
ROZWAŻANIA
EWANGELICZNE
06 Lutego
2008
Środa
Popielcowa
Z EWANGELII Mt 6
Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom
pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec
twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

Bóg przywołuje mnie,
bym wrócił do Niego, bym wrócił do życia... do pierwszej miłości.
Zapewnia, że jest ze mną i Swą sprawiedliwością, łaskawością i
miłosierdziem pomoże mi. A ja ciągle pytam:
Jak mogę wrócić do Boga w ciągu następnych dni? Jak pozwolić Bogu, by we
mnie działał? Jak mogę zniszczyć w sobie apatię, brak zainteresowania?
Jak płakać nad moją niesprawiedliwością? zaniedbaniem? Jak podjąć
wezwanie Boga do pojednania, przebaczenia? Jak wrócić do Boga?
Co konkretnego mogę zrobić w tegorocznym Wielkim Poście? Nazwę to!
Napiszę! Powiem komu?!
Sprawdzę też, jakie są motywacje dobrych czynów, jakich się podejmuję.
Czy jestem bezinteresowny?
Postanowię i wykonam: Odpokutuję dziś moją apatię duchową, mój brak
zainteresowania. Uczynię to konkretnym i jednocześnie dyskretnym gestem
w stosunku do tego, kto w moim otoczeniu jest samotny i bezsilny.
Uczynię to wyłącznie ze względu na Boga niczego za to nie oczekując!
Modlitwa: Boże, obudź moje oziębłe serce wobec delikatnego tchnienia
Twojej przebaczającej Obecności.
Otwórz moje oczy, bym dostrzegł tych, którzy dziś na mnie czekają, bym
zobaczył ich biedę, potrzebę. Bądź we mnie, Boże, obietnicą życia dla
innych.
10 Lutego 2008
I Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII Mt 4
Duch wyprowadził Jezusa na
pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści
dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód.
Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym,
powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem".

Z czym kojarzy ci się post? Mentalność
dzisiejszego człowieka Zachodu nie potrafi już dostrzec wartości tej
praktyki, uważając go za przeżytek. Post nie jest pomysłem
chrześcijaństwa. Wiele kultur i religii praktykowało wyrzeczenie na
długo przed przyjściem Chrystusa. Najwidoczniej ludzie bardzo sobie je
cenili. Kościół zachował to ćwiczenie, przejmując doświadczenie wieków.
Jeśli pragniesz zrozumieć sens wyrzeczenia, przyjrzyj się swoim
przyzwyczajeniom. Jak wiele codziennych czynności wykonujesz
mechanicznie. Nawet nie musisz o tym myśleć. Jak silne są nawyki -
wystarczy chwilę się zastanowić: przejadanie się, zapominanie,
niepanowanie nad sobą. Są też dobre przyzwyczajenia: punktualność,
solidność i zrównoważona dokładność czy... mycie zębów. Chcesz zmienić
swoje życie? Zacznij pracę nad twoimi nawykami. Zapewne będzie cię to
kosztowało nieco wysiłku -- czasem nawet zaboli, ale ostatecznie wyda
dobre owoce.
„Złe przyzwyczajenie zwycięża się przyzwyczajeniem dobrym, zaś dobre
przyzwyczajenie przeobraża naturę, i co wcześniej wydawało się trudne,
później okazuje się wykonalne i łatwo dostępne” - pisał św. Tomasz a
Kempis
11 Lutego 2008
NMP
z Lourdes
Z EWANGELII Mt 25
Pójdźcie,
błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane
wam od założenia świata! Bo byłem (...) chory, a odwiedziliście Mnie...

Każdy z nas w
jakiejś mierze w życiu doświadcza cierpienia, czy to poprzez chorobę
własną, czy najbliższych. Niejeden z nas zadaje sobie pytania: dlaczego
mnie to spotkało?, dlaczego ja muszę cierpieć?, dlaczego...? A może
nawet buntuje się, gdzie jest Pan Bóg. Odpowiedzią na te wszystkie
pytania niech zatem będzie zrozumienie cierpienia poprzez łączenie się z
chorymi, szczególnie w dniu 11 lutego. Jest to dzień, kiedy w kościele
katolickim wspominamy Matkę Bożą z Lourdes, a na całym świecie obchodzi
się Światowy Dzień Chorego. Dzień ten został ustanowiony przez papieża
Jana Pawła II w dniu 13 maja 1992 roku.
Dzień Chorego zachęca wszystkich do refleksji nad znaczeniem i wartością
cierpienia w świetle Dobrej Nowiny Chrystusa, to znaczy objawienia się
Boga, który nie jest obojętny na ludzkie dramaty i doświadczenia, ale
przeciwnie - wziął je na swoje barki, aby otworzyć nam drogę zbawienia.
Każdy człowiek jest powołany do cierpienia; za przykładem Maryi każdy
człowiek może się stać współuczestnikiem cierpień Chrystusa i tym samym
Jego dzieła odkupienia.
Dzieło odkupienia i chwały, rozpoczęte przez Chrystusa niechaj dalej
prowadzi i dopełnia w naszych cierpieniach. Chrystusa cierpiącego
chciejmy uwielbiać w nas, abyśmy cierpiący byli uwielbiani w Chrystusie.
14 Lutego 2008
Święto Świętych
Cyryla i Metodego
Z EWANGELII Łk 10
Następnie wyznaczył Pan jeszcze
innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do
każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał.

Dzisiejsze święto
wybitnych apostołów Europy, rodzonych braci z Tesalonik - świętych
Cyryla, mnicha, i Metodego, biskupa, zwraca naszą uwagę na wielkie
dzieło ewangelizacji kontynentu europejskiego, rozpoczęte w czasach
apostolskich. W VII a następnie w IX wieku wybiła godzina, by Dobra
Nowina o zbawieniu dokonanym przez Jezusa Chrystusa dotarła do ludów
słowiańskich. W tym dziele Opatrzność Boża posłużyła się zapałem
misyjnym, gorliwością i mądrością pasterską braci sołuńskich.
To dzięki tej wierze i dzięki tym dziejom mógł stanąć na polskiej ziemi
Papież Polak, Papież Słowianin. Słusznie możemy uważać Sługę Bożego Jana
Pawła II za wielkiego kontynuatora dzieła świętych Cyryla i Metodego. To
on przypominał stale o jedności Europy, o jej duchowych korzeniach, o
tym, że powinna oddychać „dwoma płucami” swojej tradycji i duchowości.
Czynił to w czasie, kiedy Europa przedzielona była „murem ideologii”,
sprzeciwiającej się radykalnie chrześcijańskiemu obliczu naszego
kontynentu.
Chrystus stale potrzebuje ofiarnych, gorących serc. Oto wezwanie
skierowane do każdego z nas, do każdego z uczniów Pana. W sumieniu
powinniśmy sobie odpowiedzieć, co znaczy dzisiaj głosić Ewangelię. Jaki
przyjąć styl życia? Jakimi środkami się posługiwać? W czym złożyć
nadzieję?
17
Lutego 2008
II Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII Mt 17
Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce,
odzienie zaś stało się białe jak światło.

Twarz Jezusa
przemienionego i jaśniejącego chwałą różni się tak bardzo od oblicza
Zbawiciela, które uczniowie zobaczą w Wielki Piątek: oblicza
zakrwawionego, znieważonego, zniszczonego przez ludzką nienawiść. A
przecież to ten sam Chrystus... Zanim jednak uczniowie zobaczą Go
umęczonego i poniżonego, mają umocnić się poprzez doświadczenie Jego
chwały. Jednak na górze Tabor nie można pozostać w nieskończoność, nie
można tam rozbić wygodnych namiotów: duchowe pocieszenie nie może trwać
wiecznie. Z góry Tabor trzeba zejść, wpadając w wir codziennych spraw.
Góra Tabor jest tylko odpoczynkiem - zaś codziennością ucznia jest droga
i walka z trudnościami, które na niej napotka.
Kilka dni po rozpoczęciu Wielkiego Postu Jezus zaprasza na górę Tabor
także nas. Chce, byśmy wpatrywali się w Jego oblicze, nabierając w ten
sposób sił do walki z naszą słabością, do realizacji naszych
wielkopostnych postanowień.
Miejscem szczególnej kontemplacji i doświadczania piękna oblicza
Chrystusa niech będzie dla nas Eucharystia. Wpatrujmy się w Hostię
podczas Przeistoczenia, podczas wystawień Najświętszego Sakramentu.
Nawiedzajmy Jezusa i adorujmy Go obecnego w tabernakulum. Niech będzie
to dla nas chwila odpoczynku, nabrania sił na naszej drodze, na którą
trzeba wrócić zaraz po zejściu z Góry Przemienienia.
24 Lutego 2008
III Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII J 4
Kto
zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki. (...)
Rzekła do Niego kobieta: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie
przychodziła tu czerpać”.

Jezus sam wybrał
czas i miejsce tego spotkania, On też przeniknął do głębi serce
Samarytanki, a teraz chce jej objawić prawdę o niej samej i uzdrowić
ją... uzdrowić jej duszę. Nieoczekiwanie odwraca role, ukazując siebie
jako Tego, który chce ją obdarować. Wypowiedziana przez nią prośba: „Daj
mi tej wody!”, choć starannie ubrana w szaty ironii, jest odbiciem jej
głębokich pragnień i tęsknoty: za pięknem, prawdą, miłością; za czymś
wielkim, czystym i niewypowiedzianym. I choć cały bagaż życiowych
zranień i doświadczeń powoduje, że w rozmowie kobieta kluczy, zbacza z
tematu, odwraca uwagę - Jezus pozostaje niewzruszony. Krok po kroku
przełamuje kolejne punkty oporu. Nie lekceważy zła, dotyka bolesnych i
wstydliwych faktów z jej życia, by w końcu objawić swą tajemnicę,
domagając się jasnej i stanowczej odpowiedzi: przyjęcia Go lub
odrzucenia. Pełna nieufności wymiana zdań zamienia się w otwarty i ufny
dialog Tego, który jest Miłością, z człowiekiem stworzonym z miłości i
dla Miłości.
Czy odnajdujemy w tej samarytańskiej kobiecie podobieństwo do nas
samych? Jeśli tak, prośmy Tego, który jest Źródłem wody żywej, aby
przeniknął także nasze serca: objawił nam całą prawdę o nas samych,
przeniknął nas do głębi, odkrył najgłębsze, nawet te niewypowiedziane,
pragnienia naszego serca i zaspokoił je Sobą.
02 Marca 2008
IV Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII J 9
Powiedział do nich: „Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę”.
Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: „Człowiek ten nie jest od
Boga, bo nie zachowuje szabatu”. Inni powiedzieli: „Ale w jaki sposób
człowiek grzeszny może czynić takie znaki?”. I powstało wśród nich
rozdwojenie.

Zanim nastąpiło
uzdrowienie, niewidomy musiał okazać zaufanie Jezusowi. Musiał wypełnić
Jego polecenie, idąc przez Jerozolimę do sadzawki Siloe z błotem na
oczach. Musiał odłożyć na bok swoje wątpliwości, czy ktoś nie robi mu
niemądrego żartu; zapomnieć o poczuciu wstydu, że ktoś go wyśmieje z
powodu błota na twarzy.
Na przeciwnym biegunie zachowań widzimy faryzeuszy. Oni mieli już
własną, przygotowaną tezę i robili wszystko, aby ją potwierdzić. Jeśli
fakty były inne - tym gorzej dla faktów! Zamiast cieszyć się z dobra,
które się dokonało, robili wszystko, aby je podważyć i przekreślić.
Z którą postacią z dzisiejszej Ewangelii moglibyśmy się utożsamić? Czy
chcemy - jak uzdrowiony niewidomy - okazać Jezusowi nasze zaufanie,
ryzykując zmianę swego życia: zmianę w naszym patrzeniu na świat, ludzi
i idącą za tym konieczność zmian w naszych postawach i zachowaniu? A
może jesteśmy jak faryzeusze: zazdrośni, zamknięci na dokonujące się
dobro, jeżeli tylko nie dokonuje się ono przez nas; gotowi raczej
zniszczyć dobre owoce czyjejś pracy, niż ścierpieć, że to nie nas będą
chwalić?
09 Marca 2008
V Niedziela
Wielkiego Postu
Z EWANGELII J 11
Jezus zawołał donośnym
głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”. I wyszedł zmarły, mając nogi i
ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do
nich Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”.

W Ewangelii wszystkie wydarzenia mówią o jednej
podstawowej prawdzie, o miłości Jezusa do nas. Jednak dzisiejsza
Ewangelia tę prawdę przedstawia w sposób wyjątkowo sugestywny i
wyrazisty. Widzimy, bowiem Jezusa płaczącego nad grobem swego
przyjaciela. Widzimy Go, wchodzącego w, tak bardzo ludzką przecież,
relację przyjaźni.
Dzisiejsza Ewangelia jest okazją do utożsamienia się z Łazarzem. Jest
okazją do zobaczenia wszystkich naszych ran i grobów. Chrystus, który
płakał nad grobem Łazarza, płacze dziś nad nami! Płacze nad tymi
chwilami, kiedy czuliśmy się niekochani, odrzuceni, poniżani,
manipulowani i wykorzystywani przez kogoś. Płacze nad naszymi upadkami,
zawiedzionymi nadziejami, porzuconymi ideałami. Płacze nad chwilami,
kiedy coś nam w życiu nie wyszło, nad naszymi błędami. Płacze, bo nas
kocha! Płacze, bo nie zgadza się, by te groby pozostały zamknięte!
Płacze, bo nie chce, abyśmy w nich pozostawali, abyśmy tkwili ciągle w
naszej beznadziei i smutku. Nie zgadza się na grzech i na odór
rozkładających się zwłok. Dlatego wzywa nas do wyjścia - do uwierzenia,
że On jest silniejszy niż nasz grzech i nasza słabość.
Dziś każdy z nas słyszy Jego słowa: „Wyjdź z grobu!”. Słowa Tego, który
chce dać nam życie... dać nam nadzieję. Czy zechcemy je usłyszeć i
przyjąć?
15 Marca 2008
Uroczystość
Świętego Józefa
Z EWANGELII Mt 1
Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki;
albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło.

Milczący święty.
Taki przydomek posiada św. Józef. On, mąż milczenia, stanowi przykład i
naukę dla naszej epoki i naszego świata. Nasze czasy odznaczają się
nadmiarem hałasu i nadmiarem słów.
Święty Józef kochał milczenie, gdyż pragnął pozostać w obliczu Boga.
Patrząc na św. Józefa uświadamiamy sobie, że dla zachowania milczenia
nie jest rzeczą konieczną zamykanie się w klasztorze. Jest on wyzwaniem
dla każdego chrześcijanina, by czynić to samo, by usiłować w sobie
zachować ten przybytek milczenia.
Święty Józef, który żył tak intensywnie w obecności Jezusa, chce nas
pociągnąć do tego, byśmy zasmakowali w towarzystwie Mistrza, który
zechciał w nas zamieszkać. To On - Chrystus ma mówić. Józef przypomina,
że Chrystusa i Jego tajemnicę można przyjąć tylko w milczeniu. To
właśnie milczenie pozwoliło mu razem z Maryją zachowywać w swym sercu i
rozważać tajemnice, których był świadkiem.
Tak, jak każdy człowiek, Józef miał swoje plany i aspiracje.
Podporządkowanie woli Bożej często oznacza rezygnację z osobistych
dążeń, co zawsze jest ofiarą. Podkreślenie dojrzałości w podejmowaniu
decyzji i podporządkowanie się Bożym planom u św. Józefa, jak i u
wszystkich świętych, jest bardzo ważne.
Wszyscy wierni, wrażliwi na działanie Boskiej miłości, powinni widzieć w
św. Józefie świetlany przykład życia wewnętrznego.
16 Marca 2008
VI Niedziela Palmowa
Wielkiego Postu
Z EWANGELII Mt 26
A ogromny tłum słał swe
płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze.
A tłumy, które Go poprzedzały, i które szły za Nim, wołały głośno:
„Hosanna Synowi Dawida!”.

Hosanna i ukrzyżuj.
Te dwa okrzyki słyszymy, niejako obok siebie, w dzisiejszej liturgii
słowa. W rzeczywistości dzielił je niecały tydzień czasu. W niedzielę
Jezus jest uwielbiany przez tłumy, w piątek - prawdopodobnie te same
tłumy - domagają się Jego śmierci.
Często tak bywa i w naszym życiu, że po dniach chwały przychodzą nagle
dni klęski i poniżenia, dni trudne i straszne. To jest właśnie życie i
kto chciałby żyć jedynie w chwale, ten żyłby w zakłamaniu, w nierealnym
świecie ułudy.
Warto jednak pamiętać, że nie ja pierwszy i na pewno nie ja ostatni
przeżywam tego rodzaju wzloty i upadki. Wielu było przede mną i wielu
będzie po mnie. Pozostaje tylko pytanie: „Jak przyjmuję te zmienne
koleje losu? Czy mam świadomość, że zarówno ludzka chwała i uwielbienie,
jak i ludzka pogarda i nienawiść są przemijające?”. Liczy się tak
naprawdę tylko moja wartość wewnętrzna i to, jak mnie widzi i ocenia
Bóg. Liczy się nie doczesność a wieczność. A wszystko, co przeżywam
obecnie jest tylko drogą do wieczności. Jeśli potrafię zrozumieć tę
prawdę, nie będą mnie tak naprawdę poruszały, ani chwile pozornej
ludzkiej chwały, ani nie będą mną wstrząsały momenty ludzkiej zawiści,
podłości i głupoty.
20 Marca 2008
TRIDUUM PASCHALNE
WIELKI CZWARTEK
Z EWANGELII Łk 4
A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole,
rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? (...) Dałem wam bowiem
przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”.

Już w Niedzielę Palmową otrzymaliśmy lekcję pokory, kiedy Król Mesjasz
wjeżdża do swojego miasta pokoju (Jeruzalem) na osiołku!!! Ale dzisiaj i
jutro lekcja ta sięga zenitu. Bóg stał się człowiekiem, aby człowieka z
powrotem do siebie doprowadzić i używa wszelkich możliwych i
niemożliwych sposobów, aby tego dokonać. Tylko czy człowiek jest tego
świadom? Czy widzi i docenia starania samego Boga, który z miłości do
człowieka poniża się aż tak bardzo, że nogi umywa człowiekowi!? Czy
człowiek coś z tej lekcji pokory i miłości rozumie i przyjmuje?
Nigdy chyba do końca nie zrozumiemy Boga, Który nie działa mocą i potęgą
swojej Boskiej władzy, ale mocą i potęgą swojej Miłości i Dobroci. Taki
Bóg jest dla nas bardzo często, i zgorszeniem, i nieporozumieniem, i
wyrazem słabości … Bóg, Który posuwa się aż tak daleko, że myje ludziom
nogi. Co myśmy zrozumieli w naszym chrześcijaństwie z tej ogromnej
Pokory Boga, Który dał się człowiekowi na pokarm, stał się jego sługą, a
w końcu zawisł na krzyżu, jak złoczyńca? Co my z tego potrafimy
naśladować w naszym życiu? Czy człowiek potrafi tę miłość zrozumieć i
przyjąć?
Stąd pytanie samego Chrystusa: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”.
Nie, Panie, my chyba jednak nadal nic nie rozumiemy z Twojej miłości.
21 Marca 2008
TRIDUUM PASCHALNE
WIELKI PIĄTEK
Z EWANGELII J 18
A
On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które
po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano.

Ofiara Chrystusa
obejmuje wszystkich ludzi i wszystkie czasy. Nie ma człowieka, za
którego Jezus nie umarł. Modlimy się, aby ta Ofiara została przyjęta
przez wszystkich, aby świat przyjął to, że jest odkupiony. Ileż byłoby
mniej wojen i tragedii ludzkich, gdybyśmy sobie uświadomili, że żyjemy w
czasie dobra, bo w czasie odkupionym. Módlmy się zatem, abyśmy przyjęli
do swoich serc Chrystusa Ukrzyżowanego. Czy to jest łatwe? Nie jest
łatwe, bo kto z nas lubi patrzeć na cierpienia, uczestniczyć w nich, kto
z nas lubi cierpieć?
Nie chodzi jednak o to, by polubić cierpienie, ale przez przyjęcie
Chrystusa, akceptację Jego sposobu zbawiania świata, zaakceptować swoje
cierpienia. Chrystus wybrał taki sposób zbawienia nas: przez cierpienie,
tzn. wziął na siebie nasze cierpienia. Inny sposób zbawiania nie
doprowadziłby do zbawienia całego człowieka wraz z jego uczuciami,
słabościami, wreszcie z grzechami. A ten sposób oznacza zbawienie
poprzez utożsamienie się z całym człowiekiem, także ze złem w nim.
Całując Krzyż Jezusa módlmy się w głębi serca, abyśmy umieli
zaakceptować nasze cierpienia i złożyć je na Krzyżu Jezusa. Bo przez
akceptację własnej słabości i grzeszności robimy miejsce na wyzwalającą
moc Krzyża Jezusowego, aby nasze grzechy i słabości już nas więcej nie
przytłaczały. Zaakceptować swój krzyż - to wielka i trudna rzecz i niech
nam w tym pomoże ten dzień.
22 Marca 2008
TRIDUUM PASCHALNE
WIELKA SOBOTA
Z EWANGELII Łk 4
Anioł zaś przemówił do niewiast: „Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że
szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak
powiedział”.

