INDEXPARAFIASTRONA GŁÓWNAOGŁOSZENIA PARAFIALNEINTENCJE MSZALNEWSKAZANIA LITURGICZNEGAZETA PARAFIALNACMENTARZ PARAFIALNYHISTORIA PARAFIIHISTORIA NA FOTOGRAFIIGRUPY PARAFIALNEAKCJA KATOLICKAKSMMINISTRANCIRÓŻE RÓŻAŃCOWEINNE GRUPYMUZYKA W PARAFIIDLA DUCHAŻYCIE KOŚCIOŁASERCE BOŻEZIARNO SŁOWAKALENDARZ LITURGICZNYLINKI RELIGIJNE

http://www.ak.przemyska.pl/foto/logo%20DIAK.jpg

http://www.ksmap.pl/static/img/logo.jpg


WYDARZENIA PARAFIALNE:  
2007 - 2008/1 - 2008/2 - 2009 - 2010 - 2011 - 2012 - 2013 - 2014 -
- 2015 - 2016 - 2017 - 2018 - 2019 - 2020 - 2021 - 2022 - 2023 - 2024 - 2025

OGŁOSZENIA PARAFIALNE-PATRON GRUDZIEŃ


ŚWIĘTY NA KAŻDY DZIEŃ

grudzień

KALENDARZ KOŚCIOŁA POWSZECHNEGO - ŚWIĘCI

styczeń luty marzec
kwiecień maj czerwiec
lipiec sierpień wrzesień
październik listopad grudzień

1 grudzień. Św. Edmund Campion - wielki humanista

Już w młodości należał do najwybitniejszych humanistów. Święty był obdarzony talentem literackim, pisał wiersze i dramaty dla teatrów. Zdobył tytuł mistrza nauk wyzwolonych, mając 24 lata.

Św. Edmund Campion urodził się 25 stycznia 1540 roku w Londynie. Już w młodości należał do najwybitniejszych humanistów. Ukończył celująco szkołę w Londynie, a potem uniwersytet na Oksfordzie. Wyróżniał się zdolnościami oratorskimi, które prezentował z okazji uroczystości i manifestacji. Święty był obdarzony talentem literackim, pisał wiersze i dramaty dla teatrów. Zdobył tytuł mistrza nauk wyzwolonych, mając 24 lata.

W 1564 został mianowany diakonem Kościoła anglikańskiego i złożył przysięgę supremacyjną, która uznawała króla za głowę Kościoła Katolickiego w Anglii. Edmund złożył wspomnianą przysięgę pod naciskiem opinii.

Prześladowania za panowania Elżbiety i śmierć męczeńska bohaterów budziły niepokój świętego. Rozczytując się w pismach Ojców Kościoła, zwrócił się ku katolicyzmowi. Ostatecznie opowiedział się za wiarą katolicką. Za okazywanie jawnej sympatii prześladowanym nie dopuszczono go do katedry profesora w Dublinie. Gdy jego życie było zagrożone, schronił się we Francji, gdzie istniało kolegium, założone dla kształcenia kapłanów w Anglii. W 1573 roku wstąpił w Rzymie do Towarzystwa Jezusowego,kontynuując w kolegium studia teologii. W 1579 roku otrzymał w Pradze święcenia kapłańskie.

W 1580 roku Edmund Campion został wezwany do Rzymu. Papież Grzegoz XIII wysłał świętego do Anglii, aby tam założył misję jezuitów. Św. Edmundowi udało się dostać do Anglii wraz z o. Robertem Personsem, jednak policja śledcza szybko wpadła na jego trop. Działał w ukryciu, sprawując Msze święte i redagując płomienne pisma katolickie. Jego książeczka „Decem rationes” napisana w 1580 roku w krótkim czasie rozeszła się w nakładzie 400 tys. egzemplarzy. Władze postanowiły za wszelką cenę ukarać jej autora.

Edmunda Campiona aresztowano 27 lipca 1581 roku i uwięziono w londyńskim więzieniu Tower. Rozprawa sądowa odbyła się wobec samej królowej Elżbiety I. Święty bronił się, jednak został skazany przez sąd na karę śmierci prze ścięcie. Edmund szedł na śmierć modląc się za nawrócenie królowej. 1 grudnia 1581 został powieszony w Tyburn, a jego ciało poćwiartowano. Śmierć Edmunda stała się głośnym wydarzeniem w Europie, a jego dzieło doczekało się przekładów na wiele języków.

W Polce ukazały się dwa jego przekłady w 1584 roku za sprawą Piotra Skargi i Kaspera Wilkowskiego. Piotr Skarga do swojego tłumaczenia dołączył krótki życiorys Świętego. Święty Edmund Campion został beatyfikowany w 1886 roku. Kościół Katolicki w Anglii obchodzi 4 maja wspomnienia wszystkich męczenników, którzy ponieśli śmierć w XVI i XVII wieku.


2 grudzień. Bł. Rafał Chyliński - dziadowski biskup

Podejrzany jest zawsze ten, kto próbuje się wyróżniać na tle ospałego towarzystwa. Postać o. Rafała przypomina, że chrześcijaństwo nie jest dla „grzecznych chłopców”.

Do klasztoru franciszkanów w Łagiewnikach (tych niedaleko Łodzi) przyszła kobieta, aby podziękować ojcom za chleb, który otrzymała od jednego z nich. Żaden z ojców jednak nie przyznawał się do gestu miłosierdzia w ostatnim czasie. – Łatwo go rozpoznam – mówiła kobieta – bo gdy pochylał się nad piecem, by się ogrzać, z paleniska wypadł rozżarzony węgielek i wypalił mu dziurę w habicie. Przyjrzała się wszystkim zakonnikom, ale żaden nie odpowiadał jej portretowi pamięciowemu. – A ten na obrazie? – spytała, wskazując portret o. Rafała Chylińskiego. – Ależ on nie żyje od lat! – krzyknęli franciszkanie. Gdy jednak otwarto jego trumnę, znaleziono nienaruszone rozkładem ciało, ubrane w habit, w którym wypalona była świeża dziura.

Legenda, nie legenda – faktem jest, że historia ta jest świadectwem kultu, jakim mieszkańcy podłódzkich Łagiewnik i okolic zaczęli otaczać zakonnika krótko po jego śmierci. Postać o. Rafała Chylińskiego nie należy do najbardziej znanych w Kościele. Przyszedł na świat w święto Objawienia Pańskiego, 6 stycznia 1694 roku we wsi Wysoczka niedaleko Poznania. Nadano mu imię Melchior. Przez trzy lata uczęszczał do kolegium jezuickiego w Poznaniu. Przerwał naukę z powodu śmierci ojca. Po krótkim pobycie w domu wstąpił do wojska. Był to czas szczególnej zawieruchy politycznej i społecznej na ziemiach polskich. Wojna domowa, między wiernymi królowi Augustowi II Sasowi a zwolennikami „podarowanego” przez Szwedów Stanisława Leszczyńskiego, oraz wyniszczenie kraju przez liczne grabieże doprowadziły masy ludności na skraj nędzy.

Melchior dość szybko zrezygnował ze służby wojskowej. – Nie podobało mi się – mówił on sam. – Był zbyt wrażliwy jak na zdemoralizowane środowisko wojskowe – dodawali świadkowie. Podobnie jak kiedyś św. Franciszek z Asyżu, Melchior Chyliński zamienił wojsko na służbę u większego Pana: wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (franciszkanów czarnych) i przyjął imię Rafał. Jako kaznodzieja zasłynął z prostych homilii, bez próby uwodzenia kwiecistym potokiem słów. Najwięcej czasu poświęcał dla spowiadających się. Gdy nie zdążył wyspowiadać wszystkich, następnego dnia sam szukał tych osób i jeszcze przepraszał, że musieli czekać.

Zapamiętano go jednak głównie jako człowieka oddanego ubogim. Żebraków karmił jedzeniem z klasztornej kuchni. Jak to często bywa, spotkał się z niezrozumieniem czy nawet pogardą ze strony swoich współbraci, którzy nazywali go „dziadowskim biskupem”. Taka bywa cena, nawet w Kościele, postawy, która nie ulega pokusie wygodnego zamykania się w swoim światku. Podejrzany jest zawsze ten, kto próbuje się wyróżniać na tle ospałego towarzystwa. Postać o. Rafała przypomina, że chrześcijaństwo nie jest dla „grzecznych chłopców”, niemających odwagi przekroczyć progu drętwych przyzwyczajeń i regułek. Chrześcijaństwo jest zaproszeniem do ponadprzeciętności (nie mylić z wywyższaniem się!). Zbyt wiele spraw na tym świecie wymaga naszej aktywności, choćby modlitewnej. Nie ma czasu na bylejakość.


Święty Chromacjusz z Akwilei

Katecheza Benedykta XVI z 5 grudnia 2007

Chromacjusz był mądrym nauczycielem i gorliwym pasterzem. Jego pierwszym i głównym obowiązkiem było słuchanie Słowa, aby móc stać się z kolei jego głosicielem: w swym nauczaniu wychodzi on zawsze od Słowa Bożego i zawsze do niego powraca.

Henryk Przondziono /Foto Gość Jego pierwszym i głównym obowiązkiem było słuchanie Słowa, aby móc stać się z kolei jego głosicielem: w swym nauczaniu wychodzi on zawsze od Słowa Bożego i zawsze do niego powraca.

Drodzy bracia i siostry!

W dwóch ostatnich katechezach odwiedziliśmy Kościoły Wschodu języka semickiego, rozważając na temat Afrahata Persa i św. Efrema Syryjczyka; dziś powracamy do świata łacińskiego, na północ Cesarstwa Rzymskiego, do św. Chromacjusza z Akwilei. Biskup ten pełnił swą posługę w starożytnym Kościele Akwilei, kwitnącym ośrodku życia chrześcijańskiego, znajdującym sie w Dziesiątym Regionie Cesarstwa Rzymskiego, po łacinie - Venetia et Histria. W roku 388, kiedy Chromacjusz zasiadł na stolicy biskupiej tego miasta, miejscowa wspólnota chrześcijańska mogła pochwalić się już dziejami wierności Ewangelii.

Od połowy trzeciego do pierwszych lat czwartego wieku prześladowania rozpętane przez Decjusza, Waleriana i Dioklecjana przyniosły bogate żniwo męczenników. Ponadto Kościół Akwilei zmierzył sie, podobnie jak wiele innych Kościołów w tym czasie, z groźbą herezji ariańskiej. Sam Atanazy - głosiciel nicejskiej prawowierności, skazany przez arian na wygnanie - znalazł na pewien czas schronienie w Akwilei. Pod kierunkiem swoich biskupów wspólnota chrześcijańska oparła się zakusom herezji i umocniła swą przynależność do wiary katolickiej.

We wrześniu 381 roku Akwilea była miejscem synodu, na który zjechało koło 35 biskupów z wybrzeży Afryki, doliny Rodanu i całego Dziesiątego Regionu. Synod miała za zadanie wykorzenić ostatnie pozostałości arianizmu na Zachodzie. W zgromadzeniu tym, w charakterze eksperta biskupa Akwilei Waleriana (370/1-387/8) wziął udział także kapłan Chromacjusz. Lata wokół tamtego Synodu były "złotym wiekiem" wspólnoty akwilejskiej. Święty Hieronim, który pochodził z Dalmacji i Rufin z Concordii z nostalgią mówią o swym pobycie w Akwilei (370-373), w swego rodzaju wieczerniku teologicznym, którego Hieronim nie waha się nazwać tamquam chorus beatorum, "jak gdyby chór błogosławionych" (Kronika: PL XXVII, 697-98). W wieczerniku tym, który pod wieloma względami przypomina doświadczenia wspólnotowe prowadzone przez Euzebiusza z Vercelli i Augustyna, kształciły się najwybitniejsze osobowości Kościołów Górnego Adriatyku.

Ale już w domu rodzinnym Chromacjusz nauczył się poznawać i miłować Chrystusa. Mówi nam o tym w słowach pełnych podziwu sam Hieronim, który porównuje matkę Chromacjusza do prorokini Anny, jej dwie siostry do panien roztropnych z ewangelicznej przypowieści, samego zaś Chromacjusza i jego brata Euzebiusza do młodego Samuela (por. Ep VII: PL XXII, 341). O Chromacjuszu i o Euzebiuszu Hieronim pisze dalej: "Błogosławiony Chromacjusz i święty Euzebiusz byli braćmi co do krwi nie mniej niż ze względu na tożsamość ideałów" (Ep. VIII: PL XXII,342).

Chromacjusz urodził się w Akwilei około roku 345. Przyjął święcenia diakonatu, następnie kapłańskie; w końcu wybrany został na pasterza tamtejszego Kościoła (ok. 388 r.). Otrzymawszy sakrę z rąk biskupa Ambrożego, odważnie i energicznie zabrał się za wielkie zadanie ze względu na rozległość obszaru powierzonego jego trosce duszpasterskiej: jurysdykcja Akwilei rozciągała się bowiem od obszarów dzisiejszej Szwajcarii, Bawarii, Austrii i Słowenii aż po Węgry. O tym, jak bardzo Chromacjusz znany był i ceniony w Kościele swoich czasów, można wywnioskować z pewnego epizodu życia św. Jana Chryzostoma. Gdy biskup Konstantynopola został wygnany ze swej stolicy, napisał trzy listy do tych, których uważał za najważniejszych biskupów Zachodu, by uzyskać ich poparcie u cesarza: jeden list napisał do biskupa Rzymu, drugi do biskupa Mediolanu, trzeci do biskupa Akwilei, czyli właśnie do Chromacjusza (Ep. CLV: PG LII, 702). Również dla niego były to ciężkie czasy z powodu niepewnej sytuacji politycznej. Bardzo możliwe, że Chromacjusz zmarł na wygnaniu, w Grado, gdy próbował ujść przed najazdami barbarzyńców w tym samym 407 roku, w którym zmarł też Chryzostom.

Pod względem prestiżu i znaczenia Akwilea była czwartym miastem półwyspu włoskiego i dziewiątym Cesarstwa Rzymskiego: również z tego powodu ściągała na siebie zakusy Gotów i Hunów. Najazdy tych ludów nie tylko siały żałobę i zniszczenia, ale także poważnie naraziły na szwank przekazywanie dzieł Ojców, przechowywanych w bibliotece biskupiej, bogatej w kodeksy. Zaginęły też pisma św. Chromacjusza, które trafiły tu i ówdzie i często przypisywane były innym autorom: Janowi Chryzostomowi (także ze względu na podobny początek obu imion: Chromatius jak Chrysostomus); bądź Ambrożemu i Augustynowi, a także Hieronimowi, któremu Chromacjusz pomógł bardzo w przejrzeniu tekstu i w łacińskim tłumaczeniu Biblii. Odkrycie dużej części dorobku Chromacjusza zawdzięczamy szczęśliwym i pomyślnym wypadkom, które dopiero w ostatnich latach pozwoliły na odtworzenie dość solidnego zasobu pism: ponad czterdzieści kazań, w tym około dziesięciu niepełnych, i ponad sześćdziesiąt traktatów komentarza do Ewangelii Mateusza.

Chromacjusz był mądrym nauczycielem i gorliwym pasterzem. Jego pierwszym i głównym obowiązkiem było słuchanie Słowa, aby móc stać się z kolei jego głosicielem: w swym nauczaniu wychodzi on zawsze od Słowa Bożego i zawsze do niego powraca. Niektóre tematy są mu szczególnie drogie: przede wszystkim tajemnica Trójcy Świętej, którą rozważa on w jej objawieniu w ciągu całej historii zbawienia. Z kolei temat Ducha Świętego: Chromacjusz przypomina nieustannie wiernym o obecności i działaniu trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej w życiu Kościoła. Ze szczególnym jednak naciskiem święty biskup powraca do tajemnicy Chrystusa. Słowo wcielone jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem: przyjęło całkowicie człowieczeństwo, by obdarzyć je swoją boskością. Prawdy te, powtarzane z uporem również pod kątem antyariańskim, znajdą mniej więcej pięćdziesiąt lat później swoją definicję na Soborze Chalcedońskim.

Silne podkreślenie ludzkiej natury Chrystusa prowadzi Chromacjusza do mówienia o Maryi Dziewicy. Jego nauczanie maryjne jest przejrzyste i ścisłe. To jemu zawdzięczamy niektóre sugestywne opisy Najświętszej Panny: Maryja jest "ewangeliczną dziewicą zdolną przyjąć Boga"; jest "niepokalaną i nietkniętą owieczką", która zrodziła "baranka spowitego w purpurę" (por. Kazanie XXIII, 3: Scrittori dell'area santambrosiana 3/1, s. 134). Biskup Akwilei ukazuje często Dziewicę w relacji do Kościoła: i ona, i on mianowicie są "dziewicami" i "matkami". Eklezjologia Chromacjusza dochodzi do głosu głównie w komentarzach do Mateusza. Oto niektóre przewijające się pojęcia: Kościół jest jedyny, zrodzony z krwi Chrystusa; jest drogocenną szatą utkaną przez Ducha Świętego; Kościół jest tam, gdzie głosi się, że Chrystus narodził się z Dziewicy, gdzie kwitnie braterstwo i zgoda. Szczególnie przywiązany jest Chromacjusz do obrazu statku na wzburzonym morzu - jego czasy też były okresami burzy, jak słyszeliśmy: "Nie ulega wątpliwości", stwierdza święty Biskup, "że statek ten przedstawia Chrystusa" (por. Tract. XLII, 5: Scrittori dell'area santambrosiana 3/2, s. 260).

Jako gorliwy pasterz, którym był, Chromacjusz potrafił mówić do swych ludzi językiem świeżym, barwnym i przekonywającym. Chociaż być może nie znał biegle łaciny, woli uciec się do języka popularnego, bogatego w łatwo zrozumiałe obrazy. I tak na przykład, biorąc za punkt wyjścia morze zestawia z jednej strony naturalny połów ryb, które wyciągnięte na brzeg giną z drugiej zaś przepowiadanie Ewangelii, dzięki któremu ludzie ocaleni są z mętnych wód śmierci i wprowadzeni w prawdziwe życie (por. Tract. XVI, 3: Scrittori dell'area santambrosiana 3/2, s. 106). Także z punktu widzenia dobrego pasterza w czasach tak burzliwych, jak jego, okrytych żałobą z powodu najazdów barbarzyńców, potrafi stanąć u boku wiernych, by pocieszyć ich i otworzyć ich serca na ufność w Bogu, który nie opuszcza nigdy swoich dzieci.

Na zakończenie tych rozważań skupmy się na całkowicie aktualnym także dziś wezwaniu Chromacjusza: "Prośmy Pana z całego serca i z całą wiarą - zalecał biskup Akwilei w jednym ze swych kazań - prośmy Go, by nas wyzwolił od wszelkich najazdów nieprzyjaciół, z wszelkiego lęku przed przeciwnikami. Niech nie patrzy na nasze zasługi, lecz na Swe miłosierdzie, On, który także w przeszłości zechciał wyzwolić synów Izraela nie ze względu na ich zasługi, lecz na Swe miłosierdzie. Niech osłania nas zwykłą miłosierną miłością i uczyni dla nas to, co święty Mojżesz rzekł do synów Izraela: Pan walczyć będzie w waszej obronie, a wy będziecie milczeć. To On walczy, to On odnosi zwycięstwo… I aby raczył to uczynić, musimy prosić jak najwięcej. On sam bowiem powiada przez usta proroka: "Wezwij Mnie w dniu udręki, a Ja cię wyzwolę, Ty zaś dasz Mi chwałę" (Kazanie XVI, 4: Scrittori dell'area santambrosiana 3/1, ss. 100-102).

W ten sposób, właśnie na progu Adwentu, św. Chromacjusz przypomina nam, że Adwent jest czasem modlitwy, w którym należy nawiązać kontakt z Bogiem. Bóg zna nas, zna mnie, zna każdego z nas, miłuje mnie, nie opuści mnie. Idźmy naprzód z tą ufnością w dopiero co rozpoczęty czas liturgiczny.


3 grudzień. Św. Franciszek Ksawery - misjonarz

Dokonania św. Franciszka Ksawerego można spokojnie porównać z dziełem św. Pawła.

Niektórzy nazywają go wręcz największym misjonarzem w dziejach.

 

Ewangelizował w Indiach, Japonii, Indonezji, dotarł w pobliże Chin. Pisał w liście z Indii: „Ludzie pchają się tu w takich masach do Kościoła, że moje ręce po prostu opadają ze zmęczenia, tyle jest chrztów, a głos mój zupełnie zamiera w skutek ciągłego powtarzania w ich języku Wierzę, przykazań, modlitw i kazania o niebie i piekle. (…) Tak wielkie są radości zesłane przez Boga, Pana naszego, pracującym tu nad nawróceniem pogan, że jeśli istnieje na świecie radość, to niewątpliwie jest nią właśnie ta”.

Urodził się 7 kwietnia 1506 r. na zamku Xavier w kraju Basków (Hiszpania). Mając 19 lat, rozpoczął studia w Paryżu. Tam spotkał bł. Piotra Favre oraz św. Ignacego Loyolę. Razem postanowili założyć nową rodzinę zakonną. W kaplicy Męczenników na Montmartre trzej przyjaciele oraz czterej inni towarzysze złożyli śluby zakonne, poprzedzone ćwiczeniami duchowymi pod kierunkiem św. Ignacego. To był początek Towarzystwa Jezusowego, czyli zakonu jezuitów. Św. Franciszek został kapłanem w wieku 31 lat w Rzymie. W 1540 roku opuścił na zawsze Rzym, by wyruszyć na misje do Indii. Po 13 miesiącach morderczej podróży jego statek przybył do Goa, stolicy portugalskiej kolonii w Indiach.

Ksawery chrzcił, katechizował, zakładał szkoły. W 1547 roku wyruszył do Japonii, gdzie mimo trudności pozyskał dla wiary około 1000 Japończyków. Zostawił tam dwóch kapłanów, a sam powrócił do Indii. Jego marzeniem było dotarcie do Chin. Daremnie jednak szukał kogoś, kto by chciał z nim jechać. Chiny były krajem zamkniętym dla Europejczyków. Franciszkowi udało się dotrzeć do wyspy Sancian, w pobliżu Chin. Tam utrudzony podróżą i zabójczym klimatem rozchorował się i zmarł w 46. roku życia. Ciało przewieziono do Goa, gdzie spoczywa do dziś. Relikwię ramienia Świętego przesłano do Rzymu, do jezuickiego kościoła il Gesù.

Św. Franciszek był pionierem inkulturacji, czyli takiego sposobu głoszenia Ewangelii, który posługuje się lokalnym językiem i zachowuje szacunek dla rodzimej kultury. Jego niezwykła gorliwość jest dla mnie wyrzutem sumienia. Czy jest we mnie choć odrobina jego misjonarskiego zapału?

3 grudnia 2002 roku mija 450 lat od samotnej śmierci na wyspie Sanchian, w pobliżu Chin, wielkiego Misjonarza Wschodu św. Franciszka Ksawerego. Legat papieski, pierwszy misjonarz Towarzystwa Jezusowego, niezmordowany, wprowadzający śmiało nowe metody misyjne, pozostaje wzorem dzisiejszej posługi misyjnej. Jego bohaterska działalność i śmierć, swoista Legenda Xaveriańska, stała się inspiracją dla wielu misjonarzy i teologów, a nawet dla twórców literatury, muzyki i sztuki.

To jemu dedykowano niezliczone kościoły, budowane przez jezuitów na wszystkich kontynentach. Jako patron misji, jest wielkim orędownikiem misjonarzy, zwłaszcza w Azji, gdzie przewiduje się główny nurt misji w trzecim tysiącleciu chrześcijaństwa.

Dzieciństwo i młodość

Św. Franciszek Ksawery urodził się 7 kwietnia 1506 roku w zamku rodzinnym Xavier w Hiszpanii. Pierwsze wykształcenie uzyskał w domu rodzinnym. W 19. roku życia udaje się na studia do Paryża. Daje się poznać jako zdolny i wysportowany młodzieniec. W 1530 roku kończy studia filozoficzne, uzyskując stopień magistra. Jego celem staje się uzyskanie doktoratu. Podczas studiów dzieli pokój z Ignacym Loyolą. Poznaje nową drogę, jaką Ignacy proponował swoim towarzyszom, i postanawia również ją podjąć. W 1534 roku w gronie pierwszych przyjaciół Loyoli składa śluby zakonne i przyrzeczenie pielgrzymki do Ziemi Świętej. W 1537 przyjmuje święcenia kapłańskie.

Pierwsze kroki misyjne

15 marca 1540 roku misjonarze wraz z Franciszkiem opuszczają Rzym i udają się do Lizbony, a stamtąd drogą morską do Indii. Po 13 miesiącach docierają na zachodnie wybrzeże Indii, do Goa - centrum kolonialnego i handlowego. Od tej pory przyszły Święty prowadzi pełną poświęcenia działalność, którą rozszerza na sąsiadujące tereny. Dociera do Nowej Gwinei, do Japonii i do wrót Chin.

Najważniejszym jego zadaniem było udzielanie chrztu. Po stosunkowo krótkiej katechezie włączał nawróconych do Kościoła. Jan Paweł II przypomina w encyklice Redemptoris missio, że praca misyjna winna zmierzać do nawrócenia, czyli „pełnego i szczerego przylgnięcia do Chrystusa i do Jego Ewangelii” (RMs 46), a to związane jest z sakramentem chrztu.

Nowe metody

Prowadząc szeroką akcję misyjną, obejmującą różne ludy, religie, tradycje kulturowe i języki, Ksawery modyfikował dotychczasowe metody misyjne. Poczynione przez niego uwagi, wynikające z osobistych doświadczeń, dały początek całej serii chlubnych i niezwykle odważnych prób, które ukształtowały zasady pracy misyjnej. Metoda zapoczątkowana przez Ksawerego, a kontynuowana później przez takich misjonarzy jezuickich jak Mateusz Ricci i Bel Schall w Chinach oraz Roberto de Nobili w Indiach, dała początek fundamentalnej dziś zasadzie misyjnej, jaką jest inkulturacja. Głoszenie Ewangelii ma miejsce w określonych warunkach geograficznych, klimatycznych i kulturowych. Stąd potrzeba dostosowania prawd Ewangelii i wyrażenia ich za pomocą zrozumiałego języka.

Z kolei Kościół także przyjmuje z danej kultury to wszystko, co cenne i nieskażone grzechem. Teologicznym uzasadnieniem inkulturacji jest tajemnica Wcielenia: Bóg w Jezusie Chrystusie zbliżył się do człowieka, przyjmując naszą naturę i wszystko z wyjątkiem grzechu. Inkulturacja jest drogą Kościoła na wszystkich kontynentach. To dzięki niej Kościół jest ciągle młody i żywy wśród wielu ludów.

Innym elementem metody misyjnej Ksawerego jest troska o powołania rodzime. Powołania do kapłaństwa, życia zakonnego i kontemplacyjnego są oznaką dojrzałości Kościoła. Mentalność ludzi najlepiej znana jest tym, którzy pochodzą z danego terenu. To oni mogą wzmocnić pracę misyjną. Od samego początku zakon jezuitów rozumiał potrzebę troski o powołania miejscowe. Dowodem tego są liczne kolegia zakładane przez zakon i troska o wykształcenie młodzieży na różnych stopniach.

Oddziaływanie Świętego

Kościół zachęca do zaangażowania w dzieło misyjne. Jest wiele miejsc, na których przykład św. Franciszka Ksawerego może inspirować do działania. Pomocą służą parafialne koła misyjne, umacniając ducha osobistego zaangażowania w misje przez zainteresowanie ich problematyką, modlitwę i dary duchowe czy materialne.

Dokonania św. Franciszka stały się inspiracją dla szeroko rozumianej twórczości artystycznej. Goa, do którego uroczyście przeniesiono w 1554 roku ciało Świętego, jest miejscem niezliczonych pielgrzymek. Jego relikwie doznają czci nie tylko w Azji, ale i w Europie, a szczególnie w Rzymie. Liczne opowiadania i utwory poetyckie sławią dzieła, jakich dokonał Święty. Dedykowano mu liczne kościoły i ołtarze, zarówno w Europie, jak i w krajach misyjnych.


4 grudzień. Św. Barbara

Jej obraz lub figura znajduje się w każdej kopalnianej cechowni i w wielu górniczych domach. Przed wizerunkiem św. Barbary modliła się niegdyś cała śląska rodzina, prosząc o szczęśliwy powrót z szychty ojca, brata, syna górnika.

