Afryki,
doliny Rodanu i całego Dziesiątego
Regionu. Synod miała za zadanie
wykorzenić ostatnie pozostałości
arianizmu na Zachodzie. W
zgromadzeniu tym, w charakterze
eksperta biskupa Akwilei Waleriana
(370/1-387/8) wziął udział także
kapłan Chromacjusz. Lata wokół
tamtego Synodu były "złotym wiekiem"
wspólnoty akwilejskiej. Święty
Hieronim, który pochodził z Dalmacji
i Rufin z Concordii z nostalgią
mówią o swym pobycie w Akwilei
(370-373), w swego rodzaju
wieczerniku teologicznym, którego
Hieronim nie waha się nazwać tamquam
chorus beatorum, "jak gdyby chór
błogosławionych" (Kronika: PL XXVII,
697-98). W wieczerniku tym, który
pod wieloma względami przypomina
doświadczenia wspólnotowe prowadzone
przez Euzebiusza z Vercelli i
Augustyna, kształciły się
najwybitniejsze osobowości Kościołów
Górnego Adriatyku.
Ale już w domu rodzinnym Chromacjusz
nauczył się poznawać i miłować
Chrystusa. Mówi nam o tym w słowach
pełnych podziwu sam Hieronim, który
porównuje matkę Chromacjusza do
prorokini Anny, jej dwie siostry do
panien roztropnych z ewangelicznej
przypowieści, samego zaś
Chromacjusza i jego brata Euzebiusza
do młodego Samuela (por. Ep VII: PL
XXII, 341). O Chromacjuszu i o
Euzebiuszu Hieronim pisze dalej:
"Błogosławiony Chromacjusz i święty
Euzebiusz byli braćmi co do krwi nie
mniej niż ze względu na tożsamość
ideałów" (Ep. VIII: PL XXII,342).
Chromacjusz urodził się w Akwilei
około roku 345. Przyjął święcenia
diakonatu, następnie kapłańskie; w
końcu wybrany został na pasterza
tamtejszego Kościoła (ok. 388 r.).
Otrzymawszy sakrę z rąk biskupa
Ambrożego, odważnie i energicznie
zabrał się za wielkie zadanie ze
względu na rozległość obszaru
powierzonego jego trosce
duszpasterskiej: jurysdykcja Akwilei
rozciągała się bowiem od obszarów
dzisiejszej Szwajcarii, Bawarii,
Austrii i Słowenii aż po Węgry. O
tym, jak bardzo Chromacjusz znany
był i ceniony w Kościele swoich
czasów, można wywnioskować z pewnego
epizodu życia św. Jana Chryzostoma.
Gdy biskup Konstantynopola został
wygnany ze swej stolicy, napisał
trzy listy do tych, których uważał
za najważniejszych biskupów Zachodu,
by uzyskać ich poparcie u cesarza:
jeden list napisał do biskupa Rzymu,
drugi do biskupa Mediolanu, trzeci
do biskupa Akwilei, czyli właśnie do
Chromacjusza (Ep. CLV: PG LII, 702).
Również dla niego były to ciężkie
czasy z powodu niepewnej sytuacji
politycznej. Bardzo możliwe, że
Chromacjusz zmarł na wygnaniu, w
Grado, gdy próbował ujść przed
najazdami barbarzyńców w tym samym
407 roku, w którym zmarł też
Chryzostom.
Pod względem prestiżu i znaczenia
Akwilea była czwartym miastem
półwyspu włoskiego i dziewiątym
Cesarstwa Rzymskiego: również z tego
powodu ściągała na siebie zakusy
Gotów i Hunów. Najazdy tych ludów
nie tylko siały żałobę i
zniszczenia, ale także poważnie
naraziły na szwank przekazywanie
dzieł Ojców, przechowywanych w
bibliotece biskupiej, bogatej w
kodeksy. Zaginęły też pisma św.
Chromacjusza, które trafiły tu i
ówdzie i często przypisywane były
innym autorom: Janowi Chryzostomowi
(także ze względu na podobny
początek obu imion: Chromatius jak
Chrysostomus); bądź Ambrożemu i
Augustynowi, a także Hieronimowi,
któremu Chromacjusz pomógł bardzo w
przejrzeniu tekstu i w łacińskim
tłumaczeniu Biblii. Odkrycie dużej
części dorobku Chromacjusza
zawdzięczamy szczęśliwym i pomyślnym
wypadkom, które dopiero w ostatnich
latach pozwoliły na odtworzenie dość
solidnego zasobu pism: ponad
czterdzieści kazań, w tym około
dziesięciu niepełnych, i ponad
sześćdziesiąt traktatów komentarza
do Ewangelii Mateusza.
Chromacjusz był mądrym nauczycielem
i gorliwym pasterzem. Jego pierwszym
i głównym obowiązkiem było słuchanie
Słowa, aby móc stać się z kolei jego
głosicielem: w swym nauczaniu
wychodzi on zawsze od Słowa Bożego i
zawsze do niego powraca. Niektóre
tematy są mu szczególnie drogie:
przede wszystkim tajemnica Trójcy
Świętej, którą rozważa on w jej
objawieniu w ciągu całej historii
zbawienia. Z kolei temat Ducha
Świętego: Chromacjusz przypomina
nieustannie wiernym o obecności i
działaniu trzeciej Osoby Trójcy
Przenajświętszej w życiu Kościoła.
Ze szczególnym jednak naciskiem
święty biskup powraca do tajemnicy
Chrystusa. Słowo wcielone jest
prawdziwym Bogiem i prawdziwym
człowiekiem: przyjęło całkowicie
człowieczeństwo, by obdarzyć je
swoją boskością. Prawdy te,
powtarzane z uporem również pod
kątem antyariańskim, znajdą mniej
więcej pięćdziesiąt lat później
swoją definicję na Soborze
Chalcedońskim.
Silne podkreślenie ludzkiej natury
Chrystusa prowadzi Chromacjusza do
mówienia o Maryi Dziewicy. Jego
nauczanie maryjne jest przejrzyste i
ścisłe. To jemu zawdzięczamy
niektóre sugestywne opisy
Najświętszej Panny: Maryja jest
"ewangeliczną dziewicą zdolną
przyjąć Boga"; jest "niepokalaną i
nietkniętą owieczką", która zrodziła
"baranka spowitego w purpurę" (por.
Kazanie XXIII, 3: Scrittori
dell'area santambrosiana 3/1, s.
134). Biskup Akwilei ukazuje często
Dziewicę w relacji do Kościoła: i
ona, i on mianowicie są "dziewicami"
i "matkami". Eklezjologia
Chromacjusza dochodzi do głosu
głównie w komentarzach do Mateusza.
Oto niektóre przewijające się
pojęcia: Kościół jest jedyny,
zrodzony z krwi Chrystusa; jest
drogocenną szatą utkaną przez Ducha
Świętego; Kościół jest tam, gdzie
głosi się, że Chrystus narodził się
z Dziewicy, gdzie kwitnie braterstwo
i zgoda. Szczególnie przywiązany
jest Chromacjusz do obrazu statku na
wzburzonym morzu - jego czasy też
były okresami burzy, jak
słyszeliśmy: "Nie ulega
wątpliwości", stwierdza święty
Biskup, "że statek ten przedstawia
Chrystusa" (por. Tract. XLII, 5:
Scrittori dell'area santambrosiana
3/2, s. 260).
Jako gorliwy pasterz, którym był,
Chromacjusz potrafił mówić do swych
ludzi językiem świeżym, barwnym i
przekonywającym. Chociaż być może
nie znał biegle łaciny, woli uciec
się do języka popularnego, bogatego
w łatwo zrozumiałe obrazy. I tak na
przykład, biorąc za punkt wyjścia
morze zestawia z jednej strony
naturalny połów ryb, które
wyciągnięte na brzeg giną z drugiej
zaś przepowiadanie Ewangelii, dzięki
któremu ludzie ocaleni są z mętnych
wód śmierci i wprowadzeni w
prawdziwe życie (por. Tract. XVI, 3:
Scrittori dell'area santambrosiana
3/2, s. 106). Także z punktu
widzenia dobrego pasterza w czasach
tak burzliwych, jak jego, okrytych
żałobą z powodu najazdów
barbarzyńców, potrafi stanąć u boku
wiernych, by pocieszyć ich i
otworzyć ich serca na ufność w Bogu,
który nie opuszcza nigdy swoich
dzieci.
Na
zakończenie tych rozważań skupmy się
na całkowicie aktualnym także dziś
wezwaniu Chromacjusza: "Prośmy Pana
z całego serca i z całą wiarą -
zalecał biskup Akwilei w jednym ze
swych kazań - prośmy Go, by nas
wyzwolił od wszelkich najazdów
nieprzyjaciół, z wszelkiego lęku
przed przeciwnikami. Niech nie
patrzy na nasze zasługi, lecz na Swe
miłosierdzie, On, który także w
przeszłości zechciał wyzwolić synów
Izraela nie ze względu na ich
zasługi, lecz na Swe miłosierdzie.
Niech osłania nas zwykłą miłosierną
miłością i uczyni dla nas to, co
święty Mojżesz rzekł do synów
Izraela: Pan walczyć będzie w waszej
obronie, a wy będziecie milczeć. To
On walczy, to On odnosi zwycięstwo…
I aby raczył to uczynić, musimy
prosić jak najwięcej. On sam bowiem
powiada przez usta proroka: "Wezwij
Mnie w dniu udręki, a Ja cię
wyzwolę, Ty zaś dasz Mi chwałę"
(Kazanie XVI, 4: Scrittori dell'area
santambrosiana 3/1, ss. 100-102).
W
ten sposób, właśnie na progu
Adwentu, św. Chromacjusz przypomina
nam, że Adwent jest czasem modlitwy,
w którym należy nawiązać kontakt z
Bogiem. Bóg zna nas, zna mnie, zna
każdego z nas, miłuje mnie, nie
opuści mnie. Idźmy naprzód z tą
ufnością w dopiero co rozpoczęty
czas liturgiczny.
3
grudzień.
Św. Franciszek Ksawery - misjonarz
Dokonania św. Franciszka Ksawerego
można spokojnie porównać z dziełem
św. Pawła.
Niektórzy nazywają go wręcz
największym misjonarzem w dziejach.
Ewangelizował w Indiach, Japonii,
Indonezji, dotarł w pobliże Chin.
Pisał w liście z Indii: „Ludzie
pchają się tu w takich masach do
Kościoła, że moje ręce po prostu
opadają ze zmęczenia, tyle jest
chrztów, a głos mój zupełnie zamiera
w skutek ciągłego powtarzania w ich
języku Wierzę, przykazań, modlitw i
kazania o niebie i piekle. (…) Tak
wielkie są radości zesłane przez
Boga, Pana naszego, pracującym tu
nad nawróceniem pogan, że jeśli
istnieje na świecie radość, to
niewątpliwie jest nią właśnie ta”.
Urodził się 7 kwietnia 1506 r. na
zamku Xavier w kraju Basków
(Hiszpania). Mając 19 lat, rozpoczął
studia w Paryżu. Tam spotkał bł.
Piotra Favre oraz św. Ignacego
Loyolę. Razem postanowili założyć
nową rodzinę zakonną. W kaplicy
Męczenników na Montmartre trzej
przyjaciele oraz czterej inni
towarzysze złożyli śluby zakonne,
poprzedzone ćwiczeniami duchowymi
pod kierunkiem św. Ignacego. To był
początek Towarzystwa Jezusowego,
czyli zakonu jezuitów. Św.
Franciszek został kapłanem w wieku
31 lat w Rzymie. W 1540 roku opuścił
na zawsze Rzym, by wyruszyć na misje
do Indii. Po 13 miesiącach
morderczej podróży jego statek
przybył do Goa, stolicy
portugalskiej kolonii w Indiach.
Ksawery chrzcił, katechizował,
zakładał szkoły. W 1547 roku
wyruszył do Japonii, gdzie mimo
trudności pozyskał dla wiary około
1000 Japończyków. Zostawił tam dwóch
kapłanów, a sam powrócił do Indii.
Jego marzeniem było dotarcie do
Chin. Daremnie jednak szukał kogoś,
kto by chciał z nim jechać. Chiny
były krajem zamkniętym dla
Europejczyków. Franciszkowi udało
się dotrzeć do wyspy Sancian, w
pobliżu Chin. Tam utrudzony podróżą
i zabójczym klimatem rozchorował się
i zmarł w 46. roku życia. Ciało
przewieziono do Goa, gdzie spoczywa
do dziś. Relikwię ramienia Świętego
przesłano do Rzymu, do jezuickiego
kościoła il Gesù.
Św. Franciszek był pionierem
inkulturacji, czyli takiego sposobu
głoszenia Ewangelii, który posługuje
się lokalnym językiem i zachowuje
szacunek dla rodzimej kultury. Jego
niezwykła gorliwość jest dla mnie
wyrzutem sumienia. Czy jest we mnie
choć odrobina jego misjonarskiego
zapału?
3
grudnia 2002 roku mija 450 lat od
samotnej śmierci na wyspie Sanchian,
w pobliżu Chin, wielkiego Misjonarza
Wschodu św. Franciszka Ksawerego.
Legat papieski, pierwszy misjonarz
Towarzystwa Jezusowego,
niezmordowany, wprowadzający śmiało
nowe metody misyjne, pozostaje
wzorem dzisiejszej posługi misyjnej.
Jego bohaterska działalność i
śmierć, swoista Legenda Xaveriańska,
stała się inspiracją dla wielu
misjonarzy i teologów, a nawet dla
twórców literatury, muzyki i sztuki.
To
jemu dedykowano niezliczone
kościoły, budowane przez jezuitów na
wszystkich kontynentach. Jako patron
misji, jest wielkim orędownikiem
misjonarzy, zwłaszcza w Azji, gdzie
przewiduje się główny nurt misji w
trzecim tysiącleciu chrześcijaństwa.
Dzieciństwo i młodość
Św. Franciszek Ksawery urodził się 7
kwietnia 1506 roku w zamku rodzinnym
Xavier w Hiszpanii. Pierwsze
wykształcenie uzyskał w domu
rodzinnym. W 19. roku życia udaje
się na studia do Paryża. Daje się
poznać jako zdolny i wysportowany
młodzieniec. W 1530 roku kończy
studia filozoficzne, uzyskując
stopień magistra. Jego celem staje
się uzyskanie doktoratu. Podczas
studiów dzieli pokój z Ignacym
Loyolą. Poznaje nową drogę, jaką
Ignacy proponował swoim towarzyszom,
i postanawia również ją podjąć. W
1534 roku w gronie pierwszych
przyjaciół Loyoli składa śluby
zakonne i przyrzeczenie pielgrzymki
do Ziemi Świętej. W 1537 przyjmuje
święcenia kapłańskie.
Pierwsze kroki misyjne
15
marca 1540 roku misjonarze wraz z
Franciszkiem opuszczają Rzym i udają
się do Lizbony, a stamtąd drogą
morską do Indii. Po 13 miesiącach
docierają na zachodnie wybrzeże
Indii, do Goa - centrum kolonialnego
i handlowego. Od tej pory przyszły
Święty prowadzi pełną poświęcenia
działalność, którą rozszerza na
sąsiadujące tereny. Dociera do Nowej
Gwinei, do Japonii i do wrót Chin.
Najważniejszym jego zadaniem było
udzielanie chrztu. Po stosunkowo
krótkiej katechezie włączał
nawróconych do Kościoła. Jan Paweł
II przypomina w encyklice
Redemptoris missio, że praca misyjna
winna zmierzać do nawrócenia, czyli
„pełnego i szczerego przylgnięcia do
Chrystusa i do Jego Ewangelii” (RMs
46), a to związane jest z
sakramentem chrztu.
Nowe metody
Prowadząc szeroką akcję misyjną,
obejmującą różne ludy, religie,
tradycje kulturowe i języki, Ksawery
modyfikował dotychczasowe metody
misyjne. Poczynione przez niego
uwagi, wynikające z osobistych
doświadczeń, dały początek całej
serii chlubnych i niezwykle
odważnych prób, które ukształtowały
zasady pracy misyjnej. Metoda
zapoczątkowana przez Ksawerego, a
kontynuowana później przez takich
misjonarzy jezuickich jak Mateusz
Ricci i Bel Schall w Chinach oraz
Roberto de Nobili w Indiach, dała
początek fundamentalnej dziś
zasadzie misyjnej, jaką jest
inkulturacja. Głoszenie Ewangelii ma
miejsce w określonych warunkach
geograficznych, klimatycznych i
kulturowych. Stąd potrzeba
dostosowania prawd Ewangelii i
wyrażenia ich za pomocą zrozumiałego
języka.
Z
kolei Kościół także przyjmuje z
danej kultury to wszystko, co cenne
i nieskażone grzechem. Teologicznym
uzasadnieniem inkulturacji jest
tajemnica Wcielenia: Bóg w Jezusie
Chrystusie zbliżył się do człowieka,
przyjmując naszą naturę i wszystko z
wyjątkiem grzechu. Inkulturacja jest
drogą Kościoła na wszystkich
kontynentach. To dzięki niej Kościół
jest ciągle młody i żywy wśród wielu
ludów.
Innym elementem metody misyjnej
Ksawerego jest troska o powołania
rodzime. Powołania do kapłaństwa,
życia zakonnego i kontemplacyjnego
są oznaką dojrzałości Kościoła.
Mentalność ludzi najlepiej znana
jest tym, którzy pochodzą z danego
terenu. To oni mogą wzmocnić pracę
misyjną. Od samego początku zakon
jezuitów rozumiał potrzebę troski o
powołania miejscowe. Dowodem tego są
liczne kolegia zakładane przez zakon
i troska o wykształcenie młodzieży
na różnych stopniach.
Oddziaływanie Świętego
Kościół zachęca do zaangażowania w
dzieło misyjne. Jest wiele miejsc,
na których przykład św. Franciszka
Ksawerego może inspirować do
działania. Pomocą służą parafialne
koła misyjne, umacniając ducha
osobistego zaangażowania w misje
przez zainteresowanie ich
problematyką, modlitwę i dary
duchowe czy materialne.
Dokonania św. Franciszka stały się
inspiracją dla szeroko rozumianej
twórczości artystycznej. Goa, do
którego uroczyście przeniesiono w
1554 roku ciało Świętego, jest
miejscem niezliczonych pielgrzymek.
Jego relikwie doznają czci nie tylko
w Azji, ale i w Europie, a
szczególnie w Rzymie. Liczne
opowiadania i utwory poetyckie
sławią dzieła, jakich dokonał
Święty. Dedykowano mu liczne
kościoły i ołtarze, zarówno w
Europie, jak i w krajach misyjnych.
4
grudzień.
Św. Barbara
Jej obraz lub figura znajduje się w
każdej kopalnianej cechowni i w
wielu górniczych domach. Przed
wizerunkiem św. Barbary modliła się
niegdyś cała śląska rodzina, prosząc
o szczęśliwy powrót z szychty ojca,
brata, syna górnika.
Większość informacji o św. Barbarze
pochodzi ze średniowiecznych legend.
Urodziła się pod koniec III w. w
Nikomedii (dziś Izmid w Turcji) jako
córka bogatego i wpływowego Dioskura.
O rękę pięknej, wykształconej i
inteligentnej Barbary ubiegało się
wielu znakomitych młodzieńców.
Dziewczyna wszystkim jednak
odmawiała. Spotykała się z
chrześcijanami, którzy ukrywali się
wówczas przed prześladowaniami ze
strony jednego z najokrutniejszych
cesarzy - Galeriusza Waleriusza
Maksymina. Przyjęła chrzest i
postanowiła poświęcić życie Bogu.
Jej ojciec fanatycznie nienawidził
chrześcijan. Kiedy dowiedział się,
że córka przyjęła chrzest, chciał ją
uderzyć, ale ziemia się pod nią
rozstąpiła, ratując ją przed gniewem
ojca. Rozwścieczony kazał zbudować w
swoim domu wieżę, w której
postanowił zamknąć Barbarę. Kiedy
budowla była gotowa, spostrzegł, że
zamiast zaplanowanych dwóch okien ma
trzy. Barbara w tajemnicy przed
ojcem nakazała murarzom zrobić
trzecie okno. Były one dla niej
symbolem Trójcy Świętej.
Dioskur więził i głodził córkę, by
wyrzekła się wiary. Dziewczyna była
jednak nieugięta. Wtedy ojciec
zaprowadził ją do sędziego i
oskarżył. Sędzia rozkazał Barbarę
ubiczować, jednak chłosta wydała się
jej „jakby muskaniem pawich piór”.
Barbara była bita maczugami,
przypalana pochodniami, a wreszcie
sędzia kazał jej obciąć piersi.
Chciał ją w takim stanie pognać
ulicami miasta, ale wtedy zjawił się
anioł i okrył jej ciało białą szatą.
W końcu Barbara została skazana na
śmierć. Według legendy, oczekującej
na śmierć Barbarze anioł przyniósł
Komunię Świętą. Dlatego uważana jest
za patronkę dobrej śmierci i
przedstawiana często na wizerunkach
z Hostią w dłoni. Barbara zginęła z
ręki ojca, który ściął ją mieczem.
Podobno zaraz potem zginął rażony
piorunem. Miało się to wydarzyć
około 305 roku.
Po śmierci Barbary jej kult od razu
stał się bardzo popularny. W VI w.
cesarz Justynian sprowadził relikwie
św. Barbary do Konstantynopola.
Stamtąd w 1202 r. zostały zabrane do
Wenecji, a następnie przekazane do
miasta Torcello, gdzie do dziś mają
się znajdować w kościele św. Jana
Ewangelisty.
W Polsce już w modlitewniku
Gertrudy, córki Mieszka II, św.
Barbara wspomniana jest pod datą 4
grudnia. Pierwszy kościół ku jej
czci wybudowano w 1262 r. w
Bożygniewie koło Środy Śląskiej.
Poza Polską św. Barbara darzona jest
wielką czcią także w Czechach,
Saksonii, Lotaryngii, południowym
Tyrolu, a także w Zagłębiu Ruhry. W
Nadrenii uważana jest za towarzyszkę
św. Mikołaja - w wielu miejscach to
ona obdarowuje dzieci prezentami.
Św. Barbara jest patronką górników,
flisaków, marynarzy, architektów,
murarzy, saperów, artylerzystów,
ludzi narażonych na wybuchy. Podczas
II wojny światowej na swoją
orędowniczkę obrali ją także
członkowie Polski Podziemnej, dla
których skatowana śledztwem Barbara
miała znaczenie symboliczne. W
czasie okupacji w rękopisach krążył
wiersz Krystyny Przygodzkiej, za
którego posiadanie groziła nawet
kara śmierci. Jedna ze strof
odwoływała się do Świętej: „Święta
Barbaro, górników patronko/ zejdź w
niewoli podziemie czarne/ i szaty
swojej koronką/ osłoń tajną
drukarnię”.
W Polsce św. Barbara szczególnie
czczona jest na Górnym Śląsku. W
1963 roku diecezja katowicka
zwróciła się o zatwierdzenie jej
patronatu. Jej obraz lub figura
znajduje się w każdej kopalnianej
cechowni i w wielu górniczych
domach. Wiele rzeźb i obrazów
Świętej przeniesiono już dziś z
cechowni likwidowanych kopalń do
kościołów lub muzeów.
Przed wizerunkiem św. Barbary
modliła się niegdyś cała śląska
rodzina, prosząc o szczęśliwy powrót
z szychty ojca, brata, syna górnika.
Ilekroć czarne sztolnie „odwiedzała”
śmierć, gdy gwarków nękał
nieprzychylny im, zazdrośnie
strzegący swych bogactw Skarbnik,
gdy podziemne czeluście nawiedzał
okrutny bies Szarlej - zawsze wtedy
górnicy zwracali się o pomoc i
obronę do swojej Patronki. Modlili
się słowami: „O święta Barbaro,
zlituj się nade mną, żebym się nie
został pod tą ziemią ciemną. Żona by
płakała, dzieci by płakały, boby
ojca swego więcej nie widziały”. I
dziś wielu górników przed zjazdem na
szychtę prosi Boga przez
wstawiennictwo św. Barbary, by mogli
„szychta zrobić, a wybyć”.
Górnicze tradycje przekazywane są z
pokolenia na pokolenie. Gwarków
cechuje ogromna solidarność i
pobożność. Nie do pomyślenia jest,
by któryś z nich odmówił pomocy
koledze. Solidarność ta i wiara w
Boga bardzo często utrzymywały przy
życiu zasypanych w kopalnianych
czeluściach robotników. Wychodzących
do pracy najbliżsi żegnają słowami:
„Szczyńśliwo szychta”, na co górnicy
odpowiadają: „Dej Boże”.
Najbardziej uroczystym dniem było i
jest dla górników święto ich
patronki. Spotykają się wtedy w
kopalnianych cechowniach i w
kościołach na Mszy. Starym zwyczajem
w Barbórkę najlepsi otrzymują szpady
górnicze. Dawniej urządzane były też
skoki przez skórę, co było swoistym
pasowaniem na górnika. Potem
spotykają się na Gwarkach, gdzie
przy muzyce kopalnianych orkiestr
dętych, przy kuflu piwa i golonce
rozprowiajom o fedrowaniu.
Święty
Jan Damasceński
Jan Damasceński był także jednym z
pierwszych, którzy rozróżniali w
kulcie publicznym i prywatnym
chrześcijan adorację (latreia) od
czci (proskynesis): pierwsza może
być skierowana wyłącznie do Boga,
druga natomiast może odnosić się do
obrazu, aby zwrócić się do tego, kto
został na nim przedstawiony.
Chciałbym mówić dziś o Janie
Damasceńskim, postaci pierwszej
wielkości w dziejach teologii
bizantyńskiej, wielkim doktorze
Kościoła powszechnego. Jest on
przede wszystkim naocznym świadkiem
przejścia od chrześcijańskiej
kultury greckiej i syryjskiej,
wspólnej dla wschodniej części
Cesarstwa Bizantyńskiego, do kultury
islamu, który torował sobie drogę w
wyniku zbrojnych podbojów obszarów
uważanych zwykle za Środkowy lub
Bliski Wschód.
Jan, pochodzący z zamożnej rodziny
chrześcijańskiej, już w młodości
objął urząd – należący być może
wcześniej do jego ojca –
odpowiedzialnego za sprawy
gospodarcze kalifatu. Bardzo szybko
jednak, niezadowolony z życia na
dworze, wybrał życie mnisze,
wstępując do klasztoru św. Saby w
pobliżu Jerozolimy. Nastąpiło to ok.
roku 700. Nie oddalając się nigdy od
klasztoru poświęcił wszystkie swe
siły ascezie i pracy literackiej,
nie gardząc pewną działalnością
duszpasterską, o czym świadczą
głównie jego liczne homilie.
Jego wspomnienie liturgiczne
przypada 4 grudnia. Leon XIII
ogłosił go w 1890 roku Doktorem
Kościoła powszechnego.
Na Wschodzie wspomina się przede
wszystkim o trzech Mowach obronnych
przeciw tym, którzy odrzucają święte
obrazy, a które potępił po jego
śmierci synod obrazoburczy w Hierii
(754). Ale przemówienia te były
także podstawowym powodem jego
rehabilitacji i kanonizacji przez
ojców prawowiernych, zwołanych na
Sobór Nicejski II (787), siódmy
ekumeniczny. W tekstach tych
doszukać się można pierwszych
istotnych prób teologicznego
uzasadnienia czci oddawanej obrazom
świętym, wiążąc je z tajemnicą
Wcielenia Syna Bożego w łonie Maryi
Dziewicy.
Jan Damasceński był także jednym z
pierwszych, którzy rozróżniali w
kulcie publicznym i prywatnym
chrześcijan adorację (latreia) od
czci (proskynesis): pierwsza może
być skierowana wyłącznie do Boga,
jest ona w najwyższym stopniu
duchowa, druga natomiast może
odnosić się do obrazu, aby zwrócić
się do tego, kto został na nim
przedstawiony. Oczywiście Świętego
nie wolno nigdy utożsamiać z
materiałem, z którego wykonano
ikonę. Rozróżnienie to okazało się
natychmiast bardzo istotne dla
chrześcijańskiej odpowiedzi tym
wszystkim, którzy domagali się
uznania za powszechne i trwałe
przestrzeganie surowego zakazu
Starego Testamentu w sprawie
wykorzystania obrazów do kultu. Na
ten temat istniała wielka dyskusja
także w świecie islamskim, który
przyjmuje żydowską tradycję
całkowitego wykluczenia obrazów z
kultu. Chrześcijanie natomiast
dyskutowali w tym kontekście nad tym
problemem i znaleźli uzasadnienie
dla czci obrazów. Pisze
Damasceńczyk:
„W dawnych czasach Bóg nigdy nie był
przedstawiany w obrazach, gdyż był
bezcielesny i bez oblicza. Skoro
jednak obecnie Bóg stał się
widzialny cieleśnie i żył wśród
ludzi, przedstawiam to, co jest
widzialne w Bogu. Nie czczę materii,
ale stwórcę materii, który stał się
materią dla mnie i raczył zamieszkać
w materii i działać dla mojego
zbawienia przez materię. Ale w
żadnym wypadku nie czczę jej jak
Boga! Jakże mogłoby być Bogiem to,
co przyjęło istnienie, począwszy od
niebytu?... Ale ja czczę i szanuję
również całą resztę materii, która
zdobyła dla mnie zbawienie, jako że
była pełna świętych mocy i łask.
