INDEX

ROZWAŻANIA

EWANGELICZNE

06 Lutego 2008
Środa
Popielcowa
Z EWANGELII Mt 6

                Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

Bóg przywołuje mnie, bym wrócił do Niego, bym wrócił do życia... do pierwszej miłości. Zapewnia, że jest ze mną i Swą sprawiedliwością, łaskawością i miłosierdziem pomoże mi. A ja ciągle pytam:
Jak mogę wrócić do Boga w ciągu następnych dni? Jak pozwolić Bogu, by we mnie działał? Jak mogę zniszczyć w sobie apatię, brak zainteresowania? Jak płakać nad moją niesprawiedliwością? zaniedbaniem? Jak podjąć wezwanie Boga do pojednania, przebaczenia? Jak wrócić do Boga?
Co konkretnego mogę zrobić w tegorocznym Wielkim Poście? Nazwę to! Napiszę! Powiem komu?!
Sprawdzę też, jakie są motywacje dobrych czynów, jakich się podejmuję. Czy jestem bezinteresowny?
Postanowię i wykonam: Odpokutuję dziś moją apatię duchową, mój brak zainteresowania. Uczynię to konkretnym i jednocześnie dyskretnym gestem w stosunku do tego, kto w moim otoczeniu jest samotny i bezsilny.
Uczynię to wyłącznie ze względu na Boga niczego za to nie oczekując!
Modlitwa: Boże, obudź moje oziębłe serce wobec delikatnego tchnienia Twojej przebaczającej Obecności.
Otwórz moje oczy, bym dostrzegł tych, którzy dziś na mnie czekają, bym zobaczył ich biedę, potrzebę. Bądź we mnie, Boże, obietnicą życia dla innych.
 

10 Lutego 2008
I Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII Mt 4

     Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód.
Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem".


Z czym kojarzy ci się post? Mentalność dzisiejszego człowieka Zachodu nie potrafi już dostrzec wartości tej praktyki, uważając go za przeżytek. Post nie jest pomysłem chrześcijaństwa. Wiele kultur i religii praktykowało wyrzeczenie na długo przed przyjściem Chrystusa. Najwidoczniej ludzie bardzo sobie je cenili. Kościół zachował to ćwiczenie, przejmując doświadczenie wieków. Jeśli pragniesz zrozumieć sens wyrzeczenia, przyjrzyj się swoim przyzwyczajeniom. Jak wiele codziennych czynności wykonujesz mechanicznie. Nawet nie musisz o tym myśleć. Jak silne są nawyki - wystarczy chwilę się zastanowić: przejadanie się, zapominanie, niepanowanie nad sobą. Są też dobre przyzwyczajenia: punktualność, solidność i zrównoważona dokładność czy... mycie zębów. Chcesz zmienić swoje życie? Zacznij pracę nad twoimi nawykami. Zapewne będzie cię to kosztowało nieco wysiłku -- czasem nawet zaboli, ale ostatecznie wyda dobre owoce.
„Złe przyzwyczajenie zwycięża się przyzwyczajeniem dobrym, zaś dobre przyzwyczajenie przeobraża naturę, i co wcześniej wydawało się trudne, później okazuje się wykonalne i łatwo dostępne” - pisał św. Tomasz a Kempis

11 Lutego 2008
NMP
z Lourdes
Z EWANGELII Mt 25

    Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem (...) chory, a odwiedziliście Mnie...
 

Każdy z nas w jakiejś mierze w życiu doświadcza cierpienia, czy to poprzez chorobę własną, czy najbliższych. Niejeden z nas zadaje sobie pytania: dlaczego mnie to spotkało?, dlaczego ja muszę cierpieć?, dlaczego...? A może nawet buntuje się, gdzie jest Pan Bóg. Odpowiedzią na te wszystkie pytania niech zatem będzie zrozumienie cierpienia poprzez łączenie się z chorymi, szczególnie w dniu 11 lutego. Jest to dzień, kiedy w kościele katolickim wspominamy Matkę Bożą z Lourdes, a na całym świecie obchodzi się Światowy Dzień Chorego. Dzień ten został ustanowiony przez papieża Jana Pawła II w dniu 13 maja 1992 roku.
Dzień Chorego zachęca wszystkich do refleksji nad znaczeniem i wartością cierpienia w świetle Dobrej Nowiny Chrystusa, to znaczy objawienia się Boga, który nie jest obojętny na ludzkie dramaty i doświadczenia, ale przeciwnie - wziął je na swoje barki, aby otworzyć nam drogę zbawienia.
Każdy człowiek jest powołany do cierpienia; za przykładem Maryi każdy człowiek może się stać współuczestnikiem cierpień Chrystusa i tym samym Jego dzieła odkupienia.
Dzieło odkupienia i chwały, rozpoczęte przez Chrystusa niechaj dalej prowadzi i dopełnia w naszych cierpieniach. Chrystusa cierpiącego chciejmy uwielbiać w nas, abyśmy cierpiący byli uwielbiani w Chrystusie.

 

14 Lutego 2008
Święto Świętych
Cyryla i Metodego
Z EWANGELII Łk 10

    Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał.

Dzisiejsze święto wybitnych apostołów Europy, rodzonych braci z Tesalonik - świętych Cyryla, mnicha, i Metodego, biskupa, zwraca naszą uwagę na wielkie dzieło ewangelizacji kontynentu europejskiego, rozpoczęte w czasach apostolskich. W VII a następnie w IX wieku wybiła godzina, by Dobra Nowina o zbawieniu dokonanym przez Jezusa Chrystusa dotarła do ludów słowiańskich. W tym dziele Opatrzność Boża posłużyła się zapałem misyjnym, gorliwością i mądrością pasterską braci sołuńskich.
To dzięki tej wierze i dzięki tym dziejom mógł stanąć na polskiej ziemi Papież Polak, Papież Słowianin. Słusznie możemy uważać Sługę Bożego Jana Pawła II za wielkiego kontynuatora dzieła świętych Cyryla i Metodego. To on przypominał stale o jedności Europy, o jej duchowych korzeniach, o tym, że powinna oddychać „dwoma płucami” swojej tradycji i duchowości. Czynił to w czasie, kiedy Europa przedzielona była „murem ideologii”, sprzeciwiającej się radykalnie chrześcijańskiemu obliczu naszego kontynentu.
Chrystus stale potrzebuje ofiarnych, gorących serc. Oto wezwanie skierowane do każdego z nas, do każdego z uczniów Pana. W sumieniu powinniśmy sobie odpowiedzieć, co znaczy dzisiaj głosić Ewangelię. Jaki przyjąć styl życia? Jakimi środkami się posługiwać? W czym złożyć nadzieję?

17 Lutego 2008
II Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII Mt 17
 

     Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło.

Twarz Jezusa przemienionego i jaśniejącego chwałą różni się tak bardzo od oblicza Zbawiciela, które uczniowie zobaczą w Wielki Piątek: oblicza zakrwawionego, znieważonego, zniszczonego przez ludzką nienawiść. A przecież to ten sam Chrystus... Zanim jednak uczniowie zobaczą Go umęczonego i poniżonego, mają umocnić się poprzez doświadczenie Jego chwały. Jednak na górze Tabor nie można pozostać w nieskończoność, nie można tam rozbić wygodnych namiotów: duchowe pocieszenie nie może trwać wiecznie. Z góry Tabor trzeba zejść, wpadając w wir codziennych spraw. Góra Tabor jest tylko odpoczynkiem - zaś codziennością ucznia jest droga i walka z trudnościami, które na niej napotka.
Kilka dni po rozpoczęciu Wielkiego Postu Jezus zaprasza na górę Tabor także nas. Chce, byśmy wpatrywali się w Jego oblicze, nabierając w ten sposób sił do walki z naszą słabością, do realizacji naszych wielkopostnych postanowień.
Miejscem szczególnej kontemplacji i doświadczania piękna oblicza Chrystusa niech będzie dla nas Eucharystia. Wpatrujmy się w Hostię podczas Przeistoczenia, podczas wystawień Najświętszego Sakramentu. Nawiedzajmy Jezusa i adorujmy Go obecnego w tabernakulum. Niech będzie to dla nas chwila odpoczynku, nabrania sił na naszej drodze, na którą trzeba wrócić zaraz po zejściu z Góry Przemienienia.

 

24 Lutego 2008
III Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII J 4

     Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki. (...) Rzekła do Niego kobieta: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”.

Jezus sam wybrał czas i miejsce tego spotkania, On też przeniknął do głębi serce Samarytanki, a teraz chce jej objawić prawdę o niej samej i uzdrowić ją... uzdrowić jej duszę. Nieoczekiwanie odwraca role, ukazując siebie jako Tego, który chce ją obdarować. Wypowiedziana przez nią prośba: „Daj mi tej wody!”, choć starannie ubrana w szaty ironii, jest odbiciem jej głębokich pragnień i tęsknoty: za pięknem, prawdą, miłością; za czymś wielkim, czystym i niewypowiedzianym. I choć cały bagaż życiowych zranień i doświadczeń powoduje, że w rozmowie kobieta kluczy, zbacza z tematu, odwraca uwagę - Jezus pozostaje niewzruszony. Krok po kroku przełamuje kolejne punkty oporu. Nie lekceważy zła, dotyka bolesnych i wstydliwych faktów z jej życia, by w końcu objawić swą tajemnicę, domagając się jasnej i stanowczej odpowiedzi: przyjęcia Go lub odrzucenia. Pełna nieufności wymiana zdań zamienia się w otwarty i ufny dialog Tego, który jest Miłością, z człowiekiem stworzonym z miłości i dla Miłości.
Czy odnajdujemy w tej samarytańskiej kobiecie podobieństwo do nas samych? Jeśli tak, prośmy Tego, który jest Źródłem wody żywej, aby przeniknął także nasze serca: objawił nam całą prawdę o nas samych, przeniknął nas do głębi, odkrył najgłębsze, nawet te niewypowiedziane, pragnienia naszego serca i zaspokoił je Sobą.

 

02 Marca 2008
IV Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII J 9

     Powiedział do nich: „Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę”. Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: „Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu”. Inni powiedzieli: „Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?”. I powstało wśród nich rozdwojenie.

Zanim nastąpiło uzdrowienie, niewidomy musiał okazać zaufanie Jezusowi. Musiał wypełnić Jego polecenie, idąc przez Jerozolimę do sadzawki Siloe z błotem na oczach. Musiał odłożyć na bok swoje wątpliwości, czy ktoś nie robi mu niemądrego żartu; zapomnieć o poczuciu wstydu, że ktoś go wyśmieje z powodu błota na twarzy.
Na przeciwnym biegunie zachowań widzimy faryzeuszy. Oni mieli już własną, przygotowaną tezę i robili wszystko, aby ją potwierdzić. Jeśli fakty były inne - tym gorzej dla faktów! Zamiast cieszyć się z dobra, które się dokonało, robili wszystko, aby je podważyć i przekreślić.
Z którą postacią z dzisiejszej Ewangelii moglibyśmy się utożsamić? Czy chcemy - jak uzdrowiony niewidomy - okazać Jezusowi nasze zaufanie, ryzykując zmianę swego życia: zmianę w naszym patrzeniu na świat, ludzi i idącą za tym konieczność zmian w naszych postawach i zachowaniu? A może jesteśmy jak faryzeusze: zazdrośni, zamknięci na dokonujące się dobro, jeżeli tylko nie dokonuje się ono przez nas; gotowi raczej zniszczyć dobre owoce czyjejś pracy, niż ścierpieć, że to nie nas będą chwalić?

09 Marca 2008
V Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII J 11

Jezus zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”. I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”.


 

W Ewangelii wszystkie wydarzenia mówią o jednej podstawowej prawdzie, o miłości Jezusa do nas. Jednak dzisiejsza Ewangelia tę prawdę przedstawia w sposób wyjątkowo sugestywny i wyrazisty. Widzimy, bowiem Jezusa płaczącego nad grobem swego przyjaciela. Widzimy Go, wchodzącego w, tak bardzo ludzką przecież, relację przyjaźni.
Dzisiejsza Ewangelia jest okazją do utożsamienia się z Łazarzem. Jest okazją do zobaczenia wszystkich naszych ran i grobów. Chrystus, który płakał nad grobem Łazarza, płacze dziś nad nami! Płacze nad tymi chwilami, kiedy czuliśmy się niekochani, odrzuceni, poniżani, manipulowani i wykorzystywani przez kogoś. Płacze nad naszymi upadkami, zawiedzionymi nadziejami, porzuconymi ideałami. Płacze nad chwilami, kiedy coś nam w życiu nie wyszło, nad naszymi błędami. Płacze, bo nas kocha! Płacze, bo nie zgadza się, by te groby pozostały zamknięte! Płacze, bo nie chce, abyśmy w nich pozostawali, abyśmy tkwili ciągle w naszej beznadziei i smutku. Nie zgadza się na grzech i na odór rozkładających się zwłok. Dlatego wzywa nas do wyjścia - do uwierzenia, że On jest silniejszy niż nasz grzech i nasza słabość.
Dziś każdy z nas słyszy Jego słowa: „Wyjdź z grobu!”. Słowa Tego, który chce dać nam życie... dać nam nadzieję. Czy zechcemy je usłyszeć i przyjąć?

 

15 Marca 2008
Uroczystość
Świętego Józefa
Z EWANGELII Mt 1

     Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło.

Milczący święty. Taki przydomek posiada św. Józef. On, mąż milczenia, stanowi przykład i naukę dla naszej epoki i naszego świata. Nasze czasy odznaczają się nadmiarem hałasu i nadmiarem słów.
Święty Józef kochał milczenie, gdyż pragnął pozostać w obliczu Boga. Patrząc na św. Józefa uświadamiamy sobie, że dla zachowania milczenia nie jest rzeczą konieczną zamykanie się w klasztorze. Jest on wyzwaniem dla każdego chrześcijanina, by czynić to samo, by usiłować w sobie zachować ten przybytek milczenia.
Święty Józef, który żył tak intensywnie w obecności Jezusa, chce nas pociągnąć do tego, byśmy zasmakowali w towarzystwie Mistrza, który zechciał w nas zamieszkać. To On - Chrystus ma mówić. Józef przypomina, że Chrystusa i Jego tajemnicę można przyjąć tylko w milczeniu. To właśnie milczenie pozwoliło mu razem z Maryją zachowywać w swym sercu i rozważać tajemnice, których był świadkiem.
Tak, jak każdy człowiek, Józef miał swoje plany i aspiracje. Podporządkowanie woli Bożej często oznacza rezygnację z osobistych dążeń, co zawsze jest ofiarą. Podkreślenie dojrzałości w podejmowaniu decyzji i podporządkowanie się Bożym planom u św. Józefa, jak i u wszystkich świętych, jest bardzo ważne.
Wszyscy wierni, wrażliwi na działanie Boskiej miłości, powinni widzieć w św. Józefie świetlany przykład życia wewnętrznego.

16 Marca 2008
VI Niedziela Palmowa
Wielkiego Postu
Z EWANGELII Mt 26

    A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały, i które szły za Nim, wołały głośno: „Hosanna Synowi Dawida!”.

Hosanna i ukrzyżuj. Te dwa okrzyki słyszymy, niejako obok siebie, w dzisiejszej liturgii słowa. W rzeczywistości dzielił je niecały tydzień czasu. W niedzielę Jezus jest uwielbiany przez tłumy, w piątek - prawdopodobnie te same tłumy - domagają się Jego śmierci.
Często tak bywa i w naszym życiu, że po dniach chwały przychodzą nagle dni klęski i poniżenia, dni trudne i straszne. To jest właśnie życie i kto chciałby żyć jedynie w chwale, ten żyłby w zakłamaniu, w nierealnym świecie ułudy.
Warto jednak pamiętać, że nie ja pierwszy i na pewno nie ja ostatni przeżywam tego rodzaju wzloty i upadki. Wielu było przede mną i wielu będzie po mnie. Pozostaje tylko pytanie: „Jak przyjmuję te zmienne koleje losu? Czy mam świadomość, że zarówno ludzka chwała i uwielbienie, jak i ludzka pogarda i nienawiść są przemijające?”. Liczy się tak naprawdę tylko moja wartość wewnętrzna i to, jak mnie widzi i ocenia Bóg. Liczy się nie doczesność a wieczność. A wszystko, co przeżywam obecnie jest tylko drogą do wieczności. Jeśli potrafię zrozumieć tę prawdę, nie będą mnie tak naprawdę poruszały, ani chwile pozornej ludzkiej chwały, ani nie będą mną wstrząsały momenty ludzkiej zawiści, podłości i głupoty.

20 Marca 2008
TRIDUUM PASCHALNE
WIELKI CZWARTEK
Z EWANGELII Łk 4

      A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? (...) Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”.

Już w Niedzielę Palmową otrzymaliśmy lekcję pokory, kiedy Król Mesjasz wjeżdża do swojego miasta pokoju (Jeruzalem) na osiołku!!! Ale dzisiaj i jutro lekcja ta sięga zenitu. Bóg stał się człowiekiem, aby człowieka z powrotem do siebie doprowadzić i używa wszelkich możliwych i niemożliwych sposobów, aby tego dokonać. Tylko czy człowiek jest tego świadom? Czy widzi i docenia starania samego Boga, który z miłości do człowieka poniża się aż tak bardzo, że nogi umywa człowiekowi!? Czy człowiek coś z tej lekcji pokory i miłości rozumie i przyjmuje?
Nigdy chyba do końca nie zrozumiemy Boga, Który nie działa mocą i potęgą swojej Boskiej władzy, ale mocą i potęgą swojej Miłości i Dobroci. Taki Bóg jest dla nas bardzo często, i zgorszeniem, i nieporozumieniem, i wyrazem słabości … Bóg, Który posuwa się aż tak daleko, że myje ludziom nogi. Co myśmy zrozumieli w naszym chrześcijaństwie z tej ogromnej Pokory Boga, Który dał się człowiekowi na pokarm, stał się jego sługą, a w końcu zawisł na krzyżu, jak złoczyńca? Co my z tego potrafimy naśladować w naszym życiu? Czy człowiek potrafi tę miłość zrozumieć i przyjąć?
Stąd pytanie samego Chrystusa: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”.
Nie, Panie, my chyba jednak nadal nic nie rozumiemy z Twojej miłości.

 

21 Marca 2008
TRIDUUM PASCHALNE
WIELKI PIĄTEK
Z EWANGELII J 18

     A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano.

Ofiara Chrystusa obejmuje wszystkich ludzi i wszystkie czasy. Nie ma człowieka, za którego Jezus nie umarł. Modlimy się, aby ta Ofiara została przyjęta przez wszystkich, aby świat przyjął to, że jest odkupiony. Ileż byłoby mniej wojen i tragedii ludzkich, gdybyśmy sobie uświadomili, że żyjemy w czasie dobra, bo w czasie odkupionym. Módlmy się zatem, abyśmy przyjęli do swoich serc Chrystusa Ukrzyżowanego. Czy to jest łatwe? Nie jest łatwe, bo kto z nas lubi patrzeć na cierpienia, uczestniczyć w nich, kto z nas lubi cierpieć?
Nie chodzi jednak o to, by polubić cierpienie, ale przez przyjęcie Chrystusa, akceptację Jego sposobu zbawiania świata, zaakceptować swoje cierpienia. Chrystus wybrał taki sposób zbawienia nas: przez cierpienie, tzn. wziął na siebie nasze cierpienia. Inny sposób zbawiania nie doprowadziłby do zbawienia całego człowieka wraz z jego uczuciami, słabościami, wreszcie z grzechami. A ten sposób oznacza zbawienie poprzez utożsamienie się z całym człowiekiem, także ze złem w nim. Całując Krzyż Jezusa módlmy się w głębi serca, abyśmy umieli zaakceptować nasze cierpienia i złożyć je na Krzyżu Jezusa. Bo przez akceptację własnej słabości i grzeszności robimy miejsce na wyzwalającą moc Krzyża Jezusowego, aby nasze grzechy i słabości już nas więcej nie przytłaczały. Zaakceptować swój krzyż - to wielka i trudna rzecz i niech nam w tym pomoże ten dzień.

22 Marca 2008
TRIDUUM PASCHALNE
WIELKA SOBOTA
Z EWANGELII Łk 4

      Anioł zaś przemówił do niewiast: „Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział”.