 

Większość informacji o św. Barbarze pochodzi ze średniowiecznych legend. Urodziła się pod koniec III w. w Nikomedii (dziś Izmid w Turcji) jako córka bogatego i wpływowego Dioskura.

O rękę pięknej, wykształconej i inteligentnej Barbary ubiegało się wielu znakomitych młodzieńców. Dziewczyna wszystkim jednak odmawiała. Spotykała się z chrześcijanami, którzy ukrywali się wówczas przed prześladowaniami ze strony jednego z najokrutniejszych cesarzy - Galeriusza Waleriusza Maksymina. Przyjęła chrzest i postanowiła poświęcić życie Bogu.

Jej ojciec fanatycznie nienawidził chrześcijan. Kiedy dowiedział się, że córka przyjęła chrzest, chciał ją uderzyć, ale ziemia się pod nią rozstąpiła, ratując ją przed gniewem ojca. Rozwścieczony kazał zbudować w swoim domu wieżę, w której postanowił zamknąć Barbarę. Kiedy budowla była gotowa, spostrzegł, że zamiast zaplanowanych dwóch okien ma trzy. Barbara w tajemnicy przed ojcem nakazała murarzom zrobić trzecie okno. Były one dla niej symbolem Trójcy Świętej.

Dioskur więził i głodził córkę, by wyrzekła się wiary. Dziewczyna była jednak nieugięta. Wtedy ojciec zaprowadził ją do sędziego i oskarżył. Sędzia rozkazał Barbarę ubiczować, jednak chłosta wydała się jej „jakby muskaniem pawich piór”. Barbara była bita maczugami, przypalana pochodniami, a wreszcie sędzia kazał jej obciąć piersi. Chciał ją w takim stanie pognać ulicami miasta, ale wtedy zjawił się anioł i okrył jej ciało białą szatą. W końcu Barbara została skazana na śmierć. Według legendy, oczekującej na śmierć Barbarze anioł przyniósł Komunię Świętą. Dlatego uważana jest za patronkę dobrej śmierci i przedstawiana często na wizerunkach z Hostią w dłoni. Barbara zginęła z ręki ojca, który ściął ją mieczem. Podobno zaraz potem zginął rażony piorunem. Miało się to wydarzyć około 305 roku.

Po śmierci Barbary jej kult od razu stał się bardzo popularny. W VI w. cesarz Justynian sprowadził relikwie św. Barbary do Konstantynopola. Stamtąd w 1202 r. zostały zabrane do Wenecji, a następnie przekazane do miasta Torcello, gdzie do dziś mają się znajdować w kościele św. Jana Ewangelisty.

W Polsce już w modlitewniku Gertrudy, córki Mieszka II, św. Barbara wspomniana jest pod datą 4 grudnia. Pierwszy kościół ku jej czci wybudowano w 1262 r. w Bożygniewie koło Środy Śląskiej. Poza Polską św. Barbara darzona jest wielką czcią także w Czechach, Saksonii, Lotaryngii, południowym Tyrolu, a także w Zagłębiu Ruhry. W Nadrenii uważana jest za towarzyszkę św. Mikołaja - w wielu miejscach to ona obdarowuje dzieci prezentami. Św. Barbara jest patronką górników, flisaków, marynarzy, architektów, murarzy, saperów, artylerzystów, ludzi narażonych na wybuchy. Podczas II wojny światowej na swoją orędowniczkę obrali ją także członkowie Polski Podziemnej, dla których skatowana śledztwem Barbara miała znaczenie symboliczne. W czasie okupacji w rękopisach krążył wiersz Krystyny Przygodzkiej, za którego posiadanie groziła nawet kara śmierci. Jedna ze strof odwoływała się do Świętej: „Święta Barbaro, górników patronko/ zejdź w niewoli podziemie czarne/ i szaty swojej koronką/ osłoń tajną drukarnię”.

W Polsce św. Barbara szczególnie czczona jest na Górnym Śląsku. W 1963 roku diecezja katowicka zwróciła się o zatwierdzenie jej patronatu. Jej obraz lub figura znajduje się w każdej kopalnianej cechowni i w wielu górniczych domach. Wiele rzeźb i obrazów Świętej przeniesiono już dziś z cechowni likwidowanych kopalń do kościołów lub muzeów.

Przed wizerunkiem św. Barbary modliła się niegdyś cała śląska rodzina, prosząc o szczęśliwy powrót z szychty ojca, brata, syna górnika. Ilekroć czarne sztolnie „odwiedzała” śmierć, gdy gwarków nękał nieprzychylny im, zazdrośnie strzegący swych bogactw Skarbnik, gdy podziemne czeluście nawiedzał okrutny bies Szarlej - zawsze wtedy górnicy zwracali się o pomoc i obronę do swojej Patronki. Modlili się słowami: „O święta Barbaro, zlituj się nade mną, żebym się nie został pod tą ziemią ciemną. Żona by płakała, dzieci by płakały, boby ojca swego więcej nie widziały”. I dziś wielu górników przed zjazdem na szychtę prosi Boga przez wstawiennictwo św. Barbary, by mogli „szychta zrobić, a wybyć”.

Górnicze tradycje przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Gwarków cechuje ogromna solidarność i pobożność. Nie do pomyślenia jest, by któryś z nich odmówił pomocy koledze. Solidarność ta i wiara w Boga bardzo często utrzymywały przy życiu zasypanych w kopalnianych czeluściach robotników. Wychodzących do pracy najbliżsi żegnają słowami: „Szczyńśliwo szychta”, na co górnicy odpowiadają: „Dej Boże”.

Najbardziej uroczystym dniem było i jest dla górników święto ich patronki. Spotykają się wtedy w kopalnianych cechowniach i w kościołach na Mszy. Starym zwyczajem w Barbórkę najlepsi otrzymują szpady górnicze. Dawniej urządzane były też skoki przez skórę, co było swoistym pasowaniem na górnika. Potem spotykają się na Gwarkach, gdzie przy muzyce kopalnianych orkiestr dętych, przy kuflu piwa i golonce rozprowiajom o fedrowaniu.


Święty Jan Damasceński

Jan Damasceński był także jednym z pierwszych, którzy rozróżniali w kulcie publicznym i prywatnym chrześcijan adorację (latreia) od czci (proskynesis): pierwsza może być skierowana wyłącznie do Boga, druga natomiast może odnosić się do obrazu, aby zwrócić się do tego, kto został na nim przedstawiony.

 

Chciałbym mówić dziś o Janie Damasceńskim, postaci pierwszej wielkości w dziejach teologii bizantyńskiej, wielkim doktorze Kościoła powszechnego. Jest on przede wszystkim naocznym świadkiem przejścia od chrześcijańskiej kultury greckiej i syryjskiej, wspólnej dla wschodniej części Cesarstwa Bizantyńskiego, do kultury islamu, który torował sobie drogę w wyniku zbrojnych podbojów obszarów uważanych zwykle za Środkowy lub Bliski Wschód.

Jan, pochodzący z zamożnej rodziny chrześcijańskiej, już w młodości objął urząd – należący być może wcześniej do jego ojca – odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze kalifatu. Bardzo szybko jednak, niezadowolony z życia na dworze, wybrał życie mnisze, wstępując do klasztoru św. Saby w pobliżu Jerozolimy. Nastąpiło to ok. roku 700. Nie oddalając się nigdy od klasztoru poświęcił wszystkie swe siły ascezie i pracy literackiej, nie gardząc pewną działalnością duszpasterską, o czym świadczą głównie jego liczne homilie.

Jego wspomnienie liturgiczne przypada 4 grudnia. Leon XIII ogłosił go w 1890 roku Doktorem Kościoła powszechnego.

Na Wschodzie wspomina się przede wszystkim o trzech Mowach obronnych przeciw tym, którzy odrzucają święte obrazy, a które potępił po jego śmierci synod obrazoburczy w Hierii (754). Ale przemówienia te były także podstawowym powodem jego rehabilitacji i kanonizacji przez ojców prawowiernych, zwołanych na Sobór Nicejski II (787), siódmy ekumeniczny. W tekstach tych doszukać się można pierwszych istotnych prób teologicznego uzasadnienia czci oddawanej obrazom świętym, wiążąc je z tajemnicą Wcielenia Syna Bożego w łonie Maryi Dziewicy.

Jan Damasceński był także jednym z pierwszych, którzy rozróżniali w kulcie publicznym i prywatnym chrześcijan adorację (latreia) od czci (proskynesis): pierwsza może być skierowana wyłącznie do Boga, jest ona w najwyższym stopniu duchowa, druga natomiast może odnosić się do obrazu, aby zwrócić się do tego, kto został na nim przedstawiony. Oczywiście Świętego nie wolno nigdy utożsamiać z materiałem, z którego wykonano ikonę. Rozróżnienie to okazało się natychmiast bardzo istotne dla chrześcijańskiej odpowiedzi tym wszystkim, którzy domagali się uznania za powszechne i trwałe przestrzeganie surowego zakazu Starego Testamentu w sprawie wykorzystania obrazów do kultu. Na ten temat istniała wielka dyskusja także w świecie islamskim, który przyjmuje żydowską tradycję całkowitego wykluczenia obrazów z kultu. Chrześcijanie natomiast dyskutowali w tym kontekście nad tym problemem i znaleźli uzasadnienie dla czci obrazów. Pisze Damasceńczyk:

„W dawnych czasach Bóg nigdy nie był przedstawiany w obrazach, gdyż był bezcielesny i bez oblicza. Skoro jednak obecnie Bóg stał się widzialny cieleśnie i żył wśród ludzi, przedstawiam to, co jest widzialne w Bogu. Nie czczę materii, ale stwórcę materii, który stał się materią dla mnie i raczył zamieszkać w materii i działać dla mojego zbawienia przez materię. Ale w żadnym wypadku nie czczę jej jak Boga! Jakże mogłoby być Bogiem to, co przyjęło istnienie, począwszy od niebytu?... Ale ja czczę i szanuję również całą resztę materii, która zdobyła dla mnie zbawienie, jako że była pełna świętych mocy i łask. Czyż może nie jest materią drzewo krzyża, po trzykroć błogosławionego?... A czyż atrament i najświętsza księga Ewangelii nie są materią? Czyż zbawczy ołtarz, który rozdziela nam chleb życia, nie jest materią?... A przed wszystkim innym czyż nie są materią ciało i krew mojego Pana? Albo powinienem obalić święty charakter tego wszystkiego, albo powinienem zgodzić się z tradycją Kościoła, aby oddawać cześć obrazom Boga i przyjaciół Boga, które zostały uświęcone imieniem, które noszą i z tego powodu mieszka w nich łaska Ducha Świętego. Nie gardźcie więc materią: nie zasługuje ona na wzgardę, gdyż nic z tego, co Bóg uczynił, nie zasługuje na wzgardę” (Contra imaginum calumniatores, I, 16).

Widzimy, że za sprawą Wcielenia materia staje się niemal ubóstwiona, postrzegana jest jako przybytek Boży. Chodzi o nową wizję świata i rzeczywistości materialnych. Bóg stał się ciałem, ciało zaś stało się rzeczywiście przybytkiem Boga, którego chwała jaśnieje na ludzkim obliczu Chrystusa. Dlatego nalegania tego wschodniego Doktora są także jeszcze dziś niezwykle aktualne, jeśli uwzględnimy wielką godność, jaką materia otrzymała we Wcieleniu, mogąc stać się, w wierze, skutecznym znakiem i sakramentem spotkania człowieka z Bogiem. Jan Damasceński pozostaje zatem uprzywilejowanym świadkiem kultu ikon, który stanie się jednym z najbardziej wyróżniających aspektów wschodniej teologii i duchowości aż do dziś. Jest to wszelako jedna z form kultu, która po prostu należy do wiary chrześcijańskiej, wiary w tego Boga, który przyjął ciało i stał się widzialny. Tak więc nauczanie św. Jana Damasceńskiego wpisuje się w tradycję Kościoła powszechnego, którego doktryna sakramentalna przewiduje, że elementy materialne zaczerpnięte z natury mogą stać się pośrednikiem łaski na mocy przywołania (epiklesis) Ducha Świętego, któremu towarzyszy wyznanie prawdziwej wiary.

Z tymi zasadniczymi ideami Jan Damasceński łączy także cześć ku relikwiom świętych na podstawie przekonania, że święci chrześcijańscy, stawszy się uczestnikami zmartwychwstania Chrystusa, nie mogą nie zostać uznani po prostu za „zmarłych”.

Wyliczając na przykład tych, których relikwie bądź obrazy godne są czci, Jan wyjaśnia w swej trzeciej obronie obrazów: „Przede wszystkim (czcimy) tych, wśród których spoczął Bóg, On tylko święty, który zamieszkuje wśród świętych (por. Iz 57,15), jak święta Matka Boża i wszyscy święci. Są to ci, którzy na ile to możliwe, stali się podobni do Boga dzięki swej woli oraz przy Bożej pomocy zostali nazwani rzeczywiście bogami (por. Ps 82 [81],6), nie z natury, ale przez przypadek tak jak rozpalone żelazo nazwane jest ogniem nie z natury, ale przez przypadek i w wyniku udziału w ogniu. Mówi bowiem: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty (Kpł 19,2)” (III, 33, zb. 1352 A).

Po szeregu tego rodzaju odwołań Damasceńczyk mógł więc spokojnie wywnioskować: „Bóg, który jest dobry i przewyższa wszelką dobroć, nie zadowolił się kontemplowaniem samego siebie, lecz zechciał, aby wszystkie istoty przez Niego pobłogosławione mogły stawać się uczestnikami Jego dobroci: dlatego stworzył z niczego wszystkie rzeczy, widzialne i niewidzialne, łącznie z człowiekiem oraz rzeczywistościami widzialnymi i niewidzialnymi. A stworzył to, myśląc i realizując to jako byt zdolny do myślenia (ennoema ergon), wzbogacony przez słowo (logo[i] sympleroumenon) i ukierunkowany na ducha (pneumati teleioumenon)” (II, 2, PG 94, zb. 865A). A dla lepszego wyjaśnienia tej myśli dodaje: „Trzeba pozwolić, aby zdumiały nas (thaumazein) wszystkie dzieła Opatrzności (tes pronoias erga), abyśmy wszystkie je chwalili i wszystkie przyjęli, przezwyciężając pokusę pojedynczego wyodrębniania w nich tych aspektów, które wielu wydają się niesłuszne lub niesprawiedliwe (adika) i dopuszczając jednak, że plan Boży (pronoia) wykracza poza zdolności poznawcze i zrozumienia (agnoston kai akatalepton) człowieka, podczas gdy – przeciwnie tylko On zna nasze myśli, nasze działania, a nawet naszą przyszłość” (II, 29, PG 94, zb. 964C). Zresztą już Platon mawiał, że cała filozofia zaczyna się od zdziwienia: także nasza wiara zaczyna się od zadziwienia nad stworzeniem, pięknem Boga, który staje się widzialny.

Optymizm naturalnej kontemplacji (physikè theoria), tego widzenia w widzialnym stworzeniu tego, co dobre, piękne, prawdziwe, ten chrześcijański optymizm nie jest optymizmem naiwnym: zdaje sobie sprawę z rany zadaną ludzkiej naturze przez wolność wyboru, której chciał Bóg, a którą człowiek wykorzystał niewłaściwie, ze wszystkimi skutkami powszechnej niezgody, jakie z tego wynikły. Stąd bierze się wyraźnie odczuwana przez teologa z Damaszku potrzeba, by natura, w której odbija się dobroć i piękno Boga, zranione przez naszą winę, „zostały umocnione i odnowione” przez przyjście Syna Bożego w ciele, po podejmowanych przez samego Boga na wiele sposobów i przy różnych okazjach próbach pokazania, że stworzył człowieka, aby był on nie tylko w „bycie”, ale w „ dobro-bycie” (por. De fide orthodoxa, II, 1, PG 94, zb. 981). W pełnym namiętności uniesieniu Jan wyjaśnia:

„Konieczne było, aby natura została umocniona i odnowiona i aby została wskazana i konkretnie naucza na droga cnoty (didachthenai aretes hodòn), która oddala od zepsucia i prowadzi do życia wiecznego... Ukazało się w ten sposób na widnokręgu historii wielkie morze miłości Boga do człowieka (philanthropias pelagos)”. Jest to piękne ujęcie. Z jednej strony widzimy piękno stworzenia, a z drugiej zniszczenie, do jakiego doszło z winy człowieka. Widzimy jednak w Synu Bożym, który zstępuje, by odnowić naturę, morze miłości Boga do człowieka. Jan Damasceński pisze dalej: “On sam, Stwórca i Pan walczył o swe stworzenie, przekazując mu to przykładem swego nauczania... I tak Syn Boży, będąc współistotnym co do formy Bogu, zszedł z nieba i zstąpił ... do swych sług... czyniąc rzecz najnowszą ze wszystkich, jedyną rzecz prawdziwie nową pod słońcem, za której pośrednictwem objawiła się w rzeczywistości nieskończona potęga Boga" (III, 1. PG 94, zb. 981C-984B).

Możemy wyobrazić sobie, jaką pociechę i radość rozlewały w sercach wiernych te słowa, bogate w tak fascynujące obrazy. My także słuchamy ich dzisiaj, dzieląc te same uczucia ówczesnych chrześcijan: Bóg chce odpocząć w nas, chce odnowić naturę także za sprawą naszego nawrócenia, chce, byśmy mieli udział w Jego bóstwie. Niech Pan pomoże nam uczynić z tych słów istotę naszego życia.


5 grudzień.
Św. Saba - twórca Wielkiej Ławry

Święty Saba przyszedł na świat w roku 439 w Mutalsca, w pobliżu Cezarei Kapadockiej. Przyszłość chłopca rodzina wiązała z posługą Bogu. W wieku 8 lat umieszczony został w klasztorze, jako przyszły kandydat na mnicha.

 

Młodemu człowiekowi nie do końca odpowiadało życie mnichów, z wszelkimi narzucanymi rytuałami. Od najmłodszych lat odznaczał się wyjątkową indywidualnością. Udał się do klasztoru położonego w pobliżu Morza Martwego i zdobył zezwolenie opata, by zamieszkać w grocie skalnej, jako pustelnik. Klasztor odwiedzał tylko czasami, by uczestniczyć we wspólnej liturgii.

Po kilku latach postanowił powrócić do Jerozolimy, tam również zamieszkał w skalnej grocie. Szybko zyskał wielu zwolenników, uważających się za jego uczniów i zamieszkujących pobliskie groty. Liczba mnichów podobno doszła do kilkuset, założony został „Wielki Klasztor - Ławrę - centralnie usytuowany kościół, otoczony ogromną ilością pojedynczych cel. Święty Saba przyjął świecenia kapłańskie i w następnych latach zbudował siedem dużych monasterów, osiem mniejszych i trzy hospicja dla pielgrzymów, w których osobiście wygłaszał nauki. Do najsławniejszych należą osady mnisze w Emaus i Gadara.

Do klasztorów zakładanych przez Świętego Sabę mogły przynależeć osoby różnych narodowości i języków. Każda kolonia miała swoją kaplicę, gdzie odprawiano msze w narodowym języku, oraz odrębnego przełożonego. W niedziele i święta wszyscy gromadzili się w centralnym kościele, aby brać udział we wspólnym nabożeństwie, odprawianym w języku greckim.

Święty Saba zyskał też uznanie jako patron kupców i rzemieślników, których otoczył opieką, broniąc przed zbyt wysokimi podatkami urzędników cesarskich. Stanął też w obronie Samarytan, bezlitośnie wtedy wyniszczanych. Zapamiętany został jako przeciwnik heretyków - aktywnie uczestniczył w walce z herezjami Nestoriusza, Orygenesa, a także monofizycką, wielokrotnie odbywając podróże do Konstantynopola w tej sprawie. Gdy cesarz Justyn I miał zamiar mianować monofizytę patriarchą Jerozolimy, Saba tak gorliwie zaprotestował, że intruz zmuszony był zrzec się biskupstwa.

Zmarł w wieku 93 lat w klasztorze Mar Saba, gdzie przez długi czas czczono jego relikwie. Kult Świętego szybko rozprzestrzenił się na całe cesarstwo. W Rzymie wystawiano mu kościół na Małym Awentynie.


6 grudzień. Św. Mikołaj - cała prawda o św. Mikołaju

W kalendarzu liturgicznym wspominamy go 6 grudnia. Podania o jego życiu podkreślają, iż był wymodlonym dzieckiem bardzo bogatych rodziców. Po ich śmierci - jako gorliwy kapłan, który nie tylko zgłębiał Słowo Boże, ale wprowadzał je w życie - majątek rozdawał ubogim i potrzebującym.

 

Pomagał dyskretnie i nie oczekiwał wdzięczności. Wręcz się przed nią wzbraniał! Jak podają legendy - mało komu udawało się go „złapać na gorącym uczynku”. To św. Mikołaj z Myry, biskup - na licznych wizerunkach przedstawiany z symbolami tego urzędu. Chyba nie ma drugiego świętego, którego postać byłaby od ponad 1700 lat tak bardzo obecna w naszej rzeczywistości. Ale czy to nadal ten sam

Mikołaj? Święty? Biskup?

Musiało być coś w tym biskupie - postaci niewątpliwie historycznej - że do swoich potrzeb naginają go różne czasy i ideologie. Bo każdy czas potrzebuje obdarowywania. Czy zawsze jednak towarzyszy mu tylko bezinteresowna miłość...?

Kiedyś przeżywaliśmy odwiedziny Dziadka Mroza, dziś - gdzie nie spojrzeć - pohukujące przerośnięte krasnale w czerwonych uniformach z przekrzywioną czapką z pomponem (wymyślone przez Haddona Sundbloma w 1931 r. na potrzeby reklamowe Coca-Coli), koniecznie kierujące zaprzęgiem reniferów, albo żeńskie odmiany tego stwora - zgrabne Śnieżynki.

Szał zaczyna się w połowie listopada, a kończy w styczniu. Tłumy przebierańców przewijają się przez ulice, dworce i sklepy. - Wiadomo - biznes - rzuca krótko ks. Jerzy Horzela z sanktuarium św. Mikołaja w Pierśćcu koło Skoczowa. - Św. Mikołaj ma swoją uroczystość 6 grudnia. A rozciągnięcie tego wszystkiego na czas, kiedy nie ma jeszcze Adwentu, ma tylko jeden cel - jak najwięcej na tym zarobić. Niektóre przedsiębiorstwa produkują „mikołajowe” gadżety tylko po to, żeby w tym czasie zwiększyć sprzedaż, nie tylko doklejając owego krasnala na opakowaniu jakiegokolwiek produktu. Ks. Horzela opowiada, jak to niedawno dostał ofertę zakupu figurki Mikołaja wspinającego się po linie, którą można zamontować na wieży kościoła.

Komercjalizacja Świętego postępuje, a pojawiają się coraz nowsze pomysły. W jednej z gazet ukazało się ogłoszenie: „Pilnie poszukujemy emerytów lub rencistów mających dobry kontakt z dziećmi do pracy w charakterze św. Mikołaja na terenie hipermarketu (...). Oferujemy stałą pracę (4-6 godzin dziennie) przez cały grudzień, Wymagania: miłe, pogodne usposobienie, naturalny brzuszek, niekaralność”.

W Internecie już od dobrych kilku lat swoje usługi - w roli Mikołaja - proponują - studenci. Informują ze szczegółami, że wizyta trwa 20 minut: „Jest to czas w zupełności wystarczający na wysłuchanie wierszyków, kolęd i rozmowę z domownikami oraz, co najważniejsze, na wręczenie prezentów. Zazwyczaj w tej chwili

Święty przestaje już być ważny.

Cichutko w towarzystwie jednej z dorosłych osób zostaje odprowadzony do drzwi, gdzie następuje przekazanie wcześniej ustalonej sumy (prosimy, aby pieniądze były odliczone, ponieważ Mikołaj nie nosi ze sobą kasy i nie może wydać reszty)”.

Wizyta musi być oczywiście dopracowana w szczegółach. „Mikołaje” nadmieniają: „muszą dokładnie zostać omówione zasady przekazania prezentów z miejsc, gdzie były ukryte, do worka, z którego zostaną w odpowiednim czasie wyciągnięte. W praktyce zwykle prezenty odbierane są od sąsiadów lub jeden z rodziców o umówionej porze spotyka się z Mikołajem np. na klatce schodowej lub w piwnicy. Następnie rodzic wraca do domu, a po kilku minutach do drzwi dzwoni upragniony gość”.

Można też znaleźć receptę na to jak poznać „prawdziwego” św. Mikołaja: „kurtka z czerwonego materiału wykończonego białym futerkiem. Zapinana pod samą szyję na wielkie białe guziki. Spodnie czerwone, głębokie, wpuszczane kieszenie po bokach. W pasie spodnie są opięte na wystającym brzuchu. Włosy, broda i wąsy muszą być długie i mieć białosrebrny kolor. Czapka czerwona wykończona białym futerkiem. Na czubku biały pompon. Pas powinien być szeroki i czarny, buty wysokie z cholewami także czarne. Worek zrobiony z naturalnych materiałów, wykończony jest czerwoną taśmą”.

Ks. Jerzy Horzela nie ukrywa poirytowania, opowiadając, jak kilka lat temu przedszkolanka w telewizji tłumaczyła dzieciom, skąd się wziął Święty. „To taki mały Smurf - mówiła - niebieskie paskudztwo. W głowie mu się pomyliło i wszystko zaczął rozdawać. Papa Smurf bardzo się trapił, przyrządził dla niego miksturę i oto mamy św. Mikołaja”.

 

Skąd pochodzi św. Mikołaj?

Odpowiadając na to pytanie, dzieci najczęściej mówią o Finlandii, a i zdecydowana większość dorosłych tak odpowiada. W latach 20. XX wieku jeden z dziennikarzy fińskich wymyślił tę historię podczas programu dla dzieci i tak zostało...

Kilkanaście lat temu minister spraw zagranicznych Finlandii uroczyście przekazał Laponię Mikołajowi. Głównym celem tysięcy turystów bywa jej stolica, Rovaniemi. 8 km od miasta znajduje się wioska Świętego Mikołaja. Jest tutaj Główne Biuro, Poczta Główna, restauracja, Oficjalny Port Lotniczy Świętego Mikołaja. Swoje „siedziby” Mikołaja mają niemal wszystkie kraje skandynawskie...

Gdzie w tym wszystkim dyskrecja i unikanie rozgłosu, którymi zasłynął święty biskup Myry? Czy ktoś myśli jeszcze o tej postaci, mówiąc „Święty Mikołaj”?

Urodził się ok. roku 270 w Patarze w Licji (w Azji Mniejszej), zmarł ok. 345-352 r. Rodzice jego należeli do jednego z najznakomitszych rodów i słynęli z bogactw i pobożności. Był ich jedynym synem. Za ich zgodą wybrał stan duchowny. Około 300 roku wielka zaraza zabrała rodziców. Ale on nie unikał kontaktów z chorymi, pomagał i pocieszał.

Podanie głosi, że w czasie prześladowań, jakie spotykały chrześcijan za czasów cesarza Dioklecjana i Maksymiana, Święty został uwięziony. Ale jego sława już wtedy rozeszła się po całym świecie chrześcijańskim, tak że sędziowie pogańscy nie mieli odwagi skazać go na śmierć za to, że był gorliwym chrześcijaninem - poprzestali na wygnaniu z miasta. Gdy na tron wstąpił Konstantyn, Mikołaj wrócił, zjednując wielu pogan dla Chrystusa.

Na powszechnym soborze w Nicei w roku 325, w czasie którego ustanowiono dogmat Trójcy Świętej, miał podobno ostro wystąpić przeciw Ariuszowi. Uderzył go w twarz, za co został wtrącony do więzienia. Tu - jak głosi legenda - odwiedzili go Pan Jezus i Matka Boża - umacniając w walce z herezjami.


         Jak pisze ks. Wincenty Zaleski SDB w „Świętych na każdy dzień”, przez wiele lat św. Mikołaj był jednym z najbardziej znanych i czczonych w Kościele świętych. Ciało Świętego zostało pochowane w Myrze, gdzie przetrwało do 1087 roku. 9 maja tego roku zostało przewiezione do włoskiego Bari (dziś Święty jest głównym patronem miasta). 29 września 1089 r. papież Urban II uroczyście poświęcił jego grobowiec w bazylice wystawionej ku jego czci. Tu właśnie przy grobie św. Mikołaja odbył się w roku 1098 synod, który miał za celu połączenie Kościołów Wschodniego i Zachodniego.