Usiądę dziś na
chwilę z Maryją przy Grobie Jezusa. Posłucham, co mi Maryja opowie.
W obecności Maryi podziękuję Jezusowi za Jego piękne i tak bardzo proste
życie ziemskie.
Podziękuję za wszystko, co dla nas i dla naszego zbawienia uczynił.
Wspomnę też z Maryją drogę Jezusa w moim życiu... Jakie były tajemnice
paschalne, w których szczególnie bliski byłem Jezusowi? Podziękuję Mu za
nie.
Powierzę Jezusowi cały świat. Ten w męce i ten w radościach. Ten, który
odchodzi i ten, który się rodzi.
Ciało Jezusa zostało oddane ziemi. Ale Jezus żyje. Nadzieja wbrew
nadziei. I nowa wiara!
Gdy spotkam Jezusa - co Mu powiem? za co podziękuję?
Jaki dar przygotowałem dla Niego, szczególnie w okresie tegorocznego
Wielkiego Postu, na moment spotkania się z Nim, Zmartwychwstałym, w dniu
Jego święta, w dniu Wielkanocnym?
Jezu, mój Boże, gdy przyjdzie dzień także mojego przejścia przez grób,
bądź blisko, by mnie do Siebie przygarnąć i przyjąć moją serdeczną wolę
trwania przy Tobie na zawsze. Wierzę, Jezu, w Twoje i moje
Zmartwychwstanie!
|

Nr.
2/73 Wielki Post
luty-marzec 2008
rok


LUTY
Intencja ogólna: aby ludzi upośledzonych psychicznie nie odsuwano
na margines społeczeństwa, lecz szanowano ich i z miłością pomagano im
żyć godnie w ich sytuacji fizycznej i społecznej.
Intencja misyjna: aby instytuty życia konsekrowanego,
przeżywające wielki rozkwit w krajach misyjnych, odkrywały na nowo swój
wymiar misyjny i, wierne radykalnemu wyborowi życia wedle rad
ewangelicznych, wielkodusznie dawały świadectwo o Chrystusie i głosiły
Go aż po krańce ziemi.
MARZEC
Intencja ogólna: aby wszyscy zrozumieli, jak ważne jest
przebaczenie i pojednanie między ludźmi i narodami, a Kościół swym
świadectwem głosił miłość Chrystusa, który jest źródłem nowej ludzkości.
Intencja misyjna: aby chrześcijanie, którzy w tak wielu regionach
świata cierpią różnego rodzaju prześladowania z powodu wierności
Ewangelii, wsparci mocą Ducha Świętego, nadal odważnie i otwarcie dawali
świadectwo o słowie Bożym.
Drodzy bracia i siostry, patrzymy na Chrystusa
przebitego na krzyżu! On jest najbardziej wstrząsającym objawieniem
miłości Boga. Na krzyżu sam Bóg żebrze o miłość swojego stworzenia -
jest spragniony miłości każdego z nas. Tak naprawdę jedynie taka miłość,
w której bezinteresowny dar z siebie łączy się z gorącym pragnieniem
wzajemności, daje owo upojenie, które sprawia, że najcięższe ofiary
stają się lekkie. Jezus powiedział: “Gdy zostanę nad ziemię wywyższony,
przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12, 32). Pan gorąco pragnie, abyśmy
w odpowiedzi przede wszystkim przyjęli Jego miłość i pozwolili, by nas
przyciągnął. Nie wystarcza jednak przyjąć Jego miłość. Trzeba tę miłość
odwzajemnić, a następnie starać się przekazywać ją innym: Chrystus
"przyciąga mnie do siebie", aby się ze mną zjednoczyć, abym nauczył się
kochać braci taką samą miłością, jaką On kocha.
Z ufnością patrzymy na przebity bok Jezusa, z którego wypłynęły "krew i
woda" (J 19, 34)! Ojcowie Kościoła uznali, że są to symbole sakramentów
chrztu i Eucharystii. Za sprawą wody chrztu, dzięki działaniu Ducha
Świętego, otwiera się przed nami niezgłębiona miłość trynitarna. Podczas
Wielkiego Postu, pomni na nasz chrzest, jesteśmy wezwani, by wyjść z
zamknięcia w sobie i w ufnym zawierzeniu pozwolić, by Ojciec wziął nas w
swe miłosierne ramiona (por. św. Jan Chryzostom, Catechesi, 3, 14 nn.).
Krew, będąca symbolem miłości Dobrego Pasterza, spływa na nas
szczególnie w tajemnicy eucharystycznej: Eucharystia włącza nas w akt
ofiarniczy Jezusa. Przeżywajmy zatem Wielki Post jako czas
"eucharystyczny", w którym, przyjmując miłość Jezusa, uczymy się szerzyć
ją w otaczającym nas świecie każdym gestem i słowem. Kontemplowanie
"Tego, którego przebili", sprawi bowiem, że otworzymy serca na innych i
rozpoznamy rany zadane godności istoty ludzkiej; każe nam w
szczególności zwalczać wszelkie formy pogardy dla życia i
wykorzystywania człowieka oraz wspierać tak liczne osoby, które
przeżywają dramat samotności i opuszczenia. Niech w Wielkim Poście każdy
chrześcijanin zazna na nowo miłości Bożej, danej nam w Chrystusie,
miłości, którą my z kolei każdego dnia mamy "oddawać" bliźniemu,
zwłaszcza temu, który najbardziej cierpi i jest w potrzebie. Tylko w ten
sposób będziemy mogli w pełni uczestniczyć w radości paschalnej. Maryja,
Matka Pięknej Miłości, niech nas prowadzi na tej drodze wielkopostnej -
drodze prawdziwego nawrócenia do miłości Chrystusa. Wam, drodzy bracia i
siostry, serdecznie życzę, aby ta droga wielkopostna była owocna i
wszystkim przesyłam specjalne Błogosławieństwo Apostolskie.
Papież Benedykt XVI
O dobre,
dojrzałe przeżycie Okresu Wielkiego Postu poprzez udział w Rekolekcjach
i spowiedzi wielkopostnej, a także w intencji Księdza Rekolekcjonisty.

-
LUTY
05. Św. Agaty, dziewicy i męczennicy.
06. Środa Popielcowa.
08. Św. Hieronima Emilianiego.
- Św. Józefiny Bakhity.
10. Św. Scholastyki, dziewicy.
11. NMP z Lourdes,
- Światowy Dzień Chorego.
14. Św. Cyryla i Metodego, patronów Europy.
17. Siedmiu Założycieli Zakonu Serwitów NMP.
20. Najświętszego Oblicza Jezusa.
21. Św. Piotra Damiani, biskupa i doktora Kościoła.
22. Katedry Piotra Apostoła.
23.Św. Polikarpa, biskupa i męczennika.
- Bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego, prezbitera i
męczennika.
MARZEC
04.Św. Kazimierza Królewicza.
06.Św. Agnieszki.
07.Świętych Perpetuy i Felicyty.
08.Św. Jana Bożego, patrona szpitali, pielęgniarek,
pielęgniarzy, chorych i księgarzy.
- Dzień Kobiet - Dzień Modlitw i w Intencji Niewiast.
09.Św. Franciszki Rzymianki, zakonnicy.
10.Czterdziestu Męczenników z Sebasty.
12.Bł. Alojzego Orione.
- Bł. Anieli Salawy.
14.Św. Łazarza z Betanii.
15.Uroczystość Św. Józefa /przeniesiona z 19 marca/,
- Św. Klemensa Marii Hofbauera, prezbitera. Do Warszawy
trafił przejazdem. W mieście pozostał 21 lat.
Tu przeżywał wielkie chwile dla Polski, ale także czasy
wypełnione hańbą. Z wielkim poświęceniem organizował w
naszej stolicy szkoły i prowadził dzieła charytatywne.
Nazywał się Klemens Maria Hofbauer (Dworzak). Czczony jest
jako apostoł Warszawy.
Urodził się na Morawach w roku 1751. Pochodził z ubogiej
rodziny. Dzięki swej pracowitości i ludzkiej życzliwości
ukończył studia w Wiedniu i wstąpił do Redemptorystów w
Rzymie. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 34 lat.
Przełożeni polecili mu w roku 1787, by udał się nawracać
protestantów na Pomorzu. Po szczegółowe instrukcje
przyjechał do Warszawy. Była zima, drogi w fatalnym stanie,
więc nuncjusz papieski kazał św. Klemensowi Marii i jego
dwom towarzyszom poczekać w naszej stolicy do wiosny.
Powierzono ich opiece kościół pw. św. Benona, przeznaczony
dla duszpasterstwa Niemców przebywających w Warszawie,
|
a także sierociniec i szkołę rodzin rzemieślniczych. Podjąwszy
prowadzenie tych dzieł Klemens Maria pozostał w polskiej stolicy.
Stworzył tu pierwszą w Polsce placówkę Redemptorystów. Doznawał licznych
prześladowań. Na jego działalność bardzo niechętnie patrzyli zaborcy.
Szczególnie wiele uwagi poświęcał dzieciom i młodzieży. Dbał o to, aby
dać im jak najlepsze wykształcenie. Organizowaną przez siebie pomocą
charytatywną obejmował coraz większe grono dzieci osieroconych,
opuszczonych. Równocześnie nie zaniedbywał pracy duszpasterskiej z
dorosłymi. Był wybitnym kaznodzieją. Uruchomił drukarnię, utworzył
wydawnictwo, publikował książki religijne i podręczniki.
W roku 1808 Napoleon polecił Redemptorystom opuścić Warszawę. Święty
Klemens Maria Hofbauer pojechał do Wiednia. Tu podjął działalność
podobną do tej, którą prowadził w Warszawie, a także zajął się młodą
inteligencją.
Zmarł w
Wiedniu w 1820 roku.
Znana jest opowieść o tym, jak w trosce o utrzymanie sierocińca
prowadzonego w stolicy Polski musiał żebrać. Ktoś poproszony przez św.
Klemensa Marię o datek, tak się zirytował, że uderzył go w twarz.
Apostoł Warszawy przyjął policzek z godnością i powiedział: „To dla
mnie, a co dla moich sierot?”.
Dziś taka postawa wielu ludziom wydaje się niezrozumiała. Jeśli nawet
podejmują jakieś działania dobroczynne, dbają o to, aby zostały jak
najlepiej rozreklamowane. Tymczasem świadczenie dobra często nie tylko
nie przynosi pochwał, ale związane jest z upokorzeniami. Nie brak i
dzisiaj ludzi, którzy - na przykład prowadząc ochronki przy parafiach -
czasami muszą znieść wiele drwin i cierpkich słów od tych, do których
zwracają się o wsparcie. Przyjmują je pokornie, zatroskani o los
potrzebujących.
16.Niedziela Palmowa.
20.TRIDUUM PASCHALNE - Wielki Czwartek.
21.TRIDUUM PASCHALNE - Wielki Piątek.
22.TRIDUUM PASCHALNE - Wielka Sobota.
- Następne wydanie Powołania |
|
|
 
Kochani
moi
Po krótkim okresie karnawałowym rozpoczynamy kolejny Okres Wielkiego
Postu. Czas łaski i zbawienia. Czas upragniony, podczas którego trzeba
nam wraz z Chrystusem powracać do Ojca przez obumieranie siebie, czyli
/zwlekanie starego człowieka/ do zmartwychwstania, a więc odrodzenia w
sobie nowego człowieka.
Wielki Post jest czasem skupienia i braterstwa, wyrzeczenia i
ofiarności. Oto Jezus idzie na pustynię. Idziemy razem z Nim. Tam
Chrystus stawi czoło „ojcu kłamstwa” (por J8,44); zagrodzi drogę jego
oszustwom i otworzy dla wszystkich ludzi drogę prawdy, drogę wiodącą do
Ojca przez Ducha Świętego. Bądźmy więc wiernymi uczniami Pana, którzy
tak jak On, podejmą trud 40-dniowej pokuty.
Rozpoczyna się czas wielkiego przemienienia. Chciejmy z tego daru czasu
jak najobficiej skorzystać i prośmy Pana: O Chryste, znaku sprzeciwu dla
nas, grzeszników, oświeć nas swym zwycięstwem.
 
25-26.12.
Chórowi dziecięco-młodzieżowemu prowadzonemu przez p. A. Aszlara
dziękujemy za koncert kolędowy oraz oprawę muzyczną Mszy św.
27.12. Msza św. z obrzędem poświęcenia wina. W ten dzień Ksiądz
Proboszcz rozpoczął nawiedzanie rodzin. Kolęda duszpasterska trwała do
21.01.2008 r. Ksiądz Proboszcz dziękuje za pełne życzliwości przyjęcie i
za złożone ofiary pieniężne, czyli tzw. kolędę.
31.12. O godz. 15.00 rozpoczęła się Msza św. w połączeniu z nabożeństwem
przebłagalno-dziękczynnym na zakończenie Starego Roku.
Statystyka Duszpasterska 2007:
- ochrzczonych: 12
- bierzmowanych: 26
- dzieci do I Komunii: 12
- zawartych małżeństw: 12
- w ciągu roku rozdano Komunii św.: 26100
06.01. Gościliśmy przedstawiciela WSD w Przemyślu w osobie kleryka
Łukasza Furtaka.
13.01. Kolejne spotkanie formacyjne dla kandydatów POAK.
18-25.01. Oktawa Powszechnej Modlitwy o Jedność Kościoła. W niedzielę
20.01. na Mszy św. o godz. 10.00 gościliśmy ks. Proboszcza Parafii
Polskokatolickiej Romana Jagiełło, który wygłosił okolicznościowe
kazanie.
26.01. Panie z KGW zorganizowały Opłatek w połączeniu z zabawą taneczną.
Za włożony trud wszystkim organizatorom wyrażamy nasze podziękowanie.
Życie sakramentalne
Chrzest:

25.12. Michał, Tomasz Milewski
05.01. Mariusz, Marek Łajdanowicz
26.01. Oliwier, Wiktor Paczosa |
Zmarli:

Zbigniew Wierdak, 79 l.
Józefa Kołacz zd. Kamińska, 82 l.
Agata Szpotko zd. Krężałek, 97 l.
Maria Olszyk zd. Gniady, 82 l.
|
Ks. Proboszcz
-
PROTOKÓŁ
Z posiedzenia Komisji Rewizyjnej Budowy Kościoła i Plebanii w
Łękach Dukielskich spisany w dniu
15 grudnia 2007 r.
* Komisja w składzie:
1. Czaja Jan
2. Bal Józef
Komisja w powyższym składzie po szczegółowym sprawdzeniu
wszystkich dowodów przychodowych i rozchodowych stwierdza co
następuje:
Okres kontroli od 1 marca 2006 r. do 15 grudnia 2007 r.
DOCHODY
* Sprzedaż domu Pani Heleny Białogłowicz - 12000,00
* Wpłaty różnych komitetów na witraż - 10145,00
* Wpłata Pani Walerii Gray na witraż - 2000,00
* Zbiórka na budowę od ludności - 91664,18
RAZEM - 115809,18
WYDATKI
* Zakup witraża - 13800,00
* Płace pracownika konserwatora - 4800,00
* Budowa plebanii i zakup potrzebnych materiałów (zakup drewna
na dach, blachodachówki, wykonanie więźby dachowej i krycie,
zakup niektórych okien dachowych) - 80875,91
RAZEM WYDATKI - 99475.91
Na dzień 28.02.2006 r. było zadłużenie w kwocie - 3779,11
Dochody - 115809,18., Wydatki - 99475,91., Saldo - 16333,27
Minus zadłużenie - 3779,11
Saldo na dzień 15.12.2007 r. wynosi - 12554.16
ZBIÓRKA NA SPRZĄTANIE
DOCHODY:
Saldo początkowe wynosi - 4923,60
Wpłaty od parafian - 13558,00
RAZEM wpłaty - 18461,60
WYDATKI:
Wydatki - 15349,52 (koszt sprzątania, środki czystości, energia
elektryczna, gaz, kwiaty itp.)
Saldo końcowe na dzień 15 grudnia 2007 r. wynosi - 3132,08
Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano
PIETA
Widzisz - mówiłam -
Ludzie
są dobrzy: podnieśli Cię, Synu, wysoko.
-
Z wysokiego, wysokiego drewna,
gdy oczami wspierasz się o ziemię,
i na mnie wsparło się Twe oko.
Pamiętam - Dzieckiem małym chciałam Cię, matka, zamknąć w łonie
-
- a Tyś mi urósł i
królujesz teraz w wielkiej cierniowej koronie.
To ludzie, choć sami mali, wznieśli Cię i ukoronowali.
Myślałam: Dziecko bez serca -
gdyś zgubił się nam w drodze
i znaleźliśmy Cię między kapłany
nad księgą w synagodze.
A oto - bok Ci Włócznią otwarli
i serce Twe widać, jak krwawi.
Nie dziw się, Synu,
że matka oprawcom Twym błogosławi.
Żeby nie ludzie, nie grzeszni,
nic by nie zaszło w niebie:
nie poczęłabym, nie urodziłabym Ciebie.
I nie poznałabym, co to matczyna radość i boleść.
Taka to, Synu Boży, o nas obojgu opowieść.
Ewa Szelburg - Zarembina
Jakiego Postu
żąda od nas Bóg?
Umilkły
odgłosy karnawału, zasnuł się zadumą dzień. W milczeniu słychać
słowa „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” oraz „pamiętaj,
że prochem jesteś i w proch się obrócisz”. W tej atmosferze
środy popielcowej trzeba postawić sobie bardzo solidnie
skonstruowane pytanie: czego w czasie 40 dni Wielkiego Postu
żąda od nas Bóg? O co, w tym wszystkim chodzi i co jest
najważniejsze?
Te pytania zostały celowo sformułowane w ten sposób, aby odkryć
istotę tego okresu, który dziś rozpoczynamy. Wielki Post bowiem
w naszej polskiej tradycji i sposobie przeżywania ma bardzo
mocną podbudowę rytów zewnętrznych. Są nimi wszelkiego rodzaju
umartwienia, wyrzeczenia, postanowienia, mniej lub więcej
spektakularne. Mniej lub więcej pobudzające naszą wolę do
działania. I dobrze, że takie działania są podejmowane, o ile w
ogóle są. Dobrze, że stanowią one dla nas bardzo konkretną
wartość. Jednakże jest to tylko jedna strona medalu, jakim jest
Wielki Post. Ta zewnętrzna strona musi stać się zaczynem
istotniejszych spraw, które będą się dokonywały w naszym życiu.
Dlatego, sam Bóg w osobie proroka Joela uderza bardzo mocno
swoim Słowem: Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez
post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie
szaty! Istotą Wielkiego Postu jest zatem metanoja - przemiana,
nawrócenie. Narzędziami pomocnymi w nawróceniu są wszystkie
praktyki, o których już wspomnieliśmy. Odkrywając dalej żądanie,
jakie przed nami stawia Bóg na ten święty czas, trzeba wejść w
głębie, jaką jest nasze osobiste spotkanie ze Światłem - Jezusem
Chrystusem. Tu pojawia się pytanie: czy na to Światło jestem
otwarty? Muszę w tym momencie mieć świadomość tego, że stanięcie
przy tym Świetle, prześwietli mnie jak rentgen. Wszystko będzie
widoczne z porażającym oślepieniem. To będzie prawda o nas. Czy
jestem na to gotowy?
Kiedy zapatrzymy się na to, co Jezus dziś mówi do nas, to stanie
się jasne, że nawrócenie, a więc podążanie do Jego światła jest
rzeczą dynamiczną. Musi trwać codziennie. Jeżeli tego trudu nie
podejmę to moje życie, moje wnętrze będzie cały czas wyglądało
jak zachmurzone niebo i to bardzo zachmurzone. Dynamiczny dialog
nawrócenia dokonuje się na trzech płaszczyznach, które Jezus nam
podsuwa, jako wskazanie właśnie dziś u progu Wielkiego Postu.
Trzy wielkie płaszczyzny, dialogu nawrócenia to: jałmużna, post
i modlitwa. Zobacz, z jak wielką delikatnością Jezus
człowiekowi, Tobie i mnie, podpowiada. Z jaką subtelnością
zwraca uwagę na to, co jest naprawdę w nawróceniu najważniejsze.
Przecież jałmużna pokazuje wyraźnie, że dialog nawrócenia
obejmuje konieczności uzdrowienia relacji międzyludzkich. Tutaj
się kłania przykazanie miłości bliźniego. Co z tego, że będziemy
uważali, że trwa nawrócenie w nas, jak drugi człowiek, będzie
deptany. I to człowiek najbliższy - żona, matka, rodzeństwo,
sąsiedzi. Bez uzdrowienia tych relacji nie ma mowy o prawdziwym
nawróceniu.
Druga płaszczyzna jest reprezentowana przez post. Jezus
pokazuje, że chcąc być w tym dialogu nawrócenia w Jego świetle,
konieczna jest praca nad sobą. To sprawa woli. Kształtowania
jej. Postaw sobie pytanie: czy postanowienia, które powziąłeś
będziesz ochoczo wypełniał? Jaki charakter one mają? Czy badasz
ich realizację przez codzienny rachunek sumienia? Popatrz jak ta
płaszczyzna jest ważna. Czy tak rozumiemy post?
W końcu to, co jest tak bardzo ważną płaszczyzną w dialogu
nawrócenia. To konieczność uzdrawiania naszych relacji z Bogiem.
Nie ma żadnej możliwości uzdrowienia relacji z drugim
człowiekiem, nie ma możliwości pracy nad sobą, jeżeli nie ma
poważnie poustawianych moich relacji z Jezusem. Te relacje
rozwijają się i uzdrawiają na modlitwie. Dlatego Jezus tak mocno
to punktuje. Zatem warto zapytać siebie: jak wygląda nasza
modlitwa? Czy w ogóle się modlimy? Jeżeli na pytania padnie
odpowiedź negatywna to nasze relacje z Jezusem są naprawdę w
złej kondycji! Taka jest istota czasu Wielkiego Postu, tak to
wygląda z pryzmatu Bożego przesłania, które jest do nas
skierowane. Co z tym przesłaniem zrobimy, zależy od nas. Czy
będzie to czas zaprawdę święty, czy będzie się różnił od innych
dni, czy pozostanie wykorzystany?
-
-
Zaproszenie na pustynię
Na
początku Wielkiego Postu wraz z Jezusem przeżywamy doświadczenie
pustyni. Po czterdziestu dniach pobytu na niej, u progu swej
publicznej działalności, Chrystus stoczył bardzo ważną potyczkę
z szatanem. Odrzucił potrójną pokusę. Nie zamienił kamieni w
chleb, nie dokonał widowiskowego skoku ze szczytu świątyni, nie
oddał pokłonu szatanowi w zamian za ziemskie panowanie i
bogactwo. Zdecydowanie i jasno wskazał, po co przyszedł i jak
będzie wyglądało Jego posłannictwo.
Co ciekawe, później, w czasie swej publicznej działalności,
Jezus wykonywał czynności bardzo podobne do tych, które
proponował Mu zły duch: tak więc, widzimy Jezusa dwukrotnie
mnożącego chleb i karmiącego nim tłumy, widzimy Go czyniącego
wiele znaków i cudów, widzimy Go także na kolanach - w
Wieczerniku, przed Apostołami, którym umywał nogi. Za każdym
razem te czynności były jednak znakami mówiącymi o zbawieniu, o
wielkiej miłości Boga do człowieka i wynikały z wewnętrznego
zjednoczenia Jezusa z Ojcem.
Decydującą walkę z szatanem stoczył Jezus na Golgocie - kiedy
wbrew okrzykom szydzących z Niego, nie zszedł z krzyża, pozostał
na nim do końca, do ostatniego tchnienia. Golgota była
dopełnieniem tego, co rozegrało się na pustyni, na samym
początku działalności Zbawiciela.
Dziś, u progu Wielkiego Postu, Jezus zaprasza także nas do
wyjścia na duchową pustynię. Zachęca nas do bycia z Nim,
poznawania Go. Jednocześnie ostrzega przed pokusami i
trudnościami, które możemy na swej drodze napotkać:
Pokusą ograniczenia naszego życia wyłącznie do spraw
materialnych i takiego skupienia się na własnych kłopotach i
życiowych problemach, które nie pozostawia już w życiu ani
odrobiny czasu dla ducha. Praca, praca, praca - kosztem więzi
rodzinnych, życia duchowego, odpoczynku... Oczywiście - w wielu
przypadkach winny jest chory system, który takie sytuacje
wymusza i pozwala pracodawcom na nieraz bezkarny wyzysk
pracowników. Jednak czas Wielkiego Postu jest wezwaniem do
zatrzymania, bo „nie samym chlebem żyje człowiek”.
Pokusa ciągłego potwierdzania swej wartości, które może
dokonywać się na różne sposoby: przez karierę, dążenie do
sukcesów, bujne życie towarzyskie i zdobywanie przyjaźni „na
ilość”, pozycję społeczną... A także pokusa ucieczki przed
trudnościami, nieumiejętność pokonywania „duchowych ciemności”,
zaufania, przechodzenia przez czas wewnętrznej oschłości i
milczenia Pana Boga... Pokusa traktowania Boga jako maszynki do
spełniania naszych życzeń lub partnera w interesach.
Wreszcie na końcu - pokusa władzy i znaczenia. Pycha prowadząca
do zapomnienia o przepaści dzielącej Stwórcę i stworzenie.
Zapomnienie o własnej znikomości i bezsilności w wielu życiowych
sytuacjach. Zwielokrotnienie rajskiej przewrotnej obietnicy
„Będziecie jako bogowie”. Używanie niegodziwych środków w imię
„wyższych celów”...
Do sceny kuszenia Jezusa na pustyni powinniśmy wielokrotnie
wracać - w różnych sytuacjach naszego życia. Pamiętajmy, że
Jezus był w stanie zdecydowanie odpowiedzieć szatanowi, ponieważ
wiedział, jaka jest wola Ojca - a ta wiedza wypływała z Jego
głębokiego zjednoczenia z Nim. A zatem dzisiejsza Ewangelia jest
dla nas przede wszystkim zaproszeniem do budowania głębokiej
jedności z Osobami Trójcy Świętej - przez sakramenty, modlitwę,
uczynki miłości - a zwłaszcza post i jałmużnę. Tylko jedność z
Bogiem jest w stanie dać nam siłę i światło w obliczu próby - i
tylko prawdziwa miłość ku Niemu, płynąca z doświadczenia prawdy,
że to On nas pierwszy ukochał, jest w stanie sprawić, byśmy
dotrzymali Jezusowi kroku w Jego wędrówce ku zbawieniu, która
nieuchronnie wiedzie przez Golgotę. Redakcja
-
-
Objawienia Matki Bożej
w Lourdes (1858)
Historia
objawień w Lourdes