Czyż może nie jest materią drzewo
krzyża, po trzykroć
błogosławionego?... A czyż atrament
i najświętsza księga Ewangelii nie
są materią? Czyż zbawczy ołtarz,
który rozdziela nam chleb życia, nie
jest materią?... A przed wszystkim
innym czyż nie są materią ciało i
krew mojego Pana? Albo powinienem
obalić święty charakter tego
wszystkiego, albo powinienem zgodzić
się z tradycją Kościoła, aby oddawać
cześć obrazom Boga i przyjaciół
Boga, które zostały uświęcone
imieniem, które noszą i z tego
powodu mieszka w nich łaska Ducha
Świętego. Nie gardźcie więc materią:
nie zasługuje ona na wzgardę, gdyż
nic z tego, co Bóg uczynił, nie
zasługuje na wzgardę” (Contra
imaginum calumniatores, I, 16).
Widzimy, że za sprawą Wcielenia
materia staje się niemal ubóstwiona,
postrzegana jest jako przybytek
Boży. Chodzi o nową wizję świata i
rzeczywistości materialnych. Bóg
stał się ciałem, ciało zaś stało się
rzeczywiście przybytkiem Boga,
którego chwała jaśnieje na ludzkim
obliczu Chrystusa. Dlatego nalegania
tego wschodniego Doktora są także
jeszcze dziś niezwykle aktualne,
jeśli uwzględnimy wielką godność,
jaką materia otrzymała we Wcieleniu,
mogąc stać się, w wierze, skutecznym
znakiem i sakramentem spotkania
człowieka z Bogiem. Jan Damasceński
pozostaje zatem uprzywilejowanym
świadkiem kultu ikon, który stanie
się jednym z najbardziej
wyróżniających aspektów wschodniej
teologii i duchowości aż do dziś.
Jest to wszelako jedna z form kultu,
która po prostu należy do wiary
chrześcijańskiej, wiary w tego Boga,
który przyjął ciało i stał się
widzialny. Tak więc nauczanie św.
Jana Damasceńskiego wpisuje się w
tradycję Kościoła powszechnego,
którego doktryna sakramentalna
przewiduje, że elementy materialne
zaczerpnięte z natury mogą stać się
pośrednikiem łaski na mocy
przywołania (epiklesis) Ducha
Świętego, któremu towarzyszy
wyznanie prawdziwej wiary.
Z tymi zasadniczymi ideami Jan
Damasceński łączy także cześć ku
relikwiom świętych na podstawie
przekonania, że święci
chrześcijańscy, stawszy się
uczestnikami zmartwychwstania
Chrystusa, nie mogą nie zostać
uznani po prostu za „zmarłych”.
Wyliczając na przykład tych, których
relikwie bądź obrazy godne są czci,
Jan wyjaśnia w swej trzeciej obronie
obrazów: „Przede wszystkim (czcimy)
tych, wśród których spoczął Bóg, On
tylko święty, który zamieszkuje
wśród świętych (por. Iz 57,15), jak
święta Matka Boża i wszyscy święci.
Są to ci, którzy na ile to możliwe,
stali się podobni do Boga dzięki
swej woli oraz przy Bożej pomocy
zostali nazwani rzeczywiście bogami
(por. Ps 82 [81],6), nie z natury,
ale przez przypadek tak jak
rozpalone żelazo nazwane jest ogniem
nie z natury, ale przez przypadek i
w wyniku udziału w ogniu. Mówi
bowiem: Bądźcie świętymi, bo Ja
jestem święty (Kpł 19,2)” (III, 33,
zb. 1352 A).
Po szeregu tego rodzaju odwołań
Damasceńczyk mógł więc spokojnie
wywnioskować: „Bóg, który jest dobry
i przewyższa wszelką dobroć, nie
zadowolił się kontemplowaniem samego
siebie, lecz zechciał, aby wszystkie
istoty przez Niego pobłogosławione
mogły stawać się uczestnikami Jego
dobroci: dlatego stworzył z niczego
wszystkie rzeczy, widzialne i
niewidzialne, łącznie z człowiekiem
oraz rzeczywistościami widzialnymi i
niewidzialnymi. A stworzył to,
myśląc i realizując to jako byt
zdolny do myślenia (ennoema ergon),
wzbogacony przez słowo (logo[i]
sympleroumenon) i ukierunkowany na
ducha (pneumati teleioumenon)” (II,
2, PG 94, zb. 865A). A dla lepszego
wyjaśnienia tej myśli dodaje:
„Trzeba pozwolić, aby zdumiały nas (thaumazein)
wszystkie dzieła Opatrzności (tes
pronoias erga), abyśmy wszystkie je
chwalili i wszystkie przyjęli,
przezwyciężając pokusę pojedynczego
wyodrębniania w nich tych aspektów,
które wielu wydają się niesłuszne
lub niesprawiedliwe (adika) i
dopuszczając jednak, że plan Boży (pronoia)
wykracza poza zdolności poznawcze i
zrozumienia (agnoston kai
akatalepton) człowieka, podczas gdy
– przeciwnie tylko On zna nasze
myśli, nasze działania, a nawet
naszą przyszłość” (II, 29, PG 94, zb.
964C). Zresztą już Platon mawiał, że
cała filozofia zaczyna się od
zdziwienia: także nasza wiara
zaczyna się od zadziwienia nad
stworzeniem, pięknem Boga, który
staje się widzialny.
Optymizm naturalnej kontemplacji
(physikè theoria), tego widzenia w
widzialnym stworzeniu tego, co
dobre, piękne, prawdziwe, ten
chrześcijański optymizm nie jest
optymizmem naiwnym: zdaje sobie
sprawę z rany zadaną ludzkiej
naturze przez wolność wyboru, której
chciał Bóg, a którą człowiek
wykorzystał niewłaściwie, ze
wszystkimi skutkami powszechnej
niezgody, jakie z tego wynikły. Stąd
bierze się wyraźnie odczuwana przez
teologa z Damaszku potrzeba, by
natura, w której odbija się dobroć i
piękno Boga, zranione przez naszą
winę, „zostały umocnione i
odnowione” przez przyjście Syna
Bożego w ciele, po podejmowanych
przez samego Boga na wiele sposobów
i przy różnych okazjach próbach
pokazania, że stworzył człowieka,
aby był on nie tylko w „bycie”, ale
w „ dobro-bycie” (por. De fide
orthodoxa, II, 1, PG 94, zb. 981). W
pełnym namiętności uniesieniu Jan
wyjaśnia:
„Konieczne było, aby natura została
umocniona i odnowiona i aby została
wskazana i konkretnie naucza na
droga cnoty (didachthenai aretes
hodòn), która oddala od zepsucia i
prowadzi do życia wiecznego...
Ukazało się w ten sposób na
widnokręgu historii wielkie morze
miłości Boga do człowieka
(philanthropias pelagos)”. Jest to
piękne ujęcie. Z jednej strony
widzimy piękno stworzenia, a z
drugiej zniszczenie, do jakiego
doszło z winy człowieka. Widzimy
jednak w Synu Bożym, który zstępuje,
by odnowić naturę, morze miłości
Boga do człowieka. Jan Damasceński
pisze dalej: “On sam, Stwórca i Pan
walczył o swe stworzenie,
przekazując mu to przykładem swego
nauczania... I tak Syn Boży, będąc
współistotnym co do formy Bogu,
zszedł z nieba i zstąpił ... do
swych sług... czyniąc rzecz
najnowszą ze wszystkich, jedyną
rzecz prawdziwie nową pod słońcem,
za której pośrednictwem objawiła się
w rzeczywistości nieskończona potęga
Boga" (III, 1. PG 94, zb.
981C-984B).
Możemy wyobrazić sobie, jaką
pociechę i radość rozlewały w
sercach wiernych te słowa, bogate w
tak fascynujące obrazy. My także
słuchamy ich dzisiaj, dzieląc te
same uczucia ówczesnych chrześcijan:
Bóg chce odpocząć w nas, chce
odnowić naturę także za sprawą
naszego nawrócenia, chce, byśmy
mieli udział w Jego bóstwie. Niech
Pan pomoże nam uczynić z tych słów
istotę naszego życia.
5
grudzień.
Św. Saba - twórca Wielkiej Ławry
Święty Saba przyszedł na świat w
roku 439 w Mutalsca, w pobliżu
Cezarei Kapadockiej. Przyszłość
chłopca rodzina wiązała z posługą
Bogu. W wieku 8 lat umieszczony
został w klasztorze, jako przyszły
kandydat na mnicha.
Młodemu człowiekowi nie do końca
odpowiadało życie mnichów, z
wszelkimi narzucanymi rytuałami. Od
najmłodszych lat odznaczał się
wyjątkową indywidualnością. Udał się
do klasztoru położonego w pobliżu
Morza Martwego i zdobył zezwolenie
opata, by zamieszkać w grocie
skalnej, jako pustelnik. Klasztor
odwiedzał tylko czasami, by
uczestniczyć we wspólnej liturgii.
Po kilku latach postanowił powrócić
do Jerozolimy, tam również
zamieszkał w skalnej grocie. Szybko
zyskał wielu zwolenników,
uważających się za jego uczniów i
zamieszkujących pobliskie groty.
Liczba mnichów podobno doszła do
kilkuset, założony został „Wielki
Klasztor - Ławrę - centralnie
usytuowany kościół, otoczony ogromną
ilością pojedynczych cel. Święty
Saba przyjął świecenia kapłańskie i
w następnych latach zbudował siedem
dużych monasterów, osiem mniejszych
i trzy hospicja dla pielgrzymów, w
których osobiście wygłaszał nauki.
Do najsławniejszych należą osady
mnisze w Emaus i Gadara.
Do klasztorów zakładanych przez
Świętego Sabę mogły przynależeć
osoby różnych narodowości i języków.
Każda kolonia miała swoją kaplicę,
gdzie odprawiano msze w narodowym
języku, oraz odrębnego przełożonego.
W niedziele i święta wszyscy
gromadzili się w centralnym
kościele, aby brać udział we
wspólnym nabożeństwie, odprawianym w
języku greckim.
Święty Saba zyskał też uznanie jako
patron kupców i rzemieślników,
których otoczył opieką, broniąc
przed zbyt wysokimi podatkami
urzędników cesarskich. Stanął też w
obronie Samarytan, bezlitośnie wtedy
wyniszczanych. Zapamiętany został
jako przeciwnik heretyków - aktywnie
uczestniczył w walce z herezjami
Nestoriusza, Orygenesa, a także
monofizycką, wielokrotnie odbywając
podróże do Konstantynopola w tej
sprawie. Gdy cesarz Justyn I miał
zamiar mianować monofizytę
patriarchą Jerozolimy, Saba tak
gorliwie zaprotestował, że intruz
zmuszony był zrzec się biskupstwa.
Zmarł w wieku 93 lat w klasztorze
Mar Saba, gdzie przez długi czas
czczono jego relikwie. Kult Świętego
szybko rozprzestrzenił się na całe
cesarstwo. W Rzymie wystawiano mu
kościół na Małym Awentynie.
6
grudzień.
Św. Mikołaj - cała prawda o św.
Mikołaju
W kalendarzu liturgicznym wspominamy
go 6 grudnia. Podania o jego życiu
podkreślają, iż był wymodlonym
dzieckiem bardzo bogatych rodziców.
Po ich śmierci - jako gorliwy
kapłan, który nie tylko zgłębiał
Słowo Boże, ale wprowadzał je w
życie - majątek rozdawał ubogim i
potrzebującym.
Pomagał dyskretnie i nie oczekiwał
wdzięczności. Wręcz się przed nią
wzbraniał! Jak podają legendy - mało
komu udawało się go „złapać na
gorącym uczynku”. To św. Mikołaj z
Myry, biskup - na licznych
wizerunkach przedstawiany z
symbolami tego urzędu. Chyba nie ma
drugiego świętego, którego postać
byłaby od ponad 1700 lat tak bardzo
obecna w naszej rzeczywistości. Ale
czy to nadal ten sam
Mikołaj? Święty? Biskup?
Musiało być coś w tym biskupie -
postaci niewątpliwie historycznej -
że do swoich potrzeb naginają go
różne czasy i ideologie. Bo każdy
czas potrzebuje obdarowywania. Czy
zawsze jednak towarzyszy mu tylko
bezinteresowna miłość...?
Kiedyś przeżywaliśmy odwiedziny
Dziadka Mroza, dziś - gdzie nie
spojrzeć - pohukujące przerośnięte
krasnale w czerwonych uniformach z
przekrzywioną czapką z pomponem
(wymyślone przez Haddona Sundbloma w
1931 r. na potrzeby reklamowe
Coca-Coli), koniecznie kierujące
zaprzęgiem reniferów, albo żeńskie
odmiany tego stwora - zgrabne
Śnieżynki.
Szał zaczyna się w połowie
listopada, a kończy w styczniu.
Tłumy przebierańców przewijają się
przez ulice, dworce i sklepy. -
Wiadomo - biznes - rzuca krótko ks.
Jerzy Horzela z sanktuarium św.
Mikołaja w Pierśćcu koło Skoczowa. -
Św. Mikołaj ma swoją uroczystość 6
grudnia. A rozciągnięcie tego
wszystkiego na czas, kiedy nie ma
jeszcze Adwentu, ma tylko jeden cel
- jak najwięcej na tym zarobić.
Niektóre przedsiębiorstwa produkują
„mikołajowe” gadżety tylko po to,
żeby w tym czasie zwiększyć
sprzedaż, nie tylko doklejając owego
krasnala na opakowaniu
jakiegokolwiek produktu. Ks. Horzela
opowiada, jak to niedawno dostał
ofertę zakupu figurki Mikołaja
wspinającego się po linie, którą
można zamontować na wieży kościoła.
Komercjalizacja Świętego postępuje,
a pojawiają się coraz nowsze
pomysły. W jednej z gazet ukazało
się ogłoszenie: „Pilnie poszukujemy
emerytów lub rencistów mających
dobry kontakt z dziećmi do pracy w
charakterze św. Mikołaja na terenie
hipermarketu (...). Oferujemy stałą
pracę (4-6 godzin dziennie) przez
cały grudzień, Wymagania: miłe,
pogodne usposobienie, naturalny
brzuszek, niekaralność”.
W Internecie już od dobrych kilku
lat swoje usługi - w roli Mikołaja -
proponują - studenci. Informują ze
szczegółami, że wizyta trwa 20
minut: „Jest to czas w zupełności
wystarczający na wysłuchanie
wierszyków, kolęd i rozmowę z
domownikami oraz, co najważniejsze,
na wręczenie prezentów. Zazwyczaj w
tej chwili
Święty przestaje już być ważny.
Cichutko w towarzystwie jednej z
dorosłych osób zostaje odprowadzony
do drzwi, gdzie następuje
przekazanie wcześniej ustalonej sumy
(prosimy, aby pieniądze były
odliczone, ponieważ Mikołaj nie nosi
ze sobą kasy i nie może wydać
reszty)”.
Wizyta musi być oczywiście
dopracowana w szczegółach.
„Mikołaje” nadmieniają: „muszą
dokładnie zostać omówione zasady
przekazania prezentów z miejsc,
gdzie były ukryte, do worka, z
którego zostaną w odpowiednim czasie
wyciągnięte. W praktyce zwykle
prezenty odbierane są od sąsiadów
lub jeden z rodziców o umówionej
porze spotyka się z Mikołajem np. na
klatce schodowej lub w piwnicy.
Następnie rodzic wraca do domu, a po
kilku minutach do drzwi dzwoni
upragniony gość”.
Można też znaleźć receptę na to jak
poznać „prawdziwego” św. Mikołaja:
„kurtka z czerwonego materiału
wykończonego białym futerkiem.
Zapinana pod samą szyję na wielkie
białe guziki. Spodnie czerwone,
głębokie, wpuszczane kieszenie po
bokach. W pasie spodnie są opięte na
wystającym brzuchu. Włosy, broda i
wąsy muszą być długie i mieć
białosrebrny kolor. Czapka czerwona
wykończona białym futerkiem. Na
czubku biały pompon. Pas powinien
być szeroki i czarny, buty wysokie z
cholewami także czarne. Worek
zrobiony z naturalnych materiałów,
wykończony jest czerwoną taśmą”.
Ks. Jerzy Horzela nie ukrywa
poirytowania, opowiadając, jak kilka
lat temu przedszkolanka w telewizji
tłumaczyła dzieciom, skąd się wziął
Święty. „To taki mały Smurf - mówiła
- niebieskie paskudztwo. W głowie mu
się pomyliło i wszystko zaczął
rozdawać. Papa Smurf bardzo się
trapił, przyrządził dla niego
miksturę i oto mamy św. Mikołaja”.
Skąd
pochodzi św. Mikołaj?
Odpowiadając na to pytanie, dzieci
najczęściej mówią o Finlandii, a i
zdecydowana większość dorosłych tak
odpowiada. W latach 20. XX wieku
jeden z dziennikarzy fińskich
wymyślił tę historię podczas
programu dla dzieci i tak zostało...
Kilkanaście lat temu minister spraw
zagranicznych Finlandii uroczyście
przekazał Laponię Mikołajowi.
Głównym celem tysięcy turystów bywa
jej stolica, Rovaniemi. 8 km od
miasta znajduje się wioska Świętego
Mikołaja. Jest tutaj Główne Biuro,
Poczta Główna, restauracja,
Oficjalny Port Lotniczy Świętego
Mikołaja. Swoje „siedziby” Mikołaja
mają niemal wszystkie kraje
skandynawskie...
Gdzie w tym wszystkim dyskrecja i
unikanie rozgłosu, którymi zasłynął
święty biskup Myry? Czy ktoś myśli
jeszcze o tej postaci, mówiąc
„Święty Mikołaj”?
Urodził się ok. roku 270 w Patarze w
Licji (w Azji Mniejszej), zmarł ok.
345-352 r. Rodzice jego należeli do
jednego z najznakomitszych rodów i
słynęli z bogactw i pobożności. Był
ich jedynym synem. Za ich zgodą
wybrał stan duchowny. Około 300 roku
wielka zaraza zabrała rodziców. Ale
on nie unikał kontaktów z chorymi,
pomagał i pocieszał.
Podanie głosi, że w czasie
prześladowań, jakie spotykały
chrześcijan za czasów cesarza
Dioklecjana i Maksymiana, Święty
został uwięziony. Ale jego sława już
wtedy rozeszła się po całym świecie
chrześcijańskim, tak że sędziowie
pogańscy nie mieli odwagi skazać go
na śmierć za to, że był gorliwym
chrześcijaninem - poprzestali na
wygnaniu z miasta. Gdy na tron
wstąpił Konstantyn, Mikołaj wrócił,
zjednując wielu pogan dla Chrystusa.
Na powszechnym soborze w Nicei w
roku 325, w czasie którego
ustanowiono dogmat Trójcy Świętej,
miał podobno ostro wystąpić przeciw
Ariuszowi. Uderzył go w twarz, za co
został wtrącony do więzienia. Tu -
jak głosi legenda - odwiedzili go
Pan Jezus i Matka Boża - umacniając
w walce z herezjami.
Jak pisze ks. Wincenty Zaleski
SDB w „Świętych na każdy dzień”,
przez wiele lat św. Mikołaj był
jednym z najbardziej znanych i
czczonych w Kościele świętych. Ciało
Świętego zostało pochowane w Myrze,
gdzie przetrwało do 1087 roku. 9
maja tego roku zostało przewiezione
do włoskiego Bari (dziś Święty jest
głównym patronem miasta). 29
września 1089 r. papież Urban II
uroczyście poświęcił jego grobowiec
w bazylice wystawionej ku jego czci.
Tu właśnie przy grobie św. Mikołaja
odbył się w roku 1098 synod, który
miał za celu połączenie Kościołów
Wschodniego i Zachodniego.
W Bari znajduje się dokument z XII
wieku, opisujący dokładnie dzieje
sprowadzenia relikwii Świętego. W
Myrze byli już wówczas Turcy.
Przebywający niedaleko kupcy z Bari
wpadli na pomysł wykradzenia
relikwii. Pomysł się powiódł, ale do
dziś dwa narody, przez które Mikołaj
otaczany jest największym kultem -
Grecy i Rosjanie - mają co do tego
faktu odmienne opinie. Dla Greków
było to świętokradztwo, dla Rosjan -
wypełnienie Bożego zamiaru.
Obecna bazylika św. Mikołaja w Bari
pochodzi z XII wieku. Krypta tejże
bazyliki kryje grób Świętego z jego
obrazem, który jest uważany za
łaskami słynący. Z kości Świętego
nieustannie wydobywa się czysta
chemicznie i bakteriologicznie woda,
zwana „manną”. Co roku 9 maja (kiedy
świętuje się pamiątkę sprowadzenia
jego relikwii) w obecności wiernych
otwierany jest sarkofag i przez
specjalne okienko pobiera się dwie,
trzy szklanki płynu, rozlewając
następnie po kropli do buteleczek z
wodą święconą.
Dwa razy w roku Bari urządza
uroczystość ku czci św. Mikołaja: 9
maja i 6 grudnia. Podczas
uroczystości majowej odtwarza się
pamiątkę sprowadzenia relikwii.
Największy i najpiękniej
przystrojony statek wiezie złoconą,
dwumetrową figurę Świętego w asyście
mnóstwa statków, stateczków i łodzi
z Włoch, a także Grecji, krajów
byłej Jugosławii i Albanii.
Następnie obwozi się ją po mieście w
przygotowanym powozie.
Aż do dziś Mikołaj uważany jest za
wielkiego orędownika zarówno
Kościoła Wschodniego, jak i
Zachodniego - stąd tak wiele jego
wizerunków zarówno w prawosławnych
cerkwiach, jak i zachodnich
świątyniach. Do Bari pielgrzymowali
zostawiając tu swe dary carowie
rosyjscy i władcy
zachodnioeuropejscy.
Św. Mikołaj jest patronem całej
Rusi. W rosyjskich wsiach
niejednokrotnie - nazywany św.
Mikołajem Cudotwórcą - był
utożsamiany z samym Panem Bogiem.
Jego wizerunek był rozpowszechniony
niemal na całym terytorium byłego
imperium rosyjskiego. W dłonie
prawosławnych zmarłych wkładano list
do Świętego, zaświadczający, że
zmarły jest chrześcijaninem.
Na
obrazach występuje przeważnie w
stroju biskupim, otoczony scenami
cudów, jakie wydarzyły się za jego
pośrednictwem. Nierzadko towarzyszą
mu wizerunki trojga ocalonych przez
niego dzieci w cebrzyku, trzech
panien trzymających podarowane im
kule ze złota czy też okrętów i
marynarzy. Był wzywany we wszystkich
naglących potrzebach - stąd chyba
tak liczna grupa stanów i profesji,
którym patronuje.
Św. Mikołaj dzisiaj
Nie przestaje być jednym z
najpopularniejszych Świętych,
chociaż postać tę wypaczono, robiąc
z niej zabawnego, dobrotliwego
staruszka. Dobrze przynajmniej, że
coraz rzadziej straszy się dzieci
rózgami, które ponoć przynosi
niegrzecznym zamiast prezentu...
Z
jednej strony 6 grudnia towarzyszy
nam krzycząca kolorami i
dzwoneczkami komercja, z drugiej -
na szczęście - tajemniczość i
zagadkowość, która kryje nierzadko
zaskakujące bezinteresowne
obdarowywanie. W Internecie trwają
trochę infantylne dyskusje na temat,
czy św. Mikołaj istnieje, czy też
nie. „Nie chcecie, to nie wierzcie,
zostawcie tę przyjemność innym” -
napisała jedna z internautek.
7
grudzień.
Św. Ambroży
Słuchający go z zapartym tchem
ludzie opowiadali, że słowo Boże w
jego ustach było jak miód.
Do pokoju wpadł rój pszczół.
Niemowlę w kołysce poruszyło się
niespokojnie. Tymczasem pszczoły
szczelnie obsiadły jego usta.
Przerażona matka chciała przegnać
owady, ale ojciec uspokoił ją:
poczekaj, aż same odlecą. Pszczoły
poderwały się do lotu, nie czyniąc
dziecku krzywdy. – To niemowlę
będzie kimś wielkim! – zawołał
ojciec. – Może zostanie wielkim
mówcą?
Tak o dzieciństwie św. Ambrożego
opowiada legenda. Został wielkim
mówcą. Słuchający go z zapartym
tchem ludzie opowiadali, że słowo
Boże w jego ustach było jak miód.
Urodził się około 340 r. w
znakomitej rodzinie: ojciec był
prefektem Galii, a bracia Marcelin i
Uraniusz Satyr zostali świętymi. W
Rzymie zdobył wykształcenie
prawnicze i zaczął piąć się po
szczeblach kariery: został
adwokatem, a wreszcie namiestnikiem
Emilii i Ligurii. Zamieszkał w
Mediolanie. Silną pozycję mieli tu
arianie. Nawet biskup miasta
Auksencjusz zaprzeczał bóstwu
Chrystusa. Gdy zmarł, w mieście
wybuchł spór: katolicy chcieli mieć
swojego biskupa, arianie swego. Na
obrady przyjechał Ambroży.
Miał czuwać nad porządkiem i
zapobiec rozruchom. Gdy strony nie
mogły dojść do zgody, nagle jakieś
dziecko zawołało: „Ambroży
biskupem!”, a po chwili wszyscy
powtórzyli ten okrzyk. Najbardziej
zaskoczony był sam Ambroży. Znał
wprawdzie Biblię, ale nie był
nawet... ochrzczony. Tak, tak. W
jego czasach moment chrztu odwlekano
na wiek dorosły, przygotowując
żmudnie katechumenów do sakramentu.
Ambroży chciał odmówić, planował
nawet ucieczkę, ale głos powołania
był silniejszy. W osiem dni później
ochrzcił się, a już po kilku dniach,
7 grudnia 374 roku, został
wyświęcony na kapłana i biskupa.
Rozpoczął od mocnego akcentu: rozdał
majątek ubogim. Przy każdej okazji
głosił słowo Boże, a żar, z jakim
opowiadał, porwał wielu słuchaczy.
Pod wpływem jego słów nawrócił się
św. Augustyn.
Potrafił być stanowczy. Z wielką
energią wykazywał błędy arianizmu.
Nie wahał się też upomnieć samego
cesarza. Gdy w Tesalonikach wybuchło
powstanie, wściekły Teodozjusz kazał
spędzić lud do cyrku. Jego oddział
zmasakrował wówczas siedem tysięcy
ludzi. Impulsywny imperator szybko
pożałował swej reakcji i wysłał
rozkaz zatrzymania rzezi. Niestety,
posłaniec przybył za późno. Ambroży
domagał się od cesarza publicznej
pokuty. Teodozjusz wahał się. W
końcu jednak jako grzesznik przez
trzy miesiące nie wstępował do
kościoła, a potem „z jękiem i łzami”
prosił Boga o przebaczenie. „Ze
wszystkich biskupów, których znałem,
tylko Ambroży zasługuje na to, by go
naprawdę zwać biskupem!” –
powiedział później.
Pod koniec życia Ambroży pracował
nad traktatem o dobrej śmierci.
Zmarł w Wielki Piątek 397 roku. Jego
imię po grecku oznacza nektar dający
nieśmiertelność. I rzeczywiście,
jego pisma przetrwały. Do dziś
powtarza się jego słowa, że „dobra
mowa jest jak plaster miodu”, a
pszczelarze, których jest patronem,
wierzą, że „święty Ambroży miodu
dołoży”.
8
grudzień.
Niepokalane Poczęcie Najświętszej
Maryi Panny
Od
pierwszej chwili święta
8 grudnia 1854 roku papież Pius IX
bullą dogmatyczną „Ineffabilis Deus”
ogłosił uroczyście dogmat o
Niepokalanym Poczęciu Najświętszej
Maryi Panny. Uczynił to na podstawie
aktualnej wiary i nauczania Kościoła
oraz jednomyślnej i powszechnej
zgody wiernych i pasterzy.
Wolna od grzechu
W historii dogmatu maryjnego
doktryna o Niepokalanym Poczęciu
Najświętszej Maryi Panny rozwijała
się w ramach Kościoła z pewnymi
oporami. Taką sytuację można
zrozumieć, jeśli weźmie się pod
uwagę fakt, iż dogmat ten mówił o
wyjątkowości w odkupieniu Maryi
przez dzieło Jezusa Chrystusa.
Maryja nie tylko była wolna od
dziedzicznego grzechu pierworodnego,
ale również od wszelkiego grzechu
osobistego, była zbawiona i święta
od samego momentu poczęcia. Inaczej
mówiąc, w żadnym momencie grzech nie
miał nad nią najmniejszego
panowania. Zło nie znalazło miejsca
w Maryi, choć było obecne wokół Niej
i zmuszało ją do dokonywania
wyborów.
Pełna łaski
W odróżnieniu od chrześcijan
Zachodu, którzy wyrażają Niepokalane
Poczęcie w formie negatywnej (brak
grzechu pierworodnego),
chrześcijanie Wschodu wyrażają je w
formie pozytywnej, podkreślając, że
Maryja cała święta i wolna od
wszelkiej zmazy grzechowej, jest
jakby utworzona przez Ducha Świętego
i ukształtowana jako „nowe
stworzenie”.