W Bari znajduje się dokument z XII wieku, opisujący dokładnie dzieje sprowadzenia relikwii Świętego. W Myrze byli już wówczas Turcy. Przebywający niedaleko kupcy z Bari wpadli na pomysł wykradzenia relikwii. Pomysł się powiódł, ale do dziś dwa narody, przez które Mikołaj otaczany jest największym kultem - Grecy i Rosjanie - mają co do tego faktu odmienne opinie. Dla Greków było to świętokradztwo, dla Rosjan - wypełnienie Bożego zamiaru.

Obecna bazylika św. Mikołaja w Bari pochodzi z XII wieku. Krypta tejże bazyliki kryje grób Świętego z jego obrazem, który jest uważany za łaskami słynący. Z kości Świętego nieustannie wydobywa się czysta chemicznie i bakteriologicznie woda, zwana „manną”. Co roku 9 maja (kiedy świętuje się pamiątkę sprowadzenia jego relikwii) w obecności wiernych otwierany jest sarkofag i przez specjalne okienko pobiera się dwie, trzy szklanki płynu, rozlewając następnie po kropli do buteleczek z wodą święconą.

Dwa razy w roku Bari urządza uroczystość ku czci św. Mikołaja: 9 maja i 6 grudnia. Podczas uroczystości majowej odtwarza się pamiątkę sprowadzenia relikwii. Największy i najpiękniej przystrojony statek wiezie złoconą, dwumetrową figurę Świętego w asyście mnóstwa statków, stateczków i łodzi z Włoch, a także Grecji, krajów byłej Jugosławii i Albanii. Następnie obwozi się ją po mieście w przygotowanym powozie.

Aż do dziś Mikołaj uważany jest za wielkiego orędownika zarówno Kościoła Wschodniego, jak i Zachodniego - stąd tak wiele jego wizerunków zarówno w prawosławnych cerkwiach, jak i zachodnich świątyniach. Do Bari pielgrzymowali zostawiając tu swe dary carowie rosyjscy i władcy zachodnioeuropejscy.

Św. Mikołaj jest patronem całej Rusi. W rosyjskich wsiach niejednokrotnie - nazywany św. Mikołajem Cudotwórcą - był utożsamiany z samym Panem Bogiem. Jego wizerunek był rozpowszechniony niemal na całym terytorium byłego imperium rosyjskiego. W dłonie prawosławnych zmarłych wkładano list do Świętego, zaświadczający, że zmarły jest chrześcijaninem.

Na obrazach występuje przeważnie w stroju biskupim, otoczony scenami cudów, jakie wydarzyły się za jego pośrednictwem. Nierzadko towarzyszą mu wizerunki trojga ocalonych przez niego dzieci w cebrzyku, trzech panien trzymających podarowane im kule ze złota czy też okrętów i marynarzy. Był wzywany we wszystkich naglących potrzebach - stąd chyba tak liczna grupa stanów i profesji, którym patronuje.

Św. Mikołaj dzisiaj

Nie przestaje być jednym z najpopularniejszych Świętych, chociaż postać tę wypaczono, robiąc z niej zabawnego, dobrotliwego staruszka. Dobrze przynajmniej, że coraz rzadziej straszy się dzieci rózgami, które ponoć przynosi niegrzecznym zamiast prezentu...

Z jednej strony 6 grudnia towarzyszy nam krzycząca kolorami i dzwoneczkami komercja, z drugiej - na szczęście - tajemniczość i zagadkowość, która kryje nierzadko zaskakujące bezinteresowne obdarowywanie. W Internecie trwają trochę infantylne dyskusje na temat, czy św. Mikołaj istnieje, czy też nie. „Nie chcecie, to nie wierzcie, zostawcie tę przyjemność innym” - napisała jedna z internautek.


7 grudzień. Św. Ambroży

Słuchający go z zapartym tchem ludzie opowiadali, że słowo Boże w jego ustach było jak miód.

Do pokoju wpadł rój pszczół. Niemowlę w kołysce poruszyło się niespokojnie. Tymczasem pszczoły szczelnie obsiadły jego usta. Przerażona matka chciała przegnać owady, ale ojciec uspokoił ją: poczekaj, aż same odlecą. Pszczoły poderwały się do lotu, nie czyniąc dziecku krzywdy. – To niemowlę będzie kimś wielkim! – zawołał ojciec. – Może zostanie wielkim mówcą?

Tak o dzieciństwie św. Ambrożego opowiada legenda. Został wielkim mówcą. Słuchający go z zapartym tchem ludzie opowiadali, że słowo Boże w jego ustach było jak miód.

Urodził się około 340 r. w znakomitej rodzinie: ojciec był prefektem Galii, a bracia Marcelin i Uraniusz Satyr zostali świętymi. W Rzymie zdobył wykształcenie prawnicze i zaczął piąć się po szczeblach kariery: został adwokatem, a wreszcie namiestnikiem Emilii i Ligurii. Zamieszkał w Mediolanie. Silną pozycję mieli tu arianie. Nawet biskup miasta Auksencjusz zaprzeczał bóstwu Chrystusa. Gdy zmarł, w mieście wybuchł spór: katolicy chcieli mieć swojego biskupa, arianie swego. Na obrady przyjechał Ambroży.

Miał czuwać nad porządkiem i zapobiec rozruchom. Gdy strony nie mogły dojść do zgody, nagle jakieś dziecko zawołało: „Ambroży biskupem!”, a po chwili wszyscy powtórzyli ten okrzyk. Najbardziej zaskoczony był sam Ambroży. Znał wprawdzie Biblię, ale nie był nawet... ochrzczony. Tak, tak. W jego czasach moment chrztu odwlekano na wiek dorosły, przygotowując żmudnie katechumenów do sakramentu. Ambroży chciał odmówić, planował nawet ucieczkę, ale głos powołania był silniejszy. W osiem dni później ochrzcił się, a już po kilku dniach, 7 grudnia 374 roku, został wyświęcony na kapłana i biskupa.

Rozpoczął od mocnego akcentu: rozdał majątek ubogim. Przy każdej okazji głosił słowo Boże, a żar, z jakim opowiadał, porwał wielu słuchaczy. Pod wpływem jego słów nawrócił się św. Augustyn.

Potrafił być stanowczy. Z wielką energią wykazywał błędy arianizmu. Nie wahał się też upomnieć samego cesarza. Gdy w Tesalonikach wybuchło powstanie, wściekły Teodozjusz kazał spędzić lud do cyrku. Jego oddział zmasakrował wówczas siedem tysięcy ludzi. Impulsywny imperator szybko pożałował swej reakcji i wysłał rozkaz zatrzymania rzezi. Niestety, posłaniec przybył za późno. Ambroży domagał się od cesarza publicznej pokuty. Teodozjusz wahał się. W końcu jednak jako grzesznik przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła, a potem „z jękiem i łzami” prosił Boga o przebaczenie. „Ze wszystkich biskupów, których znałem, tylko Ambroży zasługuje na to, by go naprawdę zwać biskupem!” – powiedział później.

Pod koniec życia Ambroży pracował nad traktatem o dobrej śmierci. Zmarł w Wielki Piątek 397 roku. Jego imię po grecku oznacza nektar dający nieśmiertelność. I rzeczywiście, jego pisma przetrwały. Do dziś powtarza się jego słowa, że „dobra mowa jest jak plaster miodu”, a pszczelarze, których jest patronem, wierzą, że „święty Ambroży miodu dołoży”.


8 grudzień. Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny

 

Od pierwszej chwili święta

8 grudnia 1854 roku papież Pius IX bullą dogmatyczną „Ineffabilis Deus” ogłosił uroczyście dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Uczynił to na podstawie aktualnej wiary i nauczania Kościoła oraz jednomyślnej i powszechnej zgody wiernych i pasterzy.

Wolna od grzechu

W historii dogmatu maryjnego doktryna o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny rozwijała się w ramach Kościoła z pewnymi oporami. Taką sytuację można zrozumieć, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż dogmat ten mówił o wyjątkowości w odkupieniu Maryi przez dzieło Jezusa Chrystusa. Maryja nie tylko była wolna od dziedzicznego grzechu pierworodnego, ale również od wszelkiego grzechu osobistego, była zbawiona i święta od samego momentu poczęcia. Inaczej mówiąc, w żadnym momencie grzech nie miał nad nią najmniejszego panowania. Zło nie znalazło miejsca w Maryi, choć było obecne wokół Niej i zmuszało ją do dokonywania wyborów.

Pełna łaski

W odróżnieniu od chrześcijan Zachodu, którzy wyrażają Niepokalane Poczęcie w formie negatywnej (brak grzechu pierworodnego), chrześcijanie Wschodu wyrażają je w formie pozytywnej, podkreślając, że Maryja cała święta i wolna od wszelkiej zmazy grzechowej, jest jakby utworzona przez Ducha Świętego i ukształtowana jako „nowe stworzenie”.

Niepokalane Poczęcie Maryi nie jest sprzeczne z powszechnością odkupienia, nie stanowi wyjątku, który by pomniejszał wartość zbawczego aktu Jezusa na Kalwarii, lecz wprost przeciwnie - ukazuje jego pełnię. W roku 1447 papież Sykstus IV zatwierdził oficjalnie święto i mszę, która zawierała potwierdzenie tego przywileju. Natomiast Sobór Trydencki w dekrecie dotyczącym grzechu pierworodnego mówi o Maryi Niepokalanie Poczętej, której ten grzech nie dotyczy. Papież Pius IX ogłosił natomiast uroczyście, że „Najświętsza Maryja Panna w pierwszej chwili swego poczęcia za szczególniejszą łaską i przywilejem Boga wszechmogącego, biorąc pod uwagę zasługi Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego, została zachowana od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego”. W uzasadnieniu dogmatu Papież wskazał na dwa teksty biblijne: Protoewangelię (Rdz 3,15) i pozdrowienie, jakie Anioł skierował do Maryi podczas Zwiastowania (Łk 1,28). Sobór Watykański II nawiązuje do nich w Konstytucji dogmatycznej o Kościele w numerach 55-56. Do tych dwóch tekstów dołącza się dziś 12. rozdział Apokalipsy. Niewiasta obleczona w słońce reprezentowałaby Kościół niebieski i ziemski, jak i Maryję, przedstawicielkę Kościoła. Objawienia w Lourdes, które miały miejsce cztery lata po ogłoszeniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, potwierdziły wiarę całego Kościoła wyrażoną w tym dogmacie maryjnym.


 

Uprzywilejowana

W momencie, w którym Maryja została poczęta w łonie swej matki, jako pełna łaski stała się doskonałym odbiciem oblicza samego Boga. Podstawowa różnica pomiędzy Maryją a nami polegałaby na tym, że my rodzimy się pozbawieni tej łaski, której nigdy nie była pozbawiona Maryja. Wspólnota życia z Osobami Bożymi jest udzielana chrześcijaninowi w momencie chrztu św. Natomiast Maryja cieszy się nią już od pierwszej chwili swego istnienia. Ona zawsze mówi Bogu „tak”. W każdej chwili Jej wola pokrywa się z pragnieniem Boga. Podczas gdy człowiek nieustannie ulega pokusie, Maryja osiąga pełną komunię z Bogiem, która jest tajemnicą Jej świętości. Maryjne FIAT Zwiastowania wyraziło tę podstawową dyspozycję ducha, która rozciągnęła się na całe Jej życie. Dla Niej, ze względu na Jezusa, który miał się z Niej narodzić, Bóg w sposób cudowny wstrzymał dziedziczenie grzechu pierworodnego. Świętość Syna jest przyczyną wyprzedzającego uświęcenia Matki.


 

Matka Boga

Maryja od pierwszej chwili swego poczęcia należy do Chrystusa i ma udział w zbawczej łasce uświęcającej, która swój początek w Nim znajduje. Można by powiedzieć, że Maryja otrzymuje życie od Tego, któremu sama dała życie jako Matka. Całkowita od początku świętość Maryi oraz zachowanie od grzechu pierworodnego odpowiada Jej wzniosłej misji jako Matki Boga. Jest święta od samego początku ze względu na swojego Syna i na całą ludzkość, która ma być zbawiona. Wyjątkowy udział Maryi w tajemnicy Odkupienia zakłada Jej wyjątkowe uczestnictwo w łasce Chrystusa i Jego zwycięstwie nad grzechem i śmiercią. Maryja, wolna od wszelkiej zmazy grzechu, mogła stać się prawdziwie doskonałą współpracownicą swego Syna.

Arcydzieło stworzenia

Całkowite zachowanie Maryi od grzechu pierworodnego oznacza dla Niej także wolność od wszystkich następstw tego grzechu w porządku moralnym, tzn. wolność od jakiejkolwiek skłonności do grzechu. U Maryi pełnia łaski przezwycięża grzech i wszelką pożądliwość. Wolność od pożądliwości nie oznacza jednak, że Maryja została zachowana od pokus, gdyż i Chrystus musiał stawiać im czoło (zob. Mt 4,1-11). Jednakże podobnie jak Chrystus nie doświadczała Ona upodobania do zła i skłonności do grzechu, które wynikają z pożądliwości. Nie była również wolna od cierpień i śmierci jako następstw grzechu pierworodnego.

Z uwagi na szczególny udział Maryi w dziele Odkupienia, które dokonało się przez mękę i śmierć Chrystusa, trzeba było, aby Maryja była złączona z Synem, uczestnicząc także w tajemnicy krzyża. Niepokalane Poczęcie prowadzi Maryję do najgłębszego doświadczenia cierpienia i śmierci w ich wartości zbawczej. Ponieważ panowanie Boga nad Maryją wyklucza w Niej wszelkie cierpienie spowodowane złem czy też nieporządkiem wewnętrznym, jak na przykład wyrzuty sumienia czy skrupuły, Jej cierpienie nie jest pokutą za grzechy osobiste. Ona cierpi moralnie i duchowo z naszego powodu, bo nas kocha. W Maryi Niepokalanie Poczętej jaśnieją więc piękno stworzenia i moc Odkupienia. Ona zawsze prowadzi nas do Chrystusa. Podziwianie Jej świętości jest równocześnie uwielbieniem Chrystusa, jedynego Źródła łaski. Niepokalane Poczęcie nie wyklucza w Maryi wiary, ale raczej otwiera nowe horyzonty, które są dla nas niedostępne. W Maryi dokonuje się nieustanny wzrost łaski i coraz bardziej jednoczące przylgnięcie do Boga. W Niej podziwiamy to wszystko, do czego zdolna jest miłość Boga, gdyby spotkała się z pełną dyspozycyjnością człowieka. Maryja Niepokalanie Poczęta jawi się więc jako arcydzieło stworzenia. Zachowując całkowitą wierność woli Stwórcy, ukazuje nam, jakim byłoby stworzenie, gdyby nie przeszkodził temu grzech. Równocześnie, przez doskonałą harmonię i zgodność między łaską Bożą a działaniem ludzkiej natury, Maryja oddała najwyższą cześć Bogu i tym samym stała się obrazem Kościoła w chwale.

Najpiękniejsze Piękno

Adwent... Nie ma Adwentu bez Maryi. Tak jak Syna bez Matki. Niezwykły Syn, niezwykła Matka. Patrzę na Jej wizerunki. W przydrożnej kapliczce gipsowa figurka. W szensztackim sanktuarium piękna i zadumana, wpatrująca się we mnie Matka z Dzieciątkiem. I ta z Medjugorie - nierzeczywiście ładna. I ta z Passawy - piękna, ciepła i uroczysta. Ile ich jest - każda inna. A przecież o tę samą Maryję chodzi.

Wśród wielu cech, jakie twórcy chcieli utrwalić, jest bez wątpienia jedna wspólna: piękno, niezwykłe piękno, które musi być widoczne w postaci, w twarzy, w oczach i spojrzeniu Maryi. Tak zresztą opisują Maryję wszyscy, którym zechciała się ukazać. A gdy artyści pod ich dyktando starali się oddać urok Pięknej Pani, słyszeli zawsze to samo: obraz jest ładny, ale Ona jest inna, jest piękniejsza.

Co takiego w Niej jest? A co stanowi o pięknie kobiety? Kształty postaci? Kolor oczu? Puszystość włosów? Ciepło głosu? Delikatność dłoni? Dziewczęta i kobiety, które uwierzyły w taki wzorzec piękności, robią wszystko, by zewnętrzne piękno uczynić jeszcze urodziwszym. Skutek bywa często opłakany. Bo nie tędy droga. Zatem pytam jeszcze raz: Co takiego w Niej, w Maryi, jest? Najpierw macierzyństwo. Powiadam: najpierw, bo jest to tajemnica, o którą ocieramy się w naszym życiu często. Jest coś urzekającego w postaci, w spojrzeniu, w całym zachowaniu kobiety tulącej dziecko. Każda wtedy wypięknieje. Jakże piękna musiała być Matka Jezusa... A więc najpierw macierzyństwo.

Jest jeszcze drugi powód, dla którego Maryja prześcignęła w pięknie wszystkie dziewczęta i wszystkie kobiety świata. Piękno w człowieku zakotwiczone jest nie w proporcjach ciała, lecz w duszy człowieka. Bo o człowieczeństwie stanowią właśnie duch i dusza. Zatem - im głębsze życie duchowe, im bardziej duch nad ciałem panuje, im więcej w kimś duchowej przestrzeni, tym piękniejszą staje się ta osoba. Także tę prawidłowość obserwujemy w naszym otoczeniu. I dlatego tak niepiękne, choć z wyglądu ładne, bywają rozmaite "miss". Braku ducha nie da się niczym zastąpić. I dlatego bez wątpienia najpiękniejszą jest Maryja. To o Niej powiedział anioł: "Bądź pozdrowiona, Pełna Łaski!". Dobrze napisałem. Dwa razy duża litera, bo te słowa (w greckim oryginale jedno) stają się Jej imieniem. Taka jest gramatyczna konstrukcja tego zdania. "Pełna Łaski"... Jej duchowe wnętrze, jej wtedy młodziutkie serce wypełnia miłość Boga i radość z Jego obecności. Nie, ta miłość nie przekreśla i nie wyklucza miłości do ludzi. Przeciwnie, gdy Bóg w sercu - tym szerzej jest ono otwarte dla świata, tym większą radością, dobrocią, życzliwością i pokojem człowiek promieniuje. I tym bardziej, i więcej pokochać może. Taką była (i jest) Pełna Łaski.

Zasługa to czy dar? O co pytam? I o Jej piękno, i o pełnię łaski. Odpowiedź brzmi: dar. Wielki, wspaniały, niezasłużony dar Boga. Ale mimo że Bóg darami sieje hojnie, to przecież obdarza nimi stosownie do zdolności i możliwości człowieka (por. Mt 25,15). W każdym człowieku wielkość Bożego daru spotyka się z ludzką wolnością. Już ona sama jest darem, ale Bóg szanuje wolne decyzje człowieka. Szanuje więc i to, co każdy z nas czyni z innymi Jego darami. Maryję obdarował bez miary, to prawda. A Ona z tego ogromu Bożych darów nie zmarnowała ani okruszyny. Od dziecka po wiek dojrzały. Świat, w którym żyjemy, daleki jest od takiego ideału - dlatego trudno nam pojąć wewnętrzne piękno Niepokalanej. Właśnie tak o Niej mówimy: Niepokalana. I jesteśmy przekonani pewnością wiary, że "Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia, na podstawie szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa... została zachowana nietkniętą od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego" (z bulli papieża Piusa IX "Ineffabilis Deus", rok 1854).

Przywilej? A co, nie cieszysz się, że Maryja została tak obdarowana? Przecież wraz z Nią my wszyscy zostaliśmy obdarowani. I dlatego budzi się w nas adwentowa radość. I znowu zachwycamy się Jej czarem. I chcielibyśmy Jej urokiem cieszyć się jak dzieci pięknem swej matki. A Jej obrazy i figury? Myślę, że radość Jej sprawiają także te nie całkiem udane. Zupełnie jak matce, gdy dziecko z dumą przynosi nagryzmolony kredkami rysunek i pyta: Ładnie cię narysowałem, mamusiu? Ważniejsze, by nasze życie było odbiciem Jej życia. Nieudolnym i dalekim od pierwowzoru - ale jednak odbiciem najpiękniejszego Piękna Niepokalanej. Czy nie to jest szczególnym zadaniem na czas Adwentu?

Jak to było z dogmatem o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny?

Chociaż Sobór w Bazylei wpadł schizmę i nie został uznany przez Kościół, niemniej jego dekret z 17 września 1438 r. wpłynął decydująco na rozszerzenie wiary i nauczania o Niepokalanym Poczęciu NMP w XV wieku. Francja i Hiszpania wprowadzają dekret w życie (por. synod w Awinionie, 1457). Uroczystość 8 grudnia rozpowszechnia się w całym chrześcijaństwie. Wielcy teologowie — Dionizy Kartuz (zm. 1472), św. Wawrzyniec Giustiniani (zm. 1455), św. Bernardyn ze Sieny (zm. 1475) — wypowiadają się za dogmatem o Niepokalanym Poczęciu. Franciszkanie prowadzą w tym względzie długie dyskusje z dominikanami. Układają oni także tekst Mszy św. i „Officium" — modlitwy brewiarza, które aprobuje papież Sykstus IV bullo „Cum praeexcelsa” (1476).

Druga bulla Sykstusa IV „Grave nimis" (1483) położyła kres nowej polemice wszczętej między przedstawicielami tych samych zakonów z okazji nowego „Officium" ułożonego przez franciszkanina Bernarda de Busti. Pierwsza redakcja bulli (1482) podawała jako fałszywe i mylne twierdzenia, jakoby przedmiotem święta Niepokalanego Poczęcia było uświęcenie Maryi przez łaskę uświęcająca. Papież ma bowiem na myśli przywilej Niepokalanego Poczęcia udzielony Maryi i grozi ekskomunika tym, którzy inaczej twierdzą. Druga redakcja (1483) rozszerzyła ekskomunikę na tych, którzy odważyliby się głosić, że. jest grzechem obchodzić święto 8 grudnia lub słuchać kazań na cześć przywileju Niepokalanego Poczęcia NMP.
Akta te — pierwsze, jakie posiadamy w sprawie Niepokalanego Poczęcia NMP — nie mają jeszcze wartości orzeczeń nieomylnych. Ale jasno wykazują kierunek, jaki już niezmiennie obiera Stolica Apostolska.

Na XIX Soborze Powszechnym (w Trydencie, na V i VI Sesji, I546--1547) wniesiono projekt uroczystej definicji tego przywileju Maryi jako dogmatu wiary. Zdecydowano się jednak sprawy nie rozstrzygać ze względu na licznie oponujących teologów l aby nie zaostrzać sporu z protestantami.

Mimo wszystko w czasie dyskusji nad dekretem o grzechu pierworodnym postanowiono włączyć do kanonu odpowiednie oświadczenie na ten temat (nr 83). Nie bez znaczenia jest także aluzja w kanonie 23 (nr 84) o usprawiedliwieniu.

SYKSTUS IV: Konstytucja „Cum praeexcelsa” (1476)

Podajemy tylko wstęp do aprobaty Mszy św. i Oficjum o Niepokalanym Poczęciu.

Badając w pobożnym rozważaniu wzniosie oznaki zasług, "którymi Królowa niebios, chwalebna Bogarodzica Dziewica, wyniesiona na niebiosa, świeci jak zorza poranna wśród gwiazd... uważamy za rzecz godną, a co więcej należną, aby wszyscy wierni oddali chwalę i dzięki składali wszechmocnemu Bogu za cudowne poczęcie Niepokalanej Dziewicy. Jego Opatrzność, widząc od wieków pokorę Dziewicy, dla pojednania ze swoim Stwórcą rodzaju ludzkiego podległego śmierci z powodu upadku pierwszego człowieka, uczyniła ją za sprawą Ducha Świętego przybytkiem dla jedynego swego Syna. Z niej wziął On śmiertelne ciało dla odkupienia swego ludu, a ona pozostała niepokalaną Dziewicą po zrodzeniu [Syna]. Dlatego [zachęcamy wiernych], aby odprawiali Msze św. i inne nabożeństwa, ustanowione w tym celu w Kościele, by brali w nich udział... l aby przez zasługi i wstawiennictwo tejże Dziewicy uzyskiwali obfitszą łaskę Bożą.

SYKSTUS IV: Konstytucja „Grave nimis” (1483)

Właśnie kiedy święty Kościół rzymski obchodzi święto poczęcia niepokalanej i zawsze Dziewicy Maryi i ustanowił specjalne o tym „officium", dowiadujemy się, że niektórzy kaznodzieje z różnych zakonów w kazaniach swoich głoszonych do ludu w rozmaitych miastach i okolicach nie wstydzili się twierdzić, że wszyscy, którzy utrzymują lub twierdzą, że chwalebna i niepokalana Boga Rodzicielka była poczęta bez plamy grzechu pierworodnego, grzeszą śmiertelnie lub są heretykami, że wierni, którzy odmawiają „officium" o jej Niepokalanym Poczęciu, słuchają nauk o tym, że została poczęta bez tej zmazy, grzeszą ciężko albo są heretykami. Tego rodzaju twierdzenia potępiamy i odrzucamy na mocy naszej władzy apostolskiej jako fałszywe, błędne i wręcz przeciwne prawdzie, podobnie jak i książki zawierające takie Poglądy... [Lecz ganimy również tych], którzy odważają się twierdzić, że zwolennicy opinii przeciwnej — tzn. że Najświętsza Maryja Panna została poczęta w grzechu pierworodnym — dopuszczają się herezji i wpadają w grzech ciężki, ponieważ Kościół rzymski i Stolica Apostolska jeszcze nic nie rozstrzygnęły...

XIX SOBÓR POWSZECHNY, TRYDENCKI - SESJA V I VI (1546-1547)

Dekret o grzechu pierworodnym

Nota.- Oświadcza jednak tenże święty Sobór, że nie zamierza obejmować tym dekretem, w którym jest mowa o grzechu pierworodnym, świętej i niepokalanej Bożej Rodzicielki Maryi; lecz że należy zachować Konstytucje świętej pamięci papieża Sykstusa IV pod grozą kar zawartych w tychże Konstytucjach, które Sobór ponownie zatwierdza.

Kanon o usprawiedliwieniu (1547)

Kan. 23. Jeśli ktoś twierdzi, że człowiek raz usprawiedliwiony nie może już więcej grzeszyć ani też utracić laski i ze dlatego ten, kto upada i grzeszy, nigdy nie był prawdziwie usprawiedliwiony; albo przeciwnie, że może w całym życiu unikać wszystkich grzechów, nawet powszednich, chyba mocą szczególnego przywileju Bożego, jak to utrzymuje Kościół o świętej Dziewicy — niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych.

PAWEŁ IV: Konstytucja „Cum quorundam” (1555)

Bulla powyższa z 7. V l H. 1555 r. nie wymienia imienia żadnego teologa, ale nauki uznane za nieprawowierne są właśnie te, które będą szerzyli socynianie (arianie polscy). Lelio Sozzini (1525-1562) obejmował już swym wpływem Austrię, Szwajcarię i Francję. Bratanek jego Fausto Sozzini (1539-1604) będzie rozpowszechniał te nauki w Czechach i w Polsce. Znaczenie dogmatyczne bulli: jest to dokument zwyczajnego magisterium.

[W trosce o wiernych upominamy]... tych, którzy twierdzą, że nasz Zbawiciel nie został poczęty według ciała za sprawą Ducha Świętego w łonie świętej i zawsze Dziewicy Maryi, lecz jak inni ludzie i z nasienia Józefa... albo że Najświętsza Maryja Panna nie jest prawdziwą matką Boga i nie pozostała w nienaruszoności dziewictwa przed narodzeniem, przy narodzeniu i po narodzeniu.

Michał Bajus i janseniści

Nauka Bajusa i jansenistów o Matce Bożej wypływała logicznie z ich pesymistycznego nastawienia do natury ludzkiej. Człowiek — według nich — jest do gruntu zepsuty wskutek grzechu. Nie przyjmowali w tym żadnego wyjątku i głosili błędna naukę.