Usiądę dziś na chwilę z Maryją przy Grobie Jezusa. Posłucham, co mi Maryja opowie.
W obecności Maryi podziękuję Jezusowi za Jego piękne i tak bardzo proste życie ziemskie.
Podziękuję za wszystko, co dla nas i dla naszego zbawienia uczynił.
Wspomnę też z Maryją drogę Jezusa w moim życiu... Jakie były tajemnice paschalne, w których szczególnie bliski byłem Jezusowi? Podziękuję Mu za nie.
Powierzę Jezusowi cały świat. Ten w męce i ten w radościach. Ten, który odchodzi i ten, który się rodzi.
Ciało Jezusa zostało oddane ziemi. Ale Jezus żyje. Nadzieja wbrew nadziei. I nowa wiara!
Gdy spotkam Jezusa - co Mu powiem? za co podziękuję?
Jaki dar przygotowałem dla Niego, szczególnie w okresie tegorocznego Wielkiego Postu, na moment spotkania się z Nim, Zmartwychwstałym, w dniu Jego święta, w dniu Wielkanocnym?
Jezu, mój Boże, gdy przyjdzie dzień także mojego przejścia przez grób, bądź blisko, by mnie do Siebie przygarnąć i przyjąć moją serdeczną wolę trwania przy Tobie na zawsze. Wierzę, Jezu, w Twoje i moje Zmartwychwstanie!

 

Nr. 2/73                         Wielki Post                      luty-marzec 2008 rok 

 

                                                 LUTY
Intencja ogólna: aby ludzi upośledzonych psychicznie nie odsuwano na margines społeczeństwa, lecz szanowano ich i z miłością pomagano im żyć godnie w ich sytuacji fizycznej i społecznej.
Intencja misyjna: aby instytuty życia konsekrowanego, przeżywające wielki rozkwit w krajach misyjnych, odkrywały na nowo swój wymiar misyjny i, wierne radykalnemu wyborowi życia wedle rad ewangelicznych, wielkodusznie dawały świadectwo o Chrystusie i głosiły Go aż po krańce ziemi.
                                          MARZEC
Intencja ogólna: aby wszyscy zrozumieli, jak ważne jest przebaczenie i pojednanie między ludźmi i narodami, a Kościół swym świadectwem głosił miłość Chrystusa, który jest źródłem nowej ludzkości.
Intencja misyjna: aby chrześcijanie, którzy w tak wielu regionach świata cierpią różnego rodzaju prześladowania z powodu wierności Ewangelii, wsparci mocą Ducha Świętego, nadal odważnie i otwarcie dawali świadectwo o słowie Bożym.

Drodzy bracia i siostry, patrzymy na Chrystusa przebitego na krzyżu! On jest najbardziej wstrząsającym objawieniem miłości Boga. Na krzyżu sam Bóg żebrze o miłość swojego stworzenia - jest spragniony miłości każdego z nas. Tak naprawdę jedynie taka miłość, w której bezinteresowny dar z siebie łączy się z gorącym pragnieniem wzajemności, daje owo upojenie, które sprawia, że najcięższe ofiary stają się lekkie. Jezus powiedział: “Gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12, 32). Pan gorąco pragnie, abyśmy w odpowiedzi przede wszystkim przyjęli Jego miłość i pozwolili, by nas przyciągnął. Nie wystarcza jednak przyjąć Jego miłość. Trzeba tę miłość odwzajemnić, a następnie starać się przekazywać ją innym: Chrystus "przyciąga mnie do siebie", aby się ze mną zjednoczyć, abym nauczył się kochać braci taką samą miłością, jaką On kocha.
Z ufnością patrzymy na przebity bok Jezusa, z którego wypłynęły "krew i woda" (J 19, 34)! Ojcowie Kościoła uznali, że są to symbole sakramentów chrztu i Eucharystii. Za sprawą wody chrztu, dzięki działaniu Ducha Świętego, otwiera się przed nami niezgłębiona miłość trynitarna. Podczas Wielkiego Postu, pomni na nasz chrzest, jesteśmy wezwani, by wyjść z zamknięcia w sobie i w ufnym zawierzeniu pozwolić, by Ojciec wziął nas w swe miłosierne ramiona (por. św. Jan Chryzostom, Catechesi, 3, 14 nn.). Krew, będąca symbolem miłości Dobrego Pasterza, spływa na nas szczególnie w tajemnicy eucharystycznej: Eucharystia włącza nas w akt ofiarniczy Jezusa. Przeżywajmy zatem Wielki Post jako czas "eucharystyczny", w którym, przyjmując miłość Jezusa, uczymy się szerzyć ją w otaczającym nas świecie każdym gestem i słowem. Kontemplowanie "Tego, którego przebili", sprawi bowiem, że otworzymy serca na innych i rozpoznamy rany zadane godności istoty ludzkiej; każe nam w szczególności zwalczać wszelkie formy pogardy dla życia i wykorzystywania człowieka oraz wspierać tak liczne osoby, które przeżywają dramat samotności i opuszczenia. Niech w Wielkim Poście każdy chrześcijanin zazna na nowo miłości Bożej, danej nam w Chrystusie, miłości, którą my z kolei każdego dnia mamy "oddawać" bliźniemu, zwłaszcza temu, który najbardziej cierpi i jest w potrzebie. Tylko w ten sposób będziemy mogli w pełni uczestniczyć w radości paschalnej. Maryja, Matka Pięknej Miłości, niech nas prowadzi na tej drodze wielkopostnej - drodze prawdziwego nawrócenia do miłości Chrystusa. Wam, drodzy bracia i siostry, serdecznie życzę, aby ta droga wielkopostna była owocna i wszystkim przesyłam specjalne Błogosławieństwo Apostolskie.

Papież Benedykt XVI


  O dobre, dojrzałe przeżycie Okresu Wielkiego Postu poprzez udział w Rekolekcjach i spowiedzi wielkopostnej, a także w intencji Księdza Rekolekcjonisty.

 

 
                                          LUTY

05. Św. Agaty, dziewicy i męczennicy.
06. Środa Popielcowa.

08. Św. Hieronima Emilianiego.
- Św. Józefiny Bakhity.
10. Św. Scholastyki, dziewicy.
11. NMP z Lourdes,
- Światowy Dzień Chorego.
14. Św. Cyryla i Metodego, patronów Europy.
17. Siedmiu Założycieli Zakonu Serwitów NMP.
20. Najświętszego Oblicza Jezusa.
21. Św. Piotra Damiani, biskupa i doktora Kościoła.
22. Katedry Piotra Apostoła.
23.Św. Polikarpa, biskupa i męczennika.
- Bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego, prezbitera i męczennika.

                                           MARZEC

04.Św. Kazimierza Królewicza.
06.Św. Agnieszki.
07.Świętych Perpetuy i Felicyty.
08.Św. Jana Bożego, patrona szpitali, pielęgniarek, pielęgniarzy, chorych i księgarzy.
- Dzień Kobiet - Dzień Modlitw i w Intencji Niewiast.
09.Św. Franciszki Rzymianki, zakonnicy.
10.Czterdziestu Męczenników z Sebasty.
12.Bł. Alojzego Orione.
- Bł. Anieli Salawy.
14.Św. Łazarza z Betanii.
15.Uroczystość Św. Józefa /przeniesiona z 19 marca/,
- Św. Klemensa Marii Hofbauera, prezbitera. Do Warszawy trafił przejazdem. W mieście pozostał 21 lat.
Tu przeżywał wielkie chwile dla Polski, ale także czasy wypełnione hańbą. Z wielkim poświęceniem organizował w naszej stolicy szkoły i prowadził dzieła charytatywne. Nazywał się Klemens Maria Hofbauer (Dworzak). Czczony jest jako apostoł Warszawy.
Urodził się na Morawach w roku 1751. Pochodził z ubogiej rodziny. Dzięki swej pracowitości i ludzkiej życzliwości ukończył studia w Wiedniu i wstąpił do Redemptorystów w  Rzymie. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 34 lat.
Przełożeni polecili mu w roku 1787, by udał się nawracać protestantów na Pomorzu. Po szczegółowe instrukcje przyjechał do Warszawy. Była zima, drogi w fatalnym stanie, więc nuncjusz papieski kazał św. Klemensowi Marii i jego dwom towarzyszom poczekać w naszej stolicy do wiosny. Powierzono ich opiece kościół pw. św. Benona, przeznaczony dla duszpasterstwa Niemców przebywających w Warszawie,

a także sierociniec i szkołę rodzin rzemieślniczych. Podjąwszy prowadzenie tych dzieł Klemens Maria pozostał w polskiej stolicy. Stworzył tu pierwszą w Polsce placówkę Redemptorystów. Doznawał licznych prześladowań. Na jego działalność bardzo niechętnie patrzyli zaborcy. Szczególnie wiele uwagi poświęcał dzieciom i młodzieży. Dbał o to, aby dać im jak najlepsze wykształcenie. Organizowaną przez siebie pomocą charytatywną obejmował coraz większe grono dzieci osieroconych, opuszczonych. Równocześnie nie zaniedbywał pracy duszpasterskiej z dorosłymi. Był wybitnym kaznodzieją. Uruchomił drukarnię, utworzył wydawnictwo, publikował książki religijne i podręczniki.
W roku 1808 Napoleon polecił Redemptorystom opuścić Warszawę. Święty Klemens Maria Hofbauer pojechał do Wiednia. Tu podjął działalność podobną do tej, którą prowadził w Warszawie, a także zajął się młodą inteligencją.
Zmarł w Wiedniu w 1820 roku.
Znana jest opowieść o tym, jak w trosce o utrzymanie sierocińca prowadzonego w stolicy Polski musiał żebrać. Ktoś poproszony przez św. Klemensa Marię o datek, tak się zirytował, że uderzył go w twarz. Apostoł Warszawy przyjął policzek z godnością i powiedział: „To dla mnie, a co dla moich sierot?”.
Dziś taka postawa wielu ludziom wydaje się niezrozumiała. Jeśli nawet podejmują jakieś działania dobroczynne, dbają o to, aby zostały jak najlepiej rozreklamowane. Tymczasem świadczenie dobra często nie tylko nie przynosi pochwał, ale związane jest z upokorzeniami. Nie brak i dzisiaj ludzi, którzy - na przykład prowadząc ochronki przy parafiach - czasami muszą znieść wiele drwin i cierpkich słów od tych, do których zwracają się o wsparcie. Przyjmują je pokornie, zatroskani o los potrzebujących.
16.Niedziela Palmowa.
20.TRIDUUM PASCHALNE - Wielki Czwartek.
21.TRIDUUM PASCHALNE - Wielki Piątek.
22.TRIDUUM PASCHALNE - Wielka Sobota.
- Następne wydanie Powołania


 

    

Kochani moi
Po krótkim okresie karnawałowym rozpoczynamy kolejny Okres Wielkiego Postu. Czas łaski i zbawienia. Czas upragniony, podczas którego trzeba nam wraz z Chrystusem powracać do Ojca przez obumieranie siebie, czyli /zwlekanie starego człowieka/ do zmartwychwstania, a więc odrodzenia w sobie nowego człowieka.
Wielki Post jest czasem skupienia i braterstwa, wyrzeczenia i ofiarności. Oto Jezus idzie na pustynię. Idziemy razem z Nim. Tam Chrystus stawi czoło „ojcu kłamstwa” (por J8,44); zagrodzi drogę jego oszustwom i otworzy dla wszystkich ludzi drogę prawdy, drogę wiodącą do Ojca przez Ducha Świętego. Bądźmy więc wiernymi uczniami Pana, którzy tak jak On, podejmą trud 40-dniowej pokuty.
Rozpoczyna się czas wielkiego przemienienia. Chciejmy z tego daru czasu jak najobficiej skorzystać i prośmy Pana: O Chryste, znaku sprzeciwu dla nas, grzeszników, oświeć nas swym zwycięstwem.



25-26.12. Chórowi dziecięco-młodzieżowemu prowadzonemu przez p. A. Aszlara dziękujemy za koncert kolędowy oraz oprawę muzyczną Mszy św.
27.12. Msza św. z obrzędem poświęcenia wina. W ten dzień Ksiądz Proboszcz rozpoczął nawiedzanie rodzin. Kolęda duszpasterska trwała do 21.01.2008 r. Ksiądz Proboszcz dziękuje za pełne życzliwości przyjęcie i za złożone ofiary pieniężne, czyli tzw. kolędę.
31.12. O godz. 15.00 rozpoczęła się Msza św. w połączeniu z nabożeństwem przebłagalno-dziękczynnym na zakończenie Starego Roku.

Statystyka Duszpasterska 2007:
- ochrzczonych: 12
- bierzmowanych: 26
- dzieci do I Komunii: 12
- zawartych małżeństw: 12
- w ciągu roku rozdano Komunii św.: 26100

06.01. Gościliśmy przedstawiciela WSD w Przemyślu w osobie kleryka Łukasza Furtaka.
13.01. Kolejne spotkanie formacyjne dla kandydatów POAK.
18-25.01. Oktawa Powszechnej Modlitwy o Jedność Kościoła. W niedzielę 20.01. na Mszy św. o godz. 10.00 gościliśmy ks. Proboszcza Parafii Polskokatolickiej Romana Jagiełło, który wygłosił okolicznościowe kazanie.
26.01. Panie z KGW zorganizowały Opłatek w połączeniu z zabawą taneczną. Za włożony trud wszystkim organizatorom wyrażamy nasze podziękowanie.


 

Życie sakramentalne
Chrzest:
25.12. Michał, Tomasz Milewski
05.01. Mariusz, Marek Łajdanowicz
26.01. Oliwier, Wiktor Paczosa
Zmarli:
Zbigniew Wierdak, 79 l.
Józefa Kołacz zd. Kamińska, 82 l.
Agata Szpotko zd. Krężałek, 97 l.
Maria Olszyk zd. Gniady, 82 l.
 

     Ks. Proboszcz

PROTOKÓŁ
Z posiedzenia Komisji Rewizyjnej Budowy Kościoła i Plebanii w Łękach Dukielskich spisany w dniu
15 grudnia 2007 r.
* Komisja w składzie:
1. Czaja Jan
2. Bal Józef
Komisja w powyższym składzie po szczegółowym sprawdzeniu wszystkich dowodów przychodowych i rozchodowych stwierdza co następuje:
Okres kontroli od 1 marca 2006 r. do 15 grudnia 2007 r.

DOCHODY
* Sprzedaż domu Pani Heleny Białogłowicz - 12000,00
* Wpłaty różnych komitetów na witraż - 10145,00
* Wpłata Pani Walerii Gray na witraż - 2000,00
* Zbiórka na budowę od ludności - 91664,18
RAZEM - 115809,18

WYDATKI
* Zakup witraża - 13800,00
* Płace pracownika konserwatora - 4800,00
* Budowa plebanii i zakup potrzebnych materiałów (zakup drewna na dach, blachodachówki, wykonanie więźby dachowej i krycie, zakup niektórych okien dachowych) - 80875,91
RAZEM WYDATKI - 99475.91
Na dzień 28.02.2006 r. było zadłużenie w kwocie - 3779,11
Dochody - 115809,18., Wydatki - 99475,91., Saldo - 16333,27
Minus zadłużenie - 3779,11
Saldo na dzień 15.12.2007 r. wynosi - 12554.16


ZBIÓRKA NA SPRZĄTANIE
DOCHODY:

Saldo początkowe wynosi - 4923,60
Wpłaty od parafian - 13558,00
RAZEM wpłaty - 18461,60

WYDATKI:
Wydatki - 15349,52 (koszt sprzątania, środki czystości, energia elektryczna, gaz, kwiaty itp.)
Saldo końcowe na dzień 15 grudnia 2007 r. wynosi - 3132,08

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano


PIETA
Widzisz - mówiłam -
Ludzie są dobrzy: podnieśli Cię, Synu, wysoko.

Z wysokiego, wysokiego drewna,
gdy oczami wspierasz się o ziemię,
i na mnie wsparło się Twe oko.
Pamiętam - Dzieckiem małym chciałam Cię, matka, zamknąć w łonie

- a Tyś mi urósł i królujesz teraz w wielkiej cierniowej koronie.
To ludzie, choć sami mali, wznieśli Cię i ukoronowali.
Myślałam: Dziecko bez serca -
gdyś zgubił się nam w drodze
i znaleźliśmy Cię między kapłany
nad księgą w synagodze.
A oto - bok Ci Włócznią otwarli
i serce Twe widać, jak krwawi.
Nie dziw się, Synu,
że matka oprawcom Twym błogosławi.
Żeby nie ludzie, nie grzeszni,
nic by nie zaszło w niebie:
nie poczęłabym, nie urodziłabym Ciebie.
I nie poznałabym, co to matczyna radość i boleść.
Taka to, Synu Boży, o nas obojgu opowieść.

Ewa Szelburg - Zarembina


                                             Jakiego Postu
                                        żąda od nas Bóg?

Umilkły odgłosy karnawału, zasnuł się zadumą dzień. W milczeniu słychać słowa „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” oraz „pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz”. W tej atmosferze środy popielcowej trzeba postawić sobie bardzo solidnie skonstruowane pytanie: czego w czasie 40 dni Wielkiego Postu żąda od nas Bóg? O co, w tym wszystkim chodzi i co jest najważniejsze?
Te pytania zostały celowo sformułowane w ten sposób, aby odkryć istotę tego okresu, który dziś rozpoczynamy. Wielki Post bowiem w naszej polskiej tradycji i sposobie przeżywania ma bardzo mocną podbudowę rytów zewnętrznych. Są nimi wszelkiego rodzaju umartwienia, wyrzeczenia, postanowienia, mniej lub więcej spektakularne. Mniej lub więcej pobudzające naszą wolę do działania. I dobrze, że takie działania są podejmowane, o ile w ogóle są. Dobrze, że stanowią one dla nas bardzo konkretną wartość. Jednakże jest to tylko jedna strona medalu, jakim jest Wielki Post. Ta zewnętrzna strona musi stać się zaczynem istotniejszych spraw, które będą się dokonywały w naszym życiu.
Dlatego, sam Bóg w osobie proroka Joela uderza bardzo mocno swoim Słowem: Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Istotą Wielkiego Postu jest zatem metanoja - przemiana, nawrócenie. Narzędziami pomocnymi w nawróceniu są wszystkie praktyki, o których już wspomnieliśmy. Odkrywając dalej żądanie, jakie przed nami stawia Bóg na ten święty czas, trzeba wejść w głębie, jaką jest nasze osobiste spotkanie ze Światłem - Jezusem Chrystusem. Tu pojawia się pytanie: czy na to Światło jestem otwarty? Muszę w tym momencie mieć świadomość tego, że stanięcie przy tym Świetle, prześwietli mnie jak rentgen. Wszystko będzie widoczne z porażającym oślepieniem. To będzie prawda o nas. Czy jestem na to gotowy?
Kiedy zapatrzymy się na to, co Jezus dziś mówi do nas, to stanie się jasne, że nawrócenie, a więc podążanie do Jego światła jest rzeczą dynamiczną. Musi trwać codziennie. Jeżeli tego trudu nie podejmę to moje życie, moje wnętrze będzie cały czas wyglądało jak zachmurzone niebo i to bardzo zachmurzone. Dynamiczny dialog nawrócenia dokonuje się na trzech płaszczyznach, które Jezus nam podsuwa, jako wskazanie właśnie dziś u progu Wielkiego Postu. Trzy wielkie płaszczyzny, dialogu nawrócenia to: jałmużna, post i modlitwa. Zobacz, z jak wielką delikatnością Jezus człowiekowi, Tobie i mnie, podpowiada. Z jaką subtelnością zwraca uwagę na to, co jest naprawdę w nawróceniu najważniejsze. Przecież jałmużna pokazuje wyraźnie, że dialog nawrócenia obejmuje konieczności uzdrowienia relacji międzyludzkich. Tutaj się kłania przykazanie miłości bliźniego. Co z tego, że będziemy uważali, że trwa nawrócenie w nas, jak drugi człowiek, będzie deptany. I to człowiek najbliższy - żona, matka, rodzeństwo, sąsiedzi. Bez uzdrowienia tych relacji nie ma mowy o prawdziwym nawróceniu.
Druga płaszczyzna jest reprezentowana przez post. Jezus pokazuje, że chcąc być w tym dialogu nawrócenia w Jego świetle, konieczna jest praca nad sobą. To sprawa woli. Kształtowania jej. Postaw sobie pytanie: czy postanowienia, które powziąłeś będziesz ochoczo wypełniał? Jaki charakter one mają? Czy badasz ich realizację przez codzienny rachunek sumienia? Popatrz jak ta płaszczyzna jest ważna. Czy tak rozumiemy post?
W końcu to, co jest tak bardzo ważną płaszczyzną w dialogu nawrócenia. To konieczność uzdrawiania naszych relacji z Bogiem. Nie ma żadnej możliwości uzdrowienia relacji z drugim człowiekiem, nie ma możliwości pracy nad sobą, jeżeli nie ma poważnie poustawianych moich relacji z Jezusem. Te relacje rozwijają się i uzdrawiają na modlitwie. Dlatego Jezus tak mocno to punktuje. Zatem warto zapytać siebie: jak wygląda nasza modlitwa? Czy w ogóle się modlimy? Jeżeli na pytania padnie odpowiedź negatywna to nasze relacje z Jezusem są naprawdę w złej kondycji! Taka jest istota czasu Wielkiego Postu, tak to wygląda z pryzmatu Bożego przesłania, które jest do nas skierowane. Co z tym przesłaniem zrobimy, zależy od nas. Czy będzie to czas zaprawdę święty, czy będzie się różnił od innych dni, czy pozostanie wykorzystany?