Niepokalane Poczęcie Maryi nie jest
sprzeczne z powszechnością
odkupienia, nie stanowi wyjątku,
który by pomniejszał wartość
zbawczego aktu Jezusa na Kalwarii,
lecz wprost przeciwnie - ukazuje
jego pełnię. W roku 1447 papież
Sykstus IV zatwierdził oficjalnie
święto i mszę, która zawierała
potwierdzenie tego przywileju.
Natomiast Sobór Trydencki w dekrecie
dotyczącym grzechu pierworodnego
mówi o Maryi Niepokalanie Poczętej,
której ten grzech nie dotyczy.
Papież Pius IX ogłosił natomiast
uroczyście, że „Najświętsza Maryja
Panna w pierwszej chwili swego
poczęcia za szczególniejszą łaską i
przywilejem Boga wszechmogącego,
biorąc pod uwagę zasługi Jezusa
Chrystusa, Zbawiciela rodzaju
ludzkiego, została zachowana od
wszelkiej zmazy grzechu
pierworodnego”. W uzasadnieniu
dogmatu Papież wskazał na dwa teksty
biblijne: Protoewangelię (Rdz 3,15)
i pozdrowienie, jakie Anioł
skierował do Maryi podczas
Zwiastowania (Łk 1,28). Sobór
Watykański II nawiązuje do nich w
Konstytucji dogmatycznej o Kościele
w numerach 55-56. Do tych dwóch
tekstów dołącza się dziś 12.
rozdział Apokalipsy. Niewiasta
obleczona w słońce reprezentowałaby
Kościół niebieski i ziemski, jak i
Maryję, przedstawicielkę Kościoła.
Objawienia w Lourdes, które miały
miejsce cztery lata po ogłoszeniu
dogmatu o Niepokalanym Poczęciu
Najświętszej Maryi Panny,
potwierdziły wiarę całego Kościoła
wyrażoną w tym dogmacie maryjnym.
Uprzywilejowana
W
momencie, w którym Maryja została
poczęta w łonie swej matki, jako
pełna łaski stała się doskonałym
odbiciem oblicza samego Boga.
Podstawowa różnica pomiędzy Maryją a
nami polegałaby na tym, że my
rodzimy się pozbawieni tej łaski,
której nigdy nie była pozbawiona
Maryja. Wspólnota życia z Osobami
Bożymi jest udzielana
chrześcijaninowi w momencie chrztu
św. Natomiast Maryja cieszy się nią
już od pierwszej chwili swego
istnienia. Ona zawsze mówi Bogu
„tak”. W każdej chwili Jej wola
pokrywa się z pragnieniem Boga.
Podczas gdy człowiek nieustannie
ulega pokusie, Maryja osiąga pełną
komunię z Bogiem, która jest
tajemnicą Jej świętości. Maryjne
FIAT Zwiastowania wyraziło tę
podstawową dyspozycję ducha, która
rozciągnęła się na całe Jej życie.
Dla Niej, ze względu na Jezusa,
który miał się z Niej narodzić, Bóg
w sposób cudowny wstrzymał
dziedziczenie grzechu pierworodnego.
Świętość Syna jest przyczyną
wyprzedzającego uświęcenia Matki.
Matka Boga
Maryja od pierwszej chwili swego
poczęcia należy do Chrystusa i ma
udział w zbawczej łasce
uświęcającej, która swój początek w
Nim znajduje. Można by powiedzieć,
że Maryja otrzymuje życie od Tego,
któremu sama dała życie jako Matka.
Całkowita od początku świętość Maryi
oraz zachowanie od grzechu
pierworodnego odpowiada Jej
wzniosłej misji jako Matki Boga.
Jest święta od samego początku ze
względu na swojego Syna i na całą
ludzkość, która ma być zbawiona.
Wyjątkowy udział Maryi w tajemnicy
Odkupienia zakłada Jej wyjątkowe
uczestnictwo w łasce Chrystusa i
Jego zwycięstwie nad grzechem i
śmiercią. Maryja, wolna od wszelkiej
zmazy grzechu, mogła stać się
prawdziwie doskonałą współpracownicą
swego Syna.
Arcydzieło stworzenia
Całkowite zachowanie Maryi od
grzechu pierworodnego oznacza dla
Niej także wolność od wszystkich
następstw tego grzechu w porządku
moralnym, tzn. wolność od
jakiejkolwiek skłonności do grzechu.
U Maryi pełnia łaski przezwycięża
grzech i wszelką pożądliwość.
Wolność od pożądliwości nie oznacza
jednak, że Maryja została zachowana
od pokus, gdyż i Chrystus musiał
stawiać im czoło (zob. Mt 4,1-11).
Jednakże podobnie jak Chrystus nie
doświadczała Ona upodobania do zła i
skłonności do grzechu, które
wynikają z pożądliwości. Nie była
również wolna od cierpień i śmierci
jako następstw grzechu
pierworodnego.
Z
uwagi na szczególny udział Maryi w
dziele Odkupienia, które dokonało
się przez mękę i śmierć Chrystusa,
trzeba było, aby Maryja była
złączona z Synem, uczestnicząc także
w tajemnicy krzyża. Niepokalane
Poczęcie prowadzi Maryję do
najgłębszego doświadczenia
cierpienia i śmierci w ich wartości
zbawczej. Ponieważ panowanie Boga
nad Maryją wyklucza w Niej wszelkie
cierpienie spowodowane złem czy też
nieporządkiem wewnętrznym, jak na
przykład wyrzuty sumienia czy
skrupuły, Jej cierpienie nie jest
pokutą za grzechy osobiste. Ona
cierpi moralnie i duchowo z naszego
powodu, bo nas kocha. W Maryi
Niepokalanie Poczętej jaśnieją więc
piękno stworzenia i moc Odkupienia.
Ona zawsze prowadzi nas do
Chrystusa. Podziwianie Jej świętości
jest równocześnie uwielbieniem
Chrystusa, jedynego Źródła łaski.
Niepokalane Poczęcie nie wyklucza w
Maryi wiary, ale raczej otwiera nowe
horyzonty, które są dla nas
niedostępne. W Maryi dokonuje się
nieustanny wzrost łaski i coraz
bardziej jednoczące przylgnięcie do
Boga. W Niej podziwiamy to wszystko,
do czego zdolna jest miłość Boga,
gdyby spotkała się z pełną
dyspozycyjnością człowieka. Maryja
Niepokalanie Poczęta jawi się więc
jako arcydzieło stworzenia.
Zachowując całkowitą wierność woli
Stwórcy, ukazuje nam, jakim byłoby
stworzenie, gdyby nie przeszkodził
temu grzech. Równocześnie, przez
doskonałą harmonię i zgodność między
łaską Bożą a działaniem ludzkiej
natury, Maryja oddała najwyższą
cześć Bogu i tym samym stała się
obrazem Kościoła w chwale.
Najpiękniejsze Piękno
Adwent... Nie ma Adwentu bez Maryi.
Tak jak Syna bez Matki. Niezwykły
Syn, niezwykła Matka. Patrzę na Jej
wizerunki. W przydrożnej kapliczce
gipsowa figurka. W szensztackim
sanktuarium piękna i zadumana,
wpatrująca się we mnie Matka z
Dzieciątkiem. I ta z Medjugorie -
nierzeczywiście ładna. I ta z
Passawy - piękna, ciepła i
uroczysta. Ile ich jest - każda
inna. A przecież o tę samą Maryję
chodzi.
Wśród wielu cech, jakie twórcy
chcieli utrwalić, jest bez wątpienia
jedna wspólna: piękno, niezwykłe
piękno, które musi być widoczne w
postaci, w twarzy, w oczach i
spojrzeniu Maryi. Tak zresztą
opisują Maryję wszyscy, którym
zechciała się ukazać. A gdy artyści
pod ich dyktando starali się oddać
urok Pięknej Pani, słyszeli zawsze
to samo: obraz jest ładny, ale Ona
jest inna, jest piękniejsza.
Co
takiego w Niej jest? A co stanowi o
pięknie kobiety? Kształty postaci?
Kolor oczu? Puszystość włosów?
Ciepło głosu? Delikatność dłoni?
Dziewczęta i kobiety, które
uwierzyły w taki wzorzec piękności,
robią wszystko, by zewnętrzne piękno
uczynić jeszcze urodziwszym. Skutek
bywa często opłakany. Bo nie tędy
droga. Zatem pytam jeszcze raz: Co
takiego w Niej, w Maryi, jest?
Najpierw macierzyństwo. Powiadam:
najpierw, bo jest to tajemnica, o
którą ocieramy się w naszym życiu
często. Jest coś urzekającego w
postaci, w spojrzeniu, w całym
zachowaniu kobiety tulącej dziecko.
Każda wtedy wypięknieje. Jakże
piękna musiała być Matka Jezusa... A
więc najpierw macierzyństwo.
Jest jeszcze drugi powód, dla
którego Maryja prześcignęła w
pięknie wszystkie dziewczęta i
wszystkie kobiety świata. Piękno w
człowieku zakotwiczone jest nie w
proporcjach ciała, lecz w duszy
człowieka. Bo o człowieczeństwie
stanowią właśnie duch i dusza. Zatem
- im głębsze życie duchowe, im
bardziej duch nad ciałem panuje, im
więcej w kimś duchowej przestrzeni,
tym piękniejszą staje się ta osoba.
Także tę prawidłowość obserwujemy w
naszym otoczeniu. I dlatego tak
niepiękne, choć z wyglądu ładne,
bywają rozmaite "miss". Braku ducha
nie da się niczym zastąpić. I
dlatego bez wątpienia najpiękniejszą
jest Maryja. To o Niej powiedział
anioł: "Bądź pozdrowiona, Pełna
Łaski!". Dobrze napisałem. Dwa razy
duża litera, bo te słowa (w greckim
oryginale jedno) stają się Jej
imieniem. Taka jest gramatyczna
konstrukcja tego zdania. "Pełna
Łaski"... Jej duchowe wnętrze, jej
wtedy młodziutkie serce wypełnia
miłość Boga i radość z Jego
obecności. Nie, ta miłość nie
przekreśla i nie wyklucza miłości do
ludzi. Przeciwnie, gdy Bóg w sercu -
tym szerzej jest ono otwarte dla
świata, tym większą radością,
dobrocią, życzliwością i pokojem
człowiek promieniuje. I tym
bardziej, i więcej pokochać może.
Taką była (i jest) Pełna Łaski.
Zasługa to czy dar? O co pytam? I o
Jej piękno, i o pełnię łaski.
Odpowiedź brzmi: dar. Wielki,
wspaniały, niezasłużony dar Boga.
Ale mimo że Bóg darami sieje hojnie,
to przecież obdarza nimi stosownie
do zdolności i możliwości człowieka
(por. Mt 25,15). W każdym człowieku
wielkość Bożego daru spotyka się z
ludzką wolnością. Już ona sama jest
darem, ale Bóg szanuje wolne decyzje
człowieka. Szanuje więc i to, co
każdy z nas czyni z innymi Jego
darami. Maryję obdarował bez miary,
to prawda. A Ona z tego ogromu
Bożych darów nie zmarnowała ani
okruszyny. Od dziecka po wiek
dojrzały. Świat, w którym żyjemy,
daleki jest od takiego ideału -
dlatego trudno nam pojąć wewnętrzne
piękno Niepokalanej. Właśnie tak o
Niej mówimy: Niepokalana. I jesteśmy
przekonani pewnością wiary, że
"Najświętsza Maryja Panna od
pierwszej chwili swego poczęcia, na
podstawie szczególnej łaski i
przywileju wszechmocnego Boga, mocą
przewidzianych zasług Jezusa
Chrystusa... została zachowana
nietkniętą od wszelkiej zmazy
grzechu pierworodnego" (z bulli
papieża Piusa IX "Ineffabilis Deus",
rok 1854).
Przywilej? A co, nie cieszysz się,
że Maryja została tak obdarowana?
Przecież wraz z Nią my wszyscy
zostaliśmy obdarowani. I dlatego
budzi się w nas adwentowa radość. I
znowu zachwycamy się Jej czarem. I
chcielibyśmy Jej urokiem cieszyć się
jak dzieci pięknem swej matki. A Jej
obrazy i figury? Myślę, że radość
Jej sprawiają także te nie całkiem
udane. Zupełnie jak matce, gdy
dziecko z dumą przynosi nagryzmolony
kredkami rysunek i pyta: Ładnie cię
narysowałem, mamusiu? Ważniejsze, by
nasze życie było odbiciem Jej życia.
Nieudolnym i dalekim od pierwowzoru
- ale jednak odbiciem
najpiękniejszego Piękna
Niepokalanej. Czy nie to jest
szczególnym zadaniem na czas
Adwentu?
Jak to było z dogmatem o
Niepokalanym Poczęciu Najświętszej
Maryi Panny?
Chociaż Sobór w Bazylei wpadł
schizmę i nie został uznany przez
Kościół, niemniej jego dekret z 17
września 1438 r. wpłynął decydująco
na rozszerzenie wiary i nauczania o
Niepokalanym Poczęciu NMP w XV
wieku. Francja i Hiszpania
wprowadzają dekret w życie (por.
synod w Awinionie, 1457).
Uroczystość 8 grudnia rozpowszechnia
się w całym chrześcijaństwie. Wielcy
teologowie — Dionizy Kartuz (zm.
1472), św. Wawrzyniec Giustiniani
(zm. 1455), św. Bernardyn ze Sieny
(zm. 1475) — wypowiadają się za
dogmatem o Niepokalanym Poczęciu.
Franciszkanie prowadzą w tym
względzie długie dyskusje z
dominikanami. Układają oni także
tekst Mszy św. i „Officium" —
modlitwy brewiarza, które aprobuje
papież Sykstus IV bullo „Cum
praeexcelsa” (1476).
Druga bulla Sykstusa IV „Grave
nimis" (1483) położyła kres nowej
polemice wszczętej między
przedstawicielami tych samych
zakonów z okazji nowego „Officium"
ułożonego przez franciszkanina
Bernarda de Busti. Pierwsza redakcja
bulli (1482) podawała jako fałszywe
i mylne twierdzenia, jakoby
przedmiotem święta Niepokalanego
Poczęcia było uświęcenie Maryi przez
łaskę uświęcająca. Papież ma bowiem
na myśli przywilej Niepokalanego
Poczęcia udzielony Maryi i grozi
ekskomunika tym, którzy inaczej
twierdzą. Druga redakcja (1483)
rozszerzyła ekskomunikę na tych,
którzy odważyliby się głosić, że.
jest grzechem obchodzić święto 8
grudnia lub słuchać kazań na cześć
przywileju Niepokalanego Poczęcia
NMP.
Akta te — pierwsze, jakie posiadamy
w sprawie Niepokalanego Poczęcia NMP
— nie mają jeszcze wartości orzeczeń
nieomylnych. Ale jasno wykazują
kierunek, jaki już niezmiennie
obiera Stolica Apostolska.
Na
XIX Soborze Powszechnym (w
Trydencie, na V i VI Sesji,
I546--1547) wniesiono projekt
uroczystej definicji tego przywileju
Maryi jako dogmatu wiary.
Zdecydowano się jednak sprawy nie
rozstrzygać ze względu na licznie
oponujących teologów l aby nie
zaostrzać sporu z protestantami.
Mimo wszystko w czasie dyskusji nad
dekretem o grzechu pierworodnym
postanowiono włączyć do kanonu
odpowiednie oświadczenie na ten
temat (nr 83). Nie bez znaczenia
jest także aluzja w kanonie 23 (nr
84) o usprawiedliwieniu.
SYKSTUS IV: Konstytucja „Cum
praeexcelsa” (1476)
Podajemy tylko wstęp do aprobaty
Mszy św. i Oficjum o Niepokalanym
Poczęciu.
Badając w pobożnym rozważaniu
wzniosie oznaki zasług, "którymi
Królowa niebios, chwalebna
Bogarodzica Dziewica, wyniesiona na
niebiosa, świeci jak zorza poranna
wśród gwiazd... uważamy za rzecz
godną, a co więcej należną, aby
wszyscy wierni oddali chwalę i
dzięki składali wszechmocnemu Bogu
za cudowne poczęcie Niepokalanej
Dziewicy. Jego Opatrzność, widząc od
wieków pokorę Dziewicy, dla
pojednania ze swoim Stwórcą rodzaju
ludzkiego podległego śmierci z
powodu upadku pierwszego człowieka,
uczyniła ją za sprawą Ducha Świętego
przybytkiem dla jedynego swego Syna.
Z niej wziął On śmiertelne ciało dla
odkupienia swego ludu, a ona
pozostała niepokalaną Dziewicą po
zrodzeniu [Syna]. Dlatego [zachęcamy
wiernych], aby odprawiali Msze św. i
inne nabożeństwa, ustanowione w tym
celu w Kościele, by brali w nich
udział... l aby przez zasługi i
wstawiennictwo tejże Dziewicy
uzyskiwali obfitszą łaskę Bożą.
SYKSTUS IV: Konstytucja „Grave
nimis” (1483)
Właśnie kiedy święty Kościół rzymski
obchodzi święto poczęcia
niepokalanej i zawsze Dziewicy Maryi
i ustanowił specjalne o tym
„officium", dowiadujemy się, że
niektórzy kaznodzieje z różnych
zakonów w kazaniach swoich
głoszonych do ludu w rozmaitych
miastach i okolicach nie wstydzili
się twierdzić, że wszyscy, którzy
utrzymują lub twierdzą, że chwalebna
i niepokalana Boga Rodzicielka była
poczęta bez plamy grzechu
pierworodnego, grzeszą śmiertelnie
lub są heretykami, że wierni, którzy
odmawiają „officium" o jej
Niepokalanym Poczęciu, słuchają nauk
o tym, że została poczęta bez tej
zmazy, grzeszą ciężko albo są
heretykami. Tego rodzaju twierdzenia
potępiamy i odrzucamy na mocy naszej
władzy apostolskiej jako fałszywe,
błędne i wręcz przeciwne prawdzie,
podobnie jak i książki zawierające
takie Poglądy... [Lecz ganimy
również tych], którzy odważają się
twierdzić, że zwolennicy opinii
przeciwnej — tzn. że Najświętsza
Maryja Panna została poczęta w
grzechu pierworodnym — dopuszczają
się herezji i wpadają w grzech
ciężki, ponieważ Kościół rzymski i
Stolica Apostolska jeszcze nic nie
rozstrzygnęły...
XIX SOBÓR POWSZECHNY, TRYDENCKI -
SESJA V I VI (1546-1547)
Dekret o grzechu pierworodnym
Nota.- Oświadcza jednak tenże święty
Sobór, że nie zamierza obejmować tym
dekretem, w którym jest mowa o
grzechu pierworodnym, świętej i
niepokalanej Bożej Rodzicielki
Maryi; lecz że należy zachować
Konstytucje świętej pamięci papieża
Sykstusa IV pod grozą kar zawartych
w tychże Konstytucjach, które Sobór
ponownie zatwierdza.
Kanon o usprawiedliwieniu (1547)
Kan. 23. Jeśli ktoś twierdzi, że
człowiek raz usprawiedliwiony nie
może już więcej grzeszyć ani też
utracić laski i ze dlatego ten, kto
upada i grzeszy, nigdy nie był
prawdziwie usprawiedliwiony; albo
przeciwnie, że może w całym życiu
unikać wszystkich grzechów, nawet
powszednich, chyba mocą szczególnego
przywileju Bożego, jak to utrzymuje
Kościół o świętej Dziewicy — niech
będzie wyłączony ze społeczności
wiernych.
PAWEŁ IV: Konstytucja „Cum quorundam”
(1555)
Bulla powyższa z 7. V l H. 1555 r.
nie wymienia imienia żadnego
teologa, ale nauki uznane za
nieprawowierne są właśnie te, które
będą szerzyli socynianie (arianie
polscy). Lelio Sozzini (1525-1562)
obejmował już swym wpływem Austrię,
Szwajcarię i Francję. Bratanek jego
Fausto Sozzini (1539-1604) będzie
rozpowszechniał te nauki w Czechach
i w Polsce. Znaczenie dogmatyczne
bulli: jest to dokument zwyczajnego
magisterium.
[W
trosce o wiernych upominamy]...
tych, którzy twierdzą, że nasz
Zbawiciel nie został poczęty według
ciała za sprawą Ducha Świętego w
łonie świętej i zawsze Dziewicy
Maryi, lecz jak inni ludzie i z
nasienia Józefa... albo że
Najświętsza Maryja Panna nie jest
prawdziwą matką Boga i nie pozostała
w nienaruszoności dziewictwa przed
narodzeniem, przy narodzeniu i po
narodzeniu.
Michał Bajus i janseniści
Nauka Bajusa i jansenistów o Matce
Bożej wypływała logicznie z ich
pesymistycznego nastawienia do
natury ludzkiej. Człowiek — według
nich — jest do gruntu zepsuty
wskutek grzechu. Nie przyjmowali w
tym żadnego wyjątku i głosili błędna
naukę.
Opinia Bajusa
73
Nikt oprócz Chrystusa nie jest bez
grzechu pierworodnego. Dlatego
błogosławiona Dziewica umarła z
powodu grzechu zaciągniętego od
Adama i wszystkie jej cierpienia w
tym życiu jak i cierpienia innych
ludzi sprawiedliwych były karą za
grzech pierworodny lub osobisty
[Bulla św. Piusa V „Ex omnibus
affiictionibus", 1567].
Opinia jansenistów
24
Ofiara dwóch gołąbków złożona w
świątyni przez świętą Dziewicę
Maryję w dniu oczyszczenia, jednego
na całopalenie, drugiego za grzechy,
świadczy wystarczająco, że
potrzebowała oczyszczenia i że jej
Syn [którego ofiarowała] był także
dotknięty zmazą matki, zgodnie ze
słowami prawa [Dekret św. Officium,
1690].
OSTATNIE STADIA DEFINICJI DOGMATU O
NIEPOKALANYM POCZĘCIU NMP - (OD
ALEKSANDRA VII DO PIUSA IX)
W
roku 1617 papież Paweł IV zakazał
wygłaszania publicznie opinii
sprzecznych z wiarą w Niepokalane
Poczęcie NMP. Grzegorz XV w 1622 r.
rozszerzył ten zakaz na pisma
prywatne.
W
1661 r. 8 grudnia, na prośbę króla
Hiszpanii Filipa IV, papież
Aleksander VII podpisał bullę
„Sollicitudo omnium ecclesiarum", w
której streszcza dzieje kultu
Niepokalanego Poczęcia. Określa ten
przedmiot kultu słowami, które Pius
IX powtórzy w definicji dogmatu
(Bulla „Ineffabilis Deus", 1854).
Zabrania jednak (jak poprzednio
Sykstus IV) zwolenników opinii
odmiennej nazywać heretykami.
Klemens XI ustanowił dzień 8 grudnia
jako święto obowiązujące w całym
Kościele (1708). W 1838 r. Grzegorz
XVI pozwolił arcybiskupowi Sewilli
dodać do prefacji NMP „et te in
Conceptione immaculata". W 1843 r.
dominikanie otrzymują pozwolenie na
obchodzenie święta z uroczystą
oktawa. Jezu' id czcili Niepokalane
Poczęcie NMP od samego początku
swego istnienia. Było stała tradycjo
w ich nowicjatach zobowiązać się
ślubem do szerzenia tego kultu, W
1846 r. Pius IX pochwalił biskupów
amerykańskich, zebranych w
Baltimore, którzy ogłosili Maryję
pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia
patronka Stanów Zjednoczonych.
Wreszcie 8 grudnia 1854 r. Pius IX
ogłosił bullą „Ineffabilis Deus"
dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Jest
to dokument „ex cathedra". Papież
orzeka, że w żadnej chwili swego
życia Maryja nie pozostawała pod
władza grzechu i że ze względu na
przewidzianą zbawczą śmierć
Chrystusa otrzymała od Boga
wyjątkowy przywilej zachowania od
grzechu pierworodnego.
ALEKSANDER VII: Bulla „Sollicitudo
omnium ecclesiarum" (1661)
Starodawna już jest pobożność
wiernych względem świętej Dziewicy
Maryi, utrzymujących, że jej dusza
od pierwszej chwili stworzenia i
połączenia z ciałem była wolna od
wszelkiej zmazy grzechu
pierworodnego mocą szczególnej łaski
Boga i przywileju [udzielonego] ze
względu na przyszłe zasługi Jezusa
Chrystusa, Syna Jego, Odkupiciela
rodzaju ludzkiego. W tym też duchu
czczą oni i uroczyście obchodzą
święto Jej poczęcia. Liczba
czcicieli tego święta wzrosła do
tego stopnia... że prawie wszyscy
katolicy je przyjęli...
Wznawiamy konstytucje i dekrety
Rzymskich Biskupów wydane na korzyść
twierdzenia, że dusza świętej
Dziewicy Maryi już w akcie
stworzenia i połączenia z ciałem
była udarowana łaską Ducha Świętego
i zachowana od grzechu
pierworodnego.
PIUS IX: Bulla „Ineffabilis Deus"
(1854)
Definicja dogmatu o Niepokalanym
Poczęciu NMP
Na
chwałę Świętej i Niepodzielnej
Trójcy, na cześć i uwielbienie Bożej
Rodzicielki, dla wywyższenia wiary
katolickiej i rozkrzewienia religii
chrześcijańskiej, powagą Pana
Naszego Jezusa Chrystusa, świętych
Apostołów Piotra i Pawła oraz Naszą
ogłaszamy, orzekamy i określamy, że
nauka, która utrzymuje, iż
Najświętsza Maryja Panna od
pierwszej chwili swego poczęcia -
mocą szczególnej łaski i przywileju
wszechmocnego Boga, mocą
przewidzianych zasług Jezusa
Chrystusa, Zbawiciela rodzaju
ludzkiego - została zachowana
nietknięta od wszelkiej zmazy
grzechu pierworodnego, Jest prawdą
przez Boga objawioną i dlatego
wszyscy wierni powinni w nią
wytrwale i bez wahania wierzyć.
Stąd też ci, co odważyliby się w
sercu pomyśleć inaczej, niż zostało
to przez Nas ustanowione, od czego
niech Bóg zachowa, winni dobrze
wiedzieć, że własnym wyrokiem
potępili się, że ulegli rozbiciu w
wierze i odpadli od Kościoła
katolickiego, a nadto popadną tym
samym w kary ustanowione przez
prawo, jeśli to, co czują w sercu,
odważą się w jakiś sposób zaznaczyć
słowem, pismem lub okazać się
na zewnątrz.
Wielką troską Kościoła jest, aby
wszyscy wyznawcy Jezusa Chrystusa
święcie żyli, ale i poprawnie
wierzyli. Niekiedy można spotkać
opinie wśród ludzi, które zwracają
uwagę tylko na sposób postępowania
człowieka. Stanowi to niekiedy
usprawiedliwienie dla tych co nie
wierzą w Boga, że ich postępowanie
moralne jest daleko lepsze od
postępowania chrześcijan. Tymczasem
chrześcijanie słusznie mają pamiętać
o prowadzeniu życia według
przykazań, ale w pierwszej
kolejności mają poprawnie wierzyć.
Prawdą jest, że tak się żyje jak się
wierzy. Oznacza to stałą troskę o
wiarę w prawdziwego Boga. Pismo
święte nie jeden raz pokazuje, że
człowiek odłączony od Boga to, albo
szuka oparcia w pieniądzach, albo w
ludzkich układach i sympatiach.
Powyższą kwestię można zauważyć na
przykładzie dyskusji jaka toczyła
się na przestrzeni wieków wokół
sprawy poczęcia Maryi, matki Jezusa.
Ostatecznie w 1854 roku, papież bł.
Pius IX ogłosił dogmatem wiary, że
Najświętsza Maryja Panna od
pierwszej chwili swego poczęcia
„została zachowana wolna od
wszelkiej zmazy grzechu
pierworodnego”. Z racji 150-lecia
tego wydarzenia w Kościele warto
zastanowić się nad znaczeniem
przesłania jakie płynie z misterium
Niepokalanego Poczęcia Matki Pana.
Papieskie orzeczenie dogmatu nie
przywołuje błędów i herezji, które
pojawiły się na przestrzeni wieków
podczas wyjaśniania tej kwestii.
Prawdą jest, że dyskusje się
wyciszyły na początku XIX wieku.
Podaje jedynie, że ta prawda wiary
zostaje publicznie ogłoszona jako
objawiona „na chwałę Świętej i
Niepodzielnej Trójcy”. Jaka jest
zatem chwała Boga w poczęciu Matki
Bożej?
Zamysł Ojca
Wydawać by się mogło, że piękną
cechą człowieka jest to, że szuka
Boga. Tak jednak nie musi być, gdyż
może to być wyrazem tylko lęku przed
Nim lub wielkiej interesowności. Nie
takiego „boga” ma poznać człowiek.
Ma poznać Boga, który szuka
człowieka. I piękny jest ten, kto
pozwoli się poznać takiemu Bogu, kto
uzna, że Jego szukanie i troska są
najlepsze. Co więcej, kto uzna, że
Bóg przewidzi i ma dlatego dobry
plan dla każdego człowieka. O tym,
że tak się mają sprawy Boga z
człowiekiem, można dostrzec w życiu
Maryi z Nazaretu. Pierwsze o Niej
słowa Ewangelii nic nie mówią o jej
rodzinie, o Jej urodzie i wieku.