Opinia Bajusa

73 Nikt oprócz Chrystusa nie jest bez grzechu pierworodnego. Dlatego błogosławiona Dziewica umarła z powodu grzechu zaciągniętego od Adama i wszystkie jej cierpienia w tym życiu jak i cierpienia innych ludzi sprawiedliwych były karą za grzech pierworodny lub osobisty [Bulla św. Piusa V „Ex omnibus affiictionibus", 1567].

Opinia jansenistów

24 Ofiara dwóch gołąbków złożona w świątyni przez świętą Dziewicę Maryję w dniu oczyszczenia, jednego na całopalenie, drugiego za grzechy, świadczy wystarczająco, że potrzebowała oczyszczenia i że jej Syn [którego ofiarowała] był także dotknięty zmazą matki, zgodnie ze słowami prawa [Dekret św. Officium, 1690].

OSTATNIE STADIA DEFINICJI DOGMATU O NIEPOKALANYM POCZĘCIU NMP - (OD ALEKSANDRA VII DO PIUSA IX)

W roku 1617 papież Paweł IV zakazał wygłaszania publicznie opinii sprzecznych z wiarą w Niepokalane Poczęcie NMP. Grzegorz XV w 1622 r. rozszerzył ten zakaz na pisma prywatne.

W 1661 r. 8 grudnia, na prośbę króla Hiszpanii Filipa IV, papież Aleksander VII podpisał bullę „Sollicitudo omnium ecclesiarum", w której streszcza dzieje kultu Niepokalanego Poczęcia. Określa ten przedmiot kultu słowami, które Pius IX powtórzy w definicji dogmatu (Bulla „Ineffabilis Deus", 1854). Zabrania jednak (jak poprzednio Sykstus IV) zwolenników opinii odmiennej nazywać heretykami.

Klemens XI ustanowił dzień 8 grudnia jako święto obowiązujące w całym Kościele (1708). W 1838 r. Grzegorz XVI pozwolił arcybiskupowi Sewilli dodać do prefacji NMP „et te in Conceptione immaculata". W 1843 r. dominikanie otrzymują pozwolenie na obchodzenie święta z uroczystą oktawa. Jezu' id czcili Niepokalane Poczęcie NMP od samego początku swego istnienia. Było stała tradycjo w ich nowicjatach zobowiązać się ślubem do szerzenia tego kultu, W 1846 r. Pius IX pochwalił biskupów amerykańskich, zebranych w Baltimore, którzy ogłosili Maryję pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia patronka Stanów Zjednoczonych.

Wreszcie 8 grudnia 1854 r. Pius IX ogłosił bullą „Ineffabilis Deus" dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Jest to dokument „ex cathedra". Papież orzeka, że w żadnej chwili swego życia Maryja nie pozostawała pod władza grzechu i że ze względu na przewidzianą zbawczą śmierć Chrystusa otrzymała od Boga wyjątkowy przywilej zachowania od grzechu pierworodnego.

ALEKSANDER VII: Bulla „Sollicitudo omnium ecclesiarum" (1661)

Starodawna już jest pobożność wiernych względem świętej Dziewicy Maryi, utrzymujących, że jej dusza od pierwszej chwili stworzenia i połączenia z ciałem była wolna od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego mocą szczególnej łaski Boga i przywileju [udzielonego] ze względu na przyszłe zasługi Jezusa Chrystusa, Syna Jego, Odkupiciela rodzaju ludzkiego. W tym też duchu czczą oni i uroczyście obchodzą święto Jej poczęcia. Liczba czcicieli tego święta wzrosła do tego stopnia... że prawie wszyscy katolicy je przyjęli...

Wznawiamy konstytucje i dekrety Rzymskich Biskupów wydane na korzyść twierdzenia, że dusza świętej Dziewicy Maryi już w akcie stworzenia i połączenia z ciałem była udarowana łaską Ducha Świętego i zachowana od grzechu pierworodnego.

PIUS IX: Bulla „Ineffabilis Deus" (1854)

Definicja dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP

Na chwałę Świętej i Niepodzielnej Trójcy, na cześć i uwielbienie Bożej Rodzicielki, dla wywyższenia wiary katolickiej i rozkrzewienia religii chrześcijańskiej, powagą Pana Naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz Naszą ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia - mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego - została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, Jest prawdą przez Boga objawioną i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć.

Stąd też ci, co odważyliby się w sercu pomyśleć inaczej, niż zostało to przez Nas ustanowione, od czego niech Bóg zachowa, winni dobrze wiedzieć, że własnym wyrokiem potępili się, że ulegli rozbiciu w wierze i odpadli od Kościoła katolickiego, a nadto popadną tym samym w kary ustanowione przez prawo, jeśli to, co czują w sercu, odważą się w jakiś sposób zaznaczyć słowem, pismem lub okazać się na zewnątrz.


 

Wielką troską Kościoła jest, aby wszyscy wyznawcy Jezusa Chrystusa święcie żyli, ale i poprawnie wierzyli. Niekiedy można spotkać opinie wśród ludzi, które zwracają uwagę tylko na sposób postępowania człowieka. Stanowi to niekiedy usprawiedliwienie dla tych co nie wierzą w Boga, że ich postępowanie moralne jest daleko lepsze od postępowania chrześcijan. Tymczasem chrześcijanie słusznie mają pamiętać o prowadzeniu życia według przykazań, ale w pierwszej kolejności mają poprawnie wierzyć. Prawdą jest, że tak się żyje jak się wierzy. Oznacza to stałą troskę o wiarę w prawdziwego Boga. Pismo święte nie jeden raz pokazuje, że człowiek odłączony od Boga to, albo szuka oparcia w pieniądzach, albo w ludzkich układach i sympatiach.

Powyższą kwestię można zauważyć na przykładzie dyskusji jaka toczyła się na przestrzeni wieków wokół sprawy poczęcia Maryi, matki Jezusa. Ostatecznie w 1854 roku, papież bł. Pius IX ogłosił dogmatem wiary, że Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia „została zachowana wolna od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego”. Z racji 150-lecia tego wydarzenia w Kościele warto zastanowić się nad znaczeniem przesłania jakie płynie z misterium Niepokalanego Poczęcia Matki Pana.

Papieskie orzeczenie dogmatu nie przywołuje błędów i herezji, które pojawiły się na przestrzeni wieków podczas wyjaśniania tej kwestii. Prawdą jest, że dyskusje się wyciszyły na początku XIX wieku. Podaje jedynie, że ta prawda wiary zostaje publicznie ogłoszona jako objawiona „na chwałę Świętej i Niepodzielnej Trójcy”. Jaka jest zatem chwała Boga w poczęciu Matki Bożej?

Zamysł Ojca

Wydawać by się mogło, że piękną cechą człowieka jest to, że szuka Boga. Tak jednak nie musi być, gdyż może to być wyrazem tylko lęku przed Nim lub wielkiej interesowności. Nie takiego „boga” ma poznać człowiek. Ma poznać Boga, który szuka człowieka. I piękny jest ten, kto pozwoli się poznać takiemu Bogu, kto uzna, że Jego szukanie i troska są najlepsze. Co więcej, kto uzna, że Bóg przewidzi i ma dlatego dobry plan dla każdego człowieka. O tym, że tak się mają sprawy Boga z człowiekiem, można dostrzec w życiu Maryi z Nazaretu. Pierwsze o Niej słowa Ewangelii nic nie mówią o jej rodzinie, o Jej urodzie i wieku. Ujawniają natomiast Jej szczególne objawienie Anioła Gabriela, które popularnie nazywamy Zwiastowaniem Pańskim. Pierwsze słowa posłańca Bożego są przekazaniem pokoju i obwieszczeniem, że Pan jest z Maryją, że jest pełna łaski. Do nikogo z ludzi według Biblii tak Bóg nie powiedział. Następnie Anioł obwieszcza, że zostanie matką Syna Bożego. Maryja przyjęła ten zamysł Boga, który jest Ojcem. Stało się tak jak zamierzał Ojciec. Słowo Boże pokazuje, że jakkolwiek wielkie byłyby plany Maryi, jakakolwiek byłaby Jej pobożność i sposób życia to należy dostrzec, że Ojciec chciał, aby poznała Jego miłość, Jego zamiary i plany. I chwała mu za to!

Łaska Syna

W obwieszczonych słowach Anioła zastanawiający jest zwrot: „pełna łaski”(gr. Kecharitomene należałoby dokładnie tłumaczyć „przemieniona łaską”). Pojawia się natychmiast pytanie: a od kiedy Maryja cieszy się takim majestatem łaski i co to za łaska? Z tekstu można wnioskować, że nie chodzi tu o łaskę macierzyństwa, gdyż mowa o „przemienieniu łaską” jeszcze przed poczęciem Jezusa. Ponadto słowo Boże nie podaje, że Maryja cieszy się łaską dopiero od Zwiastowania. Takie już było życie Maryi w łasce zanim przyszedł Anioł. Można zatem przyjąć, że tak było w Jej życiu od początku, czyli od Jej poczęcia.

Pełnia łaski to inaczej całkowita wolność od grzechu, czyli także od grzechu pierworodnego. To inaczej łaska odkupienia przekazana przez Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Czy jednak można mówić o łasce Odkupiciela w momencie Zwiastowania skoro Jezus jeszcze się nie począł, nie cierpiał, nie umarł na Krzyżu i nie zmartwychwstał? To jeden problem. Drugi to ten: skoro Jezus jest Zbawicielem wszystkich ludzi to także odnosi się do Maryi, a zatem czy rzeczywiście Ona była całkowicie święta? Problem pomógł rozwiązać bł. Jan Duns Szkot (+1308), franciszkanin. Uświadomił innym, że łaska Chrystusa ma wymiar ponadczasowy. Z Jego łaski odkupienia korzystają zarówno ci, którzy żyli przed Nim i po Nim. Zatem z łaski odkupienia przez Chrystusa skorzystała także Maryja. Matka Jezusa dostąpiła łaski, dzięki zasługom swego Syna Jezusa. Ta zaś jest wyższość odkupienia, którego dostąpiła, że nie została wyzwolona z grzechu pierworodnego, ale została od niego zachowana. Wspomniany teolog wskazywał na to, że Chrystus jest jedynym i doskonałym Odkupicielem a jego wielkość również w tym, że zachował Maryję od grzechu pierworodnego. Została On odkupiona w sposób wznioślejszy. Maryja została zbawiona tylko łaską. Wspominać zatem misterium poczęcia Maryi, to oddawać chwałę łasce Chrystusa, łasce darmowej, łasce uprzedzającej, łasce potężniejszej niż grzech i śmierć.

Dzieło Ducha Świętego

Ojciec, który objawił swój zamysł wobec Maryi nie tylko uzdolnił Ją do wypełnienia zadania, ale też sprawił mocą swego Ducha, że poczęła Syna Bożego. Taka jest misja Ducha Świętego. Po pierwsze, przekonać, że człowiek został stworzony po to, aby w swym życiu doświadczył, że jest dzieckiem Bożym. Po drugie, uzdolnić człowieka, aby wyznał i uwielbił Boga Abba Ojcze. Duch nie działa niezależnie od Ojca i Syna. Był zatem obecny w poczęciu Maryi, bo jest Duchem Stwórcą. To On Ją ukształtował jako nowego człowieka, uzdolnił do bycia żoną Józefa i Matka Jezusa; to On wypełniał Jej serce w pielgrzymce wiary. Nie byłoby takich postaw w życiu Maryi, gdyby zabrakło w Niej działania Ducha Świętego. Matka Pana zanim poczęła Syna uwierzyła Bogu Ojcu. Zatem wszelki kryzys postępowania moralnego, należałoby zacząć od leczenia wiary.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu w misterium Niepokalanego Poczęcia Maryi!


9 grudzień. Św. Juan Diego Cuauhtlatoatzin

Św. Juan Diego urodził się w 1474 r. w wiosce Tlayacac, odległej o ok. 20 km od obecnej stolicy Meksyku. Rodzice dali mu indiańskie imię Cuauhtlatoatzin, które w języku Azteków znaczy „Mówiący Orzeł”.

 

Należał do najbiedniejszej, a zarazem najliczniejszej klasy w społeczności Azteków. Ciężko pracował na roli i zajmował się wyrabianiem mat. W roku 1524 lub 1525 nawrócił się na chrześcijaństwo i przyjął chrzest z rąk znanego wówczas wśród Indian misjonarza - franciszkanina o. Torbio de Benavente. Otrzymał imię Juan Diego. Razem z nim chrzest przyjęła jego żona Maria Lucia. Zmarła w 1529 roku, nie pozostawiając potomstwa.

Juan Diego był bardzo gorliwym chrześcijaninem. W każdą sobotę i niedzielę przemierzał pieszo kilkanaście mil ze swojej wioski do kościoła w Tenochtitlan, by uczestniczyć we Mszy św. i katechizacji. Podczas jednej z takich wypraw, w sobotni poranek 9 grudnia 1531 r., na wzgórzu Tepeyac objawiła mu się Matka Boża. Zgodnie z życzeniem Maryi, na wzgórzu wkrótce wybudowano kaplicę, w której umieszczono Jej cudowny wizerunek odbity na płaszczu Indianina. Juan Diego zamieszkał w pokoju, przygotowanym dla niego tuż obok świątyni.

Spędził tam resztę życia, opowiadając przybywającym do sanktuarium pielgrzymom o objawieniach, wyjaśniając im prawdy wiary i przygotowując wielu do przyjęcia chrztu. Zmarł 30 maja 1548 r. w wieku 74 lat i został pochowany na wzgórzu Tepeyac. W 1990 r. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym, a 31 lipca 2002 r., podczas swojej kolejnej pielgrzymki do Meksyku, włączył do grona świętych.


10 grudzień. W domu Świętej Rodziny

Gdzie można oglądać ściany, w których niegdyś żyła Święta Rodzina? W grocie Zwiastowania w Nazarecie? Nie tylko.

Loreto leży na jednym z łagodnych wzgórz w środkowej części Włoch, w regionie Marche, w pobliżu Ankony. Ma ponad 11 tys. mieszkańców. Znajduje się tu jedno z najważniejszych miejsc kultu maryjnego na świecie. Na wzgórzu, które króluje nad miastem, stoi potężna Bazylika. Zbudowana w stylu późnogotyckim, kształtem przypominając twierdzę, powstała w XV wieku. Wybudowano ją na planie krzyża łacińskiego o 93 m długości i 60 m wysokości... Kopuła świątyni przedstawia symbolicznie niektóre wezwania z litanii loretańskiej oraz historię dogmatu Niepokalanego Poczęcia Maryi. W bocznych nawach znajduje się 12 kaplic, w tym kaplica polska z freskami A. Gattiego przedstawiającymi religijno-patriotyczne epizody historii Polski, a w centrum obraz z Najświętszym Sercem Jezusowym.

Najcenniejszym skarbem Bazyliki jest jednak Święty Domek. Według starej tradycji, współcześnie potwierdzonej przez odkrycia archeologiczno-historyczne przechowuje nazaretański dom Niepokalanej. Ziemskie mieszkanie Maryi składało się z dwóch pomieszczeń: groty wykutej w skale (czczonej do dziś w bazylice Zwiastowania w Nazarecie) i części dobudowanej z kamienia, przylegającej do skalnej ściany. Według tradycji, w roku 1291, kiedy krzyżowcy zostali ostatecznie wyparci z Palestyny, tracąc ostatnią twierdzę - Akkę, domurowana część domu Maryi została przeniesiona przez rodzinę Aniołów, rządców Epiru najpierw do Trsatu (dzisiejsza Chorwacja) a następnie, 10 grudnia 1294 roku, do Loreto. Badania dokumentów archiwalnych, studia filozoficzne i ikonograficzne oraz wykopaliska archeologiczne potwierdzają autentyczność Świętego Domku, co do datowanego wieku i tego, że tworzył jedność z Grotą w Nazarecie.

Święty Domek składa się z trzech ścian. Ścianę wschodnią, teraz zastąpiono ołtarzem, stanowiła skała z grotą, która znajduje się w Nazarecie. Wszystkie ściany mają grubość około 3 metrów i nie mają fundamentów. Marmurowa obudowa Świętego Domku została wykonana na rozkaz papieża Juliusza II według projektu Bramantego (1507rok), a wykonali ją najznamienitsi artyści włoskiego Odrodzenia. Wnętrze Domu Maryi zdobią freski pochodzące z XIV i XV w. Znana wszystkim figura Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus została wykonana z drzewa cedru libańskiego, rosnącego w ogrodach watykańskich, przez L. Cellaniego w 1922 roku. Zastąpiła ona wcześniejszą figurę, zniszczoną podczas pożaru w 1921 r. Ta zaś zastąpiła obraz Matki Boskiej, który miał być przywieziony razem z Domkiem, a który spłonął we wcześniejszym pożarze.

 

Sanktuarium niemal stale i ze szczególną uwagą interesowali się wszyscy papieże. Mając na uwadze fakt, że to w nim dokonały się Boże tajemnice, wzięli je pod bezpośrednia opiekę. Od czasów papieża Juliusza II uznawano Święty Domek za miejsce, gdzie błogosławiona Dziewica została poczęta, gdzie się wychowywała i gdzie pozdrowił ją Archanioł Gabriel. To w tym Domku przez 30 lat Jezus wzrastając u boku Maryi i Józefa, prowadził życie ukryte i przygotowywał się, by wypełnić wolę Ojca, stając się wzorem cichego życia dla wszystkich chrześcijan. Ściany tego Domku były świadkiem cierpienia, choroby i śmierci św. Józefa, stąd też przybywający tu pielgrzymi modląc się, proszą Matkę Bożą o pociechę i pomoc w cierpieniu. Gdzie mogliby być, zresztą, lepiej przyjęci, jeżeli nie w domu Tej, którą Litania Loretańska nazywa „Uzdrowieniem chorych” i „Pocieszycielką strapionych”? - mówił Jan Paweł II. Święty Domek był też pierwszą świątynią i pierwszym kościołem a niejednokrotnie nazywany bywa „przybytkiem nowego przymierza”. Arka Przymierza Starego Testamentu, ze wznoszącym się nad nią obłokiem, wyrażała obecność Boga pośród swego ludu, Święty Domek zaś przygarnął samego Boga, który stał się człowiekiem - mawiają skłonni do teologicznego patrzenia na rzeczywistość.

Do sanktuarium w Loreto od wieków przybywają rzesze pielgrzymów, by poprzez modlitwę i pojednanie zbliżyć się do Boga. Loreto jest jakby „zarażone” wiarą Maryi, wiarą która jest przede wszystkim posłuszeństwem i radosnym przyjęciem Boga w swoim życiu, powiedzeniem „tak” na Jego plan, w pełni i wspaniałomyślnie mówił Jan Paweł II.

W Loreto oprócz kaplicy jest jeszcze jeden akcent polski. Tuż obok Bazyliki znajduje się cmentarz wojskowy, wznoszący się trzema tarasami w górę aż do stóp świątyni, Spoczywa w niej 1080 żołnierzy polskich, poległych w czasie II wojny światowej, którzy bronili ją przed spaleniem.

W ciągu wieków na wzgórze loretańskie pielgrzymowało wielu Polaków, m.in. św. Stanisław Kostka, św. Maksymilian Kolbe, dwa razy Jan Paweł II, kard Stefan Wyszyński, gen Józef Haller, Franciszka Siedlecka i inni.

24 września 1987 roku podpisana została umowa o współpracy między Częstochową a Loreto. Zatroskane oblicze Jasnogórskiej Czarnej Madonny jest tak bardzo podobne do Czarnej Madonny z Loreto. Ona jest zawsze i wszędzie ta sama, jedyna, pełna łaski Maryja, Dziewica z Nazaretu.


Św. Grzegorz III

Grzegorz był z pochodzenia Syryjczykiem. Do Rzymu przybył jako młody benedyktyn.

 

W czasie pogrzebu Grzegorza II 18 marca 731 r. został niespodziewanie wybrany na papieża przez aklamację ludu rzymskiego.

Grzegorz III kontynuował działalność swego poprzednika. Na synodzie rzymskim w roku 731, po nieudanych próbach pojednania z cesarzem Leonem III Izauryjskim, ekskomunikował popieranych przez niego obrazoburców.

Św. Grzegorz III wystawił kilka nowych kościołów w Rzymie, a wiele z nich odnowił. Umocnił mury i obwarowania Wiecznego Miasta, by je zabezpieczyć przed najazdami Saracenów, Bizantyńczyków i Longobardów.

Zmarł w Rzymie w jedenastym roku pontyfikatu - 27 lub 28 listopada 741 r. Jego ciało złożono w kaplicy w Bazylice św. Piotra w wybudowanej przez niego kaplicy Zbawiciela i Najświętszej Maryi Panny.


11 grudzień. Strażnik ortodoksji - św. Damazy I

Urodził się w Rzymie około roku 305. Jego ojcem był Antoniusz (rzymianin hiszpańskiego pochodzenia), siostrą zaś święta Irena.

 

W czasie pontyfikatu papieża Liberiusza, Damazy pełnił funkcje diakona i prezbitera. Razem z nim przebywał na wygnaniu, na które skazał papieża ariański cesarz Konstans. Po powrocie do Rzymu doszło do dramatycznej rywalizacji o schedę po zmarłym Liberiuszu w rezultacie, której to właśnie Damazy w 366 roku został konsekrowany. Pełnił swą posługę do roku 384.

Był między innymi autorem dziesięciu listów do biskupów Wschodu, w których starał się precyzyjnie wyjaśnić doktrynę katolicką w odpowiedzi na szerzące się w tamtym czasie herezje. W celu napiętnowania błędów i przedstawienia nauki Kościoła zwołał dwa synody (odpowiednio w roku 371 i 374). Udzielił także w 381 roku zgody na zwołanie II Soboru Powszechnego do Konstantynopola. Nie zaakceptował jednak jego postanowień, z których wynikać miało, iż to biskup Konstantynopola posiada pierwszeństwo honorowe zaraz po biskupie Rzymu.

W roku 382, na prośbę świętego Ambrożego, Damazy zwołał synod do Rzymu, żywiąc nadzieje na zjednoczenie Zachodu i Wschodu, jeśli idzie o kwestie religijne. Wschodni biskupi zbojkotowali jednak ów synod. W roli eksperta papieskiego wystąpił święty Hieronim. Papież zlecił mu przekład Pisma Świętego na łacinę, w celu ujednolicenia tekstu Biblii używanej na Zachodzie. W obiegu krążyło wówczas sporo jej tłumaczeń, często stojących w sprzeczności ze sobą.

Damazy jako pierwszy wprowadził używanie nazwy "Stolica Apostolska". Zreformował liturgię i kurię papieską. Dzięki jego wpływom uznano w roku 380 chrześcijaństwo za religię państwową na mocy edyktu wydanego przez cesarza Gracjana. Do naszych czasów zachowało się również 60 nagrobków męczenników, na których Damazy umieścił pisane przez siebie teksty poetyckie (heksametry, epigramaty i epitafia). Odnowił także i udostępnił rzymskie katakumby. Zmarł 11 grudnia 384 roku, jego relikwie zaś spoczywają w ołtarzu głównym kościoła San Lorenzo in Damaso w Rzymie.

W ikonografii przedstawia się św. Damazego z pastorałem, tiarą i w ornacie (czasem jako spoczywającego na tronie). Natomiast jego atrybutami są książka, a także pierścień z diamentem, aluzyjnie nawiązujący do jego imienia, („adamas” znaczy, bowiem diament).


12 grudzień. Guadalupe: Matka Indian

Objawienia prywatne miały czasami ogromne konsekwencje dla życia całych społeczności. Powodowały nawrócenia i wzrost religijności. Największe konsekwencje miało chyba objawienie, do którego doszło 9 grudnia 1531 r. na wzgórzu Tepeyac w Meksyku. Indianin Juan Diego ujrzał wówczas Matkę Bożą. Okazało się to punktem zwrotnym w ewangelizacji Ameryki, dało początek masowym nawróceniom Indian.

 

Wbrew temu co się często sądzi nawracanie rdzennych mieszkańców Ameryki w XVI wieku nie odbywało się pod przymusem. Indianie dobrowolnie przyjmowali nową wiarę. Jak trwałe i silne były te nawrócenia niech świadczy ogromna religijność panująca obecnie w Ameryce Łacińskiej. Katolicy stanowią we wszystkich krajach tego kontynentu przygniatającą większość. Jest ich procentowo znacznie więcej niż katolików w byłych europejskich koloniach azjatyckich i afrykańskich. A przecież misjonarze pracowali wszędzie z jednakowym zaangażowaniem!

Jak dziś twierdzą uczeni, religia katolicka padła w Ameryce na podatny grunt. Choćby dlatego, że w ważniejszych miejscowych wierzeniach kluczowe było składanie bogom ofiar z ludzi. W miejscach kultowych ginęły co roku tysiące osób. Hiszpańscy misjonarze relacjonowali w XVI wieku jak wielkie wrażenie robiły na Indianach opowieści o Bogu, który nie tylko, że nie wymagał ofiar z ludzi, ale wręcz sam złożył siebie w ofierze. A do tego Bóg ten był tak potężny, że choć był jeden, to "pokonał" wszystkich bogów miejscowych.

W poszukiwaniu pocieszenia

W ciężkich dla pokonanych Indian czasach, gdy cały ich dotychczasowy świat zawalił się w gruzy i utracili wiarę w "starych" bogów, zaczęli więc szukać pocieszenia u "nowego" Boga, który był nie tylko potężny, ale także dobry. Przeszkadzało im jednak, że był to Bóg obcych najeźdźców, którzy zamienili ich w niewolników i dopuszczali się zbrodni. Jak więc mogli pokochać Boga białych ludzi?

I wtedy w podbitej przez Hiszpanów Ameryce rozeszła się wieść, że Matka Syna Bożego, który oddał życie za ludzi, ukazała się Indianinowi, przygarnęła go i nazwała swym synem. Obiecała opiekować się nie tylko nim, ale wszystkimi Indianami, pocieszać ich i ocierać ich łzy.

 

W dodatku była nie tylko dobra, ale też święta, taka jaką wszyscy chcą widzieć matkę. Był to rok 1531. Europejczycy podbijali Amerykę już od prawie 40 lat. Wielu Indian nie miało rodzin. Mnóstwo było sierot, a także dzieci poczętych podczas gwałtów. I oto pojawia się Matka, której można zaufać i powierzyć swe troski. Indianie zawierzyli jej masowo. Doszło do nawróceń na skalę nie spotykaną nigdy wcześniej ani potem. Podbity lud odnalazł swoją matkę, która nie wahała się przygarnąć prostego indiańskiego rolnika, Juana Diego.

 

Miliony prosiły o chrzest

Franciszkański zakonnik Toribio de Benavente, który przybył do Meksyku w roku 1524 i zwany był przez Indian "Motolinia", co znaczy "biedny i pokorny", pisał, że: "bardzo liczni przychodzą się ochrzcić, nie tylko w niedziele i dni do tego naznaczone, ale każdego zwykłego dnia, dzieci i dorośli, zdrowi i chorzy, ze wszystkich powiatów; kiedy bracia odwiedzają ich osady, Indianie wychodzą na drogę z dziećmi w ramionach, dźwigają na plecach cierpiących i wyprowadzają nawet zgrzybiałych starców aby ich ochrzczono... Kiedy podchodzą do chrztu, czasem się modlą, choć niekiedy zachowują niewłaściwie; jedni proszą na kolanach albo wznoszą wyciągnięte ręce, kuląc się przy tym i jęcząc, drudzy przyjmują go wśród płaczu i westchnień".

Do końca lat trzydziestych XVI wieku ochrzczono ok. 8 milionów ludzi. Prawie wszyscy mieszkańcy Meksyku stali się chrześcijanami. Kościół uzyskał w Nowym Świecie dwa razy więcej wiernych niż stracił w Europie w wyniku Reformacji.

 


13 grudzień. Oczy Łucji

Ciało nie skala się, jeśli duch się na to nie zgodzi.

 

Podobno miała tak duże i piękne oczy, że ściągała na siebie uwagę wszystkich. Matka przeznaczyła ją dla pewnego dobrze urodzonego młodzieńca. Dziewczyna złożyła jednak ślub czystości. Odtrącony zalotnik zemścił się, donosząc władzom, że jego niedoszła żona jest chrześcijanką. Było to w czasach wielkiego prześladowania, wznieconego edyktami cesarza Dioklecjana. Tak zaczęła się historia męczeństwa świętej Łucji.