W roku 1858, kiedy ukazała się jej w Lourdes Matka Boża
Bernadeta miała 14 lat. Była najstarszą córką rodziny
Soubirous. Brakowało jej wszystkiego: pieniędzy, zdrowia,
wykształcenia. Nie umiała ani czytać, ani pisać, często
chorowała, nie chodziła do szkoły, nie przystąpiła do
Pierwszej Komunii św. Rodzice mogli jej dać jedynie wiarę,
prostą i żywą. Ją właśnie, Swoją „najbiedniejszą córkę”
wybrała Maryja dla przekazania ludziom orędzia.
11 lutego, 1858 r. Wspólna modlitwa
Wraz z siostrą i przyjaciółką Bernadeta wyszła z domu zebrać
drewno na opał nad rzeką, w okolicach groty, poniżej skały
Massabielle. Musiała przejść przez rzekę, aby dogonić
towarzyszki. Tak opisała to, co się wtedy zdarzyło: „Kiedy
zdjęłam pierwszy but usłyszałam hałas, jakby podmuch wiatru,
wtedy odwróciłam głowę w kierunku łąki. Widziałam, że drzewa
się nie poruszały, więc powróciłam do ściągania butów. Znowu
usłyszałam ten sam hałas. Kiedy podniosłam głowę w stronę
groty, ujrzałam Panią ubraną na biało. Miała białą suknię,
biały welon, w pasie błękitną szarfę i różę na każdym bucie
- żółtą, w takim samym kolorze, jak łańcuszek jej różańca.
Trochę się wystraszyłam. Sądziłam, że to złudzenie.
Przecierałam oczy. Jeszcze raz popatrzyłam i widziałam cały
czas tę samą Panią. Wsunęłam rękę do kieszeni i znalazłam w
niej mój różaniec. Zrobiłam znak krzyża. Lęk, jaki
odczuwałam zniknął. Uklękłam. Odmówiłam różaniec w obecności
tej pięknej Pani. Zjawa przesuwała różańcowe paciorki, ale
nie poruszała wargami. Kiedy skończyłam różaniec, nagle
zniknęła”.
14 lutego, 1858 r. Próba święconej wody
W niedzielę 14 lutego Bernadeta powróciła do groty z
przyjaciółkami. Chciała sprawdzić, czy wizja nie była
złudzeniem. Przy grocie uklękła i rozpoczęła różaniec. Po
odmówieniu jednej dziesiątki ujrzała tę samą Panią. Kropiła
Ją wodą święconą, chcąc Ją przepędzić, o ile nie pochodzi od
Boga. „Im bardziej kropiłam Ją wodą święconą, tym bardziej
się uśmiechała...” - napisała Bernadeta.
18 lutego, 1858 r. Pani mówi po raz pierwszy
Maryja przemówiła dopiero za trzecim razem, 18 lutego. Z
Bernadetą przyszli dorośli. Za ich radą zaopatrzyła się w
papier i atrament. „Kiedy po przybyciu tam zaczęłam odmawiać
różaniec - napisała Bernadeta - ujrzałam piękną Panią po
pierwszej dziesiątce Różańca. Powiedziałam jej, że jeśli
byłaby tak dobra i chciała mi coś powiedzieć, to proszę, aby
to zapisała. Wtedy Ona uśmiechnęła się i powiedziała mi, że
tego, co ma mi do powiedzenia nie trzeba zapisywać”.
Następnie Matka Najświętsza zapytała ją, czy zechciałaby
przychodzić w to miejsce przez 15 dni. Dziewczynka zgodziła
się. Usłyszała w odpowiedzi, że Maryja nie obiecuje jej
szczęścia na tym świecie, ale w przyszłym. Objawienia trwały
nadal. „Powróciłam tam przez następne piętnaście dni.
Ujrzałam wizję we wszystkie dni z wyjątkiem jednego
poniedziałku i jednego piątku (od 22 i 26 lutego).
Otrzymałam też 3 tajemnice, których nie wolno mi było nikomu
powtórzyć” - napisała później o tych niezwykłych
spotkaniach.
24 lutego, 1858 r. „Proście o nawrócenie grzeszników!”
Po 4 objawieniach milczących, wypełnionych kontemplacją i
modlitwą, Maryja dała Bernadecie nakaz, który powtarzała
przez kilka następnych dni: „Proście Boga o nawrócenie
grzeszników”. Potem zapytała, czy „byłoby jej trudno
uklęknąć i pocałować ziemię w akcie pokuty za grzeszników”.
Po raz pierwszy wypowiedziała słowo: „pokuta”.
25 lutego, 1858 r. „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”
W tym dniu Maryja powtórzyła: „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”.
Potem poleciła Bernadecie zjeść roślinę, która tam rosła,
iść do źródła, napić się i obmyć się w nim. „Nie widząc
źródła - opowiada Bernadeta - skierowałam się ku rzece. Pani
jednak powiedziała mi, że to nie tam i dała mi znak palcem,
abym podeszła pod skałę. Zrobiłam tak. Znalazłam tam
zaledwie odrobinę wody, jakby błoto, i z ledwością mogłam
jej nabrać. Zaczęłam drążyć ziemię. Po chwili mogłam nabrać
wody, ale trzy razy ją wyrzuciłam. Dopiero za czwartym razem
mogłam się napić, tak bardzo woda była brudna”. W ten sposób
zostało odkryte źródło, które nigdy nie wyschło i stało się
narzędziem licznych uzdrowień.
2 marca, 1858 r. „Przyjdźcie w procesji!”
Bernadeta otrzymała podwójną misję: powiedzieć kapłanom,
żeby przyszli w procesji oraz wybudowali kaplicę. Nie
wiedziała, kim była ukazująca się jej Pani. Proboszcz
polecił, by o to pytała. Kiedy dziewczynka stawiała pytanie,
Pani, zamiast odpowiedzieć, uśmiechała się w milczeniu.
25 marca, 1858 r. „Jestem Niepokalanym Poczęciem”
W święto Zwiastowania, Bernadeta wymusiła odpowiedź:
„Zapytałam trzykrotnie, kim jest. Ona cały czas się
uśmiechała. Wreszcie spróbowałam czwarty raz. Dopiero wtedy
powiedziała mi, składając ręce na wysokości klatki
piersiowej, że jest Niepokalanym Poczęciem”.
Ostatnie spotkania z Piękną Panią
Jeszcze dwa razy Bernadeta ujrzała w grocie massabielskiej
milczącą, uśmiechającą się i modlącą Matkę Najświętszą. 7
kwietnia objawienie trwało blisko godzinę, obecnych było
kilkaset osób. Płomień świecy dotykał przez wiele minut
palców Bernadety, nie pozostawiając na nich żadnego śladu, o
czym zaświadczyli obecni. 16 lipca Bernadeta ujrzała po raz
ostatni Maryję bardziej piękną i promienną niż wcześniej.
Ostatni raz tu na ziemi... Objawienia zostały zatwierdzone
18 stycznia 1862 r. przez biskupa diecezji Tarbes, J. E.
Laurence'a, jako autentyczne i niebudzące wątpliwości.
LOSY
BERNADETY
Bernadeta Soubirous chętnie opowiadała o objawieniach, ale
kiedy ktoś nie chciał jej wierzyć, dodawała: „Nie otrzymałam
polecenia sprawić, abyście uwierzyli, ale aby wam to
przekazać”. Świadkowie twierdzili, że sam sposób robienia
przez Bernadetę znaku krzyża „tak samo jak Pani”, nawracał
grzeszników. Często chorowała. „Być może Maryja pragnie,
abym cierpiała? Może potrzeba cierpienia?” - oto jej
odpowiedź w obliczu licznych, dotykających ją chorób. Była
cicha i pokorna.
Często uczestniczyła w uroczystościach przy grocie,
wmieszana w tłum, aby nie zwracać na siebie uwagi. Kiedy
stanął przed nią problem wyboru drogi życiowej oświadczyła:
„Maryja powiedziała, że mam zostać zakonnicą, ale nie
powiedziała, w jakim zgromadzeniu”. Broniła się przed
naciskami, chcąc ponad wszystko spełnić wolę Bożą. Tymczasem
Biskup bardzo pragnął wysłać ją do klasztoru w odległym
Nevers, aby nie skupiała na sobie ciekawości pielgrzymów.
Bernadeta długo rozmyślała nad tą propozycją. Wiedziała, że
z Nevers nigdy już nie powróci. Wreszcie ze łzami żegnała
się z grotą: „Grota - to było moje niebo. Już jej więcej nie
zobaczę”. Po przybyciu do Nevers powiedziała: „Przybyłam tu
się ukryć”.
Służyła Bogu i bliźnim jako wspaniała pielęgniarka. Jednak w
1875 roku zaczęła bardzo poważnie chorować. Zmarła 16
kwietnia 1879. Patrzyła na krzyż i na figurę Matki Bożej z
Lourdes: „Widziałam Ją... Jakże była piękna!... Spieszno mi,
by Ją znowu zobaczyć”. Uczyniła jeszcze raz swój piękny znak
krzyża i oddała Bogu ducha. Miała 35 lat.
Wiadomość o śmierci św. Bernadety rozeszła się lotem
błyskawicy. Natychmiast tłumy mieszkańców Nevers zaczęły się
tłoczyć, aby zobaczyć i oddać cześć ciału św. Bernadety,
które zostało wystawione w kaplicy klasztornej. W miarę
upływu godzin, ludzie zaczęli przyjeżdżać pociągami z innych
regionów Francji. Aby zdyscyplinować tłumy pielgrzymów,
trzeba było ustawić porządkowych. Cztery siostry cały czas
słały obok otwartej trumny, aby dewocjonaliami, które ludzie
przynosili, dotykać ciała zmarłej. Ze względu na ogromne
tłumy, ekspozycja zmarłej musiała się przedłużyć aż do
soboty, 19 kwietnia. Tego dnia ciało Bernadety zostało
zamknięte w dębowej trumnie, następnie włożonej do trumny
cynkowej. Całość została opatrzona pieczęciami. Ciało
Bernadety zostało pochowane - za specjalną zgodą merostwa -
w klasztornym ogrodzie. Grób ten był celem pielgrzymek
tysięcy wiernych przez ponad 30 lat. Dopiero jesienią 1909
r. zakończył się proces informacyjny s. Bernadety na
szczeblu diecezjalnym. Według ówczesnych przepisów
kościelnych trzeba było dokonać tzw. kanonicznego
„rozpoznanie ciała zmarłej”. Właśnie wtedy - 22 września
1909 r. - miała miejsce pierwsza ekshumacja jej ciała.
Oficjalna, szczegółowa relacja z tej ekshumacji znajduje się
w archiwum konwentu Saint-Gildard. Czytamy tam, że o godz.
830 rano biskup Gauthey z Nevers, razem z członkami
trybunału diecezjalnego, wszedł do kaplicy klasztornej. Przy
wejściu ustawiony był stół z otwartą Ewangelią.
- Następnie wszyscy
zgromadzeni, wśród których był także mer miasta, idą do
grobu Bernadety. Po jego otwarciu wyjmują trumnę i niosą do
pobliskiego pomieszczenia. Jest tam przygotowane białe
płótno na śmiertelne szczątki zmarłej. W emocjonalnym
napięciu zgromadzeni obserwują, jak dwóch stolarzy otwiera
trumnę. Po zdjęciu wieka, ukazuje im się zdumiewający i
szokujący widok idealnie zachowanego ciała Bernadety,
chociaż jej habit jest zmurszały i mokry. Z jej twarzy
promieniuje dziewicze piękno, oczy ma zamknięte, jakby była
pogrążona w spokojnym śnie, usta nieco rozchylone. Głowa
lekko przechylona na lewo. Skóra jest w idealnym stanie i
przylega do mięśni. Ręce są złożone na piersi i owinięte
różańcem, który już mocno pordzewiał. Pod skórą można
zobaczyć zarys żył. Paznokcie u rąk i nóg są również w
doskonałym stanie. Następnie badania przeprowadzili dwaj
lekarze. Według ich pisemnej relacji okazało się, że po
zdjęciu habitu i nakrycia głowy, całe ciało prezentowało się
w doskonałym stanie, było elastyczne i integralne w każdej
swojej części. Po tych badaniach siostry umyły ciało
Bernadety i ułożyły je w nowej, podwójnej trumnie, która
została zamknięta i opieczętowana siedmioma pieczęciami. Na
koniec pracownicy złożyli ją ponownie do tego samego grobu.
Ciało
Bernardety w szklanym sarkofagu
Komentując ten zadziwiający fakt doskonałego zachowania
ciała po 30 latach przechowywania w grobie o. Andre Ravier
podkreślił, że tego faktu nie można zrozumieć i wytłumaczyć.
Tym bardziej, że Bernadeta cierpiała na wiele chorób i ciało
znajdowało się w miejscu nasyconym wilgocią (habit zmurszał
i był przemoczony, różaniec i krzyż profesyjny były mocno
zardzewiałe). Wszystkie te okoliczności sprzyjały bardzo
szybkiemu rozkładowi ciała, a pomimo tego, ciało było
zachowane w idealnym stanie.
Drugie rozpoznanie ciała miało miejsce w czasie trwania
procesu beatyfikacyjnego 3 kwietnia 1919 r. Rozpoznania
dokonano podobnie jak 10 lat wcześniej, z tą tylko różnicą,
że dwóch lekarzy - Talon i Comte - redagowało swój raport
oddzielnie, bez wzajemnej konsultacji. Jak wynika z
oryginalnych dokumentów, oba raporty doskonale zgadzają się
ze sobą, a także z relacjami lekarzy Davida i Jordana
badających w 1909 r.
W 1923 r. Papież ogłasza heroiczność cnót Bernadety
Soubirous i otwiera się droga do jej beatyfikacji.
W tej sytuacji konieczne jest trzecie i ostatnie rozpoznanie
ciała. Dokonuje się ono 18 kwietnia 1925 r., czyli 46 lat i
dwa dni po śmierci Bernadety. Ciało Bernadety było i tym
razem zachowane w idealnym stanie. Dr Comte pisał: „Ciało
Czcigodnej było nietknięte (nienaruszone), w ogóle nie
uległo procesom gnicia i rozkładu, które są czymś normalnym
po tak długim pobycie w grobie wykopanym w ziemi”.
Na relikwie pobrano fragmenty wątroby, muskuł i dwa żebra.
Poza tym ciało zachowano nietknięte. Pozostało w kaplicy św.
Heleny, którą zapieczętowano do czasu beatyfikacji dokonanej
przez Piusa XI - 14 czerwca 1925 roku.
W dniu 18 lipca 1925 r. ciało Błogosławionej umieszczono w
przezroczystym sarkofagu w tej samej nowicjackiej sali,
gdzie Bernadeta, po przyjeździe z domu, po raz pierwszy i
ostatni szczegółowo opowiedziała 300 siostrom o objawieniach
Matki Bożej. Sarkofag przeniesiono 3 sierpnia 1925 r. do
kaplicy po prawej stronie głównego ołtarza i jest tam do
dnia dzisiejszego.
Od ciała św. Bernadety emanuje wewnętrzny głos. Tutaj, w
znaku swego nienaruszonego ciała, w sposób duchowy jest
rzeczywiście obecna, modli się i daje świadectwo. Będzie
tutaj do czasu powszechnego zmartwychwstania w dniu Sądu
Ostatecznego. Jest i będzie znakiem wzywającym do
nawrócenia, do przyjęcia radosnej prawdy, że Bóg jest
Miłością, że tylko Jego miłość może nas przeprowadzić ze
strasznej niewoli grzechu do radości i wolności dziecka
Bożego.
Jaką wartość ma DZIŚ dla nas
objawienie w Lourdes?
Kilkanaście objawień Najświętszej Maryi Panny w Lourdes, w
roku 1858, pomimo swej pozornej prostoty przypomniało nam
wiele ważnych, uniwersalnych, a więc aktualnych do dziś,
prawd:
Jesteśmy odpowiedzialni za zbawienie innych
Maryja prosi o modlitwę i pokutę za grzeszników, by się
pojednali z Bogiem i osiągnęli niebo. Prosiła o
przychodzenie do Niej w procesji, co wymagało od niejednego
dużego wysiłku. Bóg nie zniewala człowieka: prosi go o
współpracę. W Lourdes Maryja nie nakazała Bernadecie, że
musi przychodzić do groty, lecz zapytała ją, „czy byłaby tak
dobra, by to uczynić”.
Mamy być blisko Jezusa, Syna Maryi, obecnego w Eucharystii
Dlatego Matka Najświętsza prosiła o zbudowanie kaplicy i o
przychodzenie w procesji do miejsca, w którym człowiek może
odnaleźć Boga w sakramentach.
Modlić się o nawrócenie grzeszników
„Proście Boga o nawrócenie grzeszników” - powiedziała Maryja
Bernadecie. W czasie gdy dziewczynka się modliła, Maryja,
milcząc, przesuwała paciorki Różańca. Często zapominamy, że
modlitwa posiada potężną moc wypraszania łaski nawrócenia
dla grzeszników. Dlatego Maryja zaprasza nas w Lourdes do
częstej modlitwy o ich nawrócenie. Ukazała nam - za
pośrednictwem Bernadety, jak powiedziała: „Swej
najbiedniejszej córki” - że najskuteczniejszą modlitwą,
którą najbardziej lubi, jest Różaniec Święty.
Pokutować i ponosić ofiary w intencji nawrócenia
grzeszników
Maryja zapytała Bernadetę, czy „byłoby jej trudno uklęknąć i
pocałować ziemię w akcie pokuty za grzeszników”. Wołała:
„Pokuty! Pokuty! Pokuty!”. Bóg cierpi z powodu każdego
człowieka oddalającego się od Niego. Cierpi także Maryja,
która pragnie zbawienia każdego człowieka, Swego dziecka, bo
wszystkich odkupił okrutną śmiercią Jej Syn. Wzywa więc do
różnych form pokuty i umartwienia oraz do ofiarowania ich
Bogu w intencji grzeszników.
Ciągle oczyszczać się w sakramencie pokuty
Obmycie się w źródle, o które prosiła Maryja Bernadetę, ma
znaczenie symboliczne. Nie każdy może przecież pojechać do
Lourdes. A jednak słowa Matki Najświętszej wypowiedziane w
Lourdes przeznaczone są dla wszystkich Jej dzieci. Maryja
mówi nam w tych słowach także o innym źródle: „Obmyjcie się
w źródle Wody Żywej - tryskającej z przebitego Serca Mojego
Syna Jezusa”. Źródłem wody żywej są w Kościele sakramenty, a
zwłaszcza sakrament pojednania. Maryja mówi: „Obmywajcie się
często w tym zdroju! Potrzeba wam tego dla oczyszczenia się
z grzechu i dla uzdrowienia z ran, które zło pozostawiło w
waszym życiu”. Dla Maryi najważniejsze jest nasze zdrowie
duchowe. Dlatego wzywa nas przede wszystkim do źródła,
którym jest sakrament pojednania. Jezus ustanowił ten
sakrament, jako drogocenny owoc Odkupienia, aby przyjść nam
z pomocą w największej słabości. Tylko przez to źródło,
jakim jest sakrament pojednania, Boże Miłosierdzie może
rozlać się na całą ludzkość.
Troszczyć się o oczyszczenie i poprawę świata
Maryja pragnie naszego oczyszczenia po to, abyśmy z kolei
oczyszczali i uświęcali świat, zalewany błotem zła. Ileż
dzieci Maryi doznaje codziennie skażenia błotem rozlewającym
się coraz bardziej po świecie i prowadzącym niezmierną
liczbę dusz ku śmierci! Matka Najświętsza jest Niepokalana,
jest samą Czystością. W Niej musimy się chronić przed
zalewem błota zła. Przed tym błotem zła i błędu możemy się
też ocalić słuchając Papieża, który - całkowicie oddany
Maryi - jest dla nas przykładem życia, jakiego pragnie
Niepokalana Matka.
Żyć w doskonałej czystości
Maryja wzywa nas, abyśmy się obmyli, bo chce doskonałej
czystości naszego umysłu, serca i ciała. Być czystym w
umyśle oznacza, że w myślach mamy szukać i wypełniać jedynie
wolę Pana. Umysł nasz ma być w pełni otwarty na przyjęcie
Bożego Światła i nie zaciemniony błędem. Mieć czyste serce
to znaczy być prawdziwie zdolnym do miłości nadprzyrodzonej
i Bożej. Nieuporządkowane przywiązania do siebie i stworzeń
rzucają cień na wewnętrzną czystość naszej miłości.
Przeznaczeniem ciała nie jest grób i zniszczenie, lecz Raj,
dokąd po zmartwychwstaniu nasze ciało wstąpi, aby żyć
wiecznie.
Troszczyć się o rozwój łaski poprzez życie sakramentalne
Niepokalane Poczęcie Maryi to dla nas wezwanie do życia
łaską, której Ona była pełna. Matka Boża objawiła się w
Lourdes jako Niepokalane Poczęcie, to znaczy, jako jedyne
stworzenie, które nigdy nie znało cienia grzechu - nawet
pierworodnego. Zwróciła się do nas w Lourdes z zaproszeniem
do kroczenia drogą dobra i łaski, czystości i pokory,
miłości i coraz większej świętości. Prosi o posługiwanie się
środkami niezbędnymi do kroczenia tą drogą: o modlitwę,
pokutę, oczyszczanie się w sakramencie pojednania.
Być radością dla Matki Niebieskiej
Kto kocha Niepokalaną Matkę, ten nie tylko szuka Jej pomocy,
lecz pragnie być Jej radością. Dzisiaj Serce Maryi jest
głęboko ranione przez grzechy, zniewagi i niewierności,
przez pychę i oschłość, uporczywe odrzucanie Jej
macierzyńskich interwencji. Maryja znajduje pocieszenie ze
strony najmniejszych dzieci. Przykładem jest Bernadeta.
Biografowie piszą, że brakowało jej wszystkiego: pieniędzy,
zdrowia i wykształcenia, czyli wszystkiego, co liczy się w
oczach ludzi. A jednak Maryja znalazła w niej coś, o co
mogła poprosić Swoją „najbiedniejszą córkę”. Była to
modlitwa, pokuta, oddanie siebie, korzystanie z sakramentów,
życie zakonne... Bernadeta spełniła wszystkie te pragnienia.
Wchodząc na drogę wskazaną jej przez Matkę Najświętszą sama
w krótkim czasie osiągnęła świętość.
Odpowiedzieć na wezwanie Maryi z Lourdes i sprawić Jej
radość może każdy człowiek. Każdy może posiadać bogactwo
miłości, pokory i uległości wobec Boga i Maryi, choćby po
ludzku był najbiedniejszy. Słuchanie zaś Jej rad i podążanie
za Jej przykładem jest najprostszą drogą do świętości,
której Niepokalana Matka pragnie dla każdego ze Swoich
dzieci.
Źródło: http://www.voxdomini.com.pl
18 - 25 stycznia 2008 r.
TYDZIEŃ
POWSZECHNEJ MODLITWY
O JEDNOŚĆ CHRZEŚCIJAN
„Nieustannie się módlcie”
(1 Tes. 5,17)
Kazanie ks. Romana Jagiełło z parafii polskokatolickiej pw. „Dobrego
Pasterza” z dnia 20 stycznia br.
Pochwalony Jezus Chrystus!
„Dzisiaj przywykliśmy już do takich słów, jak ekumenizm, ekumenia czy
dialog ekumeniczny. Stały się one częścią składową naszego słownictwa.
Nie oznacza to, rzecz jasna, że dzieło pojednania chrześcijan (ekumenizm
w sensie ścisłym) oraz dialog z innymi religiami i światopoglądami
(ekumenizm w sensie szerokim) stały się dla wszystkich rzeczywistością
codziennego doświadczenia” - pisze ks. prof. Wacław Hryniewicz w
najnowszej książce „Kościół jest jeden. Ekumeniczne nadzieje nowego
stulecia”.
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Na początku tego kazania, chciałbym nawiązać do pierwszego zdania z
wypowiedzi tego znanego polskiego ekumenisty ks. Hryniewicza, której
fragment przed chwilą zacytowałem. Powtórzę: „Dzisiaj przywykliśmy już
do takich słów jak ekumenizm, ekumenia czy dialog ekumeniczny”. Trzeba
podziękować Bogu, który przez Ducha Świętego działa na ludzkie serca i
umysły, iż tak wielu wierzących w naszej miejscowości otworzyło się na
ten wielki, Boży dar, jakim jest ekumenia.
Dlatego, po pięciu latach praktykowania jej, możemy powiedzieć, że do
niej przywykliśmy, że stała się dla nas chlebem powszednim. Dzisiaj,
obchodzimy pierwszą, okrągłą, piątą rocznicę naszych wspólnych
przedsięwzięć ekumenicznych. Przygotowując ostatnio katechezę na temat
ekumenizmu i korzystając z zapisów w kronice parafialnej mojej parafii,
opracowałem swoiste kalendarium ekumeniczne, z którego wynika, że takich
wydarzeń w ciągu ostatnich pięciu lat było aż 36.
Najczęściej spotykaliśmy się na modlitwie, bo przecież dzięki niej
najlepiej można osiągnąć ten cel, jakim jest jedność Chrystusowego
Kościoła. O pierwszorzędnej roli, jaką odgrywa modlitwa w dziele
zjednoczenia Chrystusowego Kościoła mówi „Dekret o ekumenizmie” wydany
przez Sobór Watykański II. W rozdziale I zatytułowanym „Katolickie
zasady ekumenizmu” czytamy: „Wierni Kościoła katolickiego powinni bez
wątpienia w pracy ekumenicznej troszczyć się o odłączonych braci, modląc
się za nich, użyczając im wiadomości o sprawach Kościoła i pierwsi
powinni wychodzić im naprzeciw”.
Podobne
słowa znajdujemy w rozdz. II „Wprowadzenie ekumenizmu w życie”: „Niech
pamiętają wszyscy wyznawcy Chrystusa, że tym lepiej posuwają naprzód
sprawę jedności chrześcijan, a nawet ją realizują, im bardziej
nieskazitelne usiłują wieść życie w duchu Ewangelii...To nawrócenie
serca i świętość życia łącznie z publicznymi i prywatnymi modlitwami o
jedność chrześcijan należy uznać za duszę całego ruchu ekumenicznego, a
słusznie można je nazwać ekumenizmem...”.
O wielkiej roli modlitwy w tym dziele pisze też Jan Paweł II w encyklice
„Ut unum sint”. Oto stosowny fragment: „Na ekumenicznej drodze do
jedności trzeba przypisać stanowczy prymat wspólnej modlitwie -
modlitewnemu zjednoczeniu wokół samego Chrystusa. Jeśli chrześcijanie,
pomimo podziałów, będą umieli jednoczyć się coraz bardziej we wspólnej
modlitwie wokół Chrystusa, głębiej sobie uświadomią, o ile mniejsze jest
to wszystko, co ich dzieli, w porównaniu z tym, co ich łączy. Jeśli będą
się spotykali coraz częściej, coraz wytrwałej modlili do Chrystusa, będą
mieli odwagę podjąć całą bolesną i ludzką rzeczywistość podziałów,
odnajdując się w tej wspólnocie Kościoła, którą Chrystus stale tworzy w
Duchu Świętym ponad wszystkimi słabościami i ograniczeniami ludzkimi...
Czyż jest możliwe, byśmy pozostawali podzieleni, jeżeli przez Chrzest
zostaliśmy „zanurzeni” w śmierci Chrystusa, to znaczy w tym właśnie
akcie, przez który Bóg za sprawą Syna obalił mury podziałów? Podział
jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, i
przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii
wszelkiemu stworzeniu”.
Znamiennym jest również i to, że tegoroczny tydzień jedności chrześcijan
jest obchodzony pod hasłem „nieustannie się módlcie”. (1 Tes. 5,17)
Oprócz modlitw, które w dziele zjednoczenia mają wiodące znaczenie, w
ciągu tych pięciu lat spotykaliśmy się na ślubach, pogrzebach, a nawet
zabawach. A wszystko to było możliwe, dzięki tolerancji, jednej z cnót,
jaką kształtuje ekumenizm.
W ubiegłym roku, w naszej parafii, i był to precedens w skali całej
Polski, miał miejsce ślub ekumeniczny. Choć nie był to pierwszy ślub
ekumeniczny w parafii „Dobrego Pasterza”, to stanowił precedens,
ponieważ udzielił go ksiądz rzymskokatolicki, odprawiając również w
naszej świątyni mszę świętą.
Po raz pierwszy też w zeszłym roku w mszy świętej sprawowanej w intencji
Ojczyzny w dniu 11 listopada, w Święto Niepodległości, uczestniczyli
uczniowie i nauczyciele z naszej szkoły. Po mszy św. uczniowie
przedstawili montaż słowno-muzyczny pt. „Drogi do niepodległości”. A
zatem, w duchu patriotyzmu, którego ma uczyć szkoła, połączyliśmy się na
wspólnej ekumenicznej modlitwie, w której uczestniczył też ks. Alojzy i
rodzice dzieci biorących udział w montażu. Na takiej modlitwie, w waszej
parafii, gromadziły uczniów obydwu wyznań, też msze szkolne. Nas
dorosłych, jednoczyła, oprócz modlitwy, często także zabawa. Z okazji
opłatka, święconki, dnia seniora, spotkań folklorystycznych, wesel.
Wszak mówi się: „smutny święty, to żaden święty”.
Zadałem sobie sporo trudu, aby znaleźć w Biblii wszystkie słowa
zachęcające człowieka wierzącego do radowania się. Według „Konkordancji
do Biblii Tysiąclecia” słowo radosny występuje 48 razy, radość -261,
radośnie -26, radować się -118 zaś weselić się -58 razy. Chrześcijanin,
dla którego słowa Biblii mają stanowić nie tylko źródło wiary, ale też
wpływać na jego życie, nie może być wiecznym malkontentem. Doskonale to
rozumieją członkowie zespołu „Łęczanie”, którzy śpiewając pieśni
świeckie i religijne, doskonale spełniają to przesłanie biblijne o
radości. Odgrywają też i w tym dziele ekumenizmu wielką rolę, gdyż
zawsze, gdy są zaproszeni do Kościoła Polskokatolickiego na mszę świętą,
chętnie przychodzą, i to w pięknych strojach ludowych, aby swoim śpiewem
uświetnić celebrację eucharystii.
Mówiąc o zespole trzeba koniecznie wspomnieć o Stowarzyszeniu
Kulturalno-Rekreacyjnym „Jedność”, wszak ono go zrodziło.
Stowarzyszenie, w tym dziele, o którym dzisiaj mówimy, odgrywa razem z
parafią i szkołą wiodącą rolę. Sama nazwa sugeruje, że pragnie
integrować miejscową społeczność. I czyni to we wszystkich dziedzinach
ludzkiego życia, nie tylko w obszarach kultury świeckiej, ale i
religijnej. Za to im dzisiaj serdecznie dziękujemy, gdyż stworzyli nowe,
i jakże skuteczne sposoby jednoczenia ludzi poprzez kulturę i zabawę.
Czyż św. Augustyn nie powiedział: „kto śpiewa, podwójnie się modli”?
Bracia i siostry! Na zakończenie, chciałbym zacytować słowa Biblii
skierowane przede wszystkim do Was, zgromadzonych na tej Mszy Świętej,
gdyż jesteście najlepszymi apostołami ekumenizmu, modląc się dzisiaj w
tej intencji. Te słowa są jednocześnie podsumowaniem tego pięciolecia
ekumenicznego w naszej miejscowości i stanowią zachętę do dalszych i
owocnych działań w tej dziedzinie: „Bogu dziękujcie, ducha nie gaście”.
Amen.
Wielkpostne
rozmyślania
Pycha - matka
potępienia
Pycha jest
wyparciem się Boga, wynalazkiem diabła. Jest matką potępienia, potomkiem
wysławienia siebie, znakiem jałowości. Jest ucieczką od Boskiej pomocy,
zwiastunem obłąkania, autorem klęski. Jest przyczyną diabelskiego
panowania, źródłem złości, bramą obłudy. Jest twierdzą demonów,
strażniczką grzechów, źródłem zatwardziałości serca. Jest zaprzeczeniem
współczucia, przykrym faryzeuszem i okrutnym sędzią. Jest
nieprzyjacielem Boga. Jest korzeniem bluźnierstwa.
Pycha zaczyna się tam, gdzie kończy się próżność. Znajduje się w połowie
drogi upokorzenia naszego bliźniego i bezwstydnego popisywania się
naszymi osiągnięciami, samozadowolenia i niechęci do odkrycia błędu.
Kończy się wzgardzeniem Boską pomocą, wychwalaniem własnych wysiłków i
diabelskimi skłonnościami.
Słuchajcie zatem wszyscy, którzy pragniecie uniknąć tego dołu.
Namiętność ta często bierze moc z dziękczynienia i na początku nie
skłania nas bezwstydnie do odrzucenia Boga. Widziałem ludzi, którzy
głośno dziękowali Bogu, ale w swoich sercach wychwalali siebie, podobnie
zachowywali się faryzeusze mówiąc: „O Boże, dziękuję Ci” (Łk 18,11).
Pycha zagnieżdża się tam, gdzie dopuściliśmy się odstępstwa, bowiem
odstępstwo jest w istocie objawem pychy. Pewien czcigodny mąż powiedział
kiedyś do mnie: Pomyśl o tuzinie haniebnych namiętności. Ukochaj jedną z
nich, pychę, a zajmie przestrzeń wszystkich jedenastu pozostałych.
Johannes Climacus (ok. 579-649), mnich z Góry Synaj, autor ascetycznego
dzieła „Drabina Raju”.
Adoracja i skupienie
Wielki
Post jest czasem, gdy pochylamy się nad tajemnicą Krzyża, Męki
Chrystusa, ale i naszym życiem, grzechem i tym, co czynimy bliźniemu, a
przez to samemu Chrystusowi.
Postanowienia mają kierować nasze dążenie do świętości na właściwą
ścieżkę. Robimy wszystko, by zmienić swoje życie, tylko czy decyzja jest
zawsze 100 %? A może często zdarza się, iż mówimy: wiesz co, Panie Boże,
ja Tobie oddaje 99,9 % mojego życia i siebie samego, a resztę zostawiam
sobie.
Bo widzisz - drogi czytelniku, On czeka aż oddasz siebie w całości, aż
zaufasz Mu bez końca. Czy ogłosiłeś kiedyś Chrystusa Panem swojego
życia? A może ten Wielki Post jest ku temu właściwym momentem...?
Zatrudnię od zaraz!
Chętnych do:
- dźwigania krzyża codziennego, niosąc pomoc tym, którzy jej najbardziej
potrzebują;
- walki z samym sobą w stawaniu się świętszym i bardziej doskonałym,
dając uśmiech tym, którym go brakuje;
Zapewniam:
- ręce, na których będą odciski z pracy;
- kolana bolące, których nie wolno wyprostować;
- zapłatę w Królestwie Niebieskim.
Jezus
Krzyż
Chrześcijanom
krzyż przypomina, że Bóg potęgą swojej miłości do człowieka przenika
cały świat.
Kto inny dostrzega Jezusa Chrystusa, który umarł za jego grzechy.
Dla kolejnej osoby, spojrzenie na krzyż daje pocieszenie w cierpieniu,
odczytuje, że nie jest w nim sam, że Ktoś idzie razem z nią w najgłębszą
ciemność, aż po niemoc śmierci.
Dla kogoś innego może oznaczać kosmiczne zbawienie, co jasno ukazane
jest w kulturach różnych ludów.
Krzyż jest znakiem Bożej miłości, która swoim zasięgiem przenika serce
każdego człowieka i cały świat.
Przypomina, że Chrystus akceptuje każdego z nas, z wszystkimi
słabościami i błędami.
Dzięki Jego ofierze z samego siebie, możemy żyć. Spoglądając na krzyż
mamy doświadczenie ciągłego wyzwania, które należy akceptować.
Przecież w życiu nie wszystko nam się udaje. Wielokrotnie ponosimy
porażki, które krzyżują nasze plany, powodują załamania i wielkie
zawody. To nam przypomina, że nie wszystko jest takie proste i łatwe,
jak sobie planujemy.
Krzyż stał się znakiem, niepojętej dla człowieka, miłości Boga do
ludzkości. Krzyż, do którego przybito umęczone ciało Zbawiciela, jest
ołtarzem najwyższej ofiary.
Jezus ma rozpostarte ramiona i otwarte serce, to znaczy, że mamy do
Niego stały dostęp.
Jest gotów w każdej chwili, w każdym doświadczeniu nas przyjąć i
umocnić.
Spod jakiego jesteś znaku? (pyta młody człowiek, gdy myśli o astrologii
- są przecież różne znaki, ryby, koziorożec, baran..) Jaka odpowiedz
pada?
JESTEM SPOD ZNAKU JEZUSA CHRYSTUSA. Krzyż symbol męki, Zmartwychwstania,
znak przebaczenia naszych grzechów!
Sprawmy, aby nigdy nie zabrakło naszej czci do Krzyża Chrystusowego.
Nie zmarnujmy tego daru!
W piątki
Wielkiego Postu jest Droga Krzyżowa, a w niedziele Gorzkie Żale. Za
odprawienie Drogi Krzyżowej zyskuje się odpust zupełny pod zwykłymi
warunkami. Odpust zupełny można również zyskać w piątki Wielkiego Postu
za odmówienie po Komunii św. przed wizerunkiem Pana Jezusa Ukrzyżowanego
modlitwy „O dobry i najsłodszy Jezu...” .
Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu, upadam na kolana przed obliczem Twoim
i z największą żarliwością ducha proszę Cię i błagam, abyś najżywsze
uczucia wiary, nadziei i miłości w serce me wlać raczył wraz z prawdziwą
za grzechy moje skruchą i mocną wolą poprawy; podczas gdy z wielkim
wzruszeniem i głęboką boleścią duszy mojej Twoje pięć ran rozpamiętywam
i myślą się w nich zatapiam, mając przed oczyma, co już mówił o Tobie, o
dobry Jezu, święty król, prorok Dawid: „Przebili ręce moje i nogi moje,
policzyli wszystkie kości moje”. Amen.
Katechizmowe rozważania
SŁABOŚCI, ZANIEDBANIE DOBRA,
OTWARTOŚĆ NA DRUGIEGO CZŁOWIEKA
LUDZKI WYMIAR GRZECHU
Proponuję
w okresie Wielkiego Postu chwilę refleksji nad wymiarem grzechu w życiu
współczesnego chrześcijanina. Zapewne, wszyscy pamiętamy z lekcji
religii, że grzech jest świadomym i dobrowolnym przekroczeniem
przykazania Bożego. Jest to podejście nieco przedmiotowe, niemówiące o
konsekwencjach popełnionego czynu.
Nie jest bowiem grzech zwykłym, błędnym postępowaniem, wyłącznie
nieposłuszeństwem. Nie traktujmy go, jak źle wykonanej pracy,
sprawionego zawodu czy niewłaściwego zachowania wobec ludzi. Nie wolno
chrześcijaninowi zapomnieć o tym, że istotą grzechu jest to, że zawsze
zwraca się przeciw Bogu. Grzeszący chrześcijanin zachowuje się tak,
jakby nabrał przekonania, że Bóg nas nie kocha.
Grzech jest winą, która dzieli nas od Boga, ale dzieli także od innych
ludzi. O tym, jak bardzo ciężki popełniamy grzech, decyduje ważność
sprawy, w której przeciwstawiamy się Bogu oraz świadomość, z jaka
działamy. Tym cięższy popełniamy grzech, im bardziej świadomie
opowiadamy się po stronie złego. O winie decyduje chęć jej popełnienia,
czyli istnienie świadomości winy. Gdy ktoś bez złej woli przyczyni się
do powstania zła, nie ponosi przed Bogiem winy, gdyż u Boga liczą się w
większym stopniu intencje, niż czyny. Dlatego też pamiętajmy, że
grzechem mogą być również słowa i myśli, jeśli się nie dba o kontrolę
nad nimi.
Jednak nie wolno zapominać o tym, że człowiek jest istotą słąbą, daleką
od doskonałości i nie ma ludzi wolnych od winy, stąd, kto słucha Boga i
stara się czynić Jego wolę, ten - mimo swoich słabości i błędów - stoi
po stronie Boga. Drogę do dobra wyznacza pragnienie bycia dobrym, a
pokusa nie jest jeszcze grzechem.
Dzisiejszemu chrześcijaninowi trudno jest przyznać się do grzechu,
czasem nawet wydaje się, że staramy się być tak idealni, że niedługo
zapomnimy o tym, że jesteśmy słabi i z natury grzeszni. Przypomina to
swoistą licytację - kto ma więcej, kto jest lepszy. Gubimy się w tym
wszechogarniającym poczuciu własnej niedoskonałości. Z przerażeniem
słyszy się, jak katolicy mówią, że nie grzeszą, więc nie mają się z
czego spowiadać.
ZANIEDBANIE W CZYNIENIU DOBRA
W zasadzie to jest tak, że do zrobienia czegoś złego, jeszcze może
potrafimy się przyznać. Ale co z tym, czego nie zrobiliśmy? Bardzo
rzadko do naszej świadomości dopuszczamy myśl, że grzeszy się, nie tylko
czyniąc zło, grzechem jest również zaniedbanie dobra. Brak nam
chrześcijańskiej wrażliwości na czynienie dobra. Mało tego, nie wiedzieć
czemu, czynienie dobra postrzega się jako głupotę i przejaw słabości.
Generalnie jest tak, że bardzo łatwo ulegamy okazji do popełnienia
grzechu, tak trudno przejść obok niej obojętnie. Ale przechodzenie
obojętnie obok okazji do dobrego czynu przychodzi nam nader łatwo. Jakby
tego było jeszcze mało - istnieje moda na piętnowanie osób czyniących
dobro. Ludzie tacy są postrzegania jako słabi, niedzisiejsi, śmieszni, a
czasem patrzymy na nich z politowaniem. Tymczasem każdego dnia naszego
życia przechodzimy obojętnie obok okazji do zrobienia czegoś dobrego,
mijamy je szukając raczej okazji do pokazania swojej osoby w odpowiednim
świetle: ja jestem, ja potrafię, ja mam, ze mną się liczą, ja mogę… Cóż
- „Marność nad marnościami, wszystko to marność”.( Koh 12,8)
Na początku mszy świętej, wyznając grzechy, prosimy Boga o przebaczenie,
a On zawsze nam przebacza. Pozostaje kwestia naszego podejścia do Bożego
przebaczenia. Jeśli ktoś pojmuje gotowość Boga do przebaczenia, to
cierpi, popełniwszy nieprawość (Łk 7, 36-50; 15, 11-32). Decyduje się, w
miarę swych sił, naprawić wyrządzone zło (Łk 19, 1-10). Pragnie
rozpoczynać od nowa (J 8, 11).
Wielki Post to dobry czas na refleksję, na porzucenie fałszywej drogi
zawrócenie z niej ku Bogu, a temu, kto pragnie zacząć od początku, Bóg
zawsze wychodzi naprzeciw.
OTWARTOŚĆ
Ustawicznie zdarzają się sytuacje, w których chcielibyśmy usłyszeć jasną
odpowiedź na pytania: Co jest prawdą, a co fałszem? Czy mam zdecydować
tak, czy inaczej? Czy to lub inne zdanie jest słuszne? Pragnienie
otrzymania jednoznacznej odpowiedzi nie zawsze może być spełnione, bo na
wiele pytań istnieje wiele odpowiedzi. Prowadzi to do tego, że człowiek
zaczyna odczuwać niepewność, zwłaszcza w tym wypadku, gdy nie nauczył
się obchodzić z wielokształtnymi zjawiskami życia, gdy nikt mu nie
pokazał, że w wielokształtności zawiera się bogactwo naszego istnienia.
Mieć wiele możliwości nie znaczy biernie im się poddawać, przeciwnie -
ustawicznie musimy rozstrzygać. Wielu ludzi czuje przed tym lęk - boją
się odpowiedzialności i nie dokonują wyboru. Jeszcze inni sądzą, że
łatwiej jest żyć „w zawieszeniu” - nie podejmując ostatecznej decyzji.
Konsekwencją takich postaw jest brak inicjatywy, nietolerancja, albo
nawet nieuczciwość i wypaczenie charakteru.
Trzeba być gotowym do sprawdzania swych decyzji i podejmowania ich na
nowo, jeżeli okazały się błędne. Wymaga to szczerości, samokrytyki i
otwartości. Czasem potrzeba więcej odwagi, aby zmienić poglądy, niż aby
pozostać im wiernym.
Kto przypisuje sobie prawo podejmowania decyzji, ten musi być także
gotowy szanować poglądy innych, nawet wówczas, gdy sprzeciwiają się one
jego własnym przekonaniom. Nie oznacza to, ani obojętności w stosunku do
poznawanej prawdy, ani uznania błędu. Podkreśla natomiast, że wyżej
należy cenić człowieka walczącego o prawdę, niż przyjmującego ją
bezwolnie.
Czy mamy pewność, że jako chrześcijanie rzeczywiście głosimy Prawdę Bożą
i nią żyjemy? Bogactwo życia w Jezusie Chrystusie sięga dalej, niż
potrafimy to pojąć. Podejmowanie decyzji i „otwartość” nie wykluczają
się.
Współzależność między miłością do prawdy a miłością bliźniego tak
wyraził św. Augustyn:
Znienawidzić błąd, ale kochać błądzącego!
opr. Wioletta Fornal