Ujawniają natomiast Jej szczególne
objawienie Anioła Gabriela, które
popularnie nazywamy Zwiastowaniem
Pańskim. Pierwsze słowa posłańca
Bożego są przekazaniem pokoju i
obwieszczeniem, że Pan jest z
Maryją, że jest pełna łaski. Do
nikogo z ludzi według Biblii tak Bóg
nie powiedział. Następnie Anioł
obwieszcza, że zostanie matką Syna
Bożego. Maryja przyjęła ten zamysł
Boga, który jest Ojcem. Stało się
tak jak zamierzał Ojciec. Słowo Boże
pokazuje, że jakkolwiek wielkie
byłyby plany Maryi, jakakolwiek
byłaby Jej pobożność i sposób życia
to należy dostrzec, że Ojciec
chciał, aby poznała Jego miłość,
Jego zamiary i plany. I chwała mu za
to!
Łaska Syna
W
obwieszczonych słowach Anioła
zastanawiający jest zwrot: „pełna
łaski”(gr. Kecharitomene należałoby
dokładnie tłumaczyć „przemieniona
łaską”). Pojawia się natychmiast
pytanie: a od kiedy Maryja cieszy
się takim majestatem łaski i co to
za łaska? Z tekstu można wnioskować,
że nie chodzi tu o łaskę
macierzyństwa, gdyż mowa o
„przemienieniu łaską” jeszcze przed
poczęciem Jezusa. Ponadto słowo Boże
nie podaje, że Maryja cieszy się
łaską dopiero od Zwiastowania. Takie
już było życie Maryi w łasce zanim
przyszedł Anioł. Można zatem
przyjąć, że tak było w Jej życiu od
początku, czyli od Jej poczęcia.
Pełnia łaski to inaczej całkowita
wolność od grzechu, czyli także od
grzechu pierworodnego. To inaczej
łaska odkupienia przekazana przez
Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Czy
jednak można mówić o łasce
Odkupiciela w momencie Zwiastowania
skoro Jezus jeszcze się nie począł,
nie cierpiał, nie umarł na Krzyżu i
nie zmartwychwstał? To jeden
problem. Drugi to ten: skoro Jezus
jest Zbawicielem wszystkich ludzi to
także odnosi się do Maryi, a zatem
czy rzeczywiście Ona była całkowicie
święta? Problem pomógł rozwiązać bł.
Jan Duns Szkot (+1308),
franciszkanin. Uświadomił innym, że
łaska Chrystusa ma wymiar
ponadczasowy. Z Jego łaski
odkupienia korzystają zarówno ci,
którzy żyli przed Nim i po Nim.
Zatem z łaski odkupienia przez
Chrystusa skorzystała także Maryja.
Matka Jezusa dostąpiła łaski, dzięki
zasługom swego Syna Jezusa. Ta zaś
jest wyższość odkupienia, którego
dostąpiła, że nie została wyzwolona
z grzechu pierworodnego, ale została
od niego zachowana. Wspomniany
teolog wskazywał na to, że Chrystus
jest jedynym i doskonałym
Odkupicielem a jego wielkość również
w tym, że zachował Maryję od grzechu
pierworodnego. Została On odkupiona
w sposób wznioślejszy. Maryja
została zbawiona tylko łaską.
Wspominać zatem misterium poczęcia
Maryi, to oddawać chwałę łasce
Chrystusa, łasce darmowej, łasce
uprzedzającej, łasce potężniejszej
niż grzech i śmierć.
Dzieło Ducha Świętego
Ojciec, który objawił swój zamysł
wobec Maryi nie tylko uzdolnił Ją do
wypełnienia zadania, ale też sprawił
mocą swego Ducha, że poczęła Syna
Bożego. Taka jest misja Ducha
Świętego. Po pierwsze, przekonać, że
człowiek został stworzony po to, aby
w swym życiu doświadczył, że jest
dzieckiem Bożym. Po drugie, uzdolnić
człowieka, aby wyznał i uwielbił
Boga Abba Ojcze. Duch nie działa
niezależnie od Ojca i Syna. Był
zatem obecny w poczęciu Maryi, bo
jest Duchem Stwórcą. To On Ją
ukształtował jako nowego człowieka,
uzdolnił do bycia żoną Józefa i
Matka Jezusa; to On wypełniał Jej
serce w pielgrzymce wiary. Nie
byłoby takich postaw w życiu Maryi,
gdyby zabrakło w Niej działania
Ducha Świętego. Matka Pana zanim
poczęła Syna uwierzyła Bogu Ojcu.
Zatem wszelki kryzys postępowania
moralnego, należałoby zacząć od
leczenia wiary.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi
Świętemu w misterium Niepokalanego
Poczęcia Maryi!
9
grudzień.
Św. Juan Diego Cuauhtlatoatzin
Św. Juan Diego urodził się w 1474 r.
w wiosce Tlayacac, odległej o ok. 20
km od obecnej stolicy Meksyku.
Rodzice dali mu indiańskie imię
Cuauhtlatoatzin, które w języku
Azteków znaczy „Mówiący Orzeł”.
Należał do najbiedniejszej, a
zarazem najliczniejszej klasy w
społeczności Azteków. Ciężko
pracował na roli i zajmował się
wyrabianiem mat. W roku 1524 lub
1525 nawrócił się na chrześcijaństwo
i przyjął chrzest z rąk znanego
wówczas wśród Indian misjonarza -
franciszkanina o. Torbio de
Benavente. Otrzymał imię Juan Diego.
Razem z nim chrzest przyjęła jego
żona Maria Lucia. Zmarła w 1529
roku, nie pozostawiając potomstwa.
Juan Diego był bardzo gorliwym
chrześcijaninem. W każdą sobotę i
niedzielę przemierzał pieszo
kilkanaście mil ze swojej wioski do
kościoła w Tenochtitlan, by
uczestniczyć we Mszy św. i
katechizacji. Podczas jednej z
takich wypraw, w sobotni poranek 9
grudnia 1531 r., na wzgórzu Tepeyac
objawiła mu się Matka Boża. Zgodnie
z życzeniem Maryi, na wzgórzu
wkrótce wybudowano kaplicę, w której
umieszczono Jej cudowny wizerunek
odbity na płaszczu Indianina. Juan
Diego zamieszkał w pokoju,
przygotowanym dla niego tuż obok
świątyni.
Spędził tam resztę życia,
opowiadając przybywającym do
sanktuarium pielgrzymom o
objawieniach, wyjaśniając im prawdy
wiary i przygotowując wielu do
przyjęcia chrztu. Zmarł 30 maja 1548
r. w wieku 74 lat i został pochowany
na wzgórzu Tepeyac. W 1990 r. Jan
Paweł II ogłosił go błogosławionym,
a 31 lipca 2002 r., podczas swojej
kolejnej pielgrzymki do Meksyku,
włączył do grona świętych.
10
grudzień.
W domu Świętej Rodziny
Gdzie można oglądać ściany, w
których niegdyś żyła Święta Rodzina?
W grocie Zwiastowania w Nazarecie?
Nie tylko.
Loreto leży na jednym z łagodnych
wzgórz w środkowej części Włoch, w
regionie Marche, w pobliżu Ankony.
Ma ponad 11 tys. mieszkańców.
Znajduje się tu jedno z
najważniejszych miejsc kultu
maryjnego na świecie. Na wzgórzu,
które króluje nad miastem, stoi
potężna Bazylika. Zbudowana w stylu
późnogotyckim, kształtem
przypominając twierdzę, powstała w
XV wieku. Wybudowano ją na planie
krzyża łacińskiego o 93 m długości i
60 m wysokości... Kopuła świątyni
przedstawia symbolicznie niektóre
wezwania z litanii loretańskiej oraz
historię dogmatu Niepokalanego
Poczęcia Maryi. W bocznych nawach
znajduje się 12 kaplic, w tym
kaplica polska z freskami A.
Gattiego przedstawiającymi
religijno-patriotyczne epizody
historii Polski, a w centrum obraz z
Najświętszym Sercem Jezusowym.
Najcenniejszym skarbem Bazyliki jest
jednak Święty Domek. Według starej
tradycji, współcześnie potwierdzonej
przez odkrycia
archeologiczno-historyczne
przechowuje nazaretański dom
Niepokalanej. Ziemskie mieszkanie
Maryi składało się z dwóch
pomieszczeń: groty wykutej w skale
(czczonej do dziś w bazylice
Zwiastowania w Nazarecie) i części
dobudowanej z kamienia,
przylegającej do skalnej ściany.
Według tradycji, w roku 1291, kiedy
krzyżowcy zostali ostatecznie
wyparci z Palestyny, tracąc ostatnią
twierdzę - Akkę, domurowana część
domu Maryi została przeniesiona
przez rodzinę Aniołów, rządców Epiru
najpierw do Trsatu (dzisiejsza
Chorwacja) a następnie, 10 grudnia
1294 roku, do Loreto. Badania
dokumentów archiwalnych, studia
filozoficzne i ikonograficzne oraz
wykopaliska archeologiczne
potwierdzają autentyczność Świętego
Domku, co do datowanego wieku i
tego, że tworzył jedność z Grotą w
Nazarecie.
Święty Domek składa się z trzech
ścian. Ścianę wschodnią, teraz
zastąpiono ołtarzem, stanowiła skała
z grotą, która znajduje się w
Nazarecie. Wszystkie ściany mają
grubość około 3 metrów i nie mają
fundamentów. Marmurowa obudowa
Świętego Domku została wykonana na
rozkaz papieża Juliusza II według
projektu Bramantego (1507rok), a
wykonali ją najznamienitsi artyści
włoskiego Odrodzenia. Wnętrze Domu
Maryi zdobią freski pochodzące z XIV
i XV w. Znana wszystkim figura Matki
Bożej z Dzieciątkiem Jezus została
wykonana z drzewa cedru libańskiego,
rosnącego w ogrodach watykańskich,
przez L. Cellaniego w 1922 roku.
Zastąpiła ona wcześniejszą figurę,
zniszczoną podczas pożaru w 1921 r.
Ta zaś zastąpiła obraz Matki
Boskiej, który miał być przywieziony
razem z Domkiem, a który spłonął we
wcześniejszym pożarze.
Sanktuarium
niemal stale i ze szczególną uwagą
interesowali się wszyscy papieże.
Mając na uwadze fakt, że to w nim
dokonały się Boże tajemnice, wzięli
je pod bezpośrednia opiekę. Od
czasów papieża Juliusza II uznawano
Święty Domek za miejsce, gdzie
błogosławiona Dziewica została
poczęta, gdzie się wychowywała i
gdzie pozdrowił ją Archanioł
Gabriel. To w tym Domku przez 30 lat
Jezus wzrastając u boku Maryi i
Józefa, prowadził życie ukryte i
przygotowywał się, by wypełnić wolę
Ojca, stając się wzorem cichego
życia dla wszystkich chrześcijan.
Ściany tego Domku były świadkiem
cierpienia, choroby i śmierci św.
Józefa, stąd też przybywający tu
pielgrzymi modląc się, proszą Matkę
Bożą o pociechę i pomoc w
cierpieniu. Gdzie mogliby być,
zresztą, lepiej przyjęci, jeżeli nie
w domu Tej, którą Litania Loretańska
nazywa „Uzdrowieniem chorych” i
„Pocieszycielką strapionych”? -
mówił Jan Paweł II. Święty Domek był
też pierwszą świątynią i pierwszym
kościołem a niejednokrotnie nazywany
bywa „przybytkiem nowego
przymierza”. Arka Przymierza Starego
Testamentu, ze wznoszącym się nad
nią obłokiem, wyrażała obecność Boga
pośród swego ludu, Święty Domek zaś
przygarnął samego Boga, który stał
się człowiekiem - mawiają skłonni do
teologicznego patrzenia na
rzeczywistość.
Do sanktuarium w Loreto od wieków
przybywają rzesze pielgrzymów, by
poprzez modlitwę i pojednanie
zbliżyć się do Boga. Loreto jest
jakby „zarażone” wiarą Maryi, wiarą
która jest przede wszystkim
posłuszeństwem i radosnym przyjęciem
Boga w swoim życiu, powiedzeniem
„tak” na Jego plan, w pełni i
wspaniałomyślnie mówił Jan Paweł II.
W Loreto oprócz kaplicy jest jeszcze
jeden akcent polski. Tuż obok
Bazyliki znajduje się cmentarz
wojskowy, wznoszący się trzema
tarasami w górę aż do stóp świątyni,
Spoczywa w niej 1080 żołnierzy
polskich, poległych w czasie II
wojny światowej, którzy bronili ją
przed spaleniem.
W ciągu wieków na wzgórze
loretańskie pielgrzymowało wielu
Polaków, m.in. św. Stanisław Kostka,
św. Maksymilian Kolbe, dwa razy Jan
Paweł II, kard Stefan Wyszyński, gen
Józef Haller, Franciszka Siedlecka i
inni.
24 września 1987 roku podpisana
została umowa o współpracy między
Częstochową a Loreto. Zatroskane
oblicze Jasnogórskiej Czarnej
Madonny jest tak bardzo podobne do
Czarnej Madonny z Loreto. Ona jest
zawsze i wszędzie ta sama, jedyna,
pełna łaski Maryja, Dziewica z
Nazaretu.
Św.
Grzegorz III
Grzegorz był z pochodzenia
Syryjczykiem. Do Rzymu przybył jako
młody benedyktyn.
W czasie pogrzebu Grzegorza II 18
marca 731 r. został niespodziewanie
wybrany na papieża przez aklamację
ludu rzymskiego.
Grzegorz III kontynuował działalność
swego poprzednika. Na synodzie
rzymskim w roku 731, po nieudanych
próbach pojednania z cesarzem Leonem
III Izauryjskim, ekskomunikował
popieranych przez niego
obrazoburców.
Św. Grzegorz III wystawił kilka
nowych kościołów w Rzymie, a wiele z
nich odnowił. Umocnił mury i
obwarowania Wiecznego Miasta, by je
zabezpieczyć przed najazdami
Saracenów, Bizantyńczyków i
Longobardów.
Zmarł w Rzymie w jedenastym roku
pontyfikatu - 27 lub 28 listopada
741 r. Jego ciało złożono w kaplicy
w Bazylice św. Piotra w wybudowanej
przez niego kaplicy Zbawiciela i
Najświętszej Maryi Panny.
11
grudzień.
Strażnik ortodoksji - św. Damazy I
Urodził się w Rzymie około roku 305.
Jego ojcem był Antoniusz (rzymianin
hiszpańskiego pochodzenia), siostrą
zaś święta Irena.
W czasie pontyfikatu papieża
Liberiusza, Damazy pełnił funkcje
diakona i prezbitera. Razem z nim
przebywał na wygnaniu, na które
skazał papieża ariański cesarz
Konstans. Po powrocie do Rzymu
doszło do dramatycznej rywalizacji o
schedę po zmarłym Liberiuszu w
rezultacie, której to właśnie Damazy
w 366 roku został konsekrowany.
Pełnił swą posługę do roku 384.
Był między innymi autorem dziesięciu
listów do biskupów Wschodu, w
których starał się precyzyjnie
wyjaśnić doktrynę katolicką w
odpowiedzi na szerzące się w tamtym
czasie herezje. W celu napiętnowania
błędów i przedstawienia nauki
Kościoła zwołał dwa synody
(odpowiednio w roku 371 i 374).
Udzielił także w 381 roku zgody na
zwołanie II Soboru Powszechnego do
Konstantynopola. Nie zaakceptował
jednak jego postanowień, z których
wynikać miało, iż to biskup
Konstantynopola posiada
pierwszeństwo honorowe zaraz po
biskupie Rzymu.
W roku 382, na prośbę świętego
Ambrożego, Damazy zwołał synod do
Rzymu, żywiąc nadzieje na
zjednoczenie Zachodu i Wschodu,
jeśli idzie o kwestie religijne.
Wschodni biskupi zbojkotowali jednak
ów synod. W roli eksperta
papieskiego wystąpił święty
Hieronim. Papież zlecił mu przekład
Pisma Świętego na łacinę, w celu
ujednolicenia tekstu Biblii używanej
na Zachodzie. W obiegu krążyło
wówczas sporo jej tłumaczeń, często
stojących w sprzeczności ze sobą.
Damazy jako pierwszy wprowadził
używanie nazwy "Stolica Apostolska".
Zreformował liturgię i kurię
papieską. Dzięki jego wpływom uznano
w roku 380 chrześcijaństwo za
religię państwową na mocy edyktu
wydanego przez cesarza Gracjana. Do
naszych czasów zachowało się również
60 nagrobków męczenników, na których
Damazy umieścił pisane przez siebie
teksty poetyckie (heksametry,
epigramaty i epitafia). Odnowił
także i udostępnił rzymskie
katakumby. Zmarł 11 grudnia 384
roku, jego relikwie zaś spoczywają w
ołtarzu głównym kościoła San Lorenzo
in Damaso w Rzymie.
W ikonografii przedstawia się św.
Damazego z pastorałem, tiarą i w
ornacie (czasem jako spoczywającego
na tronie). Natomiast jego
atrybutami są książka, a także
pierścień z diamentem, aluzyjnie
nawiązujący do jego imienia, („adamas”
znaczy, bowiem diament).
12
grudzień.
Guadalupe: Matka Indian
Objawienia prywatne miały czasami
ogromne konsekwencje dla życia
całych społeczności. Powodowały
nawrócenia i wzrost religijności.
Największe konsekwencje miało chyba
objawienie, do którego doszło 9
grudnia 1531 r. na wzgórzu Tepeyac w
Meksyku. Indianin Juan Diego ujrzał
wówczas Matkę Bożą. Okazało się to
punktem zwrotnym w ewangelizacji
Ameryki, dało początek masowym
nawróceniom Indian.
Wbrew temu co się często sądzi
nawracanie rdzennych mieszkańców
Ameryki w XVI wieku nie odbywało się
pod przymusem. Indianie dobrowolnie
przyjmowali nową wiarę. Jak trwałe i
silne były te nawrócenia niech
świadczy ogromna religijność
panująca obecnie w Ameryce
Łacińskiej. Katolicy stanowią we
wszystkich krajach tego kontynentu
przygniatającą większość. Jest ich
procentowo znacznie więcej niż
katolików w byłych europejskich
koloniach azjatyckich i
afrykańskich. A przecież misjonarze
pracowali wszędzie z jednakowym
zaangażowaniem!
Jak dziś twierdzą uczeni, religia
katolicka padła w Ameryce na podatny
grunt. Choćby dlatego, że w
ważniejszych miejscowych wierzeniach
kluczowe było składanie bogom ofiar
z ludzi. W miejscach kultowych
ginęły co roku tysiące osób.
Hiszpańscy misjonarze relacjonowali
w XVI wieku jak wielkie wrażenie
robiły na Indianach opowieści o
Bogu, który nie tylko, że nie
wymagał ofiar z ludzi, ale wręcz sam
złożył siebie w ofierze. A do tego
Bóg ten był tak potężny, że choć był
jeden, to "pokonał" wszystkich bogów
miejscowych.
W poszukiwaniu pocieszenia
W ciężkich dla pokonanych Indian
czasach, gdy cały ich dotychczasowy
świat zawalił się w gruzy i utracili
wiarę w "starych" bogów, zaczęli
więc szukać pocieszenia u "nowego"
Boga, który był nie tylko potężny,
ale także dobry. Przeszkadzało im
jednak, że był to Bóg obcych
najeźdźców, którzy zamienili ich w
niewolników i dopuszczali się
zbrodni. Jak więc mogli pokochać
Boga białych ludzi?
I wtedy w podbitej przez Hiszpanów
Ameryce rozeszła się wieść, że Matka
Syna Bożego, który oddał życie za
ludzi, ukazała się Indianinowi,
przygarnęła go i nazwała swym synem.
Obiecała opiekować się nie tylko
nim, ale wszystkimi Indianami,
pocieszać ich i ocierać ich łzy.
W
dodatku była nie tylko dobra, ale
też święta, taka jaką wszyscy chcą
widzieć matkę. Był to rok 1531.
Europejczycy podbijali Amerykę już
od prawie 40 lat. Wielu Indian nie
miało rodzin. Mnóstwo było sierot, a
także dzieci poczętych podczas
gwałtów. I oto pojawia się Matka,
której można zaufać i powierzyć swe
troski. Indianie zawierzyli jej
masowo. Doszło do nawróceń na skalę
nie spotykaną nigdy wcześniej ani
potem. Podbity lud odnalazł swoją
matkę, która nie wahała się
przygarnąć prostego indiańskiego
rolnika, Juana Diego.
Miliony prosiły o chrzest
Franciszkański zakonnik Toribio de
Benavente, który przybył do Meksyku
w roku 1524 i zwany był przez Indian
"Motolinia", co znaczy "biedny i
pokorny", pisał, że: "bardzo liczni
przychodzą się ochrzcić, nie tylko w
niedziele i dni do tego naznaczone,
ale każdego zwykłego dnia, dzieci i
dorośli, zdrowi i chorzy, ze
wszystkich powiatów; kiedy bracia
odwiedzają ich osady, Indianie
wychodzą na drogę z dziećmi w
ramionach, dźwigają na plecach
cierpiących i wyprowadzają nawet
zgrzybiałych starców aby ich
ochrzczono... Kiedy podchodzą do
chrztu, czasem się modlą, choć
niekiedy zachowują niewłaściwie;
jedni proszą na kolanach albo
wznoszą wyciągnięte ręce, kuląc się
przy tym i jęcząc, drudzy przyjmują
go wśród płaczu i westchnień".
Do końca lat trzydziestych XVI wieku
ochrzczono ok. 8 milionów ludzi.
Prawie wszyscy mieszkańcy Meksyku
stali się chrześcijanami. Kościół
uzyskał w Nowym Świecie dwa razy
więcej wiernych niż stracił w
Europie w wyniku Reformacji.
13
grudzień.
Oczy Łucji
Ciało nie skala się, jeśli duch się
na to nie zgodzi.
Podobno miała tak duże i piękne
oczy, że ściągała na siebie uwagę
wszystkich. Matka przeznaczyła ją
dla pewnego dobrze urodzonego
młodzieńca. Dziewczyna złożyła
jednak ślub czystości. Odtrącony
zalotnik zemścił się, donosząc
władzom, że jego niedoszła żona jest
chrześcijanką. Było to w czasach
wielkiego prześladowania,
wznieconego edyktami cesarza
Dioklecjana. Tak zaczęła się
historia męczeństwa świętej Łucji.
Żyła na przełomie III i IV wieku.
Pochodziła z bogatej rzymskiej
rodziny z Syrakuz. Ojciec zmarł
wcześnie, a matka, Eutychia, wkrótce
ciężko zachorowała. – Kochana matko,
bądź dobrej myśli; jeśli szata Pana
Jezusa zdoła uleczyć chorych, jakże
by nie mieli tego uczynić święci,
którzy krew i życie swe dla Niego
oddali i których Chrystus miłuje
jako swych przyjaciół i braci? –
przekonywała Łucja. Razem udały się
na pielgrzymkę do grobu świętej
Agaty w Katanii. Tam pogrążona we
śnie dziewczyna ujrzała kobiecą
postać otoczoną aniołami. Święta
Agata miała wówczas powiedzieć, że
to dzięki wierze Łucji Eutychia
odzyskała zdrowie.
Właśnie po tym wydarzeniu Łucja
złożyła swoje śluby. Wyrzekła się
wszelkich ziemskich przyjemności,
swój majątek zaczęła rozdawać
ubogim. To jeszcze bardziej
rozwścieczyło młodzieńca, który
starał się o jej rękę. Wydał ją w
ręce namiestnika Paschazjusza, ten
zaś kazał jej złożyć ofiarę bogom
rzymskim. Gdy dziewczyna odmówiła,
namiestnik rozkazał, by zamknięto ją
w domu publicznym. – Ciało nie skala
się, jeśli duch się na to nie
zgodzi. Każdy gwałt zadany mi wbrew
woli podwoi zasługę mego dziewictwa
– odpowiedziała Paschazjuszowi
Łucja. By się oszpecić, wydłubała
sobie oczy. Według legendy zostały
one w cudowny sposób przywrócone.
Nie
udało się wyprowadzić Świętej z sali
sądowej – żadną siłą nie można było
ruszyć jej z miejsca. Polewano ją
wrzącym olejem i próbowano podpalić
– również bez skutku. Wreszcie jeden
z oprawców wbił miecz w szyję
dziewczyny. Męczennica żyła jednak
jeszcze przez kilka godzin i zdążyła
przyjąć Ciało i Krew Pańską. W
chwili śmierci miała zaledwie 23
lata.
W ikonografii Święta przedstawiana
jest z mieczem lub sztyletem i raną
na szyi. Jej atrybutami są palma –
znak męczeństwa i jednocześnie
zwycięstwa, oraz lampka oliwna lub
świeca (jej imię znaczy tyle co
„niosąca światło”). Często widzimy
ją również z tacą, na której leży
para oczu. Jest patronką niewidomych
i osób mających problemy ze
wzrokiem. Modlił się do niej m.in.
Dante, kiedy chorował na oczy,
dlatego święta Łucja patronuje także
pisarzom. O jej wstawiennictwo
proszą zresztą ludzie wielu zawodów:
krawcy, rolnicy, szwaczki i tkacze.
Wszyscy możemy się od niej uczyć
takiego patrzenia, którego zasięg
wykracza poza nasz – poznawalny za
pomocą zmysłów – świat.
Święta Łucja chodzi po Szwecji
Przemysław Kucharczak
Kiedy Mika Larsson była jeszcze
uczennicą, co roku w dzień świętej
Łucji (13 grudnia) zrywała się około
czwartej rano. I już za chwilę szła
z rówieśnikami budzić nauczycieli w
ich domach. - Tradycja związana z
dniem świętej Łucji ma dla nas,
Szwedów, wielkie znaczenie - mówi
dzisiaj pani Mika, radca do spraw
kultury ambasady szwedzkiej w
Warszawie. Mika Larsson budziła
swoich nauczycieli ubrana w białą
suknię. Szła do nich pogrążonymi we
śnie uliczkami z zapalonymi
świeczkami we włosach.
Białe suknie mieli nawet chłopcy.
Ale oni trzymali świece w rękach -
wspomina. - Szliśmy ze śpiewem. A
kiedy już nauczyciela obudziliśmy,
częstowaliśmy go piernikami i
gorącym glegiem, czyli alkoholem, w
którym jest bardzo dużo pieprzu.
Dzień świętej Łucji to w Szwecji
jedyny dzień w roku, w którym
alkoholu, właśnie glegu, może
skosztować młodzież - dodaje.
Dzisiaj szwedzka młodzież już nie
wyrywa ze snu swoich nauczycieli.
Nadal jednak po ulicach przechodzą
procesje rozśpiewanych ludzi. Na ich
czele idzie przebrana za Łucję
dziewczyna w białej sukni i
przewiązana czerwoną szarfą. W jej
włosach nie palą się już prawdziwe
świece, a lampki na baterie. Rolę
świętej Łucji najczęściej odgrywają
długowłose blondynki. Ewangelicy nie
uznają świętych. W przeciwieństwie
do katolików nie proszą świętych o
modlitwę do Pana Boga. Skąd więc
sympatia do świętej Łucji w
protestanckiej Szwecji?
Przeciętny Szwed nie wie, skąd ta
Łucja rzeczywiście przychodzi. Wie
tylko, że ona przychodzi ze
światłem, kiedy jest najbardziej
ciemno wokół nas. My w Szwecji
jesteśmy tego światła bardzo
spragnieni. Kiedy noc jest
najdłuższa, wtedy nam jest potrzebna
po prostu nadzieja - mówi Mika
Larsson.
Szwedom nie przeszkadza też, że
święta Łucja żyła bardzo daleko od
ich ojczyzny: w Syrakuzach na
Sycylii. - Większość Szwedów nawet
tego nie wie… - mówi pani Mika. I
dodaje, że ta tradycja przywędrowała
do Szwecji z terenu Niemiec.
Do dzisiaj szwedzkie dzieci i
młodzież zrywają się w dzień świętej
Łucji o czwartej lub o piątej rano.
- Mają wtedy prawo robić w kuchni,
co chcą. Rodzice w tym czasie wstać
nie mogą, muszą grzecznie leżeć i
czekać, aż dzieci przygotują
poczęstunek. Dopiero kiedy taca z
pierniczkami, glegiem i mnóstwem
zapalonych świec jest już
przygotowana, dzieci idą z nią
budzić rodziców - relacjonuje Mika
Larsson.
Co z tym przysłowiem
Jest w Polsce przysłowie: ”Święta
Łucja dnia przyrzuca”. Wydaje się to
nielogiczne. Przecież dnia zaczyna
przybywać dopiero po Bożym
Narodzeniu, a nie 13
grudnia! Odpowiedź jest zaskakująca:
kiedyś dzień świętej Łucji przypadał
dwa tygodnie później, właśnie w
okolicy świąt. W XVI wieku jednak
nasi przodkowie zrezygnowali ze
starożytnego kalendarza juliańskiego
i wprowadzili ulepszony -
gregoriański. Dzień św. Łucji w
nowym kalendarzu cofnął się na 13
grudnia. Ale przysłowie, wbrew
logice, przetrwało... Szwedzi
(zobacz tekst wyżej) też świętowali
kiedyś dzień świętej Łucji dwa
tygodnie później, kiedy dnia już
zaczynało przybywać. Szwecja
wprowadziła kalendarz gregoriański
dopiero w 1753 roku, aż 170 lat po
Polsce.