Żyła na przełomie III i IV wieku. Pochodziła z bogatej rzymskiej rodziny z Syrakuz. Ojciec zmarł wcześnie, a matka, Eutychia, wkrótce ciężko zachorowała. – Kochana matko, bądź dobrej myśli; jeśli szata Pana Jezusa zdoła uleczyć chorych, jakże by nie mieli tego uczynić święci, którzy krew i życie swe dla Niego oddali i których Chrystus miłuje jako swych przyjaciół i braci? – przekonywała Łucja. Razem udały się na pielgrzymkę do grobu świętej Agaty w Katanii. Tam pogrążona we śnie dziewczyna ujrzała kobiecą postać otoczoną aniołami. Święta Agata miała wówczas powiedzieć, że to dzięki wierze Łucji Eutychia odzyskała zdrowie.

Właśnie po tym wydarzeniu Łucja złożyła swoje śluby. Wyrzekła się wszelkich ziemskich przyjemności, swój majątek zaczęła rozdawać ubogim. To jeszcze bardziej rozwścieczyło młodzieńca, który starał się o jej rękę. Wydał ją w ręce namiestnika Paschazjusza, ten zaś kazał jej złożyć ofiarę bogom rzymskim. Gdy dziewczyna odmówiła, namiestnik rozkazał, by zamknięto ją w domu publicznym. – Ciało nie skala się, jeśli duch się na to nie zgodzi. Każdy gwałt zadany mi wbrew woli podwoi zasługę mego dziewictwa – odpowiedziała Paschazjuszowi Łucja. By się oszpecić, wydłubała sobie oczy. Według legendy zostały one w cudowny sposób przywrócone.

Nie udało się wyprowadzić Świętej z sali sądowej – żadną siłą nie można było ruszyć jej z miejsca. Polewano ją wrzącym olejem i próbowano podpalić – również bez skutku. Wreszcie jeden z oprawców wbił miecz w szyję dziewczyny. Męczennica żyła jednak jeszcze przez kilka godzin i zdążyła przyjąć Ciało i Krew Pańską. W chwili śmierci miała zaledwie 23 lata.

 

W ikonografii Święta przedstawiana jest z mieczem lub sztyletem i raną na szyi. Jej atrybutami są palma – znak męczeństwa i jednocześnie zwycięstwa, oraz lampka oliwna lub świeca (jej imię znaczy tyle co „niosąca światło”). Często widzimy ją również z tacą, na której leży para oczu. Jest patronką niewidomych i osób mających problemy ze wzrokiem. Modlił się do niej m.in. Dante, kiedy chorował na oczy, dlatego święta Łucja patronuje także pisarzom. O jej wstawiennictwo proszą zresztą ludzie wielu zawodów: krawcy, rolnicy, szwaczki i tkacze. Wszyscy możemy się od niej uczyć takiego patrzenia, którego zasięg wykracza poza nasz – poznawalny za pomocą zmysłów – świat.

Święta Łucja chodzi po Szwecji

Przemysław Kucharczak

Kiedy Mika Larsson była jeszcze uczennicą, co roku w dzień świętej Łucji (13 grudnia) zrywała się około czwartej rano. I już za chwilę szła z rówieśnikami budzić nauczycieli w ich domach. - Tradycja związana z dniem świętej Łucji ma dla nas, Szwedów, wielkie znaczenie - mówi dzisiaj pani Mika, radca do spraw kultury ambasady szwedzkiej w Warszawie. Mika Larsson budziła swoich nauczycieli ubrana w białą suknię. Szła do nich pogrążonymi we śnie uliczkami z zapalonymi świeczkami we włosach.

Białe suknie mieli nawet chłopcy. Ale oni trzymali świece w rękach - wspomina. - Szliśmy ze śpiewem. A kiedy już nauczyciela obudziliśmy, częstowaliśmy go piernikami i gorącym glegiem, czyli alkoholem, w którym jest bardzo dużo pieprzu. Dzień świętej Łucji to w Szwecji jedyny dzień w roku, w którym alkoholu, właśnie glegu, może skosztować młodzież - dodaje.

Dzisiaj szwedzka młodzież już nie wyrywa ze snu swoich nauczycieli. Nadal jednak po ulicach przechodzą procesje rozśpiewanych ludzi. Na ich czele idzie przebrana za Łucję dziewczyna w białej sukni i przewiązana czerwoną szarfą. W jej włosach nie palą się już prawdziwe świece, a lampki na baterie. Rolę świętej Łucji najczęściej odgrywają długowłose blondynki. Ewangelicy nie uznają świętych. W przeciwieństwie do katolików nie proszą świętych o modlitwę do Pana Boga. Skąd więc sympatia do świętej Łucji w protestanckiej Szwecji?

Przeciętny Szwed nie wie, skąd ta Łucja rzeczywiście przychodzi. Wie tylko, że ona przychodzi ze światłem, kiedy jest najbardziej ciemno wokół nas. My w Szwecji jesteśmy tego światła bardzo spragnieni. Kiedy noc jest najdłuższa, wtedy nam jest potrzebna po prostu nadzieja - mówi Mika Larsson.

Szwedom nie przeszkadza też, że święta Łucja żyła bardzo daleko od ich ojczyzny: w Syrakuzach na Sycylii. - Większość Szwedów nawet tego nie wie… - mówi pani Mika. I dodaje, że ta tradycja przywędrowała do Szwecji z terenu Niemiec.

Do dzisiaj szwedzkie dzieci i młodzież zrywają się w dzień świętej Łucji o czwartej lub o piątej rano. - Mają wtedy prawo robić w kuchni, co chcą. Rodzice w tym czasie wstać nie mogą, muszą grzecznie leżeć i czekać, aż dzieci przygotują poczęstunek. Dopiero kiedy taca z pierniczkami, glegiem i mnóstwem zapalonych świec jest już przygotowana, dzieci idą z nią budzić rodziców - relacjonuje Mika Larsson.

Co z tym przysłowiem

Jest w Polsce przysłowie: ”Święta Łucja dnia przyrzuca”. Wydaje się to nielogiczne. Przecież dnia zaczyna przybywać dopiero po Bożym Narodzeniu, a nie 13 grudnia! Odpowiedź jest zaskakująca: kiedyś dzień świętej Łucji przypadał dwa tygodnie później, właśnie w okolicy świąt. W XVI wieku jednak nasi przodkowie zrezygnowali ze starożytnego kalendarza juliańskiego i wprowadzili ulepszony - gregoriański. Dzień św. Łucji w nowym kalendarzu cofnął się na 13 grudnia. Ale przysłowie, wbrew logice, przetrwało... Szwedzi (zobacz tekst wyżej) też świętowali kiedyś dzień świętej Łucji dwa tygodnie później, kiedy dnia już zaczynało przybywać. Szwecja wprowadziła kalendarz gregoriański dopiero w 1753 roku, aż 170 lat po Polsce.

Śmierć nastolatki

Ta śliczna, młoda dziewczyna wcale nie musiała umierać. Wystarczyło, żeby wyparła się wiary. Ale się jej nie wyparła nawet na torturach. Rzymski kat zabił ją więc mieczem.

Historia życia i bohaterska śmierć młodziutkiej Łucji zrobiły wielkie wrażenie na chrześcijanach. Ogłoszono ją świętą. Łucja mieszkała w Syrakuzach na Sycylii. Zginęła około roku 304. Prawdopodobnie była nastolatką, miała około 18 lat. Niestety, o świętej Łucji mało wiemy. Dopiero dwieście lat po jej śmierci znalazł się człowiek, który opisał jej życie. W jego opowieści prawda o życiu tej świętej dziewczyny jest już pomieszana z legendami. Imię Łucja - po łacinie Lucia - znaczy: ”urodzona o wschodzie słońca”. Według zachowanych opowieści o jej życiu, dziewczyna złożyła ślub dożywotniej czystości i rozdała swój majątek ubogim. Jedno i drugie musiało bardzo oburzyć chłopaka, który starał się o jej rękę. Odtrącony wielbiciel poszedł więc do urzędników i oskarżył Łucję, że jest chrześcijanką. Akurat trwało wielkie prześladowanie chrześcijan, które rozpętał cesarz Dioklecjan.

Święta Łucja przypomniała o sobie także w naszych czasach. W XIX wieku w Syrakuzach odnaleziono katakumby świętej Łucji. W 1894 roku odkryto jej napis nagrobkowy.


14 grudzień. Ekspert od nocy - św. Jan od Krzyża

Bracia zakonni przez 9 miesięcy trzymali go pod kluczem. W zakonnym karcerze powstały jego największe dzieła poświęcone modlitwie

 

Z jego powodu ks. Karol Wojtyła nauczył się hiszpańskiego i napisał o nim doktorat. Był jednym z największych mistyków w historii Kościoła. Urodził się niedaleko Avila w Hiszpanii w roku 1542. Miał 21 lat, kiedy wstąpił do zakonu karmelitów. Po studiach teologicznych w Salamance w wieku 25 lat został kapłanem. Postanowił zreformować swój klasztor, zaostrzając wymagania reguły. Trafił jednak na silny opór zakonnych braci, którzy przez 9 miesięcy trzymali go pod kluczem. W zakonnym karcerze powstały jego największe dzieła poświęcone życiu duchowemu. W końcu udało mu się uciec z aresztu i dokończyć dzieła reformy karmelitów, których zwano odtąd bosymi. Współpracował ze św. Teresą z Avila. Umarł w wieku 49 lat, upokorzony i pozbawiony urzędów przez swoich współbraci. W swoich dziełach opisał – również językiem poezji – drogę na górę Karmel, czyli mistyczną podróż duszy do zjednoczenia z Bogiem.

Czego może współczesnych nauczyć św. Jan od Krzyża? Mistyki? Czy to nie za wysokie progi dla nas, goniących za sprawami tego świata, nie mających wiecznie czasu na modlitwę, klecących w biegu kilka zdań do Boga? Rzecz w tym, że wszyscy chrześcijanie są potencjalnymi mistykami. W modlitwie nie chodzi o modlitwę, w modlitwie chodzi o Boga – pisze żydowski mistyk Heschel. Modlitwa nie jest celem, jest środkiem do celu. Jest drogą prowadzącą do spotkania z Umiłowanym. Trzeba tylko zapragnąć tego spotkania. Nie można jednak pożądać Boga, tak jak dobrego obiadu. Św. Jan zwraca uwagę, że przemianie musi ulec sam sposób, w jaki tęsknimy za Bogiem. W naszych pragnieniach dominuje chęć posiadania. Pożądania są jak strzały: przestrzeliwują to, czego chciwie pożądamy. W taki sposób Boga nie można pożądać! Strzała musi zamienić się w puste naczynie, w wyciągnięte puste ręce. Jan od Krzyża wskazuje na Maryję w Kanie. Ona nie powiedziała do Syna: „Daj im pić”, ale „Wina nie mają”. Tutaj nie ma przemocy, nie ma niepokoju. Nie możemy polować na Boga jak myśliwy na łup. Zamiast mówić Bogu: „Jesteś mój”, o wiele bardziej trzeba powtarzać „Jestem twój” (Ps 119,94).

Św. Jan był specjalistą od „nocy ciemnej”. Na drodze człowieka do Boga nieuniknionym etapem jest przeżycie duchowych ciemności. To doświadczenie pustki, osamotnienia, zniechęcenia bliskiego rozpaczy. Słowo „noc” występuje u św. Jana obok słowa „oczyszczenie”. Noc oczyszcza. Ktoś w ciężkiej sytuacji woła nieraz: „Bóg mnie opuścił”. Jan powiedziałby raczej: „Bóg mnie oczyszcza”. Spotkanie z Bogiem jest radością dla naszego najgłębszego ja, ale nasze zewnętrzne ja – mieszkanie egoizmu – buntuje się. Broni się zaciekle, bo czuje, że musi umrzeć. Św. Jan pokazuje, że to, co wydaje się klęską, może być ratunkiem, że żadna przepaść nie jest tak głęboka, a góra tak wysoka, aby nie mogły stać się drogą.

Człowiek spragniony duchowości szuka jej nieraz u podejrzanych szarlatanów. Czy nie lepiej sięgnąć do klasyków własnej duchowej tradycji. Odkryjemy skarby.

Korzystałem z książki W. Stinissena, „Noc jest mi światłem”, którą bardzo polecam.

"Był wzrostu średniego, o twarzy nieco śniadej, miłych rysach. Jego rozmowa i obejście było uduchowione. Wywierał głębokie wrażenie, tak że wszyscy, którzy zbliżali się do niego, odchodzili zbudowani i zachęceni do cnoty.

Posiadał wiedzę i głębokie doświadczenie w sprawach modlitwy i obcowania z Bogiem. Był rozmiłowany w skupieniu i powściągliwy w mowie. Śmiał się rzadko i z wielkim umiarem. Kiedy karcił jako przełożony, a czynił to często, z miłą surowością, napominał jak miłujący ojciec z przedziwną pogodą i powagą".

Tak widzieli go jego współcześni. Jan de Yepes urodził się w roku 1542 w miejscowości Fontiveros koło Avili. Czcimy go dzisiaj jako Jana od Krzyża.

Wzrastał w ciężkich warunkach, ponieważ rodzina wyrzekła się jego ojca za to, że będąc szlachciem wziął za żonę dziewczynę z ludu. Gdy Jan miał dwa i pół roku, ojciec zmarł. Chłopiec trafił do przytułku. Wcześnie zaczął pracować zarobkowo. Był krawcem, tkaczem, snycerzem, malarzem, pielęgniarzem w szpitalu. Zdołał zaoszczędzić trochę pieniędzy i w latach 1559–1563 uczył się w kolegium jezuickim w Medinie. Miał 21 lat, gdy wstąpił do Karmelitów. Przybrał imię Jan od św. Macieja. W zakonie zastał znaczne rozluźnienie, dlatego składając śluby postanowił, że będzie ściśle przestrzegał pierwotnej reguły.

Po czteroletnich studiach filozoficznych i teologicznych otrzymał w roku 1567 święcenia kapłańskie. W tym samym roku spotkał świętą Teresę z Avila, która już zainicjowała reformę żeńskiej linii zakonu karmelitańskiego. Bardzo szybko znalazł z nią wspólny język. Postanowił podjąć się reformy męskiego zakonu Karmelitów. Dzięki pomocy św. Teresy założył w roku 1568 pierwszy zreformowany dom karmelitański w Duruelmo. To wówczas, składając na nowo śluby według pierwotnej reguły przybrał imię Jana od Krzyża. Zdecydował, że będzie wierny reformie, choćby miał zapłacić za to życiem.

Jego inicjatywa reformowania zakonu nie spotkała się z przychylnym przyjęciem ze strony współbraci. Jego przełożeni zarzucili mu niesubordynację i bunt. Uznali, że podjął dzieło reformy na własną rękę, bezprawnie, że wnosi ferment grożący upadkiem zgromadzenia. Został wtrącony do więzienia, gdzie przebywał 9 miesięcy. Ten okres swego życia określił jako "noc ciemną". Cierpiał z powodu pokusy uznania, że Bóg go opuścił.

W sierpniu 1578 roku uciekł z więzienia. Rozumiejący potrzebę reformy bracia przyjęli go z otwartymi rękami. Przy ich wsparciu kontynuował swoje dzieło.

W roku 1581 papież Grzegorz XIII zezwolił na utworzenie osobnej prowincji obejmującej Karmelitów zreformowanych.

Pod koniec życia Jan przeżył szczególnie bolesne doświadczenie. Także w założonej przez niego gałęzi zakonu pojawiły się tendencje do złagodzenia reguły. Usunięto go z wszystkich urzędów, tak że umarł 14 grudnia 1591 roku jako zwykły zakonnik.

Pozostawił po sobie liczne pisma, w tym wiele poezji. Pisał między innymi:

Żyję, nie żyjąc w sobie,
Nadziei skrzydła rozwiewam,
Umieram, bo nie umieram!
Ja już nie żyję w sobie,
Bez Boga żyć nie mogę! –
Bez Niego i bez siebie?
Miast życia – tysiąc śmierci!
– W głębie życia się wdzieram,
Umieram, bo nie umieram!

Był wielkim mistykiem. Jego dzieła "Pieśń duchowa" i "Noce ciemności" są uznawane dziś za szczyty mistyki. Św. Jan od Krzyża podkreślał, że konieczne jest całkowite wewnętrzne ogołocenia, gdyż tylko ono umożliwia człowiekowi dojście do pełni zjednoczenia z Bogiem. Pisał m. in: "W głębię tych tajemnic dusza nie wejdzie inaczej, jak tylko przez uciski i cierpienia wewnętrzne i zewnętrzne... Potrzeba do tego również wielkich łask Bożych, tak dla umysłu, jak dla zmysłów oraz usilnych ćwiczeń duchowych. Te wszystkie bowiem łaski są niższe od mądrości tajemnic Chrystusa, jako że są jakby przygotowaniem na drodze do niej, tej najważniejszej mądrości, którą można uzyskać w tym życiu. Ach, gdyby raz zrozumiano, że nie można dojść do gęstwiny różnorodnych mądrości i bogactw Bożych inną drogą, jak tylko przez gęstwinę wszelkiego rodzaju cierpień! W tym więc powinno być pragnienie i pociecha duszy. Im bowiem większej pragnie mądrości od Boga, tym bardziej powinna wpierw pragnąć cierpień, by przez nie wejść w gęstwinę krzyża".

"Ileż to rzeczy można odkrywać w Chrystusie, który jest jakby ogromną kopalnią z mnogimi pokładami skarbów, gdzie choćby nie wiem jak się wgłębiało, nie znajdzie się kresu i końca. W każdym zaś zakątku tych Jego tajemnic można tu i tam napotkać nowe złoża nowych bogactw". Te słowa, wskazujące na niezwykłe bogactwo, jakie chrześcijanin znajduje w Jezusie Chrystusie, napisał w swej "Pieśni duchowej".

Aby Bóg napełnił mnie sobą, muszę stanąć przed Nim z pustym naczyniem...

Był jednym z największych chrześcijańskich mistyków, doktorem Kościoła, wybitnym hiszpańskim poetą i reformatorem zakonu karmelitów. Juan de Yepes y Alvarez urodził się niedaleko Avila w roku 1542. Kształcił się w szkole jezuickiej, a następnie na uniwersytecie w Salamance. W wieku 21 lat wstąpił do karmelitów, mając 25 lat przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku spotkał się ze św. Teresą z Avila i zainspirował jej planami zreformowania karmelitanek i karmelitów.

Wspólnie z nią podjął to dzieło, ale napotkał gwałtowny sprzeciw swoich współbraci. Jego przeciwnicy aresztowali go w Toledo i uwięzili w areszcie, licząc na osłabienie reformatorskich zapędów. W więzieniu Jan napisał jedno z największych swoich dzieł: „Pieśń duchową”. Po 9 miesiącach udało mu się uciec z zakonnego karceru i kontynuować reformę zakonu. Tych, którzy ją przyjęli, zwano odtąd karmelitami bosymi. Umarł w wieku 49 lat w wielkich cierpieniach i upokorzeniu.

Jan opisał drogę na górę Karmel, czyli mistyczną podróż duszy do zjednoczenia z Bogiem. Najczęstszym źródłem odniesień była dla niego biblijna Pieśń nad pieśniami. Dialog Oblubienicy z Oblubieńcem jest symbolem zjednoczenia człowieka z Bogiem. Język mistyki stapia się w jedno z liryką miłosną, pełną żaru, wręcz zmysłowej miłości.

Podstawowym przekonaniem św. Jana było to, że dusza musi oczyścić się ze swojego „ja”, aby zostać napełniona Bogiem. Zjednoczenie z Bogiem jest najgłębszą z możliwych radości, ale ponieważ mieszka w nas zbyt dużo egoizmu, nie potrafimy tej radości przeżywać. Nasza pycha, wyobrażenia, pożądania… to wszystko musi umrzeć, a umieranie nie jest przyjemne. Proces oczyszczenia św. Jan nazywa „nocą ciemną”.

To doświadczenie pustki, osamotnienia, zniechęcenia, nieraz bliskiego rozpaczy. Św. Jana od Krzyża przedstawia się nieraz jako człowieka o ponurym charakterze. Nic bardziej fałszywego. Był realistą, traktował na serio walkę z grzechem. Jego dzieła świadczą o tym, że był człowiekiem wielkiej dobroci i wrażliwości na piękno. Owszem, nie szukał rozrywki, ale prawdziwego szczęścia. Umierał z tęsknoty za Bogiem.


15 grudzień. Święta Maria Crocifissa – służebnica chorych

Przyszła na świat 6 listopada 1813 roku w Brescii we Włoszech. Słynęła ze swej głębokiej wiary i poświęcenia ludziom, jakie towarzyszyło jej przez całe życie. Na chrzcie nadano jej imię Paula, ale gdy złożyła śluby, przybrała imię zakonne Maria Crocifissa – Maria od Chrystusa Ukrzyżowanego.

 

Od najmłodszych lat rodzina dbała o staranne wykształcenie dziewczyny, dużą wagę przykładano też do religii. Dzieciństwo Pauli nie było łatwe, w wieku 11 lat zmagała się z ciężką chorobą, kilka miesięcy później straciła matkę. Została posłana do szkoły prowadzonej przez siostry wizytki, gdzie odznaczała się wyjątkowymi zdolnościami i bystrością umysłu.

Gdy powróciła do rodzinnego miasta, postanowiła złożyć śluby dozgonnej czystości, by tym samym poświęcić swe życie całkowicie Bogu i ludziom. Zajmowała się licznymi rekolekcjami dla młodzieży żeńskiej, misjami i kościelno–społecznymi inicjatywami. Szczególną uwagę poświęcała ludziom chorym i zagubionym. Pracowała w szkole dla głuchoniemych i w instytucji dla samotnych kobiet i dziewcząt narażonych, ze względu na trudne warunki, na utratę niewinności.

Jej odwaga i determinacja ujawniły się w pełni podczas epidemii cholery, gdy bez strachu opiekowała się śmiertelnie chorymi ludźmi. W 1840 roku, wraz z 32 wybranymi przez siebie kobietami, założyła stowarzyszenie pielęgniarek dla posługi chorych, nazwane zgromadzeniem Służebnic Miłości. Na dom centralny, dla nowo powstającego zakonu, przeznaczono pałac w Brescii.

Paula złożyła śluby i przywdziała habit, wraz z nią uczyniło to 18 kobiet ze zgromadzenia. Siostry dały świadectwo swej odwagi podczas licznych epidemii nawiedzających Włochy. Zyskały aprobatę Kościoła i powszechne uznane wśród ludności, co zaowocowało powstawaniem licznych fundacji.

Święta Maria Crocifissa zmarła młodo, mając zaledwie 42 lata. Papież Pius XII w 1940 roku uznał ją za błogosławioną, a 14 lat później kanonizował. Mimo krótkiego życia, istotne zasługi świętej są niezaprzeczalne, świadczyć o tym może fakt, że sto lat po jej śmierci istniało ponad 100 placówek zrzeszających kobiety pragnące służyć chorym.



16 grudzień. Święta Adelajda – ambitna cesarzowa

Adelajda przyszła na świat w 931 roku, jako córka Rudolfa II, księcia Burgundii i Berty, córki księcia Szfabii. Nic więc dziwnego, że nadano jej imię, które w języku starogermańskim oznacza „pochodzącą ze znakomitego rodu”.

 

Dokonała wielu istotnych reform i trwale zapisała się w historii Europy. Często nazywa się ją najwybitniejszą kobietą X stulecia.

W wieku 16 poślubiła króla Włoch, Lotara II. Ich udany związek trwał zaledwie trzy lata, bowiem Lotar zginął, zamordowany przez Beregariusza, który pretendował do włoskiego tronu.

Owdowiała kobieta musiała szukać schronienia u Ottona I, który niebawem pokonał Beregariusza, w 951 roku pojął za żonę Adelajdę, a rok później, w Boże Narodzenie, oboje zostali ukoronowani na cesarza i cesarzową. Adelajda dała Ottonowi troje dzieci, wśród nich Ottona II, następcę tronu. Po śmierci małżonka, cesarzowa musiała sprostać wyzwaniom jakimi były konflikty z synem i jawna niechęć synowej. Żona Ottona II – Teofania, nakłoniła nawet męża, by skazał matkę na banicję.

Dopiero po śmierci syna święta Adelajda mogła przejąć władzę, jako regentka, w zastępstwie zbyt młodego Ottona III. Okazała się kobietą inteligentną i roztropną, mającą w posiadaniu niezwykły zmysł organizacyjny i umiejętność doboru właściwych osób na właściwe stanowiska. Założyła kilkanaście klasztorów, finansowała instytucje kościelne w kraju, wyróżniała się przy tym niezwykłą hojnością. Starała się też wspierać najbiedniejszych, przez co zyskała dużą popularność w oczach ludu. Cesarzowa zadbała o poprawę sytuacji finansowej państwa, poprzez usprawnienie administracji.

Ostatnie lata swego życia spędziła jako mniszka w klasztorze w Selz pod Strasburgiem. Zmarła 16 grudnia 999 roku w wieku 67 lat. Została kanonizowana w 1097 przez Papieża Urbana II. Kult świętej dotarł do licznych krajów, a grób cesarzowej odwiedzały tłumy pielgrzymów. W ikonografii przestawiania jest jako urodziwa kobieta, z kościołem lub klasztorem w ręku. Jej wizerunek można oglądać m. innymi w katedrze w Meissen.


17 grudzień. Święty Jan z Matha – ratownik niewolników

Jan z Matha, założyciel zakonu trynitarzy urodził się w miejscowości Faucon, na pograniczu Włoch i Francji w 1154 r. Matka zaraz po urodzeniu syna ofiarowała go Maryi.

 

To właśnie matce zawdzięczał przyszły święty religijne wychowanie. Po ukończeniu pierwszych lat nauki Jan udał się do Paryża, gdzie studiował na tamtejszym uniwersytecie. Święty ukończył studia z doktoratem i udał się do Moguncji.

W czasie pierwszej Mszy świętej 29 stycznia 1194 ukazał mu się Pan Jezus, trzymający ręce na dwóch niewolnikach, spiętych ze sobą żelazną obręczą - człowieka rasy białej i czarnej. Młody kapłan od razu pojął, że został powołany do opieki nad więźniami chrześcijańskimi, porwanymi przez Arabów do Afryki. Poruszony tym widzeniem Jan udał się do św. Feliksa de Valois, który ok. 70 km od Paryża miał swoją pustelnię. Tam powstał zarys nowego zakonu i jego konstytucji.

Kiedy św. Jan otrzymał aprobatę i błogosławieństwo biskupa nie wahał się dłużej i przystąpił do dzieła. Klasztor szybko zyskał sobie nie tylko zwolenników, ale i grono kandydatów chętnych do wstąpienia w jego mury. Zakon ten nosił nazwę Trójcy Przenajświętszej ze względu na wielkie nabożeństwo jakim otaczał święty tę podstawową prawdę wiary. Członkowie zakonu nosili białe habity z krzyżami na piersiach barwy niebieskiej i czerwonej. Papież Innocenty III zatwierdził regułę i wziął pod swoją opiekę pierwsze klasztory.

Rozgłos przyniosła kapłanowi misja w Maroku. Święty wykupił tam 186 niewolników chrześcijańskich i przewiózł ich szczęśliwie do Marsylii. Do klasztoru zgłaszało się coraz więcej kandydatów, powstał także zakon żeński - trynitarki. Jan służył uwolnionym nawet po powrocie do kraju - zakładał dla nich przytułki, pomagał odnajdywać rodziny. Zakonnicy prowadzili także działalność duszpasterską w więzieniach, szpitalach i podczas wypraw krzyżowych. Ostatnie lata życia święty spędził w rzymskim klasztorze, ufundowanym przez samego papieża. Do końca swoich dni kierował nowymi wyprawami do Afryki.

Zmarł w roku 1213. Jego relikwie zostały sprowadzone do Madrytu, gdzie do tej pory otaczane są wielką czcią. Trzeba powiedzieć, że wywożenie chrześcijan z Europy i czynienie z nich niewolników zdarzało się niezwykle często i było w tamtych latach ogromnym problemem, dlatego też można chyba nazwać tego kapłana świętym na trudne czasy. Ikonografia przedstawia go tak, jak wyglądał podczas swojej pracy - w białym habicie, często w otoczeniu niewolników, którym całe życie służył.

W Polsce również powstał zakon trynitarzy. Sprowadził ich do nas kardynał Jan Kazimierz Denhof. Co ciekawe oni także, wzorem swojego założyciela wykupywali niewolników. Byli to jeńcy wojenni wzięci do niewoli przez Turków.