WIELKA SOBOTA
Pracowałem kiedyś wśród kobiet
uzależnionych od alkoholu. Niektóre z nich opowiadały mi o swoim życiu.
Mówiły o wielkim poczuciu winy i odrzuceniu, jakiego doznawały. Ten stan
powodował, że nie porzucały wtedy picia, lecz jeszcze bardziej - dla
zabicia tego stanu - zanurzały się w alkohol. Tak tworzył się łańcuch
nie do rozerwania. Dopiero, gdy trafiły do domu przeznaczonego dla osób
uzależnionych, który prowadzą zakonnice, wobec Chrystusa, którego tam
spotykały, mogły wypowiedzieć historię swojego życia, odzyskiwały
zdrowie i pokój duszy. Właśnie! Jeśli naszych grzechów nie będziemy
odnosić do Boga, nie wypowiemy przed nim siebie, jeśli nie powiemy:
„Panie, Ty wiesz wszystko...”, to popadniemy w poczucie winy, tzn.
grzechy staną się naszym grobem, nie wydobędziemy się spod nich i
będziemy przywaleni ciężkim kamieniem, którego odsunięcie będzie ponad
nasze siły. Będziemy żyli w piekle.
I dziś wspominamy właśnie piekło - zstąpienie Jezusa w to miejsce.
Teolodzy dyskutują czy Jezus zstąpił do miejsca przebywania szatana, czy
do Otchłani - Szeolu, miejsca gdzie dusze sprawiedliwych ludzi Starego
Przymierza czekały na Odkupienie. Starożytna homilia na Wielką i Świętą
Sobotę, którą można znaleźć w brewiarzu w dzisiejszym oficjum, wskazuje
raczej na zstąpienie Jezusa do miejsca, gdzie przebywali przeznaczeni na
zbawienie, a nie na potępienie. Takie słowa autor homilii wkłada w usta
Chrystusa zwracającego się do Adama: Oto ja, twój Bóg, który dla Ciebie
stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą
twoimi synami i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach:
Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje
wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie! Te słowa są
skierowane także do nas, którzy jesteśmy zamknięci w grzechach, poczuciu
winy czy nawet odrzucenia przez społeczeństwo. Są to słowa skierowane do
zepchniętych na margines życia, do tych, którzy stracili wszelką
nadzieję, którzy chcieli ze sobą skończyć nie widząc sensu dalszego
życia. To jest wasz szczególny dzień - mówi dziś Jezus - abyśmy ujrzeli
światełko nadziei, które się dziś ukazuje. Bóg umarł, ale jutro
powstanie i przemieni nasze życie z doczesnego na wieczne, a nasze
piekło zostanie pokonane.
Ta sama starożytna homilia mówi: Co się stało? Wielka cisza spowiła
ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął! O
ile wczoraj milczeliśmy na widok cierpiącego i umierającego Jezusa, tak
dziś milczymy, bo jakby Boga nie było. Kogoś zabrakło: punktu
odniesienia i oparcia, sensu życia, ochoty do pracy nad sobą, pragnienia
zmiany siebie i tego świata na lepszy, dobra i szczęścia. Jeszcze
wczoraj z nami był, choć poraniony i męczony, a dziś leży w grobie.
W Piśmie św. Trudno znaleźć słowa odnoszące się wprost do tajemnicy
dzisiejszego dnia. Mamy jedynie fragmenty, które zdają się wskazywać na
tę rzeczywistość w sposób niebezpośredni.
I tak są to słowa 1P 3,19n: ...poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom
zamkniętym w więzieniu; Ef 4,9: Słowo zaś „wstąpił” cóż oznacza, jeśli
nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi?; Mt 12,40: Albowiem
jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak
Syn człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi; Ps 130: Z
głębokości wołam do Ciebie, Panie.
Bóg
umarł? „Bóg umarł - a myśmy Go zabili!” - tak krzyczał kiedyś Nietzsche.
Jednak wiara w Chrystusa dla twórcy ideologii nadczłowieka na tym się
kończyła. To prawda, że myśmy zabili Chrystusa, w jakiś sposób czyniąc
to nieświadomie, ale jednocześnie ta śmierć ma wymiar zbawczy, została
„użyta” w celach dotąd niespotykanych. Bóg umarł w ludzkim ciele, lecz
na tym sprawa Jezusa z Nazaretu nie skończyła się. Grób nie jest
ostatnim aktem tego dramatu. Czy wierzysz w to? Czy masz wiarę Maryi,
która (nie mówi o tym Pismo święte, lecz zapewnia nas o tym Tradycja
Kościoła, ale także nieugięta wiara matki kochającej swoje dziecko) nie
załamała się tą tragedią, lecz oczekiwała poranka Zmartwychwstania? Czy
masz wiarę w Jezusa, który ma moc wyprowadzić Cię z Twoich najgorszych
sytuacji życiowych, z Twojego grobu?
W tym dniu, gdy Jezus leży w grobie, warto się zastanowić nad naszym
stosunkiem do Niego. Tak już jest, że gdy odchodzi ktoś znany nam, to
wspominamy chwile z nim, nasze relacje, bycie ze sobą, także te chwile
przykre, nieprzyjemne. Dzisiaj dokonajmy rachunku sumienia z naszej
dotychczasowej znajomości z Jezusem. Jeśli wspominamy przykre chwile,
zło, którym dotknęliśmy zmarłą osobę, to wzbudzamy wtedy żal,
przepraszamy tego, który już jest „tam”. Spróbujmy także dokonać takiego
żalu za grzechy wobec Jezusa: za co On doznawał od nas tylu przykrości;
nasze grzechy, odrzucanie Go, Jego Dobrej Nowiny, odrzucanie prawdy o
nas samych. Gdy będziemy o tym myśleć i tak się modlić, zwróćmy uwagę,
że może być w nas żal za grzechy dwojakiego rodzaju: albo to będzie żal
Piotrowy, albo Judaszowy. Żal Piotra, poprzez jego trzykrotne zaparcie
się Jezusa. Piotr zapłakał, ale zrozumiał swoją słabość, zechciał
powrócić do Mistrza. Jezus przebaczył Piotrowi i zmazując jego winę,
poprosił go o trzykrotne wyznanie miłości. Owszem, Piotr czuł się
rozgoryczony, wściekły na siebie, ale nie zamknął się w swojej trudnej
sytuacji, bo gdyby tak było, to nie spotkałby już Chrystusa. Zamknięcie
się w świecie swoich grzechów, zamyka na Boga i Jego miłosierdzie. Tak
właśnie stało się z Judaszem. On także zdradził Jezusa. Żal za grzechy
„zablokował go”, zamknął horyzont. Judasz stwierdził, że nie ma już dla
niego przebaczenia, że Bóg mu nie wybaczy takiego postępowania. Zamknął
się w sobie. To spowodowało takie poczucie winy, że nie wytrzymał i
popełnił samobójstwo.
Jezus przez swoją śmierć wszedł w naszą samotność, w poczucie winy,
grzeszność - w nasze piekło. Jeśli On ma nas zbawić „w całości”,
wszystkie sfery naszego życia, to musi wejść także w nasze piekło. Skoro
Jezus zstąpił do piekieł, to wszedł w to, co najbardziej dla nas
nieprzyjemne i bolesne - w nasze serce pełne piekielnych idei i pomysłów
na to jak urządzić świat bez Boga, wszedł w nasze tragedie życiowe:
wszedł w piekło kobiety, która zabiła swoje poczęte dziecko, w piekło
mężczyzny, który zabił w przypływie szału swoją rodzinę, wszedł w
rozbite małżeństwa, porzuconych starców, wszedł w piekło ludzi
czekających bezsilnie na koniec w łóżku szpitalnym, przytulisku dla
bezdomnych, czy pod mostem.
On poszedł na dno ludzkich serc, gdzie kryje się złość, nienawiść,
przewrotność, bezsilność, chęć ucieczki przed życiem i światem. Wszedł w
to, aby zjednoczyć się tam z nami i wyrwać z tego stanu, aby uzdrowić
nasze uczucia.
Kiedy będziemy umierać i zstępować do krainy Szeolu, Jezus będzie
zstępował razem z nami. I jak On umierając doświadczał pustki i ciszy
wołając: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!”, tak i my będziemy
tego doświadczać, ale już razem z Chrystusem, który przeszedł przez
bramę śmierci do życia.
Święcenie pokarmów w Wielką Sobotę symbolizuje nie tylko wielkanocny
stół, ale także uznanie, że to Bóg - poprzez te pokarmy - jest źródłem
naszych sił, naszego działania. Poświęcanie pokarmów symbolizuje także
oczyszczenie świata ze zła, odkupienia całego stworzenia, poświęcenie
Bogu, poświęcenie także nas - Bogu żyjącemu, a nie umarłemu, bo trupom
nikt się nie poświęca.
Wieczorem, gdy będziemy rozpoczynać święty czas Wielkanocy, zapalając
paschał - symbol Zmartwychwstałego Chrystusa, ukaże się nam pełny sens
uniżenia Syna Bożego przez Drogę Krzyżową, śmierć i zstąpienie do
piekieł. On zmartwychwstał i przeprowadził nas ze śmierci do życia
nowego, dobrego. Teraz, wyzwoleni z naszego piekła, możemy Mu śpiewać
pieśń dziękczynną. To, co dotychczas było naszym piekłem, zostało
odkupione.
Czy wierzysz w Jezusa z Nazaretu, który za Ciebie umarł, zstąpił w
najgorsze zakamarki Twojego serca, gdzie było tyle trucizny i żółci i
przynosi Ci wyzwolenie z tego stanu?
Oby nasza wiara nie kończyła się na grobie.
Czy potrzebujesz zbawienia?
Chcesz zmieniać świat, ojczyznę, politykę, Kościół? Świetnie! Ale
najpierw posyp głowę popiołem i stań przed
Bogiem -
nieskończonym horyzontem Twoich myśli, uczuć i pragnień. Musisz być
jednak konkretny. Pytaj się: Gdzie jestem? Co robię? Czego pragnę? Czego
się obawiam? Pytaj się patrząc na swoich bliskich, przyjaciół i wrogów.
Pytaj się na modlitwie, wobec Boga, który jest fundamentem każdego
pytania i celem każdej odpowiedzi. Bóg zapytał Adama po grzechu
pierworodnym: „Gdzie jesteś?”. To pytanie kieruje również do Ciebie. Nie
odpowiadaj lękliwie jak Adam: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie,
przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” (Rdz 3,10).
Nie bójmy się stanąć przed Bogiem tacy, jacy jesteśmy. To świat może nas
wyśmiać, opuścić, skrzywdzić, nie zrozumieć. A Bóg? On zachował dla
Ciebie słowo przebaczenia i miłości! Zapewnienia te wydają Ci się mało
konkretne? Trącą pobożnym gadaniem? Popatrz zatem na Krzyż! Na nim
naprawdę zawisnął Bóg-człowiek. I naprawdę prosił Ojca: „Przebacz im, bo
nie wiedzą, co czynią”. A wypowiadając te słowa, widział również
Ciebie...
Proste pytanie: czy potrzebujesz zbawienia? Od czego i ku czemu?
Wartości, jako źródło
wychowania i edukacji
Szczerość czy prawdomówność?
Szczerość to
nieukrywanie swoich myśli, uczuć i zamiarów. To otwartość i
prawdomówność. Szczerość jest wyrażeniem naszych myśli lub uczuć bez
udawania i hipokryzji. Natomiast prawdomówność jest chęcią dostosowania
naszego przekazu werbalnego do naszego myślenia, czyli jest brakiem
kłamstwa. Obydwie te wartości świetnie się uzupełniają i dlatego możemy
powiedzieć, że prawdomówność to szczerość wyrażona słowami. Szczerość i
prawdomówność są wartościami społecznymi umożliwiającymi współżycie
społeczne. Przede wszystkim, istotną rolę odgrywają w relacjach
międzyludzkich. Gdybyśmy wątpili w prawdomówność innych osób, współżycie
w ogóle nie byłoby możliwe, bo niemożliwe jest życie w ciągłym
kłamstwie. Życie w społeczeństwie staje się możliwe tylko przy
założeniu, że inni mówią prawdę. Chociaż doskonale dobrze wiemy, że
zawsze jest możliwe, że ktoś może nas oszukać. Dlatego powinniśmy być
krytyczni względem tego, co słyszymy, czytamy lub oglądamy w telewizji.
Kiedy jesteśmy oszukani, boli nas to i dopiero wtedy stajemy się
ostrożniejsi. Arabskie przysłowie mówi „Za pierwszym razem, kiedy mnie
oszukasz, ty jesteś winny, ale za drugim razem, to ja jestem winny”. Nie
możemy mylić szczerości z naiwnością czy prostodusznością.
Ucząc dzieci szczerości, prawdomówności i autentyczności musimy zwrócić
uwagę na wszystkie trudności i konsekwencje, jakie mogą z tego wyniknąć.
Bo szczerość to:
- mówienie prawdy, nawet, gdy jest dla nas niewygodna i może nas narazić
na przykrości,
- przyznawanie się do winy i naprawianie wyrządzonych przez siebie
szkód,
- nieprzywłaszczanie sobie cudzej własności i poszanowanie jej,
- pisanie i mówienie w zgodzie z faktami.
Dzieciom młodszym należy przedstawić tę wartość jednoznacznie ze względu
na ich niedojrzałość. Z jednej strony nie należy zapoznawać ich z
dopuszczalnymi odstępstwami od zasady szczerości, bo wraz z wiekiem i
doświadczeniem zorientują się same, kiedy możliwe są wyjątki. Z drugiej
strony powinniśmy objaśnić im i podać wiele przykładów, że prawo do
wymagania prawdy ma swoje ograniczenia. Są granice obowiązku jej
mówienia. Mówienie prawdy nie w każdej sytuacji jest dobre. Wielokrotnie
trzeba się zastanowić, czy kogoś nie zranimy lub nie narazimy na szkodę.
Jeżeli mówimy komuś, że ma defekty fizyczne (np. zeza, krzywe nogi, czy
że się jąka) to zwracamy uwagę na coś, na co ta osoba nie ma wpływu i co
bardzo ją zaboli. Nie jest to wówczas cnota szczerości, lecz brak
szacunku i wrażliwości oraz nietakt, który może spowodować u kogoś
głęboki uraz na całe życie. Są też inne sytuacje, gdy prawdomówność nie
jest cnotą, lecz brakiem mądrości. Jeśli nieznajomy pyta gdzie
mieszkasz, kim są twoi rodzice, gdzie pracują, należy zamilknąć lub nie
powiedzieć prawdy. Jeśli ktoś zadaje niedyskretne pytanie, można na nie
odpowiedzieć tak, jak się chce. Istnieją naturalne tajemnice rodzinne,
osobiste, zawodowe, których dochowanie jest powszechnie przyjęte i o tym
dzieci, zwłaszcza te młodsze powinny wiedzieć. Prawda nie jest
najważniejsza w hierarchii wartości. Miłość do innych, poszanowanie
życia, bezpieczeństwo pozostają ponad obowiązkiem mówienia prawdy.
Dlatego powinniśmy mieć przejrzyste metody przekazywania dzieciom wiedzy
na ten temat, używając właściwych słów popartych odpowiednimi czynami.
Czasami nie jest to proste, ale musimy to robić, aby wychować dziecko
według prawidłowych wzorców moralnych i etycznych.
Poniżej przedstawię sytuację, która bardzo często zdarza się w naszym
życiu, zarówno wśród młodzieży, jak i dorosłych. Koleżanka, przyjaciółka
pyta: „Co ci o mnie powiedziały dziewczyny? Czy trzeba jej mówić:
„Powiedziały, że masz brzydkie ubranie, że cię nie lubią, że twój tata
jest pijakiem” itd..? Następuje tu wyraźny konflikt wartości. Czy
powiedzieć prawdę, postąpić szczerze i uczciwie, czy zadbać o uczucia
drugiej osoby, którą białym kłamstwem chronimy przed poważnym zranieniem
jej uczuć? Mówienie prawdy w oczy jest często tylko wyrazem braku
wychowania, a czasami formą wyrażenia naszej złości (bierna agresja) -
po prostu chcemy sprawić drugiej osobie przykrość. Zastanówmy się zawsze
nad prawdziwymi intencjami, które nami kierują, gdy mówimy komuś
„szczerze”, „uczciwie” coś, co może sprawić przykrość.
Pamiętajmy - zawsze powinna obowiązywać zasada mądrości (czy dana osoba
dla swego dobra powinna znać prawdę, nawet przykrą), zasada szacunku (by
niepotrzebnie nie zranić uczuć danej osoby) i zasada sumienia (czy nasze
intencje są czyste: czy nie chcemy zranić danej osoby lub nią
manipulować, mówiąc jej prawdę, część prawdy lub całkiem prawdę
zatajając?).
W takich i podobnych przypadkach występuje konflikt wartości. Wówczas to
filtr mądrości i sumienia powinien wybrać wartość ważniejszą!
Najważniejszym kryterium powinno być kryterium dobra ogólnego - czy
stosując daną wartość w określonej sytuacji, przyczyniamy się do niego?
Podsumowując należy stwierdzić, że każdy ma prawo do prawdy. W pewnych
okolicznościach mamy prawo ją usłyszeć. Jeśli jej nie usłyszymy to
wówczas kłamstwo jest złamaniem tego prawa. Jednocześnie musimy
pamiętać, że nie możemy być zupełnie „przezroczyści” i nie możemy mówić
wszystkiego, co nam przychodzi do głowy, ani nie możemy robić
wszystkiego, co tylko chcemy. Samokontrola jest konieczna do życia w
społeczeństwie. Kultura bycia polega również na „ugryzieniu się w język”
i hamowaniu własnych impulsów. Bycie szczerym to bycie szlachetnym, a
nie bezwstydnym. Barbara Wierdak