Śmierć nastolatki
Ta
śliczna, młoda dziewczyna wcale nie
musiała umierać. Wystarczyło, żeby
wyparła się wiary. Ale się jej nie
wyparła nawet na torturach. Rzymski
kat zabił ją więc mieczem.
Historia życia i bohaterska śmierć
młodziutkiej Łucji zrobiły wielkie
wrażenie na chrześcijanach.
Ogłoszono ją świętą. Łucja mieszkała
w Syrakuzach na Sycylii. Zginęła
około roku 304. Prawdopodobnie była
nastolatką, miała około 18
lat. Niestety, o świętej Łucji mało
wiemy. Dopiero dwieście lat po jej
śmierci znalazł się człowiek, który
opisał jej życie. W jego opowieści
prawda o życiu tej świętej
dziewczyny jest już pomieszana z
legendami. Imię Łucja - po łacinie
Lucia - znaczy: ”urodzona o
wschodzie słońca”. Według
zachowanych opowieści o jej życiu,
dziewczyna złożyła ślub dożywotniej
czystości i rozdała swój majątek
ubogim. Jedno i drugie musiało
bardzo oburzyć chłopaka, który
starał się o jej rękę. Odtrącony
wielbiciel poszedł więc do
urzędników i oskarżył Łucję, że jest
chrześcijanką. Akurat trwało wielkie
prześladowanie chrześcijan, które
rozpętał cesarz Dioklecjan.
Święta Łucja przypomniała o sobie
także w naszych czasach. W XIX wieku
w Syrakuzach odnaleziono katakumby
świętej Łucji. W 1894 roku odkryto
jej napis nagrobkowy.
14
grudzień.
Ekspert od nocy - św. Jan od Krzyża
Bracia zakonni przez 9 miesięcy
trzymali go pod kluczem. W zakonnym
karcerze powstały jego największe
dzieła poświęcone modlitwie
Z jego powodu ks. Karol Wojtyła
nauczył się hiszpańskiego i napisał
o nim doktorat. Był jednym z
największych mistyków w historii
Kościoła. Urodził się niedaleko
Avila w Hiszpanii w roku 1542. Miał
21 lat, kiedy wstąpił do zakonu
karmelitów. Po studiach
teologicznych w Salamance w wieku 25
lat został kapłanem. Postanowił
zreformować swój klasztor,
zaostrzając wymagania reguły. Trafił
jednak na silny opór zakonnych
braci, którzy przez 9 miesięcy
trzymali go pod kluczem. W zakonnym
karcerze powstały jego największe
dzieła poświęcone życiu duchowemu. W
końcu udało mu się uciec z aresztu i
dokończyć dzieła reformy karmelitów,
których zwano odtąd bosymi.
Współpracował ze św. Teresą z Avila.
Umarł w wieku 49 lat, upokorzony i
pozbawiony urzędów przez swoich
współbraci. W swoich dziełach opisał
– również językiem poezji – drogę na
górę Karmel, czyli mistyczną podróż
duszy do zjednoczenia z Bogiem.
Czego może współczesnych nauczyć św.
Jan od Krzyża? Mistyki? Czy to nie
za wysokie progi dla nas, goniących
za sprawami tego świata, nie
mających wiecznie czasu na modlitwę,
klecących w biegu kilka zdań do
Boga? Rzecz w tym, że wszyscy
chrześcijanie są potencjalnymi
mistykami. W modlitwie nie chodzi o
modlitwę, w modlitwie chodzi o Boga
– pisze żydowski mistyk Heschel.
Modlitwa nie jest celem, jest
środkiem do celu. Jest drogą
prowadzącą do spotkania z
Umiłowanym. Trzeba tylko zapragnąć
tego spotkania. Nie można jednak
pożądać Boga, tak jak dobrego
obiadu. Św. Jan zwraca uwagę, że
przemianie musi ulec sam sposób, w
jaki tęsknimy za Bogiem. W naszych
pragnieniach dominuje chęć
posiadania. Pożądania są jak
strzały: przestrzeliwują to, czego
chciwie pożądamy. W taki sposób Boga
nie można pożądać! Strzała musi
zamienić się w puste naczynie, w
wyciągnięte puste ręce. Jan od
Krzyża wskazuje na Maryję w Kanie.
Ona nie powiedziała do Syna: „Daj im
pić”, ale „Wina nie mają”. Tutaj nie
ma przemocy, nie ma niepokoju. Nie
możemy polować na Boga jak myśliwy
na łup. Zamiast mówić Bogu: „Jesteś
mój”, o wiele bardziej trzeba
powtarzać „Jestem twój” (Ps 119,94).
Św. Jan był specjalistą od „nocy
ciemnej”. Na drodze człowieka do
Boga nieuniknionym etapem jest
przeżycie duchowych ciemności. To
doświadczenie pustki, osamotnienia,
zniechęcenia bliskiego rozpaczy.
Słowo „noc” występuje u św. Jana
obok słowa „oczyszczenie”. Noc
oczyszcza. Ktoś w ciężkiej sytuacji
woła nieraz: „Bóg mnie opuścił”. Jan
powiedziałby raczej: „Bóg mnie
oczyszcza”. Spotkanie z Bogiem jest
radością dla naszego najgłębszego
ja, ale nasze zewnętrzne ja –
mieszkanie egoizmu – buntuje się.
Broni się zaciekle, bo czuje, że
musi umrzeć. Św. Jan pokazuje, że
to, co wydaje się klęską, może być
ratunkiem, że żadna przepaść nie
jest tak głęboka, a góra tak wysoka,
aby nie mogły stać się drogą.
Człowiek spragniony duchowości szuka
jej nieraz u podejrzanych
szarlatanów. Czy nie lepiej sięgnąć
do klasyków własnej duchowej
tradycji. Odkryjemy skarby.
Korzystałem z książki W. Stinissena,
„Noc jest mi światłem”, którą bardzo
polecam.
"Był wzrostu średniego, o twarzy
nieco śniadej, miłych rysach. Jego
rozmowa i obejście było uduchowione.
Wywierał głębokie wrażenie, tak że
wszyscy, którzy zbliżali się do
niego, odchodzili zbudowani i
zachęceni do cnoty.
Posiadał wiedzę i głębokie
doświadczenie w sprawach modlitwy i
obcowania z Bogiem. Był rozmiłowany
w skupieniu i powściągliwy w mowie.
Śmiał się rzadko i z wielkim
umiarem. Kiedy karcił jako
przełożony, a czynił to często, z
miłą surowością, napominał jak
miłujący ojciec z przedziwną pogodą
i powagą".
Tak widzieli go jego współcześni.
Jan de Yepes urodził się w roku 1542
w miejscowości Fontiveros koło Avili.
Czcimy go dzisiaj jako Jana od
Krzyża.
Wzrastał w ciężkich warunkach,
ponieważ rodzina wyrzekła się jego
ojca za to, że będąc szlachciem
wziął za żonę dziewczynę z ludu. Gdy
Jan miał dwa i pół roku, ojciec
zmarł. Chłopiec trafił do przytułku.
Wcześnie zaczął pracować zarobkowo.
Był krawcem, tkaczem, snycerzem,
malarzem, pielęgniarzem w szpitalu.
Zdołał zaoszczędzić trochę pieniędzy
i w latach 1559–1563 uczył się w
kolegium jezuickim w Medinie. Miał
21 lat, gdy wstąpił do Karmelitów.
Przybrał imię Jan od św. Macieja. W
zakonie zastał znaczne rozluźnienie,
dlatego składając śluby postanowił,
że będzie ściśle przestrzegał
pierwotnej reguły.
Po czteroletnich studiach
filozoficznych i teologicznych
otrzymał w roku 1567 święcenia
kapłańskie. W tym samym roku spotkał
świętą Teresę z Avila, która już
zainicjowała reformę żeńskiej linii
zakonu karmelitańskiego. Bardzo
szybko znalazł z nią wspólny język.
Postanowił podjąć się reformy
męskiego zakonu Karmelitów. Dzięki
pomocy św. Teresy założył w roku
1568 pierwszy zreformowany dom
karmelitański w Duruelmo. To
wówczas, składając na nowo śluby
według pierwotnej reguły przybrał
imię Jana od Krzyża. Zdecydował, że
będzie wierny reformie, choćby miał
zapłacić za to życiem.
Jego inicjatywa reformowania zakonu
nie spotkała się z przychylnym
przyjęciem ze strony współbraci.
Jego przełożeni zarzucili mu
niesubordynację i bunt. Uznali, że
podjął dzieło reformy na własną
rękę, bezprawnie, że wnosi ferment
grożący upadkiem zgromadzenia.
Został wtrącony do więzienia, gdzie
przebywał 9 miesięcy. Ten okres
swego życia określił jako "noc
ciemną". Cierpiał z powodu pokusy
uznania, że Bóg go opuścił.
W sierpniu 1578 roku uciekł z
więzienia. Rozumiejący potrzebę
reformy bracia przyjęli go z
otwartymi rękami. Przy ich wsparciu
kontynuował swoje dzieło.
W roku 1581 papież Grzegorz XIII
zezwolił na utworzenie osobnej
prowincji obejmującej Karmelitów
zreformowanych.
Pod koniec życia Jan przeżył
szczególnie bolesne doświadczenie.
Także w założonej przez niego gałęzi
zakonu pojawiły się tendencje do
złagodzenia reguły. Usunięto go z
wszystkich urzędów, tak że umarł 14
grudnia 1591 roku jako zwykły
zakonnik.
Pozostawił po sobie liczne pisma, w
tym wiele poezji. Pisał między
innymi:
Żyję, nie żyjąc w sobie,
Nadziei skrzydła rozwiewam,
Umieram, bo nie umieram!
Ja już nie żyję w sobie,
Bez Boga żyć nie mogę! –
Bez Niego i bez siebie?
Miast życia – tysiąc śmierci!
– W głębie życia się wdzieram,
Umieram, bo nie umieram!
Był wielkim mistykiem. Jego dzieła
"Pieśń duchowa" i "Noce ciemności"
są uznawane dziś za szczyty mistyki.
Św. Jan od Krzyża podkreślał, że
konieczne jest całkowite wewnętrzne
ogołocenia, gdyż tylko ono umożliwia
człowiekowi dojście do pełni
zjednoczenia z Bogiem. Pisał m. in:
"W głębię tych tajemnic dusza nie
wejdzie inaczej, jak tylko przez
uciski i cierpienia wewnętrzne i
zewnętrzne... Potrzeba do tego
również wielkich łask Bożych, tak
dla umysłu, jak dla zmysłów oraz
usilnych ćwiczeń duchowych. Te
wszystkie bowiem łaski są niższe od
mądrości tajemnic Chrystusa, jako że
są jakby przygotowaniem na drodze do
niej, tej najważniejszej mądrości,
którą można uzyskać w tym życiu.
Ach, gdyby raz zrozumiano, że nie
można dojść do gęstwiny różnorodnych
mądrości i bogactw Bożych inną
drogą, jak tylko przez gęstwinę
wszelkiego rodzaju cierpień! W tym
więc powinno być pragnienie i
pociecha duszy. Im bowiem większej
pragnie mądrości od Boga, tym
bardziej powinna wpierw pragnąć
cierpień, by przez nie wejść w
gęstwinę krzyża".
"Ileż to rzeczy można odkrywać w
Chrystusie, który jest jakby ogromną
kopalnią z mnogimi pokładami
skarbów, gdzie choćby nie wiem jak
się wgłębiało, nie znajdzie się
kresu i końca. W każdym zaś zakątku
tych Jego tajemnic można tu i tam
napotkać nowe złoża nowych bogactw".
Te słowa, wskazujące na niezwykłe
bogactwo, jakie chrześcijanin
znajduje w Jezusie Chrystusie,
napisał w swej "Pieśni duchowej".
Aby Bóg napełnił mnie sobą, muszę
stanąć przed Nim z pustym
naczyniem...
Był jednym z największych
chrześcijańskich mistyków, doktorem
Kościoła, wybitnym hiszpańskim poetą
i reformatorem zakonu karmelitów.
Juan de Yepes y Alvarez urodził się
niedaleko Avila w roku 1542.
Kształcił się w szkole jezuickiej, a
następnie na uniwersytecie w
Salamance. W wieku 21 lat wstąpił do
karmelitów, mając 25 lat przyjął
święcenia kapłańskie. W tym samym
roku spotkał się ze św. Teresą z
Avila i zainspirował jej planami
zreformowania karmelitanek i
karmelitów.
Wspólnie z nią podjął to dzieło, ale
napotkał gwałtowny sprzeciw swoich
współbraci. Jego przeciwnicy
aresztowali go w Toledo i uwięzili w
areszcie, licząc na osłabienie
reformatorskich zapędów. W więzieniu
Jan napisał jedno z największych
swoich dzieł: „Pieśń duchową”. Po 9
miesiącach udało mu się uciec z
zakonnego karceru i kontynuować
reformę zakonu. Tych, którzy ją
przyjęli, zwano odtąd karmelitami
bosymi. Umarł w wieku 49 lat w
wielkich cierpieniach i upokorzeniu.
Jan opisał drogę na górę Karmel,
czyli mistyczną podróż duszy do
zjednoczenia z Bogiem. Najczęstszym
źródłem odniesień była dla niego
biblijna Pieśń nad pieśniami. Dialog
Oblubienicy z Oblubieńcem jest
symbolem zjednoczenia człowieka z
Bogiem. Język mistyki stapia się w
jedno z liryką miłosną, pełną żaru,
wręcz zmysłowej miłości.
Podstawowym przekonaniem św. Jana
było to, że dusza musi oczyścić się
ze swojego „ja”, aby zostać
napełniona Bogiem. Zjednoczenie z
Bogiem jest najgłębszą z możliwych
radości, ale ponieważ mieszka w nas
zbyt dużo egoizmu, nie potrafimy tej
radości przeżywać. Nasza pycha,
wyobrażenia, pożądania… to wszystko
musi umrzeć, a umieranie nie jest
przyjemne. Proces oczyszczenia św.
Jan nazywa „nocą ciemną”.
To
doświadczenie pustki, osamotnienia,
zniechęcenia, nieraz bliskiego
rozpaczy. Św. Jana od Krzyża
przedstawia się nieraz jako
człowieka o ponurym charakterze. Nic
bardziej fałszywego. Był realistą,
traktował na serio walkę z grzechem.
Jego dzieła świadczą o tym, że był
człowiekiem wielkiej dobroci i
wrażliwości na piękno. Owszem, nie
szukał rozrywki, ale prawdziwego
szczęścia. Umierał z tęsknoty za
Bogiem.
15
grudzień. Święta Maria Crocifissa –
służebnica chorych
Przyszła na świat 6 listopada 1813
roku w Brescii we Włoszech. Słynęła
ze swej głębokiej wiary i
poświęcenia ludziom, jakie
towarzyszyło jej przez całe życie.
Na chrzcie nadano jej imię Paula,
ale gdy złożyła śluby, przybrała
imię zakonne Maria Crocifissa –
Maria od Chrystusa Ukrzyżowanego.
Od najmłodszych lat rodzina dbała o
staranne wykształcenie dziewczyny,
dużą wagę przykładano też do
religii. Dzieciństwo Pauli nie było
łatwe, w wieku 11 lat zmagała się z
ciężką chorobą, kilka miesięcy
później straciła matkę. Została
posłana do szkoły prowadzonej przez
siostry wizytki, gdzie odznaczała
się wyjątkowymi zdolnościami i
bystrością umysłu.
Gdy powróciła do rodzinnego miasta,
postanowiła złożyć śluby dozgonnej
czystości, by tym samym poświęcić
swe życie całkowicie Bogu i ludziom.
Zajmowała się licznymi rekolekcjami
dla młodzieży żeńskiej, misjami i
kościelno–społecznymi inicjatywami.
Szczególną uwagę poświęcała ludziom
chorym i zagubionym. Pracowała w
szkole dla głuchoniemych i w
instytucji dla samotnych kobiet i
dziewcząt narażonych, ze względu na
trudne warunki, na utratę
niewinności.
Jej odwaga i determinacja ujawniły
się w pełni podczas epidemii
cholery, gdy bez strachu opiekowała
się śmiertelnie chorymi ludźmi. W
1840 roku, wraz z 32 wybranymi przez
siebie kobietami, założyła
stowarzyszenie pielęgniarek dla
posługi chorych, nazwane
zgromadzeniem Służebnic Miłości. Na
dom centralny, dla nowo powstającego
zakonu, przeznaczono pałac w Brescii.
Paula złożyła śluby i przywdziała
habit, wraz z nią uczyniło to 18
kobiet ze zgromadzenia. Siostry dały
świadectwo swej odwagi podczas
licznych epidemii nawiedzających
Włochy. Zyskały aprobatę Kościoła i
powszechne uznane wśród ludności, co
zaowocowało powstawaniem licznych
fundacji.
Święta Maria Crocifissa zmarła
młodo, mając zaledwie 42 lata.
Papież Pius XII w 1940 roku uznał ją
za błogosławioną, a 14 lat później
kanonizował. Mimo krótkiego życia,
istotne zasługi świętej są
niezaprzeczalne, świadczyć o tym
może fakt, że sto lat po jej śmierci
istniało ponad 100 placówek
zrzeszających kobiety pragnące
służyć chorym.
16
grudzień. Święta Adelajda – ambitna
cesarzowa
Adelajda przyszła na świat w 931
roku, jako córka Rudolfa II, księcia
Burgundii i Berty, córki księcia
Szfabii. Nic więc dziwnego, że
nadano jej imię, które w języku
starogermańskim oznacza „pochodzącą
ze znakomitego rodu”.
Dokonała wielu istotnych reform i
trwale zapisała się w historii
Europy. Często nazywa się ją
najwybitniejszą kobietą X stulecia.
W wieku 16 poślubiła króla Włoch,
Lotara II. Ich udany związek trwał
zaledwie trzy lata, bowiem Lotar
zginął, zamordowany przez
Beregariusza, który pretendował do
włoskiego tronu.
Owdowiała kobieta musiała szukać
schronienia u Ottona I, który
niebawem pokonał Beregariusza, w 951
roku pojął za żonę Adelajdę, a rok
później, w Boże Narodzenie, oboje
zostali ukoronowani na cesarza i
cesarzową. Adelajda dała Ottonowi
troje dzieci, wśród nich Ottona II,
następcę tronu. Po śmierci małżonka,
cesarzowa musiała sprostać wyzwaniom
jakimi były konflikty z synem i
jawna niechęć synowej. Żona Ottona
II – Teofania, nakłoniła nawet męża,
by skazał matkę na banicję.
Dopiero po śmierci syna święta
Adelajda mogła przejąć władzę, jako
regentka, w zastępstwie zbyt młodego
Ottona III. Okazała się kobietą
inteligentną i roztropną, mającą w
posiadaniu niezwykły zmysł
organizacyjny i umiejętność doboru
właściwych osób na właściwe
stanowiska. Założyła kilkanaście
klasztorów, finansowała instytucje
kościelne w kraju, wyróżniała się
przy tym niezwykłą hojnością.
Starała się też wspierać
najbiedniejszych, przez co zyskała
dużą popularność w oczach ludu.
Cesarzowa zadbała o poprawę sytuacji
finansowej państwa, poprzez
usprawnienie administracji.
Ostatnie lata swego życia spędziła
jako mniszka w klasztorze w Selz pod
Strasburgiem. Zmarła 16 grudnia 999
roku w wieku 67 lat. Została
kanonizowana w 1097 przez Papieża
Urbana II. Kult świętej dotarł do
licznych krajów, a grób cesarzowej
odwiedzały tłumy pielgrzymów. W
ikonografii przestawiania jest jako
urodziwa kobieta, z kościołem lub
klasztorem w ręku. Jej wizerunek
można oglądać m. innymi w katedrze w
Meissen.
17
grudzień. Święty Jan z Matha –
ratownik niewolników
Jan z Matha, założyciel zakonu
trynitarzy urodził się w
miejscowości Faucon, na pograniczu
Włoch i Francji w 1154 r. Matka
zaraz po urodzeniu syna ofiarowała
go Maryi.
To właśnie matce zawdzięczał
przyszły święty religijne
wychowanie. Po ukończeniu pierwszych
lat nauki Jan udał się do Paryża,
gdzie studiował na tamtejszym
uniwersytecie. Święty ukończył
studia z doktoratem i udał się do
Moguncji.
W czasie pierwszej Mszy świętej 29
stycznia 1194 ukazał mu się Pan
Jezus, trzymający ręce na dwóch
niewolnikach, spiętych ze sobą
żelazną obręczą - człowieka rasy
białej i czarnej. Młody kapłan od
razu pojął, że został powołany do
opieki nad więźniami
chrześcijańskimi, porwanymi przez
Arabów do Afryki. Poruszony tym
widzeniem Jan udał się do św.
Feliksa de Valois, który ok. 70 km
od Paryża miał swoją pustelnię. Tam
powstał zarys nowego zakonu i jego
konstytucji.
Kiedy św. Jan otrzymał aprobatę i
błogosławieństwo biskupa nie wahał
się dłużej i przystąpił do dzieła.
Klasztor szybko zyskał sobie nie
tylko zwolenników, ale i grono
kandydatów chętnych do wstąpienia w
jego mury. Zakon ten nosił nazwę
Trójcy Przenajświętszej ze względu
na wielkie nabożeństwo jakim otaczał
święty tę podstawową prawdę wiary.
Członkowie zakonu nosili białe
habity z krzyżami na piersiach barwy
niebieskiej i czerwonej. Papież
Innocenty III zatwierdził regułę i
wziął pod swoją opiekę pierwsze
klasztory.
Rozgłos przyniosła kapłanowi misja w
Maroku. Święty wykupił tam 186
niewolników chrześcijańskich i
przewiózł ich szczęśliwie do
Marsylii. Do klasztoru zgłaszało się
coraz więcej kandydatów, powstał
także zakon żeński - trynitarki. Jan
służył uwolnionym nawet po powrocie
do kraju - zakładał dla nich
przytułki, pomagał odnajdywać
rodziny. Zakonnicy prowadzili także
działalność duszpasterską w
więzieniach, szpitalach i podczas
wypraw krzyżowych. Ostatnie lata
życia święty spędził w rzymskim
klasztorze, ufundowanym przez samego
papieża. Do końca swoich dni
kierował nowymi wyprawami do Afryki.
Zmarł w roku 1213. Jego relikwie
zostały sprowadzone do Madrytu,
gdzie do tej pory otaczane są wielką
czcią. Trzeba powiedzieć, że
wywożenie chrześcijan z Europy i
czynienie z nich niewolników
zdarzało się niezwykle często i było
w tamtych latach ogromnym problemem,
dlatego też można chyba nazwać tego
kapłana świętym na trudne czasy.
Ikonografia przedstawia go tak, jak
wyglądał podczas swojej pracy - w
białym habicie, często w otoczeniu
niewolników, którym całe życie
służył.
W Polsce również powstał zakon
trynitarzy. Sprowadził ich do nas
kardynał Jan Kazimierz Denhof. Co
ciekawe oni także, wzorem swojego
założyciela wykupywali niewolników.
Byli to jeńcy wojenni wzięci do
niewoli przez Turków.
18
grudzień. Święty Auksencjusz – z
żołnierza biskup
Święty Auksencjusz pochodził z
Mopsuestii, która obok Tarsu
należała do głównych miast Cylicji,
a dziś leży na terytorium państwa
tureckiego.
Mopsuestia podzieliła los całej
prowincji i dostała się pod
panowanie rzymskie. Stosunkowo
szybko, bo już w kilkanaście lat po
śmierci Chrystusa przyjęło się tutaj
chrześcijaństwo. W III wieku
istniało już tutaj pierwsze
biskupstwo... Niewiele informacji
zachowało się o świętym, mimo iż
sprawował posługę biskupią. Wiemy,
że Auksencjusz był dowódcą
przybocznej straży na dworze
Licyniusza. Jako zaufany cesarza,
uznawany był za znaczącą osobistość.
Kiedy wybuchło prześladowanie za
czasów Dioklecjana, a Licyniusz
okazał się gorliwym wrogiem
chrześcijaństwa, przyszły biskup
zrezygnował z zaszczytnej służby,
nie ujawniając jednak swoich
przekonań. Dzięki temu udało mu się
przetrwać obu prześladowców i
poświęcić się służbie Bożej.
Licyniusz, któremu wcześniej jako
żołnierz służył nasz święty, popadł
w konflikt z Konstantynem Wielkim,
został pokonany i stracony. Około
359 r. Auksencjusz został mianowany
biskupem rodzinnej Mopsuestii.
Tradycja nie przekazała nam więcej
faktów z życia świętego. Jego
biskupie pasterzowanie nie trwało
długo- zaledwie rok. Auksencjusz
zmarł 18 grudnia 360 r. Jako biskup
zasłużyć miał się przede wszystkim
wystawieniem kościoła ku czci św.
Tarausa, św. Probusa i św. Andronika,
na miejscu, gdzie wszyscy trzej
ponieśli śmierć męczeńską za
panowania Dioklecjana.
19
grudzień. Święty Anastazy I
Kościół wspomina dziś św. Anastazego
I, papieża.
Pochodził z Rzymu, był synem kapłana
Maksymusa. Na stolicę Piotrową
został wybrany w 399 r.
Szczególną troską otoczył Kościół
afrykański. Nawoływał tamtejszych
biskupów, zebranych na synodzie w
Kartaginie w 401 r., do walki
przeciwko donatyzmowi i zabraniał
nawracającym się kapłanom-donatystom
zajmować wyższe stanowiska w
Kościele.
W
ikonografii przedstawia się św.
Anastazego w papieskim stroju
pontyfikalnym. Jego atrybutem jest
księga.
Błogosławiony
Urban V - papież znowu w Rzymie
Przyszły papież Urban V otrzymał na
chrzcie świętym imię Wilhelm.
Urodził się w 1310 r. we francuskiej
miejscowości Grisac.
Pochodził z wpływowej rodziny
możnowładców- jego ojciec był panem
Grisac, a matka nosiła zaszczytny
tytuł hrabiny. Jako chłopiec wstąpił
Wilhelm do benedyktynów.
Po otrzymaniu doktoratu obojga praw
wykładał na uniwersytetach: w
Montpellier, w Tuluzie i Awinionie.
Jako znawca prawa i świetny
dyplomata nieraz był wysyłany przez
papieża z różnymi misjami. Po
śmierci Innocentego VI został
wybrany na następcę św. Piotra.
Miało to miejsce 28 września 1362 r.
Jego panowanie przypadało na trudne
dla papiestwa lata. Pobyt papieży w
Awinionie, początkowo traktowany
jako chwilowy, przeciągał się na
kolejne lata. Nie tylko jednak ten
problem spędzał sen z powiek nowemu
pasterzowi Kościoła.
Urban V- człowiek ogromnych ambicji,
zapragnął urządzić krucjatę
przeciwko Turkom i zawrzeć unię z
Kościołem Wschodnim. O ile pierwszy
pomysł skończył się fiaskiem
(państwa Europy, skłócone ze sobą,
nie chciały narażać się na tak
wielkie ryzyko), o tyle drugi miał
szansę na powodzenie. Drogą wielu
zabiegów i dyplomacji udało się
skłonić cesarza
wschodnio-rzymskiego, Jana V
Paleologa, żeby przybył do Rzymu i
pojednał się z Kościołem Łacińskim
(1369). Radość nie trwała jednak
zbyt długo. Po nieudanej próbie
pozyskania ochotników europejskich
do obrony przeciwko Turkom syn Jana
V Paleologa, Manuel II stracił
zainteresowanie unią z papiestwem. W
ten sposób rozwiały się wszelkie
nadzieje na wypełnienie wielkich i
dalekosiężnych planów, jakie snuł na
początku swojego pontyfikatu
przyszły błogosławiony.
W pamięci potomnych zapisał się
Urban V innym śmiałym
przedsięwzięciem. Udało mu się
mianowicie uniezależnić od królów
francuskich i mimo gwałtownego
sprzeciwu kardynałów opuścić
Awinion. Do powrotu do Rzymu nagliły
go dwie wielkie święte - Katarzyna
Sieneńska i Brygida, która miała
nawet w imieniu Chrystusa grozić
papieżowi rychłą śmiercią, jeśli
tego nie uczyni. Jego powrót,
pamiętnego dnia 16 października 1367
r. przerwał trwającą 58 lat „niewolę
awiniońską”. Możnowładcy nie byli
jednak zachwyceni takim obrotem
sprawy, powrót papieża oznaczał
bowiem koniec ich panowania. Z
powodu zamieszek Ojciec święty
został zmuszony do powrotu do
Awinionu. Pobyt Urbana V w Rzymie
trwał zaledwie 3 lata, ale przełom
nareszcie został uczyniony, tak że
jego następca- Grzegorz XI mógł
przenieść stolicę papieską na jej
właściwe miejsce (1377).
Przeżyte trudy i niepokoje tak
wyczerpały siły papieża, że zaraz po
powrocie do Awionionu ciężko
zachorował i wkrótce zmarł. Urban V
odszedł do wieczności 19 grudnia
1370r. Ciało błogosławionego zabrał
z Awionionu kardynał Anioł Grimoard
i przewiózł je do Marsylii, do
opactwa św. Wiktora. Przy grobie
wkrótce zaczęli modlić się
pielgrzymi, pragnący prosić o
wstawiennictwo, cieszącego się już
za życia opinią świętości, papieża.
Pius IX, wiedząc jak wielką czcią
cieszył się jego dawnego poprzednik,
w roku 1870 zaliczył go w poczet
błogosławionych.