18 grudzień. Święty Auksencjusz – z żołnierza biskup

Święty Auksencjusz pochodził z Mopsuestii, która obok Tarsu należała do głównych miast Cylicji, a dziś leży na terytorium państwa tureckiego.

 

Mopsuestia podzieliła los całej prowincji i dostała się pod panowanie rzymskie. Stosunkowo szybko, bo już w kilkanaście lat po śmierci Chrystusa przyjęło się tutaj chrześcijaństwo. W III wieku istniało już tutaj pierwsze biskupstwo... Niewiele informacji zachowało się o świętym, mimo iż sprawował posługę biskupią. Wiemy, że Auksencjusz był dowódcą przybocznej straży na dworze Licyniusza. Jako zaufany cesarza, uznawany był za znaczącą osobistość.

Kiedy wybuchło prześladowanie za czasów Dioklecjana, a Licyniusz okazał się gorliwym wrogiem chrześcijaństwa, przyszły biskup zrezygnował z zaszczytnej służby, nie ujawniając jednak swoich przekonań. Dzięki temu udało mu się przetrwać obu prześladowców i poświęcić się służbie Bożej. Licyniusz, któremu wcześniej jako żołnierz służył nasz święty, popadł w konflikt z Konstantynem Wielkim, został pokonany i stracony. Około 359 r. Auksencjusz został mianowany biskupem rodzinnej Mopsuestii.

Tradycja nie przekazała nam więcej faktów z życia świętego. Jego biskupie pasterzowanie nie trwało długo- zaledwie rok. Auksencjusz zmarł 18 grudnia 360 r. Jako biskup zasłużyć miał się przede wszystkim wystawieniem kościoła ku czci św. Tarausa, św. Probusa i św. Andronika, na miejscu, gdzie wszyscy trzej ponieśli śmierć męczeńską za panowania Dioklecjana.


19 grudzień. Święty Anastazy I

Kościół wspomina dziś św. Anastazego I, papieża.

 

Pochodził z Rzymu, był synem kapłana Maksymusa. Na stolicę Piotrową został wybrany w 399 r.

Szczególną troską otoczył Kościół afrykański. Nawoływał tamtejszych biskupów, zebranych na synodzie w Kartaginie w 401 r., do walki przeciwko donatyzmowi i zabraniał nawracającym się kapłanom-donatystom zajmować wyższe stanowiska w Kościele.

W ikonografii przedstawia się św. Anastazego w papieskim stroju pontyfikalnym. Jego atrybutem jest księga.

Błogosławiony Urban V - papież znowu w Rzymie

Przyszły papież Urban V otrzymał na chrzcie świętym imię Wilhelm. Urodził się w 1310 r. we francuskiej miejscowości Grisac.

 

Pochodził z wpływowej rodziny możnowładców- jego ojciec był panem Grisac, a matka nosiła zaszczytny tytuł hrabiny. Jako chłopiec wstąpił Wilhelm do benedyktynów.

Po otrzymaniu doktoratu obojga praw wykładał na uniwersytetach: w Montpellier, w Tuluzie i Awinionie. Jako znawca prawa i świetny dyplomata nieraz był wysyłany przez papieża z różnymi misjami. Po śmierci Innocentego VI został wybrany na następcę św. Piotra. Miało to miejsce 28 września 1362 r. Jego panowanie przypadało na trudne dla papiestwa lata. Pobyt papieży w Awinionie, początkowo traktowany jako chwilowy, przeciągał się na kolejne lata. Nie tylko jednak ten problem spędzał sen z powiek nowemu pasterzowi Kościoła.

Urban V- człowiek ogromnych ambicji, zapragnął urządzić krucjatę przeciwko Turkom i zawrzeć unię z Kościołem Wschodnim. O ile pierwszy pomysł skończył się fiaskiem (państwa Europy, skłócone ze sobą, nie chciały narażać się na tak wielkie ryzyko), o tyle drugi miał szansę na powodzenie. Drogą wielu zabiegów i dyplomacji udało się skłonić cesarza wschodnio-rzymskiego, Jana V Paleologa, żeby przybył do Rzymu i pojednał się z Kościołem Łacińskim (1369). Radość nie trwała jednak zbyt długo. Po nieudanej próbie pozyskania ochotników europejskich do obrony przeciwko Turkom syn Jana V Paleologa, Manuel II stracił zainteresowanie unią z papiestwem. W ten sposób rozwiały się wszelkie nadzieje na wypełnienie wielkich i dalekosiężnych planów, jakie snuł na początku swojego pontyfikatu przyszły błogosławiony.

W pamięci potomnych zapisał się Urban V innym śmiałym przedsięwzięciem. Udało mu się mianowicie uniezależnić od królów francuskich i mimo gwałtownego sprzeciwu kardynałów opuścić Awinion. Do powrotu do Rzymu nagliły go dwie wielkie święte - Katarzyna Sieneńska i Brygida, która miała nawet w imieniu Chrystusa grozić papieżowi rychłą śmiercią, jeśli tego nie uczyni. Jego powrót, pamiętnego dnia 16 października 1367 r. przerwał trwającą 58 lat „niewolę awiniońską”. Możnowładcy nie byli jednak zachwyceni takim obrotem sprawy, powrót papieża oznaczał bowiem koniec ich panowania. Z powodu zamieszek Ojciec święty został zmuszony do powrotu do Awinionu. Pobyt Urbana V w Rzymie trwał zaledwie 3 lata, ale przełom nareszcie został uczyniony, tak że jego następca- Grzegorz XI mógł przenieść stolicę papieską na jej właściwe miejsce (1377).

Przeżyte trudy i niepokoje tak wyczerpały siły papieża, że zaraz po powrocie do Awionionu ciężko zachorował i wkrótce zmarł. Urban V odszedł do wieczności 19 grudnia 1370r. Ciało błogosławionego zabrał z Awionionu kardynał Anioł Grimoard i przewiózł je do Marsylii, do opactwa św. Wiktora. Przy grobie wkrótce zaczęli modlić się pielgrzymi, pragnący prosić o wstawiennictwo, cieszącego się już za życia opinią świętości, papieża. Pius IX, wiedząc jak wielką czcią cieszył się jego dawnego poprzednik, w roku 1870 zaliczył go w poczet błogosławionych.

W historii zapisał się Urban, przede wszystkim dzięki przerwaniu słynnej „niewoli awiniońskiej”, ale nie ten czyn wyniósł go do chwały ołtarzy. Zadecydowało o tym całe jego życie- wypełnione modlitwą i dobrymi uczynkami. W odróżnieniu od swojego dworu papież żył skromnie. Sam wysoko wykształcony popierał uniwersytety i pomagał ubogiej młodzieży. Starał się zachęcić kapłanów do większej gorliwości. Czynił to także poprzez przykład własnego życia, spędzając długie godziny na modlitwie. Choć po ludzku, w chwili śmierci był człowiekiem przegranym, ponieważ nie spełniło się żadne z jego wielkich marzeń, nie było tak po bożemu. Jego śmiałe postępowanie wkrótce przyniosło efekty i papieże powrócili do Wiecznego Miasta. Sam zaś błogosławiony do tej pory cieszy się dużą czcią wśród wiernych.


20 grudzień. Święty Dominik – opat, święty reformator

Św. Dominik urodził się w Canas, w Hiszpanii ok. roku 1000. Jego rodzice pochodzili z podupadłej rodziny szlacheckiej.

 

Jako młodzieniec wstąpił Dominik do benedyktynów. Po otrzymaniu święceń kapłańskich, opuścił klasztor i zamieszkał jako pustelnik w grocie w górach Sierra de Cameros. Ok. 1030 roku powrócił do benedyktynów. Został nawet wybrany przeorem, ale porzucił i ten zakon, zniechęcony życiem mnichów, które wypełnione było wygodami.

Udał się więc do klasztoru św. Sebastiana w Silos. Skoro tylko tam przybył, król Ferdynand mianował go opatem. Święty natychmiast zabrał się do przeprowadzenia reformy na wzór opactwa w Cluny. Wpisała się ona w szerszy ruch odnowy życia zakonnego, działający na przełomie X i XI wieku w Europie. Reforma przeprowadzona najpierw przez opatów w Cluny, a potem w kolejnych klasztorach, miała na celu powrót do pierwotnej reguły benedyktyńskiej.

Polegała ona na przywróceniu surowości obyczajów, podniesieniu poziomu moralnego i umysłowego zakonników (kontemplacja i badanie Pisma Świętego oraz pism ojców Kościoła), wzmożeniu dyscypliny i bezwzględnym przestrzeganiu celibatu. W celu umocnienia reformy uniezależniano opactwa benedyktyńskie od władzy świeckiej i biskupów, a podporządkowano je bezpośrednio papieżowi.

Nasz święty dobrze rozumiał na czym powinno polegać odnowienie opactwa. Zadbał nie tylko o rozwój materialny klasztoru (dopilnował m. in. odbudowy walących się zabudowań), ale przede wszystkim o rozwój duchowy zamieszkujących go mnichów. Dominik urządził wielkie skryptorium do przepisywania ksiąg i zadbał o edukację zakonników. W ten sposób zostawił klasztor nie tylko zasobniejszy finansowo, ale przede wszystkim promieniujący wysoką kulturą i pobożnością.

Święty odszedł do Pana 20 grudnia 1072 r. Przy jego grobie działy się cuda. Jego kult został zatwierdzony w 1720 r., a w 1748 r. imię św. Dominika z Silos zostało wpisane do Martyrologium Rzymskiego. Kult świętego jest żywy w Hiszpanii. Ku jego czci wystawiono tam dziesiątki kościołów. Co ciekawe, za pośrednictwem św. Dominika z Silos bł. Joanna uprosiła sobie syna. Z wdzięczności nadała mu imię Dominika. Był nim św. Dominik Guzman, założyciel Zakonu Kaznodziejskiego (dominikanów).


21 grudzień. Święty Piotr Kanizy – apostoł Niemiec

XVI wiek był dla kościoła czasem wielkich niepokojów i przemian. Wystąpienia Marcina Lutra z początku wieku otworzyły okres ekspansji protestantyzmu na całą Europę. Właśnie wtedy – 8 maja 1521 przyszedł na świat św. Piotr Kanizy. Miał on za kilkadziesiąt lat wziąć czynny udział w antagonizmach pomiędzy katolikami a protestantami.

 

Piotr pochodził z miasteczka Nimwagen w ówczesnych Niemczech, gdzie jego ojciec piastował urząd burmistrza. Mimo że wcześnie stracił matkę, nie mógł narzekać na brak troskliwości ze strony ojca i macochy. Już wtedy Piotr zdradzał zainteresowanie liturgią i chętnie uczestniczył w nabożeństwach. Był też dzieckiem bystrym, więc ojciec zdecydowała się opłacić dobrze rokującemu synowi studia. Wpierw miało to być prawo, lecz Piotr uparł się przy teologii. W ten sposób w 1540 roku chłopiec został magistrem sztuk wyzwolonych na uniwersytecie w Lowanium.

Z biegiem lat powołanie coraz bardziej dawało o sobie znać. Dlatego też dwudziestodwuletni Piotr zdecydował o wstąpieniu do świeżo utworzonego Towarzystwa Jezusowego. W ten sposób przyszły święty został jezuitą.

Św. Piotr od początku swej kariery duchownej cieszył się niezwykłym autorytetem. Jeszcze przed wyświęceniem posyłano go do cesarza Karola V, by przekonać go o konieczności usunięcia popierającego protestantyzm biskupa. Wiedza teologiczna Piotra sprawiła, że na soborze w Trydencie wystąpił w charakterze teologa-konsultanta.

Do św. Piotra przylgnęło określenie: apostoł Niemiec. Duchowny spędził bowiem na terenie wycieńczonego bezustannymi walkami kraju blisko 30 lat życia. Poświęcił je, by uczestniczyć w zjazdach i obradach, które miały doprowadzić do załagodzenia konfliktu między katolikami a protestantami. W międzyczasie został też pierwszym prowincjałem zakonu jezuitów w prowincji niemieckiej.

Duchowny zasłynął także licznymi pismami teologicznymi – napisał m.in. „Katechizm Mały”, „Katechizm Średni” i „Katechizm Większy”. Zmarł jako wysoko ceniony duchowny i teolog we Fryburgu Szwajcarskim w 1597 roku. Mimo błyskawicznie rozpoczętych starań o kanonizację, dokonano jej dopiero w 1925 roku za sprawą Piusa XI.



 

22 grudzień. Święty Franciszek Cabrini

Marzyła o Chinach, ale stała się misjonarką Ameryki...

 

Św. Franciszka urodziła się Lombardii w licznej i bardzo religijnej rodzinie. Wraz z rodzicami i dwunastką starszego rodzeństwa codziennie uczestniczyła w Mszy Świętej. Kiedy więc w dwudziestym roku życia straciła nagle oboje rodziców, nie wahała się ani chwili. Rozpoczęła starania o wstąpienie do zakonu.

Z początku święta nie miała szczęścia. Ze względu na stan zdrowia żadne zgromadzenie nie chciało jej przyjąć. W końcu jednak znalazła miejsce u Sióstr Opatrzności, których tez w krótkim czasie została przełożoną. Jednak Franciszka Ksawera czuła, że Bóg powołał ją do czegoś innego.

W listopadzie 1880 roku święta założyła Instytut Misjonarek Serca Jezusowego . Resztę życia postanowiła poświęcić misjom w odległych zakątkach ziemi. Po ośmiu latach udało jej się założyć w Rzymie pierwszy dom nowego zgromadzenia.

Wtedy właśnie papież Leon XIII otrzymał od biskupa Nowego Jorku prośbę o wsparcie duszpasterskie do pracy z emigrantami. Ku swej wielkiej radość siostra Franciszka wraz z kilkoma towarzyszkami ruszyła do USA. Był to początek wielkiego rozwoju zgromadzenia. Po niedługim czasie siostry miały już swoje domy w Ameryce Północnej, środkowej i Południowej, a także we Francji, Anglii, Hiszpanii i we Włoszech. Niektóre siostry trafiły nawet do Chin i Afryki. Zajmowały się praca w szkołach parafialnych, usługiwały w szpitalach i więzieniach.

Franciszka Ksawera zmarła w Chicago 22 grudnia 1917 roku w sześćdziesiątym siódmym roku życia. Zostawiła po sobie 66 placówek i 1300 sióstr. Za dyspensą papieża Piusa XI proces kanoniczny odbył się w trybie przyspieszonym, dzięki czemu już w 1938 roku została uznana błogosławioną. W 8 lat później papież Pius XII wyniósł ją uroczyście na ołtarze. Św. Franciszka Ksawera jest uznawana patronką emigrantów.

Jej grób znajduje się w Nowym Jorku w kaplicy szkoły jej imienia. Amerykanie mówią o niej „Mother Cabrini”. Jest pierwszym obywatelem USA ogłoszonym świętym. Pochodziła z Włoch, a dokładniej z Lombardii. Urodziła się jako Franciszka w 1850 roku w wielodzietnej rodzinie. Była trzynastym dzieckiem swoich rodziców. Jej marzeniem było zostać misjonarką w Chinach, ale trafiła do Ameryki i z nią związała swój los.

Dziecięce marzenia o misjach zawdzięcza swojemu ojcu, który miał zwyczaj czytania swoim dzieciom opowieści o wielkich misjonarzach. Franciszka kończy szkołę pedagogiczną w szkole prowadzonej przez zakonnice. Chce zostać jedną z nich, ale siostry nie przyjmują ją ze względu na jej stan zdrowia. Pracuje więc jako nauczycielka w wiejskiej szkole, a po dwóch latach zostaje kierowniczką sierocińca dla dziewcząt. Tam powstaje zalążek nowej zakonnej wspólnoty Sióstr Misjonarek Najświętszego Serca. Siostra Franciszka obiera jako swojego patrona św. Franciszka Ksawerego, wielkiego misjonarza Dalekiego Wschodu.

Zgromadzenie zajmuje się głównie prowadzeniem szkół dla dziewcząt. Matka Cabrini marzy wciąż o Chinach, ale na prośbę papieża podejmuję sprawę opieki duchowej na włoską emigracją w USA. Sytuacja materialna i duchowa katolickich emigrantów jest bardzo trudna. W 1889 roku pierwsze siostry na czele z matką Cabrini przybywają do Nowego Jorku. Wkrótce otwierają sierociniec.

Potem powstają kolejne instytucje: domy dziecka, szkoły, szpitale. Matka Cabrini wyrusza także do krajów Ameryki Południowej: Nikaragui, Argentyny, Brazylii. Zakłada nowe dzieła w kilku miastach USA. W 1909 roku Matka Cabrini otrzymuje obywatelstwo amerykańskie. Umiera na atak serca w Chicago 22 grudnia 1917 roku podczas przygotowań do wigilijnej wieczerzy w jednym ze szpitali.

Matka Cabrini w chwili śmierci zostawiła 66 placówek służących ludziom i 1300 sióstr. Od dziecka słabego zdrowia, krążyła niestrudzenie miedzy Europą a Stanami Zjednoczonymi i krajami Ameryki Południowej. W drodze pisała listy do sióstr. Kanonizował ją papież Pius XII w 1948 roku. Jedna z alei na Manhattanie nosi dziś jej imię. Jest patronką emigrantów.


23 grudzień. Święta Wiktoria – rzymska Dziewica

O św. Wiktorii, dziewicy i męczennicy pochodzącej z Sabiny pod Rzymem wiadomo dziś niewiele. Jej historyczne istnienie potwierdza kult, który zakorzenił się w Rzymie wkrótce po śmierci świętej i niebawem rozprzestrzenił na całą Europę.

 

Dowodem na to jest jej najstarszy znany wizerunek, pochodzący już z VI wieku, znajdujący się na jednej z mozaik w Rawennie, w kościele Św. Apolinarego– wśród najsłynniejszych męczenników Kościoła Zachodniego. Wspomina o niej także Adelhelm w swoim dziele "O dziewictwie" z początku 8 wieku.

Historia św. Wiktorii znana jest przede wszystkim dzięki tradycji ustnej. Św. Wiktoria poniosła śmierć męczeńską za czasów cesarza Decjusza, w połowie III wieku lub za cesarza Dioklecjana na początku IV wieku. Legendarne przekazy głoszą, że była ona dziewczyną wywodzącą się ze szlachetnego rzymskiego rodu. Jej rodzice wiele trudu włożyli w wychowanie Wiktorii na pobożną i wykształconą kobietę. Gdy osiągnęła dojrzałość, postanowili wydać Wiktorię za mąż. Spośród wielu młodych mężczyzn, którzy zabiegali o jej rękę, rodzice wybrali Eugeniusza, bogatego młodzieńca ze znamienitego rodu. Nie był on jednak chrześcijaninem, co napotkało opór Wiktorii.

Mimo wątpliwości Wiktoria zgodziłaby się pewnie na małżeństwo z Eugeniuszem, wierząc, że zdoła nawrócić swego męża na wiarę chrześcijańską. Stało się jednak inaczej. W podobnej sytuacji znalazła się bowiem przyjaciółka Wiktorii, Anatolia, która przekonała ją do odrzucenia zaręczyn. Obie kobiety, głęboko wierząc w Chrystusa, zapragnęły pozostać dziewicami do końca życia. Po dłuższej rozmowie dziewczęta uznały wyższość stanu dziewiczego nad małżeńskim i odpowiedziały odmownie swoim adoratorom.

To stało się początkiem wydarzeń tragicznych. Urażeni rzymscy młodzieńcy porwali kobiety, które uznali już za swoje narzeczone i uwięzili w domach, by prośbą lub groźbą zmusić jej do małżeństwa. Po długim czasie, który upłynął na bezowocnych namowach, Eugeniusz oskarżył Wiktorię przed cesarzem jako chrześcijankę. Taki zarzut w tamtych czasach równał się natychmiastowemu wyrokowi śmierci. Mimo tego Wiktoria postanowiła być wierna Chrystusowi do końca i nie ustąpiła - ani w kwestii zamążpójścia, ani w kwestii wiary chrześcijańskiej.

Św. Wiktoria poniosła śmierć męczeńską w połowie III wieku lub ok. 305 roku. Nie jest dziś pewne w jaki sposób pozbawiono ją życia - mówi się, że została ścięta, rozszarpana przez byka lub przebita mieczem. Jej wspomnienie przypada w kościele katolickim na 23 grudnia. W ikonografii św. Wiktoria jest przedstawiana jako rzymska dziewica z palmą, sztandarem, mieczem albo ze smokami. Jej relikwie znajdują się w Subiacco i w Łowiczu w kolegiacie Matki Bożej Wniebowziętej. Otrzymał je od papieża Urbana VIII arcybiskup gnieźnieński Henryk Firlej w 1625 roku.


24 grudzień. Święci Adam i Ewa

Księga Rodzaju zawiera dwa opisy stworzenia człowieka pochodzące z różnych tradycji. Zestawione one zostały obok siebie przez ostatniego redaktora tej księgi.

Bóg stworzył człowieka z miłości, bo chciał go kochać. Ale Księga Rodzaju mówi, że tak został stworzony tylko mężczyzna. Kobieta została stworzona „dla Adama”, żeby nie czuł się samotny. Czy Ewa jest tylko dodatkiem do mężczyzny? - zapytuje czytelnik 'Gościa Niedzielnego'.

 

Otóż Księga Rodzaju zawiera dwa opisy stworzenia człowieka pochodzące z różnych tradycji. Zestawione one zostały obok siebie przez ostatniego redaktora tej księgi. Trzeba je czytać równolegle, ponieważ uzupełniają się nawzajem. Każdy z nich zwraca uwagę na inny aspekt tajemnicy stworzenia. W opisie pierwszym czytamy: „Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Jednym tchem wymienieni tutaj są i mężczyzna, i kobieta. Obydwoje stworzeni na obraz Boży, czyli – jak można wnioskować – tak samo kochani przez Boga, tak samo chciani przez Niego, obdarzeni równą godnością człowieczeństwa.

Opis drugi (Rdz 2,4–25) opowiadający o stworzeniu Ewy z żebra Adama jest tak naprawdę próbą wyjaśnienia, skąd się wzięło małżeństwo. To nie jest przecież opis „jak było”, ale jest to mowa symboliczna. Proszę zwrócić uwagę na puentę tego fragmentu: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz, 2,24). To, że Ewa powstała z żebra Adama oznacza, że jest tej samej co on natury, podkreśla ich jednakową godność i uzasadnia, dlaczego, mówiąc prosto, mają się ku sobie. Adam i Ewa są nazwani w oryginale isz oraz iszsza.

Mamy tu ten sam rdzeń (śladem tego jest w np. w języku angielskim: man i woman). To wymowny dowód na wzajemną równość. Tak więc proszę się nie obawiać: Bóg na pewno kocha kobiety tak samo mocno jak mężczyzn. A to, że kobieta ma być „pomocą” dla mężczyzny, czyli jego małżonką, to chyba nic poniżającego, no, chyba, że dla smutnych feministek.

Inny z czytelników "Gościa" dzieli się następującą wątpliwością: "Wobec ludzi zastosowano zasadę zbiorowej odpowiedzialności, mam na myśli „naznaczenie” ludzi grzechem pierworodnym. To przeczy regułom sprawiedliwości".

Odpowiadam więc: prawda o grzechu pierworodnym ulega zbanalizowaniu, kiedy traktujemy ją tak: Adam zgrzeszył, Pan Bóg się pogniewał i wszystkich ukarał. Grzech pierworodny mówi o działaniu zła (grzechu), a nie o działaniu Boga. Zło ma to do siebie, że szkodzi innym. Skutki każdego grzechu nie ograniczają się osoby, która go popełniła. To nie Bóg naznaczył ludzi „grzechem pierworodnym”, ale to owoc grzechu człowieka.

To jest jakaś tajemnica solidarności w złu, misterium nieprawości. Patrząc na historię ludzkości, widać jak grzech jednego człowieka zatruwa życie innym, nieraz na zawsze. Zgadza się, to niesprawiedliwość, ale nie Boga, ale człowieka, który popełnia zło. Na szczęście grzech ostatecznie nie ma przyszłości i historia dzięki Chrystusowi to nie tylko historia grzechu, ale także historia zbawienia.


25 grudzień. Święty Piotr Nolasco - Opiekun niewolników

Piotr z Nolasco urodził się w irlandzkiej rodzinie, która w XI wieku przeniosła się do Hiszpanii. Nikt wtedy nie przypuszczał, że za kilkadziesiąt lat stanie się na zawsze bezsprzecznym symbolem chrześcijańskiego miłosierdzia.

 

W wieku 20 lat Piotr został sierotą. Już wtedy dał dowód szczególnej wrażliwości na ludzka niedolę – swój majątek rozdzielił między ubogich, a sam w 1209 roku wyruszył z krucjatą Szymona z Montfort przeciwko albigensom.

Wtedy też dowiedział się Piotr o trudach, które muszą znosić chrześcijanie w arabskiej niewoli. By osobiście zbadać sprawę wyruszył do południowej Hiszpanii. Stwierdziwszy, że posłyszane przez niego opowieści są prawdziwe, Piotr rozpoczął na wielką skalę akcję wykupu niewolników.

W przekonaniu, że postępuje słusznie utwierdziło Piotra widzenie w nocy z 1 na 2 sierpnia 1218 roku. Świętemu ukazała się bowiem Matka Boska, która poleciła Piotrowi założenie nowego zakonu, zajmującego się właśnie wykupem niewolników. Jeszcze tego samego roku, dzięki pomocy króla Aragonii Jakuba I oraz św. Rajmunda z Penafort, który napisał dla zakonu regułę, mogło dojść do utworzenia nowego zgromadzenia – Zakonu Najświętszej Marii Panny od Wykupu Niewolników. Świętego Piotra i jego 12 współbraci nazywano w skrócie Mercedariuszami.

Zakon zatwierdził papież Grzegorz IX w 1235 roku. Liczne przywilej umożliwiały Mercedariuszom prężny rozwój. Podczas jednej z krucjat, po wyzwoleniu spod władzy Arabów Walencji, król Jakub ofiarował jeden z tamtejszych meczetów na klasztor dla zakonników. Dzięki temu Piotr mógł prowadzić swoją działalność na szerszą skalę, co zaowocowało wykupem z niewoli kilku tysięcy chrześcijan.

O ostatnich latach życia św. Piotra wiadomo niewiele. Przypuszcza się, że zmarł między 1249 a 1258 rokiem. Pewna jest natomiast data dzienna jego śmierci – 25 grudnia. Wtedy też katolicy obchodzą jego wspomnienie.


Święty Piotr Czcigodny

Ci, którzy go znali, wysławiali jego pańską łagodność, spokojną równowagę, panowanie nad sobą, prawość, lojalność, przytomność umysłu i szczególną skłonność do medytacji.

 

Drodzy bracia i siostry, postać Piotra Czcigodnego, którą chcę przedstawić w dzisiejszej katechezie, prowadzi nas znowu do słynnego opactwa w Cluny, do jego „dostojeństwa” (decor) i do jego „jasności” (nitor) – by użyć terminologii pojawiającej się w tekstach z Cluny – dostojeństwa i blasku, które podziwiać można przede wszystkim w pięknie liturgii, uprzywilejowanej drogi do osiągnięcia Boga. Bardziej jednak od tych aspektów osobowość Piotra przywołuje świętość wielkich opatów kluniańskich: w Cluny „nie było ani jednego opata, który nie byłby święty” – stwierdzał w 1080 roku papież Grzegorz VII. W gronie tym znajduje się Piotr Czcigodny, który ma w sobie po trosze wszystkie cnoty swych poprzedników, aczkolwiek już za jego czasów, w obliczu nowych zakonów, jak w Cîteaux, Cluny zaczęło odczuwać pewne objawy kryzysu. Piotr to podziwu godny wzór ascety rygorystycznego wobec samego siebie i wyrozumiałego dla innych. Urodzony około roku 1094 we francuskim regionie Owernii, jako dziecko wstąpił do klasztoru w Sauxillanges, gdzie został mnichem, a następnie przeorem. W 1122 roku wybrano go na opata Cluny i na tym urzędzie pozostał do śmierci, która nastąpiła w dniu Bożego Narodzenia 1156 roku, jak sam tego pragnął. „Miłośnik pokoju – pisze jego biograf Rudolf – osiągnął pokój w chwale Bożej w dniu pokoju” (Vita, I, 17; PL 189,28).