Pyt.: Jaka jest wartość uczynków pokutnych podczas Wielkiego Postu?
Odp.:
Wielki Post ma nam posłużyć do odnowienia przyjaźni z Bogiem: przez
szczere nawrócenie duchowe i odpokutowanie obrazy wyrządzonej Jego
mądrości i dobroci. Czyniąc zatem pokutę, przebłagujemy sprawiedliwy
gniew Boga z powodu naszych win, które zaciągnęliśmy występkami. Co
więcej, nasze wielkopostne uczynki i modlitwy pokutne nie tylko odnowią
przyjaźń z Bogiem, nie tylko zagoją rany, które spowodował grzech, ale
posiadając często moc odpustów cząstkowych, zmniejszą kary doczesne za
grzechy, czyli te do odbycia w bardzo bolesnych, oczyszczających ogniach
czyśćca. Nie dojdzie jednak do prawdziwej i skutecznej pokuty, gdy serce
pozostaje jeszcze kamienne i zatwardziałe. Jezus wymaga od nas serca
skruszonego, tj. takiego, które zarówno uzna w pokorze swe upadki i
grzechy, wzbudzi serdeczny żal, jak również gotowe jest do ich
odrzucenia! W takiej dyspozycji duchowej uczynki i modlitwy pokutne
odniosą swój skutek.
Jak czynić pokutę w Wielkim Poście? Jaka to ma być pokuta, aby z jednej
strony obżałować swe grzechy, a z drugiej zabezpieczyć się przed nimi?
Oprócz naszych wzmożonych modlitw i nabożeństw (np. Droga krzyżowa,
Gorzkie żale), Kościół proponuje abyśmy podjęli drobne wyrzeczenia czy
umartwienia cielesne i duchowe. Np. praktykowali wstrzemięźliwość od
niektórych smacznych pokarmów czy napojów albo pościli np. jedząc mniej
czy skromniej.
Jak już powiedziano, każdy grzech nie tylko Pana Boga obraża, ale
zaciąga także wobec Niego dług, tj. karę, którą należy odpokutować. Mimo
wyznania grzechów i odpuszczenia ich w sakramencie spowiedzi, kara za
nie pozostaje. Dlatego przez różne pobożne praktyki trzeba nam ją
zmazywać, pozbywać się jej. Doskonałym środkiem na odbycie tej pokuty
jest właśnie poszczenie. W wielu przypadkach jawi się jako
najskuteczniejsze, by wyprosić czy przebłagać Pana Boga. Św. Jan
Złotousty daje odpowiedź, jaki jest cel i pożytek poszczenia: „Pość, boś
zgrzeszył - pość, abyś nie zgrzeszył - pość, byś otrzymał - pość, abyś
otrzymane zachował”. Poskramiając własne ciało i jego zmysłowość,
spełniamy nie tylko pokutę, ale dodatkowo wzmacniamy naszego ducha,
łatwiej pokonujemy tkwiącą w nas pożądliwość. Serce jest wtedy uwolnione
i szuka intensywniej, jakby Bogu się przypodobać, jak być blisko Niego.
Umartwienia duchowe to np. dla ciekawskich opanowanie wzroku i słuchu,
dla gadatliwych - języka, dla obruszonych - okazywanie większej
życzliwości i ciepła ludziom trudnym. Umartwienia takie posiadają nie
tylko pokutny charakter, ale wzmacniają naszą wolę w Woli Bożej, a
usprawniają w wolności i miłości. Umartwienie wielkopostne może więc
dotyczyć także naszych codziennych obowiązków i posunąć nas w
doskonałości. Np. gdy postaramy się o szybsze wstawanie, punktualność,
porządek, pilność w pracy, większą życzliwość dla nieprzyjemnych
kolegów, poskromienie języka. To wszystko sprawia, że stajemy się coraz
bardziej delikatni i wrażliwi w naszych sumieniach, że nie będziemy
często „wpadać” w grzechy lekkie, że odrzucimy drażliwość, wyrachowanie
i własny egoizm. W Wielkim Poście Kościół nakłada na nas - dla naszego
duchowego dobra - minimalne zobowiązania. Minimalne, gdyż np. u
niektórych prawosławnych nie jada się przez cały Post mięsa i nabiału.
Katolicy nie spożywają mięsa w Środę Popielcową i Wielki Piątek, a nadto
w tych dniach jedzą w ogóle niewiele. Co jeszcze? Każdy piątek mógłby
być dla nas w tym czasie nie tylko wstrzemięźliwy, ale i postny - mamy
przecież odczuwać z cierpiącym Jezusem i opłakiwać własne grzechy. Aby
móc lepiej, intensywniej rozmyślać o Męce Pańskiej i pocieszać męczonego
Pana - potrzebujemy więcej spokoju i skupienia. Nie wolno więc nam się
bawić czy tańczyć. Nie powinniśmy też słuchać głośno muzyki i raczej
rezygnować z kina, teatru czy chodzenia do restauracji i barów. Nadto
poskramiać niepotrzebny śmiech i żarty, etc. Ale Bogu są również miłe
nasze dobrowolne wyrzeczenia. Dlatego Kościół zachęca do powzięcia sobie
jakiegoś konkretnego wielkopostnego postanowienia, tj. uczynku
pokutnego. Każdy porządny katolik powinien mieć jakieś własne
wyrzeczenie na czas Postu - prawdziwe nawrócenie przejawia się bowiem w
czynach.
Pamiętajmy, że te uczynki i modlitwy pokutne mają umartwiać nas, a nie
innych. Choć może ciału są nieprzyjemne, jednak oczyszczają nas i
zbliżają do Pana, przynosząc ostatecznie duszy wielką radość. Mamy je,
choćby nie wiadomo jak ciężkie, ofiarować Bogu w duchu miłości, inaczej
ich zasługa będzie niewielka. Pokuta ma być autentyczna, wedle słów
Pańskich: „Nawróćcie się do mnie całym sercem..., ale rozdzierajcie
serca wasze, a nie szaty” (Jl 2,12).
Pyt.: Jaką prawdę o zbawieniu ludzkości wyraża zstąpienie Chrystusa
do piekieł?
Odp.: Stwierdzenie to wyraża prawdę, że Jezus Chrystus jest
Zbawicielem wszystkich ludzi, nawet tych, którzy umarli przed Jego
przyjściem na świat. Zstąpienie do piekieł oznacza, że nikt na świecie
nie został pozbawiony zbawczej pomocy Bożej, nawet, jeśli żył przed
narodzeniem Jezusa Chrystusa. Zstąpienie do piekieł nie oznacza
oczywiście, że Chrystus był przez jakiś czas „potępiony” w piekle. Ta
prawda wiary mówi o tym, że Zbawiciel obdarował życiem wiecznym także
tych ludzi, którzy urodzili się przed Jego pojawieniem się w naszej
historii, a którzy nie odrzucili Jego łaski.
Pyt.: Co znaczy, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem wszystkich
ludzi?
Odp.: Ojciec niebieski posłał swego Syna na świat, aby zbawił
wszystkich ludzi, którzy nie odrzucą Jego łaski. Jezus umarł za
wszystkich. Nawet ludzie żyjący przed narodzeniem Jezusa Chrystusa mogli
osiągnąć zbawienie dzięki Niemu, o czym świadczy prawda o Jego
zstąpieniu do piekieł, czyli do otchłani.
Podobnie też każdy człowiek, który narodził się po przyjściu na świat
Zbawiciela, tylko dzięki Niemu osiąga życie wieczne. Jezus, bowiem jest
odwiecznym Słowem Bożym, które „oświeca każdego człowieka, gdy na świat
przychodzi” (J 1,9). Każdy zatem człowiek otrzymuje od Chrystusa tyle
łaski, ile potrzebuje do osiągnięcia zbawienia. Jeśli więc będzie z nią
współpracował, osiągnie szczęście wieczne.
Zmartwychwstały Chrystus przez swojego Ducha może doprowadzić do życia
wiecznego każdego człowieka, niezależnie od tego, gdzie żyje, kiedy i w
jakiej religii się urodził. Nie ma żadnych przeszkód dla
zmartwychwstałego Pana, który przechodził nawet przez zamknięte drzwi
(por. J 20,26). On może dotrzeć do każdego serca ludzkiego. Jeśli jednak
człowiek chce osiągnąć wieczne zbawienie, musi współdziałać z otrzymaną
łaską. Im komu więcej jej dano, tym większych będzie się oczekiwać
owoców, np. od chrześcijan (por. Łk 12,48). Wielu ludzi osiąga zbawienie
dzięki Chrystusowi, choć wcale nic o Nim nie słyszało (por. Mt
25,31-46).
Pyt.: Czym jest gniew Boży i co znaczy, że Chrystus jest naszym
wybawcą „od nadchodzącego gniewu”?
Odp.: W Piśmie św. często występuje wyrażenie: „gniew Boży”. Nie
można go jednak rozumieć w sensie psychologicznym, jako uczucia
oburzenia, zdenerwowania się, wzburzenia lub obrażenia się na kogoś.
Kochający Bóg na nikogo się nie obraża, nawet na największego
grzesznika. Jeśli jednak ktoś nie chce uparcie Boga kochać, ciągle Go
odrzuca przez swoje sprzeczne z miłością czyny, musi ponieść
konsekwencje przyjętej przez siebie dobrowolnie postawy. Bóg szanuje
człowieka, dlatego do niczego go nie przymusza, nawet do miłości. Jeśli
ktoś chce, może trwać w grzechu, w nienawiści do Boga, ale w ten sposób
sam sobie wymierza karę. Kto bowiem na ziemi nie chce mieć z Bogiem nic
do czynienia, ten będzie przez Niego odłączony również po śmierci, i to
na zawsze. To dobrowolnie wybrane oddalenie od Boga stanie się źródłem
cierpienia. Gniew Boży to zgoda na to, by człowiek ponosił konsekwencje
zupełnie dobrowolnie wybranej przez siebie formy życia - trwania w
grzechu. Tragedia ludzkości polegała na tym, że wszyscy bez wyjątku
pogrążyli się w grzechu i tym samym nad wszystkimi zaciążył gniew Boży,
czyli konieczność ponoszenia konsekwencji swej grzeszności i braku
miłości. Tragizm sytuacji pogłębiało to, że nikt nie był w stanie się
zmienić, czyli przejść ze stanu grzesznej nienawiści i buntu do
szczerej, pełnej oddania miłości do Boga i do ludzi. Każdemu zatem
człowiekowi groziło wieczne oddalenie od Boga i wszystkie wynikające z
tego konsekwencje.
Ocalić człowieka od nadchodzącego gniewu Bożego, czyli od doczesnych i
wiecznych konsekwencji grzesznego stanu oddalenia się od Niego,
znaczyłoby przemienić serce ludzkie, wyzwolić je z grzechu, napełnić
łaską, rozpalić autentyczną miłością. Dokonał tego Jezus Chrystus. On
bowiem dzieli się z nami przez Ducha Świętego tą miłością, która w pełni
ujawniła się w Jego męce i śmierci krzyżowej, miłością wierną i
posłuszną. Udzielając nam Ducha Świętego, Zbawiciel rozpala w nas swoją
miłość i upodabnia do siebie. Kto zatem przyjmie dar miłości
Chrystusowej, kto zacznie kochać Ojca i ludzi tak, jak On, ten uniknie
losu grzeszników, czyli osób uparcie nienawidzących Boga i oddalających
się od Niego, ten uniknie gniewu Bożego, czyli kary, jaką nałożyłby sam
na siebie, gdyby nadal uparcie trwał w swej grzesznej nienawiści.
Pyt.: Dlaczego ludzkość nie mogła sama wybawić się ze swoich grzechów
i potrzebowała Zbawiciela?
Odp.: Tylko dobra istota może udoskonalić świat, w którym panuje
zło, grzech i egoizm. Pogrążona w nienawiści i wrogości, chora ludzkość
czekała na kogoś szlachetnego, dobrego, kochającego, kto mógłby uleczyć
jej rany (por. Łk 10,30-37). Następstwem grzesznego oddalenia się
człowieka od Boga było to, że zniewolony przez grzech i egoizm, nie był
on już w stanie kochać w sposób bezinteresowny. Zraniony przez grzech
człowiek nie mógł pomóc ani sobie, ani innym. Kto usidlany jest w
grzechach, ten nie może wybawić od nich innych ludzi. „Czy może
niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?” (Łk
6,39) Zbuntowana ludzkość potrzebowała kogoś sprawiedliwego, pełnego
miłości do Boga i do bliźnich, bo tylko taka istota mogła ją zmienić.
Tylko ktoś święty mógł wyprowadzić ludzi z moralnej nędzy. Tylko światło
może rozproszyć mrok i ciemność. Miłosierny Ojciec postał więc nam kogoś
doskonałego i sprawiedliwego, dobrego i świętego: swojego jednorodzonego
Syna, który stał się człowiekiem. On to właśnie stał się Dobrym
Pasterzem szukającym zagubionych owiec (por. Łk 15,3-32) i uczącym ludzi
miłości do Ojca oraz do bliźnich. Chrystus jest w stanie zmienić świat
nie tylko przez pozostawiony przykład doskonałej miłości, ale przede
wszystkim przez swoją łaskę, która przemienia serca ludzkie, nie
niszcząc wolności człowieka.
Pyt.: Dlaczego szatan kusił Chrystusa i na czym polegało jego
kuszenie?
Odp.: Szatan wiedział, jak wielkim zagrożeniem dla jego królestwa
zła i kłamstwa, był sprawiedliwy i posłuszny swojemu Ojcu - Jezus,
dlatego też chciał Go sprowadzić z drogi prawości. Kusiciel usiłował
odwieść Jezusa od bezinteresownej miłości, od posłuszeństwa Ojcu
niebieskiemu, od służenia ludziom, i przekształcić w człowieka
samolubnego, żyjącego tylko dla siebie, służącego tylko sobie i dla
siebie działającego cuda. Dlatego też szatan przekonywał Chrystusa, aby
przemienił kamienie w chleb i sam jadł, aby się rzucił ze świątyni w dół
i wprawił w zdumienie ludzi widzących, gdy aniołowie poniosą Go na
swoich rękach, aby się mu pokłonił, tzn. aby sprzeciwił się woli Ojca
niebieskiego, porzucił Jego sprawiedliwość, dobro i aby podbijał
wszystkie narody tego świata, nie przebierając w środkach. Chrystus
jednak odrzucił pokusy szatana i podążył drogą służenia jedynemu Bogu,
swojemu Ojcu, drogą wypełniania Jego woli. Sprzeciwiający się szatanowi
Chrystus całkowicie różni się od prarodziców, którzy mu ulegli przez
swoje nieposłuszeństwo Stwórcy. Opierając się złu, Jezus ocalił w sobie
to dobro, którym może każdego z nas ubogacić i przemienić. Wierny Ojcu
niebieskiemu Zbawiciel, daje nam obecnie swoją łaskę, abyśmy i my
opierali się szatanowi, wiernie służyli jedynemu Bogu, wypełniając tylko
Jego wolę.