W historii zapisał się Urban, przede
wszystkim dzięki przerwaniu słynnej
„niewoli awiniońskiej”, ale nie ten
czyn wyniósł go do chwały ołtarzy.
Zadecydowało o tym całe jego życie-
wypełnione modlitwą i dobrymi
uczynkami. W odróżnieniu od swojego
dworu papież żył skromnie. Sam
wysoko wykształcony popierał
uniwersytety i pomagał ubogiej
młodzieży. Starał się zachęcić
kapłanów do większej gorliwości.
Czynił to także poprzez przykład
własnego życia, spędzając długie
godziny na modlitwie. Choć po
ludzku, w chwili śmierci był
człowiekiem przegranym, ponieważ nie
spełniło się żadne z jego wielkich
marzeń, nie było tak po bożemu. Jego
śmiałe postępowanie wkrótce
przyniosło efekty i papieże
powrócili do Wiecznego Miasta. Sam
zaś błogosławiony do tej pory cieszy
się dużą czcią wśród wiernych.
20
grudzień. Święty Dominik – opat,
święty reformator
Św. Dominik urodził się w Canas, w
Hiszpanii ok. roku 1000. Jego
rodzice pochodzili z podupadłej
rodziny szlacheckiej.
Jako młodzieniec wstąpił Dominik do
benedyktynów. Po otrzymaniu święceń
kapłańskich, opuścił klasztor i
zamieszkał jako pustelnik w grocie w
górach Sierra de Cameros. Ok. 1030
roku powrócił do benedyktynów.
Został nawet wybrany przeorem, ale
porzucił i ten zakon, zniechęcony
życiem mnichów, które wypełnione
było wygodami.
Udał się więc do klasztoru św.
Sebastiana w Silos. Skoro tylko tam
przybył, król Ferdynand mianował go
opatem. Święty natychmiast zabrał
się do przeprowadzenia reformy na
wzór opactwa w Cluny. Wpisała się
ona w szerszy ruch odnowy życia
zakonnego, działający na przełomie X
i XI wieku w Europie. Reforma
przeprowadzona najpierw przez opatów
w Cluny, a potem w kolejnych
klasztorach, miała na celu powrót do
pierwotnej reguły benedyktyńskiej.
Polegała ona na przywróceniu
surowości obyczajów, podniesieniu
poziomu moralnego i umysłowego
zakonników (kontemplacja i badanie
Pisma Świętego oraz pism ojców
Kościoła), wzmożeniu dyscypliny i
bezwzględnym przestrzeganiu
celibatu. W celu umocnienia reformy
uniezależniano opactwa
benedyktyńskie od władzy świeckiej i
biskupów, a podporządkowano je
bezpośrednio papieżowi.
Nasz święty dobrze rozumiał na czym
powinno polegać odnowienie opactwa.
Zadbał nie tylko o rozwój materialny
klasztoru (dopilnował m. in.
odbudowy walących się zabudowań),
ale przede wszystkim o rozwój
duchowy zamieszkujących go mnichów.
Dominik urządził wielkie skryptorium
do przepisywania ksiąg i zadbał o
edukację zakonników. W ten sposób
zostawił klasztor nie tylko
zasobniejszy finansowo, ale przede
wszystkim promieniujący wysoką
kulturą i pobożnością.
Święty odszedł do Pana 20 grudnia
1072 r. Przy jego grobie działy się
cuda. Jego kult został zatwierdzony
w 1720 r., a w 1748 r. imię św.
Dominika z Silos zostało wpisane do
Martyrologium Rzymskiego. Kult
świętego jest żywy w Hiszpanii. Ku
jego czci wystawiono tam dziesiątki
kościołów. Co ciekawe, za
pośrednictwem św. Dominika z Silos
bł. Joanna uprosiła sobie syna. Z
wdzięczności nadała mu imię
Dominika. Był nim św. Dominik Guzman,
założyciel Zakonu Kaznodziejskiego
(dominikanów).
21
grudzień. Święty Piotr Kanizy –
apostoł Niemiec
XVI wiek był dla kościoła czasem
wielkich niepokojów i przemian.
Wystąpienia Marcina Lutra z początku
wieku otworzyły okres ekspansji
protestantyzmu na całą Europę.
Właśnie wtedy – 8 maja 1521
przyszedł na świat św. Piotr Kanizy.
Miał on za kilkadziesiąt lat wziąć
czynny udział w antagonizmach
pomiędzy katolikami a protestantami.
Piotr pochodził z miasteczka
Nimwagen w ówczesnych Niemczech,
gdzie jego ojciec piastował urząd
burmistrza. Mimo że wcześnie stracił
matkę, nie mógł narzekać na brak
troskliwości ze strony ojca i
macochy. Już wtedy Piotr zdradzał
zainteresowanie liturgią i chętnie
uczestniczył w nabożeństwach. Był
też dzieckiem bystrym, więc ojciec
zdecydowała się opłacić dobrze
rokującemu synowi studia. Wpierw
miało to być prawo, lecz Piotr uparł
się przy teologii. W ten sposób w
1540 roku chłopiec został magistrem
sztuk wyzwolonych na uniwersytecie w
Lowanium.
Z biegiem lat powołanie coraz
bardziej dawało o sobie znać.
Dlatego też dwudziestodwuletni Piotr
zdecydował o wstąpieniu do świeżo
utworzonego Towarzystwa Jezusowego.
W ten sposób przyszły święty został
jezuitą.
Św. Piotr od początku swej kariery
duchownej cieszył się niezwykłym
autorytetem. Jeszcze przed
wyświęceniem posyłano go do cesarza
Karola V, by przekonać go o
konieczności usunięcia popierającego
protestantyzm biskupa. Wiedza
teologiczna Piotra sprawiła, że na
soborze w Trydencie wystąpił w
charakterze teologa-konsultanta.
Do św. Piotra przylgnęło określenie:
apostoł Niemiec. Duchowny spędził
bowiem na terenie wycieńczonego
bezustannymi walkami kraju blisko 30
lat życia. Poświęcił je, by
uczestniczyć w zjazdach i obradach,
które miały doprowadzić do
załagodzenia konfliktu między
katolikami a protestantami. W
międzyczasie został też pierwszym
prowincjałem zakonu jezuitów w
prowincji niemieckiej.
Duchowny zasłynął także licznymi
pismami teologicznymi – napisał
m.in. „Katechizm Mały”, „Katechizm
Średni” i „Katechizm Większy”. Zmarł
jako wysoko ceniony duchowny i
teolog we Fryburgu Szwajcarskim w
1597 roku. Mimo błyskawicznie
rozpoczętych starań o kanonizację,
dokonano jej dopiero w 1925 roku za
sprawą Piusa XI.
22
grudzień. Święty Franciszek Cabrini
Marzyła o Chinach, ale stała się
misjonarką Ameryki...
Św. Franciszka urodziła się
Lombardii w licznej i bardzo
religijnej rodzinie. Wraz z
rodzicami i dwunastką starszego
rodzeństwa codziennie uczestniczyła
w Mszy Świętej. Kiedy więc w
dwudziestym roku życia straciła
nagle oboje rodziców, nie wahała się
ani chwili. Rozpoczęła starania o
wstąpienie do zakonu.
Z początku święta nie miała
szczęścia. Ze względu na stan
zdrowia żadne zgromadzenie nie
chciało jej przyjąć. W końcu jednak
znalazła miejsce u Sióstr
Opatrzności, których tez w krótkim
czasie została przełożoną. Jednak
Franciszka Ksawera czuła, że Bóg
powołał ją do czegoś innego.
W listopadzie 1880 roku święta
założyła Instytut Misjonarek Serca
Jezusowego . Resztę życia
postanowiła poświęcić misjom w
odległych zakątkach ziemi. Po ośmiu
latach udało jej się założyć w
Rzymie pierwszy dom nowego
zgromadzenia.
Wtedy właśnie papież Leon XIII
otrzymał od biskupa Nowego Jorku
prośbę o wsparcie duszpasterskie do
pracy z emigrantami. Ku swej
wielkiej radość siostra Franciszka
wraz z kilkoma towarzyszkami ruszyła
do USA. Był to początek wielkiego
rozwoju zgromadzenia. Po niedługim
czasie siostry miały już swoje domy
w Ameryce Północnej, środkowej i
Południowej, a także we Francji,
Anglii, Hiszpanii i we Włoszech.
Niektóre siostry trafiły nawet do
Chin i Afryki. Zajmowały się praca w
szkołach parafialnych, usługiwały w
szpitalach i więzieniach.
Franciszka Ksawera zmarła w Chicago
22 grudnia 1917 roku w
sześćdziesiątym siódmym roku życia.
Zostawiła po sobie 66 placówek i
1300 sióstr. Za dyspensą papieża
Piusa XI proces kanoniczny odbył się
w trybie przyspieszonym, dzięki
czemu już w 1938 roku została uznana
błogosławioną. W 8 lat później
papież Pius XII wyniósł ją
uroczyście na ołtarze. Św.
Franciszka Ksawera jest uznawana
patronką emigrantów.
Jej grób znajduje się w Nowym Jorku
w kaplicy szkoły jej imienia.
Amerykanie mówią o niej „Mother
Cabrini”. Jest pierwszym obywatelem
USA ogłoszonym świętym. Pochodziła z
Włoch, a dokładniej z Lombardii.
Urodziła się jako Franciszka w 1850
roku w wielodzietnej rodzinie. Była
trzynastym dzieckiem swoich
rodziców. Jej marzeniem było zostać
misjonarką w Chinach, ale trafiła do
Ameryki i z nią związała swój los.
Dziecięce marzenia o misjach
zawdzięcza swojemu ojcu, który miał
zwyczaj czytania swoim dzieciom
opowieści o wielkich misjonarzach.
Franciszka kończy szkołę
pedagogiczną w szkole prowadzonej
przez zakonnice. Chce zostać jedną z
nich, ale siostry nie przyjmują ją
ze względu na jej stan zdrowia.
Pracuje więc jako nauczycielka w
wiejskiej szkole, a po dwóch latach
zostaje kierowniczką sierocińca dla
dziewcząt. Tam powstaje zalążek
nowej zakonnej wspólnoty Sióstr
Misjonarek Najświętszego Serca.
Siostra Franciszka obiera jako
swojego patrona św. Franciszka
Ksawerego, wielkiego misjonarza
Dalekiego Wschodu.
Zgromadzenie zajmuje się głównie
prowadzeniem szkół dla dziewcząt.
Matka Cabrini marzy wciąż o Chinach,
ale na prośbę papieża podejmuję
sprawę opieki duchowej na włoską
emigracją w USA. Sytuacja materialna
i duchowa katolickich emigrantów
jest bardzo trudna. W 1889 roku
pierwsze siostry na czele z matką
Cabrini przybywają do Nowego Jorku.
Wkrótce otwierają sierociniec.
Potem powstają kolejne instytucje:
domy dziecka, szkoły, szpitale.
Matka Cabrini wyrusza także do
krajów Ameryki Południowej:
Nikaragui, Argentyny, Brazylii.
Zakłada nowe dzieła w kilku miastach
USA. W 1909 roku Matka Cabrini
otrzymuje obywatelstwo amerykańskie.
Umiera na atak serca w Chicago 22
grudnia 1917 roku podczas
przygotowań do wigilijnej wieczerzy
w jednym ze szpitali.
Matka Cabrini w chwili śmierci
zostawiła 66 placówek służących
ludziom i 1300 sióstr. Od dziecka
słabego zdrowia, krążyła
niestrudzenie miedzy Europą a
Stanami Zjednoczonymi i krajami
Ameryki Południowej. W drodze pisała
listy do sióstr. Kanonizował ją
papież Pius XII w 1948 roku. Jedna z
alei na Manhattanie nosi dziś jej
imię. Jest patronką emigrantów.
23
grudzień. Święta Wiktoria – rzymska
Dziewica
O św. Wiktorii, dziewicy i
męczennicy pochodzącej z Sabiny pod
Rzymem wiadomo dziś niewiele. Jej
historyczne istnienie potwierdza
kult, który zakorzenił się w Rzymie
wkrótce po śmierci świętej i
niebawem rozprzestrzenił na całą
Europę.
Dowodem na to jest jej najstarszy
znany wizerunek, pochodzący już z VI
wieku, znajdujący się na jednej z
mozaik w Rawennie, w kościele Św.
Apolinarego– wśród najsłynniejszych
męczenników Kościoła Zachodniego.
Wspomina o niej także Adelhelm w
swoim dziele "O dziewictwie" z
początku 8 wieku.
Historia św. Wiktorii znana jest
przede wszystkim dzięki tradycji
ustnej. Św. Wiktoria poniosła śmierć
męczeńską za czasów cesarza
Decjusza, w połowie III wieku lub za
cesarza Dioklecjana na początku IV
wieku. Legendarne przekazy głoszą,
że była ona dziewczyną wywodzącą się
ze szlachetnego rzymskiego rodu. Jej
rodzice wiele trudu włożyli w
wychowanie Wiktorii na pobożną i
wykształconą kobietę. Gdy osiągnęła
dojrzałość, postanowili wydać
Wiktorię za mąż. Spośród wielu
młodych mężczyzn, którzy zabiegali o
jej rękę, rodzice wybrali
Eugeniusza, bogatego młodzieńca ze
znamienitego rodu. Nie był on jednak
chrześcijaninem, co napotkało opór
Wiktorii.
Mimo wątpliwości Wiktoria zgodziłaby
się pewnie na małżeństwo z
Eugeniuszem, wierząc, że zdoła
nawrócić swego męża na wiarę
chrześcijańską. Stało się jednak
inaczej. W podobnej sytuacji
znalazła się bowiem przyjaciółka
Wiktorii, Anatolia, która przekonała
ją do odrzucenia zaręczyn. Obie
kobiety, głęboko wierząc w
Chrystusa, zapragnęły pozostać
dziewicami do końca życia. Po
dłuższej rozmowie dziewczęta uznały
wyższość stanu dziewiczego nad
małżeńskim i odpowiedziały odmownie
swoim adoratorom.
To stało się początkiem wydarzeń
tragicznych. Urażeni rzymscy
młodzieńcy porwali kobiety, które
uznali już za swoje narzeczone i
uwięzili w domach, by prośbą lub
groźbą zmusić jej do małżeństwa. Po
długim czasie, który upłynął na
bezowocnych namowach, Eugeniusz
oskarżył Wiktorię przed cesarzem
jako chrześcijankę. Taki zarzut w
tamtych czasach równał się
natychmiastowemu wyrokowi śmierci.
Mimo tego Wiktoria postanowiła być
wierna Chrystusowi do końca i nie
ustąpiła - ani w kwestii
zamążpójścia, ani w kwestii wiary
chrześcijańskiej.
Św. Wiktoria poniosła śmierć
męczeńską w połowie III wieku lub
ok. 305 roku. Nie jest dziś pewne w
jaki sposób pozbawiono ją życia -
mówi się, że została ścięta,
rozszarpana przez byka lub przebita
mieczem. Jej wspomnienie przypada w
kościele katolickim na 23 grudnia. W
ikonografii św. Wiktoria jest
przedstawiana jako rzymska dziewica
z palmą, sztandarem, mieczem albo ze
smokami. Jej relikwie znajdują się w
Subiacco i w Łowiczu w kolegiacie
Matki Bożej Wniebowziętej. Otrzymał
je od papieża Urbana VIII arcybiskup
gnieźnieński Henryk Firlej w 1625
roku.
24
grudzień. Święci Adam i Ewa
Księga Rodzaju zawiera dwa opisy
stworzenia człowieka pochodzące z
różnych tradycji. Zestawione one
zostały obok siebie przez ostatniego
redaktora tej księgi.
Bóg stworzył człowieka z miłości, bo
chciał go kochać. Ale Księga Rodzaju
mówi, że tak został stworzony tylko
mężczyzna. Kobieta została stworzona
„dla Adama”, żeby nie czuł się
samotny. Czy Ewa jest tylko
dodatkiem do mężczyzny? - zapytuje
czytelnik 'Gościa Niedzielnego'.
Otóż Księga Rodzaju zawiera dwa
opisy stworzenia człowieka
pochodzące z różnych tradycji.
Zestawione one zostały obok siebie
przez ostatniego redaktora tej
księgi. Trzeba je czytać równolegle,
ponieważ uzupełniają się nawzajem.
Każdy z nich zwraca uwagę na inny
aspekt tajemnicy stworzenia. W
opisie pierwszym czytamy: „Stworzył
Bóg człowieka na swój obraz, na
obraz Boży go stworzył: stworzył
mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27).
Jednym tchem wymienieni tutaj są i
mężczyzna, i kobieta. Obydwoje
stworzeni na obraz Boży, czyli – jak
można wnioskować – tak samo kochani
przez Boga, tak samo chciani przez
Niego, obdarzeni równą godnością
człowieczeństwa.
Opis drugi (Rdz 2,4–25) opowiadający
o stworzeniu Ewy z żebra Adama jest
tak naprawdę próbą wyjaśnienia, skąd
się wzięło małżeństwo. To nie jest
przecież opis „jak było”, ale jest
to mowa symboliczna. Proszę zwrócić
uwagę na puentę tego fragmentu:
„Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca
swego i matkę swoją i łączy się ze
swoją żoną tak ściśle, że stają się
jednym ciałem” (Rdz, 2,24). To, że
Ewa powstała z żebra Adama oznacza,
że jest tej samej co on natury,
podkreśla ich jednakową godność i
uzasadnia, dlaczego, mówiąc prosto,
mają się ku sobie. Adam i Ewa są
nazwani w oryginale isz oraz iszsza.
Mamy tu ten sam rdzeń (śladem tego
jest w np. w języku angielskim: man
i woman). To wymowny dowód na
wzajemną równość. Tak więc proszę
się nie obawiać: Bóg na pewno kocha
kobiety tak samo mocno jak mężczyzn.
A to, że kobieta ma być „pomocą” dla
mężczyzny, czyli jego małżonką, to
chyba nic poniżającego, no, chyba,
że dla smutnych feministek.
Inny z czytelników "Gościa" dzieli
się następującą wątpliwością: "Wobec
ludzi zastosowano zasadę zbiorowej
odpowiedzialności, mam na myśli
„naznaczenie” ludzi grzechem
pierworodnym. To przeczy regułom
sprawiedliwości".
Odpowiadam więc: prawda o grzechu
pierworodnym ulega zbanalizowaniu,
kiedy traktujemy ją tak: Adam
zgrzeszył, Pan Bóg się pogniewał i
wszystkich ukarał. Grzech
pierworodny mówi o działaniu zła
(grzechu), a nie o działaniu Boga.
Zło ma to do siebie, że szkodzi
innym. Skutki każdego grzechu nie
ograniczają się osoby, która go
popełniła. To nie Bóg naznaczył
ludzi „grzechem pierworodnym”, ale
to owoc grzechu człowieka.
To jest jakaś tajemnica solidarności
w złu, misterium nieprawości.
Patrząc na historię ludzkości, widać
jak grzech jednego człowieka zatruwa
życie innym, nieraz na zawsze.
Zgadza się, to niesprawiedliwość,
ale nie Boga, ale człowieka, który
popełnia zło. Na szczęście grzech
ostatecznie nie ma przyszłości i
historia dzięki Chrystusowi to nie
tylko historia grzechu, ale także
historia zbawienia.
25
grudzień. Święty Piotr Nolasco -
Opiekun niewolników
Piotr z Nolasco urodził się w
irlandzkiej rodzinie, która w XI
wieku przeniosła się do Hiszpanii.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że za
kilkadziesiąt lat stanie się na
zawsze bezsprzecznym symbolem
chrześcijańskiego miłosierdzia.
W wieku 20 lat Piotr został sierotą.
Już wtedy dał dowód szczególnej
wrażliwości na ludzka niedolę – swój
majątek rozdzielił między ubogich, a
sam w 1209 roku wyruszył z krucjatą
Szymona z Montfort przeciwko
albigensom.
Wtedy też dowiedział się Piotr o
trudach, które muszą znosić
chrześcijanie w arabskiej niewoli.
By osobiście zbadać sprawę wyruszył
do południowej Hiszpanii.
Stwierdziwszy, że posłyszane przez
niego opowieści są prawdziwe, Piotr
rozpoczął na wielką skalę akcję
wykupu niewolników.
W przekonaniu, że postępuje słusznie
utwierdziło Piotra widzenie w nocy z
1 na 2 sierpnia 1218 roku. Świętemu
ukazała się bowiem Matka Boska,
która poleciła Piotrowi założenie
nowego zakonu, zajmującego się
właśnie wykupem niewolników. Jeszcze
tego samego roku, dzięki pomocy
króla Aragonii Jakuba I oraz św.
Rajmunda z Penafort, który napisał
dla zakonu regułę, mogło dojść do
utworzenia nowego zgromadzenia –
Zakonu Najświętszej Marii Panny od
Wykupu Niewolników. Świętego Piotra
i jego 12 współbraci nazywano w
skrócie Mercedariuszami.
Zakon zatwierdził papież Grzegorz IX
w 1235 roku. Liczne przywilej
umożliwiały Mercedariuszom prężny
rozwój. Podczas jednej z krucjat, po
wyzwoleniu spod władzy Arabów
Walencji, król Jakub ofiarował jeden
z tamtejszych meczetów na klasztor
dla zakonników. Dzięki temu Piotr
mógł prowadzić swoją działalność na
szerszą skalę, co zaowocowało
wykupem z niewoli kilku tysięcy
chrześcijan.
O ostatnich latach życia św. Piotra
wiadomo niewiele. Przypuszcza się,
że zmarł między 1249 a 1258 rokiem.
Pewna jest natomiast data dzienna
jego śmierci – 25 grudnia. Wtedy też
katolicy obchodzą jego wspomnienie.
Święty
Piotr Czcigodny
Ci, którzy go znali, wysławiali jego
pańską łagodność, spokojną
równowagę, panowanie nad sobą,
prawość, lojalność, przytomność
umysłu i szczególną skłonność do
medytacji.
Drodzy bracia i siostry, postać
Piotra Czcigodnego, którą chcę
przedstawić w dzisiejszej
katechezie, prowadzi nas znowu do
słynnego opactwa w Cluny, do jego
„dostojeństwa” (decor) i do jego
„jasności” (nitor) – by użyć
terminologii pojawiającej się w
tekstach z Cluny – dostojeństwa i
blasku, które podziwiać można przede
wszystkim w pięknie liturgii,
uprzywilejowanej drogi do
osiągnięcia Boga. Bardziej jednak od
tych aspektów osobowość Piotra
przywołuje świętość wielkich opatów
kluniańskich: w Cluny „nie było ani
jednego opata, który nie byłby
święty” – stwierdzał w 1080 roku
papież Grzegorz VII. W gronie tym
znajduje się Piotr Czcigodny, który
ma w sobie po trosze wszystkie cnoty
swych poprzedników, aczkolwiek już
za jego czasów, w obliczu nowych
zakonów, jak w Cîteaux, Cluny
zaczęło odczuwać pewne objawy
kryzysu. Piotr to podziwu godny wzór
ascety rygorystycznego wobec samego
siebie i wyrozumiałego dla innych.
Urodzony około roku 1094 we
francuskim regionie Owernii, jako
dziecko wstąpił do klasztoru w
Sauxillanges, gdzie został mnichem,
a następnie przeorem. W 1122 roku
wybrano go na opata Cluny i na tym
urzędzie pozostał do śmierci, która
nastąpiła w dniu Bożego Narodzenia
1156 roku, jak sam tego pragnął.
„Miłośnik pokoju – pisze jego
biograf Rudolf – osiągnął pokój w
chwale Bożej w dniu pokoju” (Vita,
I, 17; PL 189,28).
Ci, którzy go znali, wysławiali jego
pańską łagodność, spokojną
równowagę, panowanie nad sobą,
prawość, lojalność, przytomność
umysłu i szczególną skłonność do
medytacji. „W samej mojej naturze
leży – pisał – że skłonny jestem
raczej do wyrozumiałości; pobudza
mnie do tego przyzwyczajenie do
przebaczania. Zaprawiony jestem do
tego, aby znosić i wybaczać” (Ep.
192, w: The Letters of Peter the
Venerable, Harvard University Press,
1967, s. 446). Mawiał też: „Z tymi,
którzy nienawidzą pokoju,
chcielibyśmy, na ile to możliwe,
zachować zawsze pokój” (Ep. 100, l.c.,
s. 261). O sobie zaś pisał: „Nie
należę do tych, którzy nie są
zadowoleni ze swojego losu (...),
których duch wciąż jest niespokojny
bądź wątpi i którzy narzekają, że
wszyscy pozostali odpoczywają, a
tylko oni jedni muszą pracować” (Ep.
182, s. 425). Mając wrażliwy i
uczuciowy charakter, potrafił łączyć
miłość do Pana z czułością wobec
najbliższych, szczególnie matki i
wobec przyjaciół. Pielęgnował
przyjaźń, zwłaszcza ze swymi
mnichami, którzy zwykli byli
zwierzać mu się, pewni, że zostaną
wysłuchani i zrozumiani. Według
świadectwa biografa, „nie gardził
nikim i nikogo nie odpychał” (Vita,
I, 3: PL 189,19); „dla wszystkich
był serdeczny; w swej wrodzonej
dobroci był otwarty na wszystkich”
(ibid., I, 1: PL, 189,17).
Moglibyśmy powiedzieć, że ten święty
opat stanowi wzór także dla mnichów
i chrześcijan naszych czasów,
naznaczonych burzliwym tempem życia,
gdzie nierzadkie są epizody
nietolerancji i braku porozumienia,
podziały i konflikty. Jego
świadectwo zachęca nas, byśmy umieli
łączyć miłość do Boga z miłością do
bliźniego i nie ustawali w
nawiązywaniu stosunków braterstwa i
pojednania. Tak bowiem rzeczywiście
postępował Piotr Czcigodny, któremu
przyszło kierować klasztorem w Cluny
w latach dla opactwa niezbyt
spokojnych z różnych powodów
zewnętrznych i wewnętrznych,
potrafiąc być jednocześnie surowym i
obdarzonym głębokim
człowieczeństwem. Zwykł mawiać: „Z
człowieka wydobyć można więcej,
tolerując go, niż irytując go
narzekaniem” (Ep. 172, l.c., s.
409). Ze względu na swój urząd
musiał często podróżować do Włoch,
Anglii, Niemiec, Hiszpanii.
Przymusowe porzucenie
kontemplacyjnego spokoju bardzo mu
ciążyło. Wyznawał: „Jeżdżę z miejsca
na miejsce, męczę się, niepokoję,
dręczę się, rzucany tu i tam; raz
myślę o własnych sprawach, kiedy
indziej o innych, nie bez wielkiego
wzburzenia własnej duszy” (Ep. 91,
l.c., s. 233). Choć musiał lawirować
między władzami i panami, którzy
sąsiadowali z Cluny, to udawało mu
się, dzięki poczuciu miary,
wielkoduszności i realizmowi,
zachować zwykły spokój. Wśród tych,
z którymi utrzymywał kontakt, był
Bernard z Clairvaux, z którym
łączyła go coraz większa przyjaźń,
mimo odmiennego temperamentu i
spojrzenia. Bernard nazywał go
„ważnym mężem, zaprzątniętym ważnymi
sprawami” i darzył go wielkim
szacunkiem (Ep. 147, wyd.
Scriptorium Claravallense, Milano
1986, VI/1, ss. 658-660), podczas
gdy Piotr Czcigodny nazywał Bernarda
„kagankiem Kościoła” (Ep. 164, s.
396), „mocnym i wspaniałym filarem
mniszego stanu i całego Kościoła” (Ep.
175, p. 418).
Z żywym zmysłem kościelnym Piotr
Czcigodny twierdził, że przypadki
ludu chrześcijańskiego winni
odczuwać „w głębi serca” ci, którzy
zaliczają się „do członków ciała
Chrystusa” (Ep. 164, l.c., s. 397).
I dodawał: „Nie ożywił duch
Chrystusa tego, kto nie odczuwa ran
ciała Chrystusa”, gdziekolwiek by
one występowały (tamże.). Okazywał
też troskę o tych, którzy byli poza
Kościołem, zwłaszcza o Żydów i
muzułmanów: chcąc przyczynić się do
poznania tych ostatnich, zatroszczył
się o przekład Koranu. Ostatnio
jeden z historyków zauważył: „Pośród
nieprzejednania ludzi średniowiecza
– nawet największych z nich –
podziwiamy tu wzniosły przykład
delikatności, do jakiej prowadzi
miłość chrześcijańska” (J. Leclercq,
Pietro il Venerabile, Jaca Book,
1991, s. 189).
Do innych drogich mu aspektów życia
chrześcijańskiego należały miłość do
Eucharystii i nabożeństwo do Maryi
Panny. Na temat Najświętszego
Sakramentu pozostawił nam karty,
stanowiące „jedno z arcydzieł
literatury eucharystycznej wszech
czasów” (tamże., s. 267), o Matce
Bożej zaś napisał oświecające
refleksje, rozważając Ją zawsze w
ścisłym związku z Jezusem
Odkupicielem i z Jego dziełem
zbawienia. Wystarczy przytoczyć to
jego natchnione uniesienie:
„Zdrowaś, Panno błogosławiona,
któraś przepędziła przekleństwo,
Matko Najwyższego, oblubienico
najcichszego Baranka. Tyś pokonała
węża, zmiażdżyłaś mu głowę, gdy Bóg
z Ciebie narodzony, go unicestwił!