Ci, którzy go znali, wysławiali jego pańską łagodność, spokojną równowagę, panowanie nad sobą, prawość, lojalność, przytomność umysłu i szczególną skłonność do medytacji. „W samej mojej naturze leży – pisał – że skłonny jestem raczej do wyrozumiałości; pobudza mnie do tego przyzwyczajenie do przebaczania. Zaprawiony jestem do tego, aby znosić i wybaczać” (Ep. 192, w: The Letters of Peter the Venerable, Harvard University Press, 1967, s. 446). Mawiał też: „Z tymi, którzy nienawidzą pokoju, chcielibyśmy, na ile to możliwe, zachować zawsze pokój” (Ep. 100, l.c., s. 261). O sobie zaś pisał: „Nie należę do tych, którzy nie są zadowoleni ze swojego losu (...), których duch wciąż jest niespokojny bądź wątpi i którzy narzekają, że wszyscy pozostali odpoczywają, a tylko oni jedni muszą pracować” (Ep. 182, s. 425). Mając wrażliwy i uczuciowy charakter, potrafił łączyć miłość do Pana z czułością wobec najbliższych, szczególnie matki i wobec przyjaciół. Pielęgnował przyjaźń, zwłaszcza ze swymi mnichami, którzy zwykli byli zwierzać mu się, pewni, że zostaną wysłuchani i zrozumiani. Według świadectwa biografa, „nie gardził nikim i nikogo nie odpychał” (Vita, I, 3: PL 189,19); „dla wszystkich był serdeczny; w swej wrodzonej dobroci był otwarty na wszystkich” (ibid., I, 1: PL, 189,17).

Moglibyśmy powiedzieć, że ten święty opat stanowi wzór także dla mnichów i chrześcijan naszych czasów, naznaczonych burzliwym tempem życia, gdzie nierzadkie są epizody nietolerancji i braku porozumienia, podziały i konflikty. Jego świadectwo zachęca nas, byśmy umieli łączyć miłość do Boga z miłością do bliźniego i nie ustawali w nawiązywaniu stosunków braterstwa i pojednania. Tak bowiem rzeczywiście postępował Piotr Czcigodny, któremu przyszło kierować klasztorem w Cluny w latach dla opactwa niezbyt spokojnych z różnych powodów zewnętrznych i wewnętrznych, potrafiąc być jednocześnie surowym i obdarzonym głębokim człowieczeństwem. Zwykł mawiać: „Z człowieka wydobyć można więcej, tolerując go, niż irytując go narzekaniem” (Ep. 172, l.c., s. 409). Ze względu na swój urząd musiał często podróżować do Włoch, Anglii, Niemiec, Hiszpanii. Przymusowe porzucenie kontemplacyjnego spokoju bardzo mu ciążyło. Wyznawał: „Jeżdżę z miejsca na miejsce, męczę się, niepokoję, dręczę się, rzucany tu i tam; raz myślę o własnych sprawach, kiedy indziej o innych, nie bez wielkiego wzburzenia własnej duszy” (Ep. 91, l.c., s. 233). Choć musiał lawirować między władzami i panami, którzy sąsiadowali z Cluny, to udawało mu się, dzięki poczuciu miary, wielkoduszności i realizmowi, zachować zwykły spokój. Wśród tych, z którymi utrzymywał kontakt, był Bernard z Clairvaux, z którym łączyła go coraz większa przyjaźń, mimo odmiennego temperamentu i spojrzenia. Bernard nazywał go „ważnym mężem, zaprzątniętym ważnymi sprawami” i darzył go wielkim szacunkiem (Ep. 147, wyd. Scriptorium Claravallense, Milano 1986, VI/1, ss. 658-660), podczas gdy Piotr Czcigodny nazywał Bernarda „kagankiem Kościoła” (Ep. 164, s. 396), „mocnym i wspaniałym filarem mniszego stanu i całego Kościoła” (Ep. 175, p. 418).

Z żywym zmysłem kościelnym Piotr Czcigodny twierdził, że przypadki ludu chrześcijańskiego winni odczuwać „w głębi serca” ci, którzy zaliczają się „do członków ciała Chrystusa” (Ep. 164, l.c., s. 397). I dodawał: „Nie ożywił duch Chrystusa tego, kto nie odczuwa ran ciała Chrystusa”, gdziekolwiek by one występowały (tamże.). Okazywał też troskę o tych, którzy byli poza Kościołem, zwłaszcza o Żydów i muzułmanów: chcąc przyczynić się do poznania tych ostatnich, zatroszczył się o przekład Koranu. Ostatnio jeden z historyków zauważył: „Pośród nieprzejednania ludzi średniowiecza – nawet największych z nich – podziwiamy tu wzniosły przykład delikatności, do jakiej prowadzi miłość chrześcijańska” (J. Leclercq, Pietro il Venerabile, Jaca Book, 1991, s. 189).

Do innych drogich mu aspektów życia chrześcijańskiego należały miłość do Eucharystii i nabożeństwo do Maryi Panny. Na temat Najświętszego Sakramentu pozostawił nam karty, stanowiące „jedno z arcydzieł literatury eucharystycznej wszech czasów” (tamże., s. 267), o Matce Bożej zaś napisał oświecające refleksje, rozważając Ją zawsze w ścisłym związku z Jezusem Odkupicielem i z Jego dziełem zbawienia. Wystarczy przytoczyć to jego natchnione uniesienie: „Zdrowaś, Panno błogosławiona, któraś przepędziła przekleństwo, Matko Najwyższego, oblubienico najcichszego Baranka. Tyś pokonała węża, zmiażdżyłaś mu głowę, gdy Bóg z Ciebie narodzony, go unicestwił! (...) Gwiazdo jaśniejąca ze wschodu, która przeganiasz cienie zachodu. Jutrzenko, która poprzedzasz słońce, dniu, który nie zna nocy! (...) Proś Boga, który się z Ciebie narodził, aby odpuścił nasz grzech i po wybaczeniu obdarzył nas łaską i chwałą” (Carmina, PL 189, 1018-1019).

Piotr Czcigodny żywił też upodobanie do pracy literackiej i miał do tego talent. Zapisywał swe refleksje, przekonany o znaczeniu posługiwania się piórem niemal jak pługiem, aby „rzucać na papier ziarno Słowa” (Ep. 20, s. 38). Chociaż nie był teologiem systematycznym, był wielkim badaczem tajemnicy Bożej. Korzenie jego teologii znajdują się w modlitwie, zwłaszcza liturgicznej, a spośród tajemnic Chrystusa szczególnie upodobał sobie Przemienienia, w którym widoczne już było Zmartwychwstanie. To on właśnie ustanowił w Cluny to święto, układając specjalne nabożeństwo, w którym znajduje odbicie typowa pobożność teologiczna Piotra i zakonu z Cluny, nastawiona całkowicie na rozważanie chwalebnego oblicza (gloriosa facies) Chrystusa, znajdując w nim uzasadnienie tej żarliwej radości, która wyróżniała jego ducha i promieniowała z liturgii klasztornej.

Drodzy bracia i siostry, ten święty mnich jest niewątpliwie przykładem monastycznej świętości, czerpiącej pokarm ze źródeł tradycji benedyktyńskiej. Według niego ideał mnicha polegał na „mocnym przylgnięciu do Chrystusa” (Ep. 53, l.c., s. 161), na życiu klauzurowym wyróżniającym się „mniszą pokorą” (tamże ) i pracowitością (Ep. 77, l.c., s. 211), jak również atmosferą milczącej kontemplacji i stałego wysławiania Boga. Pierwszym i najważniejszym zajęciem mnicha jest, według Piotra z Cluny, uroczyste sprawowanie Bożego Oficjum (modlitw) – „dzieła niebieskiego i ze wszystkich najpożyteczniejszego” (Statuta, I, 1026) – któremu winny towarzyszyć lektura, medytacja, modlitwa osobista i dyskretnie odbywana pokuta (por. Ep. 20, l.c., s. 40). W ten sposób całe życie okazuje się przepojone głęboką miłością Boga i miłością do innych, miłością, która wyraża się w szczerym otwarciu na bliźniego, w przebaczeniu i w poszukiwaniu pokoju. Kończąc moglibyśmy powiedzieć, że jeżeli ten styl życia w połączeniu z codzienną pracą stanowi dla św. Benedykta ideał mnicha, to dotyczy to także nas wszystkich, może być, w dużej mierze, stylem życia chrześcijanina, pragnącego stawać się autentycznym uczniem Chrystusa, które cechują właśnie trwałe przylgnięcie do Niego, pokora, pracowitość oraz zdolność przebaczania i pokoju.



 

26 grudzień. Święty Szczepan - pierwszy męczennik

Urodził się w Jerozolimie. Był jednym z 7 diakonów, których Apostołowie wybrali do pomocy w głoszeniu Ewangelii oraz do posługi ubogim, o czym wspominają Dzieje Apostolskie.

 

Jego pragnieniem było między innymi zreformowanie judaizmu. Prawowierni Żydzi za głoszenie chrześcijaństwa uwięzili go i oskarżyli o bluźnierstwo i występowanie przeciw Prawu i Świątyni. Postawiony przed Sanhedrynem wykazywał, że posłannictwo Jezusa było Bożym planem, a Żydzi, podobnie jak ich przodkowie, ustawicznie się im sprzeciwiają. A gdy w uniesieniu stwierdził, że widzi, jak otwierają się niebiosa, w których Jezus zasiada po prawicy Boga, rozwścieczyło to jego sędziów do tego stopnia, że bezzwłocznie wyprowadzono go za mury miasta i ukamienowano. Podczas kamienowania Szczepan modlił się by grzechy jego prześladowców zostały im wybaczone. Zginął w 36 roku. Przy jego śmierci miał być obecny (jako młodzieniec) Szaweł, późniejszy Apostoł Narodów.

Jest pierwszym chrześcijańskim męczennikiem – z tego względu określany jest mianem Protomartyr, co tłumaczy się właśnie jako „pierwszy męczennik”. Jego grób odkryto w roku 415. Ze staropolskich zwyczajów związanych z dniem świętego Szczepana warto wymienić te, podczas których rzucano w kościele w czasie Mszy świętej zboże na pamiątkę kamienowania lub, gdy w domach smarowano miodem deski przybite do belek stropowych i kiedy rzucone na nie ziarno przylegało, oznaczać miało to zapowiedź dobrych zbiorów.

W ikonografii przedstawia się Szczepana jako młodzieńca ubranego w dalmatykę (szatę liturgiczną diakona), lub w białą tunikę, zaś jako jego atrybuty występują księga, kamienie (spoczywające na niej, lub trzymane przez niego w rękach), a także gałązka palmowa. Jest patronem diakonów, woźniców, murarzy, krawców, kamieniarzy, tkaczy, kucharzy oraz diecezji wiedeńskiej.

Refleksja:

To, co w postawie świętego Szczepana może w nas, współcześnie żyjących, wzbudzić podziw, to jego niespotykana aktywność oraz fakt, iż zapoczątkował tak wiele działań, które kontynuowane są w Kościele katolickim do dzisiaj. Głosił Ewangelię Jezusa obficie korzystając ze Starego Testamentu. Dlatego można go, z przymrużeniem oka, zaliczyć do pierwszych biblistów.

Ów pierwszy męczennik może też uchodzić za jednego z pierwszych mistyków - widział otwarte niebo. Angażował się także w służbę społeczną i posługę ubogim, a przecież działalność charytatywna po dziś dzień jest jednym z najistotniejszych punktów wśród działań podejmowanych przez Kościół.

Dał także heroiczny przykład, w jaki sposób należy wybaczać swym prześladowcom i wrogom – coś, co nam, współczesnym, przychodzi zwykle z niebywałym trudem, czasem zaś nie potrafimy tego zrobić wcale...


27 grudzień. Święty Jan Apostoł i Ewangelista

Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich umieszcza św. Jana zaraz po św. Piotrze. I takie chyba miejsce mu się należy. Nie tylko bowiem pierwszy poszedł za Chrystusem Panem, ale zostawił nam o Nim najdoskonalsze świadectwo w swojej Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o swoje trzy Listy i Apokalipsę.

 

Jeśli chodzi o zestaw tekstów ewangelicznych, w których jest mowa o św. Janie, to również liczba ich stawia go zaraz po św. Piotrze na miejscu drugim. Łącznie we wszystkich Ewangeliach o św. Piotrze jest wzmianka aż na 68 miejscach (193 wiersze), o św. Janie na 31 miejscach (90 wierszy), o św. Andrzeju na miejscach 9 (21 wierszy) itp.

Przypatrzmy się teraz opisom Ewangelicznym, w których jest mowa o św. Janie Apostole. Oto najpierw powołanie św. Jana: „Nazajutrz Jan (Chrzciciel) znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?” - Oni odpowiedzieli do niego: „Rabbi!” - to znaczy: Nauczycielu - „gdzie mieszkasz?”. Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka i od tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej”.

Z tego cennego tekstu dowiadujemy się, że św. Jan był uprzednio uczniem św. Jana Chrzciciela. Musiał należeć do najbardziej zaufanych jego uczniów, skoro św. Jan Chrzciciel z nimi tylko i ze św. Andrzejem przebywał właśnie wtedy nad rzeką Jordanem. Św. Jan nie podaje swojego imienia. Taki bowiem ma zwyczaj. Jednak jako świadek naoczny wymienia nawet dokładnie godzinę, kiedy ten wypadek miał miejsce. Godzina rzymska dziesiąta, to nasza godzina szesnasta.

Po pierwszym spotkaniu z Chrystusem św. Jan jeszcze nie na stałe był uczniem Pana Jezusa. Musiał zapewne załatwić przedtem swoje sprawy rodzinne. O jego ostatecznym powołaniu piszą św. Mateusz i św. Łukasz: „Gdy Jezus przechodził koło Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci — Szymona zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieci w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdżcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stąd dalej, ujrzał innych dwóch braci — Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca, i poszli za Nim”.

Informacja ta przydaje nowych szczegółów odnośnie św. Jana Apostoła. Był rybakiem i to zamożnym, skoro stać go było na własną łódź i sieci. Ojcem jego był Zebedeusz, a bratem św. Jakub Starszy, także Apostoł”. Niektórzy sądzą, że był on dostawcą ryb na stół arcykapłana. Wykluczyć tego nie można.

Św. Jan jest świadkiem wskrzeszenia córki Jaira wśród trzech wybranych: „I nie pozwolił nikomu iść ze sobą, z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego”.

Św. Jan jest również świadkiem wybranym z trzema wspomnianymi Apostołami przemienienia Pańskiego: „W jakieś osiem dni po tych mowach wziął ze sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić”.

Kiedy Jan wyraża zgorszenie, że ktoś obcy ma odwagę wypędzać czarty w imię Chrystusa, gdyż sądził, że jest to przywilej samego Pana Jezusa i Jego uczniów, otrzymał odpowiedź od Chrystusa by mu tego czynić nie zabraniano: „Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w imię Twoje wyrzucał złe duchy i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami. Lecz Jezus odrzekł: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”.

Matka św. Jana i Jakuba prosi Chrystusa, aby jej synowie byli kiedyś w Jego królestwie najbliższymi jego ministrami. Musiało to dziać się za zgodą św. Jana i Jakuba. Bowiem Chrystus Pan do nich się wtedy wprost zwrócił: „Nie wiecie o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale (dostanie się ono) tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. Gdy dziesięciu (pozostałych) to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.

Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich umieszcza św. Jana zaraz po św. Piotrze. I takie chyba miejsce mu się należy. Nie tylko bowiem pierwszy poszedł za Chrystusem Panem, ale zostawił nam o Nim najdoskonalsze świadectwo w swojej Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o swoje trzy Listy i Apokalipsę.

Szczegół ten nam zdradza, że nie całkiem bezinteresownie przystąpił św. Jan i trwał w początkach przy Chrystusie. Przekonany, że wskrzesi On królestwo Dawida, chciał być przy boku Chrystusa pierwszym Jego ministrem. Sam wstydząc się o to prosić, wezwał interwencji swojej matki. Potem zrozumie, że chodzi o królestwo Boże, duchowe, o zbawienie ludzi i odda się tej wielkiej sprawie aż do ostatniej godziny życia. Św. Marek pisze, że oni sami: Jan i Jakub zwrócili się do Chrystusa Pana z tą dziwną prośbą. Pan Jezus wykorzystał tę okazję, aby pouczyć Apostołów: „Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.

 

Chrystus Pan nadał św. Janowi i Jakubowi, jego bratu, imię drugie: „Synowie gromu”, a to w następującej okazji: „Gdy dopełniał się czas Jego wzięcia (z tego świata), postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to uczniowie, Jakub i Jan, rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy zabronił im, mówiąc: „Nie wiecie, czyjego ducha jesteście; Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze, lecz zbawiać”. Być może, że do tego wypadku nawiązuje św. Marek, kiedy w spisie Apostołów do imion św. Jana i Jakuba dodaje: „którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu”.

Św. Jan zostaje wyznaczony ze św. Piotrem, aby przygotowali Paschę wielkanocną: „Tak nadszedł dzień Przaśników, w którym należało ofiarować Paschę. Jezus posłał Piotra i Jana z poleceniem: „Idźcie i przygotujcie nam Paschę, abyśmy mogli ją spożyć”. Oni Go zapytali: „Gdzie chcesz, abyśmy ją przygotowali?”. Odpowiedział im: „Oto, gdy wejdziecie do miasta, spotka się z wami człowiek niosący dzban wody. Idźcie z nim do domu, do którego wejdziecie i powiecie gospodarzowi: „Nauczyciel pyta cię: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam salę dużą, usłaną, tam przygotujecie. Oni poszli, znaleźli tak, jak im powiedział i przygotowali Paschę”.

Kiedy z góry Oliwnej patrzyli Apostołowie na Jerozolimę i podziwiali jej budowle, Pan Jezus przepowiedział jej zgubę. Wtedy na osobności pytali uczniowie: Piotr, Jakub, Jan i Andrzej: „Powiedz nam, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?”.

Jan był umiłowanym uczniem Pana Jezusa. Miał też szczęście spocząć przy Ostatniej Wieczerzy na piersi Jezusowej. Sam nam to opisuje: „To powiedziawszy Jezus doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was mnie zdradzi”. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewnie, o kim mówi. Jeden z uczniów Jego — ten, którego Jezus miłował — spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: „Kto to jest? O kim mówi?”. Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: „Panie, kto to jest?”. Jezus odparł: „To ten, dla którego umaczam kawałek (chleba) i podam mu”. Umoczywszy więc kawałek (chleba), wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty”.

Św. Jan był w trójce wybranych Apostołów, którzy byli świadkami konania Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym: „Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana, i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie”.

Św. Jan wprowadza Piotra na podwórze arcykapłana jako znajomy tegoż arcykapłana: „A szedł za Jezusem Szymon Piotr razem z innym uczniem. Uczeń ten był znany arcykapłanowi, podczas gdy Piotr zatrzymał się przed bramą na zewnątrz. Wszedł więc ów drugi uczeń, znany arcykapłanowi, pomówił z oddźwierną i wprowadził Piotra do środka”. Wiemy, że stało się to okazją do fatalnego zaparcia się Chrystusa przez Księcia Apostołów.

Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich umieszcza św. Jana zaraz po św. Piotrze. I takie chyba miejsce mu się należy. Nie tylko bowiem pierwszy poszedł za Chrystusem Panem, ale zostawił nam o Nim najdoskonalsze świadectwo w swojej Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o swoje trzy Listy i Apokalipsę.

 

Tylko św. Jan pozostał do końca wierny Chrystusowi i stał przy Nim pod krzyżem. Dlatego zasłużył sobie na najwyższe wyróżnienie, gdy otrzymał polecenie, aby zaopiekował się Matką Pana Jezusa. Opisuje nam to sam Apostoł: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. Od tej godziny uczeń wziął ją do siebie”

Po zmartwychwstaniu Pana Jezusa św. Jan jest jednym z najpierwszych świadków a z mężczyzn obok św. Piotra pierwszy, który pobiegł do grobu opustoszałego przez Zbawiciela. Powiadomiony bowiem przez Marię Magdalenę udał się, aby sprawę niezwłocznie zbadać: „A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie go złożono”. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna... Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który pierwszy przybył do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd jeszcze nie rozumieli Pisma (które mówi), że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie”.

Do najciekawszych scen ewangelicznych należy tajemnicza przepowiednia, jaką Chrystus zostawił odnośnie ostatnich lat na ziemi Apostoła: „Piotr obróciwszy się zobaczył idącego za sobą ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi, i powiedział: „Panie, kto to jest ten, który cię zdradził?”. Gdy więc go Piotr ujrzał, rzekł do Jezusa: „Panie, a co z tym będzie?” Odpowiedział mu Jezus: „Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną”. Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, ale: „Jeśli ja chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego?”.

Z trudnego tego tekstu wynikałoby, że św. Jan jako starzec po śmierci męczeńskiej Apostołów zrozumiał zagadkowe słowa Pana Jezusa, że nie umrze, dopóki nie ujrzy Chrystusa powracającego ponownie na ziemię na sąd ostateczny. Wyraz swojej tęsknocie da Święty w jednym z ostatnich wierszy, jaki skreśli swoją starczą ręką, kiedy w Apokalipsie napisze: „Amen - Przyjdź, Panie Jezu!”.

W Dziejach Apostolskich św. Jan występuje zaraz obok św. Piotra jako jego nieodstępny towarzysz. I tak razem wchodzą do świątyń i, aby się modlić, i dokonują cudu uzdrowienia paralityka. Jan z Piotrem zostaje delegowany przez Apostołów dla udzielenia sakramentu Bierzmowania w Samarii. Razem przemawiali do ludu i zostali pojmani, i wtrąceni do więzienia.

Także i w Listach Apostolskich jest mowa o św. Janie. I tak św. Paweł w Liście do Galatów wyznaje, że w Jerozolimie spotkał się ze św. Piotrem, Jakubem i Janem. Nazywa go filarem Kościoła, podobnie jak tamtych dwóch. Z listów trzech, które św. Jan pozostawił, dowiadujemy się, że jako starzec kierował niektórymi gminami Kościoła.

Z Apokalipsy natomiast dowiadujemy się, że tymi Kościołami były gminy chrześcijańskie w Małej Azji w prowincjach rzymskich: Azji, gdzie były miasta - Efez, Smyrna i Pergamin; w Lidii, gdzie były miasta - Tiatyra, Sardes i Filadelfia; oraz we Frygii, gdzie było miasto Laodycea. Wskazujemy na te miasta, które św. Jan wymienia.

Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich umieszcza św. Jana zaraz po św. Piotrze. I takie chyba miejsce mu się należy. Nie tylko bowiem pierwszy poszedł za Chrystusem Panem, ale zostawił nam o Nim najdoskonalsze świadectwo w swojej Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o swoje trzy Listy i Apokalipsę.

 

Tak więc, zbierając wszystko, co z Pisma świętego wiemy o św. Janie, możemy streścić, że był on z zawodu rybakiem, urodzony w jednym z miast (prawdopodobnie Betsaida) nad Jeziorem Galilejskim. Jego rodzicami byli: Zebedeusz i Salome, która nie opuszczała Chrystusa i była także świadkiem Jego śmierci jak i zmartwychwstania. Bratem św. Jana był św. Jakub Starszy. Był zapewne najmłodszym z uczniów Pana Jezusa, dlatego Chrystus go szczególnie miłował. Pierwszy przystał też do grona Jego Apostołów. Po Zesłaniu Ducha Świętego nauczał w Judei i tam go jeszcze spotkał św. Paweł. W Apokalipsie wyznaje, że był na wyspie Patmos i tam miał objawienie odnośnie losów Kościoła. Tyle o św. Janie dowiadujemy się z ksiąg Pisma świętego.

Według świadectwa pierwszych Ojców Kościoła: św. Papiasza (ok. 80-160), św. Polikarpa (ok. 70-166) i św. Ireneusza (ok. 115-202), z których dwaj pierwsi szczycą się, że byli uczniami św. Jana, oraz według pism apokryficznych, św. Jan w czasie wybuchu powstania żydowskiego przeciwko Rzymianom w 66 roku był w Jerozolimie. Wraz z chrześcijanami udał się zapewne do Pelli w Zajordanii, gdzie przebywał do końca wojny, to jest do roku 70. Później przez Azję Mniejszą przybył do Efezu, gdzie pozostawał aż do zesłania go na wyspę Patmos przez cesarza Domicjana (81-96). Po śmierci cesarza wrócił do Efezu, by tu już za panowania cesarza Trajana (98-117) zakończyć życie. Potwierdzenie na to mamy w dziele św. Ireneusza i w świadectwie Polikratesa, biskupa Efezu (ok. 190).

W wieku II/III powstał w Małej Azji apokryf: Dzieje Jana, kiedyś bardzo popularny, o zabarwieniu gnostyckim. Przytacza go między innymi Focjusz. Do naszych czasów dochowały się tylko jego znaczne fragmenty. Według tego pisma Domicjan miał najpierw wezwać św. Jana do Rzymu. Kiedy w tym mieście zadziwił Apostoł wszystkich niezwykłymi cudami, cesarz nie miał odwagi skazać go na śmierć, ale zesłał go na wyspę Patmos. Za panowania cesarza Trajana św. Jan wrócił do Efezu, nawiedził wiele miast i uczynił wiele cudów. Właśnie te cuda i wygłaszane z ich okazji nauki Apostoła są główną treścią apokryfu.

Pisma wspomnianych Ojców Kościoła, apokryfu Dzieje Jana i inne, powstałe w latach późniejszych, mówią o tym, że Domicjan usiłował najpierw otruć św. Jana, potem kazał gotować Apostoła we wrzącym oleju. Z tych źródeł dowiadujemy się również, że św. Jan zwykł swoim uczniom nieustannie powtarzać: „Synaczkowie moi, miłujcie się wzajemnie”. Kiedy go zapytano, dlaczego to zdanie tak często powtarza, miał odpowiedzieć, że gdy to zachowają, wypełnią wszystko; będą godnymi uczniami Chrystusa. Kiedy pewnego dnia Jan odpoczywał, swój wypoczynek tłumaczył uczniom, że łuk nie może być stale napięty. Z tychże źródeł dowiadujemy się, że Święty miał wśród uczniów młodzieńca, którego bardzo miłował. Ten jednak pod wpływem złego towarzystwa zszedł na manowce. Apostoł tak długo szukał zbłąkanej owcy, aż ją odnalazł.

Tradycja uzupełnia nam dane biograficzne o św. Janie. Dowiadujemy się z niej, że św. Jan ok. 70 roku naszej ery przybył do Efezu, że za panowania cesarza Domicjana (81-96) lub Nerwy (96-98) został skazany na banicję na skalistą odludną wyspę Patmos i tam napisał Apokalipsę. Napisał swoją Ewangelię prawdopodobnie jeszcze w Efezie, dokąd przybył przed rokiem 70. Miał już w ręce trzy Ewangelie synoptyków. Dlatego św. Jan nie powtarza ich, ale raczej uzupełnia podane przez nich szczegóły, podaje nowe, przez nich opuszczone, a przede wszystkim przekazał nam przemówienia Pana Jezusa, w których jest wyjaśnione Jego posłannictwo i akcja zbawienia świata.

Chociaż nigdzie nie podaje św. Jan w Ewangelii swojego imienia wprost, to jednak przypomina nam je pośrednio, gdy podaje imiona innych Apostołów. Nadto szczegóły są podane w tak zdumiewających detalach, że mógł się w nich orientować tylko świadek naoczny tym bardziej, że wydarzenia w Ziemi Świętej zmieniały się z błyskawiczną wprost szybkością. Zresztą św. Jan sam pisze, że był świadkiem naocznym wydarzeń. Dlatego jest wiarygodny. Najpierwsi pisarze starożytnego chrześcijaństwa potwierdzają, że autorem Ewangelii czwartej jest św. Jan. Zna tę Ewangelię już św. Ignacy Męczennik i cytuje w swoich listach (+ ok. 117). Zna ją także św. Justyn (+ ok. 165). Autora jej wprost wymienia fragment Muratoriego (160-180). Ta sama zgodność panuje odnośnie Listów św. Jana i Apokalipsy, czyli Księgi Objawienia.

Listy św. Jana mogły być pisane z Efezu lub może raczej z wyspy Patmos, gdzie według tradycji chrześcijańskiej Domicjan kazał wywieźć św. Jana (81-96).