 

Zaproszenie na pustynię
Na początku Wielkiego Postu wraz z Jezusem przeżywamy doświadczenie pustyni. Po czterdziestu dniach pobytu na niej, u progu swej publicznej działalności, Chrystus stoczył bardzo ważną potyczkę z szatanem. Odrzucił potrójną pokusę. Nie zamienił kamieni w chleb, nie dokonał widowiskowego skoku ze szczytu świątyni, nie oddał pokłonu szatanowi w zamian za ziemskie panowanie i bogactwo. Zdecydowanie i jasno wskazał, po co przyszedł i jak będzie wyglądało Jego posłannictwo.
Co ciekawe, później, w czasie swej publicznej działalności, Jezus wykonywał czynności bardzo podobne do tych, które proponował Mu zły duch: tak więc, widzimy Jezusa dwukrotnie mnożącego chleb i karmiącego nim tłumy, widzimy Go czyniącego wiele znaków i cudów, widzimy Go także na kolanach - w Wieczerniku, przed Apostołami, którym umywał nogi. Za każdym razem te czynności były jednak znakami mówiącymi o zbawieniu, o wielkiej miłości Boga do człowieka i wynikały z wewnętrznego zjednoczenia Jezusa z Ojcem.
Decydującą walkę z szatanem stoczył Jezus na Golgocie - kiedy wbrew okrzykom szydzących z Niego, nie zszedł z krzyża, pozostał na nim do końca, do ostatniego tchnienia. Golgota była dopełnieniem tego, co rozegrało się na pustyni, na samym początku działalności Zbawiciela.
Dziś, u progu Wielkiego Postu, Jezus zaprasza także nas do wyjścia na duchową pustynię. Zachęca nas do bycia z Nim, poznawania Go. Jednocześnie ostrzega przed pokusami i trudnościami, które możemy na swej drodze napotkać:
Pokusą ograniczenia naszego życia wyłącznie do spraw materialnych i takiego skupienia się na własnych kłopotach i życiowych problemach, które nie pozostawia już w życiu ani odrobiny czasu dla ducha. Praca, praca, praca - kosztem więzi rodzinnych, życia duchowego, odpoczynku... Oczywiście - w wielu przypadkach winny jest chory system, który takie sytuacje wymusza i pozwala pracodawcom na nieraz bezkarny wyzysk pracowników. Jednak czas Wielkiego Postu jest wezwaniem do zatrzymania, bo „nie samym chlebem żyje człowiek”.
Pokusa ciągłego potwierdzania swej wartości, które może dokonywać się na różne sposoby: przez karierę, dążenie do sukcesów, bujne życie towarzyskie i zdobywanie przyjaźni „na ilość”, pozycję społeczną... A także pokusa ucieczki przed trudnościami, nieumiejętność pokonywania „duchowych ciemności”, zaufania, przechodzenia przez czas wewnętrznej oschłości i milczenia Pana Boga... Pokusa traktowania Boga jako maszynki do spełniania naszych życzeń lub partnera w interesach.
Wreszcie na końcu - pokusa władzy i znaczenia. Pycha prowadząca do zapomnienia o przepaści dzielącej Stwórcę i stworzenie. Zapomnienie o własnej znikomości i bezsilności w wielu życiowych sytuacjach. Zwielokrotnienie rajskiej przewrotnej obietnicy „Będziecie jako bogowie”. Używanie niegodziwych środków w imię „wyższych celów”...
Do sceny kuszenia Jezusa na pustyni powinniśmy wielokrotnie wracać - w różnych sytuacjach naszego życia. Pamiętajmy, że Jezus był w stanie zdecydowanie odpowiedzieć szatanowi, ponieważ wiedział, jaka jest wola Ojca - a ta wiedza wypływała z Jego głębokiego zjednoczenia z Nim. A zatem dzisiejsza Ewangelia jest dla nas przede wszystkim zaproszeniem do budowania głębokiej jedności z Osobami Trójcy Świętej - przez sakramenty, modlitwę, uczynki miłości - a zwłaszcza post i jałmużnę. Tylko jedność z Bogiem jest w stanie dać nam siłę i światło w obliczu próby - i tylko prawdziwa miłość ku Niemu, płynąca z doświadczenia prawdy, że to On nas pierwszy ukochał, jest w stanie sprawić, byśmy dotrzymali Jezusowi kroku w Jego wędrówce ku zbawieniu, która nieuchronnie wiedzie przez Golgotę. Redakcja

 

Objawienia Matki Bożej
w Lourdes (1858)


  Historia objawień w Lourdes
W roku 1858, kiedy ukazała się jej w Lourdes Matka Boża Bernadeta miała 14 lat. Była najstarszą córką rodziny Soubirous. Brakowało jej wszystkiego: pieniędzy, zdrowia, wykształcenia. Nie umiała ani czytać, ani pisać, często chorowała, nie chodziła do szkoły, nie przystąpiła do Pierwszej Komunii św. Rodzice mogli jej dać jedynie wiarę, prostą i żywą. Ją właśnie, Swoją „najbiedniejszą córkę” wybrała Maryja dla przekazania ludziom orędzia.
11 lutego, 1858 r. Wspólna modlitwa
Wraz z siostrą i przyjaciółką Bernadeta wyszła z domu zebrać drewno na opał nad rzeką, w okolicach groty, poniżej skały Massabielle. Musiała przejść przez rzekę, aby dogonić towarzyszki. Tak opisała to, co się wtedy zdarzyło: „Kiedy zdjęłam pierwszy but usłyszałam hałas, jakby podmuch wiatru, wtedy odwróciłam głowę w kierunku łąki. Widziałam, że drzewa się nie poruszały, więc powróciłam do ściągania butów. Znowu usłyszałam ten sam hałas. Kiedy podniosłam głowę w stronę groty, ujrzałam Panią ubraną na biało. Miała białą suknię, biały welon, w pasie błękitną szarfę i różę na każdym bucie - żółtą, w takim samym kolorze, jak łańcuszek jej różańca. Trochę się wystraszyłam. Sądziłam, że to złudzenie. Przecierałam oczy. Jeszcze raz popatrzyłam i widziałam cały czas tę samą Panią. Wsunęłam rękę do kieszeni i znalazłam w niej mój różaniec. Zrobiłam znak krzyża. Lęk, jaki odczuwałam zniknął. Uklękłam. Odmówiłam różaniec w obecności tej pięknej Pani. Zjawa przesuwała różańcowe paciorki, ale nie poruszała wargami. Kiedy skończyłam różaniec, nagle zniknęła”.
14 lutego, 1858 r. Próba święconej wody
W niedzielę 14 lutego Bernadeta powróciła do groty z przyjaciółkami. Chciała sprawdzić, czy wizja nie była złudzeniem. Przy grocie uklękła i rozpoczęła różaniec. Po odmówieniu jednej dziesiątki ujrzała tę samą Panią. Kropiła Ją wodą święconą, chcąc Ją przepędzić, o ile nie pochodzi od Boga. „Im bardziej kropiłam Ją wodą święconą, tym bardziej się uśmiechała...” - napisała Bernadeta.
18 lutego, 1858 r. Pani mówi po raz pierwszy
Maryja przemówiła dopiero za trzecim razem, 18 lutego. Z Bernadetą przyszli dorośli. Za ich radą zaopatrzyła się w papier i atrament. „Kiedy po przybyciu tam zaczęłam odmawiać różaniec - napisała Bernadeta - ujrzałam piękną Panią po pierwszej dziesiątce Różańca. Powiedziałam jej, że jeśli byłaby tak dobra i chciała mi coś powiedzieć, to proszę, aby to zapisała. Wtedy Ona uśmiechnęła się i powiedziała mi, że tego, co ma mi do powiedzenia nie trzeba zapisywać”. Następnie Matka Najświętsza zapytała ją, czy zechciałaby przychodzić w to miejsce przez 15 dni. Dziewczynka zgodziła się. Usłyszała w odpowiedzi, że Maryja nie obiecuje jej szczęścia na tym świecie, ale w przyszłym. Objawienia trwały nadal. „Powróciłam tam przez następne piętnaście dni. Ujrzałam wizję we wszystkie dni z wyjątkiem jednego poniedziałku i jednego piątku (od 22 i 26 lutego). Otrzymałam też 3 tajemnice, których nie wolno mi było nikomu powtórzyć” - napisała później o tych niezwykłych spotkaniach.
24 lutego, 1858 r. „Proście o nawrócenie grzeszników!”
Po 4 objawieniach milczących, wypełnionych kontemplacją i modlitwą, Maryja dała Bernadecie nakaz, który powtarzała przez kilka następnych dni: „Proście Boga o nawrócenie grzeszników”. Potem zapytała, czy „byłoby jej trudno uklęknąć i pocałować ziemię w akcie pokuty za grzeszników”. Po raz pierwszy wypowiedziała słowo: „pokuta”.
25 lutego, 1858 r. „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”
W tym dniu Maryja powtórzyła: „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”. Potem poleciła Bernadecie zjeść roślinę, która tam rosła, iść do źródła, napić się i obmyć się w nim. „Nie widząc źródła - opowiada Bernadeta - skierowałam się ku rzece. Pani jednak powiedziała mi, że to nie tam i dała mi znak palcem, abym podeszła pod skałę. Zrobiłam tak. Znalazłam tam zaledwie odrobinę wody, jakby błoto, i z ledwością mogłam jej nabrać. Zaczęłam drążyć ziemię. Po chwili mogłam nabrać wody, ale trzy razy ją wyrzuciłam. Dopiero za czwartym razem mogłam się napić, tak bardzo woda była brudna”. W ten sposób zostało odkryte źródło, które nigdy nie wyschło i stało się narzędziem licznych uzdrowień.
2 marca, 1858 r. „Przyjdźcie w procesji!”
Bernadeta otrzymała podwójną misję: powiedzieć kapłanom, żeby przyszli w procesji oraz wybudowali kaplicę. Nie wiedziała, kim była ukazująca się jej Pani. Proboszcz polecił, by o to pytała. Kiedy dziewczynka stawiała pytanie, Pani, zamiast odpowiedzieć, uśmiechała się w milczeniu.
25 marca, 1858 r. „Jestem Niepokalanym Poczęciem”
W święto Zwiastowania, Bernadeta wymusiła odpowiedź: „Zapytałam trzykrotnie, kim jest. Ona cały czas się uśmiechała. Wreszcie spróbowałam czwarty raz. Dopiero wtedy powiedziała mi, składając ręce na wysokości klatki piersiowej, że jest Niepokalanym Poczęciem”.
Ostatnie spotkania z Piękną Panią
Jeszcze dwa razy Bernadeta ujrzała w grocie massabielskiej milczącą, uśmiechającą się i modlącą Matkę Najświętszą. 7 kwietnia objawienie trwało blisko godzinę, obecnych było kilkaset osób. Płomień świecy dotykał przez wiele minut palców Bernadety, nie pozostawiając na nich żadnego śladu, o czym zaświadczyli obecni. 16 lipca Bernadeta ujrzała po raz ostatni Maryję bardziej piękną i promienną niż wcześniej. Ostatni raz tu na ziemi... Objawienia zostały zatwierdzone 18 stycznia 1862 r. przez biskupa diecezji Tarbes, J. E. Laurence'a, jako autentyczne i niebudzące wątpliwości.

LOSY BERNADETY
Bernadeta Soubirous chętnie opowiadała o objawieniach, ale kiedy ktoś nie chciał jej wierzyć, dodawała: „Nie otrzymałam polecenia sprawić, abyście uwierzyli, ale aby wam to przekazać”. Świadkowie twierdzili, że sam sposób robienia przez Bernadetę znaku krzyża „tak samo jak Pani”, nawracał grzeszników. Często chorowała. „Być może Maryja pragnie, abym cierpiała? Może potrzeba cierpienia?” - oto jej odpowiedź w obliczu licznych, dotykających ją chorób. Była cicha i pokorna.
Często uczestniczyła w uroczystościach przy grocie, wmieszana w tłum, aby nie zwracać na siebie uwagi. Kiedy stanął przed nią problem wyboru drogi życiowej oświadczyła: „Maryja powiedziała, że mam zostać zakonnicą, ale nie powiedziała, w jakim zgromadzeniu”. Broniła się przed naciskami, chcąc ponad wszystko spełnić wolę Bożą. Tymczasem Biskup bardzo pragnął wysłać ją do klasztoru w odległym Nevers, aby nie skupiała na sobie ciekawości pielgrzymów. Bernadeta długo rozmyślała nad tą propozycją. Wiedziała, że z Nevers nigdy już nie powróci. Wreszcie ze łzami żegnała się z grotą: „Grota - to było moje niebo. Już jej więcej nie zobaczę”. Po przybyciu do Nevers powiedziała: „Przybyłam tu się ukryć”.
Służyła Bogu i bliźnim jako wspaniała pielęgniarka. Jednak w 1875 roku zaczęła bardzo poważnie chorować. Zmarła 16 kwietnia 1879. Patrzyła na krzyż i na figurę Matki Bożej z Lourdes: „Widziałam Ją... Jakże była piękna!... Spieszno mi, by Ją znowu zobaczyć”. Uczyniła jeszcze raz swój piękny znak krzyża i oddała Bogu ducha. Miała 35 lat.
Wiadomość o śmierci św. Bernadety rozeszła się lotem błyskawicy. Natychmiast tłumy mieszkańców Nevers zaczęły się tłoczyć, aby zobaczyć i oddać cześć ciału św. Bernadety, które zostało wystawione w kaplicy klasztornej. W miarę upływu godzin, ludzie zaczęli przyjeżdżać pociągami z innych regionów Francji. Aby zdyscyplinować tłumy pielgrzymów, trzeba było ustawić porządkowych. Cztery siostry cały czas słały obok otwartej trumny, aby dewocjonaliami, które ludzie przynosili, dotykać ciała zmarłej. Ze względu na ogromne tłumy, ekspozycja zmarłej musiała się przedłużyć aż do soboty, 19 kwietnia. Tego dnia ciało Bernadety zostało zamknięte w dębowej trumnie, następnie włożonej do trumny cynkowej. Całość została opatrzona pieczęciami. Ciało Bernadety zostało pochowane - za specjalną zgodą merostwa - w klasztornym ogrodzie. Grób ten był celem pielgrzymek tysięcy wiernych przez ponad 30 lat. Dopiero jesienią 1909 r. zakończył się proces informacyjny s. Bernadety na szczeblu diecezjalnym. Według ówczesnych przepisów kościelnych trzeba było dokonać tzw. kanonicznego „rozpoznanie ciała zmarłej”. Właśnie wtedy - 22 września 1909 r. - miała miejsce pierwsza ekshumacja jej ciała. Oficjalna, szczegółowa relacja z tej ekshumacji znajduje się w archiwum konwentu Saint-Gildard. Czytamy tam, że o godz. 830 rano biskup Gauthey z Nevers, razem z członkami trybunału diecezjalnego, wszedł do kaplicy klasztornej. Przy wejściu ustawiony był stół z otwartą Ewangelią.
Następnie wszyscy zgromadzeni, wśród których był także mer miasta, idą do grobu Bernadety. Po jego otwarciu wyjmują trumnę i niosą do pobliskiego pomieszczenia. Jest tam przygotowane białe płótno na śmiertelne szczątki zmarłej. W emocjonalnym napięciu zgromadzeni obserwują, jak dwóch stolarzy otwiera trumnę. Po zdjęciu wieka, ukazuje im się zdumiewający i szokujący widok idealnie zachowanego ciała Bernadety, chociaż jej habit jest zmurszały i mokry. Z jej twarzy promieniuje dziewicze piękno, oczy ma zamknięte, jakby była pogrążona w spokojnym śnie, usta nieco rozchylone. Głowa lekko przechylona na lewo. Skóra jest w idealnym stanie i przylega do mięśni. Ręce są złożone na piersi i owinięte różańcem, który już mocno pordzewiał. Pod skórą można zobaczyć zarys żył. Paznokcie u rąk i nóg są również w doskonałym stanie. Następnie badania przeprowadzili dwaj lekarze. Według ich pisemnej relacji okazało się, że po zdjęciu habitu i nakrycia głowy, całe ciało prezentowało się w doskonałym stanie, było elastyczne i integralne w każdej swojej części. Po tych badaniach siostry umyły ciało Bernadety i ułożyły je w nowej, podwójnej trumnie, która została zamknięta i opieczętowana siedmioma pieczęciami. Na koniec pracownicy złożyli ją ponownie do tego samego grobu.

Ciało Bernardety w szklanym sarkofagu
Komentując ten zadziwiający fakt doskonałego zachowania ciała po 30 latach przechowywania w grobie o. Andre Ravier podkreślił, że tego faktu nie można zrozumieć i wytłumaczyć. Tym bardziej, że Bernadeta cierpiała na wiele chorób i ciało znajdowało się w miejscu nasyconym wilgocią (habit zmurszał i był przemoczony, różaniec i krzyż profesyjny były mocno zardzewiałe). Wszystkie te okoliczności sprzyjały bardzo szybkiemu rozkładowi ciała, a pomimo tego, ciało było zachowane w idealnym stanie.
Drugie rozpoznanie ciała miało miejsce w czasie trwania procesu beatyfikacyjnego 3 kwietnia 1919 r. Rozpoznania dokonano podobnie jak 10 lat wcześniej, z tą tylko różnicą, że dwóch lekarzy - Talon i Comte - redagowało swój raport oddzielnie, bez wzajemnej konsultacji. Jak wynika z oryginalnych dokumentów, oba raporty doskonale zgadzają się ze sobą, a także z relacjami lekarzy Davida i Jordana badających w 1909 r.
W 1923 r. Papież ogłasza heroiczność cnót Bernadety Soubirous i otwiera się droga do jej beatyfikacji.
W tej sytuacji konieczne jest trzecie i ostatnie rozpoznanie ciała. Dokonuje się ono 18 kwietnia 1925 r., czyli 46 lat i dwa dni po śmierci Bernadety. Ciało Bernadety było i tym razem zachowane w idealnym stanie. Dr Comte pisał: „Ciało Czcigodnej było nietknięte (nienaruszone), w ogóle nie uległo procesom gnicia i rozkładu, które są czymś normalnym po tak długim pobycie w grobie wykopanym w ziemi”.
Na relikwie pobrano fragmenty wątroby, muskuł i dwa żebra. Poza tym ciało zachowano nietknięte. Pozostało w kaplicy św. Heleny, którą zapieczętowano do czasu beatyfikacji dokonanej przez Piusa XI - 14 czerwca 1925 roku.
W dniu 18 lipca 1925 r. ciało Błogosławionej umieszczono w przezroczystym sarkofagu w tej samej nowicjackiej sali, gdzie Bernadeta, po przyjeździe z domu, po raz pierwszy i ostatni szczegółowo opowiedziała 300 siostrom o objawieniach Matki Bożej. Sarkofag przeniesiono 3 sierpnia 1925 r. do kaplicy po prawej stronie głównego ołtarza i jest tam do dnia dzisiejszego.
Od ciała św. Bernadety emanuje wewnętrzny głos. Tutaj, w znaku swego nienaruszonego ciała, w sposób duchowy jest rzeczywiście obecna, modli się i daje świadectwo. Będzie tutaj do czasu powszechnego zmartwychwstania w dniu Sądu Ostatecznego. Jest i będzie znakiem wzywającym do nawrócenia, do przyjęcia radosnej prawdy, że Bóg jest Miłością, że tylko Jego miłość może nas przeprowadzić ze strasznej niewoli grzechu do radości i wolności dziecka Bożego.