Czy świeckość musi być diaboliczna?
Ludziom wierzącym w Boga, miłującym ludzi i świat,
wydawało się przeważnie, że świeckość, czyli branie w nawias relacji
doczesności do Boga i religii, jest też humanistyczna, życzliwa drugiemu
człowiekowi, godna i spokojna. Tymczasem okazuje się, że świeckość
współczesna jest nie tyle areligijna, co antyreligijna. Schodzi ona
coraz wyraźniej na pozycje diaboliczne. „Szatan” po hebrajsku i „diabolus”
po grecku oznaczało po prostu „przeciwnika Boga”, a w konsekwencji i
przeciwnika człowieka. I w tym sensie sam Chrystus nazywał go „panem
tego świata” (J 12, 31; 14, 30), czyli panem tego świata, który
sprzeciwia się Bogu.
Paradygmat ateistyczny
Obecna kultura sekularystyczna jest dla analityków religijnych podobna
do zepsutej pisanki wielkanocnej: na zewnątrz pięknie malowana w
przemyślne wzory, ale jej wnętrze bywa coraz wyraźniej zepsute, a co
najmniej puste, właśnie ateizujące. Smutne, że tak wielu badaczy i
myślicieli, także katolickich, satysfakcjonuje w zupełności zajmowanie
się samą skorupką rzeczywistości świata.
Chyba najlepiej widać to na zjawisku władzy społeczno-politycznej.
Posiadający władzę świecką i piastujący stanowiska społeczne nie
ograniczają się tylko do rozróżniania posłannictwa swojego i
posłannictwa religijnego, ale odrywają swoją władzę od źródła
rzeczywistości, jakoby była ona sama z siebie i dla siebie, a nawet
wojowniczo przeciwstawiają ją Bogu. Albo nie uważają Boga za Stwórcę
świata i w ten sposób źródło władzy, albo popełniają grzech aniołów
upadłych, czyniąc siebie samych źródłem wszelkiej rzeczywistości.
W rezultacie w świecie dzisiejszym staje się to jakąś regułą społeczną
tak, że na naszych oczach kształtuje się człowiek, jako jednostka nie
tylko jako niezależna od Boga, ale także jako przeciwnik Boga. I tak
nadszedł czas „człowieka grzechu”, o czym prorokował św. Paweł Apostoł:
„I objawi się człowiek grzechu i syn zatracenia, który się sprzeciwia i
wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć,
tak że zasiądzie w świątyni Boga, dowodząc, że sam jest Bogiem” (2 Tes
2, 3-4). I popatrzmy, czy nie tak zachowują się dzisiejsi panowie tego
świata.
Podobnie, niestety, i wielu katolików, nawet uczonych, nie sięga do
głębi problemu, zajmują się kolorami skorupki. Przyjmuje dwóch Bogów;
Boga religii i Boga świata, gdzie świat jest także niejako drugim
Bogiem. Oto wielu katolików na Zachodzie i u nas, jak liberałowie i „katolewica”,
ulega tym niedorzecznym poglądom politeistycznym, czyli wielobóstwa, i
wypierają gwałtownie i z diabelską zawziętością Boga i religię z obszaru
„Boga-świata”. Jest to skutek słabej, upadłej filozofii.
W rezultacie wyrzucanie i Kościoła całkowicie poza obszar państwa, poza
politykę, poza życie doczesne, poza kulturę, poza naukę i myśl
współczesną, poza działalność na tym świecie, jest właśnie realizowaniem
człowieka, jako przeciwnika Boga i wyznawaniem tego świata, jako Boga. A
to właśnie oglądamy i słyszymy na każdym kroku w naszych mediach, w
naszej polityce wewnętrznej, w sprawowaniu władzy publicznej w naszym
kraju.
Wobec religii, czyli wobec Boga nie można być neutralnym, albo jest się
z Bogiem, albo przeciw Bogu. Nie ma ludzi neutralnych, co do wartości
duchowych. Według Pisma Świętego, są tylko „dzieci Boże i dzieci diabła”
(1 J 3, 10; J 12, 36; Łk 16, 8; l Tes 5, 5). Co decyduje? Decyduje albo
przyjęcie Boga, albo nieprzyjęcie. I to odnosi się nie tylko do wiary
wewnętrznej, ale i do całości życia. Kto przyjmuje cokolwiek, jako
rzekomo niepodlegające Bogu, nie jest dzieckiem Boga.
Weźmy pod uwagę niektóre takie pozornie niewinne przypadki:
eurokonstytucja udaje bezstronność, obiektywizm, humanizm i wolność, a
faktycznie z ateizmu wyrasta i do ateizmu prowadzi. Bowiem przeciwstawia
się imieniu Bożemu, nie daje żadnych prawdziwych praw ludziom wierzącym,
sprzyja aborcji, eutanazji i zabijaniu embrionów. Na zasadzie tej
konstytucji wierzący i niewierzący mogą i powinni ze sobą we wszystkim
współpracować, ale według obecnych sformułowań traktatu, ateizm jest
panem świata i panem nad wszystkimi religiami, głównie nad katolicką, w
czym widać od razu, że ateista te normy układał.
Wiadomo, że inspiracji diabła trzeba przypisać wszystkie bratobójcze
walki i wojny od początku ludzkości, ale dziś ktoś może nie zdawać sobie
sprawy, że ta sama inspiracja działa i w UE pod różnymi postaciami.
Niewątpliwie tej inspiracji premierem Hiszpanii José Luis Zapatero,
wybrany przeważnie przez katolików, traktuje religię jako przestępstwo
społeczne, a biskupów jako szkodników narodowych. Tak samo świeckie
władze angielskie każą się tłumaczyć biskupom katolickim z tego, że
nauczają w szkołach wiary i moralności katolickiej. To ma być owa
wolność, o której marzy i nasza PO. Także religijna gmina protestancka w
Holandii poparła pastora Klausa Hendriksa w jego nauce, że Bóg nie
istnieje, a istnieje tylko człowiek społeczny. W takiej religijności
jest logika właśnie diabelska.
Na tej samej podstawie ateistycznej, bynajmniej nie „neutralnej” -
Wojciech Olejniczak, Joanna Senyszyn, Henryk Domański i cała masa
inteligentów, pomalowanych na lewicowo, wzywają PO do walki religijnej w
Polsce, jednocześnie z diabelską logiką zarzucając, że to Kościół
wszczyna awanturę.
W sprawach spornych między rządem a Kościołem chodzi pozornie tylko o
sprawę prawną czy techniczną, a faktycznie też rozgrywa się walka między
religią a ateizmem. Widać to nawet w sporze o „religię na maturze”. Już
sam przedmiot sporu jest źle sformułowany. Nie chodzi tu bowiem ani o
religię, ani o religijność na maturze, lecz o naukę religii, czyli
niejako teologię w szerokim znaczeniu. W szkole ma mieć prawo
obywatelskie tylko ateizm, a nie religia. I przy braku orientacji kół
katolickich, o co chodzi, tak by się stało, gdyby nie osobista prośba
Jana Pawła II do premiera Tadeusza Mazowieckiego. Dzisiaj nawet
niektórzy duchowni również nie rozumieją, w czym rzecz, myślą zapewne,
że chodzi tylko o troskę nad obiektywizmem stopni na maturze. Tymczasem
chodzi o to, że według naszych rządców, małpujących ideologię zachodnią,
wszystko co publiczne i państwowo musi być ateistyczne. Przecież stopnie
z nauki religii nie będą za pobożność, lecz za wiedzę, tak jak i stopnie
z pedagogiki nie są za wychowanie, a stopnie z kulturologii nie są
stopniami z kulturalnych manier. Dziś wszystkie pojęcia wypaczają
marksizm i liberalizm, które i z matematyki nie stawiają stopni za
wiedzę, lecz za sympatie ideologiczne.
Narzucanie ateizmu w moralności
Ideologia liberalno-lewicowa nosi jeszcze dużo szat moralności
chrześcijańskiej, ale w gruncie rzeczy dąży do budowania etyki
ateistycznej. Dobrym przykładem jest problem moralności młodzieży.
Bardzo wielu ludzi u nas myśli bardzo optymistycznie, że nasza młodzież
jest niemal w całości wrażliwa moralnie i doskonała. Prawda, że młodzież
jest wiecznie nadzieją starszych. Ale trzeba być realistą, bo młodzież
zawsze była nadzieją, a kiedy dorosła, stawała się taka sama, jak
starsi, albo jeszcze gorsza. Przede wszystkim jest ona bardzo plastyczna
i może być przez złe systemy degenerowana. W ten sposób i Hitlerjugend,
i sowieckie pioniery to też była nadzieja, ale w odwrotnym kierunku
wartości.
Idiotyczna
ideologia liberalna wdziera się do życia społecznego wszelkimi
szczelinami. W Kalifornii w USA w podręcznikach szkolnych zakazano
używać słów „mama” i „tata”, żeby nie razić homoseksualistów. A
feministki nakazują nawet wierzącym, żeby nie mówić „Ojcze nasz”, lecz
„Matko nasza”. U nas ostatnio w Łomży sąd zmusza szpital i lekarzy do
przeprowadzania aborcji na żądanie kobiety, a jeśli nie, to żąda
wysokich odszkodowań na całe życie dziecka. To nie jest jakiś błąd, to
jest diabelstwo.
Minister zdrowia Ewa Kopacz, uznając etyczność zapładniania in vitro,
wiążącego się z zabijaniem wielu embrionów, dowodzi, że jest wzorową,
praktykującą katoliczką. Wynika z tego, że jest sama dla siebie
Kościołem i autorką etyki chrześcijańskiej. Tymczasem nauka ewangeliczna
jest prosta: „Ponieważ embrion powinien być uważany za osobę od chwili
poczęcia, powinno się bronić jego integralności i troszczyć się o niego
i leczyć go jak każdą inną istotę ludzką” (Katechizm Kościoła
Katolickiego, nr 2323). Trzeba powtórzyć: embrion ludzki jest już osobą
od początku. Inna nauka jest od przeciwnika Boga.
Familia „Anty-Rydzyków”
Gdy się wniknie jak najgłębiej, to widać, że ataki na Radio Maryja i TV
Trwam mają swe ostateczne źródło w ateizmie, choćby nawet chodziło i o
duchownych. Ataki na Radio Maryja są atakami na Kościół i na polskość
(prof. Bogusław Wolniewicz, prof. Jerzy Robert Nowak). Są one bronią i
sztandarem ideologii liberalno-lewicowej, unijnej i masońskiej. Trzeba
tu też otwarcie powiedzieć, że dziś poza sekularyzmem największym
problemem dla Kościoła katolickiego na świecie i w Polsce jest problem
ułożenia poprawnych stosunków między światem żydowskim a światem
katolickim. Co do Polski to obrazują to dobrze: publikacje Jana Grossa
„Sąsiedzi” i „Strach”, kamuflowane ataki na Jana Pawła II, zgłaszanie
roszczeń odszkodowawczych, groźby medialne, układ stosunków
międzynarodowych, no i odrodzenie, przy aprobacie prezydenta Lecha
Kaczyńskiego, masonerii żydowskiej B'nai B'rith, mającej m.in. za cel
niszczenie Radia Maryja. W tej sytuacji i ojciec Rydzyk, i polski
Kościół, i polskość walczą o swoją tożsamość.
I oto rząd nowej koalicji porzuca niemal całkowicie wszelkie problemy
istotne dla Polski, jak: bezrobocie, cała służba zdrowia, problem
nauczycieli, górników, kolejarzy, rolnictwa, rybołówstwa, floty
morskiej, uzbrojenia, armii, autostrad, sportu i Euro 2012, zagadnienia
sprawiedliwości społecznej, równouprawnienia wsi i młodzieży wiejskiej,
Expo 2012, harmonizacja prawa polskiego i unijnego, likwidacja duszącej
biurokracji, ratowanie niektórych przedsiębiorstw i gałęzi przemysłu,
odbieranie majątków ukradzionych Polsce i antykorupcja, rozwój
szkolnictwa wyższego, badań naukowych i technicznych, zaradzanie nędzy
milionów bezrobotnych, bezdomnych, alkoholików i narkomanów, ochrona
Ziem Odzyskanych przed grabieżą niemiecką, osłona całej naszej
gospodarki przed wykupem zachodnich bogaczy, ułożenie dobrych stosunków
z Polonią, praca nad konstrukcją ideologii i koncepcji polskiej,
programy pedagogii narodowej, zasypywanie przepaści między oligarchami,
wielkimi grabieżcami Polski, a biedotą, żeby uniknąć wybuchów
społecznych itd., itd. - tak, tymi wszystkimi problemami rząd się mało
zajmuje, a koncentruje się na atakach na Radio Maryja i TV Trwam za to,
że nie są liberalne. Jest to więc ciężka choroba rządowa, trochę podobna
do marksizmu, który wszystko opuszczał dla zdobycia władzy i niszczenia
przeciwników ideowych. Tak i u nas następuje redukcja całej polityki do
walki z klasyczną polskością, prawowierną katolickością i niezależnością
od obcych kapitałów. Czy to nie jest pod czyjeś dyktando, jakichś nowych
zaborców (B. Wolniewicz, C. Beddermann)? Nie chce się już człowiekowi o
tych wszystkich atakach mówić. To jakiś wielki obłęd, ale i przykład, że
władzę państwową przeciwstawia się Bogu. Toteż jak kiedyś Gomułce,
walczącemu ciągle z ks. kard. Wyszyńskim, nadano przydomek „Kontrkardynał”,
w pewnej analogii do kontradmirał, tak historia nada nowemu przywódcy
koalicji przydomek: „Kontr-Rydzyk” czy „Anty-Rydzyk”, a „Gazeta
Wyborcza” będzie się nazywała „Gazeta Anty-Rydzykowa” albo „Gazeta
Antyradiomaryjna”. Czy już nikt nie może położyć kresu temu rozbojowi?
I tak: czy świeckość musi być diaboliczna? Nie musi, byle tylko nie
zrezygnowała całkowicie z odniesienia do Boga, do władzy Boga. Jeśli to
czyni, staje się prawdziwie diaboliczna i głównym jej celem staje się
ciągłe występowanie przeciwko Bogu i Kościołowi. Ale my nie zgadzamy się
na budowanie życia Polski na podstawach nihilistycznego ateizmu,
będziemy wcześniej czy później walczyli. Bowiem odrzucenie Boga w życiu
publicznym jest odrzuceniem najwyższego sensu i tego życia, i w ogóle
człowieka.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik NASZ DZIENNIK 13 STYCZNIA
2008