Odnośnie Apokalipsy panowało dotąd powszechne przekonanie, że wizje te dotyczą najbliższej przyszłości Kościoła. Zdaje się na to wskazywać sam św. Jan, kiedy pisze: „Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał mu Bóg, aby ukazać swoim sługom, co musi stać się niebawem”. Być może Jan był przekonany, że czasy w których mu przyszło spędzić starość, są ostatecznymi. Dzisiaj jednak wśród biblistów panuje przekonanie, że Apostoł chciał wykazać Kościołowi Chrystusowemu, który był wtedy w ucisku krwawych prześladowań, że jest to jedynie odcinek wielkiej walki, jaką toczą moce piekielne z niebem, szatan z Bogiem. Walkę tę jednak zakończy Chrystus swoim przyjściem i swoim ostatecznym wielkim zwycięstwem.

Według podania cesarz Nerwa (96-98) miał uwolnić św. Jana z wygnania. Wtedy Apostoł wrócił do Efezu i tam zmarł zapewne na początku panowania Trajana (98-117). Pierwszą wzmiankę o grobie św. Jana w Efezie podaje nam Polikrates, biskup Efezu, już ok. 191 roku w liście do papieża św. Wiktora I (+ 199). Papież św. Celestyn I w swoim liście do ojców soboru zgromadzonych w Efezie (8 maja 431 roku) winszuje im, że mogą uczcić relikwie św. Jana. Św. Grzegorz z Tours (+ 594) wspomina o cudach, jakie działy się na grobie św. Jana Apostoła. Badania archeologiczne, przeprowadzone w roku 1936, potwierdziły istnienie wspomnianego grobu. Dzisiaj pozostały tylko gruzy po wielkiej metropolii i mała wioska turecka. Panowanie tureckie zniszczyło wszystko.

Najczęściej ikonografia przedstawia św. Jana Apostoła jako Ewangelistę z symbolem orła. Symbol ten nawiązuje do tajemniczej wizji „Syna Człowieczego”, jaką miał prorok Ezechiel, o której pisze również św. Jan Apostoł. Już Ojcowie Kościoła odnoszą symbole wspomnianych tam postaci do Ewangelistów (np. św. Ireneusz + 202). Powszechnie przyjęła się aplikacja św. Hieronima w oparciu o treść początkowych opisów Ewangelii. I tak postać człowieka przyjęto jako symbol św. Mateusza (genealogia Chrystusa), lew - Marka (Jan Chrzciciel na pustyni), wół - św. Łukasz (kapłańska ofiara Zachariasza) i orzeł, jako symbol św. Jana Apostoła, gdyż Ewangelię swoją rozpoczyna od Słowa, które zeszło na ziemię, aby stać się Ciałem i zamieszkać wśród nas. Teologiczną głębią wzniósł się św. Jan ponad wszystkich Ewangelistów. Św. Jan również bywa przedstawiony z kielichem i wężem. Według podania bowiem, zanim cesarz Domicjan skazał Apostoła na wygnanie, zamierzał go przedtem otruć, ale kielich pękł i wino się rozlało w chwili, gdy Apostoł nad nim uczynił znak krzyża świętego. Według innej wersji pewien pogański kapłan w ten sposób chciał się pozbyć ostatniego Apostoła. Na tę pamiątkę w wielu kościołach w tym dniu podaje się do picia wiernym poświęcone wino w kielichu. Zapewne jednak jest to legenda podobnie jak ta, że miał być smażony w kotle w gotowanej oliwie i wyjść z niego młodszym (było kiedyś święto Św. Jana w Oleju).

Najwspanialsza świątynia, jaką ma św. Jan Apostoł na świecie to bazylika w Rzymie na Lateranie pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela i Św. Jana Apostoła. Nadto w Rzymie ma św. Jan Ewangelista świątynię Ante Porta Latinam, gdzie miano męczyć św. Jana we wrzącym oleju; S. Giovanni dei Fiorentini i inne. Najstarszy wizerunek św. Jana znajduje się w pięknie wykonanej barwnej mozaice w Rawennie w kościele Św. Witalisa (w. VI). Tam też widzimy symbol Ewangelisty, orła. Na wyspie Patmos w XI wieku został założony klasztor pod wezwaniem św. Jana Apostoła. Tam pokazują dotąd grotę, gdzie św. Jan miał mieszkać.

Najdawniejszy z apokryfów dotyczący św. Jana Apostoła Dzieje Jana, pochodzi z wieku II. Tam właśnie znajdujemy szczegół o chęci otrucia Apostoła. Inny apokryf głosi, że wrzucony do morza św. Jan szczęśliwie i cało wyszedł z niego.

Szczególniejsze nabożeństwo do św. Jana miały m.in. św. Gertruda i św. Małgorzata Alacoque. Właśnie w dniu jego święta miały one swoje objawienia dotyczące kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Do roku 1969 św. Jan Apostoł miał dwa swoje święta: 6 maja Św. Jana w Oleju i śmierci św. Jana (27 grudnia). Legendę, jakoby św. Jan miał być palony - gotowany we wrzącym oleju, podaje Tertulian (+ 220). Skąd ją wziął? Nie podaje.


28 grudzień. Święci Młodziankowie, męczennicy

Wymieniać się zwykło św. Szczepana jako pierwszego męczennika. Było to bowiem męczeństwo bezpośrednie, którego ofiarą pada człowiek za swoje zasady i idee. Natomiast św. Młodziankowie oddali życie za Chrystusa Pana pośrednio, okazyjnie.

 

 Siepacze ścigali Chrystusa i byli pewni, że przez wymordowanie wszystkich chłopców w Betlejem, usuną także Pana Jezusa. Nie dzieci były celem zabójstwa, ale Jezus.

Wśród Ewangelistów jedynie św. Mateusz opowiada nam to wydarzenie. Dekret śmierci na niemowlęta wydał król żydowski Herod Wielki, kiedy dowiedział się od Magów, że narodził się Mesjasz, oczekiwany przez naród żydowski. W obawie, aby Dziecię Jezus nie zabrało mu berła i panowania, Herod prosi Magów, aby po oddaniu pokłonu Mesjaszowi powrócili do niego do Jerozolimy i wskazali mu dokładnie w którym ono jest domu, gdyż on także pragnie złożyć Mu pokłon. Jednak Magowie ostrzeżeni przez anioła inną drogą powrócili do swojej krainy. Ten sam anioł nakazał św. Józefowi udać się z Maryją i Bożym Dzieciątkiem natychmiast do Egiptu, gdyż Herod zamierza Jezusa zabić. Herod mógł przez swoich ludzi wypytać się dokładnie, gdzie byli Magowie. Bał się jednak płoszyć mieszkańców. Znany był bowiem powszechnie ze swoich okrucieństw. Wolał więc nocą znienacka nakazać żołnierzom obławę i wymordować wszystkie dzieci do dwóch lat włącznie, pewny, że w ten sposób pozbędzie się także Chrystusa. A oto jak nam Ewangelista sam akt rzezi przypomina.

„Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał (oprawców) do Betlejem i całej okolicy, i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców. Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich nie ma”.

Wydaje się to być legendą. W naszych czasach jest rzeczą nie do pomyślenia tego rodzaju zbrodnia. A jednak byliśmy świadkami zbrodni, wobec której herodowa jest sielanką, kiedy to na rozkaz Hitlera mordowano bezkarnie w specjalnie założonych obozach śmierci miliony ludzi dorosłych, a drugie tyle zadręczono w kaźniach więzień. W owych czasach panowało przekonanie, że własnością króla w danym kraju jest wszystko, co się w nim znajduje, także ludzie. Jeśli mu więc stają na przeszkodzie, a tym bardziej zagrażają jego panowaniu, może z nimi czynić, co mu się podoba, byle się ich pozbyć, a innym dać zastraszający przykład i ostrzeżenie, co ich w podobnej sytuacji może czekać.

Jeśli zaś chodzi o króla Heroda, historia potwierdza, że należał do najokrutniejszych władców, jakich znała Palestyna. Był synem Antypatra, wodza Idumei. Za cel sobie postawił panowanie. Dlatego oddał się w całkowitą służbę Rzymianom. Dzięki nim jako poganin otrzymał panowanie nad Ziemią Świętą i narodem żydowskim z tytułem króla. Wymordował rodzinę królewską: Hirkana II, swojego teścia; Józefa, swojego szwagra; Mariamme, swoją żonę; trzech synów — Aleksandra, Arystobula i Antypatra; arcykapłana, który miał również imię Arystobul; Aleksandrę, matkę Mariamme, i innych. Józef Flawiusz, historyk żydowski, opisuje szczegółowo rządy tego tyrana, o którym cesarz August miał się wyrazić: „Lepiej jest być wieprzem u Heroda, niż jego synem”. Jeszcze przed śmiercią, aby Żydom nie dać okazji do radości, ale by zmusić ich do łez, okrutny tyran kazał zgromadzić na stadionie sportowym przedstawicieli najznakomitszych rodzin i wszystkich wymordować. Tylko okoliczność, że dowódca nie chciał wziąć na siebie ryzyka odpowiedzialności, poleceniu króla Heroda nie stało się zadość.

W takich okolicznościach zabicie garstki dzieci-niemowląt było dla Heroda igraszką.

Bibliści zastanawiają się nad tym, ile mogło być tych niemowląt? Betlejem w owych czasach mogło liczyć ok. 1000 mieszkańców. Niemowląt do dwóch lat w takiej sytuacji mogło być najwyżej ok. 100; chłopców zatem ok. 50. Jest to cyfra raczej maksymalna i trzeba ją prawdopodobnie zaniżyć. Dlatego należy między bajki włożyć legendę o tysiącach, którą nawet podtrzymuje św. Hieronim. Szczegół, że Herod oznaczył wiek niemowląt skazanych na śmierć, jest dla nas o tyle cenny, że pozwala nam w przybliżeniu określić czas narodzenia Pana Jezusa. Pan Jezus mógł mieć już ok. roku. Herod wolał dla „swego bezpieczeństwa” wiek ofiar zawyżyć.

Może jeszcze powstać pytanie, jaki związek z pomordowanymi niemowlętami ma Rachel? Rachel była matką patriarchy Jakuba. Jako taka była więc uważana za matkę narodu żydowskiego. Nadto jej grób znajdował się właśnie w pobliżu Betlejem (5 km od Betlejem w kierunku Jerozolimy) i cieszył się wtedy powszechną czcią. Dlatego św. Mateusz o niej wspomina.

Św. Augustyn poświęca im osobną homilię, w której umieszcza między innymi te piękne słowa: „Najmilsi bracia! Obchodzimy dzisiaj narodziny owych Niemowląt, o których Ewangelia nam opowiada, że zostały zamordowane przez okrutnego króla Heroda. Dlatego niech się raduje Kościół, płodna matka tylu bojowników niebieskich i tak wspaniałych dziwów. Oto ów wróg bezbożny nigdy nie byłby zdolny przez najtkliwszą życzliwość tyle pożytku przynieść tym błogosławionym Młodziankom, ile im przysporzył przez swoją nienawiść. Dzisiejsze święto nas poucza, że w jakiej mierze na błogosławione Niemowlęta rzuciło się zło, w takiej też obfitości spłynęło na nich błogosławieństwo. Błogosławione jesteś, Betlejem ziemi judzkiej! Cierpiałoś z powodu nieludzkiego okrucieństwa Heroda, mordującego twe dzieciny, a równocześnie stałoś się godne przyprowadzić do Pana cały zastęp niewinnych i nieletnich dzieci! Słusznie święcimy narodziny tych dzieci, które szczęśliwiej świat zrodził dla życia wiecznego, niż łona matek dla świata. Zanim bowiem zdołały posiąść używanie życia doczesnego, stały się godne życia wiecznego... Tak więc Niemowlęta, które bezbożność Heroda oderwała od piersi matek, słusznie są nazywane kwiatami męczenników. Są to pierwsze pąki Kościoła rozwinięte wśród niewiary, a przedwcześnie z warzone mroźną zawiścią prześladowania”.

Cześć oddawana św. Niemowlętom już sięga wieku II. Wspomina o niej św. Ireneusz (+ 202) i św. Cyprian (+ 258). Ku ich chwale wystawiono świątynie i klasztory. Papież św. Pius V podniósł ich święto do rangi II klasy z oktawą. Święto Młodzianków obchodzi także Kościół Grecki, Syryjski i Jerozolimski.

Ikonografia bardzo chętnie rzeź niewiniątek przedstawia w malarstwie czy rzeźbie. Moment dramatyczny pobudzał twórczość artystów. Tematu tego nie wstydzili się podejmować nawet artyści tej miary co: Giovanni Francesco Caroto, Mikołaj Poussin, Guido Reni, Dürer, Romanino, Piotr Brueghel, Bartolomeo Schedoni, Rubens itp.

W Padwie w bazylice św. Justyny, jak też w katedrze w Parmie można oglądać ich relikwie. Nikt chyba nie wierzy w ich autentyczność. Są one jednak zabytkiem przeszłości, jak też świadectwem popularności, jaką w dawnych latach cieszył się kult Młodzianków.

Święto Młodzianków, czyli dzieci betlejemskich pomordowanych na rozkaz Heroda, obchodzi Kościół 28 grudnia. Choć jeszcze nieświadome, oddały życie za Chrystusa. Tradycja podkreśla, że otrzymali oni chrzest krwi i nazywa ich "pierwocinami Kościoła". Ich kult rozpoczął się już w II wieku.

Zapis o męczeństwie dzieci betlejemskich znajduje się w Ewangelii św. Mateusza. Kiedy król Herod dowiedział się od Mędrców ze Wschodu, że narodził się przepowiadany przez proroków król żydowski, przeraził się, że straci władzę, dlatego postanowił zabić nowonarodzonego Mesjasza. Mędrcy mieli odnaleźć Dzieciątko i donieść Herodowi, gdzie ono przebywa. Ostrzeżeni jednak przez anioła, nie zawiadomili Heroda i omijając Jerozolimę powrócili do swojej ojczyzny. Rozwścieczyło to króla, dlatego rozkazał zabić wszystkie dzieci w Betlejem poniżej 2 roku życia, licząc, że w ten sposób zamorduje również Jezusa. Święta Rodzina jednak uciekła wcześniej do Egiptu. Dzieci z Betlejem choć nieświadomie, poniosły śmierć za Jezusa i w ten sposób Go ocaliły, dlatego uznawane są przez Kościół za męczenników.

O męczeństwie świętych Młodzianków pisał już w II w. św. Ireneusz, a w wieku III św. Cyprian. W V stuleciu ich kult był już bardzo rozpowszechniony. Św. Augustyn pisał o nich: "Niemowlęta, które bezbożność Heroda oderwała od piersi matek, słusznie zostały nazwane męczeńskimi kwiatami. Są to pierwsze pąki Kościoła, rozwinięte wśród niewiary, zaś przedwcześnie zważone mroźną zawiścią prześladowania".

Tradycja chrześcijańska podkreśla, że choć dzieci z Betlejem nie zostały ochrzczone, jednak męczeństwo przyłączyło je do Chrystusa, dlatego mówi się, że otrzymały chrzest krwi. W historii chrześcijaństwa wielokrotnie zdarzało się, że ktoś, kto nie był jeszcze ochrzczony - np. katechumeni, przygotowujący się dopiero do przyjęcia sakramentów - ponosili śmierć męczeńską. O nich również mówi się, że otrzymali chrzest krwi.

Rzeź niewiniątek jest tematem często wykorzystywanym w sztuce. Dzieła takie stworzyli m.in. Rubens, Dürer, Brueghel, Poussin.


29 grudzień. Święty Tomasz Becket

Urodził się w 1118 roku w Londynie – jego ojciec był kupcem normandzkim. Po skończeniu studiów prawniczych został współpracownikiem arcybiskupa Canterbury, Teobalda.

 

Studiował później we Włoszech (Bolonia) i Francji (Paryż i Auxere), zaś od roku 1154 zaczął pełnić funkcję archidiakona katedry Canterbury. W rok potem król Anglii Henryk II mianował go swoim doradcą w randze lorda-kanclerza. Po śmierci arcybiskupa Teobalda, Tomasz zajął w 1162 roku jego stanowisko, rozpoczynając jednocześnie życie w ascezie. Od tego momentu zaczął narastać konflikt między monarchą, a Kościołem.

Tomasz sprzeciwiał się nakładaniu nowych obciążeń podatkowych na ludność, chciał też jasnego określenia i rozdzielenia kompetencji sądów kościelnych i świeckich, a także możliwości, by angielski Kościół miał prawo odwoływać się bezpośrednio do Rzymu. W związku z pogłoskami o planowanym aresztowaniu go i uwięzieniu, Tomasz musiał na 6 lat opuścić Anglię - udał się ponownie do Francji. Po swym powrocie konflikt z królem nie został bynajmniej zażegnany (Tomasz ekskomunikował np. kilku biskupów nie chcących wykonywać jego poleceń). 29 grudnia 1170 roku 4 rycerzy zamordowało niepokornego Tomasza przed ołtarzem katedry Canterbury w czasie, gdy ten odprawiał nieszpory. Do dziś nie ustalono, czy mord ów był zlecony przez króla, czy też rycerze dopuścili się go samowolnie, licząc na przypodobanie się monarsze.

21 lutego 1173 roku papież Aleksander III wyniósł Tomasza Becketa na ołtarze, zaś jego grób w Canterbury stał się miejscem licznych pielgrzymek. Krótko potem król Henryk II pogodził się z Kościołem, odprawiając przy grobie Tomasza publiczną pokutę. Henryk VIII natomiast starał się wymazać wszelkie ślady po Tomaszu Beckecie, dopuszczając się nawet zniszczenia grobu i trumny z jego zwłokami w 1538 roku.

W ikonografii przedstawia się Tomasza w szatach arcybiskupich, z modelem kościoła, księgą oraz z pastorałem. Jest patronem Anglii, niewidomych, a także duchownych.

Refleksja:

Nam, współcześnie żyjącym, może imponować w postawie świętego Tomasza Becketa jego nieugiętość i bezkompromisowość w spawach, które uważał za najistotniejsze. Przewijający się w jego biografii konflikt z monarchą można by pozornie uznać za nic innego, jak pragnienie posiadania władzy, którą nie chciał się, z zasiadającym wówczas na tronie Henrykiem II dzielić.

Kiedy jednak przyjrzymy się faktom z jego życia bliżej, nie będziemy go raczej podejrzewać o uleganie tego typu skłonnościom. Wszak prywatnie, Tomasz prowadził życie niebywale ascetyczne i skromne. Intencją kogoś o takiej osobowości było więc prawdopodobnie nie tyle pragnienie władzy, a raczej zapobieganie nadużyciom, których dostojnicy związani z dworem królewskim mogliby się dopuszczać. Zresztą, jak się po czasie okazało: dopuścili się – okrutny mord na Tomaszu jest na to koronnym dowodem...


30 grudzień. Święty Eugeniusz - wypędzony biskup

Okres życia świętego Eugeniusza przypadł na trudne dla Kościoła czasy. Swą karierę kościelną rozpoczął, gdy jego rodzinną Kartaginę zajęli Wandalowie. Była to połowa V wieku. Jako wyznawcy arianizmu Wandalowie szykanowali chrześcijan na każdym kroku.

 

Przez wiele lat stolica biskupia w Kartaginie pozostawała nieobsadzona. Dopiero gdy królem Wandalów został Huneryk, zakaz ten został zniesiony. W 480 r. król zgodził się na wybór na to stanowisko cieszącego się dużym autorytetem wśród miejscowych chrześcijan Eugeniusza.

Huneryk nie zaprzestał jednak prześladowania chrześcijan, podążając wiernie śladami ojca Genzeryka. Biskupi i duchowieństwo skazywani byli na roboty, kościoły były zamykane i nie pozwalano obsadzać zwolnionych urzędów kościelnych. W tych trudnych czasach biskup Kartaginy starał się brać w obronę będących pod jego duchową opieką chrześcijan. Pragnął doprowadzić do zwołania synodu biskupów, lecz król do tego nie dopuścił.

Wreszcie zdecydowano o zesłaniu Eugeniusza na wygnanie. Święty musiał oddalić się w głąb pustyni mauretańskiej, gdzie znosił głód, pragnienie i gorąco. Legenda mówi, że wśród licznych mąk dotknął go także paraliż, a strzegący św. Eugeniusza ariański strażnik podawał mu zamiast wody ocet, by dopełnić upokorzeń.

Po tak okropnych przeżycia nie porzucił Eugeniusz wiary w Boga i przetrwał czasy wygania. W 487 roku, gdy prześladowania nieco osłabły powrócił do Kartaginy, gdzie sprawował władzę biskupią jeszcze przez 12 lat. Po objęciu tronu przez króla Trazamunda ponownie zaczęto prześladować katolików. Nie było więc dane świętemu dożyć swych ostatnich dni w spokoju. Eugeniusza przesiedlono do Albi w południowej Francji, gdzie zmarł po 9 latach wygnania. Wg. innej wersji św. Eugeniusz miał zostać ścięty przez króla Wandalów za jawne opowiadanie się przeciw arianizmowi.

Wspomnienie św. Eugeniusza Kościół katolicki obchodzi 30 grudnia.


31 grudzień. Święty Sylwester I

Ludzie wierzyli, że papież św. Sylwester w roku 317 zamknął w podziemiach Watykanu smoka. Zgodnie ze starą przepowiednią, smok miał się wydostać na wolność w rocznicę śmierci świętego i zniszczyć świat, gdy rozpocznie się rok tysięczny. 31 grudnia 999 r. wszyscy byli przerażeni. Kiedy po północy nic złego się nie stało wybuchła ogromna radość. Sympatyczna historia, niestety zupełnie nieprawdziwa.

Świętych pod tym imieniem zna Kościół 9 i l błogosławionego. Trzech tylko papieży nosiło to imię i pierwszy z nich dostąpił jedynie chwały ołtarzy. Panował długo, bo 21 lat (314-335) - a więc jako mało który z papieży. Długością w rządach ma tylko przed nim pierwsze miejsce: papież Pius IX, który panował 32 lata (1846-1878) i Leon XIII, który kierował Kościołem przez 25 lat (1878-1903), nie licząc około 34 lat rządów św. Piotra (33-67).

 

A jednak, chociaż lata rządów św. Sylwestra przypadają na najpomyślniejszy okres w życiu Kościoła, kiedy to po krwawych prześladowaniach nastał wreszcie po 300 latach upragniony, trwały pokój (edykt mediolański wydany w 313 roku), to jednak o działalności św. Sylwestra nic nie wiemy. Czym to tłumaczyć? Na pewno zawieruchami wojennymi, które niejednokrotnie nawiedzały także Rzym, z dymem ognia puszczając najcenniejsze jego zabytki i zawarte w nich archiwa. Może jednak nie mniej ważną tego przyczyną jest fakt, że cesarz Konstantyn Wielki, który wtedy panował (311-337), swoją indywidualnością potężną tak zaważył, że dziejopisarze chrześcijańscy owych czasów piszą raczej o nim. Pierwszy przecież historyk chrześcijaństwa, Euzebiusz, biskup Cezarei, poświęca Konstantemu całe rozdziały, gdy papieżowi proporcjonalnie o wiele skąpiej. Nie dziw, skoro Euzebiusz był sekretarzem i doradcą osobistym cesarza. Dlatego na rozgrywające się w Kościele wypadki patrzył pod kątem cesarskim, a papież był w cieniu i nikt jego czynów nie utrwalił.

Z fragmentów, jakie udało się wydobyć, możemy sobie ustalić następujące dane z życia św. Sylwestra. Urodził się w Rzymie jako syn bliżej nieznanego Rufina, kapłana, za czasów św. Marcelego, papieża. Kiedy prześladowanie dioklecjańskie ze szczególniejszą wrogością odnosiło się do ksiąg świętych w Kościele i nakazało je niszczyć, właśnie kapłan Rufln przechowywał w tajemnicy książki liturgiczne i Pismo święte, należące do Kościoła w Rzymie. Św. Sylwester wstąpił na tron papieski po papieżu, św. Milcjadesie, w styczniu 314 roku.

Dzięki hojności cesarza św. Sylwester buduje bazylikę na Lateranie, na Watykanie i inne. Podanie głosi, że to właśnie papież Sylwester pozyskał dla chrześcijaństwa św. Helenę, która tak wielkie zasługi położyć miała dla Kościoła jako matka Konstantyna Wielkiego. Legendą jest jednak, jakoby papież miał uzdrowić z trądu cesarza Konstantyna I Wielkiego.

Kiedy wybuchła herezja ariańska, cesarz zdecydował o zwołaniu soboru do Nicei (325), gdzie herezja została potępiona, a Ariusz skazany na wygnanie. Papież Sylwester wysłał tam swoich legatów, po czym zwołał synod do Rzymu, na którym obecnych 265 biskupów Zachodu potwierdziło uchwały soboru w Nicei.

Data śmierci św. Sylwestra wydaje się być pewną, gdyż spotykamy ją w najdawniejszych dokumentach. Papież opuścił tę ziemię dnia 31 grudnia 335 roku. Cieszył się czcią powszechną także na Wschodzie. Jest to jeden z najpierwszych niemęczenników, który odbierał cześć ołtarzy. Grecy obchodzili jego święto 2 stycznia. Ciało jego doznawało czci na cmentarzu Pryscylli przy drodze Salaryjskiej Nowej, gdzie w wieku VII wystawiono świątynie pod jego wezwaniem. Obecnie ma Święty swój kościół na Kwirynale oraz bardzo bogato wyposażony architektonicznie kościół S. Silvestro in Capite, na miejscu, gdzie miał stać dom rodzinny papieża św. Stefana II. Obecnie relikwie św. Sylwestra znajdują się w Nonantola, jedenaście kilometrów od Modeny, w ołtarzu głównym kościoła dawnego opactwa benedyktynów (dzisiaj parafialnego). Jest on patronem tego miasta i diecezji. Część relikwii ma być także w Rzymie w kościele św. Marcina ai Monti (w krypcie).

Święty papież

W ostatnim dniu roku Kościół katolicki wspomina papieża św. Sylwestra I. Był Rzymianinem, na Stolicy Piotrowej zasiadł w 314 r., czyli rok po edykcie tolerancyjnym, kończącym falę prześladowań.

Kierował Kościołem przez ponad 20 lat w epoce wielkich herezji donatyzmu i arianizmu, a zarazem w epoce formułowania najważniejszych prawd doktryny chrześcijańskiej. Za jego pontyfikatu, w 325 r., odbył się pierwszy sobór powszechny w Nicei, który określił naukę o Trójcy Świętej i bóstwie Chrystusa oraz sformułował pierwsze wyznanie wiary - tzw. Symbol Nicejski. Był 31. następcą św. Piotra.

Za rządów Sylwestra w Rzymie wybudowano dwie słynne bazyliki: św. Piotra oraz św. Jana na Lateranie. Jakub de Voragine pisze o papieżu Sylwestrze I, że szczególnie praktykował cnotę gościnności, troszczył się bardzo o potrzeby sierot, wdów i biedaków, a ponadto "odznaczał się anielskim wyglądem, piękną mową, czystością życia, świątobliwością uczynków, trafnością rad, wiarą prawdziwie katolicką, cierpliwością pełną nadziei, szczodrością w miłosierdziu".

Autor "Złotej Legendy" przypisuje świętemu niezgodnie z prawdą ochrzczenie cesarza Konstantyna Wielkiego, jak również opowiada o wielkiej dyspucie Sylwestra z uczonymi żydowskimi, w czasie której dla potwierdzenia nauki chrześcijańskiej miał dokonać cudu ożywienia martwego byka.

Św. Sylwester zmarł w 335 r., najprawdopodobniej 31 grudnia. Został pochowany w katakumbach Pryscylli przy via Salaria. Po nim to samo imię nosił jeszcze jeden prawowity papież (999-1003) oraz dwaj antypapieże.

W ikonografii Sylwester jest przedstawiany zwykle w ornacie papieskim; jego atrybutami są: pastorał, księga, gałązka oliwna, muszla, wąż, anioł, smok albo byk. Często jest przedstawiany z cesarzem Konstantynem, czasem także z jego matką, św. Heleną.

Jest patronem zwierząt domowych, wzywany w modlitwie o dobre zbiory paszy a także o szczęśliwy i pomyślny nowy rok.

 

 

www.stowledkidukielskie.dukla.org        2012           webmaster: kychen