Jaką wartość ma DZIŚ dla nas objawienie w Lourdes?
Kilkanaście objawień Najświętszej Maryi Panny w Lourdes, w roku 1858, pomimo swej pozornej prostoty przypomniało nam wiele ważnych, uniwersalnych, a więc aktualnych do dziś, prawd:
Jesteśmy odpowiedzialni za zbawienie innych
Maryja prosi o modlitwę i pokutę za grzeszników, by się pojednali z Bogiem i osiągnęli niebo. Prosiła o przychodzenie do Niej w procesji, co wymagało od niejednego dużego wysiłku. Bóg nie zniewala człowieka: prosi go o współpracę. W Lourdes Maryja nie nakazała Bernadecie, że musi przychodzić do groty, lecz zapytała ją, „czy byłaby tak dobra, by to uczynić”.
Mamy być blisko Jezusa, Syna Maryi, obecnego w Eucharystii
Dlatego Matka Najświętsza prosiła o zbudowanie kaplicy i o przychodzenie w procesji do miejsca, w którym człowiek może odnaleźć Boga w sakramentach.
Modlić się o nawrócenie grzeszników
„Proście Boga o nawrócenie grzeszników” - powiedziała Maryja Bernadecie. W czasie gdy dziewczynka się modliła, Maryja, milcząc, przesuwała paciorki Różańca. Często zapominamy, że modlitwa posiada potężną moc wypraszania łaski nawrócenia dla grzeszników. Dlatego Maryja zaprasza nas w Lourdes do częstej modlitwy o ich nawrócenie. Ukazała nam - za pośrednictwem Bernadety, jak powiedziała: „Swej najbiedniejszej córki” - że najskuteczniejszą modlitwą, którą najbardziej lubi, jest Różaniec Święty.
Pokutować i ponosić ofiary w intencji nawrócenia grzeszników
Maryja zapytała Bernadetę, czy „byłoby jej trudno uklęknąć i pocałować ziemię w akcie pokuty za grzeszników”. Wołała: „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”. Bóg cierpi z powodu każdego człowieka oddalającego się od Niego. Cierpi także Maryja, która pragnie zbawienia każdego człowieka, Swego dziecka, bo wszystkich odkupił okrutną śmiercią Jej Syn. Wzywa więc do różnych form pokuty i umartwienia oraz do ofiarowania ich Bogu w intencji grzeszników.
Ciągle oczyszczać się w sakramencie pokuty
Obmycie się w źródle, o które prosiła Maryja Bernadetę, ma znaczenie symboliczne. Nie każdy może przecież pojechać do Lourdes. A jednak słowa Matki Najświętszej wypowiedziane w Lourdes przeznaczone są dla wszystkich Jej dzieci. Maryja mówi nam w tych słowach także o innym źródle: „Obmyjcie się w źródle Wody Żywej - tryskającej z przebitego Serca Mojego Syna Jezusa”. Źródłem wody żywej są w Kościele sakramenty, a zwłaszcza sakrament pojednania. Maryja mówi: „Obmywajcie się często w tym zdroju! Potrzeba wam tego dla oczyszczenia się z grzechu i dla uzdrowienia z ran, które zło pozostawiło w waszym życiu”. Dla Maryi najważniejsze jest nasze zdrowie duchowe. Dlatego wzywa nas przede wszystkim do źródła, którym jest sakrament pojednania. Jezus ustanowił ten sakrament, jako drogocenny owoc Odkupienia, aby przyjść nam z pomocą w największej słabości. Tylko przez to źródło, jakim jest sakrament pojednania, Boże Miłosierdzie może rozlać się na całą ludzkość.
Troszczyć się o oczyszczenie i poprawę świata
Maryja pragnie naszego oczyszczenia po to, abyśmy z kolei oczyszczali i uświęcali świat, zalewany błotem zła. Ileż dzieci Maryi doznaje codziennie skażenia błotem rozlewającym się coraz bardziej po świecie i prowadzącym niezmierną liczbę dusz ku śmierci! Matka Najświętsza jest Niepokalana, jest samą Czystością. W Niej musimy się chronić przed zalewem błota zła. Przed tym błotem zła i błędu możemy się też ocalić słuchając Papieża, który - całkowicie oddany Maryi - jest dla nas przykładem życia, jakiego pragnie Niepokalana Matka.
Żyć w doskonałej czystości
Maryja wzywa nas, abyśmy się obmyli, bo chce doskonałej czystości naszego umysłu, serca i ciała. Być czystym w umyśle oznacza, że w myślach mamy szukać i wypełniać jedynie wolę Pana. Umysł nasz ma być w pełni otwarty na przyjęcie Bożego Światła i nie zaciemniony błędem. Mieć czyste serce to znaczy być prawdziwie zdolnym do miłości nadprzyrodzonej i Bożej. Nieuporządkowane przywiązania do siebie i stworzeń rzucają cień na wewnętrzną czystość naszej miłości. Przeznaczeniem ciała nie jest grób i zniszczenie, lecz Raj, dokąd po zmartwychwstaniu nasze ciało wstąpi, aby żyć wiecznie.
Troszczyć się o rozwój łaski poprzez życie sakramentalne
Niepokalane Poczęcie Maryi to dla nas wezwanie do życia łaską, której Ona była pełna. Matka Boża objawiła się w Lourdes jako Niepokalane Poczęcie, to znaczy, jako jedyne stworzenie, które nigdy nie znało cienia grzechu - nawet pierworodnego. Zwróciła się do nas w Lourdes z zaproszeniem do kroczenia drogą dobra i łaski, czystości i pokory, miłości i coraz większej świętości. Prosi o posługiwanie się środkami niezbędnymi do kroczenia tą drogą: o modlitwę, pokutę, oczyszczanie się w sakramencie pojednania.
Być radością dla Matki Niebieskiej
Kto kocha Niepokalaną Matkę, ten nie tylko szuka Jej pomocy, lecz pragnie być Jej radością. Dzisiaj Serce Maryi jest głęboko ranione przez grzechy, zniewagi i niewierności, przez pychę i oschłość, uporczywe odrzucanie Jej macierzyńskich interwencji. Maryja znajduje pocieszenie ze strony najmniejszych dzieci. Przykładem jest Bernadeta. Biografowie piszą, że brakowało jej wszystkiego: pieniędzy, zdrowia i wykształcenia, czyli wszystkiego, co liczy się w oczach ludzi. A jednak Maryja znalazła w niej coś, o co mogła poprosić Swoją „najbiedniejszą córkę”. Była to modlitwa, pokuta, oddanie siebie, korzystanie z sakramentów, życie zakonne... Bernadeta spełniła wszystkie te pragnienia. Wchodząc na drogę wskazaną jej przez Matkę Najświętszą sama w krótkim czasie osiągnęła świętość.
Odpowiedzieć na wezwanie Maryi z Lourdes i sprawić Jej radość może każdy człowiek. Każdy może posiadać bogactwo miłości, pokory i uległości wobec Boga i Maryi, choćby po ludzku był najbiedniejszy. Słuchanie zaś Jej rad i podążanie za Jej przykładem jest najprostszą drogą do świętości, której Niepokalana Matka pragnie dla każdego ze Swoich dzieci.
Źródło: http://www.voxdomini.com.pl  
     


                                                                                         
18 - 25 stycznia 2008 r.
                           TYDZIEŃ
                              POWSZECHNEJ MODLITWY
                                 O JEDNOŚĆ CHRZEŚCIJAN


„Nieustannie się módlcie”
(1 Tes. 5,17)


Kazanie ks. Romana Jagiełło z parafii polskokatolickiej pw. „Dobrego Pasterza” z dnia 20 stycznia br.


Pochwalony Jezus Chrystus!

„Dzisiaj przywykliśmy już do takich słów, jak ekumenizm, ekumenia czy dialog ekumeniczny. Stały się one częścią składową naszego słownictwa. Nie oznacza to, rzecz jasna, że dzieło pojednania chrześcijan (ekumenizm w sensie ścisłym) oraz dialog z innymi religiami i światopoglądami (ekumenizm w sensie szerokim) stały się dla wszystkich rzeczywistością codziennego doświadczenia” - pisze ks. prof. Wacław Hryniewicz w najnowszej książce „Kościół jest jeden. Ekumeniczne nadzieje nowego stulecia”.

Bracia i Siostry w Chrystusie!
Na początku tego kazania, chciałbym nawiązać do pierwszego zdania z wypowiedzi tego znanego polskiego ekumenisty ks. Hryniewicza, której fragment przed chwilą zacytowałem. Powtórzę: „Dzisiaj przywykliśmy już do takich słów jak ekumenizm, ekumenia czy dialog ekumeniczny”. Trzeba podziękować Bogu, który przez Ducha Świętego działa na ludzkie serca i umysły, iż tak wielu wierzących w naszej miejscowości otworzyło się na ten wielki, Boży dar, jakim jest ekumenia.
Dlatego, po pięciu latach praktykowania jej, możemy powiedzieć, że do niej przywykliśmy, że stała się dla nas chlebem powszednim. Dzisiaj, obchodzimy pierwszą, okrągłą, piątą rocznicę naszych wspólnych przedsięwzięć ekumenicznych. Przygotowując ostatnio katechezę na temat ekumenizmu i korzystając z zapisów w kronice parafialnej mojej parafii, opracowałem swoiste kalendarium ekumeniczne, z którego wynika, że takich wydarzeń w ciągu ostatnich pięciu lat było aż 36.
Najczęściej spotykaliśmy się na modlitwie, bo przecież dzięki niej najlepiej można osiągnąć ten cel, jakim jest jedność Chrystusowego Kościoła. O pierwszorzędnej roli, jaką odgrywa modlitwa w dziele zjednoczenia Chrystusowego Kościoła mówi „Dekret o ekumenizmie” wydany przez Sobór Watykański II. W rozdziale I zatytułowanym „Katolickie zasady ekumenizmu” czytamy: „Wierni Kościoła katolickiego powinni bez wątpienia w pracy ekumenicznej troszczyć się o odłączonych braci, modląc się za nich, użyczając im wiadomości o sprawach Kościoła i pierwsi powinni wychodzić im naprzeciw”.
Podobne słowa znajdujemy w rozdz. II „Wprowadzenie ekumenizmu w życie”: „Niech pamiętają wszyscy wyznawcy Chrystusa, że tym lepiej posuwają naprzód sprawę jedności chrześcijan, a nawet ją realizują, im bardziej nieskazitelne usiłują wieść życie w duchu Ewangelii...To nawrócenie serca i świętość życia łącznie z publicznymi i prywatnymi modlitwami o jedność chrześcijan należy uznać za duszę całego ruchu ekumenicznego, a słusznie można je nazwać ekumenizmem...”.
O wielkiej roli modlitwy w tym dziele pisze też Jan Paweł II w encyklice „Ut unum sint”. Oto stosowny fragment: „Na ekumenicznej drodze do jedności trzeba przypisać stanowczy prymat wspólnej modlitwie - modlitewnemu zjednoczeniu wokół samego Chrystusa. Jeśli chrześcijanie, pomimo podziałów, będą umieli jednoczyć się coraz bardziej we wspólnej modlitwie wokół Chrystusa, głębiej sobie uświadomią, o ile mniejsze jest to wszystko, co ich dzieli, w porównaniu z tym, co ich łączy. Jeśli będą się spotykali coraz częściej, coraz wytrwałej modlili do Chrystusa, będą mieli odwagę podjąć całą bolesną i ludzką rzeczywistość podziałów, odnajdując się w tej wspólnocie Kościoła, którą Chrystus stale tworzy w Duchu Świętym ponad wszystkimi słabościami i ograniczeniami ludzkimi... Czyż jest możliwe, byśmy pozostawali podzieleni, jeżeli przez Chrzest zostaliśmy „zanurzeni” w śmierci Chrystusa, to znaczy w tym właśnie akcie, przez który Bóg za sprawą Syna obalił mury podziałów? Podział jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, i przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu”.
Znamiennym jest również i to, że tegoroczny tydzień jedności chrześcijan jest obchodzony pod hasłem „nieustannie się módlcie”. (1 Tes. 5,17)
Oprócz modlitw, które w dziele zjednoczenia mają wiodące znaczenie, w ciągu tych pięciu lat spotykaliśmy się na ślubach, pogrzebach, a nawet zabawach. A wszystko to było możliwe, dzięki tolerancji, jednej z cnót, jaką kształtuje ekumenizm.
W ubiegłym roku, w naszej parafii, i był to precedens w skali całej Polski, miał miejsce ślub ekumeniczny. Choć nie był to pierwszy ślub ekumeniczny w parafii „Dobrego Pasterza”, to stanowił precedens, ponieważ udzielił go ksiądz rzymskokatolicki, odprawiając również w naszej świątyni mszę świętą.
Po raz pierwszy też w zeszłym roku w mszy świętej sprawowanej w intencji Ojczyzny w dniu 11 listopada, w Święto Niepodległości, uczestniczyli uczniowie i nauczyciele z naszej szkoły. Po mszy św. uczniowie przedstawili montaż słowno-muzyczny pt. „Drogi do niepodległości”. A zatem, w duchu patriotyzmu, którego ma uczyć szkoła, połączyliśmy się na wspólnej ekumenicznej modlitwie, w której uczestniczył też ks. Alojzy i rodzice dzieci biorących udział w montażu. Na takiej modlitwie, w waszej parafii, gromadziły uczniów obydwu wyznań, też msze szkolne. Nas dorosłych, jednoczyła, oprócz modlitwy, często także zabawa. Z okazji opłatka, święconki, dnia seniora, spotkań folklorystycznych, wesel. Wszak mówi się: „smutny święty, to żaden święty”.
Zadałem sobie sporo trudu, aby znaleźć w Biblii wszystkie słowa zachęcające człowieka wierzącego do radowania się. Według „Konkordancji do Biblii Tysiąclecia” słowo radosny występuje 48 razy, radość -261, radośnie -26, radować się -118 zaś weselić się -58 razy. Chrześcijanin, dla którego słowa Biblii mają stanowić nie tylko źródło wiary, ale też wpływać na jego życie, nie może być wiecznym malkontentem. Doskonale to rozumieją członkowie zespołu „Łęczanie”, którzy śpiewając pieśni świeckie i religijne, doskonale spełniają to przesłanie biblijne o radości. Odgrywają też i w tym dziele ekumenizmu wielką rolę, gdyż zawsze, gdy są zaproszeni do Kościoła Polskokatolickiego na mszę świętą, chętnie przychodzą, i to w pięknych strojach ludowych, aby swoim śpiewem uświetnić celebrację eucharystii.
Mówiąc o zespole trzeba koniecznie wspomnieć o Stowarzyszeniu Kulturalno-Rekreacyjnym „Jedność”, wszak ono go zrodziło. Stowarzyszenie, w tym dziele, o którym dzisiaj mówimy, odgrywa razem z parafią i szkołą wiodącą rolę. Sama nazwa sugeruje, że pragnie integrować miejscową społeczność. I czyni to we wszystkich dziedzinach ludzkiego życia, nie tylko w obszarach kultury świeckiej, ale i religijnej. Za to im dzisiaj serdecznie dziękujemy, gdyż stworzyli nowe, i jakże skuteczne sposoby jednoczenia ludzi poprzez kulturę i zabawę. Czyż św. Augustyn nie powiedział: „kto śpiewa, podwójnie się modli”?
Bracia i siostry! Na zakończenie, chciałbym zacytować słowa Biblii skierowane przede wszystkim do Was, zgromadzonych na tej Mszy Świętej, gdyż jesteście najlepszymi apostołami ekumenizmu, modląc się dzisiaj w tej intencji. Te słowa są jednocześnie podsumowaniem tego pięciolecia ekumenicznego w naszej miejscowości i stanowią zachętę do dalszych i owocnych działań w tej dziedzinie: „Bogu dziękujcie, ducha nie gaście”.
Amen.

 

Wielkpostne rozmyślania

Pycha - matka potępienia
Pycha jest wyparciem się Boga, wynalazkiem diabła. Jest matką potępienia, potomkiem wysławienia siebie, znakiem jałowości. Jest ucieczką od Boskiej pomocy, zwiastunem obłąkania, autorem klęski. Jest przyczyną diabelskiego panowania, źródłem złości, bramą obłudy. Jest twierdzą demonów, strażniczką grzechów, źródłem zatwardziałości serca. Jest zaprzeczeniem współczucia, przykrym faryzeuszem i okrutnym sędzią. Jest nieprzyjacielem Boga. Jest korzeniem bluźnierstwa.
Pycha zaczyna się tam, gdzie kończy się próżność. Znajduje się w połowie drogi upokorzenia naszego bliźniego i bezwstydnego popisywania się naszymi osiągnięciami, samozadowolenia i niechęci do odkrycia błędu.
Kończy się wzgardzeniem Boską pomocą, wychwalaniem własnych wysiłków i diabelskimi skłonnościami.
Słuchajcie zatem wszyscy, którzy pragniecie uniknąć tego dołu.
Namiętność ta często bierze moc z dziękczynienia i na początku nie skłania nas bezwstydnie do odrzucenia Boga. Widziałem ludzi, którzy głośno dziękowali Bogu, ale w swoich sercach wychwalali siebie, podobnie zachowywali się faryzeusze mówiąc: „O Boże, dziękuję Ci” (Łk 18,11).
Pycha zagnieżdża się tam, gdzie dopuściliśmy się odstępstwa, bowiem odstępstwo jest w istocie objawem pychy. Pewien czcigodny mąż powiedział kiedyś do mnie: Pomyśl o tuzinie haniebnych namiętności. Ukochaj jedną z nich, pychę, a zajmie przestrzeń wszystkich jedenastu pozostałych.
Johannes Climacus (ok. 579-649), mnich z Góry Synaj, autor ascetycznego dzieła „Drabina Raju”.

 

Adoracja i skupienie
Wielki Post jest czasem, gdy pochylamy się nad tajemnicą Krzyża, Męki Chrystusa, ale i naszym życiem, grzechem i tym, co czynimy bliźniemu, a przez to samemu Chrystusowi.
Postanowienia mają kierować nasze dążenie do świętości na właściwą ścieżkę. Robimy wszystko, by zmienić swoje życie, tylko czy decyzja jest zawsze 100 %? A może często zdarza się, iż mówimy: wiesz co, Panie Boże, ja Tobie oddaje 99,9 % mojego życia i siebie samego, a resztę zostawiam sobie.
Bo widzisz - drogi czytelniku, On czeka aż oddasz siebie w całości, aż zaufasz Mu bez końca. Czy ogłosiłeś kiedyś Chrystusa Panem swojego życia? A może ten Wielki Post jest ku temu właściwym momentem...?