(...) Gwiazdo jaśniejąca ze wschodu,
która przeganiasz cienie zachodu.
Jutrzenko, która poprzedzasz słońce,
dniu, który nie zna nocy! (...) Proś
Boga, który się z Ciebie narodził,
aby odpuścił nasz grzech i po
wybaczeniu obdarzył nas łaską i
chwałą” (Carmina, PL 189,
1018-1019).
Piotr Czcigodny żywił też upodobanie
do pracy literackiej i miał do tego
talent. Zapisywał swe refleksje,
przekonany o znaczeniu posługiwania
się piórem niemal jak pługiem, aby
„rzucać na papier ziarno Słowa” (Ep.
20, s. 38). Chociaż nie był
teologiem systematycznym, był
wielkim badaczem tajemnicy Bożej.
Korzenie jego teologii znajdują się
w modlitwie, zwłaszcza liturgicznej,
a spośród tajemnic Chrystusa
szczególnie upodobał sobie
Przemienienia, w którym widoczne już
było Zmartwychwstanie. To on właśnie
ustanowił w Cluny to święto,
układając specjalne nabożeństwo, w
którym znajduje odbicie typowa
pobożność teologiczna Piotra i
zakonu z Cluny, nastawiona
całkowicie na rozważanie chwalebnego
oblicza (gloriosa facies) Chrystusa,
znajdując w nim uzasadnienie tej
żarliwej radości, która wyróżniała
jego ducha i promieniowała z
liturgii klasztornej.
Drodzy bracia i siostry, ten święty
mnich jest niewątpliwie przykładem
monastycznej świętości, czerpiącej
pokarm ze źródeł tradycji
benedyktyńskiej. Według niego ideał
mnicha polegał na „mocnym
przylgnięciu do Chrystusa” (Ep. 53,
l.c., s. 161), na życiu klauzurowym
wyróżniającym się „mniszą pokorą”
(tamże ) i pracowitością (Ep. 77,
l.c., s. 211), jak również atmosferą
milczącej kontemplacji i stałego
wysławiania Boga. Pierwszym i
najważniejszym zajęciem mnicha jest,
według Piotra z Cluny, uroczyste
sprawowanie Bożego Oficjum (modlitw)
– „dzieła niebieskiego i ze
wszystkich najpożyteczniejszego” (Statuta,
I, 1026) – któremu winny towarzyszyć
lektura, medytacja, modlitwa
osobista i dyskretnie odbywana
pokuta (por. Ep. 20, l.c., s. 40). W
ten sposób całe życie okazuje się
przepojone głęboką miłością Boga i
miłością do innych, miłością, która
wyraża się w szczerym otwarciu na
bliźniego, w przebaczeniu i w
poszukiwaniu pokoju. Kończąc
moglibyśmy powiedzieć, że jeżeli ten
styl życia w połączeniu z codzienną
pracą stanowi dla św. Benedykta
ideał mnicha, to dotyczy to także
nas wszystkich, może być, w dużej
mierze, stylem życia chrześcijanina,
pragnącego stawać się autentycznym
uczniem Chrystusa, które cechują
właśnie trwałe przylgnięcie do
Niego, pokora, pracowitość oraz
zdolność przebaczania i pokoju.
26
grudzień. Święty Szczepan - pierwszy
męczennik
Urodził się w Jerozolimie. Był
jednym z 7 diakonów, których
Apostołowie wybrali do pomocy w
głoszeniu Ewangelii oraz do posługi
ubogim, o czym wspominają Dzieje
Apostolskie.
Jego pragnieniem było między innymi
zreformowanie judaizmu. Prawowierni
Żydzi za głoszenie chrześcijaństwa
uwięzili go i oskarżyli o
bluźnierstwo i występowanie przeciw
Prawu i Świątyni. Postawiony przed
Sanhedrynem wykazywał, że
posłannictwo Jezusa było Bożym
planem, a Żydzi, podobnie jak ich
przodkowie, ustawicznie się im
sprzeciwiają. A gdy w uniesieniu
stwierdził, że widzi, jak otwierają
się niebiosa, w których Jezus
zasiada po prawicy Boga,
rozwścieczyło to jego sędziów do
tego stopnia, że bezzwłocznie
wyprowadzono go za mury miasta i
ukamienowano. Podczas kamienowania
Szczepan modlił się by grzechy jego
prześladowców zostały im wybaczone.
Zginął w 36 roku. Przy jego śmierci
miał być obecny (jako młodzieniec)
Szaweł, późniejszy Apostoł Narodów.
Jest pierwszym chrześcijańskim
męczennikiem – z tego względu
określany jest mianem Protomartyr,
co tłumaczy się właśnie jako
„pierwszy męczennik”. Jego grób
odkryto w roku 415. Ze staropolskich
zwyczajów związanych z dniem
świętego Szczepana warto wymienić
te, podczas których rzucano w
kościele w czasie Mszy świętej zboże
na pamiątkę kamienowania lub, gdy w
domach smarowano miodem deski
przybite do belek stropowych i kiedy
rzucone na nie ziarno przylegało,
oznaczać miało to zapowiedź dobrych
zbiorów.
W ikonografii przedstawia się
Szczepana jako młodzieńca ubranego w
dalmatykę (szatę liturgiczną
diakona), lub w białą tunikę, zaś
jako jego atrybuty występują księga,
kamienie (spoczywające na niej, lub
trzymane przez niego w rękach), a
także gałązka palmowa. Jest patronem
diakonów, woźniców, murarzy,
krawców, kamieniarzy, tkaczy,
kucharzy oraz diecezji wiedeńskiej.
Refleksja:
To, co w postawie świętego Szczepana
może w nas, współcześnie żyjących,
wzbudzić podziw, to jego
niespotykana aktywność oraz fakt, iż
zapoczątkował tak wiele działań,
które kontynuowane są w Kościele
katolickim do dzisiaj. Głosił
Ewangelię Jezusa obficie korzystając
ze Starego Testamentu. Dlatego można
go, z przymrużeniem oka, zaliczyć do
pierwszych biblistów.
Ów pierwszy męczennik może też
uchodzić za jednego z pierwszych
mistyków - widział otwarte niebo.
Angażował się także w służbę
społeczną i posługę ubogim, a
przecież działalność charytatywna po
dziś dzień jest jednym z
najistotniejszych punktów wśród
działań podejmowanych przez Kościół.
Dał także heroiczny przykład, w jaki
sposób należy wybaczać swym
prześladowcom i wrogom – coś, co
nam, współczesnym, przychodzi zwykle
z niebywałym trudem, czasem zaś nie
potrafimy tego zrobić wcale...
27
grudzień. Święty Jan Apostoł i
Ewangelista
Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich
umieszcza św. Jana zaraz po św.
Piotrze. I takie chyba miejsce mu
się należy. Nie tylko bowiem
pierwszy poszedł za Chrystusem
Panem, ale zostawił nam o Nim
najdoskonalsze świadectwo w swojej
Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o
swoje trzy Listy i Apokalipsę.
Jeśli chodzi o zestaw tekstów
ewangelicznych, w których jest mowa
o św. Janie, to również liczba ich
stawia go zaraz po św. Piotrze na
miejscu drugim. Łącznie we
wszystkich Ewangeliach o św. Piotrze
jest wzmianka aż na 68 miejscach
(193 wiersze), o św. Janie na 31
miejscach (90 wierszy), o św.
Andrzeju na miejscach 9 (21 wierszy)
itp.
Przypatrzmy się teraz opisom
Ewangelicznym, w których jest mowa o
św. Janie Apostole. Oto najpierw
powołanie św. Jana: „Nazajutrz Jan
(Chrzciciel) znowu stał w tym
miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami
i gdy zobaczył przechodzącego
Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”.
Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił,
i poszli za Jezusem. Jezus zaś
odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni
idą za Nim, rzekł do nich: „Czego
szukacie?” - Oni odpowiedzieli do
niego: „Rabbi!” - to znaczy:
Nauczycielu - „gdzie mieszkasz?”.
Odpowiedział im: „Chodźcie, a
zobaczycie”. Poszli więc i
zobaczyli, gdzie mieszka i od tego
dnia pozostali u Niego. Było to
około godziny dziesiątej”.
Z tego cennego tekstu dowiadujemy
się, że św. Jan był uprzednio
uczniem św. Jana Chrzciciela. Musiał
należeć do najbardziej zaufanych
jego uczniów, skoro św. Jan
Chrzciciel z nimi tylko i ze św.
Andrzejem przebywał właśnie wtedy
nad rzeką Jordanem. Św. Jan nie
podaje swojego imienia. Taki bowiem
ma zwyczaj. Jednak jako świadek
naoczny wymienia nawet dokładnie
godzinę, kiedy ten wypadek miał
miejsce. Godzina rzymska dziesiąta,
to nasza godzina szesnasta.
Po pierwszym spotkaniu z Chrystusem
św. Jan jeszcze nie na stałe był
uczniem Pana Jezusa. Musiał zapewne
załatwić przedtem swoje sprawy
rodzinne. O jego ostatecznym
powołaniu piszą św. Mateusz i św.
Łukasz: „Gdy Jezus przechodził koło
Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch
braci — Szymona zwanego Piotrem, i
brata jego, Andrzeja, jak zarzucali
sieci w jezioro; byli bowiem
rybakami. I rzekł do nich: «Pójdżcie
za mną, a uczynię was rybakami
ludzi». Oni natychmiast zostawili
sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł
stąd dalej, ujrzał innych dwóch
braci — Jakuba, syna Zebedeusza, i
brata jego Jana, jak z ojcem swym
Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe
sieci. Ich też powołał. A oni
natychmiast zostawili łódź i ojca, i
poszli za Nim”.
Informacja ta przydaje nowych
szczegółów odnośnie św. Jana
Apostoła. Był rybakiem i to
zamożnym, skoro stać go było na
własną łódź i sieci. Ojcem jego był
Zebedeusz, a bratem św. Jakub
Starszy, także Apostoł”. Niektórzy
sądzą, że był on dostawcą ryb na
stół arcykapłana. Wykluczyć tego nie
można.
Św. Jan jest świadkiem wskrzeszenia
córki Jaira wśród trzech wybranych:
„I nie pozwolił nikomu iść ze sobą,
z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana,
brata Jakubowego”.
Św. Jan jest również świadkiem
wybranym z trzema wspomnianymi
Apostołami przemienienia Pańskiego:
„W jakieś osiem dni po tych mowach
wziął ze sobą Piotra, Jana i Jakuba
i wyszedł na górę, aby się modlić”.
Kiedy Jan wyraża zgorszenie, że ktoś
obcy ma odwagę wypędzać czarty w
imię Chrystusa, gdyż sądził, że jest
to przywilej samego Pana Jezusa i
Jego uczniów, otrzymał odpowiedź od
Chrystusa by mu tego czynić nie
zabraniano: „Nauczycielu,
widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z
nami, jak w imię Twoje wyrzucał złe
duchy i zabranialiśmy mu, bo nie
chodził z nami. Lecz Jezus odrzekł:
„Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto
czyni cuda w imię moje, nie będzie
mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto
bowiem nie jest przeciwko nam, ten
jest z nami”.
Matka św. Jana i Jakuba prosi
Chrystusa, aby jej synowie byli
kiedyś w Jego królestwie
najbliższymi jego ministrami.
Musiało to dziać się za zgodą św.
Jana i Jakuba. Bowiem Chrystus Pan
do nich się wtedy wprost zwrócił:
„Nie wiecie o co prosicie. Czy
możecie pić kielich, który Ja mam
pić?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On
rzekł do nich: „Kielich mój pić
będziecie. Nie do mnie jednak należy
dać miejsce po mojej stronie prawej
i lewej, ale (dostanie się ono) tym,
dla których mój Ojciec je
przygotował”. Gdy dziesięciu
(pozostałych) to usłyszało, oburzyli
się na tych dwóch braci.
Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich
umieszcza św. Jana zaraz po św.
Piotrze. I takie chyba miejsce mu
się należy. Nie tylko bowiem
pierwszy poszedł za Chrystusem
Panem, ale zostawił nam o Nim
najdoskonalsze świadectwo w swojej
Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o
swoje trzy Listy i Apokalipsę.
Szczegół ten nam zdradza, że nie
całkiem bezinteresownie przystąpił
św. Jan i trwał w początkach przy
Chrystusie. Przekonany, że wskrzesi
On królestwo Dawida, chciał być przy
boku Chrystusa pierwszym Jego
ministrem. Sam wstydząc się o to
prosić, wezwał interwencji swojej
matki. Potem zrozumie, że chodzi o
królestwo Boże, duchowe, o zbawienie
ludzi i odda się tej wielkiej
sprawie aż do ostatniej godziny
życia. Św. Marek pisze, że oni sami:
Jan i Jakub zwrócili się do
Chrystusa Pana z tą dziwną prośbą.
Pan Jezus wykorzystał tę okazję, aby
pouczyć Apostołów: „Nie tak będzie
między wami. Lecz kto by między wami
chciał stać się wielkim, niech
będzie sługą waszym. A kto by chciał
być pierwszym między wami, niech
będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i
Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu
służono, lecz żeby służyć i dać
swoje życie na okup za wielu”.
Chrystus Pan nadał św. Janowi i
Jakubowi, jego bratu, imię drugie:
„Synowie gromu”, a to w następującej
okazji: „Gdy dopełniał się czas Jego
wzięcia (z tego świata), postanowił
udać się do Jerozolimy i wysłał
przed sobą posłańców. Ci wybrali się
w drogę i przyszli do pewnego
miasteczka samarytańskiego, by Mu
przygotować pobyt. Nie przyjęto Go
jednak, ponieważ zmierzał do
Jerozolimy. Widząc to uczniowie,
Jakub i Jan, rzekli: „Panie, czy
chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł
z nieba i zniszczył ich? Lecz On
odwróciwszy zabronił im, mówiąc:
„Nie wiecie, czyjego ducha
jesteście; Syn Człowieczy nie
przyszedł zatracać dusze, lecz
zbawiać”. Być może, że do tego
wypadku nawiązuje św. Marek, kiedy w
spisie Apostołów do imion św. Jana i
Jakuba dodaje: „którym nadał
przydomek Boanerges, to znaczy
synowie gromu”.
Św. Jan zostaje wyznaczony ze św.
Piotrem, aby przygotowali Paschę
wielkanocną: „Tak nadszedł dzień
Przaśników, w którym należało
ofiarować Paschę. Jezus posłał
Piotra i Jana z poleceniem: „Idźcie
i przygotujcie nam Paschę, abyśmy
mogli ją spożyć”. Oni Go zapytali:
„Gdzie chcesz, abyśmy ją
przygotowali?”. Odpowiedział im:
„Oto, gdy wejdziecie do miasta,
spotka się z wami człowiek niosący
dzban wody. Idźcie z nim do domu, do
którego wejdziecie i powiecie
gospodarzowi: „Nauczyciel pyta cię:
Gdzie jest izba, w której mógłbym
spożyć Paschę z moimi uczniami? On
wskaże wam salę dużą, usłaną, tam
przygotujecie. Oni poszli, znaleźli
tak, jak im powiedział i
przygotowali Paschę”.
Kiedy z góry Oliwnej patrzyli
Apostołowie na Jerozolimę i
podziwiali jej budowle, Pan Jezus
przepowiedział jej zgubę. Wtedy na
osobności pytali uczniowie: Piotr,
Jakub, Jan i Andrzej: „Powiedz nam,
kiedy to nastąpi? I jaki będzie
znak, gdy to wszystko zacznie się
spełniać?”.
Jan był umiłowanym uczniem Pana
Jezusa. Miał też szczęście spocząć
przy Ostatniej Wieczerzy na piersi
Jezusowej. Sam nam to opisuje: „To
powiedziawszy Jezus doznał
głębokiego wzruszenia i tak
oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę
powiadam wam: Jeden z was mnie
zdradzi”. Spoglądali uczniowie jeden
na drugiego niepewnie, o kim mówi.
Jeden z uczniów Jego — ten, którego
Jezus miłował — spoczywał na Jego
piersi. Jemu to dał znak Szymon
Piotr i rzekł do niego: „Kto to
jest? O kim mówi?”. Ten oparł się
zaraz na piersi Jezusa i rzekł do
Niego: „Panie, kto to jest?”. Jezus
odparł: „To ten, dla którego umaczam
kawałek (chleba) i podam mu”.
Umoczywszy więc kawałek (chleba),
wziął i podał Judaszowi, synowi
Szymona Iskarioty”.
Św. Jan był w trójce wybranych
Apostołów, którzy byli świadkami
konania Pana Jezusa w Ogrodzie
Oliwnym: „Wziął ze sobą Piotra,
Jakuba i Jana, i począł drżeć, i
odczuwać trwogę. I rzekł do nich:
„Smutna jest dusza moja aż do
śmierci; zostańcie tu i czuwajcie”.
Św. Jan wprowadza Piotra na podwórze
arcykapłana jako znajomy tegoż
arcykapłana: „A szedł za Jezusem
Szymon Piotr razem z innym uczniem.
Uczeń ten był znany arcykapłanowi,
podczas gdy Piotr zatrzymał się
przed bramą na zewnątrz. Wszedł więc
ów drugi uczeń, znany arcykapłanowi,
pomówił z oddźwierną i wprowadził
Piotra do środka”. Wiemy, że stało
się to okazją do fatalnego zaparcia
się Chrystusa przez Księcia
Apostołów.
Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich
umieszcza św. Jana zaraz po św.
Piotrze. I takie chyba miejsce mu
się należy. Nie tylko bowiem
pierwszy poszedł za Chrystusem
Panem, ale zostawił nam o Nim
najdoskonalsze świadectwo w swojej
Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o
swoje trzy Listy i Apokalipsę.
Tylko św. Jan pozostał do końca
wierny Chrystusowi i stał przy Nim
pod krzyżem. Dlatego zasłużył sobie
na najwyższe wyróżnienie, gdy
otrzymał polecenie, aby zaopiekował
się Matką Pana Jezusa. Opisuje nam
to sam Apostoł: „Kiedy więc Jezus
ujrzał Matkę i stojącego obok niej
ucznia, którego miłował, rzekł do
Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”.
Następnie rzekł do ucznia: „Oto
Matka twoja”. Od tej godziny uczeń
wziął ją do siebie”
Po zmartwychwstaniu Pana Jezusa św.
Jan jest jednym z najpierwszych
świadków a z mężczyzn obok św.
Piotra pierwszy, który pobiegł do
grobu opustoszałego przez
Zbawiciela. Powiadomiony bowiem
przez Marię Magdalenę udał się, aby
sprawę niezwłocznie zbadać: „A
pierwszego dnia po szabacie,
wczesnym rankiem, gdy jeszcze było
ciemno, Maria Magdalena udała się do
grobu i zobaczyła kamień odsunięty
od grobu. Pobiegła więc i przybyła
do Szymona Piotra i do drugiego
ucznia, którego Jezus miłował i
rzekła do nich: „Zabrano Pana z
grobu i nie wiemy, gdzie go
złożono”. Wyszedł więc Piotr i ów
drugi uczeń i szli do grobu. Biegli
obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń
wyprzedził Piotra i przybył pierwszy
do grobu. A kiedy się nachylił,
zobaczył leżące płótna, jednakże nie
wszedł do środka. Nadszedł potem
także Szymon Piotr, idący za nim.
Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał
leżące płótna... Wtedy wszedł do
wnętrza także i ów drugi uczeń,
który pierwszy przybył do grobu.
Ujrzał i uwierzył. Dotąd jeszcze nie
rozumieli Pisma (które mówi), że On
ma powstać z martwych. Uczniowie
zatem powrócili znowu do siebie”.
Do najciekawszych scen
ewangelicznych należy tajemnicza
przepowiednia, jaką Chrystus
zostawił odnośnie ostatnich lat na
ziemi Apostoła: „Piotr obróciwszy
się zobaczył idącego za sobą ucznia,
którego miłował Jezus, a który to w
czasie uczty spoczywał na Jego
piersi, i powiedział: „Panie, kto to
jest ten, który cię zdradził?”. Gdy
więc go Piotr ujrzał, rzekł do
Jezusa: „Panie, a co z tym będzie?”
Odpowiedział mu Jezus: „Jeżeli chcę,
aby pozostał, aż przyjdę, co tobie
do tego? Ty pójdź za mną”. Rozeszła
się wśród braci wieść, że uczeń ów
nie umrze. Ale Jezus nie powiedział
mu, że nie umrze, ale: „Jeśli ja
chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co
tobie do tego?”.
Z trudnego tego tekstu wynikałoby,
że św. Jan jako starzec po śmierci
męczeńskiej Apostołów zrozumiał
zagadkowe słowa Pana Jezusa, że nie
umrze, dopóki nie ujrzy Chrystusa
powracającego ponownie na ziemię na
sąd ostateczny. Wyraz swojej
tęsknocie da Święty w jednym z
ostatnich wierszy, jaki skreśli
swoją starczą ręką, kiedy w
Apokalipsie napisze: „Amen -
Przyjdź, Panie Jezu!”.
W Dziejach Apostolskich św. Jan
występuje zaraz obok św. Piotra jako
jego nieodstępny towarzysz. I tak
razem wchodzą do świątyń i, aby się
modlić, i dokonują cudu uzdrowienia
paralityka. Jan z Piotrem zostaje
delegowany przez Apostołów dla
udzielenia sakramentu Bierzmowania w
Samarii. Razem przemawiali do ludu i
zostali pojmani, i wtrąceni do
więzienia.
Także i w Listach Apostolskich jest
mowa o św. Janie. I tak św. Paweł w
Liście do Galatów wyznaje, że w
Jerozolimie spotkał się ze św.
Piotrem, Jakubem i Janem. Nazywa go
filarem Kościoła, podobnie jak
tamtych dwóch. Z listów trzech,
które św. Jan pozostawił,
dowiadujemy się, że jako starzec
kierował niektórymi gminami
Kościoła.
Z Apokalipsy natomiast dowiadujemy
się, że tymi Kościołami były gminy
chrześcijańskie w Małej Azji w
prowincjach rzymskich: Azji, gdzie
były miasta - Efez, Smyrna i
Pergamin; w Lidii, gdzie były miasta
- Tiatyra, Sardes i Filadelfia; oraz
we Frygii, gdzie było miasto
Laodycea. Wskazujemy na te miasta,
które św. Jan wymienia.
Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich
umieszcza św. Jana zaraz po św.
Piotrze. I takie chyba miejsce mu
się należy. Nie tylko bowiem
pierwszy poszedł za Chrystusem
Panem, ale zostawił nam o Nim
najdoskonalsze świadectwo w swojej
Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o
swoje trzy Listy i Apokalipsę.
Tak więc, zbierając wszystko, co z
Pisma świętego wiemy o św. Janie,
możemy streścić, że był on z zawodu
rybakiem, urodzony w jednym z miast
(prawdopodobnie Betsaida) nad
Jeziorem Galilejskim. Jego rodzicami
byli: Zebedeusz i Salome, która nie
opuszczała Chrystusa i była także
świadkiem Jego śmierci jak i
zmartwychwstania. Bratem św. Jana
był św. Jakub Starszy. Był zapewne
najmłodszym z uczniów Pana Jezusa,
dlatego Chrystus go szczególnie
miłował. Pierwszy przystał też do
grona Jego Apostołów. Po Zesłaniu
Ducha Świętego nauczał w Judei i tam
go jeszcze spotkał św. Paweł. W
Apokalipsie wyznaje, że był na
wyspie Patmos i tam miał objawienie
odnośnie losów Kościoła. Tyle o św.
Janie dowiadujemy się z ksiąg Pisma
świętego.
Według świadectwa pierwszych Ojców
Kościoła: św. Papiasza (ok. 80-160),
św. Polikarpa (ok. 70-166) i św.
Ireneusza (ok. 115-202), z których
dwaj pierwsi szczycą się, że byli
uczniami św. Jana, oraz według pism
apokryficznych, św. Jan w czasie
wybuchu powstania żydowskiego
przeciwko Rzymianom w 66 roku był w
Jerozolimie. Wraz z chrześcijanami
udał się zapewne do Pelli w
Zajordanii, gdzie przebywał do końca
wojny, to jest do roku 70. Później
przez Azję Mniejszą przybył do
Efezu, gdzie pozostawał aż do
zesłania go na wyspę Patmos przez
cesarza Domicjana (81-96). Po
śmierci cesarza wrócił do Efezu, by
tu już za panowania cesarza Trajana
(98-117) zakończyć życie.
Potwierdzenie na to mamy w dziele
św. Ireneusza i w świadectwie
Polikratesa, biskupa Efezu (ok.
190).
W wieku II/III powstał w Małej Azji
apokryf: Dzieje Jana, kiedyś bardzo
popularny, o zabarwieniu gnostyckim.
Przytacza go między innymi Focjusz.
Do naszych czasów dochowały się
tylko jego znaczne fragmenty. Według
tego pisma Domicjan miał najpierw
wezwać św. Jana do Rzymu. Kiedy w
tym mieście zadziwił Apostoł
wszystkich niezwykłymi cudami,
cesarz nie miał odwagi skazać go na
śmierć, ale zesłał go na wyspę
Patmos. Za panowania cesarza Trajana
św. Jan wrócił do Efezu, nawiedził
wiele miast i uczynił wiele cudów.
Właśnie te cuda i wygłaszane z ich
okazji nauki Apostoła są główną
treścią apokryfu.
Pisma wspomnianych Ojców Kościoła,
apokryfu Dzieje Jana i inne,
powstałe w latach późniejszych,
mówią o tym, że Domicjan usiłował
najpierw otruć św. Jana, potem kazał
gotować Apostoła we wrzącym oleju. Z
tych źródeł dowiadujemy się również,
że św. Jan zwykł swoim uczniom
nieustannie powtarzać: „Synaczkowie
moi, miłujcie się wzajemnie”. Kiedy
go zapytano, dlaczego to zdanie tak
często powtarza, miał odpowiedzieć,
że gdy to zachowają, wypełnią
wszystko; będą godnymi uczniami
Chrystusa. Kiedy pewnego dnia Jan
odpoczywał, swój wypoczynek
tłumaczył uczniom, że łuk nie może
być stale napięty. Z tychże źródeł
dowiadujemy się, że Święty miał
wśród uczniów młodzieńca, którego
bardzo miłował. Ten jednak pod
wpływem złego towarzystwa zszedł na
manowce. Apostoł tak długo szukał
zbłąkanej owcy, aż ją odnalazł.
Tradycja uzupełnia nam dane
biograficzne o św. Janie.
Dowiadujemy się z niej, że św. Jan
ok. 70 roku naszej ery przybył do
Efezu, że za panowania cesarza
Domicjana (81-96) lub Nerwy (96-98)
został skazany na banicję na
skalistą odludną wyspę Patmos i tam
napisał Apokalipsę. Napisał swoją
Ewangelię prawdopodobnie jeszcze w
Efezie, dokąd przybył przed rokiem
70. Miał już w ręce trzy Ewangelie
synoptyków. Dlatego św. Jan nie
powtarza ich, ale raczej uzupełnia
podane przez nich szczegóły, podaje
nowe, przez nich opuszczone, a
przede wszystkim przekazał nam
przemówienia Pana Jezusa, w których
jest wyjaśnione Jego posłannictwo i
akcja zbawienia świata.
Chociaż nigdzie nie podaje św. Jan w
Ewangelii swojego imienia wprost, to
jednak przypomina nam je pośrednio,
gdy podaje imiona innych Apostołów.
Nadto szczegóły są podane w tak
zdumiewających detalach, że mógł się
w nich orientować tylko świadek
naoczny tym bardziej, że wydarzenia
w Ziemi Świętej zmieniały się z
błyskawiczną wprost szybkością.
Zresztą św. Jan sam pisze, że był
świadkiem naocznym wydarzeń. Dlatego
jest wiarygodny. Najpierwsi pisarze
starożytnego chrześcijaństwa
potwierdzają, że autorem Ewangelii
czwartej jest św. Jan. Zna tę
Ewangelię już św. Ignacy Męczennik i
cytuje w swoich listach (+ ok. 117).
Zna ją także św. Justyn (+ ok. 165).
Autora jej wprost wymienia fragment
Muratoriego (160-180). Ta sama
zgodność panuje odnośnie Listów św.
Jana i Apokalipsy, czyli Księgi
Objawienia.
Listy św. Jana mogły być pisane z
Efezu lub może raczej z wyspy
Patmos, gdzie według tradycji
chrześcijańskiej Domicjan kazał
wywieźć św. Jana (81-96).
Odnośnie Apokalipsy panowało dotąd
powszechne przekonanie, że wizje te
dotyczą najbliższej przyszłości
Kościoła. Zdaje się na to wskazywać
sam św. Jan, kiedy pisze:
„Objawienie Jezusa Chrystusa, które
dał mu Bóg, aby ukazać swoim sługom,
co musi stać się niebawem”. Być może
Jan był przekonany, że czasy w
których mu przyszło spędzić starość,
są ostatecznymi. Dzisiaj jednak
wśród biblistów panuje przekonanie,
że Apostoł chciał wykazać Kościołowi
Chrystusowemu, który był wtedy w
ucisku krwawych prześladowań, że
jest to jedynie odcinek wielkiej
walki, jaką toczą moce piekielne z
niebem, szatan z Bogiem. Walkę tę
jednak zakończy Chrystus swoim
przyjściem i swoim ostatecznym
wielkim zwycięstwem.