Dobiega końca okres Bożego Narodzenia, czas zabaw i różnego rodzaju
rozrywek. Niebawem wejdziemy w okres zadumy nad tym, co się wydarzyło i
dlaczego do tego doszło, że Jezus Chrystus oddał życie za nas
grzeszników.
Obecna rzeczywistość polityczna w naszym kraju jest jak pogoda, bardzo
rozchwiana, nieporadna, a w wielu momentach bezradna. Nakręcona spirala
oczekiwań, związanych z obietnicami Platformy Obywatelskiej i jej
sojuszników, nie wytrzymuje próby czasu. Gołym okiem widać, że brak jej
pomysłu na rządzenie, mimo dużej sympatii ze strony mediów, szczególnie
liberalnych, trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywy. Obecny Premier w
kampanii wyborczej miał pełne usta planów, gotowych projektów reform i
zmian polityki państwa, obiecywał w krótkim czasie rewolucję w każdej
niemal dziedzinie. Po objęciu władzy ten cały nabrzmiały balon sloganów
i obietnic prysnął, niczym bańka mydlana. Cała ta socjotechnika służyła
zdobyciu zaufania społecznego i do odsunięcia poprzedniej władzy od
rządzenia i realizowania własnych, całkiem odmiennych celów. Jednego,
czego można się spodziewać po obecnej ekipie to szybka prywatyzacja
prawie wszystkiego, co jeszcze państwowe.
Liberalizm, jaki prezentowało od początku środowisko obecnego Premiera,
niebawem w pełnej okazałości pokaże swoje oblicze. Oby przegrał z
poglądem Polski solidarnej, troszczącej się o każdego obywatela. Obawa
przed szybką utratą poparcia w sondażach dodatkowo paraliżuje
rządzących, co powoduje odsuwanie podejmowania decyzji, a wręcz
przerzucanie inicjowania ich przez ciała pozarządowe.
Wyraźnie
uwidacznia się to w przypadku reformowania służby zdrowia, gdzie rząd
rękami związków zawodowych, izb lekarskich i autorytetów społecznych,
chce przekonać Polaków do aprobaty zamiaru całkowitej prywatyzacji
służby zdrowia. Komu taki plan ma służyć? Gdzie tu dobro pacjenta?
Rządzący obecnie krajem, reprezentują interes grup najzamożniejszych i
wpływowych, a pomijają większość zwykłych normalnych Polaków
utrzymujących się z marnych pensji, rent, emerytur i zasiłków, z których
pobierane są podatki, w tym podatek na służbę zdrowia. Proponowane tym
ludziom dodatkowe płacenie za usługi medyczne, jest zarówno
ekonomicznym, jak i moralnym absurdem. Płacenie za usługi medyczne
spowoduje niedostępność do nich większości Polaków ze względu na brak
pieniędzy. Do czego to doprowadzi, odpowiedzmy sobie sami.
Okazuje się, że płacone przez wszystkich Polaków składki na służbę
zdrowia nie wystarczają, aby mogła normalnie funkcjonować. Jeśli tak
istotnie jest, należy szukać dodatkowych źródeł, może i w zwiększeniu
składki zdrowotnej, ale musi się to odbywać stopniowo, wraz z
wzrastającymi dochodami ludności. Działania te powinny być tak wyważone
i odpowiedzialne, aby nikt nie został pokrzywdzony, tak pracownik służby
zdrowia, jak i przede wszystkim pacjent. Ktoś może powiedzieć, że chcąc
się leczyć i wyleczyć, to trzeba zapłacić. Tak, takie procedery są
nagminne i wymagają najwyższego potępienia. Co ma jednak począć poważnie
chora osoba, ona nie ma wyjścia, więc zmuszona jest w konspiracji
płacić, niezgodnie z zapisami w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej,
jak i etyką zawodową służby zdrowia. Czy tak powinno to wyglądać? Służba
zdrowia to najważniejszy segment w strukturze państwa, mający służyć
wszystkim jej mieszkańcom w równym stopniu. Nie powinno być żadnych
różnic czy wyjątków w sferze dostępu do usług medycznych. Państwo ma
obowiązek dbać o wszystkich w jednakowym stopniu, a nie dzielić je na
lepszych i gorszych. Dzisiaj, rozbudowane przed wyborami oczekiwania są
nierealne, pozbawione racjonalności i zwykłej przyzwoitości. Dziś nikt
nie pyta, kogo i na co stać, co i w jakim zakresie jest możliwe.
Stworzono klimat powszechnych żądań, bez oglądania się na ich efekt.
Katolicka nauka społeczna uczy, że myślą przewodnią wszelkich działań
powinien być człowiek i jego niezbędne potrzeby, aby mógł godnie żyć i
funkcjonować w społeczeństwie obywatelskim. Obecnie większość wpływowych
ludzi, mieniących się wierzącymi, całkowicie pomija tę prawdę, w imię
jednej dziś królującej „mamony-pieniądza”. Potrzebny jest zdecydowany
odpór tego rodzaju praktykom ze strony środowisk społecznych, a
szczególnie katolickich. Jeden ośrodek związany z „Radio Maryja”, nie
wystarczy, aby przeciwstawić się ogromnej ekspansji środowisk
liberalnych z Gazetą Wyborczą na czele. Katolik ma prawo wierzyć w cuda,
w te nadprzyrodzone, a nie cuda zwykłych ludzkich cyników. Cudu nie
będzie i zrozumienia drugiego człowieka również w rzeczywistości
kreatywnej, dopasowywanej do własnej ideologii, ideologii własnego
interesu, kosztem większości. Otwórzmy szeroko oczy i uszy i wyjdźmy z
wirtualnego świata, jaki starają się nam wmówić dzisiaj rządzący z
różnej maści poplecznikami. Nie dajmy się zwodzić i nie wierzmy w żadne
zaklęcia, chociażby w to, że po sprywatyzowaniu służby zdrowia, znikną
kolejki. Może znikną, ale tylko dla najbogatszych. Na służbie zdrowia,
można mnóstwo zarobić. Wiedzą o tym ci, którzy do jej sprywatyzowania
dążą. Będziemy zapewne świadkami ostrego sporu pomiędzy ośrodkiem
rządowym, a prezydenckim, co do kształtu służby zdrowia, potęgowanego
żądaniami grup pracowniczych. Bądźmy dobrej myśli, że zwycięży
racjonalizm i mądrość.
Póki co, starajmy się być dla swoich znajomych i bliskich mili i
sympatyczni, dając im poczucie zadowolenia ze wspólnego obcowania.
Andrzej Krężałek
Wypalanie traw
Palący problem
Co
roku wraz z nadejściem wiosny gwałtownie wzrasta liczba pożarów traw,
łąk i nieużytków oraz upraw. Z danych Komendy Głównej Państwowej Straży
Pożarnej wynika, że w ubiegłym roku odnotowano ponad 115 tys. takich
pożarów. Zdecydowana większość powstaje z winy człowieka. Na nic się
zdają apele ekologów, że trawy powinny być koszone i kompostowane, a nie
wypalane, gdyż ginie wówczas żyjąca w nich flora i fauna. Pożary
obniżają ponadto plony, marnotrawią wartościową paszę, naruszają
strukturę gleby i wyjaławiają ziemię. Nie można zapominać, że także
interwencje strażaków są kosztowne - pojedyncza akcja to kilkaset
złotych, co w skali roku daje kilka milionów złotych.
Gwałtownie wzrasta liczba pożarów traw, łąk i nieużytków. Mimo że
wypalanie roślinności jest niedozwolone i niebezpieczne, pomimo apeli
strażaków co roku setki nierozważnych i bezmyślnych osób w taki sposób
oczyszcza swoje pola, łąki czy trawniki. Jednak przekonanie, że w ten
sposób gleba jest lepiej przygotowana do późniejszej uprawy, jest silnie
zakorzenione wśród rolników. Pożary niszczą florę i faunę - a więc
zagrożone są m.in. mrówki, żaby, krety, młode zające czy ptaki.
Zagładzie ulegają też cenne gatunki roślin, zioła czy pędy i korzenie
roślin wieloletnich. Rolnicy i działkowicze powinni wziąć pod uwagę, że
takie pożary obniżają plony, marnotrawią wartościową paszę, naruszają
strukturę gleby i powodują jałowienie ziemi. Do atmosfery przedostają
się także różnorakie związki chemiczne, które są trujące zarówno dla
ludzi, jak i dla zwierząt. Zdaniem Narodowego Stowarzyszenia Lekarzy na
rzecz Środowiska Stanów Zjednoczonych, substancje toksyczne w powietrzu
powstające w wyniku tych podpaleń mogą wywoływać niekorzystne zmiany w
każdym organie i układzie organizmu człowieka. Badania przeprowadzone w
latach 90. przez lekarzy ze śląskiej Akademii Medycznej mówią, że liczba
zgonów jest zależna od nawet krótkotrwałych zanieczyszczeń w powietrzu.
Dzieje się to między innymi wtedy, gdy na obrzeżach miast lub w
kotlinach (jak u nas w Łękach) działkowicze i rolnicy masowo palą trawy,
liście, gałęzie, a także śmieci, np. opakowania z tworzyw sztucznych,
które zbierali przez całą zimę. W zależności od kierunku wiatru wszystko
to wdziera się do mieszkań i ludzie tą trucizną oddychają - mówi ekolog.
Badania wykazały, że wzrost o jeden mikrogram ilości dwutlenku siarki w
metrze sześciennym powietrza powoduje wzrost liczby zgonów w populacji o
3,3 na 100 tys. ludzi. Przy stężeniu 180 mikrogramów na metr sześcienny
dwutlenku siarki mamy prawie 600 dodatkowych zgonów w ciągu roku. Nie
można zapominać, że wskutek wypalania tworzy się także tlenek węgla,
czyli czad, dwutlenek węgla, tlenki azotu i rakotwórcze węglowodory, jak
np. benzopiren. Na dodatek tlenki łączące się z parą wodną powodują
zakwaszenie powietrza, gleby i wód, przez co pogłębiają procesy
korozyjne. To jest nie do pomyślenia w Zachodniej Europie. Nikt się nie
odważa robić ognisk na swoim ogródku. Palenie oznacza katastrofę.
Niszczy się zależności i procesy występujące w glebie. Na skutek takich
działań giną również ludzie. Niewielki wiatr wystarczy, aby mały ogień
wymknął się spod kontroli, bardzo szybko rozprzestrzenił się i zmienił w
tragiczny w skutkach pożar niszczący pobliskie lasy, często także
zabudowania.
Wypalanie traw oprócz tego, że jest niebezpieczne, jest także prawnie
zabronione. Grozi za to grzywna, a nawet areszt. Dodatkowo z chwilą
przystąpienia do Unii Europejskiej, na pola wyruszają członkowie komisji
wyznaczonych przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Jeśli zauważą ślady po wypalaniu łąk, traw i nieużytków, rolnik zostanie
pozbawiony dopłat bezpośrednich.
Jak informuje kpt. Mariusz Wójcicki, rzecznik prasowy KW Państwowej
Straży Pożarnej w Rzeszowie, od połowy marca ub. roku przez 2 tygodnie
podkarpaccy strażacy uczestniczyli w ponad 350 akcjach dogaszania
płonących pól, pastwisk i nieużytków rolnych. Podpaleniom ulegały pola
na wolnej przestrzeni, trawy w bezpośrednim sąsiedztwie lasów, zabudowań
gospodarczych, nasypów kolejowych oraz pobocza dróg. Mimo apeli i
ciągłego przypominania część społeczeństwa wciąż bagatelizuje problem -
wyjaśnia kpt. Wójcicki. Biolodzy zwracają uwagę, że już przy
temperaturze 50o C zamierają tkanki roślin, a temperatura, jaka
występuje na powierzchni gleby podczas pożaru, sięga nawet 700o C.
Strażacy przypominają, że warunkiem sprzyjającym przemieszczaniu się
ognia jest wiatr. Wystarczy podmuch, by z pozoru niegroźnie wyglądający
pożar przenieść w najmniej spodziewanym kierunku.
Katastrofalne skutki
Skutki wypalania traw są zawsze złe. Pożary takie niszczą w poważnym
stopniu ekosystem. Wypalają się wierzchnie warstwy gleby. Zdarza się
także, że giną sami podpalacze lub osoby znajdujące się w pobliżu
szalejącego żywiołu.
W Polsce ginie w ten sposób od 10 do 15 osób rocznie. Około 13 % pożarów
lasów spowodowanych jest przez bezmyślnych podpalaczy traw. Spalony las
to wielka strata majątku narodowego czy osobistego. Podczas pożaru lasu
płonie kilkusetletni starodrzew. Wielka szkodliwość wypalania traw
przejawia się także w angażowaniu sprzętu straży pożarnej do gaszenia
celowo wywołanych pożarów, podczas gdy jest on w tym czasie potrzebny do
ratowania ludzkich istnień zagrożonych wskutek powstałych wypadków
drogowych oraz pożarów losowych.
Warto zastanowić się nad tym, że nawet tolerując wypalanie traw przez
naszych sąsiadów narażamy się sami, nasze rodziny i dzieci na ryzyko
zachorowań na raka oraz inne choroby układu oddechowego. Dlatego należy
bezwzględnie tępić to zjawisko, które u nas przybiera tak ogromne
rozmiary.
Opr. Naczelnik OSP
Tadeusz Wierdak

Bóg nadal szuka miejsca...
Pod takim hasłem, 21 grudnia, odbyło się w naszej szkole spotkanie
wigilijne, na które zostali zaproszeni przedstawiciele władz
oświatowych, gminnych oraz emerytowani nauczyciele i pracownicy szkoły.
Po słowie wstępnym, wygłoszonym przez panią dyrektor, młodzież
zaprezentowała montaż słowno-muzyczny przypominający wydarzenia nocy
wigilijnej. W czasie uroczystości swój program artystyczny
zaprezentowały także „Baletki”.
Na zakończenie występów młodzież skierowała do wszystkich zebranych
życzenia:
„W tę jedyną, niepowtarzalną noc życzymy, aby każdy z nas miał na tyle
dużą dłoń, aby mógł z niej uczynić Betlejem,
Aby każdy z nas miał na tyle ciepłe serce, żeby mógł przyjąć nowo
narodzoną miłość,
a do tego wystarczy tylko wiara i nadzieja, a miłość przyjdzie sama”.
Po
części artystycznej nastąpiło wspólne łamanie się opłatkiem i składanie
sobie życzeń. Uroczyste spotkanie zakończył wspólny obiad wigilijny.
Osoby odpowiedzialne za przygotowanie uroczystości:
- montaż słowno-muzyczny: Danuta Witowska, Dominika Bogaczyk oraz pan
Andrzej Aszlar,
- program „Baletek”: Magdalena Aszlar,
- dekoracje: Katarzyna Majchrzak i Joanna Sieniawska.
Konkurs literacki „Gdyby nie było Świąt Bożego Narodzenia”
Tradycyjnie, w okresie przedświątecznym został przeprowadzony konkurs
literacki, którego celem było inspirowanie uczniów do twórczości
związanej z tematyką bożonarodzeniową.
Uczestnicy konkursu mieli możliwość wyboru formy wypowiedzi, dlatego
pojawiły się prace pisane prozą oraz wiersze.
Jury konkursowe zauważyło, że prace były bardzo osobiste, a uczniowie
przede wszystkim podkreślali niezwykłą atmosferę towarzyszącą tym
świętom.
Najwyżej zostały ocenione prace:
- Patrycji Orłowskiej (kl.III G) - I miejsce
- Sylwii Jaracz (kl. VI SP) - II miejsce
- Ilony Szołtun (kl. II G) - III miejsce
Ponadto wyróżniono prace: Kamili Balawajder (kl. VI SP) i Aleksandry
Fiejdasz (kl. V SP).
Za zorganizowanie i przeprowadzenie konkursu odpowiedzialne były panie
polonistki: Urszula Szpiech i Joanna Sieniawska.
Podsumowanie pracy za I półrocze
I półrocze dobiegło końca! Za efektywną pracę należą się gratulacje.
Najlepsze wyniki w I półroczu otrzymali następujący uczniowie:
- klasa 0 - Szczepan Ryczak, Bartosz Ryczak, Arkadiusz Węgrzyn,
- klasa I - Diana Lis, Izabela Molek, Anita Musialik,
- klasa IIa - Karolina Poradyło, Karolina Malczewska,
- klasa IIb - Adam Trynkiewicz, Klaudia Kołacz, Ewelina Stasik, Oliwia
Gierlicka,
- klasa III - Karolina Kurowska, Daniel Orłowski,
- klasa IV - Aleksandra Ryczak (średnia 5,1), Jakub Jastrzębski (średnia
4,9), Beata Wojdyła (średnia 4,9),
- klasa V - Kamil Robótka (średnia 5,1), Anna Rubaj (średnia 4,9),
- klasa VI - Aleksandra Fruga (średnia 4,9),
- klasa III gimnazjum - Patrycja Orłowska (średnia 4,8).
Kryterium do wyróżnienia w klasach IV-VI szkoły podstawowej i I-III
gimnazjum była średnia ocen powyżej 4,75 i przynajmniej bardzo dobre
zachowanie.
Gratulujemy wszystkim wyróżnionym!
Marta Pabis

ROK
SZKOLNY
1982/83
Prace
porządkowe
Po zakończeniu roku szkolnego 1981/82 przystąpiono do gruntownych
porządków w szkole. Zniszczone sale, z powodu dymu i prac kominiarskich,
odnowiono. Od początku sezonu palenia w szkole nie można było dojść do
normalnego ogrzania szkoły z powodu zniszczenia pieców. Dyrektorka
sprowadziła kominiarzy, którzy oczyścili kominy i piece, ale przy
paleniu nadal dymiło. Dlatego w styczniu po uzyskaniu funduszy przez
gminę sprowadzono dwóch zdunów z Krosna, którzy rozebrali 2 dymiące
piece i postawili nowe. Pomocnikiem w tych pracach była woźna p.
Stanisława Białogłowicz, która miała wiele problemów z wyszukaniem
odpowiedniej glinki potrzebnej przy stawianiu pieców, bo ziemia była
zamarznięta w zimie.
Po odnowieniu sal zlikwidowano także zacieki z dachu na górnym korytarzu
i kancelarii dyrektorki. Pod koniec roku szkolnego uczniowie pomogli
częściowo sprzątaczkom w czyszczeniu parkietów we wszystkich salach na
dole i na piętrze. Dzięki zakupionym w Krośnie wiórkom (3 worki ) i
paście udało się doprowadzić sale do estetycznego wyglądu. Dwie kontrole
Sanepidu nie wykazały w szkole zaniedbań sanitarno - higienicznych mimo,
że w budynku szkolnym brak było wody, bo studnia szkolna na dwie rodziny
nauczycielskie mieszkające w szkole i na szkołę nie mogła zaopatrzyć
wszystkich w wodę. Woźne nosiły wodę z okolicznych studni i zawsze było
czysto. Nawet papier toaletowy wydzielany porcjami był dostępny dla
wszystkich, mimo trudności z jego zakupem. Otrzymywano go za sprzedaż
makulatury, którą zbierały dzieci a bezpłatnie przewoził ją do Krosna
pan Śliwiński. Współpraca z Ośrodkiem Zdrowia układała się pomyślnie
dzięki sympatycznemu lekarzowi Ryszardowi Płoszczycy, który ponad 15 lat
leczył mieszkańców Łęk, mieszkając w Ośrodku Zdrowia. Jego syn -
najlepszy uczeń w klasie uczęszczał wówczas do klasy VIII a.
W czasie wakacji wybudowano nowy śmietnik przy szkole, każdą ubikację
wyposażono w pojemniki na wodę do spłukiwania i łańcuszki. Odnowiono
również wnętrza ubikacji i założono parkiety w dwóch salach: w sali prac
ręcznych, gdzie uczył p. Kozielec i kl. I-III. W tych salach od lat
parkiety były załamane i dziury założone deskami lub sprzętami. Nowy
parkiet przywieziono z Dukli wraz z ekipą robotników. Robotnicy wykonali
również prace porządkowe w obejściu szkoły tj. podmurowanie stopni
wyszczerbionych na schodkach, malowanie bramek, poręczy, siatki przy
bramkach, sadzenie zieleni itp.
Zabawy dochodowe
Komitet Rodzicielski urządził mimo trudności z salą (zakaz urządzania
zabaw w Łękach) dwie zabawy dochodowe - jedna w sali Domu Ludowego w
Wietrznie i zgromadził 200 tysięcy złotych na cele szkoły (nie wliczając
do tego składek dzieci na Komitet Rodzicielski po 5 tysięcy od osoby). W
zorganizowaniu tej zabawy pomagali nie tylko rodzice z Łęk, ale i z
Wietrzna. Najwięcej udzielali się: Kasprzyk Roman, przew. Komitetu
Rodzicielskiego, Śliwiński, Widziszewska Barbara, Nawrocka z mężem
Edwardem oraz Trynkiewiczowie, a z Wietrzna Lawera i inni. Z powodu
dużej ilości wina na zabawie ksiądz z Wietrzna "grzmiał na ambonie".
Nowi nauczyciele.
Od początku nowego roku szkolnego zatrudnieni zostali w szkole nowi
nauczyciele w Łękach Dukielskich: mgr Barbara Nawrocka do klas I-IV, dr
Henryk Krawiec do nauczania fizyki, chemii i matematyki, Danuta Smolak
do j. Polskiego, wychowania fizycznego w kl. V-VIII, a w Wietrznie
nauczyciela do kl. I-III.
Od 15 września wzrosły płace nauczycielskie, ale także wymagania pod
adresem nauczycieli. Ze względu na remont sali pracy-techniki (parkiet)
przeniesiono tę klaso-pracownię do innej sali. Po remoncie w odnowionej
sali odbyły się wybory, w których brała udział Dyrekcja szkoły, jako
sekretarz Komisji Wyborczej. Nauka odbywała się w 5 dniach tygodnia, a w
wolne soboty dyr. organizowała zajęcia dodatkowe. Od półrocza
zatrudniony został w szkole jako historyk - mgr Zygmunt Tadeusz.
Dojeżdżał do szkoły z Lubatowej.
Wizyta aktora w szkole
W dniu 24 maja 1983 roku odbyło się w naszej szkole bardzo miłe
spotkanie z aktorem znanym dzieciom z wielu ról - p. Augustem
Kowalczykiem. Pozostawił po sobie pamiątkę w postaci zdjęcia i wpisu do
Kroniki Szkoły.
Prace w ciągu roku szkolnego
W ciągu roku czas zeszedł na pracach porządkowych, kontrolach ze
Zbiorczej Szkoły Gminnej i 3 kontrolach Sanepidu, które nie wniosły
większych zastrzeżeń do pracy szkoły. Woda w studni szkolnej od lat
budząca zastrzeżenia została chlorowana i od tej pory nie było
problemów.
Działalność ZHP i organizacja biblioteki
W szkole organizacją ZHP zajął się kol. dr H. Krawiec. Organizował w
wolne soboty zabawy, wycieczki, rajdy, filmy, aby zachęcić uczniów do
aktywności w ZHP. Pomagała mu w tych zajęciach pani Danuta Smolak,
dzięki czemu praca tej organizacji w szkole stała się widoczna.
Przyznano również 9 godz. na pracę w bibliotece szkolnej, które przejęła
dyr. Szkoły i dzięki temu połowę zbiorów w bibliotece skatalogowano. Z
Biblioteki Wojewódzkiej otrzymano bezpłatnie skrzynki katalogowe, gdzie
złożono karty katalogowe ułożone w porządku alfabetycznym i rzeczowym.
Założono i uporządkowano księgę ubytków do połowy zbiorów w bibliotece,
a na bibliotekę przeznaczono osobne pomieszczenie - kancelarię szkoły,
bo dotychczas książki z biblioteki były w szafach w klasach, gdzie
ginęły, bo uczniowie niszczyli zamki.
Współpraca z Komitetem Rodzicielskim
Współpraca z Komitetem Rodzicielskim układała się pomyślnie.
Zorganizowana zabawa w Domu Ludowym w Łękach dostarczyła funduszy na
zakup pięknych pomarańczowych mebli do kuchni szkolnej. Wykonał je na
zamówienie pan Urban i kosztowały 30 tys. złotych.
Komitet anonimowo (bo bez zezwolenia) podłączył także do sieci
ogrzewania gazowego korytarz dolny i górny, a także 2 klasy wydając na
ten cel około 50 tys. Zł.
Rodzice pod przew. Romana Kasprzyka (zwłaszcza trójki klasowe)włączyły
się do zorganizowania choinki noworocznej, Dnia Babci, Dnia Nauczyciela,
Dnia Kobiet i Dnia Dziecka ora zakończenia roku szkolnego. Dzieci
wyróżnione w nauce otrzymały książki zakupione z funduszu Komitetu
Rodzicielskiego. Sfinansowano również występ aktorów z okazji MDDZ.
Koniec roku szkolnego
Na końcu roku szkolnego w imieniu rodziców wszystkim nauczycielom i
Dyrekcji wręczono kwiaty. Odbyło się to po podziękowaniach za pracę i
pięknym przemówieniu wygłoszonym przez pana dr Ryszarda Płoszczycę. Syn
pana dra zdobył I miejsce w olimpiadzie przedmiotowej z chemii, a także
II miejsce w województwie. Był to ogromny sukces zarówno dla ucznia jak
i nauczycieli i szkoły. Uczniów z trudnościami w nauce na zlecenie Dyr.
skierowano na badania przez Poradnię Wychowawczo-Zawodową w Dukli i
zostali oni skierowani do szkół specjalnych albo szkół uzawodowionych. Z
części uczniów kl. IV, gdzie było najwięcej uczniów słabych, utworzono
oddział terapeutyczny liczący 14 uczniów (równoległy do klasy IVa).
C.d.n. Beata Węgrzyn
 |