Zatrudnię od zaraz!
Chętnych do:
- dźwigania krzyża codziennego, niosąc pomoc tym, którzy jej najbardziej potrzebują;
- walki z samym sobą w stawaniu się świętszym i bardziej doskonałym, dając uśmiech tym, którym go brakuje;

Zapewniam:
- ręce, na których będą odciski z pracy;
- kolana bolące, których nie wolno wyprostować;
- zapłatę w Królestwie Niebieskim.
Jezus
 

Krzyż
Chrześcijanom krzyż przypomina, że Bóg potęgą swojej miłości do człowieka przenika cały świat.
Kto inny dostrzega Jezusa Chrystusa, który umarł za jego grzechy.
Dla kolejnej osoby, spojrzenie na krzyż daje pocieszenie w cierpieniu, odczytuje, że nie jest w nim sam, że Ktoś idzie razem z nią w najgłębszą ciemność, aż po niemoc śmierci.
Dla kogoś innego może oznaczać kosmiczne zbawienie, co jasno ukazane jest w kulturach różnych ludów.
Krzyż jest znakiem Bożej miłości, która swoim zasięgiem przenika serce każdego człowieka i cały świat.
Przypomina, że Chrystus akceptuje każdego z nas, z wszystkimi słabościami i błędami.
Dzięki Jego ofierze z samego siebie, możemy żyć. Spoglądając na krzyż mamy doświadczenie ciągłego wyzwania, które należy akceptować.
Przecież w życiu nie wszystko nam się udaje. Wielokrotnie ponosimy porażki, które krzyżują nasze plany, powodują załamania i wielkie zawody. To nam przypomina, że nie wszystko jest takie proste i łatwe, jak sobie planujemy.
Krzyż stał się znakiem, niepojętej dla człowieka, miłości Boga do ludzkości. Krzyż, do którego przybito umęczone ciało Zbawiciela, jest ołtarzem najwyższej ofiary.
Jezus ma rozpostarte ramiona i otwarte serce, to znaczy, że mamy do Niego stały dostęp.
Jest gotów w każdej chwili, w każdym doświadczeniu nas przyjąć i umocnić.
Spod jakiego jesteś znaku? (pyta młody człowiek, gdy myśli o astrologii - są przecież różne znaki, ryby, koziorożec, baran..) Jaka odpowiedz pada?
JESTEM SPOD ZNAKU JEZUSA CHRYSTUSA. Krzyż symbol męki, Zmartwychwstania, znak przebaczenia naszych grzechów!
Sprawmy, aby nigdy nie zabrakło naszej czci do Krzyża Chrystusowego.
 

Nie zmarnujmy tego daru!

W piątki Wielkiego Postu jest Droga Krzyżowa, a w niedziele Gorzkie Żale. Za odprawienie Drogi Krzyżowej zyskuje się odpust zupełny pod zwykłymi warunkami. Odpust zupełny można również zyskać w piątki Wielkiego Postu za odmówienie po Komunii św. przed wizerunkiem Pana Jezusa Ukrzyżowanego modlitwy „O dobry i najsłodszy Jezu...” .

              Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu, upadam na kolana przed obliczem Twoim i z największą żarliwością ducha proszę Cię i błagam, abyś najżywsze uczucia wiary, nadziei i miłości w serce me wlać raczył wraz z prawdziwą za grzechy moje skruchą i mocną wolą poprawy; podczas gdy z wielkim wzruszeniem i głęboką boleścią duszy mojej Twoje pięć ran rozpamiętywam i myślą się w nich zatapiam, mając przed oczyma, co już mówił o Tobie, o dobry Jezu, święty król, prorok Dawid: „Przebili ręce moje i nogi moje, policzyli wszystkie kości moje”. Amen.

 

 Katechizmowe rozważania

SŁABOŚCI, ZANIEDBANIE DOBRA, OTWARTOŚĆ NA DRUGIEGO CZŁOWIEKA

LUDZKI WYMIAR GRZECHU
Proponuję w okresie Wielkiego Postu chwilę refleksji nad wymiarem grzechu w życiu współczesnego chrześcijanina. Zapewne, wszyscy pamiętamy z lekcji religii, że grzech jest świadomym i dobrowolnym przekroczeniem przykazania Bożego. Jest to podejście nieco przedmiotowe, niemówiące o konsekwencjach popełnionego czynu.
Nie jest bowiem grzech zwykłym, błędnym postępowaniem, wyłącznie nieposłuszeństwem. Nie traktujmy go, jak źle wykonanej pracy, sprawionego zawodu czy niewłaściwego zachowania wobec ludzi. Nie wolno chrześcijaninowi zapomnieć o tym, że istotą grzechu jest to, że zawsze zwraca się przeciw Bogu. Grzeszący chrześcijanin zachowuje się tak, jakby nabrał przekonania, że Bóg nas nie kocha.
Grzech jest winą, która dzieli nas od Boga, ale dzieli także od innych ludzi. O tym, jak bardzo ciężki popełniamy grzech, decyduje ważność sprawy, w której przeciwstawiamy się Bogu oraz świadomość, z jaka działamy. Tym cięższy popełniamy grzech, im bardziej świadomie opowiadamy się po stronie złego. O winie decyduje chęć jej popełnienia, czyli istnienie świadomości winy. Gdy ktoś bez złej woli przyczyni się do powstania zła, nie ponosi przed Bogiem winy, gdyż u Boga liczą się w większym stopniu intencje, niż czyny. Dlatego też pamiętajmy, że grzechem mogą być również słowa i myśli, jeśli się nie dba o kontrolę nad nimi.
Jednak nie wolno zapominać o tym, że człowiek jest istotą słąbą, daleką od doskonałości i nie ma ludzi wolnych od winy, stąd, kto słucha Boga i stara się czynić Jego wolę, ten - mimo swoich słabości i błędów - stoi po stronie Boga. Drogę do dobra wyznacza pragnienie bycia dobrym, a pokusa nie jest jeszcze grzechem.
Dzisiejszemu chrześcijaninowi trudno jest przyznać się do grzechu, czasem nawet wydaje się, że staramy się być tak idealni, że niedługo zapomnimy o tym, że jesteśmy słabi i z natury grzeszni. Przypomina to swoistą licytację - kto ma więcej, kto jest lepszy. Gubimy się w tym wszechogarniającym poczuciu własnej niedoskonałości. Z przerażeniem słyszy się, jak katolicy mówią, że nie grzeszą, więc nie mają się z czego spowiadać.

ZANIEDBANIE W CZYNIENIU DOBRA
W zasadzie to jest tak, że do zrobienia czegoś złego, jeszcze może potrafimy się przyznać. Ale co z tym, czego nie zrobiliśmy? Bardzo rzadko do naszej świadomości dopuszczamy myśl, że grzeszy się, nie tylko czyniąc zło, grzechem jest również zaniedbanie dobra. Brak nam chrześcijańskiej wrażliwości na czynienie dobra. Mało tego, nie wiedzieć czemu, czynienie dobra postrzega się jako głupotę i przejaw słabości. Generalnie jest tak, że bardzo łatwo ulegamy okazji do popełnienia grzechu, tak trudno przejść obok niej obojętnie. Ale przechodzenie obojętnie obok okazji do dobrego czynu przychodzi nam nader łatwo. Jakby tego było jeszcze mało - istnieje moda na piętnowanie osób czyniących dobro. Ludzie tacy są postrzegania jako słabi, niedzisiejsi, śmieszni, a czasem patrzymy na nich z politowaniem. Tymczasem każdego dnia naszego życia przechodzimy obojętnie obok okazji do zrobienia czegoś dobrego, mijamy je szukając raczej okazji do pokazania swojej osoby w odpowiednim świetle: ja jestem, ja potrafię, ja mam, ze mną się liczą, ja mogę… Cóż - „Marność nad marnościami, wszystko to marność”.( Koh 12,8)
Na początku mszy świętej, wyznając grzechy, prosimy Boga o przebaczenie, a On zawsze nam przebacza. Pozostaje kwestia naszego podejścia do Bożego przebaczenia. Jeśli ktoś pojmuje gotowość Boga do przebaczenia, to cierpi, popełniwszy nieprawość (Łk 7, 36-50; 15, 11-32). Decyduje się, w miarę swych sił, naprawić wyrządzone zło (Łk 19, 1-10). Pragnie rozpoczynać od nowa (J 8, 11).
Wielki Post to dobry czas na refleksję, na porzucenie fałszywej drogi zawrócenie z niej ku Bogu, a temu, kto pragnie zacząć od początku, Bóg zawsze wychodzi naprzeciw.

OTWARTOŚĆ
Ustawicznie zdarzają się sytuacje, w których chcielibyśmy usłyszeć jasną odpowiedź na pytania: Co jest prawdą, a co fałszem? Czy mam zdecydować tak, czy inaczej? Czy to lub inne zdanie jest słuszne? Pragnienie otrzymania jednoznacznej odpowiedzi nie zawsze może być spełnione, bo na wiele pytań istnieje wiele odpowiedzi. Prowadzi to do tego, że człowiek zaczyna odczuwać niepewność, zwłaszcza w tym wypadku, gdy nie nauczył się obchodzić z wielokształtnymi zjawiskami życia, gdy nikt mu nie pokazał, że w wielokształtności zawiera się bogactwo naszego istnienia. Mieć wiele możliwości nie znaczy biernie im się poddawać, przeciwnie - ustawicznie musimy rozstrzygać. Wielu ludzi czuje przed tym lęk - boją się odpowiedzialności i nie dokonują wyboru. Jeszcze inni sądzą, że łatwiej jest żyć „w zawieszeniu” - nie podejmując ostatecznej decyzji. Konsekwencją takich postaw jest brak inicjatywy, nietolerancja, albo nawet nieuczciwość i wypaczenie charakteru.
Trzeba być gotowym do sprawdzania swych decyzji i podejmowania ich na nowo, jeżeli okazały się błędne. Wymaga to szczerości, samokrytyki i otwartości. Czasem potrzeba więcej odwagi, aby zmienić poglądy, niż aby pozostać im wiernym.
Kto przypisuje sobie prawo podejmowania decyzji, ten musi być także gotowy szanować poglądy innych, nawet wówczas, gdy sprzeciwiają się one jego własnym przekonaniom. Nie oznacza to, ani obojętności w stosunku do poznawanej prawdy, ani uznania błędu. Podkreśla natomiast, że wyżej należy cenić człowieka walczącego o prawdę, niż przyjmującego ją bezwolnie.
Czy mamy pewność, że jako chrześcijanie rzeczywiście głosimy Prawdę Bożą i nią żyjemy? Bogactwo życia w Jezusie Chrystusie sięga dalej, niż potrafimy to pojąć. Podejmowanie decyzji i „otwartość” nie wykluczają się.
Współzależność między miłością do prawdy a miłością bliźniego tak wyraził św. Augustyn:
Znienawidzić błąd, ale kochać błądzącego!
opr. Wioletta Fornal

WIELKA SOBOTA

Pracowałem kiedyś wśród kobiet uzależnionych od alkoholu. Niektóre z nich opowiadały mi o swoim życiu. Mówiły o wielkim poczuciu winy i odrzuceniu, jakiego doznawały. Ten stan powodował, że nie porzucały wtedy picia, lecz jeszcze bardziej - dla zabicia tego stanu - zanurzały się w alkohol. Tak tworzył się łańcuch nie do rozerwania. Dopiero, gdy trafiły do domu przeznaczonego dla osób uzależnionych, który prowadzą zakonnice, wobec Chrystusa, którego tam spotykały, mogły wypowiedzieć historię swojego życia, odzyskiwały zdrowie i pokój duszy. Właśnie! Jeśli naszych grzechów nie będziemy odnosić do Boga, nie wypowiemy przed nim siebie, jeśli nie powiemy: „Panie, Ty wiesz wszystko...”, to popadniemy w poczucie winy, tzn. grzechy staną się naszym grobem, nie wydobędziemy się spod nich i będziemy przywaleni ciężkim kamieniem, którego odsunięcie będzie ponad nasze siły. Będziemy żyli w piekle.
I dziś wspominamy właśnie piekło - zstąpienie Jezusa w to miejsce. Teolodzy dyskutują czy Jezus zstąpił do miejsca przebywania szatana, czy do Otchłani - Szeolu, miejsca gdzie dusze sprawiedliwych ludzi Starego Przymierza czekały na Odkupienie. Starożytna homilia na Wielką i Świętą Sobotę, którą można znaleźć w brewiarzu w dzisiejszym oficjum, wskazuje raczej na zstąpienie Jezusa do miejsca, gdzie przebywali przeznaczeni na zbawienie, a nie na potępienie. Takie słowa autor homilii wkłada w usta Chrystusa zwracającego się do Adama: Oto ja, twój Bóg, który dla Ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie! Te słowa są skierowane także do nas, którzy jesteśmy zamknięci w grzechach, poczuciu winy czy nawet odrzucenia przez społeczeństwo. Są to słowa skierowane do zepchniętych na margines życia, do tych, którzy stracili wszelką nadzieję, którzy chcieli ze sobą skończyć nie widząc sensu dalszego życia. To jest wasz szczególny dzień - mówi dziś Jezus - abyśmy ujrzeli światełko nadziei, które się dziś ukazuje. Bóg umarł, ale jutro powstanie i przemieni nasze życie z doczesnego na wieczne, a nasze piekło zostanie pokonane.
Ta sama starożytna homilia mówi: Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął! O ile wczoraj milczeliśmy na widok cierpiącego i umierającego Jezusa, tak dziś milczymy, bo jakby Boga nie było. Kogoś zabrakło: punktu odniesienia i oparcia, sensu życia, ochoty do pracy nad sobą, pragnienia zmiany siebie i tego świata na lepszy, dobra i szczęścia. Jeszcze wczoraj z nami był, choć poraniony i męczony, a dziś leży w grobie.
W Piśmie św. Trudno znaleźć słowa odnoszące się wprost do tajemnicy dzisiejszego dnia. Mamy jedynie fragmenty, które zdają się wskazywać na tę rzeczywistość w sposób niebezpośredni.
I tak są to słowa 1P 3,19n: ...poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu; Ef 4,9: Słowo zaś „wstąpił” cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi?; Mt 12,40: Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi; Ps 130: Z głębokości wołam do Ciebie, Panie.
Bóg umarł? „Bóg umarł - a myśmy Go zabili!” - tak krzyczał kiedyś Nietzsche. Jednak wiara w Chrystusa dla twórcy ideologii nadczłowieka na tym się kończyła. To prawda, że myśmy zabili Chrystusa, w jakiś sposób czyniąc to nieświadomie, ale jednocześnie ta śmierć ma wymiar zbawczy, została „użyta” w celach dotąd niespotykanych. Bóg umarł w ludzkim ciele, lecz na tym sprawa Jezusa z Nazaretu nie skończyła się. Grób nie jest ostatnim aktem tego dramatu. Czy wierzysz w to? Czy masz wiarę Maryi, która (nie mówi o tym Pismo święte, lecz zapewnia nas o tym Tradycja Kościoła, ale także nieugięta wiara matki kochającej swoje dziecko) nie załamała się tą tragedią, lecz oczekiwała poranka Zmartwychwstania? Czy masz wiarę w Jezusa, który ma moc wyprowadzić Cię z Twoich najgorszych sytuacji życiowych, z Twojego grobu?
W tym dniu, gdy Jezus leży w grobie, warto się zastanowić nad naszym stosunkiem do Niego. Tak już jest, że gdy odchodzi ktoś znany nam, to wspominamy chwile z nim, nasze relacje, bycie ze sobą, także te chwile przykre, nieprzyjemne. Dzisiaj dokonajmy rachunku sumienia z naszej dotychczasowej znajomości z Jezusem. Jeśli wspominamy przykre chwile, zło, którym dotknęliśmy zmarłą osobę, to wzbudzamy wtedy żal, przepraszamy tego, który już jest „tam”. Spróbujmy także dokonać takiego żalu za grzechy wobec Jezusa: za co On doznawał od nas tylu przykrości; nasze grzechy, odrzucanie Go, Jego Dobrej Nowiny, odrzucanie prawdy o nas samych. Gdy będziemy o tym myśleć i tak się modlić, zwróćmy uwagę, że może być w nas żal za grzechy dwojakiego rodzaju: albo to będzie żal Piotrowy, albo Judaszowy. Żal Piotra, poprzez jego trzykrotne zaparcie się Jezusa. Piotr zapłakał, ale zrozumiał swoją słabość, zechciał powrócić do Mistrza. Jezus przebaczył Piotrowi i zmazując jego winę, poprosił go o trzykrotne wyznanie miłości. Owszem, Piotr czuł się rozgoryczony, wściekły na siebie, ale nie zamknął się w swojej trudnej sytuacji, bo gdyby tak było, to nie spotkałby już Chrystusa. Zamknięcie się w świecie swoich grzechów, zamyka na Boga i Jego miłosierdzie. Tak właśnie stało się z Judaszem. On także zdradził Jezusa. Żal za grzechy „zablokował go”, zamknął horyzont. Judasz stwierdził, że nie ma już dla niego przebaczenia, że Bóg mu nie wybaczy takiego postępowania. Zamknął się w sobie. To spowodowało takie poczucie winy, że nie wytrzymał i popełnił samobójstwo.
Jezus przez swoją śmierć wszedł w naszą samotność, w poczucie winy, grzeszność - w nasze piekło. Jeśli On ma nas zbawić „w całości”, wszystkie sfery naszego życia, to musi wejść także w nasze piekło. Skoro Jezus zstąpił do piekieł, to wszedł w to, co najbardziej dla nas nieprzyjemne i bolesne - w nasze serce pełne piekielnych idei i pomysłów na to jak urządzić świat bez Boga, wszedł w nasze tragedie życiowe: wszedł w piekło kobiety, która zabiła swoje poczęte dziecko, w piekło mężczyzny, który zabił w przypływie szału swoją rodzinę, wszedł w rozbite małżeństwa, porzuconych starców, wszedł w piekło ludzi czekających bezsilnie na koniec w łóżku szpitalnym, przytulisku dla bezdomnych, czy pod mostem.
On poszedł na dno ludzkich serc, gdzie kryje się złość, nienawiść, przewrotność, bezsilność, chęć ucieczki przed życiem i światem. Wszedł w to, aby zjednoczyć się tam z nami i wyrwać z tego stanu, aby uzdrowić nasze uczucia.
Kiedy będziemy umierać i zstępować do krainy Szeolu, Jezus będzie zstępował razem z nami. I jak On umierając doświadczał pustki i ciszy wołając: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!”, tak i my będziemy tego doświadczać, ale już razem z Chrystusem, który przeszedł przez bramę śmierci do życia.
Święcenie pokarmów w Wielką Sobotę symbolizuje nie tylko wielkanocny stół, ale także uznanie, że to Bóg - poprzez te pokarmy - jest źródłem naszych sił, naszego działania. Poświęcanie pokarmów symbolizuje także oczyszczenie świata ze zła, odkupienia całego stworzenia, poświęcenie Bogu, poświęcenie także nas - Bogu żyjącemu, a nie umarłemu, bo trupom nikt się nie poświęca.
Wieczorem, gdy będziemy rozpoczynać święty czas Wielkanocy, zapalając paschał - symbol Zmartwychwstałego Chrystusa, ukaże się nam pełny sens uniżenia Syna Bożego przez Drogę Krzyżową, śmierć i zstąpienie do piekieł. On zmartwychwstał i przeprowadził nas ze śmierci do życia nowego, dobrego. Teraz, wyzwoleni z naszego piekła, możemy Mu śpiewać pieśń dziękczynną. To, co dotychczas było naszym piekłem, zostało odkupione.
Czy wierzysz w Jezusa z Nazaretu, który za Ciebie umarł, zstąpił w najgorsze zakamarki Twojego serca, gdzie było tyle trucizny i żółci i przynosi Ci wyzwolenie z tego stanu?
Oby nasza wiara nie kończyła się na grobie.

Czy potrzebujesz zbawienia?


Chcesz zmieniać świat, ojczyznę, politykę, Kościół? Świetnie! Ale najpierw posyp głowę popiołem i stań przed Bogiem - nieskończonym horyzontem Twoich myśli, uczuć i pragnień. Musisz być jednak konkretny. Pytaj się: Gdzie jestem? Co robię? Czego pragnę? Czego się obawiam? Pytaj się patrząc na swoich bliskich, przyjaciół i wrogów. Pytaj się na modlitwie, wobec Boga, który jest fundamentem każdego pytania i celem każdej odpowiedzi. Bóg zapytał Adama po grzechu pierworodnym: „Gdzie jesteś?”. To pytanie kieruje również do Ciebie. Nie odpowiadaj lękliwie jak Adam: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” (Rdz 3,10).
Nie bójmy się stanąć przed Bogiem tacy, jacy jesteśmy. To świat może nas wyśmiać, opuścić, skrzywdzić, nie zrozumieć. A Bóg? On zachował dla Ciebie słowo przebaczenia i miłości! Zapewnienia te wydają Ci się mało konkretne? Trącą pobożnym gadaniem? Popatrz zatem na Krzyż! Na nim naprawdę zawisnął Bóg-człowiek. I naprawdę prosił Ojca: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. A wypowiadając te słowa, widział również Ciebie...
Proste pytanie: czy potrzebujesz zbawienia? Od czego i ku czemu?