Według podania cesarz Nerwa (96-98)
miał uwolnić św. Jana z wygnania.
Wtedy Apostoł wrócił do Efezu i tam
zmarł zapewne na początku panowania
Trajana (98-117). Pierwszą wzmiankę
o grobie św. Jana w Efezie podaje
nam Polikrates, biskup Efezu, już
ok. 191 roku w liście do papieża św.
Wiktora I (+ 199). Papież św.
Celestyn I w swoim liście do ojców
soboru zgromadzonych w Efezie (8
maja 431 roku) winszuje im, że mogą
uczcić relikwie św. Jana. Św.
Grzegorz z Tours (+ 594) wspomina o
cudach, jakie działy się na grobie
św. Jana Apostoła. Badania
archeologiczne, przeprowadzone w
roku 1936, potwierdziły istnienie
wspomnianego grobu. Dzisiaj
pozostały tylko gruzy po wielkiej
metropolii i mała wioska turecka.
Panowanie tureckie zniszczyło
wszystko.
Najczęściej ikonografia przedstawia
św. Jana Apostoła jako Ewangelistę z
symbolem orła. Symbol ten nawiązuje
do tajemniczej wizji „Syna
Człowieczego”, jaką miał prorok
Ezechiel, o której pisze również św.
Jan Apostoł. Już Ojcowie Kościoła
odnoszą symbole wspomnianych tam
postaci do Ewangelistów (np. św.
Ireneusz + 202). Powszechnie
przyjęła się aplikacja św. Hieronima
w oparciu o treść początkowych
opisów Ewangelii. I tak postać
człowieka przyjęto jako symbol św.
Mateusza (genealogia Chrystusa), lew
- Marka (Jan Chrzciciel na pustyni),
wół - św. Łukasz (kapłańska ofiara
Zachariasza) i orzeł, jako symbol
św. Jana Apostoła, gdyż Ewangelię
swoją rozpoczyna od Słowa, które
zeszło na ziemię, aby stać się
Ciałem i zamieszkać wśród nas.
Teologiczną głębią wzniósł się św.
Jan ponad wszystkich Ewangelistów.
Św. Jan również bywa przedstawiony z
kielichem i wężem. Według podania
bowiem, zanim cesarz Domicjan skazał
Apostoła na wygnanie, zamierzał go
przedtem otruć, ale kielich pękł i
wino się rozlało w chwili, gdy
Apostoł nad nim uczynił znak krzyża
świętego. Według innej wersji pewien
pogański kapłan w ten sposób chciał
się pozbyć ostatniego Apostoła. Na
tę pamiątkę w wielu kościołach w tym
dniu podaje się do picia wiernym
poświęcone wino w kielichu. Zapewne
jednak jest to legenda podobnie jak
ta, że miał być smażony w kotle w
gotowanej oliwie i wyjść z niego
młodszym (było kiedyś święto Św.
Jana w Oleju).
Najwspanialsza świątynia, jaką ma
św. Jan Apostoł na świecie to
bazylika w Rzymie na Lateranie pod
wezwaniem Św. Jana Chrzciciela i Św.
Jana Apostoła. Nadto w Rzymie ma św.
Jan Ewangelista świątynię Ante Porta
Latinam, gdzie miano męczyć św. Jana
we wrzącym oleju; S. Giovanni dei
Fiorentini i inne. Najstarszy
wizerunek św. Jana znajduje się w
pięknie wykonanej barwnej mozaice w
Rawennie w kościele Św. Witalisa (w.
VI). Tam też widzimy symbol
Ewangelisty, orła. Na wyspie Patmos
w XI wieku został założony klasztor
pod wezwaniem św. Jana Apostoła. Tam
pokazują dotąd grotę, gdzie św. Jan
miał mieszkać.
Najdawniejszy z apokryfów dotyczący
św. Jana Apostoła Dzieje Jana,
pochodzi z wieku II. Tam właśnie
znajdujemy szczegół o chęci otrucia
Apostoła. Inny apokryf głosi, że
wrzucony do morza św. Jan
szczęśliwie i cało wyszedł z niego.
Szczególniejsze nabożeństwo do św.
Jana miały m.in. św. Gertruda i św.
Małgorzata Alacoque. Właśnie w dniu
jego święta miały one swoje
objawienia dotyczące kultu
Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Do
roku 1969 św. Jan Apostoł miał dwa
swoje święta: 6 maja Św. Jana w
Oleju i śmierci św. Jana (27
grudnia). Legendę, jakoby św. Jan
miał być palony - gotowany we
wrzącym oleju, podaje Tertulian (+
220). Skąd ją wziął? Nie podaje.
28
grudzień. Święci Młodziankowie,
męczennicy
Wymieniać się zwykło św. Szczepana
jako pierwszego męczennika. Było to
bowiem męczeństwo bezpośrednie,
którego ofiarą pada człowiek za
swoje zasady i idee. Natomiast św.
Młodziankowie oddali życie za
Chrystusa Pana pośrednio, okazyjnie.
Siepacze ścigali Chrystusa i byli
pewni, że przez wymordowanie
wszystkich chłopców w Betlejem,
usuną także Pana Jezusa. Nie dzieci
były celem zabójstwa, ale Jezus.
Wśród Ewangelistów jedynie św.
Mateusz opowiada nam to wydarzenie.
Dekret śmierci na niemowlęta wydał
król żydowski Herod Wielki, kiedy
dowiedział się od Magów, że narodził
się Mesjasz, oczekiwany przez naród
żydowski. W obawie, aby Dziecię
Jezus nie zabrało mu berła i
panowania, Herod prosi Magów, aby po
oddaniu pokłonu Mesjaszowi powrócili
do niego do Jerozolimy i wskazali mu
dokładnie w którym ono jest domu,
gdyż on także pragnie złożyć Mu
pokłon. Jednak Magowie ostrzeżeni
przez anioła inną drogą powrócili do
swojej krainy. Ten sam anioł nakazał
św. Józefowi udać się z Maryją i
Bożym Dzieciątkiem natychmiast do
Egiptu, gdyż Herod zamierza Jezusa
zabić. Herod mógł przez swoich ludzi
wypytać się dokładnie, gdzie byli
Magowie. Bał się jednak płoszyć
mieszkańców. Znany był bowiem
powszechnie ze swoich okrucieństw.
Wolał więc nocą znienacka nakazać
żołnierzom obławę i wymordować
wszystkie dzieci do dwóch lat
włącznie, pewny, że w ten sposób
pozbędzie się także Chrystusa. A oto
jak nam Ewangelista sam akt rzezi
przypomina.
„Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy
zawiedli, wpadł w straszny gniew.
Posłał (oprawców) do Betlejem i
całej okolicy, i kazał pozabijać
wszystkich chłopców w wieku do dwóch
lat, stosownie do czasu, o którym
się dowiedział od Mędrców. Wtedy
spełniły się słowa proroka
Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama,
płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje
swe dzieci i nie chce utulić się w
żalu, bo ich nie ma”.
Wydaje się to być legendą. W naszych
czasach jest rzeczą nie do
pomyślenia tego rodzaju zbrodnia. A
jednak byliśmy świadkami zbrodni,
wobec której herodowa jest sielanką,
kiedy to na rozkaz Hitlera mordowano
bezkarnie w specjalnie założonych
obozach śmierci miliony ludzi
dorosłych, a drugie tyle zadręczono
w kaźniach więzień. W owych czasach
panowało przekonanie, że własnością
króla w danym kraju jest wszystko,
co się w nim znajduje, także ludzie.
Jeśli mu więc stają na przeszkodzie,
a tym bardziej zagrażają jego
panowaniu, może z nimi czynić, co mu
się podoba, byle się ich pozbyć, a
innym dać zastraszający przykład i
ostrzeżenie, co ich w podobnej
sytuacji może czekać.
Jeśli zaś chodzi o króla Heroda,
historia potwierdza, że należał do
najokrutniejszych władców, jakich
znała Palestyna. Był synem Antypatra,
wodza Idumei. Za cel sobie postawił
panowanie. Dlatego oddał się w
całkowitą służbę Rzymianom. Dzięki
nim jako poganin otrzymał panowanie
nad Ziemią Świętą i narodem
żydowskim z tytułem króla.
Wymordował rodzinę królewską:
Hirkana II, swojego teścia; Józefa,
swojego szwagra; Mariamme, swoją
żonę; trzech synów — Aleksandra,
Arystobula i Antypatra; arcykapłana,
który miał również imię Arystobul;
Aleksandrę, matkę Mariamme, i
innych. Józef Flawiusz, historyk
żydowski, opisuje szczegółowo rządy
tego tyrana, o którym cesarz August
miał się wyrazić: „Lepiej jest być
wieprzem u Heroda, niż jego synem”.
Jeszcze przed śmiercią, aby Żydom
nie dać okazji do radości, ale by
zmusić ich do łez, okrutny tyran
kazał zgromadzić na stadionie
sportowym przedstawicieli
najznakomitszych rodzin i wszystkich
wymordować. Tylko okoliczność, że
dowódca nie chciał wziąć na siebie
ryzyka odpowiedzialności, poleceniu
króla Heroda nie stało się zadość.
W takich okolicznościach zabicie
garstki dzieci-niemowląt było dla
Heroda igraszką.
Bibliści zastanawiają się nad tym,
ile mogło być tych niemowląt?
Betlejem w owych czasach mogło
liczyć ok. 1000 mieszkańców.
Niemowląt do dwóch lat w takiej
sytuacji mogło być najwyżej ok. 100;
chłopców zatem ok. 50. Jest to cyfra
raczej maksymalna i trzeba ją
prawdopodobnie zaniżyć. Dlatego
należy między bajki włożyć legendę o
tysiącach, którą nawet podtrzymuje
św. Hieronim. Szczegół, że Herod
oznaczył wiek niemowląt skazanych na
śmierć, jest dla nas o tyle cenny,
że pozwala nam w przybliżeniu
określić czas narodzenia Pana
Jezusa. Pan Jezus mógł mieć już ok.
roku. Herod wolał dla „swego
bezpieczeństwa” wiek ofiar zawyżyć.
Może jeszcze powstać pytanie, jaki
związek z pomordowanymi niemowlętami
ma Rachel? Rachel była matką
patriarchy Jakuba. Jako taka była
więc uważana za matkę narodu
żydowskiego. Nadto jej grób
znajdował się właśnie w pobliżu
Betlejem (5 km od Betlejem w
kierunku Jerozolimy) i cieszył się
wtedy powszechną czcią. Dlatego św.
Mateusz o niej wspomina.
Św. Augustyn poświęca im osobną
homilię, w której umieszcza między
innymi te piękne słowa: „Najmilsi
bracia! Obchodzimy dzisiaj narodziny
owych Niemowląt, o których Ewangelia
nam opowiada, że zostały zamordowane
przez okrutnego króla Heroda.
Dlatego niech się raduje Kościół,
płodna matka tylu bojowników
niebieskich i tak wspaniałych
dziwów. Oto ów wróg bezbożny nigdy
nie byłby zdolny przez najtkliwszą
życzliwość tyle pożytku przynieść
tym błogosławionym Młodziankom, ile
im przysporzył przez swoją
nienawiść. Dzisiejsze święto nas
poucza, że w jakiej mierze na
błogosławione Niemowlęta rzuciło się
zło, w takiej też obfitości spłynęło
na nich błogosławieństwo.
Błogosławione jesteś, Betlejem ziemi
judzkiej! Cierpiałoś z powodu
nieludzkiego okrucieństwa Heroda,
mordującego twe dzieciny, a
równocześnie stałoś się godne
przyprowadzić do Pana cały zastęp
niewinnych i nieletnich dzieci!
Słusznie święcimy narodziny tych
dzieci, które szczęśliwiej świat
zrodził dla życia wiecznego, niż
łona matek dla świata. Zanim bowiem
zdołały posiąść używanie życia
doczesnego, stały się godne życia
wiecznego... Tak więc Niemowlęta,
które bezbożność Heroda oderwała od
piersi matek, słusznie są nazywane
kwiatami męczenników. Są to pierwsze
pąki Kościoła rozwinięte wśród
niewiary, a przedwcześnie z warzone
mroźną zawiścią prześladowania”.
Cześć oddawana św. Niemowlętom już
sięga wieku II. Wspomina o niej św.
Ireneusz (+ 202) i św. Cyprian (+
258). Ku ich chwale wystawiono
świątynie i klasztory. Papież św.
Pius V podniósł ich święto do rangi
II klasy z oktawą. Święto
Młodzianków obchodzi także Kościół
Grecki, Syryjski i Jerozolimski.
Ikonografia bardzo chętnie rzeź
niewiniątek przedstawia w malarstwie
czy rzeźbie. Moment dramatyczny
pobudzał twórczość artystów. Tematu
tego nie wstydzili się podejmować
nawet artyści tej miary co: Giovanni
Francesco Caroto, Mikołaj Poussin,
Guido Reni, Dürer, Romanino, Piotr
Brueghel, Bartolomeo Schedoni,
Rubens itp.
W
Padwie w bazylice św. Justyny, jak
też w katedrze w Parmie można
oglądać ich relikwie. Nikt chyba nie
wierzy w ich autentyczność. Są one
jednak zabytkiem przeszłości, jak
też świadectwem popularności, jaką w
dawnych latach cieszył się kult
Młodzianków.
Święto Młodzianków, czyli dzieci
betlejemskich pomordowanych na
rozkaz Heroda, obchodzi Kościół 28
grudnia. Choć jeszcze nieświadome,
oddały życie za Chrystusa. Tradycja
podkreśla, że otrzymali oni chrzest
krwi i nazywa ich "pierwocinami
Kościoła". Ich kult rozpoczął się
już w II wieku.
Zapis o męczeństwie dzieci
betlejemskich znajduje się w
Ewangelii św. Mateusza. Kiedy król
Herod dowiedział się od Mędrców ze
Wschodu, że narodził się
przepowiadany przez proroków król
żydowski, przeraził się, że straci
władzę, dlatego postanowił zabić
nowonarodzonego Mesjasza. Mędrcy
mieli odnaleźć Dzieciątko i donieść
Herodowi, gdzie ono przebywa.
Ostrzeżeni jednak przez anioła, nie
zawiadomili Heroda i omijając
Jerozolimę powrócili do swojej
ojczyzny. Rozwścieczyło to króla,
dlatego rozkazał zabić wszystkie
dzieci w Betlejem poniżej 2 roku
życia, licząc, że w ten sposób
zamorduje również Jezusa. Święta
Rodzina jednak uciekła wcześniej do
Egiptu. Dzieci z Betlejem choć
nieświadomie, poniosły śmierć za
Jezusa i w ten sposób Go ocaliły,
dlatego uznawane są przez Kościół za
męczenników.
O
męczeństwie świętych Młodzianków
pisał już w II w. św. Ireneusz, a w
wieku III św. Cyprian. W V stuleciu
ich kult był już bardzo
rozpowszechniony. Św. Augustyn pisał
o nich: "Niemowlęta, które
bezbożność Heroda oderwała od piersi
matek, słusznie zostały nazwane
męczeńskimi kwiatami. Są to pierwsze
pąki Kościoła, rozwinięte wśród
niewiary, zaś przedwcześnie zważone
mroźną zawiścią prześladowania".
Tradycja chrześcijańska podkreśla,
że choć dzieci z Betlejem nie
zostały ochrzczone, jednak
męczeństwo przyłączyło je do
Chrystusa, dlatego mówi się, że
otrzymały chrzest krwi. W historii
chrześcijaństwa wielokrotnie
zdarzało się, że ktoś, kto nie był
jeszcze ochrzczony - np.
katechumeni, przygotowujący się
dopiero do przyjęcia sakramentów -
ponosili śmierć męczeńską. O nich
również mówi się, że otrzymali
chrzest krwi.
Rzeź niewiniątek jest tematem często
wykorzystywanym w sztuce. Dzieła
takie stworzyli m.in. Rubens, Dürer,
Brueghel, Poussin.
29
grudzień. Święty Tomasz Becket
Urodził się w 1118 roku w Londynie –
jego ojciec był kupcem normandzkim.
Po skończeniu studiów prawniczych
został współpracownikiem arcybiskupa
Canterbury, Teobalda.
Studiował później we Włoszech
(Bolonia) i Francji (Paryż i Auxere),
zaś od roku 1154 zaczął pełnić
funkcję archidiakona katedry
Canterbury. W rok potem król Anglii
Henryk II mianował go swoim doradcą
w randze lorda-kanclerza. Po śmierci
arcybiskupa Teobalda, Tomasz zajął w
1162 roku jego stanowisko,
rozpoczynając jednocześnie życie w
ascezie. Od tego momentu zaczął
narastać konflikt między monarchą, a
Kościołem.
Tomasz sprzeciwiał się nakładaniu
nowych obciążeń podatkowych na
ludność, chciał też jasnego
określenia i rozdzielenia
kompetencji sądów kościelnych i
świeckich, a także możliwości, by
angielski Kościół miał prawo
odwoływać się bezpośrednio do Rzymu.
W związku z pogłoskami o planowanym
aresztowaniu go i uwięzieniu, Tomasz
musiał na 6 lat opuścić Anglię -
udał się ponownie do Francji. Po
swym powrocie konflikt z królem nie
został bynajmniej zażegnany (Tomasz
ekskomunikował np. kilku biskupów
nie chcących wykonywać jego
poleceń). 29 grudnia 1170 roku 4
rycerzy zamordowało niepokornego
Tomasza przed ołtarzem katedry
Canterbury w czasie, gdy ten
odprawiał nieszpory. Do dziś nie
ustalono, czy mord ów był zlecony
przez króla, czy też rycerze
dopuścili się go samowolnie, licząc
na przypodobanie się monarsze.
21 lutego 1173 roku papież
Aleksander III wyniósł Tomasza
Becketa na ołtarze, zaś jego grób w
Canterbury stał się miejscem
licznych pielgrzymek. Krótko potem
król Henryk II pogodził się z
Kościołem, odprawiając przy grobie
Tomasza publiczną pokutę. Henryk
VIII natomiast starał się wymazać
wszelkie ślady po Tomaszu Beckecie,
dopuszczając się nawet zniszczenia
grobu i trumny z jego zwłokami w
1538 roku.
W ikonografii przedstawia się
Tomasza w szatach arcybiskupich, z
modelem kościoła, księgą oraz z
pastorałem. Jest patronem Anglii,
niewidomych, a także duchownych.
Refleksja:
Nam, współcześnie żyjącym, może
imponować w postawie świętego
Tomasza Becketa jego nieugiętość i
bezkompromisowość w spawach, które
uważał za najistotniejsze.
Przewijający się w jego biografii
konflikt z monarchą można by
pozornie uznać za nic innego, jak
pragnienie posiadania władzy, którą
nie chciał się, z zasiadającym
wówczas na tronie Henrykiem II
dzielić.
Kiedy jednak przyjrzymy się faktom z
jego życia bliżej, nie będziemy go
raczej podejrzewać o uleganie tego
typu skłonnościom. Wszak prywatnie,
Tomasz prowadził życie niebywale
ascetyczne i skromne. Intencją kogoś
o takiej osobowości było więc
prawdopodobnie nie tyle pragnienie
władzy, a raczej zapobieganie
nadużyciom, których dostojnicy
związani z dworem królewskim mogliby
się dopuszczać. Zresztą, jak się po
czasie okazało: dopuścili się –
okrutny mord na Tomaszu jest na to
koronnym dowodem...
30
grudzień. Święty Eugeniusz -
wypędzony biskup
Okres życia świętego Eugeniusza
przypadł na trudne dla Kościoła
czasy. Swą karierę kościelną
rozpoczął, gdy jego rodzinną
Kartaginę zajęli Wandalowie. Była to
połowa V wieku. Jako wyznawcy
arianizmu Wandalowie szykanowali
chrześcijan na każdym kroku.
Przez wiele lat stolica biskupia w
Kartaginie pozostawała nieobsadzona.
Dopiero gdy królem Wandalów został
Huneryk, zakaz ten został zniesiony.
W 480 r. król zgodził się na wybór
na to stanowisko cieszącego się
dużym autorytetem wśród miejscowych
chrześcijan Eugeniusza.
Huneryk nie zaprzestał jednak
prześladowania chrześcijan,
podążając wiernie śladami ojca
Genzeryka. Biskupi i duchowieństwo
skazywani byli na roboty, kościoły
były zamykane i nie pozwalano
obsadzać zwolnionych urzędów
kościelnych. W tych trudnych czasach
biskup Kartaginy starał się brać w
obronę będących pod jego duchową
opieką chrześcijan. Pragnął
doprowadzić do zwołania synodu
biskupów, lecz król do tego nie
dopuścił.
Wreszcie zdecydowano o zesłaniu
Eugeniusza na wygnanie. Święty
musiał oddalić się w głąb pustyni
mauretańskiej, gdzie znosił głód,
pragnienie i gorąco. Legenda mówi,
że wśród licznych mąk dotknął go
także paraliż, a strzegący św.
Eugeniusza ariański strażnik podawał
mu zamiast wody ocet, by dopełnić
upokorzeń.
Po tak okropnych przeżycia nie
porzucił Eugeniusz wiary w Boga i
przetrwał czasy wygania. W 487 roku,
gdy prześladowania nieco osłabły
powrócił do Kartaginy, gdzie
sprawował władzę biskupią jeszcze
przez 12 lat. Po objęciu tronu przez
króla Trazamunda ponownie zaczęto
prześladować katolików. Nie było
więc dane świętemu dożyć swych
ostatnich dni w spokoju. Eugeniusza
przesiedlono do Albi w południowej
Francji, gdzie zmarł po 9 latach
wygnania. Wg. innej wersji św.
Eugeniusz miał zostać ścięty przez
króla Wandalów za jawne opowiadanie
się przeciw arianizmowi.
Wspomnienie św. Eugeniusza Kościół
katolicki obchodzi 30 grudnia.
31
grudzień. Święty Sylwester I
Ludzie wierzyli, że papież św.
Sylwester w roku 317 zamknął w
podziemiach Watykanu smoka. Zgodnie
ze starą przepowiednią, smok miał
się wydostać na wolność w rocznicę
śmierci świętego i zniszczyć świat,
gdy rozpocznie się rok tysięczny. 31
grudnia 999 r. wszyscy byli
przerażeni. Kiedy po północy nic
złego się nie stało wybuchła ogromna
radość. Sympatyczna historia,
niestety zupełnie nieprawdziwa.
Świętych pod tym imieniem zna
Kościół 9 i l błogosławionego.
Trzech tylko papieży nosiło to imię
i pierwszy z nich dostąpił jedynie
chwały ołtarzy. Panował długo, bo 21
lat (314-335) - a więc jako mało
który z papieży. Długością w rządach
ma tylko przed nim pierwsze miejsce:
papież Pius IX, który panował 32
lata (1846-1878) i Leon XIII, który
kierował Kościołem przez 25 lat
(1878-1903), nie licząc około 34 lat
rządów św. Piotra (33-67).
A jednak, chociaż lata rządów św.
Sylwestra przypadają na
najpomyślniejszy okres w życiu
Kościoła, kiedy to po krwawych
prześladowaniach nastał wreszcie po
300 latach upragniony, trwały pokój
(edykt mediolański wydany w 313
roku), to jednak o działalności św.
Sylwestra nic nie wiemy. Czym to
tłumaczyć? Na pewno zawieruchami
wojennymi, które niejednokrotnie
nawiedzały także Rzym, z dymem ognia
puszczając najcenniejsze jego
zabytki i zawarte w nich archiwa.
Może jednak nie mniej ważną tego
przyczyną jest fakt, że cesarz
Konstantyn Wielki, który wtedy
panował (311-337), swoją
indywidualnością potężną tak
zaważył, że dziejopisarze
chrześcijańscy owych czasów piszą
raczej o nim. Pierwszy przecież
historyk chrześcijaństwa, Euzebiusz,
biskup Cezarei, poświęca Konstantemu
całe rozdziały, gdy papieżowi
proporcjonalnie o wiele skąpiej. Nie
dziw, skoro Euzebiusz był
sekretarzem i doradcą osobistym
cesarza. Dlatego na rozgrywające się
w Kościele wypadki patrzył pod kątem
cesarskim, a papież był w cieniu i
nikt jego czynów nie utrwalił.
Z fragmentów, jakie udało się
wydobyć, możemy sobie ustalić
następujące dane z życia św.
Sylwestra. Urodził się w Rzymie jako
syn bliżej nieznanego Rufina,
kapłana, za czasów św. Marcelego,
papieża. Kiedy prześladowanie
dioklecjańskie ze szczególniejszą
wrogością odnosiło się do ksiąg
świętych w Kościele i nakazało je
niszczyć, właśnie kapłan Rufln
przechowywał w tajemnicy książki
liturgiczne i Pismo święte, należące
do Kościoła w Rzymie. Św. Sylwester
wstąpił na tron papieski po papieżu,
św. Milcjadesie, w styczniu 314
roku.
Dzięki hojności cesarza św.
Sylwester buduje bazylikę na
Lateranie, na Watykanie i inne.
Podanie głosi, że to właśnie papież
Sylwester pozyskał dla
chrześcijaństwa św. Helenę, która
tak wielkie zasługi położyć miała
dla Kościoła jako matka Konstantyna
Wielkiego. Legendą jest jednak,
jakoby papież miał uzdrowić z trądu
cesarza Konstantyna I Wielkiego.
Kiedy wybuchła herezja ariańska,
cesarz zdecydował o zwołaniu soboru
do Nicei (325), gdzie herezja
została potępiona, a Ariusz skazany
na wygnanie. Papież Sylwester wysłał
tam swoich legatów, po czym zwołał
synod do Rzymu, na którym obecnych
265 biskupów Zachodu potwierdziło
uchwały soboru w Nicei.
Data śmierci św. Sylwestra wydaje
się być pewną, gdyż spotykamy ją w
najdawniejszych dokumentach. Papież
opuścił tę ziemię dnia 31 grudnia
335 roku. Cieszył się czcią
powszechną także na Wschodzie. Jest
to jeden z najpierwszych
niemęczenników, który odbierał cześć
ołtarzy. Grecy obchodzili jego
święto 2 stycznia. Ciało jego
doznawało czci na cmentarzu
Pryscylli przy drodze Salaryjskiej
Nowej, gdzie w wieku VII wystawiono
świątynie pod jego wezwaniem.
Obecnie ma Święty swój kościół na
Kwirynale oraz bardzo bogato
wyposażony architektonicznie kościół
S. Silvestro in Capite, na miejscu,
gdzie miał stać dom rodzinny papieża
św. Stefana II. Obecnie relikwie św.
Sylwestra znajdują się w Nonantola,
jedenaście kilometrów od Modeny, w
ołtarzu głównym kościoła dawnego
opactwa benedyktynów (dzisiaj
parafialnego). Jest on patronem tego
miasta i diecezji. Część relikwii ma
być także w Rzymie w kościele św.
Marcina ai Monti (w krypcie).
Święty papież
W ostatnim dniu roku Kościół
katolicki wspomina papieża św.
Sylwestra I. Był Rzymianinem, na
Stolicy Piotrowej zasiadł w 314 r.,
czyli rok po edykcie tolerancyjnym,
kończącym falę prześladowań.
Kierował Kościołem przez ponad 20
lat w epoce wielkich herezji
donatyzmu i arianizmu, a zarazem w
epoce formułowania najważniejszych
prawd doktryny chrześcijańskiej. Za
jego pontyfikatu, w 325 r., odbył
się pierwszy sobór powszechny w
Nicei, który określił naukę o Trójcy
Świętej i bóstwie Chrystusa oraz
sformułował pierwsze wyznanie wiary
- tzw. Symbol Nicejski. Był 31.
następcą św. Piotra.
Za rządów Sylwestra w Rzymie
wybudowano dwie słynne bazyliki: św.
Piotra oraz św. Jana na Lateranie.
Jakub de Voragine pisze o papieżu
Sylwestrze I, że szczególnie
praktykował cnotę gościnności,
troszczył się bardzo o potrzeby
sierot, wdów i biedaków, a ponadto
"odznaczał się anielskim wyglądem,
piękną mową, czystością życia,
świątobliwością uczynków, trafnością
rad, wiarą prawdziwie katolicką,
cierpliwością pełną nadziei,
szczodrością w miłosierdziu".
Autor "Złotej Legendy" przypisuje
świętemu niezgodnie z prawdą
ochrzczenie cesarza Konstantyna
Wielkiego, jak również opowiada o
wielkiej dyspucie Sylwestra z
uczonymi żydowskimi, w czasie której
dla potwierdzenia nauki
chrześcijańskiej miał dokonać cudu
ożywienia martwego byka.
Św. Sylwester zmarł w 335 r.,
najprawdopodobniej 31 grudnia.
Został pochowany w katakumbach
Pryscylli przy via Salaria. Po nim
to samo imię nosił jeszcze jeden
prawowity papież (999-1003) oraz
dwaj antypapieże.
W ikonografii Sylwester jest
przedstawiany zwykle w ornacie
papieskim; jego atrybutami są:
pastorał, księga, gałązka oliwna,
muszla, wąż, anioł, smok albo byk.
Często jest przedstawiany z cesarzem
Konstantynem, czasem także z jego
matką, św. Heleną.
Jest patronem zwierząt domowych,
wzywany w modlitwie o dobre zbiory
paszy a także o szczęśliwy i
pomyślny nowy rok.