Wartości, jako źródło wychowania i edukacji
 

         Szczerość czy prawdomówność? 
 Szczerość to nieukrywanie swoich myśli, uczuć i zamiarów. To otwartość i prawdomówność. Szczerość jest wyrażeniem naszych myśli lub uczuć bez udawania i hipokryzji. Natomiast prawdomówność jest chęcią dostosowania naszego przekazu werbalnego do naszego myślenia, czyli jest brakiem kłamstwa. Obydwie te wartości świetnie się uzupełniają i dlatego możemy powiedzieć, że prawdomówność to szczerość wyrażona słowami. Szczerość i prawdomówność są wartościami społecznymi umożliwiającymi współżycie społeczne. Przede wszystkim, istotną rolę odgrywają w relacjach międzyludzkich. Gdybyśmy wątpili w prawdomówność innych osób, współżycie w ogóle nie byłoby możliwe, bo niemożliwe jest życie w ciągłym kłamstwie. Życie w społeczeństwie staje się możliwe tylko przy założeniu, że inni mówią prawdę. Chociaż doskonale dobrze wiemy, że zawsze jest możliwe, że ktoś może nas oszukać. Dlatego powinniśmy być krytyczni względem tego, co słyszymy, czytamy lub oglądamy w telewizji. Kiedy jesteśmy oszukani, boli nas to i dopiero wtedy stajemy się ostrożniejsi. Arabskie przysłowie mówi „Za pierwszym razem, kiedy mnie oszukasz, ty jesteś winny, ale za drugim razem, to ja jestem winny”. Nie możemy mylić szczerości z naiwnością czy prostodusznością.
Ucząc dzieci szczerości, prawdomówności i autentyczności musimy zwrócić uwagę na wszystkie trudności i konsekwencje, jakie mogą z tego wyniknąć. Bo szczerość to:
- mówienie prawdy, nawet, gdy jest dla nas niewygodna i może nas narazić na przykrości,
- przyznawanie się do winy i naprawianie wyrządzonych przez siebie szkód,
- nieprzywłaszczanie sobie cudzej własności i poszanowanie jej,
- pisanie i mówienie w zgodzie z faktami.
Dzieciom młodszym należy przedstawić tę wartość jednoznacznie ze względu na ich niedojrzałość. Z jednej strony nie należy zapoznawać ich z dopuszczalnymi odstępstwami od zasady szczerości, bo wraz z wiekiem i doświadczeniem zorientują się same, kiedy możliwe są wyjątki. Z drugiej strony powinniśmy objaśnić im i podać wiele przykładów, że prawo do wymagania prawdy ma swoje ograniczenia. Są granice obowiązku jej mówienia. Mówienie prawdy nie w każdej sytuacji jest dobre. Wielokrotnie trzeba się zastanowić, czy kogoś nie zranimy lub nie narazimy na szkodę. Jeżeli mówimy komuś, że ma defekty fizyczne (np. zeza, krzywe nogi, czy że się jąka) to zwracamy uwagę na coś, na co ta osoba nie ma wpływu i co bardzo ją zaboli. Nie jest to wówczas cnota szczerości, lecz brak szacunku i wrażliwości oraz nietakt, który może spowodować u kogoś głęboki uraz na całe życie. Są też inne sytuacje, gdy prawdomówność nie jest cnotą, lecz brakiem mądrości. Jeśli nieznajomy pyta gdzie mieszkasz, kim są twoi rodzice, gdzie pracują, należy zamilknąć lub nie powiedzieć prawdy. Jeśli ktoś zadaje niedyskretne pytanie, można na nie odpowiedzieć tak, jak się chce. Istnieją naturalne tajemnice rodzinne, osobiste, zawodowe, których dochowanie jest powszechnie przyjęte i o tym dzieci, zwłaszcza te młodsze powinny wiedzieć. Prawda nie jest najważniejsza w hierarchii wartości. Miłość do innych, poszanowanie życia, bezpieczeństwo pozostają ponad obowiązkiem mówienia prawdy. Dlatego powinniśmy mieć przejrzyste metody przekazywania dzieciom wiedzy na ten temat, używając właściwych słów popartych odpowiednimi czynami. Czasami nie jest to proste, ale musimy to robić, aby wychować dziecko według prawidłowych wzorców moralnych i etycznych.
Poniżej przedstawię sytuację, która bardzo często zdarza się w naszym życiu, zarówno wśród młodzieży, jak i dorosłych. Koleżanka, przyjaciółka pyta: „Co ci o mnie powiedziały dziewczyny? Czy trzeba jej mówić: „Powiedziały, że masz brzydkie ubranie, że cię nie lubią, że twój tata jest pijakiem” itd..? Następuje tu wyraźny konflikt wartości. Czy powiedzieć prawdę, postąpić szczerze i uczciwie, czy zadbać o uczucia drugiej osoby, którą białym kłamstwem chronimy przed poważnym zranieniem jej uczuć? Mówienie prawdy w oczy jest często tylko wyrazem braku wychowania, a czasami formą wyrażenia naszej złości (bierna agresja) - po prostu chcemy sprawić drugiej osobie przykrość. Zastanówmy się zawsze nad prawdziwymi intencjami, które nami kierują, gdy mówimy komuś „szczerze”, „uczciwie” coś, co może sprawić przykrość.
Pamiętajmy - zawsze powinna obowiązywać zasada mądrości (czy dana osoba dla swego dobra powinna znać prawdę, nawet przykrą), zasada szacunku (by niepotrzebnie nie zranić uczuć danej osoby) i zasada sumienia (czy nasze intencje są czyste: czy nie chcemy zranić danej osoby lub nią manipulować, mówiąc jej prawdę, część prawdy lub całkiem prawdę zatajając?).
W takich i podobnych przypadkach występuje konflikt wartości. Wówczas to filtr mądrości i sumienia powinien wybrać wartość ważniejszą! Najważniejszym kryterium powinno być kryterium dobra ogólnego - czy stosując daną wartość w określonej sytuacji, przyczyniamy się do niego?
Podsumowując należy stwierdzić, że każdy ma prawo do prawdy. W pewnych okolicznościach mamy prawo ją usłyszeć. Jeśli jej nie usłyszymy to wówczas kłamstwo jest złamaniem tego prawa. Jednocześnie musimy pamiętać, że nie możemy być zupełnie „przezroczyści” i nie możemy mówić wszystkiego, co nam przychodzi do głowy, ani nie możemy robić wszystkiego, co tylko chcemy. Samokontrola jest konieczna do życia w społeczeństwie. Kultura bycia polega również na „ugryzieniu się w język” i hamowaniu własnych impulsów. Bycie szczerym to bycie szlachetnym, a nie bezwstydnym. Barbara Wierdak


                                           


Pyt.: Jaka jest wartość uczynków pokutnych podczas Wielkiego Postu?
Odp.:
Wielki Post ma nam posłużyć do odnowienia przyjaźni z Bogiem: przez szczere nawrócenie duchowe i odpokutowanie obrazy wyrządzonej Jego mądrości i dobroci. Czyniąc zatem pokutę, przebłagujemy sprawiedliwy gniew Boga z powodu naszych win, które zaciągnęliśmy występkami. Co więcej, nasze wielkopostne uczynki i modlitwy pokutne nie tylko odnowią przyjaźń z Bogiem, nie tylko zagoją rany, które spowodował grzech, ale posiadając często moc odpustów cząstkowych, zmniejszą kary doczesne za grzechy, czyli te do odbycia w bardzo bolesnych, oczyszczających ogniach czyśćca. Nie dojdzie jednak do prawdziwej i skutecznej pokuty, gdy serce pozostaje jeszcze kamienne i zatwardziałe. Jezus wymaga od nas serca skruszonego, tj. takiego, które zarówno uzna w pokorze swe upadki i grzechy, wzbudzi serdeczny żal, jak również gotowe jest do ich odrzucenia! W takiej dyspozycji duchowej uczynki i modlitwy pokutne odniosą swój skutek.
Jak czynić pokutę w Wielkim Poście? Jaka to ma być pokuta, aby z jednej strony obżałować swe grzechy, a z drugiej zabezpieczyć się przed nimi? Oprócz naszych wzmożonych modlitw i nabożeństw (np. Droga krzyżowa, Gorzkie żale), Kościół proponuje abyśmy podjęli drobne wyrzeczenia czy umartwienia cielesne i duchowe. Np. praktykowali wstrzemięźliwość od niektórych smacznych pokarmów czy napojów albo pościli np. jedząc mniej czy skromniej.
Jak już powiedziano, każdy grzech nie tylko Pana Boga obraża, ale zaciąga także wobec Niego dług, tj. karę, którą należy odpokutować. Mimo wyznania grzechów i odpuszczenia ich w sakramencie spowiedzi, kara za nie pozostaje. Dlatego przez różne pobożne praktyki trzeba nam ją zmazywać, pozbywać się jej. Doskonałym środkiem na odbycie tej pokuty jest właśnie poszczenie. W wielu przypadkach jawi się jako najskuteczniejsze, by wyprosić czy przebłagać Pana Boga. Św. Jan Złotousty daje odpowiedź, jaki jest cel i pożytek poszczenia: „Pość, boś zgrzeszył - pość, abyś nie zgrzeszył - pość, byś otrzymał - pość, abyś otrzymane zachował”. Poskramiając własne ciało i jego zmysłowość, spełniamy nie tylko pokutę, ale dodatkowo wzmacniamy naszego ducha, łatwiej pokonujemy tkwiącą w nas pożądliwość. Serce jest wtedy uwolnione i szuka intensywniej, jakby Bogu się przypodobać, jak być blisko Niego.
Umartwienia duchowe to np. dla ciekawskich opanowanie wzroku i słuchu, dla gadatliwych - języka, dla obruszonych - okazywanie większej życzliwości i ciepła ludziom trudnym. Umartwienia takie posiadają nie tylko pokutny charakter, ale wzmacniają naszą wolę w Woli Bożej, a usprawniają w wolności i miłości. Umartwienie wielkopostne może więc dotyczyć także naszych codziennych obowiązków i posunąć nas w doskonałości. Np. gdy postaramy się o szybsze wstawanie, punktualność, porządek, pilność w pracy, większą życzliwość dla nieprzyjemnych kolegów, poskromienie języka. To wszystko sprawia, że stajemy się coraz bardziej delikatni i wrażliwi w naszych sumieniach, że nie będziemy często „wpadać” w grzechy lekkie, że odrzucimy drażliwość, wyrachowanie i własny egoizm. W Wielkim Poście Kościół nakłada na nas - dla naszego duchowego dobra - minimalne zobowiązania. Minimalne, gdyż np. u niektórych prawosławnych nie jada się przez cały Post mięsa i nabiału. Katolicy nie spożywają mięsa w Środę Popielcową i Wielki Piątek, a nadto w tych dniach jedzą w ogóle niewiele. Co jeszcze? Każdy piątek mógłby być dla nas w tym czasie nie tylko wstrzemięźliwy, ale i postny - mamy przecież odczuwać z cierpiącym Jezusem i opłakiwać własne grzechy. Aby móc lepiej, intensywniej rozmyślać o Męce Pańskiej i pocieszać męczonego Pana - potrzebujemy więcej spokoju i skupienia. Nie wolno więc nam się bawić czy tańczyć. Nie powinniśmy też słuchać głośno muzyki i raczej rezygnować z kina, teatru czy chodzenia do restauracji i barów. Nadto poskramiać niepotrzebny śmiech i żarty, etc. Ale Bogu są również miłe nasze dobrowolne wyrzeczenia. Dlatego Kościół zachęca do powzięcia sobie jakiegoś konkretnego wielkopostnego postanowienia, tj. uczynku pokutnego. Każdy porządny katolik powinien mieć jakieś własne wyrzeczenie na czas Postu - prawdziwe nawrócenie przejawia się bowiem w czynach.
Pamiętajmy, że te uczynki i modlitwy pokutne mają umartwiać nas, a nie innych. Choć może ciału są nieprzyjemne, jednak oczyszczają nas i zbliżają do Pana, przynosząc ostatecznie duszy wielką radość. Mamy je, choćby nie wiadomo jak ciężkie, ofiarować Bogu w duchu miłości, inaczej ich zasługa będzie niewielka. Pokuta ma być autentyczna, wedle słów Pańskich: „Nawróćcie się do mnie całym sercem..., ale rozdzierajcie serca wasze, a nie szaty” (Jl 2,12).
Pyt.: Jaką prawdę o zbawieniu ludzkości wyraża zstąpienie Chrystusa do piekieł?
Odp.:
Stwierdzenie to wyraża prawdę, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem wszystkich ludzi, nawet tych, którzy umarli przed Jego przyjściem na świat. Zstąpienie do piekieł oznacza, że nikt na świecie nie został pozbawiony zbawczej pomocy Bożej, nawet, jeśli żył przed narodzeniem Jezusa Chrystusa. Zstąpienie do piekieł nie oznacza oczywiście, że Chrystus był przez jakiś czas „potępiony” w piekle. Ta prawda wiary mówi o tym, że Zbawiciel obdarował życiem wiecznym także tych ludzi, którzy urodzili się przed Jego pojawieniem się w naszej historii, a którzy nie odrzucili Jego łaski.
Pyt.: Co znaczy, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem wszystkich ludzi?
Odp.:
Ojciec niebieski posłał swego Syna na świat, aby zbawił wszystkich ludzi, którzy nie odrzucą Jego łaski. Jezus umarł za wszystkich. Nawet ludzie żyjący przed narodzeniem Jezusa Chrystusa mogli osiągnąć zbawienie dzięki Niemu, o czym świadczy prawda o Jego zstąpieniu do piekieł, czyli do otchłani.
Podobnie też każdy człowiek, który narodził się po przyjściu na świat Zbawiciela, tylko dzięki Niemu osiąga życie wieczne. Jezus, bowiem jest odwiecznym Słowem Bożym, które „oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1,9). Każdy zatem człowiek otrzymuje od Chrystusa tyle łaski, ile potrzebuje do osiągnięcia zbawienia. Jeśli więc będzie z nią współpracował, osiągnie szczęście wieczne.
Zmartwychwstały Chrystus przez swojego Ducha może doprowadzić do życia wiecznego każdego człowieka, niezależnie od tego, gdzie żyje, kiedy i w jakiej religii się urodził. Nie ma żadnych przeszkód dla zmartwychwstałego Pana, który przechodził nawet przez zamknięte drzwi (por. J 20,26). On może dotrzeć do każdego serca ludzkiego. Jeśli jednak człowiek chce osiągnąć wieczne zbawienie, musi współdziałać z otrzymaną łaską. Im komu więcej jej dano, tym większych będzie się oczekiwać owoców, np. od chrześcijan (por. Łk 12,48). Wielu ludzi osiąga zbawienie dzięki Chrystusowi, choć wcale nic o Nim nie słyszało (por. Mt 25,31-46).
Pyt.: Czym jest gniew Boży i co znaczy, że Chrystus jest naszym wybawcą „od nadchodzącego gniewu”?
Odp.:
W Piśmie św. często występuje wyrażenie: „gniew Boży”. Nie można go jednak rozumieć w sensie psychologicznym, jako uczucia oburzenia, zdenerwowania się, wzburzenia lub obrażenia się na kogoś. Kochający Bóg na nikogo się nie obraża, nawet na największego grzesznika. Jeśli jednak ktoś nie chce uparcie Boga kochać, ciągle Go odrzuca przez swoje sprzeczne z miłością czyny, musi ponieść konsekwencje przyjętej przez siebie dobrowolnie postawy. Bóg szanuje człowieka, dlatego do niczego go nie przymusza, nawet do miłości. Jeśli ktoś chce, może trwać w grzechu, w nienawiści do Boga, ale w ten sposób sam sobie wymierza karę. Kto bowiem na ziemi nie chce mieć z Bogiem nic do czynienia, ten będzie przez Niego odłączony również po śmierci, i to na zawsze. To dobrowolnie wybrane oddalenie od Boga stanie się źródłem cierpienia. Gniew Boży to zgoda na to, by człowiek ponosił konsekwencje zupełnie dobrowolnie wybranej przez siebie formy życia - trwania w grzechu. Tragedia ludzkości polegała na tym, że wszyscy bez wyjątku pogrążyli się w grzechu i tym samym nad wszystkimi zaciążył gniew Boży, czyli konieczność ponoszenia konsekwencji swej grzeszności i braku miłości. Tragizm sytuacji pogłębiało to, że nikt nie był w stanie się zmienić, czyli przejść ze stanu grzesznej nienawiści i buntu do szczerej, pełnej oddania miłości do Boga i do ludzi. Każdemu zatem człowiekowi groziło wieczne oddalenie od Boga i wszystkie wynikające z tego konsekwencje.
Ocalić człowieka od nadchodzącego gniewu Bożego, czyli od doczesnych i wiecznych konsekwencji grzesznego stanu oddalenia się od Niego, znaczyłoby przemienić serce ludzkie, wyzwolić je z grzechu, napełnić łaską, rozpalić autentyczną miłością. Dokonał tego Jezus Chrystus. On bowiem dzieli się z nami przez Ducha Świętego tą miłością, która w pełni ujawniła się w Jego męce i śmierci krzyżowej, miłością wierną i posłuszną. Udzielając nam Ducha Świętego, Zbawiciel rozpala w nas swoją miłość i upodabnia do siebie. Kto zatem przyjmie dar miłości Chrystusowej, kto zacznie kochać Ojca i ludzi tak, jak On, ten uniknie losu grzeszników, czyli osób uparcie nienawidzących Boga i oddalających się od Niego, ten uniknie gniewu Bożego, czyli kary, jaką nałożyłby sam na siebie, gdyby nadal uparcie trwał w swej grzesznej nienawiści.
Pyt.: Dlaczego ludzkość nie mogła sama wybawić się ze swoich grzechów i potrzebowała Zbawiciela?
Odp.:
Tylko dobra istota może udoskonalić świat, w którym panuje zło, grzech i egoizm. Pogrążona w nienawiści i wrogości, chora ludzkość czekała na kogoś szlachetnego, dobrego, kochającego, kto mógłby uleczyć jej rany (por. Łk 10,30-37). Następstwem grzesznego oddalenia się człowieka od Boga było to, że zniewolony przez grzech i egoizm, nie był on już w stanie kochać w sposób bezinteresowny. Zraniony przez grzech człowiek nie mógł pomóc ani sobie, ani innym. Kto usidlany jest w grzechach, ten nie może wybawić od nich innych ludzi. „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?” (Łk 6,39) Zbuntowana ludzkość potrzebowała kogoś sprawiedliwego, pełnego miłości do Boga i do bliźnich, bo tylko taka istota mogła ją zmienić. Tylko ktoś święty mógł wyprowadzić ludzi z moralnej nędzy. Tylko światło może rozproszyć mrok i ciemność. Miłosierny Ojciec postał więc nam kogoś doskonałego i sprawiedliwego, dobrego i świętego: swojego jednorodzonego Syna, który stał się człowiekiem. On to właśnie stał się Dobrym Pasterzem szukającym zagubionych owiec (por. Łk 15,3-32) i uczącym ludzi miłości do Ojca oraz do bliźnich. Chrystus jest w stanie zmienić świat nie tylko przez pozostawiony przykład doskonałej miłości, ale przede wszystkim przez swoją łaskę, która przemienia serca ludzkie, nie niszcząc wolności człowieka.
Pyt.: Dlaczego szatan kusił Chrystusa i na czym polegało jego kuszenie?
Odp.:
Szatan wiedział, jak wielkim zagrożeniem dla jego królestwa zła i kłamstwa, był sprawiedliwy i posłuszny swojemu Ojcu - Jezus, dlatego też chciał Go sprowadzić z drogi prawości. Kusiciel usiłował odwieść Jezusa od bezinteresownej miłości, od posłuszeństwa Ojcu niebieskiemu, od służenia ludziom, i przekształcić w człowieka samolubnego, żyjącego tylko dla siebie, służącego tylko sobie i dla siebie działającego cuda. Dlatego też szatan przekonywał Chrystusa, aby przemienił kamienie w chleb i sam jadł, aby się rzucił ze świątyni w dół i wprawił w zdumienie ludzi widzących, gdy aniołowie poniosą Go na swoich rękach, aby się mu pokłonił, tzn. aby sprzeciwił się woli Ojca niebieskiego, porzucił Jego sprawiedliwość, dobro i aby podbijał wszystkie narody tego świata, nie przebierając w środkach. Chrystus jednak odrzucił pokusy szatana i podążył drogą służenia jedynemu Bogu, swojemu Ojcu, drogą wypełniania Jego woli. Sprzeciwiający się szatanowi Chrystus całkowicie różni się od prarodziców, którzy mu ulegli przez swoje nieposłuszeństwo Stwórcy. Opierając się złu, Jezus ocalił w sobie to dobro, którym może każdego z nas ubogacić i przemienić. Wierny Ojcu niebieskiemu Zbawiciel, daje nam obecnie swoją łaskę, abyśmy i my opierali się szatanowi, wiernie służyli jedynemu Bogu, wypełniając tylko Jego wolę.

 

Czy świeckość musi być diaboliczna?

Ludziom wierzącym w Boga, miłującym ludzi i świat, wydawało się przeważnie, że świeckość, czyli branie w nawias relacji doczesności do Boga i religii, jest też humanistyczna, życzliwa drugiemu człowiekowi, godna i spokojna. Tymczasem okazuje się, że świeckość współczesna jest nie tyle areligijna, co antyreligijna. Schodzi ona coraz wyraźniej na pozycje diaboliczne. „Szatan” po hebrajsku i „diabolus” po grecku oznaczało po prostu „przeciwnika Boga”, a w konsekwencji i przeciwnika człowieka. I w tym sensie sam Chrystus nazywał go „panem tego świata” (J 12, 31; 14, 30), czyli panem tego świata, który sprzeciwia się Bogu.
Paradygmat ateistyczny
Obecna kultura sekularystyczna jest dla analityków religijnych podobna do zepsutej pisanki wielkanocnej: na zewnątrz pięknie malowana w przemyślne wzory, ale jej wnętrze bywa coraz wyraźniej zepsute, a co najmniej puste, właśnie ateizujące. Smutne, że tak wielu badaczy i myślicieli, także katolickich, satysfakcjonuje w zupełności zajmowanie się samą skorupką rzeczywistości świata.
Chyba najlepiej widać to na zjawisku władzy społeczno-politycznej. Posiadający władzę świecką i piastujący stanowiska społeczne nie ograniczają się tylko do rozróżniania posłannictwa swojego i posłannictwa religijnego, ale odrywają swoją władzę od źródła rzeczywistości, jakoby była ona sama z siebie i dla siebie, a nawet wojowniczo przeciwstawiają ją Bogu. Albo nie uważają Boga za Stwórcę świata i w ten sposób źródło władzy, albo popełniają grzech aniołów upadłych, czyniąc siebie samych źródłem wszelkiej rzeczywistości.
W rezultacie w świecie dzisiejszym staje się to jakąś regułą społeczną tak, że na naszych oczach kształtuje się człowiek, jako jednostka nie tylko jako niezależna od Boga, ale także jako przeciwnik Boga. I tak nadszedł czas „człowieka grzechu”, o czym prorokował św. Paweł Apostoł: „I objawi się człowiek grzechu i syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga, dowodząc, że sam jest Bogiem” (2 Tes 2, 3-4). I popatrzmy, czy nie tak zachowują się dzisiejsi panowie tego świata.
Podobnie, niestety, i wielu katolików, nawet uczonych, nie sięga do głębi problemu, zajmują się kolorami skorupki. Przyjmuje dwóch Bogów; Boga religii i Boga świata, gdzie świat jest także niejako drugim Bogiem. Oto wielu katolików na Zachodzie i u nas, jak liberałowie i „katolewica”, ulega tym niedorzecznym poglądom politeistycznym, czyli wielobóstwa, i wypierają gwałtownie i z diabelską zawziętością Boga i religię z obszaru „Boga-świata”. Jest to skutek słabej, upadłej filozofii.
W rezultacie wyrzucanie i Kościoła całkowicie poza obszar państwa, poza politykę, poza życie doczesne, poza kulturę, poza naukę i myśl współczesną, poza działalność na tym świecie, jest właśnie realizowaniem człowieka, jako przeciwnika Boga i wyznawaniem tego świata, jako Boga. A to właśnie oglądamy i słyszymy na każdym kroku w naszych mediach, w naszej polityce wewnętrznej, w sprawowaniu władzy publicznej w naszym kraju.
Wobec religii, czyli wobec Boga nie można być neutralnym, albo jest się z Bogiem, albo przeciw Bogu. Nie ma ludzi neutralnych, co do wartości duchowych. Według Pisma Świętego, są tylko „dzieci Boże i dzieci diabła” (1 J 3, 10; J 12, 36; Łk 16, 8; l Tes 5, 5). Co decyduje? Decyduje albo przyjęcie Boga, albo nieprzyjęcie. I to odnosi się nie tylko do wiary wewnętrznej, ale i do całości życia. Kto przyjmuje cokolwiek, jako rzekomo niepodlegające Bogu, nie jest dzieckiem Boga.
Weźmy pod uwagę niektóre takie pozornie niewinne przypadki: eurokonstytucja udaje bezstronność, obiektywizm, humanizm i wolność, a faktycznie z ateizmu wyrasta i do ateizmu prowadzi. Bowiem przeciwstawia się imieniu Bożemu, nie daje żadnych prawdziwych praw ludziom wierzącym, sprzyja aborcji, eutanazji i zabijaniu embrionów. Na zasadzie tej konstytucji wierzący i niewierzący mogą i powinni ze sobą we wszystkim współpracować, ale według obecnych sformułowań traktatu, ateizm jest panem świata i panem nad wszystkimi religiami, głównie nad katolicką, w czym widać od razu, że ateista te normy układał.
Wiadomo, że inspiracji diabła trzeba przypisać wszystkie bratobójcze walki i wojny od początku ludzkości, ale dziś ktoś może nie zdawać sobie sprawy, że ta sama inspiracja działa i w UE pod różnymi postaciami. Niewątpliwie tej inspiracji premierem Hiszpanii José Luis Zapatero, wybrany przeważnie przez katolików, traktuje religię jako przestępstwo społeczne, a biskupów jako szkodników narodowych. Tak samo świeckie władze angielskie każą się tłumaczyć biskupom katolickim z tego, że nauczają w szkołach wiary i moralności katolickiej. To ma być owa wolność, o której marzy i nasza PO. Także religijna gmina protestancka w Holandii poparła pastora Klausa Hendriksa w jego nauce, że Bóg nie istnieje, a istnieje tylko człowiek społeczny. W takiej religijności jest logika właśnie diabelska.
Na tej samej podstawie ateistycznej, bynajmniej nie „neutralnej” - Wojciech Olejniczak, Joanna Senyszyn, Henryk Domański i cała masa inteligentów, pomalowanych na lewicowo, wzywają PO do walki religijnej w Polsce, jednocześnie z diabelską logiką zarzucając, że to Kościół wszczyna awanturę.
W sprawach spornych między rządem a Kościołem chodzi pozornie tylko o sprawę prawną czy techniczną, a faktycznie też rozgrywa się walka między religią a ateizmem. Widać to nawet w sporze o „religię na maturze”. Już sam przedmiot sporu jest źle sformułowany. Nie chodzi tu bowiem ani o religię, ani o religijność na maturze, lecz o naukę religii, czyli niejako teologię w szerokim znaczeniu. W szkole ma mieć prawo obywatelskie tylko ateizm, a nie religia. I przy braku orientacji kół katolickich, o co chodzi, tak by się stało, gdyby nie osobista prośba Jana Pawła II do premiera Tadeusza Mazowieckiego. Dzisiaj nawet niektórzy duchowni również nie rozumieją, w czym rzecz, myślą zapewne, że chodzi tylko o troskę nad obiektywizmem stopni na maturze. Tymczasem chodzi o to, że według naszych rządców, małpujących ideologię zachodnią, wszystko co publiczne i państwowo musi być ateistyczne. Przecież stopnie z nauki religii nie będą za pobożność, lecz za wiedzę, tak jak i stopnie z pedagogiki nie są za wychowanie, a stopnie z kulturologii nie są stopniami z kulturalnych manier. Dziś wszystkie pojęcia wypaczają marksizm i liberalizm, które i z matematyki nie stawiają stopni za wiedzę, lecz za sympatie ideologiczne.
Narzucanie ateizmu w moralności
Ideologia liberalno-lewicowa nosi jeszcze dużo szat moralności chrześcijańskiej, ale w gruncie rzeczy dąży do budowania etyki ateistycznej. Dobrym przykładem jest problem moralności młodzieży. Bardzo wielu ludzi u nas myśli bardzo optymistycznie, że nasza młodzież jest niemal w całości wrażliwa moralnie i doskonała. Prawda, że młodzież jest wiecznie nadzieją starszych. Ale trzeba być realistą, bo młodzież zawsze była nadzieją, a kiedy dorosła, stawała się taka sama, jak starsi, albo jeszcze gorsza. Przede wszystkim jest ona bardzo plastyczna i może być przez złe systemy degenerowana. W ten sposób i Hitlerjugend, i sowieckie pioniery to też była nadzieja, ale w odwrotnym kierunku wartości.
Idiotyczna ideologia liberalna wdziera się do życia społecznego wszelkimi szczelinami. W Kalifornii w USA w podręcznikach szkolnych zakazano używać słów „mama” i „tata”, żeby nie razić homoseksualistów. A feministki nakazują nawet wierzącym, żeby nie mówić „Ojcze nasz”, lecz „Matko nasza”. U nas ostatnio w Łomży sąd zmusza szpital i lekarzy do przeprowadzania aborcji na żądanie kobiety, a jeśli nie, to żąda wysokich odszkodowań na całe życie dziecka. To nie jest jakiś błąd, to jest diabelstwo.
Minister zdrowia Ewa Kopacz, uznając etyczność zapładniania in vitro, wiążącego się z zabijaniem wielu embrionów, dowodzi, że jest wzorową, praktykującą katoliczką. Wynika z tego, że jest sama dla siebie Kościołem i autorką etyki chrześcijańskiej. Tymczasem nauka ewangeliczna jest prosta: „Ponieważ embrion powinien być uważany za osobę od chwili poczęcia, powinno się bronić jego integralności i troszczyć się o niego i leczyć go jak każdą inną istotę ludzką” (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2323). Trzeba powtórzyć: embrion ludzki jest już osobą od początku. Inna nauka jest od przeciwnika Boga.
Familia „Anty-Rydzyków”
Gdy się wniknie jak najgłębiej, to widać, że ataki na Radio Maryja i TV Trwam mają swe ostateczne źródło w ateizmie, choćby nawet chodziło i o duchownych. Ataki na Radio Maryja są atakami na Kościół i na polskość (prof. Bogusław Wolniewicz, prof. Jerzy Robert Nowak). Są one bronią i sztandarem ideologii liberalno-lewicowej, unijnej i masońskiej. Trzeba tu też otwarcie powiedzieć, że dziś poza sekularyzmem największym problemem dla Kościoła katolickiego na świecie i w Polsce jest problem ułożenia poprawnych stosunków między światem żydowskim a światem katolickim. Co do Polski to obrazują to dobrze: publikacje Jana Grossa „Sąsiedzi” i „Strach”, kamuflowane ataki na Jana Pawła II, zgłaszanie roszczeń odszkodowawczych, groźby medialne, układ stosunków międzynarodowych, no i odrodzenie, przy aprobacie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, masonerii żydowskiej B'nai B'rith, mającej m.in. za cel niszczenie Radia Maryja. W tej sytuacji i ojciec Rydzyk, i polski Kościół, i polskość walczą o swoją tożsamość.
I oto rząd nowej koalicji porzuca niemal całkowicie wszelkie problemy istotne dla Polski, jak: bezrobocie, cała służba zdrowia, problem nauczycieli, górników, kolejarzy, rolnictwa, rybołówstwa, floty morskiej, uzbrojenia, armii, autostrad, sportu i Euro 2012, zagadnienia sprawiedliwości społecznej, równouprawnienia wsi i młodzieży wiejskiej, Expo 2012, harmonizacja prawa polskiego i unijnego, likwidacja duszącej biurokracji, ratowanie niektórych przedsiębiorstw i gałęzi przemysłu, odbieranie majątków ukradzionych Polsce i antykorupcja, rozwój szkolnictwa wyższego, badań naukowych i technicznych, zaradzanie nędzy milionów bezrobotnych, bezdomnych, alkoholików i narkomanów, ochrona Ziem Odzyskanych przed grabieżą niemiecką, osłona całej naszej gospodarki przed wykupem zachodnich bogaczy, ułożenie dobrych stosunków z Polonią, praca nad konstrukcją ideologii i koncepcji polskiej, programy pedagogii narodowej, zasypywanie przepaści między oligarchami, wielkimi grabieżcami Polski, a biedotą, żeby uniknąć wybuchów społecznych itd., itd. - tak, tymi wszystkimi problemami rząd się mało zajmuje, a koncentruje się na atakach na Radio Maryja i TV Trwam za to, że nie są liberalne. Jest to więc ciężka choroba rządowa, trochę podobna do marksizmu, który wszystko opuszczał dla zdobycia władzy i niszczenia przeciwników ideowych. Tak i u nas następuje redukcja całej polityki do walki z klasyczną polskością, prawowierną katolickością i niezależnością od obcych kapitałów. Czy to nie jest pod czyjeś dyktando, jakichś nowych zaborców (B. Wolniewicz, C. Beddermann)? Nie chce się już człowiekowi o tych wszystkich atakach mówić. To jakiś wielki obłęd, ale i przykład, że władzę państwową przeciwstawia się Bogu. Toteż jak kiedyś Gomułce, walczącemu ciągle z ks. kard. Wyszyńskim, nadano przydomek „Kontrkardynał”, w pewnej analogii do kontradmirał, tak historia nada nowemu przywódcy koalicji przydomek: „Kontr-Rydzyk” czy „Anty-Rydzyk”, a „Gazeta Wyborcza” będzie się nazywała „Gazeta Anty-Rydzykowa” albo „Gazeta Antyradiomaryjna”. Czy już nikt nie może położyć kresu temu rozbojowi?
I tak: czy świeckość musi być diaboliczna? Nie musi, byle tylko nie zrezygnowała całkowicie z odniesienia do Boga, do władzy Boga. Jeśli to czyni, staje się prawdziwie diaboliczna i głównym jej celem staje się ciągłe występowanie przeciwko Bogu i Kościołowi. Ale my nie zgadzamy się na budowanie życia Polski na podstawach nihilistycznego ateizmu, będziemy wcześniej czy później walczyli. Bowiem odrzucenie Boga w życiu publicznym jest odrzuceniem najwyższego sensu i tego życia, i w ogóle człowieka.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik NASZ DZIENNIK 13 STYCZNIA 2008


Dobiega końca okres Bożego Narodzenia, czas zabaw i różnego rodzaju rozrywek. Niebawem wejdziemy w okres zadumy nad tym, co się wydarzyło i dlaczego do tego doszło, że Jezus Chrystus oddał życie za nas grzeszników.
Obecna rzeczywistość polityczna w naszym kraju jest jak pogoda, bardzo rozchwiana, nieporadna, a w wielu momentach bezradna. Nakręcona spirala oczekiwań, związanych z obietnicami Platformy Obywatelskiej i jej sojuszników, nie wytrzymuje próby czasu. Gołym okiem widać, że brak jej pomysłu na rządzenie, mimo dużej sympatii ze strony mediów, szczególnie liberalnych, trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywy. Obecny Premier w kampanii wyborczej miał pełne usta planów, gotowych projektów reform i zmian polityki państwa, obiecywał w krótkim czasie rewolucję w każdej niemal dziedzinie. Po objęciu władzy ten cały nabrzmiały balon sloganów i obietnic prysnął, niczym bańka mydlana. Cała ta socjotechnika służyła zdobyciu zaufania społecznego i do odsunięcia poprzedniej władzy od rządzenia i realizowania własnych, całkiem odmiennych celów. Jednego, czego można się spodziewać po obecnej ekipie to szybka prywatyzacja prawie wszystkiego, co jeszcze państwowe.

Liberalizm, jaki prezentowało od początku środowisko obecnego Premiera, niebawem w pełnej okazałości pokaże swoje oblicze. Oby przegrał z poglądem Polski solidarnej, troszczącej się o każdego obywatela. Obawa przed szybką utratą poparcia w sondażach dodatkowo paraliżuje rządzących, co powoduje odsuwanie podejmowania decyzji, a wręcz przerzucanie inicjowania ich przez ciała pozarządowe.
Wyraźnie uwidacznia się to w przypadku reformowania służby zdrowia, gdzie rząd rękami związków zawodowych, izb lekarskich i autorytetów społecznych, chce przekonać Polaków do aprobaty zamiaru całkowitej prywatyzacji służby zdrowia. Komu taki plan ma służyć? Gdzie tu dobro pacjenta? Rządzący obecnie krajem, reprezentują interes grup najzamożniejszych i wpływowych, a pomijają większość zwykłych normalnych Polaków utrzymujących się z marnych pensji, rent, emerytur i zasiłków, z których pobierane są podatki, w tym podatek na służbę zdrowia. Proponowane tym ludziom dodatkowe płacenie za usługi medyczne, jest zarówno ekonomicznym, jak i moralnym absurdem. Płacenie za usługi medyczne spowoduje niedostępność do nich większości Polaków ze względu na brak pieniędzy. Do czego to doprowadzi, odpowiedzmy sobie sami.
Okazuje się, że płacone przez wszystkich Polaków składki na służbę zdrowia nie wystarczają, aby mogła normalnie funkcjonować. Jeśli tak istotnie jest, należy szukać dodatkowych źródeł, może i w zwiększeniu składki zdrowotnej, ale musi się to odbywać stopniowo, wraz z wzrastającymi dochodami ludności. Działania te powinny być tak wyważone i odpowiedzialne, aby nikt nie został pokrzywdzony, tak pracownik służby zdrowia, jak i przede wszystkim pacjent. Ktoś może powiedzieć, że chcąc się leczyć i wyleczyć, to trzeba zapłacić. Tak, takie procedery są nagminne i wymagają najwyższego potępienia. Co ma jednak począć poważnie chora osoba, ona nie ma wyjścia, więc zmuszona jest w konspiracji płacić, niezgodnie z zapisami w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, jak i etyką zawodową służby zdrowia. Czy tak powinno to wyglądać? Służba zdrowia to najważniejszy segment w strukturze państwa, mający służyć wszystkim jej mieszkańcom w równym stopniu. Nie powinno być żadnych różnic czy wyjątków w sferze dostępu do usług medycznych. Państwo ma obowiązek dbać o wszystkich w jednakowym stopniu, a nie dzielić je na lepszych i gorszych. Dzisiaj, rozbudowane przed wyborami oczekiwania są nierealne, pozbawione racjonalności i zwykłej przyzwoitości. Dziś nikt nie pyta, kogo i na co stać, co i w jakim zakresie jest możliwe. Stworzono klimat powszechnych żądań, bez oglądania się na ich efekt.
Katolicka nauka społeczna uczy, że myślą przewodnią wszelkich działań powinien być człowiek i jego niezbędne potrzeby, aby mógł godnie żyć i funkcjonować w społeczeństwie obywatelskim. Obecnie większość wpływowych ludzi, mieniących się wierzącymi, całkowicie pomija tę prawdę, w imię jednej dziś królującej „mamony-pieniądza”. Potrzebny jest zdecydowany odpór tego rodzaju praktykom ze strony środowisk społecznych, a szczególnie katolickich. Jeden ośrodek związany z „Radio Maryja”, nie wystarczy, aby przeciwstawić się ogromnej ekspansji środowisk liberalnych z Gazetą Wyborczą na czele. Katolik ma prawo wierzyć w cuda, w te nadprzyrodzone, a nie cuda zwykłych ludzkich cyników. Cudu nie będzie i zrozumienia drugiego człowieka również w rzeczywistości kreatywnej, dopasowywanej do własnej ideologii, ideologii własnego interesu, kosztem większości. Otwórzmy szeroko oczy i uszy i wyjdźmy z wirtualnego świata, jaki starają się nam wmówić dzisiaj rządzący z różnej maści poplecznikami. Nie dajmy się zwodzić i nie wierzmy w żadne zaklęcia, chociażby w to, że po sprywatyzowaniu służby zdrowia, znikną kolejki. Może znikną, ale tylko dla najbogatszych. Na służbie zdrowia, można mnóstwo zarobić. Wiedzą o tym ci, którzy do jej sprywatyzowania dążą. Będziemy zapewne świadkami ostrego sporu pomiędzy ośrodkiem rządowym, a prezydenckim, co do kształtu służby zdrowia, potęgowanego żądaniami grup pracowniczych. Bądźmy dobrej myśli, że zwycięży racjonalizm i mądrość.
Póki co, starajmy się być dla swoich znajomych i bliskich mili i sympatyczni, dając im poczucie zadowolenia ze wspólnego obcowania.
Andrzej Krężałek
 

Wypalanie traw

                                                                       Palący problem

Co roku wraz z nadejściem wiosny gwałtownie wzrasta liczba pożarów traw, łąk i nieużytków oraz upraw. Z danych Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej wynika, że w ubiegłym roku odnotowano ponad 115 tys. takich pożarów. Zdecydowana większość powstaje z winy człowieka. Na nic się zdają apele ekologów, że trawy powinny być koszone i kompostowane, a nie wypalane, gdyż ginie wówczas żyjąca w nich flora i fauna. Pożary obniżają ponadto plony, marnotrawią wartościową paszę, naruszają strukturę gleby i wyjaławiają ziemię. Nie można zapominać, że także interwencje strażaków są kosztowne - pojedyncza akcja to kilkaset złotych, co w skali roku daje kilka milionów złotych.
Gwałtownie wzrasta liczba pożarów traw, łąk i nieużytków. Mimo że wypalanie roślinności jest niedozwolone i niebezpieczne, pomimo apeli strażaków co roku setki nierozważnych i bezmyślnych osób w taki sposób oczyszcza swoje pola, łąki czy trawniki. Jednak przekonanie, że w ten sposób gleba jest lepiej przygotowana do późniejszej uprawy, jest silnie zakorzenione wśród rolników. Pożary niszczą florę i faunę - a więc zagrożone są m.in. mrówki, żaby, krety, młode zające czy ptaki. Zagładzie ulegają też cenne gatunki roślin, zioła czy pędy i korzenie roślin wieloletnich. Rolnicy i działkowicze powinni wziąć pod uwagę, że takie pożary obniżają plony, marnotrawią wartościową paszę, naruszają strukturę gleby i powodują jałowienie ziemi. Do atmosfery przedostają się także różnorakie związki chemiczne, które są trujące zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt. Zdaniem Narodowego Stowarzyszenia Lekarzy na rzecz Środowiska Stanów Zjednoczonych, substancje toksyczne w powietrzu powstające w wyniku tych podpaleń mogą wywoływać niekorzystne zmiany w każdym organie i układzie organizmu człowieka. Badania przeprowadzone w latach 90. przez lekarzy ze śląskiej Akademii Medycznej mówią, że liczba zgonów jest zależna od nawet krótkotrwałych zanieczyszczeń w powietrzu. Dzieje się to między innymi wtedy, gdy na obrzeżach miast lub w kotlinach (jak u nas w Łękach) działkowicze i rolnicy masowo palą trawy, liście, gałęzie, a także śmieci, np. opakowania z tworzyw sztucznych, które zbierali przez całą zimę. W zależności od kierunku wiatru wszystko to wdziera się do mieszkań i ludzie tą trucizną oddychają - mówi ekolog. Badania wykazały, że wzrost o jeden mikrogram ilości dwutlenku siarki w metrze sześciennym powietrza powoduje wzrost liczby zgonów w populacji o 3,3 na 100 tys. ludzi. Przy stężeniu 180 mikrogramów na metr sześcienny dwutlenku siarki mamy prawie 600 dodatkowych zgonów w ciągu roku. Nie można zapominać, że wskutek wypalania tworzy się także tlenek węgla, czyli czad, dwutlenek węgla, tlenki azotu i rakotwórcze węglowodory, jak np. benzopiren. Na dodatek tlenki łączące się z parą wodną powodują zakwaszenie powietrza, gleby i wód, przez co pogłębiają procesy korozyjne. To jest nie do pomyślenia w Zachodniej Europie. Nikt się nie odważa robić ognisk na swoim ogródku. Palenie oznacza katastrofę. Niszczy się zależności i procesy występujące w glebie. Na skutek takich działań giną również ludzie. Niewielki wiatr wystarczy, aby mały ogień wymknął się spod kontroli, bardzo szybko rozprzestrzenił się i zmienił w tragiczny w skutkach pożar niszczący pobliskie lasy, często także zabudowania.
Wypalanie traw oprócz tego, że jest niebezpieczne, jest także prawnie zabronione. Grozi za to grzywna, a nawet areszt. Dodatkowo z chwilą przystąpienia do Unii Europejskiej, na pola wyruszają członkowie komisji wyznaczonych przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jeśli zauważą ślady po wypalaniu łąk, traw i nieużytków, rolnik zostanie pozbawiony dopłat bezpośrednich.
Jak informuje kpt. Mariusz Wójcicki, rzecznik prasowy KW Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie, od połowy marca ub. roku przez 2 tygodnie podkarpaccy strażacy uczestniczyli w ponad 350 akcjach dogaszania płonących pól, pastwisk i nieużytków rolnych. Podpaleniom ulegały pola na wolnej przestrzeni, trawy w bezpośrednim sąsiedztwie lasów, zabudowań gospodarczych, nasypów kolejowych oraz pobocza dróg. Mimo apeli i ciągłego przypominania część społeczeństwa wciąż bagatelizuje problem - wyjaśnia kpt. Wójcicki. Biolodzy zwracają uwagę, że już przy temperaturze 50o C zamierają tkanki roślin, a temperatura, jaka występuje na powierzchni gleby podczas pożaru, sięga nawet 700o C. Strażacy przypominają, że warunkiem sprzyjającym przemieszczaniu się ognia jest wiatr. Wystarczy podmuch, by z pozoru niegroźnie wyglądający pożar przenieść w najmniej spodziewanym kierunku.

Katastrofalne skutki
Skutki wypalania traw są zawsze złe. Pożary takie niszczą w poważnym stopniu ekosystem. Wypalają się wierzchnie warstwy gleby. Zdarza się także, że giną sami podpalacze lub osoby znajdujące się w pobliżu szalejącego żywiołu.
W Polsce ginie w ten sposób od 10 do 15 osób rocznie. Około 13 % pożarów lasów spowodowanych jest przez bezmyślnych podpalaczy traw. Spalony las to wielka strata majątku narodowego czy osobistego. Podczas pożaru lasu płonie kilkusetletni starodrzew. Wielka szkodliwość wypalania traw przejawia się także w angażowaniu sprzętu straży pożarnej do gaszenia celowo wywołanych pożarów, podczas gdy jest on w tym czasie potrzebny do ratowania ludzkich istnień zagrożonych wskutek powstałych wypadków drogowych oraz pożarów losowych.
Warto zastanowić się nad tym, że nawet tolerując wypalanie traw przez naszych sąsiadów narażamy się sami, nasze rodziny i dzieci na ryzyko zachorowań na raka oraz inne choroby układu oddechowego. Dlatego należy bezwzględnie tępić to zjawisko, które u nas przybiera tak ogromne rozmiary.
Opr. Naczelnik OSP
Tadeusz Wierdak

 

 

 



Bóg nadal szuka miejsca...
Pod takim hasłem, 21 grudnia, odbyło się w naszej szkole spotkanie wigilijne, na które zostali zaproszeni przedstawiciele władz oświatowych, gminnych oraz emerytowani nauczyciele i pracownicy szkoły.
Po słowie wstępnym, wygłoszonym przez panią dyrektor, młodzież zaprezentowała montaż słowno-muzyczny przypominający wydarzenia nocy wigilijnej. W czasie uroczystości swój program artystyczny zaprezentowały także „Baletki”.


Na zakończenie występów młodzież skierowała do wszystkich zebranych życzenia:
„W tę jedyną, niepowtarzalną noc życzymy, aby każdy z nas miał na tyle dużą dłoń, aby mógł z niej uczynić Betlejem,
Aby każdy z nas miał na tyle ciepłe serce, żeby mógł przyjąć nowo narodzoną miłość,
a do tego wystarczy tylko wiara i nadzieja, a miłość przyjdzie sama”.


Po części artystycznej nastąpiło wspólne łamanie się opłatkiem i składanie sobie życzeń. Uroczyste spotkanie zakończył wspólny obiad wigilijny.
Osoby odpowiedzialne za przygotowanie uroczystości:
- montaż słowno-muzyczny: Danuta Witowska, Dominika Bogaczyk oraz pan Andrzej Aszlar,
- program „Baletek”: Magdalena Aszlar,
- dekoracje: Katarzyna Majchrzak i Joanna Sieniawska.

Konkurs literacki „Gdyby nie było Świąt Bożego Narodzenia”

Tradycyjnie, w okresie przedświątecznym został przeprowadzony konkurs literacki, którego celem było inspirowanie uczniów do twórczości związanej z tematyką bożonarodzeniową.
Uczestnicy konkursu mieli możliwość wyboru formy wypowiedzi, dlatego pojawiły się prace pisane prozą oraz wiersze.
Jury konkursowe zauważyło, że prace były bardzo osobiste, a uczniowie przede wszystkim podkreślali niezwykłą atmosferę towarzyszącą tym świętom.
Najwyżej zostały ocenione prace:
- Patrycji Orłowskiej (kl.III G) - I miejsce
- Sylwii Jaracz (kl. VI SP) - II miejsce
- Ilony Szołtun (kl. II G) - III miejsce
Ponadto wyróżniono prace: Kamili Balawajder (kl. VI SP) i Aleksandry Fiejdasz (kl. V SP).
Za zorganizowanie i przeprowadzenie konkursu odpowiedzialne były panie polonistki: Urszula Szpiech i Joanna Sieniawska.

Podsumowanie pracy za I półrocze
I półrocze dobiegło końca! Za efektywną pracę należą się gratulacje.
Najlepsze wyniki w I półroczu otrzymali następujący uczniowie:
- klasa 0 - Szczepan Ryczak, Bartosz Ryczak, Arkadiusz Węgrzyn,
- klasa I - Diana Lis, Izabela Molek, Anita Musialik,
- klasa IIa - Karolina Poradyło, Karolina Malczewska,
- klasa IIb - Adam Trynkiewicz, Klaudia Kołacz, Ewelina Stasik, Oliwia Gierlicka,
- klasa III - Karolina Kurowska, Daniel Orłowski,
- klasa IV - Aleksandra Ryczak (średnia 5,1), Jakub Jastrzębski (średnia 4,9), Beata Wojdyła (średnia 4,9),
- klasa V - Kamil Robótka (średnia 5,1), Anna Rubaj (średnia 4,9),
- klasa VI - Aleksandra Fruga (średnia 4,9),
- klasa III gimnazjum - Patrycja Orłowska (średnia 4,8).
Kryterium do wyróżnienia w klasach IV-VI szkoły podstawowej i I-III gimnazjum była średnia ocen powyżej 4,75 i przynajmniej bardzo dobre zachowanie.
Gratulujemy wszystkim wyróżnionym!

Marta Pabis


 


ROK
SZKOLNY
1982/83

 

 Prace porządkowe
Po zakończeniu roku szkolnego 1981/82 przystąpiono do gruntownych porządków w szkole. Zniszczone sale, z powodu dymu i prac kominiarskich, odnowiono. Od początku sezonu palenia w szkole nie można było dojść do normalnego ogrzania szkoły z powodu zniszczenia pieców. Dyrektorka sprowadziła kominiarzy, którzy oczyścili kominy i piece, ale przy paleniu nadal dymiło. Dlatego w styczniu po uzyskaniu funduszy przez gminę sprowadzono dwóch zdunów z Krosna, którzy rozebrali 2 dymiące piece i postawili nowe. Pomocnikiem w tych pracach była woźna p. Stanisława Białogłowicz, która miała wiele problemów z wyszukaniem odpowiedniej glinki potrzebnej przy stawianiu pieców, bo ziemia była zamarznięta w zimie.
Po odnowieniu sal zlikwidowano także zacieki z dachu na górnym korytarzu i kancelarii dyrektorki. Pod koniec roku szkolnego uczniowie pomogli częściowo sprzątaczkom w czyszczeniu parkietów we wszystkich salach na dole i na piętrze. Dzięki zakupionym w Krośnie wiórkom (3 worki ) i paście udało się doprowadzić sale do estetycznego wyglądu. Dwie kontrole Sanepidu nie wykazały w szkole zaniedbań sanitarno - higienicznych mimo, że w budynku szkolnym brak było wody, bo studnia szkolna na dwie rodziny nauczycielskie mieszkające w szkole i na szkołę nie mogła zaopatrzyć wszystkich w wodę. Woźne nosiły wodę z okolicznych studni i zawsze było czysto. Nawet papier toaletowy wydzielany porcjami był dostępny dla wszystkich, mimo trudności z jego zakupem. Otrzymywano go za sprzedaż makulatury, którą zbierały dzieci a bezpłatnie przewoził ją do Krosna pan Śliwiński. Współpraca z Ośrodkiem Zdrowia układała się pomyślnie dzięki sympatycznemu lekarzowi Ryszardowi Płoszczycy, który ponad 15 lat leczył mieszkańców Łęk, mieszkając w Ośrodku Zdrowia. Jego syn - najlepszy uczeń w klasie uczęszczał wówczas do klasy VIII a.
W czasie wakacji wybudowano nowy śmietnik przy szkole, każdą ubikację wyposażono w pojemniki na wodę do spłukiwania i łańcuszki. Odnowiono również wnętrza ubikacji i założono parkiety w dwóch salach: w sali prac ręcznych, gdzie uczył p. Kozielec i kl. I-III. W tych salach od lat parkiety były załamane i dziury założone deskami lub sprzętami. Nowy parkiet przywieziono z Dukli wraz z ekipą robotników. Robotnicy wykonali również prace porządkowe w obejściu szkoły tj. podmurowanie stopni wyszczerbionych na schodkach, malowanie bramek, poręczy, siatki przy bramkach, sadzenie zieleni itp.
Zabawy dochodowe
Komitet Rodzicielski urządził mimo trudności z salą (zakaz urządzania zabaw w Łękach) dwie zabawy dochodowe - jedna w sali Domu Ludowego w Wietrznie i zgromadził 200 tysięcy złotych na cele szkoły (nie wliczając do tego składek dzieci na Komitet Rodzicielski po 5 tysięcy od osoby). W zorganizowaniu tej zabawy pomagali nie tylko rodzice z Łęk, ale i z Wietrzna. Najwięcej udzielali się: Kasprzyk Roman, przew. Komitetu Rodzicielskiego, Śliwiński, Widziszewska Barbara, Nawrocka z mężem Edwardem oraz Trynkiewiczowie, a z Wietrzna Lawera i inni. Z powodu dużej ilości wina na zabawie ksiądz z Wietrzna "grzmiał na ambonie".
Nowi nauczyciele.
Od początku nowego roku szkolnego zatrudnieni zostali w szkole nowi nauczyciele w Łękach Dukielskich: mgr Barbara Nawrocka do klas I-IV, dr Henryk Krawiec do nauczania fizyki, chemii i matematyki, Danuta Smolak do j. Polskiego, wychowania fizycznego w kl. V-VIII, a w Wietrznie nauczyciela do kl. I-III.
Od 15 września wzrosły płace nauczycielskie, ale także wymagania pod adresem nauczycieli. Ze względu na remont sali pracy-techniki (parkiet) przeniesiono tę klaso-pracownię do innej sali. Po remoncie w odnowionej sali odbyły się wybory, w których brała udział Dyrekcja szkoły, jako sekretarz Komisji Wyborczej. Nauka odbywała się w 5 dniach tygodnia, a w wolne soboty dyr. organizowała zajęcia dodatkowe. Od półrocza zatrudniony został w szkole jako historyk - mgr Zygmunt Tadeusz. Dojeżdżał do szkoły z Lubatowej.
Wizyta aktora w szkole
W dniu 24 maja 1983 roku odbyło się w naszej szkole bardzo miłe spotkanie z aktorem znanym dzieciom z wielu ról - p. Augustem Kowalczykiem. Pozostawił po sobie pamiątkę w postaci zdjęcia i wpisu do Kroniki Szkoły.
Prace w ciągu roku szkolnego
W ciągu roku czas zeszedł na pracach porządkowych, kontrolach ze Zbiorczej Szkoły Gminnej i 3 kontrolach Sanepidu, które nie wniosły większych zastrzeżeń do pracy szkoły. Woda w studni szkolnej od lat budząca zastrzeżenia została chlorowana i od tej pory nie było problemów.
Działalność ZHP i organizacja biblioteki
W szkole organizacją ZHP zajął się kol. dr H. Krawiec. Organizował w wolne soboty zabawy, wycieczki, rajdy, filmy, aby zachęcić uczniów do aktywności w ZHP. Pomagała mu w tych zajęciach pani Danuta Smolak, dzięki czemu praca tej organizacji w szkole stała się widoczna. Przyznano również 9 godz. na pracę w bibliotece szkolnej, które przejęła dyr. Szkoły i dzięki temu połowę zbiorów w bibliotece skatalogowano. Z Biblioteki Wojewódzkiej otrzymano bezpłatnie skrzynki katalogowe, gdzie złożono karty katalogowe ułożone w porządku alfabetycznym i rzeczowym. Założono i uporządkowano księgę ubytków do połowy zbiorów w bibliotece, a na bibliotekę przeznaczono osobne pomieszczenie - kancelarię szkoły, bo dotychczas książki z biblioteki były w szafach w klasach, gdzie ginęły, bo uczniowie niszczyli zamki.
Współpraca z Komitetem Rodzicielskim
Współpraca z Komitetem Rodzicielskim układała się pomyślnie. Zorganizowana zabawa w Domu Ludowym w Łękach dostarczyła funduszy na zakup pięknych pomarańczowych mebli do kuchni szkolnej. Wykonał je na zamówienie pan Urban i kosztowały 30 tys. złotych.
Komitet anonimowo (bo bez zezwolenia) podłączył także do sieci ogrzewania gazowego korytarz dolny i górny, a także 2 klasy wydając na ten cel około 50 tys. Zł.
Rodzice pod przew. Romana Kasprzyka (zwłaszcza trójki klasowe)włączyły się do zorganizowania choinki noworocznej, Dnia Babci, Dnia Nauczyciela, Dnia Kobiet i Dnia Dziecka ora zakończenia roku szkolnego. Dzieci wyróżnione w nauce otrzymały książki zakupione z funduszu Komitetu Rodzicielskiego. Sfinansowano również występ aktorów z okazji MDDZ.
Koniec roku szkolnego
Na końcu roku szkolnego w imieniu rodziców wszystkim nauczycielom i Dyrekcji wręczono kwiaty. Odbyło się to po podziękowaniach za pracę i pięknym przemówieniu wygłoszonym przez pana dr Ryszarda Płoszczycę. Syn pana dra zdobył I miejsce w olimpiadzie przedmiotowej z chemii, a także II miejsce w województwie. Był to ogromny sukces zarówno dla ucznia jak i nauczycieli i szkoły. Uczniów z trudnościami w nauce na zlecenie Dyr. skierowano na badania przez Poradnię Wychowawczo-Zawodową w Dukli i zostali oni skierowani do szkół specjalnych albo szkół uzawodowionych. Z części uczniów kl. IV, gdzie było najwięcej uczniów słabych, utworzono oddział terapeutyczny liczący 14 uczniów (równoległy do klasy IVa).
C.d.n. Beata Węgrzyn